- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Byk z Krety

Byk z Krety

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Byk z Krety

Królestwo Matki przestało istnieć.

Androgeos wiedział to, chociaż Panie obdarzyły go swoją łaską i oszczędziły widoku jego agonii. Jednak pomimo spędzenia ostatnich dekad – wieków? milleniów? – w letargu, czuł kroki każdego najeźdźcy depczącego świętą wyspę. Widok pożarów trawiących miasta-pałace prześladował go jako koszmar, z którego nie mógł się obudzić, przerywany jedynie niepokojącymi wizjami opustoszałych ruin.

Teraz boginie uznały, że nadszedł czas. Przywróciły ostatniego księcia Krety światu, aby spłacił zaciągnięty dawno temu dług.

Pierwszego barbarzyńcę spotkał tuż za progiem swego sanktuarium. Brodacz z pochodnią, ubrany w niespotykany za jego czasów sposób, zdążył tylko wrzasnąć, nim jego kark pękł jak zgięta gałązka. Androgeos otrzepał dłonie z odrazą. Miał zadanie do wykonania i nie zamierzał pozwolić hołocie, aby mu przeszkadzała.

Przywołał z pamięci plan Labiryntu. Miejsce jego spoczynku znajdowało się w zachodniej części kompleksu. Przeniesiono go tam prosto z kaplicy, w której jego rodzina zawarła pakt z Paniami. Zawieszonego między życiem a śmiercią od rany… zadanej przez lądowego chłopca, syna zbuntowanego wasala ojca Androgeosa.

Książę poczuł palący wstyd i gniew. Przejechał palcami po szramie znaczącej jego szyję. Ląd zapłaci. Już niedługo.

Jego celem była komnata we wschodnim skrzydle hypogeum, gdzie ukryto najświętsze regalium królewskiego rodu. Własność samej Matki, której nikt nigdy nie poważył się choćby dotknąć.

Androgeos uśmiechnął się ponuro. Z namaszczenia Pań ma dokonać bezbożnego czynu, by ukarać bezbożników… Podniósł pochodnię upuszczoną przez intruza.

Po krętych korytarzach Labiryntu poruszał się intuicyjnie. Członkowie rodziny królewskiej jako jedyni poza kapłankami mieli wstęp do podziemnej, ukrytej części pałacu, gdzie odbywały się mistria ku czci Matki oraz jej syna-męża. Androgeosowi mówiono, że został poczęty podczas jednego z takich obrzędów. Podobno dlatego został… naznaczony. Wcielił się w niego sam naturalny potomek Matki, tak powiedziały matriarchinie. Od początku miał stać się obrońcą wyspy. Bykiem z Krety.

Czy to była prawda? Nie zastanawiał się nad tym. Nie będąc zbyt przesądnym, uważał, że padł ofiarą kaprysu bóstw i nie kwestionował swojego losu. Posłusznie wypełniał wszystkie nadane mu funkcje. Był postrachem wrogów Kreteńczyków. Składał ofiary w głębinach Labiryntu. W końcu zgodził się nawet na udział w feralnym pojedynku. Gdyby nie ta dwójka zdrajców…

Potrząsnął głową, skupiając się na misji.

Szedł korytarzem o ścianach zdobionych freskami. Na widok malowideł ukłuł go żal. Mijał orszaki orantów zmierzające w tę samą stronę, co on. Dziewczęta i młodzieńcy nieśli obfite dary dla Matki oraz jej dwórek. Szkatuły, dzbany… Tam atleci wykonują rytualny skok przez byka, tam kapłanki tańczą, licząc na boskie objawienie… Kolory, żywe pomimo upływu lat, oddają Kretę taką, jaką Androgeos zapamiętał. Bogatą i piękną.

Utraconą.

Książę zacisnął dłoń na zawieszonym u jego pasa talizmanie z tekstem krótkiej litanii zapisanym archaicznym pismem pierwszych Kreteńczyków. Zaczął cicho nucić jej słowa, licząc na zwrócenie uwagi Matki:

Pani Najwyższa, Bogini, Tronów Mocarnych Gwiazdo…

Od razu poczuł się raźniej. Skoro Panie dotrzymały danego słowa i ocaliły go od zguby, nie zrobiły tego tylko po to, aby zaraz go porzucić. Znał je. W przeciwieństwie do złośliwych bożków cudzoziemców, one traktowały swoich wyznawców uczciwie.

Pani Najwyższa, Słów Pociechy Delikatności…

Dotarł do rozwidlenia ozdobionego wizerunkiem Wężowej Damy. Rozłożone ręce groźnej bogini mądrości i tajemnic wskazywały dwa korytarze. Prawy prowadził w górę, do prywatnej kaplicy stworzonej na użytek jego matki. On skierował się w lewo.

Pani Najwyższa, Proroctw Dawczyni…

Urwał. Tam, gdzie spodziewał sie ujrzeć zamurowane wejście do relikwiarza, zobaczył czarną dziurę z majaczącymi weń światełkami. Rzucił pochodnię i ruszył biegiem przed siebie, pełen najgorszych przeczuć.

Ściana została rozkuta. Rabusie nie przejęli się pokrywającymi ją wizerunkami strażniczych bóstw ani wijącymi się wśród nich słowami klątwy. Androgeos pochylił się i wpadł do komnaty, szurając nogami po gruzie. Jego serce zamarło.

Wewnątrz pięciu barbarzyńców, podobnych do tego zabitego wcześniej przez księcia, otaczało podium, na którym spoczywało święte insygnium. Dwóch usiłowało je podnieść, jednak na widok Androgeosa przestali. Jeden zawołał coś w swoim odrażającym języku, pokazując na niego.

Ostatni obrońca Krety ryknął z furią i chwycił najbliższego świętokradcę. Podniósł go i cisnął o posadzkę. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz, i jeszcze raz… Nagle poczuł piekący ból w łopatce. Odwrócił głowę. Towarzysz jego ofiary celował do niego z dziwnego zakrzywionego urządzenia. Na jego twarzy malowało się absolutne przerażenie. Androgeos uderzył go krwawym ochłapem, który jeszcze przed chwilą był krzyczącym dzikusem, powalając go na ziemię. Kiedy leżał, zmiażdzył mu głowę kopytem.

Spojrzał na pozostałych. Jeden skulił się w kącie, inny w akcie desperacji dobył miecza, a ostatni, naiwny, pochylił się nad skarbem, chyba chcąc go użyć do obrony. Nie zdążył go nawet dotknąć, zanim róg szarżującego Androgeosa przeszył go na wylot. Drugi krzyknął za strachu i ciął na odlew, ale po chwili jego głowa oddzieliła się od tułowia. Zbryzgany posoką książę zerknął na jedynego ocalałego, po czym sięgnął po relikwię.

Labrys, olbrzymi pradawny topór o dwóch ostrzach, podarowany pierwszemu władcy Krety przez samą Matkę. Spoczywał tu przez niezliczone lata, czekając, aż Panie wezwą kogoś do dzierżenia go… I oto nadszedł kres oczekiwania.

Barbarzyńca, przeczuwając swój los, zaczął jęczeć pod nosem, jednocześnie niezgrabnie wyciągając spod napierśnika niewielki wisiorek. Skierował go ku nadchodzącemu katu. Androgeos domyślił się, że poganin wzywa na pomoc własnych bogów. Niedoczekanie. Książę złapał go za rękę i wykręcił ją. Złodziej wypuścił amulet i rozpłakał się. W jego oczach dało się wyczytać błaganie o litość. Daremne.

Labrys rozłupał mu czaszkę na pół.

***

Ze wzgórza, na którym ongiś znajdowało się wspaniałe Knossos, stolica Krety, Androgeos widzi pobliskie miasto. Jest otoczone murem, a na bodącym morze cyplu góruje potężna cytadela.

Nie ochroni ich.

To prawda, kreteńskie imperium upadło. Ale dopóki żyje choćby jeden z potomków królewskiej dynastii, żadni najeźdźcy nie będą sobie rościć prawa do wyspy. Tych pięciu nędzników zabitych w Labiryncie było ofiarą dla Pań. Może złożoną w sposób nie do końca zgodny z ceremoniałem, ale dobrą na początek. Już niedługo w podziemnej świątyni ponownie zabrzmią dźwięki bębnów i fletów, a Matka odzyska należną jej cześć. Kreta powstanie.

Androgeos, pierworodny syn Minosa i Pazyfae, prawowity dziedzic kreteńskiego tronu, Byk z Krety, wybraniec Pań, et cetera, et cetera, wśród barbarzyńców znany jako Minotaur, unosi Labrys i wykrzykuje przekleństwo w stronę miasta.

 

Koniec

Komentarze

Anonimie, niespełna siedem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT. Na tej stronie opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków. :)

Cześć,

 

zaimkoza:

 

Pierwszego barbarzyńcę spotkał tuż za progiem swego sanktuarium. Brodacz z pochodnią, ubrany w niespotykany za jego czasów sposób, zdążył tylko wrzasnąć, nim jego kark pękł jak zgięta gałązka. Androgeos otrzepał dłonie z odrazą. Miał zadanie do wykonania i nie zamierzał pozwolić hołocie, aby mu przeszkadzała. Przywołał z pamięci plan Labiryntu. Miejsce jego spoczynku znajdowało się w zachodniej części kompleksu. Przeniesiono go tam prosto z kaplicy, w której jego rodzina zawarła pakt z Paniami. Zawieszonego między życiem a śmiercią od rany… zadanej przez lądowego chłopca, syna zbuntowanego wasala ojca Androgeosa. Książę poczuł palący wstyd i gniew. Przejechał palcami po szramie znaczącej jego szyję. Ląd zapłaci. Już niedługo.

 

Nie jestem pewna, czy to zamknięte opowiadanie? Chyba bardziej wstęp.

To ma być, jak rozumiem, taka mini scenka mitologiczna, ninedin swego czasu pisała takie rzeczy, ale, cóż, lepiej… Osobiście mam ogromną sympatię do Minotaura, to ta postać mitologiczna, której mi zawsze bardzo żal, więc Twój pomysł mi się podoba, ale rozwinąłeś go trochę za prosto, jakby to była tylko wprawka i szkic. A jeśli to miała być miniaturka, to powinna być bardziej efektowna literacko

A mi się ta scenka podobała.

Minotaur w Twojej opowieści jest szlachetny i tajemniczy. 

Myślę, że opowiadanie zyskałoby, gdyby je trochę rozbudować, dodać dialogi i więcej opisów, ale czytało się płynnie. 

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, fajny bohater wchodzący z kopyta w swoją labiryntową domenę, z drugiej, trochę brakuje tutaj informacji o świecie przedstawionym oraz, jak wskazała drakaina, jakiejś takiej literackiej otoczki.

Co do świata przedstawionego – w jakich czasach budzi się Minotaur? Zabici poszukiwacze mają miecze, napierśniki oraz broń palną…

Co czuje Minotaur, co nim kieruje? Ja jakoś tego nie zobaczyłem nie potrafiłem się wcielić w tę postać?

 

Podsumowując – fajna scenka, taka trochę przypominająca trailer do jakiejś gry: stwór się budzi, wycina rabusiów grobów i patrzy na krajobraz swojej wyspy. Zabrakło nieco głębi…

 

Pozdrawiam!

Kreta i Labirynt, więc nietrudno domyślić się, kim jest narrator. Ciekawe jest to, że anonimo zrobiło z niego pozytywnego bohatera.

Zgadzam się z przedpiścami, że to raczej scenka. OK, pierwszych najeźdźców zaciukał. I co dalej, młody byczku?

Nowa Fantastyka