- Opowiadanie: dziowła - Bez śniegu

Bez śniegu

Hej,
To moje pierwsze opowiadanie, jakie wklejam tutaj, a zacznę od konkursu. Słowa, które użyłem to: elf, Dziadek Mróz, śnieg, bombka, kolędy. Mam nadzieję, że się spodoba.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Bez śniegu

 W Śnieżynce, bo tak nazywano świat naszej bohaterki, panowała napięta atmosfera. Jak co roku pisano nowe wersje kolęd, malowano igły choinek, dmuchano bombki i inne szklane ozdoby świąteczne, a mimo wszystko nie spadł ani jeden płatek śniegu, co oznaczało, że w powietrzu nie działo się dobrze. Śnieg oznaczał harmonię, współpracę i wspólnie ustalony porządek, jakim były przygotowania do grudnia i świąt, wysłanie prezentów, odbiór listów z podziękowaniami i oddanie się odpoczynkowi po ciężkim okresie pracy. A elfy, ich zwierzątka i inne stwory pracowały, nadzorował je Dziadek Mróz, a śniegu jak nie było tak i nie ma. Smutne myśli chodziły po głowie naszej Śniegurze.

Śniegura była elfką z gildii artystów bombkowych. Miała wielkie, zielone oczy i chodziła w kubraczku w tym samym kolorze. Każdego dnia budziła się z nadzieją na biel za oknem, lecz tam czekała na nią jedynie szara rzeczywistość z brzydkim niebem, brudnymi ulicami i smutnymi twarzami. Ale mimo wszystko starała się pobudzić swoich towarzyszy i przyjaciół, witając ich z uśmiechem, śmiejąc się głośno i przytulając każdego napotkanego osobnika. Oni jednak ignorowali swoją nazbyt radosną koleżankę. Śniegura głucha była na ich prawdę, że jej egzystencja zależy od śniegu i nie powinna wcale się cieszyć. Uważała tę teorię za głupią i fałszywą, ale oczywiście nigdy nie powiedziała tego na głos.

W Pracowni siedziała w centralnej części hali. Z pędzelkiem w dłoni, paletą barw u boku i fartuszkiem zawiązanym wokół talii brała kolejne białe, niczym śnieg, którego wszyscy wyczekiwali, kule i nadawała im żywszych barw. Wyobrażała sobie choinki, na których wisieć będą jej prace. Domowników, u których drzewko nagle, nieoczekiwanie się pojawi dzień przed Wigilią. Nie przyjmowała do wiadomości, że jej bombki będzie oglądać ktoś smutny, czy zły. Uważała, że tacy ludzie nie istnieją, a jej rękodzieła wprowadzają każdego w świąteczny nastrój. Kochała tę fantazję.

Bombki robiła przeróżne, z dziwacznymi szlaczkami, fikuśnymi figurami, ciekawymi malowidłami i niecodziennymi motywami. Nie mieli żadnych ograniczeń, co do treści dzieł, więc oddawała się fantazji.

Kiedy na tydzień przed Wigilią nie spadł ani gram śniegu, Śnieżynka drżała ze strachu. Wśród elfów powstały to kolejne teorie, nie cichły nawet bluzgi w kierunku Dziadka, jakoby to on był winny całej ten anomalii. Elfom drżały rączki, tłuczono ozdoby choinkowe, krzywo malowano igły świątecznych drzewek, czy niejasno odczytywano wciąż napływające listy. Stan tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia był poważnie zagrożony i wymagał reakcji Dziadka Mroza. Lud Śnieżynki doczekał się przemowy swojego szefa.

Dziadek Mróz, pulchny staruszek w siwą brodą, odziany w niebiesko-czerwony kostium, stał na środku placu. Wokół zebrały się wszystkie elfy i ich zwierzaki i stworki. Nastała cisza, wydawać się mogło, że nawet cichy wiatr chce posłuchać Dziadka.

– Czuwa nad nami wróg. – oznajmił nerwowo. – Nie wiem, gdzie jest, ale czuję, że do Wigilii się ujawni.

Powiedział tylko to i czym prędzej uciekł do swojej chatki. Nie nadzorował już pracy elfów, nie pojawiał się na ulicach, nie machał swoim pracownikom. Zamknął się w domu i tyle go widziano.

Elfy głowiły się i kłóciły, kim mógł być ów wróg. Kto chciał zagrozić przebiegowi tak magicznego czasu, a przede wszystkim po co? Pytania narastały, a razem z nimi strach i niepewność.

Śniegura po raz pierwszy zasmuciła się. Nie uśmiechała się już do przyjaciół, nie tuliła ich, nie starała się nikogo rozweselić. Zdała sobie sprawę, że zagrożenie jest realne i być może cała jej praca pójdzie na marne. Strach po raz pierwszy w życiu przeżyła trzy dni po przemowie Dziadka Mroza.

Po nocy nie nastąpił dzień. Gdy na niebie już miało świecić poranne słońce, szare chmury nabrać bardziej białych odcieni, sklepienie pozostawało czarne. Zniknęły gwiazdy, pozostał księżyc. W miasteczku wybuchła panika. Zapalono wszystkie możliwe światła, jednak i to nic nie dało. Śnieżynkę wciąż chłonął mrok. Nasza bohaterka stała na ulicy, spoglądając na niebo. Ujrzała dziwne wibracje w powietrzu, które zaczęły nagle gęstnieć, aż nagle przeobraziły się w coś w rodzaju portalu – czarną, wirującą powierzchnię, z której wyskoczyła przerażająca istota. Miała czarną maskę, czarny uniform, czarną pelerynę, a w dłoni trzymała czarną pałkę. Istota zaśmiała się, roznosząc po okolicy straszliwy hałas. Elfy rozbiegły się w różne strony.

Wróg potrafił latać. Robił to, mijając domki elfów i niszcząc je jednym machnięciem pałki. Budynki eksplodowały, a następnie pożerał je ogień. Kiedy moc pałki dotknęła pierwszego elfa, przebijając jego delikatne ciało lodowatą igłą, Śniegura wiedziała, że nie może pozostać bierna.

Pobiegła do magazynu, gdzie trzymano gotowe już zabawki dla dzieci. Okolica była pusta, bo wszyscy uciekali od potwora w dzielnicy mieszkalnej. Śniegura włamała się do magazynu, ale jak się okazało, nie była tam sama.

W środku był już inny elf, rudowłosy chłopak z czerwonymi oczami. Dziewczyna kojarzyła go z ulicy, ale nigdy nie miała okazji z nim pracować. Chłopak szukał czegoś na regałach, ale przerwał to, gdy tylko ujrzał elfkę.

– Co tu robisz? – spytał.

– To, co ty. – odparła zadziornie.

Obaj zaczęli poszukiwania zabawek dla dzieci z niebezpiecznych państw, gdzie rodzice pozwalali im bawić się bronią. W szczelnie zamkniętych pudłach leżały pistolety i inne karabiny. Każda zabawka miała dołączony pakiet z nabojami. Elf i elfka zabrali po sztuce broni ze sobą i wrócili do miasta.

W tym samym czasie w miasteczku rozgrywała się już prawdziwa wojna. Na placu stworzono arenę, gdzie po jednej stronie stał tajemniczy przybysz, a po drugiej Dziadek Mróz. To był moment, kiedy Śniegura, rudzielec i wszystkie inne elfy poznały nieznaną do tej pory stronę swojego szefa. Posiadał on magiczne moce, dzięki którym z łatwością atakował wroga. Tworzył w dłoniach kule śnieżne, które rzucał w swojego przeciwnika. Ten był jednak równie silny i odpierał ataki, a także strzelał w staruszka śmiercionośnymi soplami lodu. Dziadek nie oberwał jednak ani jednym pociskiem, dzięki ognistemu dywanowi, jaki tworzył, machnąwszy rękoma. Czarna postać przeraziła się na widok ognia, lecz nie ustąpiła. Uniosła się wysoko w powietrzu i wywołała deszcz ciężkich brył lodu.

Dziadek oczywiście poradził sobie i z tym wyzwaniem, lecz nie tajemnicą było, że zaczynało brakować mu zarówno pomysłów, jak i siły. Śniegura i rudzielec postanowili wkroczyć do gry. Zjawili się nagle na placu, wyciągnęli bronie i oddali salwę strzałów w kierunku wroga. Tego się nie spodziewał. Jęknął głośno ludzkim głosem i gdy tylko naboje przeszyły go na wylot, przemienił się w pył. Proszek powoli zaczął opadać na posadzkę placu. Po dziwnej postaci pozostała jedynie pałka, która głucho padła na ziemię. Elfy powoli wyłoniły się zza budynków i krzaków. Dziadek Mróz podszedł do swoich zbawców.

– Dziękuję Wam, moi mili.

Śniegura i rudzielec nie odpowiedzieli. We troje podeszli do pałki. Śniegura uniosła ją. Był to zwykły drewniany nadpalony, by nabrał czarnego koloru, patyk. Wręczyła go szefowi. Na dłoni pozostała jej czarna sadza. Dziadek Mróz oglądał przedmiot z uwagą. W tym czasie troje bohaterów zostało już otoczone przez elfy.

– Kochane elfy – zawołał Dziadek, unosząc wysoko kij. – Tyle zostało po naszym wrogu. Kij ten nie znikł razem z nim, a to symbol. Przyjmujemy ten przedmiot jak swojego rodzaju dar.

Śniegura oglądała Dziadka i nie wyczuwała ciepłej aury. Zrobiło jej się zimno.

– Od dzisiaj – kontynuował. – Wszystkie niegrzeczne dzieci, pełniące złe uczynki, będziemy nagradzać takim o patykiem, jako nauczkę. Nagrodą złych dzieci będzie Rózga!

Wśród elfów zapadła cisza. Plac, mimo że był zapełniony tłumem, wiał pustką. Z nieba spadł śnieg.

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Cześć, Dziowła!

 

Na bieżąco wypisywane usterki:

śniegu jak nie było(+,) tak i nie ma.

To trochę niezręczne zdanie w tekście o narracji w czasie przeszłym, bo w zasadzie sugeruje, że śniegu nie ma po dziś dzień. Powinno być coś w stylu “jak nie było, tak nie było”, ale to nie brzmi dobrze, więc trzeba się nad tym zastanowić.

Wśród elfów powstały to kolejne teorie

Elfom drżały rączki, tłuczono ozdoby choinkowe,

Nieco brzmi jakby elfy celowo tłukły te ozdoby – może “tłukły się”

pulchny staruszek w siwą brodą

z

Wokół zebrały się wszystkie elfy i ich zwierzaki i stworki.

Zamiast pierwszego “i” lepiej przecinek, inaczej przecinek jest potrzebny przed drugim “i”

Nastała cisza, wydawać się mogło, że nawet cichy wiatr chce posłuchać Dziadka.

trochę jak powtórzenie – to “cichy” możesz swobodnie wykreślić

– Czuwa nad nami wróg. – oznajmił nerwowo.

Bez kropki za “wróg”, bo “oznajmił” jest “odpaszczowe” – polecam poradnik fantazmatów

Śniegura po raz pierwszy (+się) zasmuciła się.

Staramy się nie kończyć zdań na “się”, a z powyższą składnią brzmi nawet lepiej.

Śniegura po raz pierwszy zasmuciła się. Nie uśmiechała się już do przyjaciół, nie tuliła ich, nie starała się nikogo rozweselić.

A przy tym zalążek klasycznej “siękozy”

Ujrzała dziwne wibracje w powietrzu, które zaczęły nagle gęstnieć, aż nagle przeobraziły się w coś w rodzaju portalu

Powtórka

– To, co ty. – odparła zadziornie.

Tu również bez kropki na końcu wypowiedzi

Posiadał on magiczne moce,

Wykreślamy zaimki, tutaj wiadomo o kogo chodzi :)

lecz nie tajemnicą było

Zgrzyta – może “lecz nie było tajemnicą”

W tym czasie troje bohaterów zostało już otoczone przez elfy.

otoczonych

W tym czasie troje bohaterów zostało już otoczone przez elfy.

– Kochane elfy – zawołał Dziadek, unosząc wysoko kij.

Powtórka

Plac, mimo że był zapełniony tłumem, wiał pustką.

Tego nie skumałem, czy nie chciałeś polecieć zbyt poetycko? To nie pasuje do reszty tekstu.

 

Ok, łapanka za nami, to teraz opinia co do samego tekstu.

Mam mieszane uczucia. Przez większość lektury byłem przekonany, że jest to bajka i ostatecznie za taką opowiadanie mam, ale nieco mnie z tego wytrąciło kilka rzeczy.

Pierwsze to moment, gdy idą do “zbrojowni”. To może mieć dla dziecka pewien walor edukacyjny, że są na świecie miejsca, gdzie dzieci biegają z karabinami, ale czy na serio te karabiny dostają od Świętego Mikołaja, czy tam Dziadka Mroza? To mi zgrzyta.

Do tego to stwierdzenie, że “stworzono arenę”. Elfy wzięły zmiotki, wyczyściły bruk, rozstawiły bandy reklamowe, a na stanowisku komentatorskim na wyżyny umiejętności wzbijał się Mateusz Borek. To również zgrzyta – warto może nieco opisać sytuację, jak to się stało, wprowadzić raczej porównanie do areny, zamiast tej dosłowności.

Te dwie rzeczy wyglądają też nieco jak z gry komputerowej – jest atak na wioskę, dostajesz questa “idź do zbrojowni”. Wracasz i następuje walka z bossem ;) na arenie :D

W zasadzie, czy wprowadzenie rudego elfa ze zbrojowni było konieczne? Nie odgrywa właściwie żadnej roli, bo jakby Śniegura strzelała sama, to nie zabiłaby szwarccharaktera? To oddaję Ci pod rozwagę.

No i na koniec zarzutów – kim w zasadzie był czarny charakter? Tego mi zabrakło, żebym chociaż się dowiedział skąd ten cały ambaras się wziął.

Poza wymienionymi rzeczami jest tu jednak dość miła przypowiastka o powstaniu symbolicznej rózgi. Jest świątecznie, jest walka dobra ze złem, wygrywa dobro – bajka jak się patrzy.

Technicznie jest jeszcze kilka rzeczy do poprawy, co do samej treści to jestem na wpół zadowolony, a to co mi się nie podobało wypisałem powyżej. Niech Cię nie przeraża proporcja uwag krytycznych do pozytywnych – ja już tak mam, że łatwiej mi pisać o rzeczach, które mi się nie podobają, niż o tych, które uważam za dobre. Do tego dla mnie jest to właśnie istota tego portalu: dowiedzieć się co nie gra, żeby więcej tych błędów nie popełnić, a jak przy okazji wpadnie dobre słowo, to tylko się cieszyć. Uważam, że masz się z czego cieszyć, ale też masz nad czym pracować.

A że jesteś tu nowy to podrzucam garść poradników:

 

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

 

Pozdrawiam, powodzenia w konkursie i przy pisaniu kolejnych tekstów!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytane.

No cóż, błędy zostały już wypisane przez poprzednika. Dodałbym, że czasem warto sobie darować wstawkę w środku zdania, gdyż niejednokrotnie całe zdanie robi się nieco nieczytelne. Podaję przykład:

 

Z pędzelkiem w dłoni, paletą barw u boku i fartuszkiem zawiązanym wokół talii brała kolejne białe, niczym śnieg, którego wszyscy wyczekiwali, kule (…).

Jakby ciężko zrozumieć co ona bierze, więc lepiej byłoby najpierw napisać, że bierze białe kule, niż wstawiać dodatkowy opis do przedmiotu, gdyż idzie się zgubić.

 

Sam pomysł na opowieść nie jest zły, choć zostało to opowiedziane w nieco chaotyczny sposób. Z jednej strony chciałeś opowiedzieć o relacjach między elfami, z drugiej strony… w tak krótkim tekście nie ma na to czasu i miejsca.

Samemu antagoniście brakuje nieco głębi i życiorysu. Pojawia się tak nagle, jak znika i właściwie zostaje po nim patyk, który z jakiegoś powodu zostaje symbolem prezentu dla niegrzecznych dzieci. Brakuje jakiegoś głębszego przekazu, może dodania paru zdań.

 

Wiem, że nie powinienem się doszukiwać logiki w opowiadaniach tego typu, jednak pomysł z tą bronią jest chyba nieco przesadzony. Raz, że raczej Mikołaj by jej nie rozdawał, dwa tego arcywroga nie dała rady pokonać magia, a pokonała zwykła kula z karabinu… Nieco naciągane. :D

Dobrze, że wszystko kończy się happy endem. Na pewno doceniam pomysł, jednak uważam, że można było tę opowieść dopracować bardziej pod wieloma względami.

Życzę weny i powodzenia.

Słowo i poezja czy coś!

No, nie jest to opowiadanie, które mógłbym uznać za przemyślane i dobrze napisane.

Masz tutaj początkowo taki typowo świąteczny klimacik, taki słodki i marketingowo skazany na sukces, do którego wprowadzasz elfkę, zrazu radosną, jednak martwiącą się brakiem śniegu. Potem ona smutnieje, Mikołaj olewa jakieś znaki, chowając się w domku, a potem przychodzi zło. I od tego miejsca robi się coraz dziwniej, bo konwencja bajki zanika zupełnie, zastąpiona kreskówkową logiką produkcji superbohaterskich z lat dziewięćdziesiątych, bo elfy znajdują broń pośród prezentów dla dzieci – to wygodne rozwiązanie, zarówno dla protagonisty jak i autora. Potem jest jeszcze Mikołaj jako Mag Lodu, antagonista, który nie wiadomo kim jest, elfy wesoło prujące do przeciwnika z kaemów, a ostaje się na końcu rózga. Strasznie to dziwne jest, a to z powodu całkowitego zniszczenia konwencji, w jakiej zacząłeś.

No i ostatni zarzut to niewypał Czechowa. Skoro w tytule dajesz słowo “śnieg” i do tego zwracasz uwagę na jego brak, potem w pierwszych zdaniach sugerujesz, że jego brak jest ważny, a dla protagonistki nawet bardzo ważny, to oczekuję, że użyjesz tego braku śniegu do rozwiązania fabuły, albo będzie on przynajmniej bardzo istotny w finale. A nie jest. Strzelba Czechowa nie wypaliła :/

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

– Czuwa nad nami wróg

To znaczy wróg ich strzeże?

czuwać

1. «być czujnym»

2. «pilnować kogoś, czegoś»

3. «nie spać»

 

No dobra, ale kim właściwie był ten wróg? I dlaczego Dziadek Mróz ukarał dzieci za to, że wróg się pojawił? Albo inaczej: czemu po pokonaniu tajemniczego wroga, postanowił karać niegrzeczne dzieci?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pierwsze koty za płoty – rzekłbym podsumowując opowiadanie. Powyżej wiele konstruktywnych komentarzy – niewiele więcej jestem w stanie dodać, prócz: powodzenia i wytrwałości podczas pracy nad kolejnymi tekstami.

Na koniec: rózga – poznałem kolejną teorię przyczyn jej powstania. Spodobało się.

 

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Witaj, dziowła!

Choć już całkiem sporo było komentarzy dotyczących strony technicznej, dorzucę i ja coś od siebie.

 

Z pędzelkiem w dłoni, paletą barw u boku i fartuszkiem zawiązanym wokół talii brała kolejne białe, niczym śnieg, którego wszyscy wyczekiwali, kule i nadawała im żywszych barw.

Jak już Szatansky wspomniał, trochę się tu można zaplątać. Z podkreślonego fragmentu rzeczywiście możesz zrezygnować – albo, skoro tak starasz się podkreślać rolę śniegu (choć, jak wskazał Outta Serwer, ostatecznie do niczego on się raczej nie “przydaje” zarówno dosłownie, jak i metaforycznie – bo klamra niby jest zgrabna, ale trochę oderwana od reszty teksu), wtrącenie możesz ująć w półpauzy, żeby wyróżnić je spośród pozostałych części wyoddzielanych przecinkami.

 

Bombki robiła przeróżne, z dziwacznymi szlaczkami, fikuśnymi figurami, ciekawymi malowidłami i niecodziennymi motywami. Nie mieli żadnych ograniczeń, co do treści dzieł, więc oddawała się fantazji.

O, tu mi się podoba aliteracja, na Twoim miejscu poszłabym w to w tym zdaniu, wiesz, coś typu “szalone szlaczki, fikuśne figurki, malownicze motywy” itd. Ale, swoją drogą, te “figury” i “malowidła” nie do końca mi pasują do bombek – bo kojarzą się raczej z czymś dużym. Użycie zdrobnień byłoby tu na miejscu.

 

Elfom drżały rączki, tłuczono ozdoby choinkowe, krzywo malowano igły świątecznych drzewek, czy niejasno odczytywano wciąż napływające listy. Stan tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia był poważnie zagrożony i wymagał reakcji Dziadka Mroza.

Co do “tłuczono”, zgadzam się z Krokusem. Ale bardziej mnie zakłuło w oczy to “niejasne odczytywanie” (za SJP PWN: niejasny – trudny do zrozumienia, wytłumaczenia lub określenia) – lepsze byłoby np. “nieprecyzyjne”. Poza tym, co oznacza “stan świąt”?

 

– Czuwa nad nami wróg. – oznajmił nerwowo. – Nie wiem, gdzie jest, ale czuję, że do Wigilii się ujawni.

No tak. O tym czuwaniu Irka już wspomniała, a jeśli chodzi o zapisywanie dialogów, to Krokus podrzucił mój ulubiony poradnik, więc nie będę po nich powtarzać.

 

Gdy na niebie już miało świecić poranne słońce, szare chmury nabrać bardziej białych odcieni, sklepienie pozostawało czarne.

Bardzo niezręczne to zdanie. Gdybym miała je skorygować, wyglądałoby to mniej więcej tak:

Słońce miało już zaświecić na niebie a szare chmury nabrać bardziej białych odcieni, lecz sklepienie pozostawało czarne.

Choć przyznam, że nie jestem przekonana do tego “nabierania bardziej białych odcieni”.

 

Śnieżynkę wciąż chłonął mrok.

A może “spowijał”? “Chłonąć” to wg SJP m. in. “wsysać do wnętrza, przyswajać” – a więc wychodzi na to, że mrok musiałby się nieustannie potęgować, jeśli ciągle wchłaniał Śnieżynkę.

 

Wróg potrafił latać. Robił to, mijając domki elfów i niszcząc je jednym machnięciem pałki.

Pierwsze zdanie do wyrzucenia. Lepiej pokazać: “Wróg latał, …”, niż mówić.

A dalej – w końcu mijał (za SJP: “przejść, przejechać obok jakichś osób, rzeczy, obiektów”) domki czy je niszczył?

 

Okolica była pusta, bo wszyscy uciekali od potwora w dzielnicy mieszkalnej.

Raczej “przed potworem” w tym wypadku.

 

Obaj zaczęli poszukiwania zabawek dla dzieci z niebezpiecznych państw, gdzie rodzice pozwalali im bawić się bronią. W szczelnie zamkniętych pudłach leżały pistolety i inne karabiny. Każda zabawka miała dołączony pakiet z nabojami. Elf i elfka zabrali po sztuce broni ze sobą i wrócili do miasta.

Oboje, bo są różnych płci – to raz.

Jeśli pistolety, to i karabiny, bez “inne” – to dwa.

Jeśli to była prawdziwa broń, to tak średnio to były zabawki – to trzy.

Powtórzenie z bronią – to cztery.

No i nie bardzo rozumiem sformułowanie “niebezpieczne państwa”.

 

W tym samym czasie w miasteczku rozgrywała się już prawdziwa wojna. Na placu stworzono arenę, gdzie po jednej stronie stał tajemniczy przybysz, a po drugiej Dziadek Mróz. To był moment, kiedy Śniegura, rudzielec i wszystkie inne elfy poznały nieznaną do tej pory stronę swojego szefa. Posiadał on magiczne moce, dzięki którym z łatwością atakował wroga. Tworzył w dłoniach kule śnieżne, które rzucał w swojego przeciwnika. Ten był jednak równie silny i odpierał ataki, a także strzelał w staruszka śmiercionośnymi soplami lodu. Dziadek nie oberwał jednak ani jednym pociskiem, dzięki ognistemu dywanowi, jaki tworzył, machnąwszy rękoma. Czarna postać przeraziła się na widok ognia, lecz nie ustąpiła. Uniosła się wysoko w powietrzu i wywołała deszcz ciężkich brył lodu.

Wojna się toczy, rozgrywa się walka.

To zdanie od “To był moment…” jest dość niezręczne. I zawiera powtórzenie. A potem znowu: “Posiadał magiczne moce, …” – lepiej pokazać niż powiedzieć → np. “Dzięki swoim magicznym mocom…”.

 

Zjawili się nagle na placu, wyciągnęli bronie i oddali salwę strzałów w kierunku wroga.

Broń.

A “salwa” to (znów za SJP) “jednoczesny wystrzał na komendę z wielu karabinów lub armat” → więc te strzały w tekście zbyteczne.

 

Proszek powoli zaczął opadać na posadzkę placu. Po dziwnej postaci pozostała jedynie pałka, która głucho padła na ziemię.

Jaką posadzkę, skoro to plac?

I nie jestem pewna, czy można paść “głucho”, raczej z głuchym odgłosem np.

 

Dziadek Mróz podszedł do swoich zbawców.

– Dziękuję Wam, moi mili.

Śniegura i rudzielec nie odpowiedzieli. We troje podeszli do pałki.

To “we troje” jest moim zdaniem nieco błędnie użyte – ja wiem, że Dziadek Mróz był wcześniej, ale potem zmieniasz podmiot na dwoje elfów, więc powinni, jeśli już, np. podejść we troje z szefem, coś w tym rodzaju.

 

Był to zwykły drewniany nadpalony, by nabrał czarnego koloru, patyk. Wręczyła go szefowi. Na dłoni pozostała jej czarna sadza.

Znów wtrącenie, które dobrze by było oddzielić myślnikami.

No i sadza zwykle jest jednak czarna, więc to niepotrzebne – poza tym generuje to powtórzenie, którego można uniknąć.

 

– Kochane elfy – zawołał Dziadek, unosząc wysoko kij. – Tyle zostało po naszym wrogu. Kij ten nie znikł razem z nim, a to symbol. Przyjmujemy ten przedmiot jak swojego rodzaju dar.

Śniegura oglądała Dziadka i nie wyczuwała ciepłej aury. Zrobiło jej się zimno.

– Od dzisiaj – kontynuował. – Wszystkie niegrzeczne dzieci, pełniące złe uczynki, będziemy nagradzać takim o patykiem, jako nauczkę. Nagrodą złych dzieci będzie Rózga!

“A to symbol” czego?

Bardziej pasowałoby może “przyjmijmy”, skoro Dziadek Mróz ma być poczciwym staruszkiem, a nie dyktatorem.

Raczej “obserwowała”, oglądać mogłaby w telewizji.

Kontynuował kto? W międzyczasie zmieniłeś podmiot na Śniegurę, więc należy sprecyzować.

Pełnić można funkcję czy obowiązki, czyny i uczynki się popełnia.

A jak za złe uczynki, to średnia ta “nagroda” ;) No i raczej “w ramach nauczki”.

No i powtórzony kij.

 

Plac, mimo że był zapełniony tłumem, wiał pustką.

To też już było w zasadzie wspomniane przez Krokusa. Trochę… Niezrozumiałe.

 

No dobrze, poczepiałam się szczegółów, teraz bardziej ogólnie. Pomysł jest, choć mógłby być lepiej dopracowany. Na pewno brakło wyjaśnienia, cóż to za tajemniczy wróg, skąd się wziął i o co mu chodziło. Jest w tekście trochę niezręczności i potknięć. Niemniej jest też potencjał, więc mam nadzieję, że się nie poddasz po takiej porcji krytyki (bo ma być konstruktywna, a nie dołująca), tylko tym bardziej zaweźmiesz się do pracy nad warsztatem ;) Powodzenia życzę :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka