- Opowiadanie: Elektroniczne_kiwi - Kłopoty Mikołaja

Kłopoty Mikołaja

Za­chę­cam do dzie­le­nia się opi­nia­mi. To pierw­szy skoń­czo­ny tekst po kilku la­tach bez do­ty­ka­nia kla­wia­tu­ry, więc je­stem cie­kaw efek­tu :).

 

Słowa: Świę­ty Mi­ko­łaj, pre­zen­ty, śnieg, re­ni­fer, elf

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Outta Sewer, Finkla

Oceny

Kłopoty Mikołaja

Świę­ty Mi­ko­łaj prze­cha­dzał się po kom­plek­sie two­rzą­cym jego oso­bi­ste kró­le­stwo z ro­sną­cym pod­eks­cy­to­wa­niem zbli­ża­ją­cy­mi się świę­ta­mi Bo­że­go Na­ro­dze­nia. Za­glą­dał do po­roz­rzu­ca­nych mię­dzy za­spa­mi śnie­gu cha­tek, gdzie w pocie czoła pra­co­wa­ły elfy, ubra­ne w raj­sto­py, spi­cza­ste bu­ci­ki i swe­ter­ki, wszyst­ko w ko­lo­rze zie­lo­nym, z czer­wo­ny­mi cza­pecz­ka­mi na gło­wach. W tym roku, jak w każ­dym po­przed­nim, pracy było co nie miara.

Sę­dzi­wy męż­czy­zna do­szedł w końcu do sto­do­ły dla re­ni­fe­rów, gdy za­cze­pił go niski, siwy czło­wie­czek w gar­ni­tu­rze.

– Prze­pra­szam, mam przy­jem­ność z Mi­ko­ła­jem, zwa­nym przez wielu świę­tym?

– Oczy­wi­ście, synu! – Spod brody wy­ło­nił się sze­ro­ki uśmiech. – W czym mogę pomóc?

– Ol­gierd Ama­de­usz, Dział Kon­tro­li Te­re­no­wej Mi­ni­ster­stwa Stwo­rzeń Ma­gicz­nych. – Uści­snę­li sobie dło­nie. – Bar­dzo pro­szę mnie opro­wa­dzić, ni­niej­szym roz­po­czy­nam kon­tro­lę.

Mi­ko­łaj wy­da­wał się tro­chę zdzi­wio­ny, ale nie spo­dzie­wa­jąc się ni­cze­go złego tak bli­sko świąt, gdy czuć już było tę spe­cy­ficz­ną at­mos­fe­rę, po­sta­no­wił pokazać mężczyźnie swoje królestwo.

– Oczy­wi­ście. To skoro już tu je­ste­śmy, za­cznij­my od moich pięk­nych, dro­gich przy­ja­ciół. – We­szli do środ­ka, a na widok si­we­go męż­czy­zny re­ni­fe­ry wzle­cia­ły z miejsc, w któ­rych od­po­czy­wa­ły i pod­le­cia­ły do Mi­ko­ła­ja. Ten za­czął dra­pać je za usza­mi, na co re­ago­wa­ły rże­niem. – Aż się rwą do czło­wie­ka. Są bar­dzo przy­ja­zne, a nie­dłu­go będą mogły po­roz­wo­zić dzie­ciom pre­zen­ty. Cie­szy­cie się? – zapytał zwierzęta, na co te za­rża­ły przy­jaź­nie. – Ma pan ocho­tę któreś po­gła­skać?

– Nie, dzię­ku­ję, na­to­miast muszę zadać parę pytań. Czemu pod nie­obec­ność żad­ne­go pra­cow­ni­ka nie były one za­mknię­te ani przy­wią­za­ne?

– To takie mądre zwie­rzę­ta, czemu miał­bym je przy­wią­zy­wać? – Mi­ko­łaj zda­wał się nie ro­zu­mieć.

– Tak na­ka­zu­ją prze­pi­sy.

– Jakie prze­pi­sy?

Urzęd­nik głę­bo­ko wes­tchnął.

– Mi­ni­ster­stwo Stwo­rzeń Ma­gicz­nych po­wsta­ło kilka lat temu i od po­cząt­ku swego ist­nie­nia wpro­wa­dzi­ło sze­reg praw i obo­wiąz­ków na­ło­żo­nych na ma­gicz­ne isto­ty i zwie­rzę­ta. Nie za­po­znał się Pan z nimi?

Mi­ko­łaj za­czął grze­bać w swo­jej pa­mię­ci. Cof­nął się pięć lat do tyłu, aż w końcu za­świ­ta­ło mu w gło­wie.

– Przy­po­mi­nam sobie, że przy­szedł kie­dyś jakiś dziw­ny list. Długo szu­ka­li­śmy, jakie dziec­ko go wy­sła­ło i o jaki pre­zent cho­dzi, ale nie mo­gli­śmy do tego dojść. W końcu odło­ży­li­śmy go do szu­fla­dy, by póź­niej się nim zająć, ale wszy­scy o tym za­po­mnie­li.

– W takim razie tym bar­dziej za­sad­nym jest, że zo­sta­łem tu dzi­siaj wy­sła­ny. Pro­szę za­pro­wa­dzić mnie do hal pro­duk­cyj­nych.

Przechodząc do naj­bliż­szej chat­ki, kon­tro­ler zdą­żył za­ra­por­to­wać brak wy­zna­czo­nych ście­żek dla pra­cow­ni­ków, brak kli­ma­ty­za­cji w każdym z bu­dyn­ków oraz cał­ko­wi­ty brak in­we­sty­cji w po­zy­ski­wa­nie ener­gii z wia­tru oraz słoń­ca. Praw­dzi­we­go szoku do­znał jed­nak po wej­ściu do domu.

– Kto to jest?! – krzyk­nął prze­ra­żo­ny, ła­piąc się za głowę.

– W mi­ni­ster­stwie nie sły­sze­li­ście o el­fach? – od­po­wie­dział py­ta­niem Mi­ko­łaj, teraz już bar­dzo zdez­o­rien­to­wa­ny.

– Ale prze­cież to są dzie­ci!

– Wy­pra­szam sobie! – obu­rzył się jeden z elfów. – Mam dwie­ście czter­dzie­ści trzy lata, a w wi­gi­lię ob­cho­dzę uro­dzi­ny. – Kon­tro­ler po­pa­trzył na niego przez chwi­lę, po czym wes­tchnął.

– To na razie odłóż­my na bok, ale widzę tu sto ko­lej­nych uchy­bień! Pra­cow­ni­cy noszą ła­two­pal­ne ubra­nia z wie­lo­ma wy­sta­ją­cy­mi ele­men­ta­mi, które mogą wkrę­cić się w taśmę pro­duk­cyj­ną.

– Ale prze­cież tu nie ma…

– Do­dat­ko­wo, pa­nu­je cał­ko­wi­ty chaos. Pra­cow­ni­cy jedzą w trak­cie pracy. – Wska­zał na li­za­ka w ustach jed­ne­go z elfów. – Mają też nie­wła­ści­we oświe­tle­nie, a tem­pe­ra­tu­ra jest… – Wyjął prze­no­śny ter­mo­metr. – Trzy stop­nie wyż­sza od mak­sy­mal­nej prze­wi­dzia­nej w usta­wie.

– Ale mi już teraz jest tutaj zimno – wtrą­cił się naj­bli­żej sto­ją­cy elf.

– Do­dat­ko­wo, sami pra­cow­ni­cy na­rze­ka­ją na nie­wła­ści­wą tem­pe­ra­tu­rę! Nie mają też wzmac­nia­nych butów, gdyby coś spa­dło im na stopę!

– Te za­baw­ki mają mak­sy­mal­nie…

– Dość, dość, dość! Za­my­kam ten za­kład ze skut­kiem na­tych­mia­sto­wym, do od­wo­ła­nia. Pro­szę się ro­zejść a pan, Mi­ko­ła­ju, bę­dzie miał po­waż­ne kło­po­ty. – Wyjął te­le­fon i za­dzwo­nił. – Halo, po­li­cja ma­gicz­na?

Kon­tro­ler wy­szedł na ze­wnątrz, a wtedy elfy pod­bie­gły do Mi­ko­ła­ja, wszyst­kie z prze­ra­że­niem na ma­lut­kich twa­rzach.

– Czy to praw­da? – spy­tał jeden z nich, a ko­lej­ne za­czę­ły za­da­wać py­ta­nia jedno za dru­gim.

– W te świę­ta nie bę­dzie pre­zen­tów?

– Już w ogóle nie bę­dzie pre­zen­tów?

– Czy w ogóle będą jesz­cze świę­ta?

– Ja… nie wiem – od­po­wie­dział Mi­ko­łaj i usiadł cięż­ko na fo­te­lu sto­ją­cym w kącie.

Nie­dłu­go póź­niej przy­le­cia­ła po­li­cja ma­gicz­na, łącz­nie pięć po­jaz­dów i dzie­się­ciu funk­cjo­na­riu­szy. Wszy­scy byli po­tęż­nej po­stu­ry i dzier­ży­li coś w swo­ich dło­niach, ale nie dało się roz­po­znać, czy to różdż­ki, czy pałki.

– Czy to pan jest Świę­tym Mi­ko­ła­jem? – spy­tał jeden z nich, po­ka­zu­jąc od­zna­kę.

– Tak – od­parł siwy męż­czy­zna.

– Pro­szę za mną.

 

 

– I wiesz, drogi Ka­rol­ku, jaka była jedna z ostat­nich rze­czy, którą zro­bił Mi­ko­łaj przed wtrą­ce­niem do wię­zie­nia?

– Jaka?

– Wy­słał list do wszyst­kich ro­dzi­ców, by za wszel­ką cenę pod­trzy­ma­li tra­dy­cję świąt. I na czas kilku lat jego nie­obec­no­ści, dzie­ci miały do­sta­wać za­baw­ki od ro­dzi­ców. Dla­te­go wła­śnie wi­dzia­łeś, jak to mama pod­kła­da pre­zen­ty pod cho­in­kę. Mama jest w tym roku jed­nym ze Świę­tych Mi­ko­ła­jów.

Kil­ku­let­ni Karol za­mknął otwar­tą z wra­że­nia buzię i uśmiech­nął się, po czym przy­tu­lił do swo­jej mamy. Ta od­wza­jem­ni­ła uścisk, a chwi­lę póź­niej chło­piec spał już w swoim łóżku.

Ko­bie­ta po cichu wy­szła, po czym otwo­rzy­ła jedną z sza­fek i wy­ję­ła głę­bo­ko za­ko­pa­ny list, by jesz­cze raz go prze­czy­tać, jak ro­bi­ła to co roku. Przy­szedł aż z bie­gu­na pół­noc­ne­go.

Koniec

Komentarze

Szyki zdania połamały mi oczy które noszą okulary, ale twist fajny. Zaskoczyło:)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Świetnie rozegrane.

Biedny Mikołaj, nawet czynny żal złożony pisemnie nie pomógł?

 

Zacne.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

AstridLundgren

Cieszę się, że udało mi się Ciebie zaskoczyć, ale chętnie dowiedziałbym się więcej na temat owego szyku zdań :)

 

Smasz

Dziękuję :)

 

GreasySmooth

Podobno z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, więc Mikołaj niestety traktowany jest bardziej surowo niż zwykli śmiertelnicy :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Dzięki Misiu :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Szokujące i piękne. Aż żałuję, że moje dzieci już nie wierzą;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

Dziękuję :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Cześć, Kiwi!

 

Przyjemne to, ten podwójny twist na końcu zadowalający :) Przez chwilę myślałem, że mieszkańcy wioski jeszcze jakoś uratują Świętego, albo policja okaże się bardziej ludzka od bezdusznego urzędasa, a tu proszę!

Już przerabiałem tłumaczenie dziecku, że to nie do końca tak, że Świętego Mikołaja nie ma… póki co skutecznie, ciekawe jak długo…

Technicznie jeszcze można to poprawić, szczególnie wygładzić niektóre zdania, ale czytało się całkiem przyjemnie.

 

Pozdrawiam, polecam, powodzenia w konkursie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję Krokus za komentarz (i nominację :) )

Takie tłumaczenie może pomóc w rozwijaniu swojej wyobraźni na nieznane dotąd poziomy :)

Kwestia techniczna prawdopodobnie wynika z niedawnego powrotu do pisania, jeszcze nie wszystko zdążyło się ustawić na właściwe tory, będę nad tym pracował.

 

Tobie również powodzenia, pozdrawiam :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Przeczytane.

To byłoby ładne i kliknąłbym bibliotekę, ale niestety jest kilka uchybień, które mi na to nie pozwalają. Jesli je poprawisz, wtedy kliknę :)

Pomysł na Mikołaja nękanego przez jakąś kontrolę, jakąś biurokrację i magiczne PiPy, w dodatku bredzące jak coach podczas szkolenia z leanu, to pomysł nie najświeższy, ale jeszcze da się coś wycisnąć. Dla mnie tym bardziej, bo te pretensje, które są kierowane pod adresem Mikołaja i jego zakładu pracy, to coś, co znam z własnej pracy, i myślę, że Ty też musiałeś się zetknąć z takimi upierdliwstwami, skoro potrafiłeś to przedstawić w tak wiarygodny sposób. Natomiast w ogóle nie spodziewałem się tego plot twistu na koniec, kiedy okazuje się, że to opowieść ojca wciskana dziecku, które widziało mamusie chowającą prezent pod choinką. A potem wykręciłeś jeszcze jedną beczkę, która ładnie się spięła z całą resztą.

Poniższe rzeczy do poprawy:

 

Mikołaj wydawał się trochę zdziwiony, ale nie spodziewając się niczego złego tak blisko do świąt, gdy czuć już było tę specyficzną atmosferę, postanowił przychylić się do słów urzędnika.

Po pierwsze do usunięcia zaznaczone słowo. Po drugie, Mikołaj nie mógł się przychylić do słów kontrolera, bo przychylac sie można do prośby, a przecież Ogierd już zapowiedział, że rozpoczął kontrolę. Mikołaj mógł się zgodzić, ale nie przychylić. I tak, tam jest prośba, ale po niej masz zdanie oznajmiające “niniejszym rozpoczynam kontrolę”.

 

Cieszycie się? – spytał w stronę zwierząt, na co te zarżały przyjaźnie. – Ma pan ochotę jakiegoś pogłaskać?

Strasznie źle brzmi to podkreślone. Nie lepiej prostsze “zapytał zwierzęta”? Ponadto “jakiegoś” odnosi się do “zwierząt”, więc powinno być “któreś”. To, że to renifery (wówczas “któregoś” byłoby zasadne) nie ma znaczenia, bo w didaskaliach tym razem określasz je jako “zwierzęta”.

 

Podczas przejścia do najbliższej chatki kontroler zdążył zaraportować brak wyznaczonych ścieżek dla pracowników, brak klimatyzacji w żadnym z budynków oraz całkowity brak inwestycji w pozyskiwanie energii z wiatru oraz słońca.

Początek niezgrabny, potem powinno być w każdym z budynków.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Podoba mi się pomysł :)

Przynoszę radość :)

ANDO, dzięki :)

 

Outta Sewer

Dziękuję za tak merytoryczny komentarz i uwagi o tekście, już je poprawiłem.

Jeśli chodzi o pretensje i upierdliwstwa, to faktycznie łatwiej mi było to opisać mając to samo w pracy. A w miejscu, gdzie pracowałem, to była norma i to na wszystkich szczeblach.

Cieszę się, że udało mi się zaskoczyć plot twistem na końcu :)

Tylko jeszcze jedna sprawa, opowieść była matki, która mówiła o sobie w trzeciej osobie :)

 

Anet

Dziękuję :)

Ogół nie chce wiedzieć, że jest myślącą masą złożoną z bezmyślnych jednostek

Jeśli poprawiłeś, to klikam, zgodnie z obietnicą. No i masz rację, zamotałem się trochę z tą opowieścią, która rzeczywiście była matki.

Known some call is air am

Witaj, kiwi!

Też się troszkę poczepiam, a co.

 

(…) zapytał zwierzęta, na co te zarżały przyjaźnie.

Niby nic, ale… No nie jestem pewna, czy renifery rżą, wszak to nie konie. Już bliżej im do bydła i ryczenia (albo jakichś nieokreślonych pomruków) ;) I tak, nie ma to żadnego znaczenia dla fabuły ani konstrukcji tekstu, ale zwierzątek to ja się zawsze czepiam, to silniejsze ode mnie. Acha, no i te renifery tam “rżały” dwa razy, czyli powtórzenie masz.

 

Nie zapoznał się Pan z nimi?

Pan z małej, wielką literę stosuje się wyłącznie w zwrotach grzecznościowych w formie pisanej (o ile to nie nazwa własna, naturalnie), tak więc w takim opowiadaniu tylko jeśli byłby to przytoczony fragment listu, maila itp. Ale zakładam, że Ci się palec omsknął, bo to był jedyny wyłapany przeze mnie przypadek, gdzie tak napisałeś.

 

Wyjął telefon i zadzwonił. – Halo, policja magiczna?

Trochę mi to zazgrzytało. A dlaczego? Bo kontroler, w którego kompetencjach leżało najwyraźniej wzywanie policji w razie stwierdzenia uchybień, zaczął rozmowę jak zwykły obywatel chcący dokonać zgłoszenia. To oczywiście tylko moja opinia, ale mógłbyś to rozegrać nieco inaczej ;)

 

spytał jeden z nich, a kolejne zaczęły zadawać pytania jedno za drugim.

Troszkę Ci się pomieszały rzeczowniki męsko– i niemęskoosobowe. No bo skoro jeden z nich, to kolejni i jeden za drugim – lub odwrotnie. Przy okazji, “jedno przez drugie” by mi bardziej pasowało do harmidru, który tam zapanował ;)

 

No dobrze, to by było na tyle z kosmetyki. Generalnie fajnie się czytało, zakończenie rzeczywiście zaskakujące, na duży plus :) A tak, i mimochodem zwróciłam uwagę, że dobrze sobie radzisz z zapisywaniem dialogów, za co muszę pochwalić, bo przeważnie się czepiam, jak ktoś się gdzieś potknie :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sprytnie pomyślane. Mam nadzieję, że dzieciak uwierzył. Niech mają jak najwięcej magii świąt. I niech będą, łobuziaki, grzeczne chociaż przed gwiazdką. ;-)

Biedny Mikołaj, ale nieznajomość prawa szkodzi.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka