- Opowiadanie: Isska - Dobry interes

Dobry interes

Święty Mikołaj, elf, renifer, prezenty, choinka... Czyli o tym, że nie wszystko wygląda tak, jak się wydaje.

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Dobry interes

[Święty Mikołaj, elf, renifer, prezenty, choinka]

 

 

 Klasyczna scena. Możliwa do opisania wieloma akordami, wieloma uśmiechami czy głębokimi, powolnymi westchnięciami. Ja jednak postaram się opisać ją znanymi słowami – tak, aby każdy mógł przenieść się w tę scenerię. Wystarczająco duży salon, aby pomieścił wszystkich chętnych słuchaczy, a także na tyle przestronny, aby zmieściły się w nim wygodne meble czy ogromna choinka.

Drzewko ozdobione było bombkami w kolorach, o których waszym artystom się nie śniło. Gałęzie pokryte były warstwą śniegu, który spadał z sufitu, a następnie zatrzymywał się w połowie, aby na tej wysokości zaniknąć. Niektóre śnieżynki spadały na głowy i dłonie słuchaczy. Po podaniu gorącej czekolady i espresso, zajęciu miejsc przyszła pora na główną atrakcję – opowieść starca.

Mężczyzna nie wyglądał na więcej niż sto lat, a przy pierwszym spojrzeniu dałbyś mu najwyżej osiemdziesiąt. Dopiero po kilku minutach spoglądania na jego różową twarz dostrzegłbyś cechy, które zdradzałby jego prawdziwy wiek. Zmarszczki przy jasnych oczach świadczyły tylko o liczbie uśmiechów, które staruszek obdarzał innych. Różowe usta i gęste brwi dodawały mu uroku. Poza czarnym płaszczem miał na sobie długie spodnie i okulary. Siedział na fotelu i czekał, aż tłum zrezygnuje z szeptania, okazując tym samym chęć wysłuchania go. Mógł czekać wiecznie, wsłuchując się w pieśni szklanych elfów na choince. Nie wiadomo, czy unieruchomione stworzenia dobierały słowa do odgłosów ognia, czy na odwrót. I chociaż mógł to usłyszeć tylko najbardziej wrażliwy słuchacz, tłum, jakby oczarowany tą pieśnią, powoli cichł.

Wtedy starzec się odezwał, a głos miał spokojny i taki, jakby w tej całej jego życzliwości i empatii kryła się stanowczość. Gdybyś, siedząc tam w tamtym momencie, wyczuł to, co właśnie opisałam, wszystko inne wydałoby ci się fałszywe – zbyt dużo cukru w piernikach, aby ukryć posmak trucizny, śnieżki ze żrącej substancji, która uwalnia swe działanie, kiedy roztopi się na twojej dłoni, zaciskającej się na kubku ciepłego kakao…

 Powróćmy do początku monologu starca, wygłaszanego właśnie teraz:

– Elfy rozpoczynają pieśni słowami "A niech to cię Mikołaju, a niech was dzieci! Zniewoleni przez was, cierpimy od stuleci!" Nie jest to typowy obraz tych stworzeń, jednak ten prawdziwy – a jeśli ktoś nie chce zaburzać swojej wizji elfów, niech zasłoni uszy. Te stworzenia pracują nieustannie, spełniając życzenia dorosłych i dzieci. Niektóre z nich są proste do zrealizowania – są to prezenty pod choinkę. Inne zachcianki zajmują więcej czasu, niż można by się było spodziewać. O ile życzenie nowego auta czy przypływu gotówki nie sprawia problemu, tak przywołanie pokoju na świecie bywa trudne. Mimo że w większości przypadków próby spełnienia tych życzeń kończą się klęską, elfy nie zaprzestają starań. A Święty Mikołaj i Śnieżka pozwalają, by miało to miejsce.

 Mikołaj siedział na krześle, a z biegiem czasu coraz bardziej zatracał się w swoich planach. Jego gabinet był mały, wyłożony boazerią. Na środku stało biurko, a wokół liczne szafki i półki. Na Biegunie Północnym wiódł spokojne życie, nadzorując elfy i urządzając polowania na niebieskie renifery. Jeśli kiedyś będziecie mieć możliwość odwiedzenia tego miejsca, zachęcam was do poszukania tych zwierząt. Są przyjazne, a kiedy spojrzymy im w oczy, możemy dostrzec nasze przyszłe święta.

 Święty, niegdyś przystojny, przybrał na wadzę i zapuścił brodę, aby spełniać wymagania stawiane mu w pracy. Mimo młodego wieku wyglądał na starca. Jego żona również straciła wiele, nie tylko swoje imię. Zgarbiła się, a skóra, kiedyś przypominająca porcelanę, zmarszczyła się. Oboje z nich widzieli te zmiany, zdawali się tym jednak nie przejmować. Aby wrócić do głównego wątku, muszę wam, wytłumaczyć jedną rzecz. To, na ile dane osoby mogą być władcami Bieguna Północnego, nie zostało określone. Najczęstszą przyczyną zmiany była oczywiście śmierć poprzednika, a rzadziej własna rezygnacja z zawodu. Naszych bohaterów żaden z tych powodów nie dotyczył. Od wizyty śmierci dzieliły ich jeszcze lata, a nic nie wskazywało na brak zadowolenia takim życiem.

Pewnego wieczoru, kiedy za oknami śnieżyca pokazywała swą moc, usiedli w salonie i zaczęli rozmawiać o dawnym życiu. Niewiele z niego pamiętali, a mimo to próżność dalej przemawiała przez nich. Mając tuż obok ogromne magazyny pełne życzeń i dóbr materialnych, a także darmową siłę roboczą; aż trudno było nie pomyśleć o zysku. Elfy nie tylko wytwarzałyby produkty najlepszej jakości, ale same w sobie stanowiłby niezłą atrakcję turystyczną. I właśnie tak zaczęli planować początki swojego biznesu.

Warsztaty elfów były przestronne. Ściany były drewniane, przyozdobione gałązkami świerku. W pomieszczeniach pachniało cukrem waniliowym. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Święty Mikołaj spędzał zbyt wiele czasu w tych warsztatach. Siedząc w kącie, obok linii produkcyjnej numer X9, przeglądał swoje notatki z różnymi scenariuszami działania. Po powrocie do chatki, omawiał te plany ze Śnieżką – teraz już zwaną Śnieżycą. W razie potrzeby poprawiał je. Nie mieli jeszcze pomysłu, co zrobią z tak dużą ilością pieniędzy. Nie wiedzieli również, czy chcą tutaj zostać. Przyzwyczaili się do mrozu. Tym jednak też się nie przejmowali. W  tamtych chwilach kierowała nimi wyłączenie chęć wzbogacenia się.

Plan był prosty. Na początku trzeba było zająć się elfami – same nie zrozumiałyby tego wszystkiego. A nawet jeśli, nie chciałby opuścić swoich warsztatów. Nie to, że nie lubiły zmian – kochały nowe ozdoby, ale dobrze wiedziały, jakie jest ich powołanie.

Wymyślili więc jeden z prostszych sposobów, aby odurzyć elfy. Deli elfică nadawał się do tego idealnie. To bardzo delikatny gaz, używany przez wielu jako lek na uspokojenie dla stworzeń ze Świata Magii. Dlaczego więc nie miałby podziałać na elfy? Z tym przekonaniem Śnieżyca udała się do warsztatu. Przechodząc między taśmami produkcyjnymi, przyglądała się, co ludzie chcieli w te święta. Wśród dzieci i młodzieży nadal królowały przybory artystyczne. Po raz pierwszy od dawna poczuła nutkę ekscytacji, która rozbrzmiała w całym tym koncercie obojętności. Tegoroczne życzenia dorosłych nie były już tak kolorowe. Życzono sobie zdrowia i nowej pracy. Doszedłszy do końca, rozsypała proszek w kilku miejscach. Wyglądał jak cukier puder. Właściwie – na pozór niewiele różnił się od cukru. Deli elfică nie był wszakże słodkim tworem, a kilka minut po zetknięciu z podłogą zaczynał parować, zamieniając się w gaz. Poza tymi cechami wyglądał identycznie jak cukier puder.

Święty Mikołaj był dumny ze swojej żony, ostatnimi laty pełniącej bardziej rolę gosposi i kogoś w rodzaju gejszy. Wykonała swoją część planu nieskazitelnie, sprawiając, że spełnianie ludzkich życzeń zostało wstrzymane, a elfy słodko spały. Z wyraźnym brakiem jakiegokolwiek szacunku do tych istot – wątpliwych rozmiarów, jak i umysłów, a jednak dalej istot – małżeństwo wpakowało je do ciemnych worków. Nie zmieściły się wszystkie, rzecz jasna, ale według ich skomplikowanych i zawiłych obliczeń, tyle, ile mieli, w zupełności wystarczyło. A przecież zawsze można wrócić po więcej, gdyby zaszła owa potrzeba. Worki wpakowali od razu na sanie, aby później o nich nie zapomnieć. Prawdę mówiąc, oprócz elfów nie mieli wiele do zabrania z Zimowej Wioski (dźwięk pocałunku w policzek i typowego, nastoletniego chichotu. Kilka małżeństw, ze stażem większym niż lata życia tej dwójki, uśmiechnęło się, przypominając sobie o swojej młodości. O tych pierwszych, nieśmiałych pocałunkach, o spojrzeniach w oczy tak głębokich, że zdawałoby się tonąć. I gdzie to wszystko się podziało? Gdzie?). Widzicie, moi drodzy słuchacze, mając elfy po waszej stronie, macie, można by rzec, wszystko. A jeśli waszym jedynym celem byłoby po prostu wzbogacenie się dzięki nim – z Bieguna Północnego nie musielibyście zabierać nic więcej. Oczywiście, jeśli te małe stworzenia widziałyby w was wystarczający autorytet. W przeciwnym razie musielibyście użyć podstępu. A o taki w okresie świątecznym nietrudno.

Po odurzeniu elfów zyskali kilka godzin, aby przenieść je w nowe miejsca pracy. Z wioski zabrali jeszcze kilka większych ozdób, odręczne zapiski i obrazy, które – ich zdaniem – były coś warte. Sanie, na które wrzucali wszystkie swe zdobycze, były ogromne, z zewnątrz pomalowane czerwoną farbą. Płozy były pięknie rzeźbione. Na bokach namalowano jemiołę i kilka aniołków wokół niej.

Po załadowaniu wszystkiego na sanie przyszedł czas na zaprzężenie do nich reniferów. Jak wcześniej wspominałem, wszystko na Biegunie Północnym wie, że do niego należy. I tak samo jak elfy, renifery w akcie buntu wyłamały drzwiczki zagrody i uciekły w ciemny las. Po upływie zaledwie kilku godzin płynęli po niebie, ciągnięci przez niebieskie renifery. Magiczne oczy tych zwierząt po raz pierwszy nie pokazywały świąt, a jedynie wyglądały jak dwie kule z czarnego szkła. I tylko Władca Świąt i jego ukochana zdawali się śmiać. Tylko oni i przemarznięte dzieci, bawiące się śnieżkami ze swoim rodzeństwem.

Pomieszczenie, które miało stać się Nową Wioską Zimową przypominało bardziej hangar, aniżeli halę, na której miała powstać miejscowa atrakcja. Kilka nędznych, zielonych choinek zostało postawionych w rogach, aby ukryć odpadający tynk. Za pomocą magii elfickiej nierówną podłogę wyłożono nietopniejącym śniegiem. Mimo taniego posmaku, jakie zostawiało samo wejście do pomieszczenia, dzieci i dorośli zdawali się być szczęśliwi. Nie zliczę, ile zdjęć zostało tam zrobionych.

Święty Mikołaj i Śnieżyca wiedli życie przypominające marzenie każdego materialisty. W źródle sukcesu bywali rzadko, najczęściej późnymi wieczorami. Sprytnie przemykali się między tłumami. Podczas tych niewątpliwie miłych odwiedzin sprawdzali utarg i jeśli zaszła taka potrzeba, karcili elfy za brak uśmiechu. Z dwójki gatunków magicznych stworzeń, niebieskie renifery wydawały się pokorniejsze – grzecznie skubały śnieg, rozbawiając tym widownię. Ludzie niczego się nie domyślali, a święta się zbliżały. W normalnej sytuacji pierwsze prezenty zostałyby już zapakowane do worów i wsadzone na ogromne sanie. Nie tym razem. A święta były coraz bliżej. Z każdą sekundą.

Niektóre dzieci zachowywały się inaczej. Nie mówię tu tylko o tych mieszkających koło terenu wokół Nowej Wioski Zimowej, ale ogólnie. Stały się przygaszone, przestały wychodzić. Objawów było o wiele więcej – głównie chłopcy zaczęli się buntować, a zwykle działające argumenty o trafieniu na czarną listę nie działały.

– Święty Mikołaj zniszczył święta! – wołał Jimmy, tupiąc nogą o parkiet. A rodzice byli bezradni. Nie wiedzieli, co się dzieje. Jednak widząc to, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i sami pojechali kupić prezenty swojemu synkowi, w nadziei, że to mu poprawi humor. Do domu wrócili z zestawem klocków lego i słodyczami, których widok przyprawiał o mdłości. Jimmy, lat 10, wiedział jednak swoje, a żadna słodycz nie była w stanie go przekonać. Podczas nieobecności swoich rodziców wymykał się z domu wraz z garstką znajomych z osiedla. Zakradali się do Wioski, a po kilku wizytach elfy wpuściły ich tam bez opłat. Muszę przyznać, że elfy i dzieci dobrze się dogadywały. Pokonując barierę językową, zaczynały coraz więcej rozumieć. I chociaż nie do końca docierała do nich logika, jaką kierowały się te istoty, postanowiły pomóc.

Jimmy nie przypominał żadnego z elfów. Był wyższy od nich o dobre dziesięć centymetrów. Jego uszy były małe i przyległe, a włosy – kruczoczarne i rozczochrane. Oczy miał niczym ocean i śmiech słodki jak laska cukrowa. Ciotki i babcie nie kłamały, mówiąc, że przystojny z niego kawaler. Tak właściwie to żadne dziecko z grupy nie przypominało elfa. Razem, spędzając całe dni przerwy zimowej, obmyślali plan, rysując po zużytych biletach wstępu. Szło im dobrze; im bliżej było do Wigilii, tym większy błysk w oczach reniferów dałoby się zobaczyć. Jak na piątkę dzieciaków i sto elfów, plan była dobry: wykraść się w nocy, załadować sanie, zaprząc renifery i wrócić na Biegun Północny. Najtrudniejszą częścią całego przedsięwzięcia było przekonanie reniferów. Mogłoby się wydawać, że wszystko jest przemyślane, oprócz jednego szczegółu. Powrotu. Renifery nie uciągną sań bez kogoś, kto by nimi prowadził, a elfy, chociaż posiadające potęgę w swoich dłoniach, nie mogły ich przenieść do domu. A poza tym, kto będzie zastępował w tym czasie Władcę Świąt? Odpowiedź była tylko jedna. Dzieciaki zostaną tam, dopóki nie znajdą kogoś, kto mógłby odpowiedzialnie sprawować tę rolę. Oczywiście, nie znaczy to zabranie im najlepszych lat życia, wbrew pozorom. Elfy będą je wychowywać najlepiej jak potrafią, a dawne służące staną się nauczycielkami.

Nowa Wioska Zimowa w dzień przed Wigilią otwierana była dopiero o czwartej. Nikt i tak nie zjawiłby się wcześniej, zajęty zakupami czy porządkami, które doceni i tak tylko on. Dla ekipy uciekinierów były to warunki sprzyjające. Jeszcze rano zebrali się szybko, wypili kakao i przytulili rodziców. A potem wyszli jak gdyby nigdy nic, nie czując lęku przed niepowodzeniem. Była to po prostu ekscytacja przed spotkaniem z elfami.

Przybywszy do wioski, od razu podjęli działania. Elfy, już dobrowolnie, usadowiły się na saniach lub w workach. Zwierzęta same ustawiły się, a zaprzężenie ich było kwestią przypięcia pasów. Bez elfickiej magii śnieg zaczął się roztapiać, a choinki więdnąć. Wyjeżdżając spostrzegli, że najwierniejsze Mikołajowi elfy zostały jeszcze w hali. Potem wzbili się w powietrze, niewiele ponad chmury. Jimmy siedział na miejscu woźnicy i z pomocą elfa kierował reniferami. Reszta towarzyszy wtuliła się w beżowe futro, którym wyłożone było wnętrze sań. Ich policzki były niemal tak czerwone, jak same sanie. Elfy zaczęły śpiewać – tym razem śpiewały o wolności, magii świąt i radości.

 Mało brakowało, aby Mikołaj i Śnieżyca wpadli w szał. Nie wiedzieli, co się stało, chociaż elfy, które zostały, próbowały to wyjaśnić. Mikołaj resztkami magii zamienił je w bombki, aby ich głosy nie irytowały go jeszcze bardziej. Śnieg roztopił się już całkowicie, ale w obawie przed Władcą Świąt nie pozostawił żadnych śladów. Nowa Zimowa Wioska została zamknięta. Małżeństwo przez wiele dni nie mogło się z tym pogodzić, zastanawiając się, jak do tego doszło. Teorii było dużo, ale ta, którą uznali za najbardziej prawdopodobną, głosiła, że święta posiadały pewnego rodzaju magię, której sami nie potrafili wyjaśnić.

W ciągu kilku dni wystawili willę na sprzedaż. W zamian kupili sobie mały dom. Ich życie płynęło normalnie. Mężczyzna posiadał resztki swoich mocy, ale wykorzystywał je w najlepszy sposób – tworząc uśmiechy na twarzach innych.

Dzieci uratowały święta. Szybko odnalazły się w nowej rzeczywistości. Służące, znów pełne życia, traktowały dzieci jak swoje. Wieczna noc nie była taka, jak zwykle, bowiem elfy często myliły prezenty i życzenia, przez co nie zawsze trafiały one do swych właścicieli. I chociaż święta jeszcze przez wiele lat nie będą takie, jakie zapamiętaliście, te obecne były wystarczająco dobre.

 

Takimi właśnie słowami brodaty starzec zakończył swoją opowieść. W sali dalej panowała cisza, jakby ostatnie słowa dopiero docierały do słuchaczy. Dorośli, udając, że nie mają żadnych podejrzeń, podziękowali za spędzony czas. Ludzie przepychali się przy wejściu. Starzec odprowadził każdego do wyjścia, uśmiechając się. Zimy w Szwajcarii były mroźne, ale właśnie dlatego turyści je lubili. 

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Możliwa do opisania wieloma akordami

Hmm…

akord

1. «współbrzmienie co najmniej trzech różnych dźwięków»

2. «wyróżniający się element czegoś»

3. «system płacy, w którym wysokość wynagrodzenia zależy od ilości wyprodukowanego towaru lub od wykonanej normy»

 

Narracja się nieco sypie.

o których waszym artystom się nie śniło.

Tu się zwracasz ogólnie do czytelników, a tu:

Dopiero po kilku minutach spoglądania na jego różową twarz dostrzegłbyś cechy, które zdradzałby jego prawdziwy wiek.

do pojedynczego czytelnika.

Potem masz chyba dłuuugi dialog straca. Na tyle długi, że czytelnik się gubi. Partii dialogowej nie dzieli się na akapity. Starzec zaczyna opowiadać o elfach, następny akapit zaczyna się od Mikołaja i… już nie wiem, gdzie właściwie jestem.

Przyznam, że nie dotarłam do końca, pogubiłam się kompletnie.

Na przyszłość proponuję instytucję bety, co to jest dowiesz się z poradnika drakainy. Do kompletu dla świeżynki proponuję poradnik Finkli :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Generalnie ciekawy pomysł. Niestety, tekstowi przydałby się porządny przegląd (jak wspomniała Irka, może warto by skorzystać z bety). Poza tym opowieść nie porywa, w zasadzie to bardziej suche streszczenie faktów, brakuje klimatu i emocji. Bardziej przeczytałam z ciekawości zakończenia niż dla przyjemności czytania, bo nie wciągnęło. Powiedziałabym, że jeszcze trochę pracy przed Tobą, wiec powodzenia życzę :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć, Issko!

 

Trudno było mi wczuć się w historię, bo opowiadasz ją w sposób relacyjny – mocno dystansujesz czytelnika, bo wszystko jest wyłożone kawa na ławę, do tego w sposób skrótowy. Myślę, że chciałaś w krótkie opowiadanie wrzucić zbyt dużo. Wymyśliłaś rozbudowaną historię, która wymagałaby przynajmniej drugie tyle znaków. I co ważniejsze, wymagałaby bohatera, z którym mógłbym się utożsamiać, kibicować mu.

Ale jakby nie patrzeć, gratuluję debiutu na portalu, polecam się solidnie rozejrzeć, wejść nieco w interakcje z komentującymi ;) Może podrzucę niezbędnik:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytane.

Takie bardziej streszczenie niż opowieść :/

Przynoszę radość :)

Jakoś to zmęczyłem. Próbowałeś tutaj oddać klimat gawędy, ale zupełnie Ci nie wyszło, zamiast opowieści masz sprawozdanie, które streszcza jakieś tam wydarzenia, ktorych logiki nie do końca pojmuję. Fabuła jest, i to w zasadzie wszystko co można o niej powiedzieć.

Posłuchaj rad udzielanych Ci w komentarzach powyżej, bo masz jeszcze przed sobą dużo pracy. Ale nie zniechęcaj się i próbuj dalej.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hmmm. Mam wrażenie, że zostały zakłócone proporcje tekstu. Najpierw stosunkowo długo opisujesz miejsce opowieści, staruszka, który ma ją snuć, potem Mikołaja… A potem jakby zbliżał się limit, zdarzenia się zagęszczają, a końcówka już jest streszczeniem.

Ale pomysł na konkursowy tekst interesujący.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka