- Opowiadanie: vrchamps - Klon

Klon

Dziękuję Betującym :) Opowiadanie przemaglowane. Chyba mnie dużo nauczyło. Utylizacja własnego tekstu, to dziwne uczucie. Zutylizujmy więc razem klona. Zapraszam.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II, Użytkownicy III

Oceny

Klon

Paweł był klonem. Często zastanawiał się czyim klonem. Jedno było pewne. Swojego dawcę miał zawsze przed sobą w lustrze, kiedy golił brodę, szczotkował zęby lub zmywał z twarzy kurz planety Kepler 16b, po harówie w Dolinie Dwóch Słońc. Lustrzany przyjaciel mówił to samo, wyglądał tak samo, tak samo się martwił, śmiał lub płakał. Gadali ze sobą rzadko, zawsze kiedy Paweł zaczynał rozmowę, dawca odpowiadał, że jeszcze nie zwariował, by gadać do siebie, odwracał się na pięcie i znikał za ledowym obramowaniem szkła.

– Wiem, że gdzieś tam jesteś, tato – powiadał często klon w trakcie odkażania skóry w komorze MAXIMUS 3, podczas przesiewania próbek napromieniowanej gleby do zasobnika lub w czasie półsnu, kiedy to widział obrazy, które mógłby nazwać własną pamięcią. – Chodzisz po Ziemi, masz swoje zajęcia, swoją rolę do odegrania, jak każdy człowiek, ale czy wiesz o mnie?

Następnie zwieszał głowę i trwał w milczeniu przez trzy, cztery dni. Wydawało mu się, że tęskni, nie do końca wiedział za kim lub za czym. Potem dawał się ponieść biologicznie zaprogramowanej rutynie, zapominając o impulsach, które kazały mu myśleć o sobie jak o prawdziwym człowieku.

Śnieżny ratrak, jak nazywał go klon, a zgodnie ze spisem sprzętu kwaterunkowego po prostu łazik, poruszał się w żółwim tempie, unosząc w przestrzeń nie tylko płatki suchego śniegu, ale też większe formacje skalne – cecha mroźnej skalisto-gazowej planety.

Korciło go, by pogadać z dawcą, widział swój przeźroczysty zarys twarzy w szybie pojazdu, upiększony dobrze widocznymi w oddali gwiazdami, przypominającymi lśniący połysk trądziku na skórze nastolatka.

Milczał.

– Trzydzieści cztery dni do utylizacji – rozległ się ciepły głos komputera pokładowego.

Zaskakujące.

– W momencie kiedy czekam na otwarcie śluzy, ty pierdolisz o utylizacji. Zrobię to.

W próżni nie słychać dźwięku, ale doskonale potrafił sobie go wyobrazić. Trzyminutowy modulowany sygnał, przy którym w innym miejscu i o innej porze można byłoby zjeść śniadanie, a tu co najwyżej podrapać się po dupie. No, dobra – po karku.

 

***

 

– Cel wizyty na stacji orbitalnej VEGA? – zapytała Automa, kobieta przypominająca wyglądem stewardesę z lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku.

Nie byłoby to trudne pytanie, gdyby nie to, że atomowa odbudowa ciała, nawet po kilku godzinach porównywana jest do ostrego, długotrwałego przebiegu kamicy nerkowej. Skóra przypomina bruzdy powstałe w wyniku półpaśca i potrzeba czasu, aby żelowy kokon nadał jej odpowiednie nawilżenie.

– W interesach.

Kuba odkaszlnął, zginając się w pół jak po długodystansowym biegu.

– Wizyta niezapowiedziana, proszę przyłożyć oko do skanu.

– Czy to konieczne?

– Procedury, proszę pana.

Minęło kilka sekund, a nachylona nad monitorem kobieta wyprostowała się, oznajmiając:

– A, teraz widzę, pan Malinowski, w takim razie zapraszam i proszę się czuć jak u siebie. Następny.

Mężczyzna wszedł na świecący czerwony lewitujący podest. Podstawa zmieniła kolor na zielony i ruszyła częściowo przeszklonym holem łączącym port z miastem. Kepler 16b unosił się nad stacją.

Skalista planeta w dużej mierze przypominała Plutona, nieistniejącą już planetę karłowatą. W holu panował półmrok, jakby rozgrywała się tu bitwa między pomarańczowym a czerwonym karłem. Układem dwóch gwiazd w wiecznym tańcu, przepychającymi między sobą niewyraźne cienie okiennych stelaży.

Swoją niezapowiedzianą wizytą, wywołał kilka nieporozumień. Sprawił niemałą sensacje, kiedy ludzie zauważyli chodzącego na wolności klona. Dopiero po wyszukaniu w systemie podpisu siatkowego oraz sprawdzeniu rejestru przebywających gości, dwóch strażników zrozumiało, że osoba tymczasowo aresztowana to dawca. Dyrektor konsorcjum VEGA, szef wszystkich szefów. Człowiek, który przekazał dużą część swojego majątku na badania nad możliwością rozwoju klonów w warunkach małej grawitacji. To na jego cześć klony, które pracowały na Kepler 16b, zyskały jego wygląd. W hołdzie żywej legendzie. Podobny przywilej w przeszłości uzyskiwali odkrywcy gwiazd, poprzez nadawanie im swoich nazw.

– Przepraszamy, mamy swoje obowiązki, bardziej uwierzyliśmy w to, że jakiś klon uciekł z fabryki, co już raz miało miejsce, niż w to, że pan się tu może zjawić osobiście. Działaliśmy zbyt impulsywnie. 

– Kajdanki były niepotrzebne panowie. Teraz gdy już wszystko jasne, proszę mi przydzielić kwaterę. – Osłabiony ruszył za przywołanym elektronicznym lokajem w kształcie kuli średnicy trzydziestu centymetrów, który miał mu wskazać drogę. 

– Proszę za mną, jestem Lemieux – zaświszczał mały robocik, prezent, z którego słynęła stacja, pamiątka, którą mogłeś zostawić lub zabrać do swojego świata.

Zmęczenie po rozpadzie atomowym ciała przychodziło falami. Znowu to poczuł, zawroty głowy i nieodparte uczucie tępego bólu, ogarniające cały organizm. Po trzech krokach obraz przed oczami pociemniał, nogi stały się ciężkie i odmówiły posłuszeństwa. Zwalił się na podłogę jak źle wysadzony wieżowiec.

Kiedy otworzył oczy, leżał już w łóżku. Krystaliczny ekran wyświetlał przy pomocy satelity, obraz bazy Oregon na Kepler 16b.

Baza posiadała moduły podobne do papierosów rozrzuconych w nieładzie na brudnym stole.

– Lemieux, zbliżenie.

Warkocz pyłu i śniegu za pojazdem ciągnął się jak ogon latawca. Ratrak zbliżał się do zabudowań z dużą prędkością. Wyglądał jak mały zdalnie sterowany samochodzik, którym Kuba bawił się często w dzieciństwie.

– Lemieux, proszę zapowiedzieć moja wizytę w fabryce klonów.

 

***

 

Scenariusz się powtarzał. Przenoszenie próbek z pojazdu do bazy, odkażanie skóry, wysyłanie próbek na stacje VEGA w małych rakietach rozmiaru ludzkiej stopy. Rutyna. Posiłek w kosmosie, tubka wyciskanego mięsa, woda. Potem sen. Lubił sny, różniły się od tego, co robił tutaj. Czasem nie śniło mu się nic, czasem za dużo. Tak jak tego dnia.

 

Jej włosy, jak cienka jedwabna kurtyna, przesłoniły wpadające do sypialni jaskrawe promienie jednej z gwiazd, umożliwiając uchwycenie szczegółów twarzy kobiety. Była tuż obok, tak by w razie potrzeby móc wyszeptać kilka ciepłych słów. Czuł na szyi delikatny oddech. Zdradzała uśmiech delikatnym uniesieniem kącika ust.

Rutyna.

– Dwadzieścia osiem dni do utylizacji.

Ciągnęła go za rękę po plaży. Chyba w stronę wody. Widział tylko zgrabne plecy na zamazanym błękitno-krystalicznym tle. Odwracała się czasem, ponaglając szczerym uśmiechem.

Rutyna.

– Osiemnaście dni do utylizacji.

Stroiła się. Przymierzała kolejne suknie. Potem w udawanych nerwach, usiadła na jego kolanach. Poczuł jej ciepło. Zaśmiała się i odskoczyła na środek pokoju. Obróciła w tańcu cekinową suknię, rozrzucając po pokoju setki gwiazd.

Rutyna.

– Trzynaście dni do utylizacji.

Kłócili się. Justyna stała przy oknie z kieliszkiem wina, spoglądając w roztaczające się przed nią morze, a potem znowu w kieliszek. Stłukła go o podłogę, posyłając łzy i krople alkoholu na ich wspólne zdjęcie sprzed kilku lat.

Rutyna.

– Dziesięć dni do utylizacji.

Kiedy wszedł, poczuł gęsty zapach potu, ciężkie słone powietrze, zadomowione na dłużej mimo uchylonego okna. Mokre włosy kobiety, nie chciały odlepić się od twarzy nieznajomego. Odwrócił się, by wyjść, ale w drzwiach zobaczył siebie.

Rutyna.

– Osiem dni do utylizacji.

Jedyny sen, w którym ją słyszał, chodziła nago po kuchni, nucąc niezrozumiałą melodię. Głos zamknięty w butelce, sprężone echo, które prosi o zbicie szkła, albo wyrzucenie do morza na piękne pożegnanie.

To było ostatni raz.

– Siedem dni do utylizacji.

– Zrobię to.

Czy można kochać kogoś, kto pochodzi ze snu?

 

***

 

– Witamy dyrektora w sektorze zero dwadzieścia trzy – powiedział lekko spięty pierwszą wizytą swojego szefa główny oddziałowy. 

– Proszę się nie stresować moim wyglądem, jestem tylko trochę podobny do klonów – odparł Malinowski.

– Zapraszam. Zaczniemy od hali. – Oddziałowy przyłożył przepustkę do czytnika. Drzwi bramy podzieliły się na kilka części jak kawałki pizzy, a następnie cofnęły, znikając w ścianach budynku. – Tutaj je przechowujemy.

Pomieszczenie przypominało chłodnię, gdzie na hakach wiesza się mięso. Tu jednak zwisały białe nieprzezroczyste kapsuły, skutecznie zasłaniające rozmiar wnętrza.

– Nie lubią światła.

– Mógłbym jednego zobaczyć? – zapytał z ciekawością Kuba.

Oddziałowy westchnął niezadowolony i skinął głową na pielęgniarza, dając zgodę na ukazanie wnętrza kapsuły. Pomocnik założył rękawicę koloru złotego i dotknął białej powierzchni.

– To płyn, w którym wegetują osobniki, proszę chwilę popatrzeć.

Zielony roztwór zabulgotał, ukazały się dwie dłonie przyparte do szkła. Malinowski zrobił krok do przodu, chcąc przyjrzeć się z bliska i wtedy zobaczył siebie. Stopniowo, nie od razu, trochę jak z gęstych kłębów dymu, wyłoniła się twarz. Spojrzeli sobie w oczy, w jednej chwili roztwór zakotłował się, jak mieszany intensywnie kisiel w garnku. Kokon ukazywał na zmianę, kawałek uda, ramienia, profil twarzy. Oddziałowy cmoknął, a po chwili kapsuła znowu zaszła białym kolorem.

– Powinny budzić się w Bazie Oregon, nie na orbicie – skrzywił się pielęgniarz.

Podłoga pod kokonem rozsunęła się, tworząc idealny okrąg. Coś szarpnęło, zabuczało jak zaplątana w firance mucha. Kapsuła opuściła się, do połowy wystając z otworu. Kolejne szarpnięcie. Kuba chciał coś powiedzieć, o coś zapytać, lecz nie zdążył.

– Kiedy weźmiemy do ręki jajo ptaka, a potem odłożymy z powrotem do gniazda…

– Numer dwa jeden trzy, zutylizowany. – Bezlitosny głos SI przerwał wypowiedź oddziałowego.

– Tak, więc. Ptak zabija takie jajo, bo jest na nim zapach naszej dłoni. Tu robimy podobnie. Jeszcze raz podkreślam, klony muszą obudzić się w bazie.

– Chciałbym porozmawiać z panem na osobności. – Kuba poprawił marynarkę – Zapraszam pana dziś do siebie na kolację.

– Przepraszam, ale mamy siedem dni do wymiany – nie zgodził się. – Muszę dopilnować wszystkich obowiązków.

– Mimo to nalegam, rozmowa będzie dotyczyć pana przyszłości, więc jeśli chce pan o nią zadbać… Myślę, że kilka minut pana nie zbawi, ja też się spieszę. – Dyrektor odwrócił się, nie dając oddziałowemu chwili na odpowiedź. – Dzisiaj o dwudziestej czasu bazowego.

 

***

 

– Czas do utylizacji, cztery dni. Przygotować się na procedury wdrażające.

Procedury wdrażające, sam przez to przechodził.

Objazd po bazie, musisz to, musisz tamto. Bliźniak, który pokazuje ci, co naciskać, a czego nie. Gdzie robisz siku gdzie kupę. Możesz spać tu, ale ja często zasypiam tutaj, a raczej zasypiałem. Próbki najpierw zamrażasz, przesyłasz dane. Nie wiem, po co im tyle piachu. Nawyki, popadniesz w rutynę. Na początku wszystko wydaje się trudne. Mamy trzy dni. Wystarczy, byś wszystko zapamiętał. Nie wolno ci jechać szybciej niż sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. Nie pytaj dlaczego, po prostu musisz to wiedzieć.

– Czas do… – Paweł włączył muzykę, lubił „Jesteś cała w trawie” może, dlatego że już nie śnił. O niej.

„Benu” zadokował. Właśnie wtedy Paweł zrozumiał, że te trzy lata minęły bardzo szybko. Patrzył na małe kwadratowe drzwiczki. Takie podobne do drzwiczek w krematoryjnych piecach. Docelowe miejsce podróży. Wiedział, co będzie dalej, rutyna. Kładziesz się, nowy zapina cię w worek, ciasny i krępujący ruchy. Potem przykłada pistolet, chociaż kiedyś znalazł napis za łóżkiem: „Uważaj na zszywacz”, pewnie to o to chodziło. Klik i śpisz, przestajesz wierzgać i prosić o odroczenie.

– Zrobię to – krzyknął klon, strojąc odgłos swoich kroków.

Zmiennik przybył rano, był głupi, rozglądał się na lewo i prawo. Ten sam szaro-świetlisty uniform co wszyscy. Niepewne kroki świadczyły o przystosowywaniu ruchów do tutejszej grawitacji. Żółtodziób.

– Witam, jak masz na imię? – powiedział Paweł, mając w pamięci „a ja Krzysztof”.

– Kuba, fajne mieszkanko. A ty?

– A ja Paweł.

Tak to się zaczęło. Klon najchętniej od razu zamknąłby za sobą małe drzwiczki. Prawdę mówiąc, nie mógł już się tego doczekać. Mus to mus.

Najpierw wdrażanie…

 

***

 

– Nie musisz tego robić – powiedział Kuba podczas wspólnego oglądania filmu. – Mam dla ciebie propozycję.

– Nie rozumiem. – Klon przymrużył oczy.

– Nie jestem klonem, tylko twoim dawcą, najbogatszym człowiekiem na Ziemi, właścicielem VEGI. Tych kilku lampek, które tak podziwiasz nad głową w każdej wolnej chwili. Właścicielem tej bazy i, chyba można tak powiedzieć, twoim ojcem. Dam ci kolejne trzy lata.

Paweł był w szoku. Wyglądał na robota, który przechodzi zwarcie.

– Jak tu się dostałeś? I gdzie jest mój zmiennik? – zapytał, po czym usiadł na wygniecionej wersalce.

– Aby się tu dostać, wystarczyło lepiej uposażyć pewnego pana. Twoim zmiennikiem jestem ja – odpowiedział tajemniczo. 

Tajemnicze było wszystko to, o czym mówił dalej. Subskrypcje, wyświetlenia, kanał na największym portalu społecznościowym „Truth Social”. Tak jakby to było ważniejsze od samobójstwa w ciemnej uliczce bez rozgłosu albo stracić żonę przez własne zaniedbania.

– Chcę pokazać całemu światu moją śmierć.

– Ale po co? – zdziwił się Paweł.

Podobno człowiek, który chce targnąć się na własne życie, potrafi być zabawny i wesoły, szczerze się uśmiechać i robić sobie jaja do ostatniej chwili.

– Mam żonę, wrócisz na Ziemię jako ja, jako dyrektor całego tego pierdolonego konsorcjum. Na pewno zrozumiesz.

– Jestem tylko klonem, nie potrafię, pamiętam pewne… ale… – Klon zwiesił głowę, jakby czuł się gorszy.

– Wiem, że pamiętasz. Tylko nie wszystko. – Uśmiechnął się dyrektor. – Śledzimy twoje funkcje życiowe, sprawdzamy podstawowe czynności elektryczne mózgu w różnych stanach poznawczych. Znamy twoje sny. Wiele rzeczy możesz uznać za wspomnienia. Czasami coś odblokowujemy w twojej głowie, innym razem zamykamy pewne przestrzenie. Czasami dla zabawy, a czasami badamy – jedno nie wyklucza drugiego. Mam coś dla ciebie.

– Co takiego?

– Bilet do lepszego świata. Ceną jest życie, ale spokojnie ja płacę. – Zwiesił głowę Kuba.

– Mogę zobaczyć ten bilet?

– Tego nie da się zobaczyć, po prostu zapamiętaj.

Słysząc te słowa, Paweł był już w komorze odkażającej MAXSIMUS 3, która, jak się okazało, miała też inne funkcje.

– Lemieux, prześlij dane Kuba Malinowski.

– Przesyłam dyrektorze. Wielkość osiem Jobibitów – odpowiedziała bez cienia wahania SI.

Nagle wszystko stanęło Pawłowi przed oczami. Dzieciństwo, rodzice, miłość, zdrada żony. Stał się bardziej ludzki, poznał to, czego nie mógł doświadczyć, spędzając czas na Kepler 16b. Dowiedział się, czym są stany depresyjne, a także próby samobójcze, dokładnie dwie. Kiedy coś takiego dopada człowieka optymistycznie nastawionego do życia, potrafi skierować myśli na takie tory, o jakich nigdy nie miał pojęcia. Zostały mu włożone do głowy dane, wspomnienia o świecie, w którym żył, a z którego uciekł, bo nie potrafił już się w nim odnaleźć.

– Zapamiętaj, klonie – odezwał się Kuba, patrząc na przygniecionego ilością informacji Pawła.

 

Epilog

 

Pierwszy raz byłem na Vedze i widziałem w kokonach moich braci. Pierwszy raz rozpadłem się na atomy, by odbudować się na nowo dwieście lat świetlnych dalej. Pierwszy raz widziałem szklaną kulkę zwaną Ziemia. Następnie poznałem kobietę z moich snów, moją żonę. Powoli, mozolnie odbudowywałem nasz związek. Potrafiłem dbać o nią, a jednocześnie o firmę. Staraliśmy się oboje. Trzy długie lata szczęścia i prawdziwej wolności. 

Pewnego dnia zacząłem chorować. Nie tak zwyczajnie na przeziębienie, grypę lub ból głowy. Zauważyłem, że moje palce, zarówno u stóp jak i dłoni, robią się czarne. Potem zaczęły odpadać paznokcie. Takich rzeczy nie można łatwo ukryć. Ucho, które wygląda jak uschnięty jesienny liść, potrafi zaniepokoić nawet twoich wrogów. Justyna próbowała mi pomagać, była ze mną w tych trudnych chwilach. Była też bardzo inteligentna. Zaczęła coś podejrzewać, a może jakiś lekarz napomknął, że mam objawy podobne do tych, jakie przechodzą klony w bazie Oregon pod koniec ich kadencji? Tym bardziej że obserwowany w internecie, dwadzieścia cztery godziny na dobę egzemplarz, radził sobie całkiem nieźle.

Popłakała się, tuląc mojego rocznego syna.

– Lemieux zostań, opiekuj się nim.

Potem musiałem uciec…

 

***

 

Kuba Malinowski, dyrektor konsorcjum VEGA, najbogatszy człowiek na świecie, udający klona przez trzy lata, zdradził się. Po prostu spojrzał w kamerę i opowiedział swoją historię. Potem poklepał małe drzwiczki z uśmiechem. 

– Czas utylizacji. – Rozległ się głos SI w czterech miliardach innych mieszkań.

– Rutyna – krzyknął zmiennik Daniel, uspokajając Kubę paraliżującym strzałem zszywacza.

 

Koniec

Komentarze

Cześć, Vr!

 

Wracam po becie. Na kliczka trzeba wyprodukować komentarz, więc…

Podoba mi się pokazanie perspektywy klona, nie jest tylko bezmózgą, zaprogramowaną kopią, ma swoje życie, nawet jeśli przywykł do tej rutyny.

Ciekawie wprowadziłeś sny, a co więcej, uzasadniłeś ich pojawienie się w tekście. Wątki poskładałeś tak, że się to spina ze sobą.

Podobał mi się obraz choroby klonów (choć sama choroba raczej do przyjemnych nie należy) – to też dodaje punktów za światotwórstwo i spójność. Klony nie są perfekcyjnymi organizmami, mają swoje wady – jest przemyślany system.

A marudzenia były na becie i niech tam zostaną ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokus! Dzięki za współpracę i dobre słowo:)

Cóż, Vrchampsie, przeczytałam ze średnim zainteresowaniem i obawiam się, że nie wszystko należycie pojęłam, albowiem sprawy dotyczące klonowania zajmują mnie mniej niż średnio, więc tutaj, zwłaszcza wobec mnogości postaci gubiłam się, tracąc orientację, kto jest kim i co się z nim dzieje. Jednak nie tracę nadziei, że jeszcze napiszesz opowiadanie, którego lektura sprawi mi przyjemność. ;)

 

które pra­co­wa­ły na Ke­pler 16b… → Czy nazwa planety nie powinna się odmieniać?

 

że Pan się tu może zja­wić oso­bi­ście. → …że pan się tu może zja­wić oso­bi­ście.

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Za­wa­lił się na pod­ło­gę… → Czy tu aby nie miało być: Z­wa­lił się na pod­ło­gę

 

Po­moc­nik za­ło­żył ma­te­ria­ło­wą rę­ka­wi­cę ko­lo­ru zło­te­go… → Materiał to bardzo szerokie pojęcie, z czego jest zrobiona rękawica materiałowa?

 

tro­chę jak z gę­stych opa­rów dymu… → Opardym to dwie różne substancje.

Proponuję: …tro­chę jak z gę­stych kłębów dymu

 

Jesz­cze raz pod­kre­ślam, Klony muszą obu­dzić się w bazie. → Dlaczego wielka litera?

 

Nie­pew­ne kroki świad­czy­ły o przy­swa­ja­niu ru­chów do tu­tej­szej gra­wi­ta­cji. → Czy tu aby nie miało być: Nie­pew­ne kroki świad­czy­ły o przystosowywaniu ru­chów do tu­tej­szej gra­wi­ta­cji.

 

– Nie ro­zu­miem. – Przy­mru­żył oczy klon.– Nie ro­zu­miem. – Klon przy­mru­żył oczy.

 

albo stra­ta żony przez wła­sne za­nie­dba­nia. → Co może stracić żona przez własne zaniedbania?

 

– Ale po co? – Zdzi­wił się Paweł. → – Ale po co? – zdzi­wił się Paweł.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi. Zwróć też uwagę na listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.

 

– Prze­sy­łam dy­rek­to­rze. Wiel­kość 8 Jo­bi­bi­tów – od­po­wie­dzia­ła bez cie­nia wa­ha­nia SI. → – Prze­sy­łam dy­rek­to­rze. Wiel­kość osiem Jo­bi­bi­tów – od­po­wie­dzia­ła bez cie­nia wa­ha­nia SI.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za odwiedziny regulatorzy:) będę się starał, może kiedyś mi się uda zaspokoić twoje oczekiwania :) gdy wrócę z pracy, odrazu biorę się za poprawę.

Bardzo proszę, Vrchampsie. Ciesze się, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo podobały mi się technikalia. Jak dla mnie było to profesjonalne SF i uwierzyłam w całą opowieść, a nie mam tak zawsze. Ból przy odradzaniu ciała też był super, nie żebym komuś życzyła, ale jako koncepcja;)

Sama opowieść smutna, ale interesująca.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, Ambush! Dziękuję za opinię:) Kamicę nerkową miałem dwa razy. Nie polecam. Jednak gdyby to była cena za podróż na stację VEGA ,lecę odrazu.

Interesujący pomysł, ale chyba nie potrafiłeś go odpowiednio sprzedać.

Dużo było tych klonów, trochę mi się myliły.

Jeśli klony zaczynają się sypać po sześciu latach użytkowania, to czy warto je zatrudniać? Kto chce pracownika, o którym z góry wiadomo, że długo w firmie nie posiedzi? Nie warto w niego inwestować, szkolić. Może jeszcze nadałby się na robotnika niewykwalifikowanego, ale praca w bazie już chyba taka prosta nie jest. Tym bardziej, że ten atomowy transfer chyba pozwala zaoszczędzić na kosztach i wysłać tam chętnych młodych i zdolnych.

Ja bym nie chciała skazywać swoich klonów na taki los. Przecież to jak bliźniaczka. Dlaczego bogacz to robił? Taki skomplikowany plan na samobójstwo?

krzyknął klon, strojąc odgłos swoich kroków.

Nie rozumiem, co on tym krokom zrobił.

Tak jakby to było ważniejsze od samobójstwa w ciemnej uliczce bez rozgłosu albo stracić żonę przez własne zaniedbania.

Coś się w tym zdaniu posypało.

Babska logika rządzi!

Miś przeczytał. Trochę się pogubił przy tej ilości klonów. Pomysł ciekawy.

hej, Finka

Szczerze też nie wszystko rozumiem:) czasami sam sobie pozostawiam pewne luki w opowiadaniu by wepchnąć tam wyobraźnie jak np nieistniejąca planeta Pluton. Nie wiem co się stało ale nie istnieje:)

Jeśli chodzi o bogacza Kubę. Oni często są dziwni. Miał chłop kasę, wybudował sobie stację kosmiczną, założył bazę i hodował klony, bo mógł. Może na tej samej zasadzie co Elon Musk, gdy wysyła samochody w kosmos. Przecież jeździć nie będzie nim po komecie :D

Dzisiaj ludzie pokazują w necie co jedzą, jakie mają choinki, pokazują swoją nagość i ogólnie wydaje mi się, że głupieją. Nie wiem jak tam w świecie Kuby, ale może chciał być poza tym i jeszcze żona go zdradziła. Mi by też odj…….:)

Dziękuje za komentarz, to moje trzecie opowiadanie i powoli zaczynam chyba rozumieć jakie popełniam błędy. Zbyt duże luki dla wyobraźni, mi jest łatwiej bo to się tworzy w mojej głowie, a wtedy zapominam, że nie wszystko może być takie oczywiste dla czytelnika.

Będę pracować to mogę obiecać. Zapraszam serdecznie ponownie…

Hej, Koala75

Tak naprawdę, to klon był jeden – Paweł. Ten inny w fabryce klonów, tylko się pokręcił w kokonie z zielonym płynem i go wywalili:) Kolejny pojawił się na sam koniec, utylizując Kubę, który był człowiekiem.

Racja trochę zawiłe :)

Dziękuje za odwiedziny i za komentarz . Teraz mam na celowniku postapo, spróbuje trochę to lepiej ogarnąć. 

Zobaczymy jak wyjdzie :)

Spokojnej nocy… i zapraszam ponownie.

Czołem! Jak nie jestem fanką sf, tak się wczułam. Bardzo mi się podoba Twoje przedstawienie tego, co mógłby przeżywać i czego pragnąć klon, od wyklucia z kokonu programowany tylko do pracy.

W świecie tak zaawansowanym technicznie można by spokojnie używać do pracy robotów, więc niewolnicza praca świadomych istot wydaje mi się wyborem zupełnie perwersyjnym. Kubę odruchowo zrozumiałam tak, że najpierw wielkościowo chciał mieć swoje klony, a późniejsza akcja z podmianką stanowi dziwaczną formę pokuty. Ale to może moja nadinterpretacja.

Ceną jest życie, ale spokojnie+, ja płacę.

Może niekoniecznie przecinek, ale coś musi tam stanąć na pewno.

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Co do odmiany i zapisu Kepler-16b, może dodam, że nazwą planety jest to małe b. Jakby ludzie, czy klony tam pracowały dłużej, pewnie powstałaby jakaś nazwa łatwa do wymówienia.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki Anoia za odwiedziny. Fajna nadinterpretacja, mogło tak być, tylko narrator jeszcze za słaby aby to oddać w opowiadaniu :)

Cześć Radek. Fizyk ma rację :)

Cześć, ale nie bierz mnie aż tak poważnie. Ja jestem “nieużywany” fizyk i to od półprzewodników, a nie od gwiazd.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć!

 

Dla mnie zdecydowanym plusem tego teksty jest sposób pokazania klonów oraz to, że miałeś bardzo konkretny pomysł na opowiadanie. Sposób traktowania klonów pokazuje, że nie uznawano ich za ludzi i nie przysługiwały im żadne prawa. Zaciekawiła mnie koncepcja klona, który wie, czym jest i w pewien sposób porównuje pierwowzór do rodzica. Zarówno odliczanie do utylizacji (to też daje do myślenia, że nie jest to nazwane śmiercią) jak i rutyna tworzą ciekawe tło tego tekstu. Zaskoczyła mnie decyzja Kuby i nadal nie jest dla mnie jasna jego motywacja, ale nie traktuję tego jak wady.

 

 

Pomysł jest :) Parę kwestii mnie zastanawia, bogacze nie stają się bogaczami, wyrzucając kasę w błoto, więc klon, który wytrzymuje parę lat, wydaje mi się… no, dziwny. Gdyby oni coś tam jeszcze wydobywali, co daje super kasę, ale nie widać tego. Dziwię się też trochę, że klony się nie buntowały. W końcu miały umysł, czuły emocje, a co za tym idzie lęk przed śmiercią. Sama rutyna tego nie tłumaczy.

Sam Kuba – niczego sobie, bogacz znudzony życiem do tego stopnia, że sobie już z niczym nie radzi, nawet ze związkiem. Pomysł na samobójstwo z odroczeniem – interesujący. I nie dziwi mnie, że klon poradził sobie lepiej. Znał wartość życia.

Początkowo klony mi się trochę myliły, a przynajmniej miałam wrażenie, że jest ich więcej ;) Rozumiem, że był jeden, który poleciał na Ziemię, zamiast bogacza. Zastanawiam się jednak, jak to się miało do całego cyklu produkcyjnego klonów. Zamiast Daniela miał przybyć zmiennik, co się z nim stało? Czy może zmiana nastąpiła w połowie kadencji Pawła, ale wtedy jak to możliwe, że nikt się nie zorientował, przecież Paweł słyszał zapowiedzi utylizacji, więc kto je nadawał?

Generalnie nieźle :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki Alicella :) fajnie, że wróciłaś:)

 

Hej Irka Luz 

Oni coś tam wydobywają, wspomniałem o próbkach :) ale racja właściwie to tyle, mógłbym rozwinąć temat, by to nabrało więcej sensu.

Dziwię się też trochę, że klony się nie buntowały. W końcu miały umysł, czuły emocje, a co za tym idzie lęk przed śmiercią. Sama rutyna tego nie tłumaczy.

Klony miały umysł i uczucia, ale zauważ, że tylko do pewnego stopnia, wydaje mi się, że były jakoś blokowane i ich też to dręczyło.

Zamiast Daniela miał przybyć zmiennik, co się z nim stało? Czy może zmiana nastąpiła w połowie kadencji Pawła, ale wtedy jak to możliwe, że nikt się nie zorientował, przecież Paweł słyszał zapowiedzi utylizacji, więc kto je nadawał?

Daniel był zmiennikiem Kuby, a kuba zmienił Pawła który poleciał na ziemie:)

Zapowiedzi o utylizacji podawała SI bazy:D

 

W skrócie: Paweł jest klonem i kończy się jego kadencja, zamiast kolejnego klonu, przybywa Szef Kuba, Paweł Leci na Ziemię i tam się psuje . Za Kubę przylatuje zmiennik Daniel, który usypia i utylizuje Kubę. :D

Daniel był zmiennikiem Kuby, a kuba zmienił Pawła który poleciał na ziemie:)

No tak, ale jeśli nadszedł czas zmiany Pawła, to powinien być wyznaczony do tego klon, skoro to Kuba zmienił Pawła, to co się stało z klonem, który pierwotnie miał to zrobić. Pamiętaj, że twierdzisz, iż Kuba wygadał się dopiero tuż przed śmiercią, więc nikt nie wiedział, że to on pracuje zamiast Pawła. Gdzieś Ci się po prostu zgubił jeden klon ;)

Poza tym, skoro skoro Paweł zaczął chorować dopiero trzy lata po przybyciu na Ziemię, to czemu miał być tak szybko zutylizowany, spokojnie mógł pracować jeszcze te trzy lata. Stąd wzięło się moje podejrzenie, że Kuba zastąpił Pawła w trakcie jego służby. Niestety przeczą temu komunikaty, które słyszy Paweł.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

– To płyn, w którym wegetują osobniki, proszę chwilę popatrzeć.

Zielony roztwór zabulgotał, ukazały się dwie dłonie przyparte do szkła. Malinowski zrobił krok do przodu, chcąc przyjrzeć się z bliska i wtedy zobaczył siebie. Stopniowo, nie od razu, trochę jak z gęstych kłębów dymu, wyłoniła się twarz. Spojrzeli sobie w oczy, w jednej chwili roztwór zakotłował się, jak mieszany intensywnie kisiel w garnku. Kokon ukazywał na zmianę, kawałek uda, ramienia, profil twarzy. Oddziałowy cmoknął, a po chwili kapsuła znowu zaszła białym kolorem.

– Powinny budzić się w Bazie Oregon, nie na orbicie – skrzywił się pielęgniarz.

Podłoga pod kokonem rozsunęła się, tworząc idealny okrąg. Coś szarpnęło, zabuczało jak zaplątana w firance mucha. Kapsuła opuściła się, do połowy wystając z otworu. Kolejne szarpnięcie. Kuba chciał coś powiedzieć, o coś zapytać, lecz nie zdążył.

– Kiedy weźmiemy do ręki jajo ptaka, a potem odłożymy z powrotem do gniazda…

– Numer dwa jeden trzy, zutylizowany. – Bezlitosny głos SI przerwał wypowiedź oddziałowego.

– Tak, więc. Ptak zabija takie jajo, bo jest na nim zapach naszej dłoni. Tu robimy podobnie. Jeszcze raz podkreślam, klony muszą obudzić się w bazie.

Nie zapominaj, że Kuba odwiedził fabrykę i tam zutylizowano klona :D

 

– Nie jestem klonem, tylko twoim dawcą, najbogatszym człowiekiem na Ziemi, właścicielem VEGI. Tych kilku lampek, które tak podziwiasz nad głową w każdej wolnej chwili. Właścicielem tej bazy i, chyba można tak powiedzieć, twoim ojcem. Dam ci kolejne trzy lata.

Potem w komorze MAXIMUS, Paweł dostaje dane pamięci Kuby. Myślę, że tam też dostaje te kolejne 3 lata życia. Gdyby nie to, zacząłby się pewnie psuć. :) – Wszystko połapane:)

Podoba mi się styl tekstu, szczególnie na początku błyszczy, ale mam wrażenie, że do treści wkrada się trochę niezamierzonego chaosu.

Trochę późno w drugiej scenie pojawia się imię drugiego bohatera, przez co ma się na początku wrażenie, że jest to kontynuacja poprzedniej sceny. Jest też taki moment w końcówce, gdzie faktycznie można się zgubić kto jest kim. Nie wszystko wydaje mi się też dostatecznie wyjaśnione, np. co to jest ten atomowy rozpad ciała i skąd to się bierze? Nie brzmi jak starość.

Główny motyw nie jest bardzo złożony czy szczególnie interesujący sam w sobie, ale udało się osiągnąć pewien ładunek emocjonalny a to dużo.

Powodzenia w dalszym pisaniu :) .

Łukasz

Dzięki Luken za odwiedziny. Napewno, mógłbym zrobić więcej by opowiadanie bardziej leżało. Tylko problem w tym, że jeszcze tego nie potrafię. Uczę się to trzecie opowiadanie. Niestety fajny pomysł trafił na złe czasy :) w których moja ułomna wiedzą udaję, że coś potrafi… Pozdrawiam

Ciekawa koncepcja zmienników. Momentami się gubiłem pomiędzy poszczególnymi postaciami, przez co mogłem pewnych rzeczy nie wyłapać. Końcówka mi się podobała, niesie jakąś emocję, nawet w koncepcji teoretycznie bezmózgich klonów.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hej Sagitt, miła niespodzianka, że po takim czasie ktoś tu jeszcze wpada. Pozdrawiam.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dwa opowiadania na raz:)

Nowa Fantastyka