- Opowiadanie: smerfojagody - Nic

Nic

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Nic

Antek usiadł na łóżku. Z jego zdrętwiałych od zimna palców promieniował kłujący ból. Ostatnio pogoda dawała mu coraz bardziej w kość, a nieszczelne okna małego mieszkanka nie pomagały. Często budziły go w nocy, wdzierające się do pokoju, świszczące podmuchy wiatru. Gdy tak leżał w ciemności na starym materacu i pod dziurawą kołdrą, zdawało mu się, że za drzwiami słyszy ciężkie, miarowe kroki. Za każdym razem gdy klamka skrzypnęła pod naciskiem obcej dłoni, na dworze zrywał się gwałtowny podmuch i zagłuszał przerażające dźwięki. Gdy się uspokajał, panowała już tylko gęsta i ciemna cisza.

Mimo, że mieszkał sam, Antek nigdy nie zostawiał otwartych drzwi z pokoju. Czuł, że gdyby ich nie zamknął, to coś wtargnęło by bez najmniejszych przeszkód do środka. Za tą nieprzekraczalną dla nocnych mar granicą, był bezpieczny. A przynajmniej tak sobie powtarzał. 

Przeciągnął się i położył na łóżku. Nie był jakoś strasznie zmęczony, ot tak jak codziennie. Przymknął oczy i pogrążył się w niedających mu spokoju, dręczących myślach. Jutro będzie kolejny dzień, kolejny raz będzie musiał robić dokładnie to samo co dzisiaj. 

Nie mógł spać, ale nie miał już siły na płynięcie z nurtem depresyjnych obrazów jakie podsuwał mu jego własny mózg, a co gorsza, nie miał też siły z nimi walczyć. Chciał się czymś zająć, jakkolwiek odwrócić swoją uwagę od własnych myśli. Wlepił wzrok w leniwie posuwające się wskazówki zegara i nasłuchiwał miarowego tykania. Tik, tak, tik, tak. Nagle usłyszał coś jeszcze. Odgłos zupełnie normalny, jednak gdy jest się samemu w domu, staje się on paraliżujący i prowokujący wyczerpaną głowę do snucia przerażających wizji. Delikatne pukanie do drzwi, ledwo słyszalne, jakby ktoś stukał w nie paznokciem, bardzo długim paznokciem. Antek zamarł sparaliżowany strachem, nie śmiąc wydać z siebie najmniejszego dźwięku. Oddychał płytko, nie mogąc napełnić płuc, czuł jakby coś siedziało mu na klatce piersiowej, jakby jego żebra miały zaraz pęknąć pod straszliwym, miażdżącym naciskiem. Wiedział, że za drzwiami czeka to co przychodziło do niego praktycznie co noc, czego kroki nie pozwalały mu spać. Jednak tym razem coś było inaczej, było bliżej i bardziej intensywnie. Stukanie powtarzało się miarowo, wręcz mechanicznie przybierając od czasu do czasu bardziej chrobotliwy wydźwięk. Chłopak zacisnął powieki z całych siły i wtedy coś zobaczył. 

Czasem, gdy potrzemy zamknięte powieki, widzimy przed sobą różne wzory, mimo zamkniętych oczu. Wydają się nierzeczywiste, jak we śnie i z każdą chwilą zmieniają się jak w kalejdoskopie. 

Właśnie coś takiego zobaczył Antek. Czuł delikatny, równomierny nacisk na twarz, który uniemożliwiał mu rozluźnienie powiek. Ruchome obrazy się wyostrzyły. Stały się bardziej realne i namacalne. Antek usiadł – nie – nie siedział na łóżku, nie był w swoim ciele, a przynajmniej nie tak jak zwykle. Spojrzał w dół ale nic tam nie było, nie było tam nawet zwykłej ciemności. To było Nic. 

Nic było miękkie i elastyczne, trochę jak trampolina, albo galaretka. Chłopak wstał powoli, ostrożnie podpierając się rękoma. Spróbował podskoczyć, ale jego stopy były jak przyklejone do powierzchni – nie był w stanie ich oderwać. Przez dłuższą chwilę siłował się, próbując zrobić krok. Udało mu się ruszyć z miejsca dopiero gdy przesunął stopy po powierzchni nie odrywając ich, trochę jak gdyby jeździł na łyżwach albo rolkach. Antek uśmiechnął się pod nosem. Mimo absurdalności sytuacji w której się znalazł, jazda na rolkach była jego ukochaną metodą spędzania wolnego czasu. Zawsze gdy czuł się przytłoczony, przygnębiony czy po prostu zmęczony, brał rolki pod pachę i szedł do parku, a tam mógł spędzać długie godziny jeżdżąc po prostu przed siebie. Gdy wracał do domu, czuł ulgę, co prawda nie zawsze był wtedy szczęśliwy, ale zawsze spokojny. Dzięki temu przestawał myśleć o czymkolwiek, nie martwił się ani przeszłością, ani teraźniejszością, ani przyszłością. 

Teraz też, sam ten ruch przyniósł mu w jakimś stopniu ulgę i spokój – nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że tutaj jest bezpieczny, że tutaj nic mu się nie może stać. 

Podłoga, albo właściwie to co podłogą być powinno, uginało się pod ciężarem chłopca. Antek miał wrażenie, że Nic zaraz przerwie się pod jego ciężarem niczym prześcieradło. Z każdym posunięciem zapadał się coraz głębiej i głębiej, Nicość go pochłaniała, wsysała, chłopak i Nic stawali się jednością.

Zaczęło się od stóp – stały się miękkie, bardziej galaretowate, zmieniały swoją barwę aż zupełnie zlały się z Nicością. Antek nie czuł bólu, nie czuł nic, jego stopy po prostu przestały istnieć, jak gdyby nigdy ich nie było. 

Chłopak zamrugał powiekami i zdał sobie sprawę z tego, że nacisk jaki czuł na twarzy zniknął. Z ulgą schylił głowę i podniósł do niej ręce, od których bił przyjemny chłód. 

Chwila. Dlaczego jego nogi kończą się tak nagle? Czy na ich końcu nie powinno czegoś być? Antek zmarszczył brwi i całą siłą woli próbował przypomnieć sobie co się stało kilka chwil temu.

Zaraz. Nad czym się właściwie zastanawiał? Skoro zapomniał to pewnie nie był to nic ważnego. Przez te kilka chwil Nicość zdążyła pochłonąć go do pasa i chłopak nie był już w stanie posuwać się do przodu. 

Robić czego? Czy w ogóle kiedykolwiek potrafił przemieszczać się z miejsca na miejsce? Pewnie nie, nie miał przecież na czym. Chociaż właściwie byłby w stanie ciągnąć swój korpus rękami, czepiając się palcami podłogi. 

Nie, nie, nie, powoli. Czepiając się czym? Przecież za pomocą tych śmiesznych, krótkich kikutów nie potrafił się nawet podrapać po uchu. 

Antek wciągnął powietrze nosem – o – ale po co właściwie to zrobił? Wiedział, że oddychanie to coś co potrafi, tylko co z tego? Przecież droga wdychanego powietrza kończy się gdzieś w okolicach mostka, jaki więc cel ma ta czynność? Stwierdził, że nie będzie oddychać, bo wszyscy to przecież potrafią, to takie przereklamowane. Czy ludzie nie wiedzą, że to bezcelowe? Czy się oddycha, czy nie, to przecież niczego nie zmienia, jest tylko niepotrzebną stratą energii i czasu. Ludzie są tacy niepraktyczni. 

Poczuł suchość w ustach, oblizał spierzchnięte wargi. Wargę – miał przecież tylko jedną – albo i nie. 

Antek nie widział już nic, no bo i czym? 

Zaraz, zaraz, a o kim właściwe mowa? 

Przecież nikogo tu nie ma. 

 

 

Na policję zadzwonił sąsiad. Od tygodnia z mieszkania z naprzeciwka wydobywał się strasznie dziwny zapach. Mieszkał tam młody chłopak, na oko niespełna dwudziestoletni. Może gdzieś wyjechał, zostawił jakiegoś zwierzaka samego w domu, a zwierz wziął i zdechł, takie rzeczy się przecież zdążają. No ale na klatce śmierdzi, jeszcze chwila i w mieszkaniach obok też by było to czuć.

Policjantów przyszło dwóch. Wezwali ślusarza, bo jak nie trzeba, to po co od razu drzwi wyważać i niszczyć? A tak, szast prast i już, zero zniszczeń, zero śladów. Tych ślusarzy to trzeba mieć na oku, włamywacze jak się patrzy. 

Gdy otwarli drzwi, buchnął w nich odór zgnilizny. Intensywny, słodkawy zapach zaprowadził policjantów wprost do zamkniętych drzwi na końcu korytarza. Zanim je otworzyli założyli maski, bo już tutaj powietrze było gęste i lepkie. 

Pokój, a właściwe pokoik, był urządzony bardzo skromnie. Pod ścianą niewielka szafa, obok biureczko, w oknie nie wisiały firanki, ale za to na parapecie były pozwijane szmaty, jakby ktoś chciał je uszczelnić. Na ziemi nie było nic, oprócz gołego, zszarzałego materaca, na którym spokojnie leżała jakaś postać, przykryta podniszczoną kołdrą. Jeden z policjantów ostrożnie podszedł bliżej i przyjrzał się spokojnej twarzy młodego chłopaka.

Dzieciak nie żył od co najmniej kilku tygodni.

Koniec

Komentarze

Smerfojagody, niespełna siedem tysięcy znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków. Sugeruje też, abyś zajrzała do tego wątku: Portal dla żółtodziobów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzień dobry.

 

nieprzyjemny, kłujący ból.

A znasz przyjemny ból?

 

Nie jakoś strasznie, ot tak jak codziennie. Przymknął oczy. Jutro będzie kolejny dzień. Kolejny raz będzie musiał robić dokładnie to samo co dzisiaj. Dokładnie to co codziennie.

Czasem powtórzenia budują atmosferę w fabule, ale najczęściej nie.

 

20 letni

Słownie.

 

To tak na szybko. 

Trochę pracy przed Tobą, ale zadatki masz. :-) A widzę też, że i czas Cię specjalnie nie goni.

Dużo czytaj i pisz.

Witaj Smerfojagody.

 

Jest horror i jak dla mnie dość przerażający. Jest pomysł na fabułę – to też na plus.

Niestety znalazłam również sporo błędów.

 

Regulatorzy poleciła Ci już portal dla żółtodziobów.

Poniżej jako dyżurna zamieszczam garść wyszukanych błędów.

Jeśli zgadzasz się z nimi, to nanieś poprawki.

 

Często budziły go w nocy świszczące podmuchy wiatru, wdzierające się do pokoju.

Przeredagowałabym “Często budziły go w nocy, wdzierające się do pokoju, świszczące podmuchy wiatru.

 

Antek nigdy nie zostawiał otwartych drzwi z pokoju. Mimo, że mieszkał sam. Czuł, że gdyby zostały otwarte, to coś wtargnęło by bez najmniejszych przeszkód do pokoju. Zamknięte drzwi stanowiły nieprzekraczalną granicę. Granicę za którą był bezpieczny.

To tylko przykład, ale w całym opowiadaniu jest bardzo dużo powtórzeń.

 

 

Patrzył na leniwie posuwający się zegar.

W moich zegarach ruszają się tylko wskazówki;)

 

Delikatne pukanie w drzwi.

Raczej do drzwi.

 

W oknie nie było firanek, ale za to na parapecie leżały szmaty, jakby ktoś chciał uszczelnić okno. Na ziemi leżał goły, zszarzały materac. Na nim spokojnie leżała jakaś postać, przykryta podniszczoną kołdrą.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuje bardzo za konstruktywną krytykę i celne spostrzeżenia. Portal dla żółtodziobów faktycznie okazał się bardzo przydatny i racja, muszę bardziej zwracać uwagę na powtórzenia w teście :))) 

Hej! 

Ciekawe opowiadanie, przyjemnie się czytało. 

Podobają mi się fragmenty, gdzie coś/ktoś stoi za drzwiami, dobrze budujesz napięcie. 

Mam tylko jedno “ale”.

 

 Wiedział, że oddychanie to coś co potrafi, ale po co skoro droga wdychanego powiedzą kończy się gdzieś w okolicach mostka jaki był tego cel?

Czy chodziło o “powietrza”?

Trochę dziwnie brzmi to zdanie. Może lepiej byłoby zrobić z tego dwa zdania, stawiając kropkę po “mostka”, albo całkiem przeredagować ;) 

 

 

Hej, hej Kejt _Elizabet!

Oczywiście, że chodziło to “powietrza”, umknęła mi ta literówka. Dziękuję za czujność :) Melduję poprawienie i przeredagowanie tego zdania. No i bardzo się cieszę, że przyjemnie Ci się czytało :)))

Hej, hej,

 

fajnie budujesz historię, wokół takiej abstrakcji jak Nic, które w sumie okazuje się śmiercią. Ciekawe jest to odczuwanie bohatera, to dotykanie Niczego, ciekawie się to czyta.

W historii jest sporo znaków zapytania – dlaczego nikt nie zauważył smierci chłopaka? Co z jego rodzicami, przyjaciółmi? Dlaczego sąsiad nie zainteresował się nieco wcześniej brakiem aktywności chłopaka? Trochę mi przypomina ta fabuła opowiadania okresu pozytywizmu, opisujące biednych chłopskich synów czy studentów, albo bajki w rodzaju “Dziewczynki z zapałkami”. I ta konwencja jest okej – warto jedynie byłoby ją lepiej zaznaczyć, wprowadzając na początku więcej informacji, np. dorożka za oknem, stare zdjęcie rodziców, nad którym bohater by zapłakał, wymięty list od siostry. Jeżeli mielibyśmy pójść bardziej w stronę współeczesności, to może zdjęcie z domu dziecka, jakieś wezwanie do zapłaty, postanowienie komornika o zajęciu nieruchomości. Ogólnie w świecie współesnym, w naszym regionie ludzie raczej nie zamarzają w domach i nie umierają z głodu. Chyba, że zamarzł by w parku, ale to już zupełnie inna historia ;)

 

Zauważyłem również, że budujesz bardzo krótkie zadania, zachęcam do łączenia ich w większe konstrukcje, poniżej kilka uwag i propozycji – może Cię to zainspiruje.

 

Antek usiadł na łóżku. Palce u stóp i rąk miał zdrętwiałe z zimna. Promieniował z nich kłujący ból. Ostatnio pogoda dawała mu coraz bardziej w kość. Do tego wszystkiego, nieszczelne okna nie pomagały. Często budziły go w nocy, wdzierające się do pokoju, świszczące podmuchy wiatru.

Ja starałbym się łączyć te zdania, żeby była przyczyna dla poszczególnych akcji, np.: “Antek usiadł na łóżku, żeby pomasować palce u stóp, które zdrętwiały z zimna i promieniował z nich kłujący ból. Ostatnio pogoda dawała mu coraz bardziej w kość, a nieszczelne okna nie pomagały. Często budziły go w nocy, wdzierające się do pokoju, świszczące podmuchy wiatru.”

 

 

Antek nigdy nie zostawiał otwartych drzwi z pokoju. Mimo, że mieszkał sam.

Tutaj prosto można połączyć te dwa zadania: “Mimo, że mieszkał sam, Antek nigdy nie zostawiał otwartych drzwi do pokoju”.

Nie mógł spać. Patrzył na leniwie posuwające się wskazówki zegara. Nagle z zadumy wyrwał go jakiś dźwięk. Delikatne pukanie do drzwi. Było ledwie słyszalne, jakby ktoś stukał w nie paznokciem.

Propozycja: “Patrzył na leniwie przesuwające się wskazówki zegara bezskutecznie próbując usnąć. Jego powieki właśnie delikatnie opadały, kiedy usłyszał jakiś hałas. Pukanie do drzwi, ale jakieś inne, delikatne. Jakby komuś nie zależało na dostaniu się do środka, tylko zamiast tego sprawdzał paznokciem wytrzymałość nałożonej na deski farby. ”

 

W propozycji starałem się połączyć następujące po sobie wydarzenia: bohater patrzy na wskazówki, bo chce zasnąć. Potem już, już przysypia, ale nagle go coś budzi (wywołuje to emocje i jest to taka mini porażka, co powinno troszkę przyciągnąć uwagę czytelnika). Do końca nie wiadomo, co budzi bohatera (jakiś hałas) – jest to taka mini tajemnica, która jest rozwijana w następnym zdaniu – to niby pukanie do drzwi, ale nie do końca, ktoś skrobie w te drzwi paznokciem – i to w zamyśle powinno być straszne ;)

 

To tylko propozycja, nie mówię, że moja wersja jest właściwa, czy lepsza. Ja bym to napisał tak, może coś z tego Ci się spodoba i zechcesz zastosować.

 

Czasem, gdy potrzemy zamknięte powieki, widzimy przed sobą różne wzory [+,] mimo zamkniętych oczu.

I tutaj jest okej, jest to dłuższe zdanie :) Chyba umknął przecinek tylko.

 

Antek usiadł. Nie. Nie siedział na łóżku. Nie był w swoim ciele. A przynajmniej nie tak jak zwykle. Spojrzał w dół. Nie było tam nic. Nie była to zwykła ciemność. To było Nic.

 

Tutaj też namnożenie bardzo krótkich zdań.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w pisaniu!

Che mi sento di morir

To jest cała masa słusznych uwag! Co do historii życia chłopaka to nie chciałam jej za bardzo rozwijać, bo to nie ona stanowi sedno opowiadania, ale może faktycznie jakiś wstęp by się przydał. A propos krótkich zdań to zawsze słyszałam, że pisze je właśnie za długie – no cóż, widocznie przechodzę ze skrajności w skrajność. Muszę je jakoś wypośrodkować :)))

Cześć!

Opowieść naprawdę ciekawa, chociaż nie czytało się jej najlepiej, zabrakło takiej płynności ;)

Ale podobał mi się fajny, mroczny klimat i zakończenie, które było dość zaskakujące.

Pozdrawiam serdecznie ;)

Cześć dovio! Za radą BasementKey przeredagowałam tekst i napisałam dłuższe zdania. Mam nadzieję to poprawi płynność tekstu :)))

Hej! Dobrze się to opowiadanie czytało. Myślę, że masz talent do budowania napięcia, podejmujesz się próby opisania rzeczy abstrakcyjnych, w sposób który nie przytłacza i nie zanudza zarazem, co jest warte podkreślenia. Z tego co widzę, przeczytałem wersję poprawioną i moim zdaniem nie zabrakło płynności. To jest serio solidne opowiadanie, z jednej strony lekkie, z drugiej trochę mroczne.

BasementKey zwrócił już uwagę na niedopowiedzenia w fabule, w pełni się pod tym podpisuję i nie będę się powtarzał. W całej historii jeden tylko szczegół mi trochę nie pasuje.

Zanim je otworzyli założyli maski, bo już tutaj powietrze było gęste i lepkie. 

Nie jestem do końca pewny, skąd wzięli te maski. Czy ślusarze noszą je ze sobą? A może chodzi o maseczki chirurgiczne?

 

Trzy literówki znalazłem:

Gdy tak leżał w ciemności na starym materacu i pod dziurawą kołdra

kołdrą

Chłopak zamrugał powiekami i zadał sobie sprawę z tego, że nacisk jaki czuł na twarzy zniknął.

zdał

Zaraza, zaraz, a o kim właściwe mowa? 

Nie jestem pewny, czy to nawiązanie do Sapkowskiego, czy tu miało być ,,zaraz” dwa razy laugh

Antek uśmiechnął się pod nosem, mimo absurdalności sytuacji w której się znalazł, jazda na rolkach była jego ukochaną metodą na spędzenie czasu.

Wyżej dostałaś radę, żeby budować dłuższe zdania, ale w tym konkretnym przypadku mam wrażenie, że problem jest odwrotny. Z tego warto zrobić dwa ;)

Z ulgą podniósł ręce do czoła, od których bił przyjemny chłód i schylił głowę. 

Tu bym zmienił szyk zdania, bo sprawia wrażenie, jakby ,,od których bił” dotyczyło czoła, a nie rąk. Może ,,z ulgą podniósł do czoła ręce, od których bił nieprzyjemny chłód”. 

 

 

Cześć, DuD! Maseczki założyli policjanci – faktycznie nie było to wyraźnie zaznaczone. Literówki poprawione i bardzo się cieszę, że udało mi się naskrobać opowiadanie w nieprzytłaczający i niezanudzający sposób :)))

Nowa Fantastyka