- Opowiadanie: król - Powrót do normalności [POPRAWIONE]

Powrót do normalności [POPRAWIONE]

Opo­wia­da­nie po­wsta­ło w ra­mach #po­st­co­vid chal­len­ge – jeśli kogoś  temat za­in­te­re­su­je, wy­ja­śnię w ko­men­ta­rzu. 

Z góry dzię­ku­ję za Wasze opi­nie i ko­men­ta­rze. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Powrót do normalności [POPRAWIONE]

Mężczyzna ziewnął przeciągle, otarł zlepione ropą powieki. Spał prawie osiem i pół godziny, a mimo to obudził się wyczerpany. Płytki, przerywany sen zamiast ukojenia przynosił jedynie rozdrażnienie. Nie pomagały ani środki nasenne, ani antydepresanty, ani suplementy diety. Cała ta chemia nie była w stanie zagłuszyć wzbierającego w nim od dłuższego czasu poczucia beznadziei. Beznadziei, która niczym nowotwór zżerała go od środka, odbierała chęci do życia, rujnowała sen. 

 

Budzik pokazywał kilkanaście minut po jedenastej, lecz on nie kwapił się do wstawania. Nie miał ani dla kogo, ani po co wstawać. Był trzydziestotrzyletnim singlem, rodzina się nim nie interesowała, nie miał pozwolenia na posiadanie zwierząt, a nieliczni znajomi i tak nie mogli go teraz odwiedzać. Ze względu na charakter wykonywanego zawodu nie mógł pracować zdalnie. Wszystko to sprawiało, że kwarantanna w niewielkiej kawalerce ciągnęła się niczym pobyt w więzieniu o zaostrzonym rygorze.

 

Pierwsze tygodnie przymusowej izolacji spędził podłączony do Strumienia przez większą część dnia. Surfowanie po Internecie, choć początkowo stanowiło źródło interesującej rozrywki, szybko stało się przyczyną frustracji. Kolejne sezony seriali bardziej nużyły niż bawiły, muzyka nie brzmiała już tak dobrze jak wcześniej, a przeglądanie profili znajomych, którzy podobnie jak on, zostali uziemieni na kwarantannie, jeszcze tylko pogłębiało poczucie osamotnienia. 

 

Najgorsze były jednak informacje, które docierały do niego za pośrednictwem lokalnych kanałów newsowych. Niepokojące wiadomości o terrorystach z Frontu Wyzwolenia wysadzających w powietrze kolejne magazyny i sabotujących placówki medyczne znajdujące się na terenie Lower Silesian Megalopolis. Wiadomości o wciąż zwiększających się opóźnieniach w dostawach preparatów, o zdającej ciągnąć się w nieskończoność liście oczekujących na kolejną dawkę, o rekordowej, niespotykanej w tym regionie od dziesięciolecia liczbie zakażeń i zgonów.

 

W końcu miarka się dla niego przebrała. Miał serdecznie dość seriali, dość mediów społecznościowych, dość wszystkich tych przygnębiających wiadomości. Odłączył się od Strumienia, zablokował powiadomienia. Próbował znaleźć sobie jakieś zajęcie, lecz nie potrafił. Od dziecka przyzwyczajony do spędzania niemal każdej wolnej chwili w Strumieniu, nie wiedział co ma ze sobą zrobić gdy był offline. Skończyło się więc na bezmyślnym gapieniu się przez okno. Dzień za dniem, godzina po godzinie lustrowanie monotonnego krajobrazu za szybą w oczekiwaniu zmierzchu.

 

Zdawał sobie sprawę, że jedyną opcją na wyrwanie się z tego marazmu było odnowienie Certyfikatu Zdrowia. Termin przyjęcia dawki przypominającej minął mu dobre dwa miesiące temu i od tego czasu musiał pozostawać w domu. Pozostawać w domu dla bezpieczeństwa swojego, dla bezpieczeństwa prawie dziesięciomilionowej społeczności Lower Silesian Megalopolis zagrożonej kolejną mutacją wirusa. Pozostawać w domu tak długo, aż zostanie wezwany przez system Ministerstwa Zdrowia do przyjęcia kolejnej dawki. 

 

System wciąż jednak go pomijał. Co rano, natychmiast po przebudzeniu wydawał polecenie głosowe zarządzającej mieszkaniem Sztucznej Inteligencji, aby ta przejrzała wiadomości przychodzące w poszukiwaniu alertu od MSZ. Następnie polecał przeszukiwać folder spam, a gdy tam także nie było wyczekiwanej wiadomości, ustawiał alert o najwyższym priorytecie dla słów kluczowych takich jak “msz”, “certyfikat zdrowia”, “zaproszenie”, czy “dawka przypominająca”. A potem siedział i gapił się w okno, z niecierpliwością wyczekując powiadomienia. Ku jego rosnącemu rozgoryczeniu SI uparcie milczała. 

 

***

 

– Heja głąbie, słyszałeś najnowsze wiadomości? – Zamiast oczekiwanego dźwięku powiadomienia, z głośników dobiegł go głos znajomego z pracy. – Te sukinsyny chcą, aby pierwszeństwo dla dawki przypominającej miały pieprzone lizusy. 

– Lizusy? – powtórzył, nie do końca rozumiejąc co znajomy miał na myśli. 

– No wiesz, ci z wysokim rankingiem. Pieprzonym Social Indeks znaczy się. Dajesz wiarę? Wszyscy z wysoką średnią zostaną przesunięci na początek listy oczekujących. A wiesz co to oznacza dla takich jak my? Dla wszystkich tych, co to mieli w dupie ten pieprzony ranking i żyli sobie po swojemu? Dla tych, co tak jak my łapali punkty ujemne, bo od czasu do czasu lubili chlapnąć coś mocniejszego, przeklęli sobie pod nosem w miejscu publicznym, albo przechodzili na czerwonym kurwa świetle. Dla takich jak my oznacza to, że będziemy zamknięci w domu przez kolejne pięć, sześć miesięcy. A może nawet i dłużej, kto wie co te szajbusy z Frontu Wyzwolenia jeszcze międzyczasie odwalą. W każdym razie czeka nas jeszcze kilka pieprzonych miesięcy bez możliwości wyjścia z domu. Dajesz wiarę głąbie? To się dzieje naprawdę. 

– To już pewne? 

– Niemal pewne. Jeszcze tylko lokalna Rada musi klepnąć to pieprzone rozporządzenie. Ale oni podpiszą wszystko, co im te sukinsyny podeślą z Brukseli. 

– Niech to szlag…

– A żebyś wiedział głąbie, żebyś wiedział. Siedzę w domu już prawie pół roku, bo mój certyfikat wygasł na początku maja. Wygasł chwilę po tym jak ten pieprzony Front zaczął rozrabiać. I jak sobie pomyślę, że jeszcze drugie tyle… Cholera jasna, ja już teraz kurwicy dostaję. Normalnie nosi mnie, nie wiem co mam ze sobą zrobić, gdzie ręce włożyć. Mam ochotę rozpieprzyć te ściany, powybijać szyby. Wyjść na dwór, choć na chwilę. Nawet jeśli będzie to dla mnie oznaczać, że zarażę się i zdechnę. Ech, szkoda gadać… A ty jak tam się trzymasz głąbie? 

– W porządku. 

– Na pewno? Nie brzmisz za dobrze. Jak coś, to mam namiary na takiego jednego magika. On może załatwić tabletki. Mocne gówno, stawia na nogi. Weźmiesz i znów chce się żyć. Znów czujesz się jak człowiek. Przynajmniej przez chwilę, ale to już coś.

– Dzięki, ale nie trzeba. 

– Nie trzeba?

– Co rano łykam całą garść różnego świństwa. Nie chcę sobie dokładać kolejnych piguł.

– No jak tam chcesz głąbie. – znajomy zamilkł na dłuższą chwilę. – A słuchaj, jest sprawa. Ludzie w Strumieniu umawiają się na taką akcję. Taki jakby protest, no wiesz, przeciwko tym roszadom w kolejkach po dawkę przypominającą. Będą ustawiać sobie zdjęcia profilowe czarno-białe, zawieszać w oknach jakieś czarne szmaty i takie tam. Chodzi o to, żeby pokazać tym na górze, że się nie zgadzamy. Że nie mogą od tak sobie dzielić obywateli na lepszych i gorszych. Przyłączysz się? 

– Sam nie wiem.

– Nie wiesz? Trzeba działać! Gdyby nasi dziadowie postawili się tym sukinsynom, nie tkwili byśmy teraz w tym szambie…

 

***

 

Ku zaskoczeniu mężczyzny w monotonnym krajobrazie za szybą, w ciągu kilku kolejnych dni nastąpiły zmiany. W wielu oknach ciągnącego się po horyzont blokowiska pojawiły się czarne płachty. Na początku było ich zaledwie kilka, lecz z czasem niemal na każdym piętrze widział co najmniej jedną czarną kurtynę. Sam nigdy nie angażował się w żadne oddolne akcje społeczne, lecz tym razem korciło go aby spróbować. W końcu doszedł do wniosku, że zasłonięcie okna czarną tkaniną, nie jest zbyt wygórowaną ceną za nadzieję. 

 

Znalazł w szafie ciemny koc i wywiesił go w witrynie. Gdy się nad tym zastanowił doszedł do wniosku, że był to pierwszy raz, gdy otwarcie przeciwstawił się władzy. Dorastając w środowisku nieustannego zagrożenia, środowisku, w którym wszystko podporządkowane było walce z niekończącą się epidemią, nie było miejsca na bunt. Buntowi nie sprzyjał także ranking społeczny – Social Indeks, nagradzający posłusznych obywateli dodatkowymi punktami i karzących tych krnąbrnych ujemnymi. Punkty można było stracić za najmniejsze nawet wykroczenie, a spadki w rankingu wiązały się z negatywnymi konsekwencjami – od zupełnie błahych, takich jak utrata zniżek na komunikację miejską, aż po bardziej dotkliwe, jak choćby brak możliwości wzięcia kredytu. 

 

Nigdy wcześniej nie spotkał się jednak z tak drastycznym wykorzystaniem Social Indeksu przez lokalną władzę. Przesunięcie osób z niskim rankingiem na koniec kolejki, dla wielu obywateli Megalopolis mogło mieć katastrofalne skutki. Nieotrzymanie dawki przypominającej to nie tylko brak możliwości wyjścia z domu, wznowienia pracy, kontaktu z bliskimi, ale także bezpośrednie zagrożenie życia w przypadku zarażenia wirusem. Bo choć sam znał zaledwie kilka przypadków ciężkiego przechorowania zakażenia, to codzienne, rządowe alerty wspominały o dziesiątkach tysięcy ofiar na terenie Lower Silesian Megalopolis. Takich danych nie potrafił bagatelizować nawet ktoś, kto tak jak on całe życie miał do czynienia z epidemią.

 

Wszystko to sprawiało, że czuł swego rodzaju dumę, siedząc w oknie na tle czarnego koca. Był jednym z setek, a może nawet i tysięcy obywateli, którzy podobnie jak on wyrażali swoje niezadowolenie. Niezadowolenie, które być może przyczyni się do tego, że Rada zmieni zdanie i wycofa się z kontrowersyjnego pomysłu. A choć na początku niezbyt wierzył w pomyślność protestu, to liczne czarne płachty pojawiające się każdego dnia w oknach kolejnych mieszkań na osiedlu pozwoliły mu uwierzyć, że być może jednak uda się osiągnąć cel. Że być może uda im się pokonać technokratycznego lewiatana. 

 

***

 

Ona także musiała wierzyć w pomyślność protestu. Dostrzegł ją po raz pierwszy, gdy wieszała czarną płachtę w jednym z okien przeciwległego bloku. Budynek oddalony był o zaledwie kilkanaście metrów, a mieszkanie znajdowało się na tym samym poziomie, więc widział ją stosunkowo dobrze. Pomimo chudej, wymizerowanej, chłopięcej wręcz sylwetki, bladej twarzy i rozczochranych blond włosów, zrobiła na nim bardzo pozytywne wrażenie. Zapewne dlatego, że odwzajemniła jego uśmiech i pomachała mu, gdy tylko dostrzegła, że jej się przyglądał. 

 

Potem widział ją jeszcze kilka razy. Wyłaniała się z mroku przeciwległego mieszkania niczym mityczna nimfa z morskich odmętów i dostrzegłszy go uśmiechała się ciepłym, niosącym nadzieję uśmiechem. Za każdym razem pozdrawiała go serdecznym gestem dłoni, a on ochoczo odwzajemniał jej pozdrowienie. Przez krótszą lub dłuższą chwilę przyglądali się sobie uważnie, aż w końcu ona – najwyraźniej zawstydzona jego natarczywym spojrzeniem, czerwieniła się i znikała w cieniu swojego lokum. 

 

Złapał się na tym, że siedzi i gapi się w przeciwległe okna, wyczekując, aż nieznajoma znów się pojawi. A gdy się wreszcie zjawiała i obdarzała go swym cudownym uśmiechem, to na krótką chwilę zapominał o udręce przymusowej izolacji. Zapominał o całym tym zepsutym świecie i panującym w nim zamordyzmie. Zapominał o terrorystach z Frontu Wyzwolenia sabotujących placówki medyczne i wysadzających w powietrze magazyny. Zapominał o wirusie, codziennym liczniku zakażeń i zgonów. Zapominał o tym, jak żałośnie wyglądała do tej pory jego egzystencja. Znikało gdzieś poczucie samotności, bezradności i beznadziei, które wzbierały w nim od dłuższego czasu i trapiły od środka niczym rak. 

 

Gdy uświadomił sobie wreszcie, w jaki sposób nieznajoma na niego działała, postanowił lepiej ją poznać. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że przez kolejnych kilka miesięcy i tak nie będzie im dane zbliżyć się do siebie na odległość umożliwiającą swobodną konwersację. Liczył jednak na to, że dziewczyna zgodzi się z nim porozmawiać za pośrednictwem Strumienia. Postanowił, że jeśli przypadną sobie do gustu, to zaprosi ją do grona wirtualnych znajomych. Wówczas będą mogli wymieniać się danymi, plusować i komentować swoje statusy, a nawet spotkać się jako awatary w wirtualnej rzeczywistości. Taka znajomość z czasem może przenieść się do realnego świata – oczywiście pod warunkiem, że wreszcie otrzymają dawki przypominające, a obostrzenia zostaną zniesione. 

 

Przez kilka dni zastanawiał się, jak mógłby nawiązać kontakt z nieznajomą. W końcu zdecydował się na sposób, który wydał mu się najbardziej sensowny. Polecił SI wydrukować na kartkach A4 duże czarne litery, składające się na zdanie “Hej, podasz mi swoje ID?”. Miał zamiar zwrócić na siebie uwagę nieznajomej, po czym na jej oczach przykleić kartki do szyby. W normalnych okolicznościach oceniłby takie zagranie jako skrajnie żenujące, ale z jakiegoś powodu uznał, że nieznajomej spodoba się jego inicjatywa. Bo choć w gruncie rzeczy nic o niej nie wiedział, to nie mógł pozbyć się przeczucia, że oto spotkał swoją bratnią duszę. Że oto spotkał dziewczynę, na którą czekał całe życie. 

 

Czekanie na nieznajomą dłużyło mu się jak nigdy przedtem. Chodził w tę i wewtę wzdłuż parapetu, międląc w dłoniach zebrane w stosik kartki papieru. A gdy dziewczyna się wreszcie pokazała, z wrażenia aż wypuścił z rąk wydruki, które rozsypały się po podłodze niczym jesienne liście na wietrze. Zaklął wściekle pod nosem, rzucił się na kolana i desperacko zaczął zbierać kolejne kartki, układać je w sensowną całość. Miał wrażenie, że trwało to nieskończoność i gdy podnosił się z klęczek był pewien, że nie zobaczy już dziewczyny. I gdy okazało się, że nieznajoma wciąż stała w swoim oknie, poczuł niemal fizyczną ulgę.

 

Ulga szybko ustąpiła w nim jednak miejsca konsternacji. Na twarzy dziewczyny dostrzegł coś, czego tam nigdy wcześniej nie widział – zupełnie nie pasujący do nieruchomego zazwyczaj oblicza lęk. Instynktownie podążył za jej spojrzeniem i wówczas dostrzegł to, czego tak się wystraszyła. Zaledwie kilkanaście metrów powyżej, mniej więcej na wysokości kolejnego piętra zobaczył drona bojowego. Rozpoznał, że był to jeden z tych inteligentnych robotów, wykorzystywanych przez policję do namierzania podejrzanych. Znał takie drony z jednego z obejrzanych seriali i wiedział, że ich widok jednemu z nich nie wróżył niczego dobrego. 

 

Z rosnącym niepokojem przyglądał się, jak przypominający spodek kształt obraca się z wolna skanując pobliskie bloki. Migotliwy promień lasera przesuwał się po kolejnych oknach, na krótką chwilę zatrzymując się na tych, w których zawieszona była czarna płachta. I zanim zorientował się co się dzieje, dron przeskanował także i jego lokum. Ledwie krótką chwilę później w głośnikach domowego systemu nagłośnienia rozbrzmiał dźwięk powiadomienia o najwyższym priorytecie, po czym monotonny głos SI wyrecytował treść otrzymanej wiadomości:

 

– Na podstawie rozporządzenia trzydzieści sześć, łamane przez dwieście osiemnaście, łamane przez dwa tysiące siedemdziesiąt siedem, wydanego przez oddział siedemnasty Resortu Do Spraw Walki z Epidemią przy Ministerstwie Zdrowia oddział Lower Silesian Megalopolis, obywatel S. Król, ID dziewięć siedem osiem trzy pięć cztery dwa dwa łamane przez siedem siedem trzy, wzywany jest do zaprzestania działań noszących znamiona podżegania do nieposłuszeństwa społecznego, kategoria trzydzieści trzydzieści dwa łamane przez czternaście Kodeksu Karnego. Niezastosowanie się do niniejszego wezwania ze skutkiem natychmiastowym będzie skutkować reperkusjami określonymi w paragrafie siedemnastym i osiemnastym ustawy z dnia trzynasty czerwiec dwa tysiące sześciesiątosiem. Komunikat nadany za pośrednictwem systemu Solaris cztery osiem trzy. Dziękujemy za współpracę i życzymy miłego dnia. 

 

Oniemiały mężczyzna skrył się przed wścibskim okiem skanera we wnętrzu mieszkania. Niewiele z tego wszystkiego zrozumiał, lecz nie miał wątpliwości, że w żadnym wypadku nie może zignorować wezwania wydanego na podstawie rozporządzenia R.D.S.W.E. Zdarzało mu się słyszeć opowieści o tym, jak Resort Do Spraw Walki z Epidemią rozprawiał się z nieposłusznymi jednostkami i nigdy nie były to historie z happy endem. Wystarczyło nie zastosować się do wytycznych epidemiologicznych, publicznie skrytykować działania Resortu, lub utrzymywać kontakty z osobami z ich “czarnej listy”, a można było na dobre pożegnać się z karierą zawodową, Dochodem Gwarantowanym oraz innymi świadczeniami socjalnymi. 

 

– Niech to szlag, niech to jasna cholera – zaklął pod nosem zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. 

 

Polecił SI analizę i interpretację otrzymanej wiadomości. Wyjaśnienia dostał po chwili nerwowego wyczekiwania, która, choć w rzeczywistości nie mogła trwać dłużej niż minutę, zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Jak się okazało, wezwanie nawiązywało do protestu, w którym zdecydował się wziąć udział. Czarna płachta w oknie została skategoryzowana przez Radę jako “podżeganie do nieposłuszeństwa społecznego” i wpisana na listę czynności zakazanych. Dron miał za zadanie namierzenie zaangażowanych w protest, a system przekazywał wskazanym osobom wezwania do jego zaprzestania. Wezwanie należało wykonać ze skutkiem natychmiastowym pod groźbą “poważnych konsekwencji”. Wolał nawet nie wiedzieć, o jakiego rodzaju konsekwencje chodziło. 

 

Nie zastanawiając się długo podbiegł do okna i zerwał płachtę. Podniósł czarną tkaninę i dla pewności schował ją głęboko do szafy, po czym wrócił pod okno i rozejrzał się nerwowo. Gdy okazało się, że drona nie ma już w pobliżu, odetchnął z ulgą. Oparł się plecami o szybę, otarł zimny pot z czoła, zaczerpnął kilka głębokich wdechów. Dopiero wtedy przyszło mu do głowy, aby sprawdzić co u nieznajomej z naprzeciwka. Obrócił się, odnalazł wzrokiem jej mieszkanie, lecz dziewczyny nie było już w oknie. Była za to czarna płachta – jedna z zaledwie kilku, jakie wciąż jeszcze wisiała po interwencji drona.

 

***

 

Kolejne dni spędził prawie nie podnosząc się z łóżka. Leżał i gapił się w sufit bezskutecznie starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. Nie myśleć o tym, że za udział w proteście obniżono mu Social Indeks o kolejne kilkadziesiąt punktów. Nie myśleć o tym, że niższy ranking oznacza dla niego przesunięcie w kolejce po dawkę przypominającą. Nie myśleć o tym, że w wyniku przesunięcia będzie musiał spędzić kolejne kilka miesięcy w izolacji. Nie myśleć o tym, że pomimo otrzymanego ostrzeżenia nieznajoma z naprzeciwka nie przerwała protestu. Nie myśleć o tym, że okazane przez nią nieposłuszeństwo oznacza, iż najpewniej nigdy już jej nie zobaczy.

 

A bardzo chciał znów zobaczyć dziewczynę. Choćby przez chwilę, ten jeden, ostatni raz. Nie miał jednak odwagi, aby spojrzeć jej w oczy. Nie po tym, jak niczym ostatni tchórz zerwał z okna czarną płachtę. Jak poddał się bez walki, zrejterował na samą tylko sugestię czekających go konsekwencji. Po tym jak zawiódł wszystkich, którzy podobnie jak on zmuszani byli do siedzenia w domu, do życia w nieustannym strachu i niepewności jutra. Zawiódł ich wszystkich, zawiódł samego siebie, lecz przede wszystkim zawiódł ją. Jedyną osobę w zasięgu wzroku, która nie poddała się zamordyzmowi, która postanowiła walczyć do końca, która wybrała wolność. 

 

Był pod ogromnym wrażeniem postawy nieznajomej. W pewnym sensie przypominała mu jego babkę – kobietę równie odważną i nieustępliwą. Gdy myślał o dziewczynie z naprzeciwka, powróciły do niego fragmenty rozmów, jakie babcia toczyła z dziadkiem w minionych czasach. W czasach, gdy przyszła epidemia, a politycy zaczęli wykorzystywać ją do swoich celów. 

 

Jako kilkuletni chłopiec nie rozumiał rozgoryczenia babci, gdy ta wytykała mężowi bierność. Gdy rugała go za naiwną wiarę w to, że wszystko z czasem wróci do normalności. Babka musiała w jakiś sposób wyczuwać co się święci, wiedzieć, że jeśli coś się dla nich zmieni, to tylko na gorsze. Pomimo okazywanych jej drwin oraz szykan, trwała przy swoim i na swój sposób nie poddawała się. Stawiała bierny opór, uczestniczyła w niezbyt wówczas licznych manifestacjach, podpisywała petycje. Musiała zdawać sobie jednak sprawę, że bez wsparcia większości była na przegranej pozycji. 

 

I babka, podobnie jak całe jej pokolenie, rzeczywiście przegrała. Przegrała walkę o lepsze jutro dla kolejnych pokoleń – dla jego pokolenia. Przegrała walkę o demokrację, walkę o wolność, walkę o samostanowienie. Przegrała bo zbyt wielu jej współczesnych uwierzyło, że to tylko chwilowe trudności, że kolejne ograniczenia, zakazy i nakazy rozwiążą problem wirusa. Przegrali, bo zamiast się zjednoczyć, jeszcze bardziej się podzielili. Bo zamiast powiedzieć decydentom stanowcze “stop”, pokornie pozwalali zakuwać im się w kajdany. 

 

Przez całe dorosłe życie gardził tamtym pokoleniem. Pokoleniem, które przez swą uległość skazało go i jemu podobnych na tak żałosną egzystencję. Lecz gdy się teraz nad tym zastanowił doszedł do wniosku, że w zasadzie niczym się od nich nie różnił. Równie łatwo pozwolił się zastraszyć, równie łatwo odpuścił. Podobnie jak oni wtedy oddał wolność w zamian za obietnicę spokoju i rychłego powrotu do normalności. Porzucił tych, którzy wciąż mieli odwagę walczyć, odwrócił od nich wzrok, pozostawił ich na pastwę technokratycznego lewiatana. Pozwolił na to, aby historia znów się powtórzyła, aby zamordyzm zatriumfował. 

 

– Nie! – warknął przez zaciśnięte zęby. – Nigdy więcej!

 

Mężczyzna zrzucił z siebie kołdrę, wstał z łóżka, zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku okna. Po drodze wyciągnął z szafy czarny koc – miał zamiar znów go zawiesić, wznowić protest. Chciał w ten sposób pokazać dziewczynie z naprzeciwka, że nie jest sama, że on także się nie poddał. Postanowił kontynuować walkę, nawet jeśli będzie miał z tego powodu do końca życia tkwić zamknięty w domu. 

 

Cały zapał uleciał z niego w chwili, gdy wyjrzał przez okno. W mieszkaniu naprzeciwko zobaczył nieznajomą w towarzystwie trzech osób, w których nie od razu rozpoznał funkcjonariuszy policji. Drobna dziewczyna otoczona przez postawnych mężczyzn w pełnych kombinezonach bojowych wyglądała wyjątkowo żałośnie. Nie przeszkadzało to jednak "stróżom prawa", aby obchodzić się z nią bez pardonu. Policjanci szarpali ją, próbowali zakuć w kajdany, a gdy stawiła opór, powalili brutalnie na ziemię. Skrępowana i przygnieciona ciężkim buciorem do podłogi, krzyczała z bólu i bezsilności.

 

On także krzyczał. Klął i złorzeczył policjantom waląc pięściami w okno. Wiedział, że go nie usłyszą, że szanse na to, że go dostrzegą są nikłe, a mimo to nie przestawał. I w końcu jeden z oficerów zwrócił na niego uwagę. Przez chwilę mu się przyglądał, po czym wskazał go drugiemu, najpewniej dowódcy oddziału. Tamten skierował ku niemu wmontowany w kask skaner, zaczął mówić coś przez interkom. Nie minęła chwila, a w głośnikach domowego systemu nagłaśniającego usłyszał szorstki głos policjanta.

 

– Zachowajcie spokój obywatelu. Odstąpcie od okna. Nie ma tu niczego do oglądania.

 

– Zostawcie dziewczynę! – odpowiedział, choć nie miał pewności, że policjant także go usłyszy. – Dajcie jej spokój! Co ona wam zrobiła?! 

 

– Zachowajcie spokój – powtórzył policjant, po czym zawahał się i jakby chcąc się wytłumaczyć, dodał: – Obywatel E. Jones jest aresztowana na podstawie decyzji Resortu Do Spraw Walki z Epidemią pod zarzutem podżegania do nieposłuszeństwo społecznego. Zostanie przetransportowana do centrum reedukacyjnego i tam poddana resocjalizacji zgodnie z paragrafem…

 

– Centrum reedukacyjne? Zabieracie ją do tej pieprzonej pralni mózgów? Proszę, tylko nie to, tylko nie tam… Zostawcie ją! Zostawcie! Pieprzone sukinsyny! 

 

– Zważajcie na słowa obywatelu – policjant wyraźnie tracił cierpliwość. – Zwracacie się do funkcjonariusza na służbie i jeśli…

 

– Pieprzę cię! Słyszysz?! Pieprzę cię psie i twoich panów też pieprzę! To przez takich jak wy, przez takich jak ty, żyjemy tu jak niewolnicy. Zakuci w łańcuchy wszystkich tych absurdalnych nakazów i zakazów! Niech was szlag, niech was wszystkich szlag! Was i te wasze rozporządzenia, kwarantanny, dawki przypominające! Mam już tego dość! Chcę żyć jak normalny człowiek. Wychodzić z domu, pracować, bawić się. Spotykać się z ludźmi, z kim mam ochotę i kiedy mam na to ochotę! Bez przepustek, bez pieprzonych certyfikatów, bez waszej pieprzonej łaski…!

 

Jeszcze przez jakiś czas mężczyzna walił pięściami w szybę i wyrzucał z siebie frustracje. Frustracje, które gromadziły się w nim przez całe dorosłe życie i wreszcie, po tylu latach duszenia ich w sobie znalazły ujście. Mówił to, co zawsze chciał powiedzieć, lecz czego nie potrafił wyrazić słowami. I dopiero teraz, przy bezpośrednim zetknięciu z terrorem, jakiego niepokorni doświadczali od dziesięcioleci, uświadomił sobie wszystko. Dotarła do niego cała zgroza sytuacji w jakiej przyszło mu egzystować. Pragnął, aby wszyscy się o tym dowiedzieli, aby tak jak on zrozumieli, jak bardzo ich zdehumanizowano. 

 

Nikt go już jednak nie słuchał. Policjant zerwał połączenie i dołączył do reszty oddziału, który wraz z aresztowaną zniknął w głębi mieszkania. Na odchodne oficer rzucił mu jeszcze niechętne spojrzenie, powiedział coś do interkomu. Ledwie chwilę później w głośnikach jego domowego systemu nagłośnienia rozbrzmiał alert powiadomienia. Monotonny głos SI poinformował go o mandacie, jaki otrzymał za znieważanie funkcjonariusza na służbie. Jak na to co z siebie wyrzucił, kara nie była szczególnie dotkliwa. I pewnie nawet by się nie przejął, gdyby nie kolejny komunikat, który poinformował go o obniżeniu rankingu w Social Indeksie. 

 

***

 

Mężczyzna stał w oknie i znużonym spojrzeniem lustrował ponury krajobraz za oknem. Przez dłuższą chwilę podążał wzrokiem za spacerowiczami, którzy pomimo parszywej pogody zdecydowali się na przechadzkę pomiędzy blokami. Nie miał wątpliwości, że były to osoby z wysokim Social Indeksem, które przyjęły już dawkę przypominającą i otrzymały pozwolenie na poruszanie się po wyznaczonych strefach. Patrzenie na nich oraz towarzysząca temu świadomość, że on sam będzie mógł opuścić mieszkanie najwcześniej za rok, rozrywała mu serce na kawałki. 

 

Jeszcze trudniej było mu patrzeć w przeciwległe okna. Mieszkanie nieznajomej straszyło pustką, a wciąż wisząca za szybą czarna płachta przypominała o niechlubnych wydarzeniach sprzed kilkunastu dni. Przypominała mu o ostatniej zmarnowanej szansie, o odebranej nadziei. Nadziei na lepsze jutro, nadziei na wolność, nadziei na miłość. Wszystkie te wartości utracił bezpowrotnie, on i całe jego pokolenie. Wartości, które czyniły istotę ludzką człowiekiem, dla których warto było żyć. Pozostała tylko beznadzieja. 

 

Pozostało otworzyć okno i skoczyć. 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo mocne opowiadanie. Podoba mi się takie “brudne” i zaangażowane SF. Trochę brakuje mi fabuły (akcji), ale w atmosferze zamknięcia i kwarantanny można to uznać za zaletę i chwyt formalny.

Pewnie Cię nie zaskoczę jak napiszę, że tekst potrzebuje korekty. Temu służy betalista (wzajemna pomoc autorska).

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki za opinię @Radek. Opowiadanie powstało na potrzeby akcji #postcovid, która zainicjowana została na jednej facebookowej grupie pisarskiej. Ogólnie koncepcja jest taka, aby pokazać tzw. “czarny scenariusz” obecnego rozwoju wydarzeń. Zaangażowało się kilka osób, kolejne kilka jest zainteresowanych, ale niniejszy tekst jest chyba pierwszym, który został gdzieś opublikowany. W każdym razie będzie tego więcej i jeśli ktoś z forum NF chciałby się przyłączyć to zapraszam

Co do korekty to oczywiście mam świadomość, że tekst jej potrzebuje. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że pisałem go “na szybko”, żeby wyrobić się na pierwotnie ustalony termin, który ostatecznie i tak został przełożony :)

Chętnie rzucę okiem tzn. “się przyłączę”.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Radek jeśli chodzi o akcję #postCOVID została ona zainicjowana w gronie moich znajomych, także piszących, których niepokoi kierunek, jakim zmierza obecnie cywilizacja zachodnia. Postanowiliśmy stworzyć serię dystopijnych opowiadań rozgrywających się w niedalekiej, pokovidowej przyszłości. Pokazać naszym czytelnikom “czarny scenariusz”, który być może uświadomi co poniektórym, jak może wyglądać nasza wspólna przyszłość jeśli pozostaniemy obojętni wobec zachodzących wokół zmian. Tak właśnie powstała koncepcja tagu #postcovid oraz serii opowiadań, których zapowiedzią jest niniejszy tekst. 

Wiesz, autentycznie rozumiem frustrację, szczególnie ludzi, którzy nigdy nie doświadczyli żadnych ograniczeń, a na dodatek mieli to szczęście, że uniknęli bliższego zapoznania się z covidem. Szanuję troskę o demokrację, choć akurat środki podjęte, by walczyć z pandemią wydają mi się najmniejszym dla niej zagrożeniem. Może bym to i kupiła, gdybyś pokazał drogę, w jaki sposób z obostrzeń, które mamy dzisiaj zrodziła się Twoja dystopia. Ale tego nie robisz i śmiem twierdzić, że to, co piszesz jest kompletnie oderwane od rzeczywistości, przynajmniej tej zachodniej. Dlatego sorry, ale mam wrażenie, że pod tą maską troski o demokrację, szczerzy zęby zwyczajny egoizm.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ro­zu­miem, Królu, że do na­pi­sa­nia tak mrocz­ne­go opo­wia­da­nia byłeś zo­bli­go­wa­ny wy­ma­ga­nia­mi wspo­mnia­nej akcji i uwa­żam, że wy­szło Ci to cał­kiem nie­źle. Wizja tak długo trwa­ją­cej pan­de­mii jest prze­ra­ża­ją­ca i mam wra­że­nie, że to z czym my zma­ga­my się teraz, choć jest okrop­ne i uciąż­li­we, chyba nie da się po­rów­nać z wa­run­ka­mi, w któ­rych przy­szło żyć Two­je­mu bo­ha­te­ro­wi.

Wy­ko­na­nie, nad czym mocno ubo­le­wam, po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

 

po­dob­nie jak on zo­sta­li uzie­mio­nych na kwa­ran­tan­nie… → …po­dob­nie jak on, zo­sta­li uzie­mieni na kwa­ran­tan­nie

 

li­ście ocze­ku­jąch na ko­lej­ną dawkę… → Li­te­rów­ka.

 

dla bez­pie­czeń­stwa pra­wie dzie­się­cio mi­lio­no­wej spo­łecz­no­ści… → …dla bez­pie­czeń­stwa pra­wie dzie­się­ciomi­lio­no­wej spo­łecz­no­ści

 

wy­da­wał po­le­ce­nie gło­so­we dla za­rzą­dza­ją­cej miesz­ka­niem Sztucz­nej In­te­li­gen­cji… → Zbęd­ny przy­imek. Po­le­ce­nie wy­da­je­my komuś, nie dla kogoś.

 

– Heja głą­bie, sły­sza­łeś naj­now­sze wia­do­mo­ści? – za­miast ocze­ki­wa­ne­go dźwię­ku→ – Heja, głą­bie, sły­sza­łeś naj­now­sze wia­do­mo­ści? – Za­miast ocze­ki­wa­ne­go dźwię­ku

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi.

 

lu­bi­li chlap­nąć coś moc­niej­sze­go, prze­klnę­li sobie… → …lu­bi­li chlap­nąć coś moc­niej­sze­go, prze­klę­li sobie

 

prze­ciw­ko tym ro­sza­dą w ko­lej­kach… → …prze­ciw­ko tym ro­sza­dom w ko­lej­kach

Tu znaj­dziesz od­mia­nę słowa ro­sza­da.

 

zdję­cia pro­fi­lo­we czar­no białe… → …zdję­cia pro­fi­lo­we czar­no-białe

 

lecz tym kor­ci­ło go aby spró­bo­wać. → Pew­nie miało być: …lecz tym razem kor­ci­ło go, aby spró­bo­wać.

 

Zna­lazł w sza­fie ciem­ny koc i wy­wie­sił go w wi­try­nie. → Oba­wiam się, że okno miesz­ka­nia nie jest wi­try­ną.

 

ka­żą­cych tych krnąbr­nych ujem­ny­mi. → …ka­rzą­cych tych krnąbr­nych ujem­ny­mi.

Sprawdź zna­cze­nie słów: ka­żą­cyka­rzą­cy.

 

Prze­su­nię­cie osób z ni­skim ran­kin­giem na ko­niec ko­lej­ki… → Można być w ran­kin­gu na ni­skiej po­zy­cji, ale nie można mieć ni­skie­go ran­kin­gu.

 

po­ko­nać tech­no­kra­tycz­ne­go Le­wia­ta­na. → …po­ko­nać tech­no­kra­tycz­ne­go le­wia­ta­na.

 

a nawet spo­tkać się w jako awa­ta­ry w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. → Zbęd­ny grzy­bek w ogór­ko­wej.

 

Że oto spo­tkał dziew­czy­nę, na którą cze­kał całe swoje życie. → Zbęd­ny za­imek – czy cze­kał­by całe cudze życie?

 

Cho­dził w te i wewte→ Cho­dził w tę i we w tę

 

wie­dział, że ich widok jed­ne­go z nich nie wró­żył ni­cze­go do­bre­go. → …wie­dział, że ich widok jed­ne­mu z nich nie wró­żył ni­cze­go do­bre­go.

 

dwa ty­sią­ce sze­ście­siąt osiem. → …dwa ty­sią­ce sze­śćdzie­siąt osiem.

 

Onie­mia­ły męż­czy­zna skrył się przed wścib­skim okiem ska­ne­ra we wnę­trzu swo­je­go miesz­ka­nia. → Zbęd­ny za­imek – wia­do­mo, że jest w swoim miesz­ka­niu.

 

Po­le­cił SI ana­li­zę i in­ter­pre­ta­cję otrzy­ma­nej wia­do­mo­ści. Wy­ja­śnie­nia otrzy­mał po chwi­li… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

zda­wa­ła mu się cią­gnąć w nie­skoń­czo­ność. → Zbęd­ny za­imek.

 

a sys­tem prze­ka­zy­wał wska­za­nym oso­bom we­zwa­nia do jego za­prze­sta­nia. We­zwa­nie na­le­ża­ło… → Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie.

 

Leżał i gapił w sufit bez­sku­tecz­nie sta­ra­jąc się nie my­śleć… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: Leżał i gapił się w sufit, bez­sku­tecz­nie usi­łu­jąc nie my­śleć

 

spę­dzić ko­lej­ne kilka mie­się­cy na izo­la­cji. → …spę­dzić ko­lej­ne kilka mie­się­cy w izo­la­cji.

 

i do­łą­czył do resz­ty od­dzia­łu, która znik­nę­ła wraz z aresz­tan­tem w głębi miesz­ka­nia. → …i do­łą­czył do resz­ty od­dzia­łu, który wraz z aresz­towaną znik­nął w głębi miesz­ka­nia.

 

Męż­czy­zna stał w oknie i znu­żo­nym spoj­rze­niem lu­stro­wał po­nu­ry kra­jo­braz za oknem. → Nie brzmi to naj­le­piej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Irka_Luz skoro w tym co się dzieje obecnie w świecie zachodnim, w Austrii, czy w Australii, nie widzisz zagrożenia dla demokracji, dla podstawowych wolności obywatelskich, to naprawdę nie mamy o czym rozmawiać.

 

@Reg dzięki za komentarz i wskazanie błędów, jesteś niezastąpiona ;) Opowiadanie poprawione. 

 

 

Bardzo proszę, Królu. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka