- Opowiadanie: Irka_Luz - Odrzucony anioł

Odrzucony anioł

Użyte słowa: choinka, karp, prezenty, rodzina, śnieg, kolędy, wigilia, wiara, anioł, pierogi

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Odrzucony anioł

Grudzień 1980

Z kraciastej torby na zakupy wystawało płaskie czerwone pudełko, na którym Marcysia zobaczyła rysunek łyżwiarza.

„Prezent” – pomyślała i uśmiech rozjaśnił jej buzię.

Tata, który właśnie wszedł do domu, nie zauważył jej jeszcze, więc szybko schowała się w głębi pokoju i niecierpliwie czekała. Najbardziej lubiła te chwile przed wręczeniem prezentu, bo wtedy miała całą uwagę rodziców. Najpierw tata pytał, co robiła, czy nauczyła się czegoś nowego, droczył się z nią, nazywając małym leniuszkiem. Mama stawała w jej obronie, pokazywała kartki wypełnione koślawymi szlaczkami, przynosiła książeczki, a Marcysia dumnie literowała tytuły.

– Obiad! – Usłyszała wołanie mamy.

Pobiegła do kuchni. Choć nie lubiła makaronu z serem, tym razem bez marudzenia zmiotła wszystko z talerza, ale pogrążeni w rozmowie rodzice nawet tego nie zauważyli. Dziwne. Wierciła się znudzona i zniecierpliwiona, aż w końcu zareagował tata.

– Brawo! – zawołał, ale zamiast rozpocząć prezentową grę, odesłał ją do pokoju.

Przez kolejne dni pudełko z łyżwiarzem nie dawało jej spokoju. Przecież je widziała! Widziała, prawda? Gdy któregoś dnia mama musiała wyjść na dosłownie chwileczkę i Marcysia została sama w domu, postanowiła poszukać zabawki. Zakradła się do sypialni, przystawiła krzesło do szafy i wspięła się na nie. Wydawało jej się, że za ubraniami widzi coś czerwonego, chciała stanąć na półce, żeby dosięgnąć.

– Nie! – Usłyszała głos w głowie i tak się przestraszyła, że dała spokój.

 

W Wigilię przyszli babcia Krystyna i przyszywany dziadek (prawdziwego Marcysia nie znała, bo umarł nim się urodziła), którzy mieszkali w kamienicy po drugiej stronie ulicy. W niewielkim mieszkaniu zrobiło się ciasno i hałaśliwie, z radia płynęły kolędy, a z kuchni zapach barszczu i smażonego karpia.

Marcysia nie miała się gdzie podziać, bo duży pokój był zamknięty, żeby aniołek mógł niezauważony wejść przez uchylone okno i zostawić dary pod choinką. Plątała się pod nogami dorosłych i przeszkadzała w przygotowaniach, więc dziadek zabrał ją na spacer. Szarzało już, kiedy wrócili.

– Nareszcie! – przywitała ich mama. – Marcysiu, idź się przebrać, zaraz siadamy do stołu.

Po wieczerzy brzuszek dziewczynki był tak wypełniony pysznościami, że odświętna sukienka zrobiła się za ciasna.

– No, idź, rozdaj prezenty. Wiem, że nie możesz się doczekać – powiedział tata.

Mieszkanie rozbrzmiewało gwarem zadowolonych ludzi, którzy porównywali i komentowali to, co dostali. Marcysia tańczyła w nowym niebieskim płaszczyku i podskakiwała z radości, gdy odkryła kolorowe kredki, o których marzyła od dawna. Gdy został jej ostatni nieotwarty prezent, dorośli pogrążyli się już w jednej z tych rozmów, których Marcysia nie rozumiała i nie lubiła. Takich z trudnymi słowami: stocznia, solidarność, bezpieka. Nikt więc nie zauważył, jak zawalił się świat dziewczynki, gdy rozerwała papier i ujrzała czerwone pudełko z łyżwiarzem.

„Wszyscy kłamali, nie ma aniołów” – pomyślała z trudem powstrzymując łzy.

W jednej sekundzie straciła wiarę nie tylko w aniołka przynoszącego prezenty, ale też w Anioła Stróża, który – jak zapewniała babcia – stale nad nią czuwa.

 

***

 

Przed wiekami ludzie zastanawiali się, ile aniołów mieści się na główce szpilki. A są ciekawsze pytania, na przykład: Ile jest aniołów w mieszkaniu, w którym przebywa pięcioro ludzi? W tym konkretnym były dwa. Swoich stróżów miały jeszcze Krystyna i jej wnuczka, ale Marcel, anioł Marcysi, właśnie znikał, bo dziewczynka tracąc wiarę, zerwała łączącą ich więź.

– Zadbaj o nią! Dopilnuj, żeby nic jej się nie stało! Uprzedź babcię! – błagał Marcel, patrząc w oczy Krystiela.

– Nie rozumiesz, ona mnie już nie słucha. Nie ma w niej wiary, a jedynie absolutna pewność własnych racji. Nic nie mogę zrobić.

– Więc kto ustrzeże to dziecko? Co z nią będzie?! – rozpaczał odchodzący anioł

– I tak byś jej nie ochronił. Nie przed człowiekiem – szepnął Krystiel.

W mieszkaniu pozostał już tylko jeden anioł.

 

 

Grudzień 1981

Marcysię obudziło walenie w drzwi i krzyki. Za oknem błyskały niebieskie światła, a ciemność pokoju dodatkowo rozświetliła nocna lampka przy łóżku rodziców.

– Milicja, otwierać!

– O, mój Boże – szepnęła mama.

Tata wstał.

– Zostańcie tu, pójdę otworzyć.

– Stefan, nie. – W głosie mamy brzmiał strach.

– Musimy – odparł i starannie zamknął za sobą drzwi.

Marcysia patrzyła za znikającym tatą. Skuliła się przestraszona.

– Mamusiu, co się stało?

Z mieszkania dobiegały podniesione głosy. Mama wyskoczyła z łóżka i przytuliła dziewczynkę.

– Wszystko będzie…

Drzwi otworzyły się z rozmachem i uderzyły o łóżko Marcysi, dziecko krzyknęło przerażone.

– Maria Staszyńska, jest pani aresztowana. – Mężczyzna w mundurze złapał mamę za ramię. – Ubieraj się! – rozkazał.

– Nie! – wrzasnęła Marcysia. – Mamo!

Waliła pięściami w nogę milicjanta. Ktoś złapał ją i odciągnął, a wtedy zobaczyła leżącego w przedpokoju tatę. Wyrywała się, krzycząc rozpaczliwie.

– Uspokój się, uspokój – powtarzała nieznajoma kobieta, wciąż ją trzymając. – Nic im się nie stanie, będziesz mogła ich odwiedzać.

To nie pomogło, przeciwnie, Marcysia wpadła w histerię i nie dostrzegała już, co się dookoła niej dzieje. Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała głos mamy:

– Nie bój się, musisz być dzielna.

A potem zrobiło się cicho i została sama.

– Gdzie jest moja wnuczka?! – Głos babci zabrzmiał donośnie w pustym mieszkaniu.

Ktoś jednak w nim był, bo padła cicha odpowiedź:

– W sypialni.

– Wynocha, bandyci! Wstydu nie macie!

Rozbrzmiał huk zatrzaskiwanych drzwi i babcia wpadła do pokoju. Nocną koszulę miała wsuniętą w spodnie dziadka, śnieg pokrywał rozpięty płaszcz. Zrzuciła go i podniosła Marcysię.

– No, już, już. Wszystko się ułoży.

 

Marcysia zamieszkała z dziadkami. Krystyna próbowała ją pocieszać, ale dziewczynka tęskniła za rodzicami i domem. Świąteczne dekoracje jeszcze bardziej ją przygnębiły. Nie potrafiła sobie wyobrazić świąt bez mamy i taty.

Do wigilii zasiedli wcześnie, bo po południu babcia zaczynała dyżur w szpitalu. Marcysia nie miała apetytu, ospale przesuwała pierogi po talerzu. Nawet prezenty przyjęła obojętnie, tym bardziej, że babcia nawet nie próbowała udawać, że przyniósł je aniołek.

– Jesteś już duża – powiedziała i wyznała prawdę, którą Marcysia znała. – Tych od rodziców nie mogłam znaleźć, może nie zdążyli kupić – dodała.

Dziewczynka poczuła ulgę, gdy wieczerza wreszcie się skończyła, a babcia wyszła do pracy. Nie na długo.

– Chodź do mnie – powiedział dziadek i posadził ją na kolanach. – Jesteś już duża, mogę ci pokazać, jak bawią się dorośli. Chcesz? – spytał i nie czekając na odpowiedź wsunął szorstką dłoń pod rajstopy Marcysi.

Nie chciała, ale to nie miało znaczenia.

 

***

 

Gdzie odchodzą odrzucone anioły? Ziemia jałowa, wąski pas graniczny pomiędzy istnieniem i nieistnieniem – tam snują się świetliste istoty, zapatrzone w świat, który opuściły. Marcel cały czas widział Marcysię i rozpaczał za każdym razem, gdy potrzebowała otuchy lub ochrony. Teraz stał jak skamieniały, patrząc w ziemię. Nie potrafił spojrzeć na dziewczynkę, czuł że akt obserwacji tylko pogłębiłby jej krzywdę.

„Krystiel miał rację – pomyślał. – Nie zdołałbym jej ochronić”.

Czasem ludzie mówią: niewiele brakowało, coś kazało mi…, o włos, zawahałem się, sekundę później, minutę wcześniej. I nazywają to intuicją. Łatwo jest chronić człowieka przed wypadkiem, wystarczy głośno krzyknąć, a usłyszy, choć może nawet nie zauważy przestrogi. O ile oczywiście zechce słuchać. Cóż jednak może zrobić anioł, gdy niebezpieczeństwo pochodzi od innego człowieka. Jest bezradny.

Krystiel próbował zatrzymać Krystynę, krzyczał, ale nie słuchała. Marcel dopiero teraz zauważył, że tej dwójki nie łączy lśniąca nić, podobna do tej, którą zerwała Marcysia, ale sznurek, który stawał się coraz grubszy w miarę, jak Krystiel przekazywał babci prawdy, których nie chciała znać. W Wigilię na szyi anioła pojawiła się obroża, a sznurek zmienił się w smycz.

 

 

Grudzień 1982

Plask! Zaczerwieniony policzek zaszczypał, ból wycisnął łzy z oczu. Marcysia skuliła się oczekując następnego ciosu.

– Jak śmiesz opowiadać takie brednie! W piekle jest specjalne miejsce dla kłamczuchów, na pewno ci się tam nie spodoba. Ani za grosz wdzięczności! Przyjęłam cię pod swój dach, a ty jak mi się odpłacasz?! Twoja świętej pamięci matka w grobie się teraz przewraca! Marsz do łóżka! Nie chcę cię już dziś oglądać! – krzyczała babcia.

Łzy płynęły po twarzy dziewczynki, gdy szła do pokoju i mijała dziadka, którego pobladła twarz zaczęła już odzyskiwać kolory. Płynęły, gdy się położyła. Płynęły i nie chciały przestać, aż zapadła w niespokojny sen. A w nim babcia znów prowadziła ją do trumny, w której leżała ubrana w czarną sukienkę mama. Marcysia całowała zimny policzek, a mama odwracała się, jakby chciała uciec przed ustami córki. Wokół rozbrzmiewały szepty: Za słabe serce, złamali, zabili. A Marcysia słyszała: Zabiłaś.

 

Dwa dni przed Wigilią wrócił tata. Tak po prostu zadzwonił do drzwi.

– Stefan! Wejdź! Puścili cię. Nareszcie! – przywitała go babcia.

Przybiegła Marcysia i zatrzymała się naprzeciwko mężczyzny, w którym nie rozpoznała taty. Był… stary; posiwiałe włosy, przygarbione plecy. I miała wrażenie, że on też jej nie poznaje. Nie uśmiechał się, oczy mu nie iskrzyły. Stali i patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie odezwała się babcia:

– No, idź, przytul ojca.

Objęli się niezdarnie.

 

***

 

Gdyby anioły potrafiły płakać, Marcel zalałby się łzami. Zamiast tego był bezradnym świadkiem krzywdy dwóch istot, które kochał. Obserwował, jak Krystiel, krzyczy wprost do ucha Krystyny:

– Ona mówi prawdę!

Kobieta zdawała się nie słyszeć, albo raczej robiła wszystko, by go uciszyć, bo obroża na szyi anioła przybrała nagle kształt kolczatki. Babcia pociągnęła za smycz i metalowe kolce wbiły się w gardło anioła, odbierając mu głos.

Potem Marcel zadrżał, gdy Marcysia dostała w twarz. Gdy słowa prawdy obrócono przeciw niej, gdy Krystyna odtrąciła upokorzoną i nieszczęśliwą dziewczynkę.

„Czemu poświęcasz swą nieśmiertelną duszę dla człowieka, który krzywdzi dziecko? – myślał, słuchając tyrady babci. – Czemu nie stajesz w jej obronie, ty, która powinnaś”.

 

 

Styczeń 2016

Sukinsyny, gnojki pieprzone, dupki jebane! – Potok przekleństw nieprzerwanie płynął z ust Marceliny, odkąd prezenter Faktów zaczął relacjonować zdarzenia sylwestrowej nocy w Kolonii.

Siedziała z zaciśniętymi pięściami, a serce waliło jej niespokojnie. Cholerni uchodźcy. I jeszcze powinna im współczuć?! Przypomniała sobie zdjęcie martwego dziecka, wyrzuconego przez morze na plażę.

„I dobrze – pomyślała. – Wyrósłby na takiego samego gnojka”.

 

***

 

Przez lata Marcel obserwował, jak zahukane dziecko zmienia się w zbuntowaną nastolatkę, która wściekłością pokrywa strach. Patrzył na młodą kobietę, niepewną swej wartości, która w poszukiwaniu miłości wciąż trafia na mężczyzn, którzy tego pojęcia nie znają. Dostrzegał, jak z każdym nieudanym związkiem pogłębia się jej nieufność do ludzi. Widział, jak nieufność przeradza się w niechęć, a ta krystalizuje w przekonania. Był wreszcie świadkiem, jak przekonania obracają się w absolutną pewność. Na końcu tej drogi Marcelina była niemal lustrzanym odbiciem Krystyny.

„Miałbym już obrożę na szyi” – pomyślał gorzko anioł.

Pojął, że nie może się dłużej biernie przyglądać, musi znaleźć odpowiedź na pytanie, co czyni ludzi bezdusznymi. Czemu ktoś, kogo skrzywdzono jest ślepy na krzywdę innych.

 

 

Grudzień 2021

Marcelina wyszła przed dom, żeby zapalić. Było zimno, padał śnieg, więc zapięła kurtkę i narzuciła kaptur na głowę. Z willi naprzeciwko dobiegały kolędy, a ozdabiające ją światła rozjaśniały ciemność. Zapatrzyła się na dekoracje i pewnie dlatego nie dostrzegła nadchodzących ludzi. Podskoczyła przestraszona, a papieros wypadł jej z ręki, gdy usłyszała:

– Help, please!

Tuż przed nią stali cholerni uchodźcy, widocznie znowu jakaś grupa zdołała się wymknąć Straży Granicznej. Mężczyzna trzymał na rękach dziecko, kobieta wspierała się o jego ramię i chwiała na nogach.

– Please, it’s Christmas – szepnęła.

Marcelina zacisnęła usta. Jak śmią nią manipulować? Walić po oczach dzieciakiem, odwoływać się do świąt, których nie rozumieją, tylko po to, by ją zmiękczyć. Gdyby mogli pewnie by ją zabili. Zresztą kto wie, na jakiego terrorystę wyrośnie ten szczeniak.

Już otwierała usta, żeby wysłać ich do wszystkich diabłów, gdy czas się zatrzymał.

 

***

 

– Nie bój się – powiedział Marcel, patrząc w rozszerzone lękiem oczy Marceliny. – Wybacz, że nie było mnie przy tobie, że tyle czasu zajęło mi zrozumienie. Rozstaniemy się teraz na zawsze, ale mam dla ciebie ostatni dar, który zmieni twoje życie.

Zanim zdołała zareagować, pstryknął i czas zaczął znowu płynąć. Z uśmiechem przypatrywał się, jak otwiera i zamyka usta, spogląda niepewnie na stojących w śniegu ludzi i w końcu zaprasza ich do domu.

Trzech aniołów, towarzyszących rodzinie uchodźców, zerkało na niego ze zdumieniem. Stróż mężczyzny już prawie zniknął, bo mężczyzna tracił wiarę. Na nowo zajaśniał blaskiem, gdy Marcelina postanowiła pomóc.

– Kim jesteś? – spytał.

Marcel zawahał się. Właściwie nie był już Aniołem Stróżem i jego imię należało do przeszłości, ale nowego jeszcze nie poznał. Odpowiedź na jego rozterki spłynęła wraz z błyszczącymi płatkami śniegu.

– Nazywam się Safakel i zostałem posłany, by odebrać ludziom pewność sądów i nauczyć ich wątpić – odparł.

– Chwała Allahowi! – wykrzyknął anioł uchodźcy i zniknął wewnątrz domu.

Safakel nasłuchiwał chwilę, a potem pospieszył do niewielkiego kościoła, w którym właśnie rozpoczęło się kazanie.

– Dzieci z próbówki nie są… – grzmiał ksiądz. Czas się zatrzymał, a gdy znowu zaczął biec: – Dzieci, dzieci…

Kapłan bezradnie spoglądał na wiernych, a uwolniony z kolczatki anioł szeptał mu coś gorączkowo do ucha. Safakel nie czekał na wynik, bo w niewielkim parku, przylegającym do kościoła, grupa wyrostków zaczepiła mężczyn, którzy spacerowali trzymając się za ręce. Prowodyr już brał zamach, by uderzyć, i został tak z uniesioną ręką, gdy czas się zatrzymał. A potem młodzieńcy spojrzeli na siebie skonsternowani i uciekli, każdy w inną stronę.

A Safakel ruszył dalej. Szedł tam, gdzie brodaci mężczyźni nawoływali do świętej wojny. I tam, gdzie ludzie w prześcieradłach pod płonącym krzyżem krzyczeli o wyższości białej rasy. Tam, gdzie idea była ważniejsza od ciężkiej pracy zwykłego człowieka, gdzie młodzi w imię wolności i równości demolowali miasto. Spotykał mężczyzn, którzy nienawidzili kobiet i kobiety, które nienawidziły mężczyzn. A z każdym człowiekiem, któremu spojrzał w oczy, świat stawał się bardziej ludzki. Bo wątpić jest rzeczą ludzką, a absolutna pewność to domena Boga.

I Szatana.

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Witaj, Irko!

Pozwolę sobie na początek troszkę pomarudzić:

 

Ile jest aniołów w mieszkaniu, w którym przebywa pięciu ludzi?

A nie pięcioro?

 

Gdzie jest moja wnuczka!

Chyba pytajnik wcięło.

 

(…) wsunął szorstką dłoń pod rajstopy Marysi.

A tu literówka, jak sądzę, bo wszędzie była Marcysia ;)

 

Marcel dopiero teraz zauważył, że tę dwójkę nie łączy lśniąca nić…

Że tej dwójki nie łączy.

 

– Stefan! Wejdź! Puścili cię. Nareszcie! – przywitała do babcia.

Znów literówka.

 

Czemu poświęcasz swą nieśmiertelną duszę dla człowieka, który krzywdzi dziecko?– myślał, słuchając tyrady babci.

A tu wcięło spację.

 

A potem młodzieńcy spojrzeli na siebie skonsternowani i uciekle, każdy w inną stronę.

I kolejna literówka.

 

No dobrze, tyle z mojego marudzenia. Właściwie smutne opowiadanie, ale z zakończeniem napawającym nadzieją. Ładnie skonstruowane i napisane, czytałam z przyjemnością :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Smutne opowiadanie. Tym bardziej, że raczej nie ma co liczyć na anioła, który zacznie odbierać ludziom pewność. Raczej muszą sami przejrzeć na oczy. A przecież tak doskonale wiedzą, że mają rację.

To znamienne, że dzieciak, który dopiero zaczął poznawać jakąś dziedzinę, prawie zawsze jest pewien odpowiedzi. A profesor, który zjadł na niej zęby, prawie zawsze ma wątpliwości i potrafi przytoczyć kilka wyjątków.

Babska logika rządzi!

Koalo, witam wstrzemięźliwego Misia :)

 

NaNo,

Pozwolę sobie na początek troszkę pomarudzić:

ale to nie jest marudzenie, tylko jak najbardziej słuszne wskazanie baboli :) Poprawione.

 

Właściwie smutne opowiadanie, ale z zakończeniem napawającym nadzieją. Ładnie skonstruowane i napisane, czytałam z przyjemnością :)

Dziękuję :)

 

Finklo, no, smutne. Większość jakoś tak na smuteczki w tym roku zebrało, to mnie też ;) Cieszę się, że mimo to się podobało :) No, bo skoro kliczka dałaś, to chyba się podobało ;)

To znamienne, że dzieciak, który dopiero zaczął poznawać jakąś dziedzinę, prawie zawsze jest pewien odpowiedzi. A profesor, który zjadł na niej zęby, prawie zawsze ma wątpliwości i potrafi przytoczyć kilka wyjątków.

Czyli że to kwestia wieku i/lub doświadczenia życiowego? No, nie wiem, rozejrzyj się dookoła, pełno takich… no, dojrzałych, którzy też mają ten problem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Piękne opowiadanie, choć bardzo smutne.

Końcowe wnioski bardzo głębokie. Właśnie Ci, którzy nie wątpią, nie wahają się, nie rozważają za i przeciw robią najgorsze rzeczy. Czasem tylko wykonują rozkazy.

Lożanka bezprenumeratowa

Opowiadanie świąteczne więc zgodne z niepisaną tradycją ma w sobie pokłady depresji. Czytałem ze smutkiem aż do roku 2016, kiedy miałem zagwozdkę skąd ten przeskok. Zakończenie 2021 nie wiem czy w sposób zamierzony rozbawiło mnie prawie do łez. Owszem w Islamie są odpowiedniki aniołów, co więcej większość z nich to kobiety laugh Owszem każdy człowiek ma ich nie jak u nas jednego, ale trzech, tyle że ich funkcja jest inna. To nie są aniołowie stróże w naszym rozumieniu tego słowa, tylko strażnicy spisujący wszystko co człowiek robi. Różnica jest taka że chrześcijański anioł stróż w kłopotach ma nas chronić, jego islamski odpowiednik spisze czy działałem zgodnie z Koranem i odczyta to na sądzie ostatecznym. Tak więc zgodnie z Koranem nie ma szans na utratę więzi z nimi.

 

Rodzina uchodźców. Ok motyw nośny, ale pomijający prosty fakt, że to mamy na granicy z Białorusią, to nie ucieczka przed wojną, a etap przemytu ludzi spragnionych niemieckiego socjalu. Ci którzy przedrą się przez naszą straż graniczną i wojo nie idą błąkać się po polskich miastach, ale mają umówioną podwózkę za Odrę.

 

Reszta w tym samym klimacie. Nie wiem czy to co mnie rozbawiło było planowane czy też to efekt mojej prywatnej szajby, niemniej daje plusa 

“Przez kolejne dni pudełko z łyżwiarzem nie dawało jej spokoju. Przecież go widziała!" – Potknęłam się w tym miejscu, bo: “go” czyli łyżwiarza. A spokoju nie dawało pudełko a nie łyżwiarz.

Opowiadanie mocno wali biedną Marcysię po życiu. Rozumiem zamysł: dziewczynkę w dzieciństwie sponiewierano, więc wyrosła na bezduszną dorosłą. Ale dostała swoją szansę i ją wykorzystała, więc jest dla niej nadzieja. Trochę miałam wrażenie, że za dużo tych nieszczęść na tak krótki tekst. Zaczynając od dziecięcych rozczarowań (prezent), poprzez coraz cięższy kaliber (odebranie rodziców, śmierć matki), do najgorszych dramatów (gwałt ze strony “dziadka” i zdrada babci). Przy tak dużym natężeniu nieszczęść, trochę zobojętniałam na jej los. Zakończenie z uchodźcami bardzo na czasie, choć nie jestem przekonana, czy Marcysia naprawdę by ich wpuściła.

Ale to, co sprawiło, że opowiadanie doceniłam, to końcowe przesłanie. O pewności i wątpieniu. Bardzo trafne, bardzo dobrze podsumowujące całe opowiadanie, a przy tym niespodziewane i skłaniające do myślenia. To było dobre:) Klikam.

Nie no, jasne, że się podobało.

Czyli że to kwestia wieku i/lub doświadczenia życiowego? No, nie wiem, rozejrzyj się dookoła, pełno takich… no, dojrzałych, którzy też mają ten problem.

Nie. To kwestia znajomości tematu. Jeśli człowiek ledwie liznął najprostsze rzeczy, to wydaje mu się, że wszystko skumał i rządzi. A jak wejdzie głębiej, pozna bliżej, to wchodzą wątpliwości. Wiek jest z tym jakoś skorelowany, ale to nie jest takie proste. Trochę jak z wychowywaniem dzieci – najlepiej wiedzą, jak to świetnie zrobić, ci ludzie, którzy ich nie mają.

Babska logika rządzi!

Ambush, dziękuję :)

 

MPJ, witaj :) Hmm, dziękuję za klika, choć przyznam, że odbiór opka trochę mnie zaskoczył.

 

Owszem w Islamie są odpowiedniki aniołów, co więcej większość z nich to kobiety (…) Tak więc zgodnie z Koranem nie ma szans na utratę więzi z nimi.

Wiem, ale to nie traktat teologiczny, a fantastyka. Zresztą w chrześcijaństwie też się chyba nie da, nie mówiąc już o tym, że nie wszystkie kościoły chrześcijańskie uznają Anioła Stróża.

 

Jeśli chodzi o motyw, który Cię rozbawił, cóż, nie będę dyskutować.

 

 

Hej, Bellatrix, Tobie też dziękuję za klika :)

Trochę miałam wrażenie, że za dużo tych nieszczęść na tak krótki tekst.

A przyznam, że trochę się bałam, że ktoś coś takiego napisze, ale właściwie każde z tych nieszczęść było mi do czegoś potrzebne, choć możliwe, że trafiłam nieco kulą w płot.

 

Ale to, co sprawiło, że opowiadanie doceniłam, to końcowe przesłanie.

Dziękuję :) W sumie chyba dla niego je pisałam.

 

Z pudełkiem na początku masz rację, zaraz poprawię.

 

Finklo,

Trochę jak z wychowywaniem dzieci – najlepiej wiedzą, jak to świetnie zrobić, ci ludzie, którzy ich nie mają.

A coś w tym jest. Zderzenie wiedzy z realiami życia. Niektórzy w takich wypadkach po prostu ignorują realia ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pięknie poprowadzony wraz z rozstrzygnięciem wątek anielski. ogromnie mi się spodobał pomysł użyte symbole, rodzaj przywiązania. Równoległy – ludzki wydaje mi się niepełny, trochę potraktowany po łebkach. Przy piętnastu k musiałaś podejmować niełatwe decyzje, co pokazać, a co nie i jak to zrobić. Przy objęciu opowiadaniem tak długiego okresu czasu przy 15k, chyba zawsze trzeba posiłkować się jakimś "mykiem", wykorzystać mocne, zdarzenia z życia Marcysi, podbić je do granicznych, aby móc pominąć proces i pozwolić czytelnikowi domyśleć się reszty, na czym może ucierpieć sama wiarygodność i nagromadzenie zdarzeń. Tu mogłabym pewnie sporo się rozpisać.

Dla mnie szczególnie lekko zgrzytały trzy momenty zwrotne: grudzień 1981 i początek '82; końcówka roku 1982 i powrót ojca; czas, który upłynął do ostatniej sceny.

 

Skarżypytuję do biblio, bo opowiadanie jest dobre, mocna konstrukcja, pięknie napisane, wątek anielski mnie zauroczył, podobnie jak puenta!

Żałuję, że nie można otworzyć rękodzieła rzemieślniczego, który uwalniałby masowo Anioły z kolczatek i smyczy. Poświęciłabym cały swój czas, aby to zrobić.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Witaj, Asylum, dzięki, że wpadłaś i cieszę się, że się spodobało :) Przyznaję, że limit był zabójczy i musiałam się mocno streszczać, ale chyba też przeceniłam możliwość skojarzeń. Teraz widzę, że trzeba było jaśniej ;)

Dla mnie szczególnie lekko zgrzytały trzy momenty zwrotne: grudzień 1981 i początek '82; końcówka roku 1982 i powrót ojca; czas, który upłynął do ostatniej sceny.

Chodzi Ci o przeskok od dzieciństwa Marcysi do jej dorosłości?

 

Skarżypytuję do biblio, bo opowiadanie jest dobre, mocna konstrukcja, pięknie napisane, wątek anielski mnie zauroczył, podobnie jak puenta!

Dzięki :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Skojarzenia/chronologia są dobre, choć Ty musiałaś je zintensyfikować, aby zmieścić się w limicie. Chciałoby się rozpisania, tej wiedzy brakuje. Jestem z Trójmiasta, znam wiele relacji i tamten czas. Jaśniej chyba nie trzeba, ponieważ piszesz o pojedynczym określonym losie dziewczynki imieniem Marcysia. Niestety, znam i takie przykłady oraz reakcje na nie wtedy. W tym konkretnym przypadku można byłoby powiedzieć, że skończyło się nieźle, podobnie jak w pewnym sensie u Ciebie. Po drodze było różnie, ale finał najlepszy z możliwych, o ile wiem.

Chodzi Ci o przeskok od dzieciństwa Marcysi do jej dorosłości

Tak, lecz moim zdaniem wybrnęłaś optymalnie z uwagi na tę liczbę znaków. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A babcia?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Co z babcią?

Jej reakcja w pierwszym momencie okejka, przez rok już niekoniecznie (plus ojciec, lecz jego pomińmy, będzie łatwiej), choć zależy (jej osobowość plus środowisko, i tu jest pewien zgrzyt, bo chociaż nie wiemy, jaki zawód praktykuje padła nazwa szpital, dyżury i właściwie nic o niej nie wiemy).

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ech, czyli schrzaniłam ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nieeeeee!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czasem tak mam, że reaguje dziwnie: przy filmach z obcym byłem byłem chyba jedynym który zastanawiał się, dlaczego ten potworek nie odwadnia się mimo potężnego ślinotoku. Oglądając “Teksańską masakrę piłą mechaniczną” zastanawiałem się gdzie oni znaleźli tak dobry łańcuch, bo mi się tępi po przecięciu paru badyli. itp. itd. 

Tu rozbawiło mnie podejście do islamskich aniołów. i może trochę morał na zakończenie mówiący że wątpliwości są dobre. Bo widzisz wątpliwości to paraliż decyzyjny, ten zaś jest równie destrukcyjny co fanatyzm. Dopiero podjęciu decyzji i wzięciu na klatę jej konsekwencji można się zastanawiać, czy były lepsze opcje.

 

 

Czasem tak mam, że reaguje dziwnie:

Każdy ma swoje małe dziwności ;)

 

Bo widzisz wątpliwości to paraliż decyzyjny, ten zaś jest równie destrukcyjny co fanatyzm. Dopiero podjęciu decyzji i wzięciu na klatę jej konsekwencji można się zastanawiać, czy były lepsze opcje.

Nie, raczej eleastyczność. Musisz podjąć decyzję, sprawdzasz opcję, wybierasz tę, która w danym momencie najlepiej pasuje. Ale jeśli masz wątpliwości, będziesz się uważnie przyglądał wynikom, i w razie czego dokonasz zmian.

I jakie wzięcie na klatę. Ludzie, którzy mają absolutną pewność, że ich droga jest jedyną słuszną nie widzą, że ona nie funkcjonuje, a jeśli nawet zauważają, to nie wina jedynie słusznej drogi, a warunków wewnętrznych, zewnętrznach, wszelkiej maści wrogów i sabotażystów.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irko!

 

Oj, smutno poleciałaś, ale z mocnym przekazem. Też uważam, że zatwardziałość umysłów jest największą zmorą i źródłem wielu niepotrzebnych cierpień.

Znalazłaś na końcu nadzieję, niestety boję się, że to tylko fantastyka. Gdyby to była kwestia jednego anioła…

Ładnie napisałaś, myślę, że opko ma szansę zostać ze mną na dłużej. Nie ma już jak dokładać klików, więc…

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Irko widzisz mi te wątpliwości skojarzyły się raczej z czymś, jakby to dobrze powiedzieć …… Może posłużę się przykładem. Na dyskotekę poszedł “X”. Ma 18 lat na parkiecie widzi między innymi 3 dziewczyny “A”, “B”, “D”. Hormony buzują i chce ruszyć na podbój patrzy na “A”. Wtedy do akcji wkracza taki anioł. i tłumaczy:

“A” chodzi z “Y” jeśli podrywanie jej to w zasadzie łamanie 10 przykazania o nie pożądaniu żony bliźniego. Jeśli nawet nie, to “Y” którego tu nie ma może ci potem obić facjatę. 

 

“B” ma nerwowego ojca i apodyktyczną matkę, jak zaczniesz z nią chodzić będziesz musiał wysłuchiwać ich “kazań”

 

“D” jest wege i może cię sprowadzać na złą drogę, a wszak pismo mówi “czyńcie sobie ziemię poddaną”

 

W efekcie wątpliwości “X” przez całą dyskotekę podpiera ścianę i traci szansę na wyrwanie dziewczyny. W sumie lepiej “X” by wyszedł, gdyby wybrał którąkolwiek choćby w oparciu o tak przemyślane kryterium jak najfajniejszy biust. 

Hej,

 

Tekst z przesłaniem bardzo uniwersalnym, jak zresztą widać po komentarzach, trafia do każdego. Sam nie jestem tu wyjątkiem i często dziwię się, jak łatwo przychodzą niektórym ludziom kategoryczne sądy. 

Małą objętość opka niestety nie pozwoliła właściwie rozwinąć tego problemu jak na mój gust, trochę to wszystko wyszło schematycznie, a w końcowej części pojawiła się kategoryczna (sic) krytyka stereotypowego fanatyzmu. Niemniej opowiadanie inspiruje do głębszej refleksji nad tematem, a o to chyba chodzi :)

 

Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w nadchodzącym roku!

 

MPJ, nie wiem, czy podpieranie ścian jest gorsze od obitej facjaty…

Babska logika rządzi!

To zależy od dziewczyny oraz do tego którą z biblijnych zasad się stosowało. Czy było to: “Nadstaw drugi policzek” czy “Oko za oko, ząb za ząb”. W przypadku tej drugiej zazwyczaj obrażenia własne były mniejsze :D

Witaj, Krokusie, cieszę się, że Ci się podobało :) Ja tak niestety mam, na święta mnie na smutno bierze, ale zawsze chcę, żeby odrobinę ciepełka było.

Znalazłaś na końcu nadzieję, niestety boję się, że to tylko fantastyka.

No, wiem, ale czasem to, co kiedyś było fantastyką, staje się rzeczywistością :)

 

Ładnie napisałaś, myślę, że opko ma szansę zostać ze mną na dłużej.

Lepszego komplementu autor nie może usłyszeć :)

 

MPJ, a ja miałam na myśli raczej sytuację, gdy anioł szepcze: a ta jest z Turcji, a facet dostaje piany, zaczyna się drzeć, przeklinać migrantów i ogólnie wpada w morderczy nastrój ;)

 

Hej, Helmucie, dzięki za wizytę, cieszę się, że się spodobało :)

Faktycznie, odrzuca mnie od ludzi, którym się wydaje, że mają rację.

a w końcowej części pojawiła się kategoryczna (sic) krytyka stereotypowego fanatyzmu.

A czemu kategoryczna? Anioł tylko patrzył i odbierał pewność sądów. I właściwie idzie i z prawa, i z lewa ;)

Niemniej zgadzam się, że trochę musiałam się streszczać i chyba nie wszystko wybrzmiało.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze uchwycony klimat lat osiemdziesiątych, czytając wyobrażałem sobie sceny na czarno biało :) nasze czasy wyobrażałem na kolorowo. Mimo to poziom stresu rósł :) spokojnej nocy …

Przeczytane.

vrchamps, dziękuję :)

 

ANDO, witam jurka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opowiadanie smutne, ale pomysł ciekawy ;). 

Loulu

Dziękuję, loulu :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Stwierdziła Irka, po czym poszła w smęty. ;-)

 

Ponure opowiadanie. Widać pewien wpływ limitu, bo jednak czuje się tu chęć i potrzebę stworzenia takiego mocnego, wyrazistego przekazu – również pod zakończenie – a zarazem średnio jest przestrzeń, by budować to sukcesywnie, z pewnym umiarem. W tym opowiadaniu raczej zostajemy dość mocno “uderzeni” kreacją głównej bohaterki, w dodatku dostajemy jeszcze niejako poprawkę w postaci nawiązania do zdarzeń rzeczywistych.

Średnio więc podszedł mi sam fakt pojawienia się tak bezpośrednich uderzeń w czytelnika, doceniam natomiast cel i zamysł, jaki temu przyświecał, bo ta końcówka jest naprawdę dobra: ani dobijająca, ani przesadnie przepełniona wiarą w człowieka. W dodatku dostajemy bardzo ładnie zaakcentowaną puentę, więc choć nie wszystko mi podeszło, to ogólne wrażenia z lektury mam raczej pozytywne (w sensie oceny tekstu, nie obrazu człowieka w tekście ;)).

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, CMie :)

 

Stwierdziła Irka, po czym poszła w smęty. ;-)

No, wiem, następne będzie na wesoło :) Poza tym sam przyznajesz, że końcówka przynajmniej nie jest dobijająca ;)

 

Widać pewien wpływ limitu, bo jednak czuje się tu chęć i potrzebę stworzenia takiego mocnego, wyrazistego przekazu – również pod zakończenie – a zarazem średnio jest przestrzeń, by budować to sukcesywnie, z pewnym umiarem.

Podpisuję się obiema ręcami ;)

 

W tym opowiadaniu raczej zostajemy dość mocno “uderzeni” kreacją głównej bohaterki, w dodatku dostajemy jeszcze niejako poprawkę w postaci nawiązania do zdarzeń rzeczywistych.

Zaczynam odnosić wrażenie, że za mocno.

 

bo ta końcówka jest naprawdę dobra: ani dobijająca, ani przesadnie przepełniona wiarą w człowieka. W dodatku dostajemy bardzo ładnie zaakcentowaną puentę, więc choć nie wszystko mi podeszło, to ogólne wrażenia z lektury mam raczej pozytywne (w sensie oceny tekstu, nie obrazu człowieka w tekście ;)).

Dziękuję :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet, choć mam wrażenie, że to ocena nie tak dobra, jak – fajne ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Musi być jakaś skala, inaczej “fajne” nie byłoby “fajne” ;)

Przynoszę radość :)

Gdy zacząłem czytać o komunistycznych czasach na początku opowiadania, spodziewałem się jakiejś polemiki do współczesności i obecnej polityki. Wyszło trochę inaczej, ale nie mogę powiedzieć, że jestem z tego powodu zawiedziony.

Wydźwięk tekstu jest smutny. Poznajemy historię dziewczynki, której odebrano dzieciństwo, a następnie zdeptano zaistniałe nadzieje. Najpierw wtargnięcie ZOMO do mieszkania, potem śmierć matki, nadzieja na nowy dom, który miał być azylem, a w ostateczności okazał się piekłem. Nie dość, że dziewczynka była molestowana seksualnie przez dziadka (czyli osobę, do której powinna móc mieć zaufanie), to jeszcze nie miała nikogo, kto wsparłby ją i pomógł w problemie, gdyż babcia (druga osoba, która powinna być wsparciem) po prostu kopała leżącego. W ostateczności Marcysia sama wyrosła na Marcelinę, czyli osobę ślepą na ludzkie cierpienie. Aczkolwiek w tym przypadku nie do końca mogę się zgodzić, ponieważ często osoby, które doznały bólu są pełne empatii, zwłaszcza dla innych, którzy znajdują się w podobnym położeniu, co one kiedyś.

Trochę zastanawia mnie, co w trakcie nalotu ZOMO robiła kobieta, która chwyciła Marcysię i powiedziała, że będzie dobrze. Po znajomości różnych relacji wnioskuję, że w rzeczywistości byłoby inaczej, a właściwie jeszcze gorzej. Ale nie żyłem w tamtych czasach, więc mogę się mylić.

 

Po dość depresyjnej historii, optymizmem napawa zakończenie, w którym Safakel neguje zło. Szkoda że w prawdziwym świecie go nie ma. A może jest, ale w pojedynkę nie jest w stanie uporać się ze wszystkim? 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

Witaj, Mordocu :)

Gdy zacząłem czytać o komunistycznych czasach na początku opowiadania, spodziewałem się jakiejś polemiki do współczesności i obecnej polityki.

Ech, to wszystko tam jest, tylko najwyraźniej spieprzyłam to opko koncertowo i nie widać.

 

Aczkolwiek w tym przypadku nie do końca mogę się zgodzić, ponieważ często osoby, które doznały bólu są pełne empatii, zwłaszcza dla innych, którzy znajdują się w podobnym położeniu, co one kiedyś.

Bywa i tak, i tak.

 

Trochę zastanawia mnie, co w trakcie nalotu ZOMO robiła kobieta, która chwyciła Marcysię i powiedziała, że będzie dobrze.

Należała do ekipy. Odciągnęła dziecko, które rzuciło się na milicjanta. A jej słowa miast uspokoić, tylko dzieciaka przeraziły. Różnie bywało, czasem spokojnie, czasem brutalnie, to zawsze zależy od ludzi.

 

Po dość depresyjnej historii, optymizmem napawa zakończenie, w którym Safakel neguje zło. Szkoda że w prawdziwym świecie go nie ma. A może jest, ale w pojedynkę nie jest w stanie uporać się ze wszystkim?

Też żałuję, że nie ma takiego anioła, ale może jest, tylko potrzebuje czasu. W końcu takich ludzi absolutnie przekonanych o własnej racji jest niestety wielu :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ech, to wszystko tam jest, tylko najwyraźniej spieprzyłam to opko koncertowo i nie widać.

Bez przesady, ja ogólnie mam swoje własne widzimisię wszystkiego, więc to raczej problem w moim postrzeganiu świata, a nie w Twoim opku :)

 

Bywa i tak, i tak.

Prawda.

 

Różnie bywało, czasem spokojnie, czasem brutalnie, to zawsze zależy od ludzi.

Też fakt, przykładu daleko nie trzeba szukać, w końcu nie wszyscy Niemcy popierali nazistów.

 

W końcu takich ludzi absolutnie przekonanych o własnej racji jest niestety wielu :)

No i szkoda że częściej wątpią w swoją rację ci, którzy ją mają :(

Bez przesady, ja ogólnie mam swoje własne widzimisię wszystkiego, więc to raczej problem w moim postrzeganiu świata, a nie w Twoim opku :)

Rzecz w tym, że tego, co chciałam powiedzieć nie widzi nikt. Pocieszam się faktem, że przynajmniej się podoba ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A jaki był właściwy zamysł? :)

Cały czas liczę, że ktoś tu jeszcze wpadnie, rozszyfruje i wyciągnie mnie za uszy z czarnej dziury, w którą wpadłam ;) Ale podpowiedź dam :) Przy babci Krystynie żadnych skojarzeń nie miałeś, nic współczesnego nie przeleciało przez głowę?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Imię kojarzy się z Pawłowicz albo z Jandą, ale to chyba nie o to chodzi :p

Cześć Irko

Spodobała mi się akcja i przedstawiony świat z czasów komuny, a przede wszystkim dobrze pokazałaś tamtą mentalność, która w pewnych aspektach trzyma się nieźle do dziś (jak choćby oskrażenia babci, że Marcysia kłamie w kwestii przyszywanego dziadka).

Podoba mi się końcowe przesłanie i takie szerokie podejście, np. pokazywanie skrajności religijnych “po dwóch stronach”. Jednocześnie przeskok o blisko czterdzieści lat dla mnie osobiście był dość duży i to chyba dla mnie jedyna wada tekstu – nagłe urwanie akcji i przeniesienie jej do czasów tak przecież odmiennych.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dobre opowiadanie. Podobało mi się jak poprowadziłaś sceny z życia Marcysi, bo wszystkie są grudniowe, świąteczne, w domyśle powinny być szczęśliwe, a Ty za każdym razem bohaterkę dociskasz, sprawiając, że te momenty stają się kamieniami milowymi jej życia. Mocne to i depresyjne.

Motyw ze złotą nicią przeobrażającą się w smycz, kolczatkę, jest świetny – wiara w służbie fanatyzmu, będącego wiarą w słuszność swoich poglądów. Anioł stróż zamieniający się w anioła wątpliwości też fajny. Mam tylko jedną, tycią, uwagę, ale to raczej mój odbiór, niż problem z tekstem:

 

Swoich stróżów miały jeszcze Krystyna i jej wnuczka, ale Marcel, anioł Marcysi, właśnie znikał, bo dziewczynka tracąc wiarę, zerwała łączącą ich więź.

 

Ja się tutaj pogubiłem, bo piszesz o dwóch aniołach w pomieszczeniu, potem dodajesz, że swoje anioły mają Krystyna i jej wnuczka, czyli Marcysia, ale na początku pomyślałem, że jest jeszcze jedna wnuczka. No OK, wiemy, czyje są te anioły, ale tym co mnie zmyliło jest słowo “jeszcze”, bo podczas lektury naturalnie przyszła pewność, że Marcysia ma anioła, a to “jeszcze” zdało mi się czymś w rodzaju: (w domyśle Marcysia ma anioła) a jeszcze swoje anioły mają Krystyna i jej wnuczka. Czyli źle odebrałem, stąd uwaga, a ten niewłaściwy odbiór może jest podyktowany późną porą ;)

 

Dzięki za lekturę, podobało mi się i kliknąłbym, gdyby było trzeba :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Witam, Sagitta (bo nie wiem, jak odmienić) ;) Cieszę się, że Ci się spodobało :)

a przede wszystkim dobrze pokazałaś tamtą mentalność, która w pewnych aspektach trzyma się nieźle do dziś

Ludzie są ludźmi, bez względu na system, w którym żyją.

 

Jednocześnie przeskok o blisko czterdzieści lat dla mnie osobiście był dość duży i to chyba dla mnie jedyna wada tekstu

Wiem, ale limit był zabójczy :)

 

Hej, Outta,

Mocne to i depresyjne.

Dzięki, jakoś wszystkich wzięło na dołowanie ;)

 

Motyw ze złotą nicią przeobrażającą się w smycz, kolczatkę, jest świetny – wiara w służbie fanatyzmu, będącego wiarą w słuszność swoich poglądów.

O to właśnie mi szło, dziękuję :)

 

Ja się tutaj pogubiłem, bo piszesz o dwóch aniołach w pomieszczeniu, potem dodajesz, że swoje anioły mają Krystyna i jej wnuczka, czyli Marcysia, ale na początku pomyślałem, że jest jeszcze jedna wnuczka.

Wiesz, ile razy przepisywałam to zdanie, a i tak wyszło niejasno. Jeszcze, bo Marcel znikał ;)

 

Dzięki za lekturę, podobało mi się i kliknąłbym, gdyby było trzeba :)

Chęć kliknięcia liczy się tak samo, jak kliczek :)

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam, Sagitta (bo nie wiem, jak odmienić) ;) Cieszę się, że Ci się spodobało :)

Biorąc nick nie ustalałem jego odmiany, chociaż widuję “Sagitcie” lub “Sagicie” i obie formy są spoko. ;)

a przede wszystkim dobrze pokazałaś tamtą mentalność, która w pewnych aspektach trzyma się nieźle do dziś

Ludzie są ludźmi, bez względu na system, w którym żyją.

Tak, aczkolwiek mam wrażenie, że tamten system zrodził wiele patologii, z których skutkami musimy się dalej mierzyć. Trudno po prostu przerzucić niektóre wzorce na kraje, w których panowały inne warunki.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

O to właśnie mi szło, dziękuję :)

Czy to jest to, co chciałaś powiedzieć? Bo dopiero teraz przeczytałem komentarze, w których dajesz Mordocowi jakąś wskazówkę co do Krystyny, i teraz się zastanawiam czy Ci właśnie o to chodziło, czy jest coś jeszcze, czego nie wyłapałem?

Known some call is air am

Jest :) Spojrz na tekst tak, jakby w Polsce panowala cenzura ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Witam jurkę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka