- Opowiadanie: SnoWhit37 - Ludzi łączy zbrodnia i nienawiść do świątecznych dyżurów

Ludzi łączy zbrodnia i nienawiść do świątecznych dyżurów

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Irka_Luz, Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Ludzi łączy zbrodnia i nienawiść do świątecznych dyżurów

Alarm rozbrzmiał około północy i popędził w stronę archiwum, odbijając się od ścian i mebli. W połowie drogi minął śpiącą na kanapie Ankę, która pochrapywała nieregularnie i pozostawała głucha na świat, by następnie okrążyć recepcję i wpaść do pomieszczenia zapełnionego szafkami od podłogi po sufit. Wśród rozłożonych na posadzce papierzysk siedziała Daria i bez pośpiechu segregowała raporty. Sygnał sprawił, że jej ruchy stały się szybsze. Teczki naprędce wróciły do odpowiednich szuflad, a powietrze przecięło jęknięcie, gdy zesztywniałe kolana zostały zmuszone do podźwignięcia kilkudziesięciokilowego ciała. Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi na klucz, mimo że w siedzibie firmy znajdowała się jedynie ona i jej współpracowniczka. Lepiej dmuchać na zimne.

Biuro było puste i ciche. Jedynymi źródłami światła były lampki świąteczne, którymi przyozdobiono zdjęcia wiszące na ścianie, i te oplatające choinkę stojącą przy recepcji. Przez panoramiczne okna ciągnące się wzdłuż całego loftu rozpościerał się widok na nigdy nieśpiące miasto opatulone białą pierzyną. Śnieg wirował za szybą jakby w tańcu, mimo że jedyną słyszalną w biurze muzyką było połączenie tykania zegara, alarmu i pochrapywania.

Daria otrząsnęła się z zadumy i ruszyła do swojego komputera. Na monitorze wyświetlała się mapka z pojedynczą, migająca na czerwono kropką.

– Domek na Ołtaszynie, cudownie – mruknęła kobieta i usadowiła się wygodnie na fotelu. – Co my tu mamy… wykryto ruch w salonie, brak kamer, prośba o samodzielne sprawdzenie bez wzywania policji. Rodzina ceniąca sobie prywatność, standard.

Daria odchyliła się lekko na krześle i zerknęła na wciąż drzemiącą w najlepsze Ankę.

– W sumie to robota dla jednej osoby. Zapewne kolejni właściciele, którzy wyjechali na święta i zapomnieli zamknąć pupila na noc w klatce do czasu przyjazdu służby. – Kobieta zaczęła się bujać na fotelu, podgryzając skórki przy paznokciach. – Wrócę zanim Anka w ogóle zauważy, że mnie nie było.

Spisała adres z komputera, zapamiętała mniej więcej rozmieszczenie pokojów w domku i wygasiła ekran. Zrobiła kilka kroków w stronę wind, po czym przystanęła. Rzuciła szybkie spojrzenie za siebie na biurko. Przez parę sekund bawiła się kluczami od samochodu, by ostatecznie zawrócić i wziąć z szuflady urządzenie komunikacyjne. Mijając Ankę, zatrzymała się jeszcze, by podgłośnić maksymalnie identyczne ustrojstwo leżące obok śpiącej kobiety.

 

***

 

Zaparkowała naprzeciwko domku i wyłączyła silnik. Zawieszony na wstecznym lusterku breloczek z dinozaurem bujał się nieznacznie. Ulica wydawała się wymarła. Żaden z mieszkających tu bogaczy nie spędziłby świąt we własnym domu. Droga ciągnęła się w obie strony bez końca, oświetlona jedynie przez latarnie, w których świetle widać było padający spokojnie śnieg. Jego warstwa na chodniku i ulicy była idealnie równiutka, a drzewa i krzaki w ogrodach schowały nagie gałęzie pod białymi płaszczami. Samochód Darii był jedynym w zasięgu wzroku.

Kobieta przez kilka minut przyglądała się oknom domku, ale nie pojawiło się żadne światło. Albo włamywacz zna się na swojej robocie, albo nikogo w środku nie ma. Przed wyjściem z samochodu wyciszyła telefon i wyciągnęła latarkę ze schowka.

– Rutynowa akcja, nie masz czego zepsuć – szepnęła i wyszła na mróz. Śnieg skrzypiał pod butami, a na kurtce i włosach zaczął osadzać się mokry puch. W panelu przy furtce wklepała kod i bramka rozsunęła się bezszelestnie, a później zamknęła się za nią z cichym kliknięciem. Omiotła światłem teren wokół siebie – żadnych śladów, zarówno od jak i do domku. Ominęła frontowe drzwi i okrążyła domek z promieniem latarki skierowanym w dół, by nie wpadał przez okna do wnętrza. Pamiętała, że na tyłach znajdował się taras, z którego można było wejść do salonu. Na rogu budynku przystanęła i wyłączyła latarkę. Pozwoliła oczom przyzwyczaić się do mroku i dopiero wówczas wyjrzała za narożnik. Ogród był spowity ciemnością, z wnętrza domu nie wydobywało się żadne światło ani dźwięk. Kompletny bezruch, nie licząc padającego śniegu. Daria znowu odczekała chwilę, bacznie obserwując otoczenie. W końcu odważyła się podejść do drzwi tarasu i poszukać śladów czyjejś bytności.

Również tutaj w śniegu nie było żadnych odcisków, a nie padało na tyle mocno, by zostały przykryte przez puch. Za to w salonie już na pewno ktoś myszkował. Choinka w rogu pomieszczenia tuż przy oknie była przewrócona, bombki roztrzaskały się o podłogę i wszędzie leżało szkło. Daria zmarszczyła brwi, po cichu zdjęła mokre buty oraz kurtkę i schowała je w kącie tarasu. Daszek ochraniał przed śniegiem wystarczająco szeroki pas podłoża, by kobieta mogła wrócić do drzwi o suchych skarpetach. Nie chciała zbyt szybko pokazywać niezapowiedzianemu gościowi, że po domu kręci się jeszcze jedna osoba.

Po cichu weszła do salonu, unikając wdepnięcia we wszechobecne szkło i ostrożnie oświetliła wnętrze. Poza zniszczonym drzewkiem wszystko było w należytym porządku, czy to równiutko stojące na półkach książki, czy holo-zdjęcia migoczące bladym blaskiem na kominku. Na parkiecie nie spostrzegła ani mokrych śladów po ociekającej śniegiem kurtce, ani brudnych odcisków butów. Za to na choince nie wisiały żadne lampki, mimo że stała koło kontaktu, od którego specjalnie odpięto oczyszczacz powietrza.

Zwierzęcy, gniewny warkot rozbrzmiał, gdy kierowała się już ku jadalni. W ułamku sekundy zgasiła latarkę i przylgnęła plecami do ściany pomiędzy dwoma jedynymi parami drzwi wychodzącymi z salonu. Nasłuchiwała i obserwowała otoczenie w nikłym świetle księżyca, próbując jednocześnie zidentyfikować to dziwne przeczucie, które ją ogarnęło. Intuicja próbowała jej coś przekazać, ale za nic nie potrafiła jej zrozumieć. Przez kilka sekund było cicho, a potem do jej uszu dotarł dźwięk szurania jakiegoś przedmiotu o podłogę.

Szurnięcie. Sekunda ciszy. Szurnięcie. Sekunda ciszy.

Wydawało jej się, że dźwięk dobiega z jej lewej, więc przysunęła się bliżej drzwi po prawej, by móc przemknąć do innego pomieszczenia, jak tylko zobaczy intruza. Przez chwilę rozbrzmiewało jeszcze regularne szuranie, a potem o framugę uderzyła z hukiem ogromna, koścista dłoń. Pazury wbiły się w ścianę, sypiąc na podłogę tynk. Następnie z ciemności wychynęła zdeformowana, łysa głowa o szpetnej twarzy wykrzywionej przez zwierzęcą wręcz furię. Tam, gdzie powinno znajdować się ucho, pustymi oczodołami patrzyło na Darię kolejne oblicze wyrażające bezgraniczne przerażenie. Kobieta jednym płynnym ruchem prześlizgnęła się przez drugie drzwi i ponownie przylgnęła plecami do ściany.

Już wiedziała, co intuicja próbowała jej przekazać. Jej podświadomość już wcześniej rozpoznała ledwo wyczuwalne, charakterystyczne połączenie odoru trupa i siarki. Po domu nie grasował ani włamywacz, ani rodzinny pupil, tylko upiór typu C, czyli wroga, bezmyślna bestia. Nie da się z nią dogadać, ale za to można bardzo łatwo przechytrzyć.

Zerknęła ostrożnie do salonu i przyjrzała bliżej upiorowi. Dwumetrowe, kościste, humanoidalne bydlę przystanęło po środku pomieszczenia i złapało się łapami za głowę, ni to warcząc, ni to pojękując. Światło księżyca padało idealnie na bestię. Na jej lewym ramieniu wisiała rozdarta koszula, a na prawym nieporadnie założony szlafrok, który sięgał jej ledwo do bioder. Wokół kostki miała owinięte świąteczne lampki, ewidentnie źródło szurania. Musiała się w nie zaplątać, gdy przewróciła choinkę.

Daria rozejrzała się po jadalni, szukając czegoś, czym odwróci uwagę upiora, by mogła dostać się do swoich rzeczy na tarasie. Pierwszy szok minął, wrócił chłodny profesjonalizm, który zdobyła po latach spędzonych w oddziale specjalnym do spraw paranormalnych jeszcze przed odejściem. Chwyciła wazon stojący na stole i rzuciła go na korytarz przez drugie drzwi wychodzące z jadalni. Szkło roztrzaskało się z hukiem, a sekundę później rozległ się ryk upiora i jego głośne, pośpieszne kroki przerywane szuraniem lampek o podłogę. W tym samym momencie, gdy bestia opuściła salon, Daria pomknęła w stronę tarasu, najciszej jak mogła. W połowie drogi kopnęła jedną z ocalałych bombek, które spadły z choinki, a ta potoczyła się z chrobotem w ciemność. Usłyszała kolejny ryk i szuranie zaczęło się szybko zbliżać w jej stronę. Kobieta wykonała ostatnie dwa susy z duszą na ramieniu, wypadła przez drzwi tarasowe i poślizgnęła na pokrytym śniegiem podłożu, upadając w lodowaty puch. W ułamku sekundy poderwała się z ziemi i spojrzała za siebie. Zamarła.

Odwróciła się akurat w chwili, gdy upiór miał skoczyć za nią w mróz. Jednak zamiast znaleźć się na zewnątrz, odbił się od niewidzialnej ściany i runął na plecy z powrotem do środka. Jednym, płynnym ruchem skoczył znowu na nogi i rzucił z pazurami na blokującą mu drogę przeszkodę, lecz ta nie odpuszczała. Z rykiem pełnym gniewu i desperacji zrezygnował z atakowania powietrza i jedynie wpatrywał się oszalałym wzrokiem w Darię. Kobieta wyprostowała się i uspokoiła oddech. Tym razem już bez pośpiechu założyła buty i kurtkę, po czym wróciła truchtem do samochodu, okrążając ponownie dom.

W samochodzie zdążyło się oziębić, więc włączyła silnik i wyciągnęła komunikator zabrany z szuflady biurka. Zatrzymała palec nad przyciskiem nadania sygnału.

– Szlag. – Rzuciła komunikator na siedzenie pasażera i oparła głowę o zagłówek fotela. – Doskonale wiesz, że wydział paranormalny przyśle ludzi dopiero po świętach, a do tego czasu dusza tego biedaka będzie się męczyć w postaci upiora. Jeśli zadzwonisz do Anki, to ta każe ci wracać i zostawić to profesjonalistom.

Westchnęła poirytowana i zmierzwiła włosy.

– Ogarniesz to sama, masz przecież podręczny zestaw rytualno-saperski w bagażniku. Robiłaś to już wiele razy. – Oparła czoło o kierownicę i spróbowała ułożyć myśli w głowie. – Dobra, przeanalizuj, co wiesz. Po pierwsze, upiór typu C to zawsze powracająca dusza zamordowanej osoby i odpędza się go, kreśląc symbole odesłania na zwłokach bądź kościach. Czyli potrzebujesz zestawu z bagażnika.

Daria wyszła z samochodu i ruszyła na jego tyły, upewniając się w myślach, że to dobra decyzja. Wyjęła zestaw rytualno-saperski spod zapasowej opony i wróciła na miejsce kierowcy.

– Zrobione. Co dalej? Wiesz, że trup jest gdzieś w domu, bo inaczej upiór zdołałby wyjść za tobą do ogrodu. Czyli musisz tam wrócić i poszukać zwłok. – Popatrzyła w ciemne okna domu i zaczęła podgryzać skórki przy paznokciach w zamyśleniu. Wyobraziła sobie rozkład pomieszczeń w domu i po kolei zaczęła eliminować najmniej prawdopodobne miejsca ukrycia zwłok. – Salon i jadalnia sprawdzone, za nic nie dałoby się tam wcisnąć do szafki trupa. Sypialnia małżeńska i pokój gościnny na górze? Zbyt ryzykowne. Łazienki oczywiście odpadają. Zostaje piwnica, do której mało kto się zapuszcza. Miejsce wprost idealne.

Włożyła zestaw do kieszeni kurtki i ruszyła z powrotem do domu. Tym razem nie zaprzątała sobie głowy obchodzeniem go wokół i ściąganiem mokrych butów. Po cichu otworzyła frontowe drzwi i nasłuchiwała. Dochodził do niej przytłumiony warkotojęk upiora, prawdopodobnie wciąż tkwiącego w salonie. Zrobiła kilka niepewnych kroków w głąb korytarza, starając się określić dokładne położenie bestii. Minęła kolejno kuchnię i jadalnię, unikając odłamków rozbitego wazonu odbijających światło księżyca i dla pewności ostrożnie lustrując oba pomieszczenia. Gdy miała już skręcać w stronę schodów do piwnicy, deska pod jej stopami zdradziecko zaskrzypiała. Zamarła, nasłuchując reakcji upiora. Warkotojęk ucichł.

Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar po jej lewej wystukiwał spokojnie mijające sekundy. Szuranie nie rozbrzmiewało, a po chwili znowu usłyszała jęczenie bestii, dokładnie z tej samej strony, co wcześniej.

Daria wypuściła powoli wstrzymywane powietrze i wróciła do przerwanej, ślimaczej wędrówki. Zostawiła za sobą tykanie zegara, warkotojęk upiora i mokre odciski butów na parkiecie. Drzwi do piwnicy były otwarte, wręcz zapraszały do odwiedzin. Dopiero u szczytu schodów prowadzących na dół kobieta odważyła się zapalić latarkę. Promień światła omiótł kamienne stopnie i kawałek podłogi u dołu. Piwnica była zagracona, służyła zapewne jako składzik na wszystko, co może okazać się przydatne w przyszłości, a na pewno nie jest teraz. Kartony zasłaniały każdy centymetr ścian, a między tymi leżącymi bez ładu i składu na ziemi prowadziła wąska, niezawalona żadnymi gratami ścieżka.

– Nawet gdyby było tu dziesięć trupów, to i tak bym ich zbyt szybko nie znalazła – mruknęła pod nosem Daria i powoli ruszyła ścieżką między kartonami. Pociągnęła nosem kilka razy. – Powinno tu cuchnąć trupem. Dlaczego nic nie czuję?

Mijała kolejne kolumny pudeł, ale żaden nie przeciekał ani nie wydzielał specyficznego zapachu rozkładających się zwłok. Dopiero przy przeciwległej do schodów ścianie zauważyła staromodną, szumiącą cicho lodówkę. Podeszła do niej ostrożnie i gdy próbowała powoli otworzyć drzwiczki, coś po drugiej stronie naparło na nie i prawie wyrwało je z zawiasów. Z głośnym plaśnięciem na podłodze wylądowały pokryte cienką warstwą lodu zwłoki mężczyzny. Światło z wnętrza lodówki omiotło pudła naprzeciwko urządzenia.

– To tłumaczy brak zapachu – szepnęła Daria i przyjrzała się ciału. Mężczyzna ubrany był jedynie w slipy, a na szyi miał obtarcia. W lodówce spostrzegła jeszcze wciśnięty w róg worek. W środku znalazła sznur, zwinięte męskie ubrania, stary aparat na klisze i dwie koperty podpisane „dla ukochanej” i „dla ukochanego”. W obu kopertach były odpowiednio zdjęcia mężczyzny z właścicielką bądź właścicielem domu, których widziała wcześniej na holo-zdjęciach w salonie.

– Zdradzał wilk razy kilka, zdradzili i wilka. – Daria pokręciła głową i odłożyła rzeczy na miejsce. Wyciągnęła odpowiednie narzędzia z zestawu rytualno-saperskiego i nakreśliła symbole odesłania na przedramieniu mężczyzny. Gdy skończyła, usłyszała dobiegający z góry ryk upiora, który gwałtownie umilkł i nie rozbrzmiał już ponownie. Spakowała zestaw i zakryła zwłoki płachtą zdjętą z pobliskich pudeł, po czym spokojnie wyszła z cichego, pustego już domu.

 

***

 

Wróciła swoim autonomicznym samochodem do biura, po drodze dzwoniąc jeszcze na policję i każąc od razu przełączyć do paranormalnego. Odebrała jej dobra znajoma jeszcze z czasów służby, więc wystarczyło, że opisała wszystkie podjęte przez siebie kroki i nie musiała się niczym dalej przejmować. Wjechała windą na odpowiednie piętro, podśpiewując kolędę grającą z głośników i usadowiła się wygodnie w fotelu przy swoim biurku.

Anka wciąż spała, nie zauważywszy nawet, że jej współpracowniczki nie było.

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Witaj, SnoWhit37!

Na początek pozwolę sobie na kilka kosmetycznych uwag.

 

Przez panoramiczne okna ciągnące się przez całą długość loftu rozpościerał się widok na nigdy nieśpiące miasto opatulone w białą pierzynę.

Raczej opatulone czymś, nie w coś.

 

Śnieg wirował za szybą jakby w tańcu, jednak jedyną słyszalną w biurze muzyką było połączenie tykania zegara, alarmu i pochrapywania. 

Spisała adres z komputera, zapamiętała mniej więcej rozmieszczenie pomieszczeń w domku i wygasiła ekran.

Ciut niefortunne, zgrzytające zwroty. Poza tym wyłapałam trochę powtórzeń.

 

Przez parę sekund bawiła się kluczami od samochodu w dłoni, by ostatecznie zawrócić i wziąć z szuflady urządzenie komunikacyjne.

A jak inaczej miała się bawić?

 

– Rutynowa akcja, nie masz czego zepsuć – szepnęła i wyszła na mróz. (…) Za to na choince nie wisiały żadne lampki, mimo że stała koło kontaktu, od którego specjalnie odpięto oczyszczacz powietrza.

Tutaj tak mi przyszło do głowy – strasznie długi akapit. Spokojnie można by go podzielić na kilka mniejszych, czytałoby się łatwiej.

 

Musiała się o nie zaplątać, gdy przewróciła choinkę.

Zaplątać w coś, nie o coś.

 

Odebrała jej dobra znajoma jeszcze za czasów służby, więc wystarczyło, że opisała wszystkie podjęte przez siebie kroki i nie musiała się niczym dalej przejmować.

Znajoma z czasów służby, nie za czasów.

 

Jak mówiłam, w sumie taka kosmetyka. Ewentualnie można by było to opowiadanie jeszcze przejrzeć pod kątem powtórzeń i przecinków. Poza tym jest ładnie, czyta się dobrze. Interesujący pomysł i nieźle zrealizowany, wciągnęło mnie :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Mam nadzieję, że się Misiowi podobało :)

 

Dziękuję, NaNa, wszystkie uwagi kosmetyczne mile widziane. Nawet czytając dziesiąty raz własny tekst, niektóre rzeczy umykają, niestety ;)

Cieszę się, że Cię wciągnęło. Zerknij na “Śmierć…” jeszcze z mojego repertuaru. Ma trochę podobny klimat.

Podobało mi się, wciągnęło :) Niewiele tutaj świąt, ale ma to swój wydźwięk. Trochę dołujący, ale chyba prawdziwy. Pracy w święta też nie cierpię, więc rozumiem frustrację bohaterki. Nieoczekiwany wynik alarmu bardzo mi się spodobał, a decyzja Darii, by załatwić sprawę, żeby się biedny nieboszczyk przez święta nie męczył wzbudziła moją sympatię ;)

W poprzednim opku miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś innym świecie, tym razem klimat był bardzo swojski i nie miałam wątpliwości, że to Tu, choć niekoniecznie Teraz ;) Mam nadzieję, że nie powiedziałaś jeszcze ostatniego słowa, bo chciałabym dowiedzieć się, skąd wylazły te wszystkie monstra ;)

Z marudzenia: przydałby się risercz dotyczący pracy agencji ochrony, bo nie do końca tak to wygląda.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Prawda, mało świątecznie, ale fakt, że dzieje się to w takim czasie ma wpływ na wydarzenia, jak już zauważyłaś :)

Cieszę się, że Cię wciągnęło, Irka. Zdecydowanie nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Zamierzam trochę jeszcze w tych klimatach popisać w ramach próby stworzenia jakiego mojego małego uniwersum – taki mały eksperyment.

Skoro czytałaś moje poprzednie opowiadanie… Ukryłam drobny smaczek dla uważnych i ciekawskich ;)

Co do riserczu, zdecydowanie potrzebuję, bo błądzę po omacku w tej kwestii, a zamierzam was zapoznać bliżej z Darią. Jestem jednakże antytalentem w szukaniu takich informacji. Masz może jakieś źródła do polecenia?

Szczęśliwa ta Anka;)

Świetna opowieść. Na początku myślałam, że będą korposmuty, ale poszłaś po całości!

No i ten profesjonalizm, bez względu na warunki wejściowe;)

Lożanka bezprenumeratowa

Miło mi słyszeć, że się podobało, Ambush.

Ja i korposmuty? Może dopiero w przyszłości do tego dobrnę, ale bez choć małego elementu grozy i tak się pewnie nie obejdę. Za bardzo to kocham ;)

Cześć, Śnieżko!

 

Masz kilka powtórzeń w tekście:

Przez panoramiczne okna ciągnące się przez całą długość loftu

Rzuciła szybkie spojrzenie przez ramię na biurko. Przez parę sekund

Czyli potrzebujesz zestawu z bagażnika

Daria wyszła z samochodu i ruszyła w stronę bagażnika,

Warkotojęk ucichł. 

Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar po jej lewej wystukiwał spokojnie mijające sekundy. Szuranie nie rozbrzmiewało, a po chwili warkotojęk wrócił

Tu jeszcze kwestia samego słowa – to trochę taki wodotrysk, więc tym bardziej trzeba go używać powściągliwie (a pewnie niektórym osobom w ogóle nie przypadnie do gustu).

 

Sama opowieść intrygująca, śledziłem z ciekawością, choć mam wrażenie, że końcówka jest nieco ucięta (limit gonił?). Brakuje mi nieco wyjaśnień kim w zasadzie była Daria z Anką, może przebiegu morderstwa. Dlaczego profesjonaliści nie pracują w Święta? Demony chodzące po mieście to dość poważna sprawa…

No i same Święta wrzucone w tekst nieco na siłę.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytane.

Dziękuję, Krokus, błędy poprawione.

Owszem, limit gonił, gdyż sprawdziłam go dopiero po napisaniu już połowy tekstu ;)

Profesjonaliści pracują w Święta, jednakże upiór w pustym domu ma niski priorytet, więc wszystkie zespoły wysyłane są do mniej lub bardziej umyślnie przyzwanych upiorów, gdzie komuś może się stać krzywda. Z racji tego, że w Święta ludziom wpadają do głowy głupie pomysły na sprowadzanie zmarłego członka rodziny do wigilijnego stołu, to możemy sobie tylko wyobrażać, ile mają takich wezwań. Uznałam, że czytelnikowi nie jest potrzebne tak szczegółowe wyjaśnienie, bo byłby to trochę infodump, ale następnym razem spróbuję to jakoś umieścić w tekście.

Nie do końca zgadzam się z tym, że Święta są wrzucone na siłę, bo jednak dużo rzeczy potoczyłoby się inaczej, gdyby był to normalny dzień roboczy. Za to mogłyby to być w sumie jakiekolwiek święta.

Miło słyszeć, że mimo wszystko historia Cię wciągnęła :)

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Miło mi to słyszeć, Anet :)

Cześć!

 

Opowiadanie jest niczego sobie, choć pewnie nie zostanie ze mną na dłużej. Trochę pretekstowo wypada wymóg konkursu, bo święta są tutaj tylko odległym tłem. Miałem też problem z tymi wypowiedziami głównej bohaterki, bo to strasznie nienaturalne. Ona tak caly czas gada niby do siebie, ale tak naprawde do czytelnika, żeby przekazać pewne informacje, które postanowiłaś przenieść z narracji na coś w rodzaju sprawozdania z właśnie wykonywanych działań. Nie przypadł mi do gustu ten zabieg.

Fajny masz klimacik, kiedy bohaterka skrada się do domu, jest jakieś szuranie, jest niepokój. Tylko cały ten niepokój się ulatnia w momencie, w którym rzucasz informacją, że to w zasadzie norma w wykreowanym na potrzeby opowiadania świecie, a od załatwiania upiorów są nawet specjalne służby, takie R.I.P.D czy coś w ten deseń. No i w zasadzie na takiej normalności potem leci reszta fabuły, bo okazuje się, że ona ma jakiś zestaw na upiory, zna procedury i odpowiednie rytuały, potem ogarnia upiora, dzwoni na policję i wraca do biura nawet nie budząc koleżanki, bo przecież nic takiego się bohaterce nie przytrafiło. Od niepokoju do lekkiego zawodu zakończeniem.

 

W ułamku sekundy zgasiła latarkę i przylgnęła plecami do ściany pomiędzy dwoma jedynymi parami drzwi wychodzącymi z salonu.

Jeżus, jak to brzmi :D Dwie jedyne pary. Proponowałbym to przeredagować ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Interesująca firma.

Trochę nie pokumałam, kto zabił tego faceta i umieścił zdjęcia w lodówce. Czy trup był kochankiem pani domu? Autorem zdjęć? Dlaczego dwie koperty?

Ale czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka