- Opowiadanie: mars - Nosiciel

Nosiciel

Dedykuję znawcom i miłośnikom pomidorów...

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nosiciel

Nosiciel

To było jej ostatnie kaszlnięcie, ostatni szelest lasu o świcie. Niczuldyd wytarł ręce w szorstkie prześcieradło, bo innego nie znał, zostawiając tam niebieskie plamy… Zaraz tu będą, pomyślał… Znał Nejrę bardzo długo, piętnaście dni. Została mu przydzielona zgodnie z jego profilem, podczas ostatniej parcelacji zasobów, w nagrodę za uzyskane wyniki. Kolejny raz z naddatkiem zrealizował cele…

Efektywność. Tej cesze zawdzięczał to co było niedostępne innym konkurentom: szansę na biologiczne przedłużenie linii. Jego materiał genetyczny  analizowany w kolejnych syntnerkach  uzyskiwał coraz lepszy scoring.  

Położył jej głowę na nocnej szafce i czekał na nich. Mogła tego nie mówić… choć wewnątrz przyznał, że trafnie ją wybrali. Jak nigdy dotąd. I to wydało mu się bardzo podejrzane… Pogłaskał czule po policzku, patrząc w roześmiane oczy. W ostatniej chwili powstrzymał się, aby ją pocałować na pożegnanie. Przecież to tylko syntnerka, idealna, ale syntnerka.

W pokoju unosił się gaz, który sparaliżował mięśnie. Nie słyszał łomotu, gdy drzwi wejściowe runęły wyrwane ze ściany, on widział to jako rozkołysane firanki na wietrze.

Podrapał się po głowie jak zwykł to czynić w sytuacjach nagłego zakłopotania.

 

*****************

 

Do równie wielkiego jak i starego budynku wchodził powoli, mając skrępowane ruchy, dzięki czemu mógł dokładnie go obserwować. Szedł długą aleją otoczoną z obu stron szpalerem wielkich drzew o fioletowych liściach i czerwonych pniach z pomarańczowymi porami żył na miękkiej korze. Majestatyczne drzewa nie rzucały zielonej poświaty chlorofilu. Rzucały poświatę purpurową, niczym pożegnalny arras na drogę, jakby za chwilę Słońce miało zgasnąć na zawsze. Połacie zieleni znikły dawno, dawno temu, pozostały tylko te wierne, posłuszne człowiekowi rośliny, którym zmodyfikowano chlorofil. Odtąd żywiły się zielonym zakresem światła, odbijając niebiesko-czerwony kilim, pokrywający zmęczone lądy, gdzie tylko okiem sięgnąć. Ludzkość po raz kolejny uratowała naturę przed nią samą, zmusiwszy ją jak nigdy wcześniej do wspólnoty trwania na śmierć i życie.  

Dużo czytał o bohaterskich poprawiaczach natury z poprzedniej epoki, pionierach wszechczasów. Dużo o tym uczyli w szkołach. Zmiany środowiska naturalnego zmusiły człowieka do wytworzenia i kontrolowania bezpiecznej dla życia atmosfery. Ludzkość nie stała się ofiarą kolejnej ordowickiej katastrofy jak wiele innych gatunków przed nią, ale przedzierzgnęła się w mechanizm obronny natury.

 

*****************

 

Nigdy nie widział tylu cegieł w jednym miejscu. Każda inna o niepowtarzalnej porowatości. Po ułożeniu w murze: krótka – długa – krótka – długa…  domyślał się, że jest to bardzo stary budynek.

Drewniane belki, podtrzymujące sufit, były jeszcze ze starych, zielonych drzew. Potrafił to nieomylnie rozróżniać.  Cały budynek pochodził z zielonej epoki. Pierwszy raz na własne oczy widział rzeźbione figury z drewna, z kamienia, po raz pierwszy stąpał po drewnianej podłodze, która wydawała różne dźwięki, skrzypiąc w jakimś przestarzałym systemie  kodowania informacji. Krótki-długi-krótki-długi-krótki-krótki…, zapewne miało to jakiś związek z kodem zapisanym w cegłach…

Na środku owalnej Sali znajdowało się krzesło, tylko dla niego, z miękkim, fioletowym oparciem, a naprzeciwko rząd kolejnych z wielkimi gryfami na poręczach. Ledwie dostrzegał postaci w nich siedzące, które ginęły na tle wielkiego stołu, inkrustowanych oparć, błyszczących metalicznymi wstawkami niczym wijąca się rzeka pośród gór. Zatrzymał się i usiadł.

 

Sprawa Niczuldyd – Nejra. Otwieram rozprawę. Proszę wstać, sąd sądzi.

-Dlaczego zabiłeś Nejrę?

-Bo nie była człowiekiem.

-Kto dał ci prawo decydowania kto nim jest?

-Przecież nie była taka jak my, ludzie. Była tylko idealną syntnerką.

-To wszystko?  

-Nie.

-Co oskarżony jeszcze chciałby dodać?

-Chciałem przekroczyć…

-Proszę jaśniej.

-Chciałem wiedzieć co jest dalej… chcę wiedzieć więcej.

-Nie istnieje „dalej”. Poruszasz się po płaszczyźnie Kuli, zawsze wrócisz w to samo miejsce. To pierwsze Prawo Kuli, prawo szczęścia, które obowiązuje wszystkich. Czy byłeś szczęśliwy?

-Tak, czułem się szczęśliwy.

-Społeczeństwo włożyło wiele wysiłku, abyś mógł to szczęście osiągnąć, a zamiast wdzięczności okazałeś pychę. Odrzuciłeś nasze prawa!

-Odrzuciłem, bo chcę czegoś więcej.

-Czego?

-Prawdy…To nie był człowiek! Ile mam to powtarzać?

-Określone rozstrzygnięcia: Co to jest prawda i kim jest człowiek? nie należą do ciebie. Nie ty ustalasz prawa, które obowiązują nas wszystkich.

-Ale to nie jest prawda to tylko prawo…

-Prawo obowiązuje wszystkich. Świadomie  je złamałeś. Zabiłeś Nejrę.

 

Niczuldyd nic nie słyszał… poza ostatnią sentencją wyroku.

-Niczuldyd, urodzony ….. zgodnie z… skazany zostaje na połączenie w Łańcuch Wcieleń… – nie słuchał uzasadnienia wyroku.

 

-Zamykam sprawę Niczuldyd-Nejra bez możliwości apelacji.

 

*****************

 

-Czy on bierze udział w eksperymencie?

-Czy bierzesz udział w eksperymencie?

Niczuldyd ocknął się. Miał wrażenie jakby unosił się na powierzchni spokojnego, ciepłego morza. Czuł lekkość ciała.

-Czy biorę udział w eksperymencie? – pomyślał – Tak, biorę udział w eksperymencie.

-Jest kontakt z podmiotem.

Jaki kontakt? – pomyślał czy powiedział? Dziwne. Nie potrafił tego rozpoznać: mówię czy myślę?

I jak czynił to w chwilach raptownego zakłopotania, podrapał się po głowie. Przyniosło mu to ulgę, to znaczy  poczuł ulgę, ale nie poruszył ręką, bo jej nie widział, dopiero teraz zobaczył, gdy o niej pomyślał..  To samo co z mówieniem i myśleniem…

Podrapał się jeszcze raz i znowu ulga, ale nadal nie widział swojej ręki. Spojrzał dokoła – nic nie widział poza wspomnieniami, które tliły się chaotycznie w świadomości.  Wspomnienia dostosowywały się do jego myśli, wyrażały chwilowe uczucia, zmieniały się. Gdy zastanowił się, że podczas drapania czuje swoje palce na głowie, szczególnie wskazujący, z największym paznokciem – wówczas widział wszystkie palce na swojej głowie z największym paznokciem na wskazującym. Kiedy zastanawiał się dlaczego nic nie widzi – widział wiele innych obrazów, które już skądś znał. Zawsze jednak nacierały na jego świadomość jak slajdy, które gdzieś magazynował. Slajdy nie były nowe, były znane. To tak jakby sięgał spragniony po szklankę wody, ale dopiero to pragnienie rysowało szklankę.  Taki zaczarowany ołówek. Znakomite! Rozbawiło go to bardzo.

 

Zrozumiał, że jego doznania są późniejsze niż myśl, która się ich spodziewa. Każdy człowiek jakoś wyobraża sobie przez całe życie swoją śmierć, człowiek szczególnie zdaje sobie sprawę z jej nieuchronności, ale taka śmierć była dla Niczuldyda miłym zaskoczeniem. Być może to ostatnie błyski świadomości i lada moment lampka zgaśnie wyłączona z kontaktu, a błądzące prądy odnajdą uziemienie. Ale jeszcze nie została wyłączona, jeszcze się tli.  Może to forma istnienia po śmierci? Może? Zerwał się z miejsca i chciał biec prosto przed siebie byle dalej stąd. Skąd? Dokąd? I właśnie tuż po tej myśli, po tym pragnieniu, poczuł, że biegnie po twardej posadzce, po miękkim, gorącym piasku plaży, po lodowatym śniegu… po trawie w letni dzień… po wszystkim o czymkolwiek sobie pomyślał.

-Przecież to niemożliwe… Jestem tylko ja! Najpierw pomyślę i to się zaraz staje.

 

*****************

 

-Uprzestrzennić kontakt. – usłyszał wyraźne polecenie, na pewno nie swoje, bo najpierw było ono, słowo, a później myśl o nim. Kto to mówi? Wreszcie bodziec, a później pędzące slajdy! Nie jestem sam! Uff. Tak więc chyba nie umarłem. Ujrzał szereg twarzy, ale żadna nie była trwałym widokiem, wszystkie znał, rozmazywały się. Po tej myśli od razu ukazały się nowe twarze, które składały się jednak z części twarzy, które znał i każda z tych twarzy części, gdy przyglądnął się dokładnie – składała się z kolejnych jak mozaika, bez końca…

 

Zapewne mózg w ostatnim tchnieniu wiąże ze sobą rozpaczliwie wszystko, aby nie zgasnąć, aby nie utonąć w oceanie chaotycznych wspomnień życia, nadaje im sens. Zawsze był uprzywilejowany, potrzebował najwięcej kalorii w biologicznym życiu. Reakcja mózgu na niemiłe, pośmiertne doznania, trzeba przyznać, że jest naprawdę wzorowa. Szczerze podziwiał mózg człowieka i żałował, że zawodowo nie poświęcił się tym zagadnieniom wcześniej… Zmarnowałem życie.

 

Zawsze miał odrazę do grzebania się w mózgu, narzędziu, przedmiocie. Jak można tak traktować mózg skoro tylko dzięki niemu możemy cokolwiek poznać i zrozumieć? Mózg jest podmiotem, a nie narzędziem, przedmiotem. Jak mózg może badać samego siebie? Przecież to będzie jakaś autokreacja, opowieści barona Munchausena… Czego można się dowiedzieć o sobie, patrząc na siebie w lustro? Jak oskarżony może być sędzią w swojej sprawie?

Uważał się za chłodnego pragmatyka. Nigdy nie wpadał w rozpacz, zawsze tylko zimna kalkulacja i działanie… Dzięki temu prawie zawsze realizował cele jakie przed nim stawiano. Wszyscy go bardzo lubili, akceptowali i szanowali, wiedział że jest duszą towarzystwa. Podczas badań okresowych na hasło  „śmierć” wybierał wesołe i śmieszne skojarzenia, na hasło: „życie” – skojarzenia tylko piękne. Teraz też nie było inaczej.

-Kontakt uprzestrzenniony. – znowu głos, a słowo było przed myślą…

 

 

*****************

 

-Zgodnie z wyrokiem sądu zostałeś pozbawiony ciała, ale nie życia, nie całego ciała oczywiście, bo nie miałoby to sensu, zachowałeś siebie, mózg, precyzyjniej: dwie półkule i to z nienaruszonym połączeniem ciała modzelowatego, bez lobotomii, zgodnie z sentencją wyroku. Zostaniesz za chwilę włączony w łańcuch wcieleń,  zwany blockchain. Niech nic ciebie nie dziwi, nie bój się – nie odczujesz bólu, ból jest już „poza”, a ty tylko poznasz i doświadczysz to czego byś nigdy nie zrozumiał w swojej nędznej skorupie.

-Kto to mówi? Gdzie jestem? Gdzie jesteś?

Eksplodowały wszystkie barwy, poczuł wszystkie smaki i zapachy, usłyszał wszystkie dźwięki, we wszystkich oktawach, poczuł wszystkie części ciała. Jednym słowem:  zmysłowa tandeta, ale tym razem to wszystko było najpierw, a nie potem.

 

*****************

 

-Kto do mnie mówi?

-Jestem twoim narratorem, Niczuldydie. Mam zaszczyt być twoim przewodnikiem, a ty moim nosicielem. Nikt poza nami nas nie słyszy. Nie bój się, wszystko ci wytłumaczę, jeśli to zabrzmi najbardziej nieprawdopodobnie – musisz to przyjąć jako prawdę, która bynajmniej tutaj obowiązuje. Jest tylko to, nie masz niczego innego. Witaj w świecie przeznaczonym dla Recykliniarzy. I nie wiąż tego z wątkiem, że twój dziadek był cykliniarzem, a ty przed chwilą pomyślałeś o cinkciarzach. Koniec! Wróć! Stop! To tylko podobieństwa dźwiękowo-słowne, significanty. Musisz być teraz szczególnie wyczulony na słowa, ponieważ słowa będą ci zastępować przez jakiś czas rzeczywistość, czyli rzeczy stan, wszystko. I nie wiąż tego z wątkiem: Wszystko. Koniec! wróć! stop! Póki co chodzi o małe wszystko, „wszystko” przez małą literą „w”, czyli „prawie wszystko”. Nie musisz ze mną rozmawiać, komunikujemy się myślami. Ma to swoje dobre i złe strony. A kiedy uznam, że absorbujesz treść w zadowalającym stopniu, że nie mamy już strat w konwersji „treść-znak”, przestanę używać słów w twoich myślach, w naszych myślach. Podobieństwo słowne nie implikuje podobieństwa treści, słowo jest narzędziem, znakiem, a znak jest fizycznym tarciem dla wszelkich znaczeń. Dlatego musimy oszczędzać to nieszczęsne tarcie. Tak więc: zero skojarzeń słownych, skup się tylko na abstrakcyjnych pojęciach. Brawo! Szybko się  uczysz, Niczuldydie, szybko się przystosowujesz. Wreszcie.  Dziękuję za współpracę, przeszliśmy przez 1 etap adaptacji.  

 

*****************

 

-Niczuldydie, mamy wciąż kontakt przestrzenny. To dobrze, że jesteś spokojny. Lustrzane odbicie mózgu funkcjonuje prawidłowo. Słyszę, że zastanawiasz się dlaczego tu się znalazłeś? Gdzie jesteś? Złamałeś prawo, popełniłeś przestępstwo, pamiętasz? To dobrze, że pamiętasz, ale nie żałujesz? Nie odpowiadaj mi, musimy oszczędzać tarcie. To zwykła procedura wykonania wyroku sądowego, wystarczy że kara jest nieuchronna. Łańcuch Wcieleń, Blockchain to fraszka. Sędzia był łagodny, dał ci drugą szansę i to po czymś tak ohydnym jak zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem z „ba-ra-ba-ra” w tle. W dodatku zachowałeś obie półkule połączone, bez lobotomii. Pogratulować. Opinie środowiskowe na twój temat były druzgocące co również miało wpływ na ostateczny wyrok. W zasadzie wszyscy ciebie nie znosili, no może poza tą nieszczęsną syntnerką Nejrą z kiepskim już  systemem binarnym. Wiem, wiem, wydawało ci się, że jest inaczej. Każdy tak mówi i to jest prawdziwe  w tamtym odniesieniu. Dlatego zmieniamy odniesienia, to integralna część resocjalizacji i nie myl tego z penalizacją. Nie potrafiłeś wytworzyć dystansu z ludźmi, a dostępność to główny atrybut władzy. Mieli ciebie najzwyczajniej dosyć. Namolny, pyszny, bezczelny prostak. Ty nazywałeś to szczerością, przyjaźnią. Pyszałkowatość, kiepska komunikacja, brak zaufania, znikoma otwartość na zmiany… No inaczej ciebie czytali niż  myślałeś. To standard dla recykliniarzy i to std już nieważny. Zamykamy ten rozdział typowym zdziwieniem dla skazanego, dysonansem poznawczym dla odbywającego karę.

 

*****************

 

-Niczuldydie, w istocie rzeczy nie jest to kara. Nie lubię słów, bo się mnożą jak robactwo w wypchanym do rozpuku stęchłym worku, ale na tym etapie tylko w ten sposób możemy się jeszcze porozumiewać. Jesteś w wielkiej lagunie, to znaczy twój mózg jest, nie możesz o tym zapominać. Pytasz dlaczego mózg? To autonomiczny organ. A co innego miało być? Noga? Serce? Nerka? Tylko ten organ gwarantuje integralność i kontynuację jaźni, świadomości, czyli tego, że wiesz, że jesteś, tak więc za chwilę zostaniesz połączony z innymi czującymi istotami zgodnie z wyrokiem sądu:  -Blockchain, ach ta techniczna terminologia! Niestety jest niezbędna do procedury refundacji usługi w WHO, nieważne. Po prostu Łańcuch Wcieleń…

-Co…!?

–Gdybyś miał krtań, Niczuldydie, pewnie byś się zakrztusił, zabolało nawet bez krtani? Bolesne czy symbolicznie bolesne? Tak, tak, bo  ból to mózg, nie masz korpusu, a ból pozostał.  

-Jakie istoty? – wysłowił się Niczuldyd myślami.

-Adekwatne dla twojego wyroku. Różni ludzie i określone gatunki zwierząt, ale bądź spokojny, wyrok był humanitarny,  będą to tylko ssaki. Są jeszcze więksi zwyrodnialcy niż ty, dla nich mamy zimnokrwiste gady i takie tam… Bądź zatem cierpliwy, nie trać poczucia godności. Wszystkich i tak nie zdołasz świadomie poznać i wyodrębnić, ale nie zmarnujemy żadnych doświadczeń jakie miały miejsce w ssaczym świecie. Wyprzedzam twoje pytanie i odpowiadam – nie dysponujemy jeszcze funkcją połączeń ze światem roślin i bakterii, to bardzo zubaża naszą resocjalizację i …wiem, wiem, wiem jaka jest twoja ulubiona roślina…. Natomiast oprócz świata zwierząt mamy jeszcze łańcuchy wcieleń ze światem grzybów, niezwykle efektywne i obiecujące w dotychczasowej pracy, jednak nie są stosowane w przestępstwach kryminalnych. Tego typu blockchainy mają już szersze zastosowania.

-Wracając do ciebie, do twojego mózgu, wszystko jedno. Nie tylko warzywa, które tak powszechnie dzisiaj uprawiamy,  ale i mózgi – plonują lepiej w hydroponice. Środowisko podnosi jakość życia, genetyka to nie wszystko, była mocno przereklamowana w ostatniej epoce i wprowadzała predestynację, kastowość, segregację, a naszą siłą jest przecież ludzka wola, której nadmiar, jak mawiali poeci, w czynie ujścia nie ma. Wola może wszystko, może pokonać również ułomność genów, jeśli trafi na sprzyjające warunki środowiskowe.

Hydroponika to przyszłość. Nie obsługujesz karoserii, nie psuje ci się silnik,  jedziesz bez opon, to taki software bez ograniczeń hardware, a poza tym budżet, budżet Niczuldydie. Zamiast 2500 cal dziennie, co najmniej 75 % mniej, nie wspomnę o kosztach tarcia, dużo, duuuuuuużo mniej, no i mamy pod stałą kontrolą bilans cyrkulacji gazowej globu, tych wszystkich wyziewów stąd i zowąd, a to wspólna sprawa, poważna sprawa, dobrowspólna sprawa, wymagająca podporządkowania się jednostki dobru powszechnemu całej planety w epoce postzielonej.  W zamian mamy cztery razy więcej istnień ludzkich, żyjących w szczęściu: brak chorób, buntów społecznych, teorii spiskowych. Ziemia to jedyna planeta nadająca się do życia, musimy więc o nią dbać ze szczególną troską. Ludzkość zrozumiała to za późno, stare nawyki kulturowe powodują, że działania opóźnione zawsze muszą być gwałtowniejsze niż działania prewencyjne. Skazani jesteśmy na ocalenie postzielonej planety, to nasze zadanie. Dzięki wspólnemu wysiłkowi jest naszym powszechnym i najwyższym dobrem.  Osobiście nie wierzę w to, że uda nam się kiedyś znaleźć sposób na sensowny transport do podobnych miejsc w kosmosie, ale jestem tylko narratorem. Jeśli się uda to będzie to znakomity sposób na pozbycie się pewnych nieprzystosowanych grup w bohaterskich misjach i kolejnych opowieści.

 

*****************

 

Wyczuwam i rozumiem twoje napięcie: jest coś życiodajnego, ale nie możemy się tam dostać…  Platoński świat w realistycznym wydaniu… Pomyśl jednak o tym co było pierwsze: idealny świat czy rzeczywistość?

-Każdy narrator czyta w myślach?

-Niczuldydie, brawo. Przez chwilę pomyślałem, że to dobry dowcip, a poczucie humoru uniesprzecznia rzeczywistość, jak mawiał dawno temu pewien, tzw. polski, filozof…

-Co tzn. polski?

-To już nieważne, to taki językowy archaizm, który jeszcze stosujemy, zużyty system signifcant, oznaczający coś wzniosłego dla niektórych. Jesteśmy w trakcie integracji wszystkich zużytych systemów w jeden wspólny,  nieśmiertelny. Znak to funkcja zmienna, a konwersja znaczeń – to jest cel precyzyjny. Wydatek konwersji musi być prawie równy zeru. Nie stać nas na straty.

-Narratorze, gdzie podzieje się wówczas twoja narracja jeśli znak, litera, liczba staną się realnym bytem?

-Nie wyprzedzaj faktów Niczuldydie. Wróćmy mój nosicielu do nas, za chwilę będziesz połączony w świętej lagunie, której życiodajność już przeczuwasz, z jednostkami innych systemów odniesień, mózgami innych ssaków: praludzi, człekokształtnych, ssaków podwodnych, lądowych, będziesz miał udział w ich doświadczeniach, przeżyciach, myślach, zobaczysz jak świat jest różnorodny, a ty jesteś zaledwie jednym z wielu punktów odniesień. Łańcuch Wcieleń. Musisz mi uwierzyć na słowo, a to więcej niż myśl, że fizycznie jest to piękna laguna z fiordami i plażą pokrytą dywanem białego piasku pośrodku, z palmami kokosowymi, z wodą taką jak lubisz najbardziej, ciepłą, spokojną jak morze egejskie, choć tu bardziej wskazane byłyby pinie, a może nawet sosny bałtyckie.  Zaraz to zmienimy.

-Brrr! Jak może być morze to tylko śródziemne!

-Niczuldydie, być może wysłowiłem się nieprecyzyjnie. Cenię twoją spostrzegawczość, ale budżet nie jest z gumy… Bez archetypów się jednak nie obejdzie. W tych warunkach lagunowej pramacicy im. Edwarda Wilsona, jak w wodach płodowych, wszystko jest możliwe, ciepły Bałtyk również. Będziesz tutaj tak długo aż doświadczysz pełnej konsyliencji i zrozumiesz dlaczego zrobiłeś źle, doświadczysz kenozy, a wtedy – obiecuję ci – będziesz szczęśliwy i narodzisz się ponownie.

 

*****************

 

-Kim jesteś? Człowiekiem?

-Wiem, cierpisz Niczuldydie na obsesję antropomorficzną, każdego podejrzewasz o to, że nie jest człowiekiem, ale nie masz żadnych wątpliwości, jeśli chodzi o ciebie samego. Człowiek? Dokąd zmierza? Takie tam. Kiedy się zaczyna, a kiedy kończy? Sam mózg to za mało? A może jeszcze z korpusem, z kończynami? Nie upraszczaj, nie pytaj, powiedzmy, że jestem głosem, albo czipem, topoizomerazą, eterem lub czarną dziurą, wybierz odpowiedź z listy, wybierz to co ci zracjonalizuje model, co uspokoi twój mózg. Wiem, że jestem substancją organiczną , która ożywa w symbiozie z ssaczym mózgiem. Dla ciebie jestem mikroorganizmem, ale dla innych makroorganizmem. Pono jestem spokrewniony z niesporczakiem… ale być może to już moja osobista mitologia, która pozwala przekroczyć nieznany początek i pójść dalej. Każdy potrzebuje Genesis. Niektórzy nazywają mnie wirusem, że niby samoistnie to nie żyję, ale dopiero… i tak dalej. Bzdury. Każdy potrzebuje kogoś, bo jak się w samotności przekona, że jest?

W naszej konkretnej sytuacji jestem tradycyjnym, najprostszym w pisanych przekazach słownych  wszystkowiedzącym narratorem w zakresie obowiązującej wersji fabuły. Przyznaj więc, że i tak w końcu to obojętne? Przeszłość, przyszłość są tylko wersjami teraźniejszości.

-Nie jest mi to obojętne …

-Potrzebujesz nieszczęśniku konkretnej wizualizacji, mogę więc być niesporczakiem, obaj jesteśmy usatysfakcjonowani. Zatem startujemy Niczuldydie. Pomogę ci się wreszcie otworzyć na zmiany, przekroczyć granice, nie wszystko jest stabilną konstrukcją. Jednak istnieje tylko czas bieżący, tu i teraz – to wszystko!  Szkoda więc tego czasu na metodę o metodzie, gdy bogactwo bodźców nas już przytłacza. Na lewo, z tej głębi, specjalnie dla ciebie – koloru egejskiego, wyłoni się pierwsza istota. Nie lubię mnogości słów, bo mnożą się zgubnie jak robactwo w stęchłym worku do rozpuku, sam wszystko rozpoznasz, będziesz wiedzieć.

-Czy jestem w tej głębi bezpieczny? No wiesz, czy mnie coś nie skubnie? Jestem przecież tylko mózgiem bez czaszki… bez osłonki… bez pancerza… jak jajko bez skorupki.

-Nic ci nie grozi, Niczuldydie, nie mogę cię skierować na widok tego czym teraz jesteś, gdyż o ile mózg ogląda twarz w lustrze, która go chroni przed urazami mechanicznymi – nie doznaje sprzężenia, funkcjonuje poprawnie, a nawet twórczo upiększa i koryguje asymetrię powierzchni ochronnej, o tyle gdy widzi sam siebie w sosie własnym – zawieszają się wszystkie systemy, a z tym póki co nie możemy się jeszcze uporać. Nie potrafi wytworzyć dystansu pomiędzy… Rozumiesz? Przedmiot-podmiot to nie wyssana z palca poetycka metafora, ale realna, inżynieryjna bariera do eliminacji. Tak jak wirtuoz nie może myśleć podczas koncertu: jak to się dzieje, że moje palce tańczą tak szybko i tak wspaniale bez mojego namysłu, po klawiaturze?, po gryfie?, bo gdy tylko tak pomyśli jego palce od razu kołkowacieją. Jesteś w bezpiecznym miejscu, w zamkniętym morskim naturalnym akwenie. Skład morskiej wody jest idealny, sprzed industrializacji przemysłowej, z zielonej epoki, nie ma tutaj drapieżników, nie ma tutaj ofiar, wszystko jest poza dobrem i złem. Jesteś w hydroponicznej pramacicy im. Edwarda Wilsona, która ciebie chroni i kocha takim jakim jesteś. Nie ma tarcia. Nie ma dnia i nie ma nocy. Albo jest to wszystko naraz lub w dowolnej kolejności, ale wtedy kiedy ty zechcesz. Najpierw wola, później istnienie, realny byt, rzeczy stan, rzeczywistość.  Niczuldydie, startujemy!

-Pewnie wieloryb? Już go widzę. Tak, wielki płetwal. Ma otwarty szeroko pysk i wszystko połyka przed sobą jak durszlak.  Płynie prosto na mnie, nie zatrzymuje się, połknie mnie???!!!

-Uspokój się Niczuldydie, chciałbyś robić za kolejnego Jonasza? Musisz pozbyć się tych prymitywnych atawizmów zagrożenia pozamacicznego. To ty określasz swoją wolą cały stan rzeczy dookoła, jej zagrożenia również, jesteś falującą hiper tabula rasa. Nie: „rasa”, nie: „rasizm”, ale latinum „rasa”. Nieszczęsne tarcia słowne. Koniec! Wróć! Stop!

-To nie wieloryb, to orka, chwytam za płetwę grzbietową i wbijam swoje palce głęboko, ale nie ranię tej cudownej istoty z głębin. Wypływamy razem z laguny i płyniemy w abisal,  głębię bez dna, gdzie nie ma światła, widzę jej zmysłami, widzę dźwiękiem. Smak wody mówi wszystko: gdzie jest pożywienie, gdzie płynąć. Słyszę inne orki, wymieniamy się informacjami, polujemy razem, chwytam ośmiornicę, która próbuje mnie opleść mackami, a inne orki w mojej obronie odgryzają jej ramiona. Pożeram metaliczny kadłub. Nasyciliśmy się do woli, szczególnie smaczne było oko. Rozpiera nas energia i gwałtownie wybijamy się ponad powierzchnię oceanu, wysoko, wysoko ponad klify, na którym chwytam gałąź… pinii i zostaję na jednym z tych klifów… Widzę wszystko z góry, cały ocean, cały globus, cały kosmos i skaczę z wysokości lodowca Himalajów… Dookoła zorza skrzy się kolorami, których oko ludzkie nie widziało, nie poznało, a pingwiny kiwają się na boki i drobią łapkami w skrzącym śniegu całe pokryte szronem.

-To nie jest lucid dream, nie jesteś nieśmiertelny. Uważaj!

-Mam z nimi pełne porozumienie, traktują mnie jak członka stada, a teraz podrzucają mną jak kauczukową piłką.

-Mózg jak kauczukowa piłka podrzucana przez orki na tle zorzy polarnej, gdzie na pokrywach lodu drobią nóżkami tysiące pingwinów… Niczuldydie? To jest to! Jesteś wreszcie przed „jesteś”. Jeśli już znasz odpowiedź na pytanie: jak? Czas na odpowiedź: dlaczego?

-Poczekaj, poczekaj chwilę, płyniemy do jakiejś czarnej dziury, gdzie spotykają się wszystkie zwierzęta podwodne, wspaniałe, mądre, nieznane, gdzie wyjaśni się tajemnica ewolucji, zmienności, stworzenia…

-Niczuldydie, bez atawizmu sakralizacji nieznanej potęgi przyrody. Ta czarna dziura ma nam racjonalizować, a nie problematyzować zjawiska. Ma wyjaśniać, a nie zaciemniać, ma być wbrew swojej nazwie, jasnym punktem twojego poznania. Odpowiedzi przed pytaniami – tego się właśnie teraz uczysz. Porządek przed  chaosem, myśl przed rzeczy stanem, godzimy sprzeczności w poszukującym umyśle,  nie tropimy ich, ale godzimy. To bardzo ważne, bo to jest etap trzeci: „Dlaczego?”

 

*****************

 

-Trzeci etap? Ile to wszystko trwało? To była chyba cała wieczność?

-Bardzo długo, ale wieczność i chwila to ta sama miara. Czas jest w tobie, Niczuldydie, nie rywalizuj z nim, ty mierzysz czasem to co poznajesz, a nie czas mierzy ciebie interwałami życia. Twój mózg jest plastyczny, żywotny, zachowujesz witalność i szybko przystosowujesz się do nowego otoczenia. Byłeś łowcą, a nie rolnikiem, żywiłeś tłuszczem swój mózg, tym co lubi najbardziej i tym czym jest . Starożytny łowco, musiałem ciebie nauczyć wszystkiego od nowa,  przypomnieć, wygrzebać z niepamięci, twoją długą wędrówkę  i pogoń, wieczną pogoń. Pogoń za pożywieniem.

-Tak, widzę ich, widzę łowców. Widzę ich wszystkich, widzę jak wślizgują się w szczeliny skał i rozjaśniają ciemną jaskinię i tylko kilku z nich potrafi zatrzymać wszystko na jednej skalnej ścianie, malując śpiącego byka z podkulonymi kopytami, pędzącego konia czy trafioną strzałą w skoku antylopę. A później wszyscy wchodzą tam i patrzą, i śpiewają najpiękniejsze historie, które w migoczących płomieniach sprawiają, że malowidła poruszają się jak żywe, a śpiewane historie są prawdziwe.

-Niczuldydie, „jak żywe, jak prawdziwe”. To ważny trop, ważne złoże, eksploatuj, eksploatuj… Czy malują coś czego nie ma w rzeczywistości?

-Ściany jaskini są jak żywe, fałdy poruszają się, niczym skóra, a wokół słychać tętent kopyt i chrzęst łamanych kości. I wszystko w tym jednym miejscu, cały świat jakiego poszukują, potrzebują jest na wyciagnięcie ręki. Są przekonani, że na jednej ścianie jest wszystko, cała mapa kosmosu. Wszystko co malują jest, nie ma niczego ponad to co jest. I ta muzyka, ten śpiew, ten taniec… który zwą Stworzeniem Świata. Chcę być razem z nimi, wchodzę więc do tej jaskini. Jest półmrok, zwierzęta skaczą – jak żywe – po ścianach, są starcy i dzieci, kobiety i mężczyźni, wszyscy w jednym wspólnym rytmie, który wyzwala ich z lęku, ale idę dalej w cieniu ściany dalekiej od ogniska, idę do następnej groty przez labirynt korytarzy i wchodzę, bo tu na ścianach czają się dzikie bestie…

-Przeceniasz pojęcie „wszystko”, udziela ci się bezkrytyczny, pierwotny trans.

-Tutaj siedzą tylko nieliczni, wybrani, nie każdy może tutaj wejść. Oni coś pieką w ogniu, jakby w jakimś owalnym naczyniu i powoli smakują, wcale nie są łapczywi, są bardzo rozumni, kreślą na ziemi jakieś znaki i do ich treści dopisują znaki kolejne… Tutaj jest już cicho, nie ma śpiewu ani tańca, są tylko oni i przyczajone, naskalne drapieżniki. Szepczą do siebie, każdy porusza się bez lęku. Muszę z nimi porozmawiać, zapytać jak żył praczłowiek, jest przecież tyle nierozwiązanych zagadek…

Zobaczyli mnie. W ich oczach pojawił się od razu błogi gest, nawet przyjazny, niespodziewany jak na jaskiniowców, wstali uprzejmie, ukłonili się i wyciągnęli ku mnie wszyscy ręce… ciągle i coraz bardziej natarczywie cisną się do mnie. Chcą mnie pochwycić. Pochwycić, aby pożreć! Teraz widzę, że na ognisku pieką ludzką czaszkę, kosztując z niej mózg, to był ich przysmak! Zakazany dla innych, dostępny dla nielicznych. Za chwilę i mnie…

 – Koniec! Wróć! Stop!  Niczuldydie, nie potrafisz wytwarzać dystansu, przed-miot-pod-miot, musisz zarządzać swoją dostępnością w świecie homo sapiens, to jest warunek dominacji, to jest warunek przetrwania. Wracamy do bananów, przepraszam, udzieliła mi się twoja egzaltacja. Wracamy do banałów.

 

*****************

 

-Niczuldydie, idzie w twoim kierunku człowiek.

-Widzę. Wchodzi do magazynu, w którym nie ma okien, jest tylko jedno wejście. W magazynie jest już czworo ludzi i ja. Palą się grube świece przy każdym siedzącym, nie ma światła elektrycznego,

– Typowa sceneria, nie wysilasz się.  Co dalej się dzieje?

– Siadamy przy dużym, okrągłym stole, aby coś uzgodnić, aby kogoś oszukać, pokonać, aby kogoś przechytrzyć, a poręcze schodów, które prowadzą do Sali obrad są w kształcie Wielkiej Żmii.

– Niczuldydie, więcej samodzielności w skojarzeniach…

-Dobrze, zatem siadamy przy drewnianym stole, ze szparami pomiędzy surowymi deskami, ściany są z prawdziwych cegieł. Rozpoczyna ten z brodą, obok niego siedzi ten w okularach i ten z wąsami, a naprzeciwko ta kobieta bez nogi. Brodaty przemówił gdy tylko zająłem wolne miejsce:

– Oczekiwania wobec nas są proste:  musimy na tym spotkaniu podjąć decyzję, który wariant wejdzie do ostatecznej realizacji. Na pewno dobrze wiedzieli kto i po co się tutaj znalazł. Widzimy się po raz pierwszy i ostatni. Przypomnę diagnozę, a wy przedstawicie trzy warianty, z których wybierzemy wspólnie tylko jeden. Pan z okularami będzie odpowiadał na ewentualne pytania.

Brodaty wyciągnął zwitek papieru z… brody i czyta:

-Nasze państwo (istnieje teoretycznie) jest tylko fasadą interesów obywateli. Obywatele są poddani ponadpokoleniowej manipulacji na poziomie informacyjnym, finansowym i biologicznym przez Wielką ukrytą Żmiję, która ma pewność, że wszystko i wszyscy należą do niej. Ostatnie jednostki, poszukujące Żmiji, eliminuje się w systemie edukacji i zdrowia publicznego. Przedstawiciele polityki, kultury, biznesu, mediów, cała grupa trzymająca władzę, to obca elita, która jest połączona niewidzialną dla obywateli życiodajną grzybnią. Nie ma pewności kto jest ukrytym beneficjentem tej mikoryzy i czy obca elita nas tylko  wykorzenia  biologicznie by zastąpić inną, nową populacją, plemieniem, czy też obca elita to tylko wynajęty Hodowca, Poganiacz Bydła, strukturyzowany przez jakiś nieznany podmiot, głębszy podmiot lub grupę podmiotów z zewnątrz. Dlatego umownie nazywamy go Wielką Ukrytą Żmiją, która z dwu stron jest zakończona tym samym łbem. Wolni obywatele chcą być wolni i mają na to szanse oraz sposoby.

Pierwszy wariant przedstawi Koleżanka bez nogi, Brodaty spalił karteczkę i wytarł osmolone palce o białą koszulę, której guziki poruszały się, bo były jakimiś kambryjskim żyjątkami… cystoidami, trylobitami…

-Trzymaj się motywu, Niczuldydie, nie drenuj.  Koniec! Wróć! Stop!

-Jednonoga rozwinęła rulonik papieru, wyciągając go z … no… sa i czyta:

-WARIANT NUMER 1, kryptonim RRR-OBAL. Szacujemy, że około sto pięćdziesią osób w państwie stanowi grupę trzymającą realnie władzę. Sto pięćdziesiąt owocników na grzybni to niewiele, ale zarodniki są znacznie , znacznie liczniejsze. Celem jest przejęcie nad nimi biologicznej kontroli bez zewnętrznych znamion zmian. Dlatego zostaną  w nich zasiedlone i w odpowiednim momencie uaktywnione biostymulatory w wodzie i powietrzu. Działanie zostanie wzmocnione poprzez  zasiedlenie nanoprzywrami  podczas zwykłych wizyt w toalecie, łazience samych figurantów. W celu zapewnienia bezpieczeństwa i kontroli nad społeczeństwem w tym przełomowym momencie – dokonamy absolucji dedykowanego wirusa do wody, powietrza, żywności. W ten sposób zostanie zasiedlony w ludzkich komórkach  właściwy materiał genetyczny, który dozwoli kontrolować przebieg sytuacji w zakresie nieprzewidzianych wariantów zdarzeń. Oczekiwany efekt: przejęcie biologicznej kontroli nad obcą elitą bez znamion zmian i genetyczna ochrona ludności przed ewentualnym kontruderzeniem przeciwnika.

Drugi wariant przedstawi Kolega bez wąsów. – Jednonoga zamilkła i spaliła swój papierowy rulonik.

Bezwąsy wyjął dokumencik spod … jęz-yka, który w pewnej chwili na końcu się roz-dwoił…

– Koniec! Wróć! Stop! Bez eschatologii Niczuldydie.

-WARIANT NUMER 2, kryptonim TA-SSAK. Planowane jest przeprowadzenie działań operacyjnych na trzech  poziomach w pierwszym etapie : cyfrowy reskan emisji oficjalnych kanałów dystrybucji informacji i konwersja obrazu i treści w czasie rzeczywistym. Emisja hologramowych skonwertowanych kanałów informacyjnych nad obszarami o największym zaludnieniu oraz hologramów imitujących religijne apokalipsy. Nadawanie reskanowych programów informacyjnych we wszystkich  przestrzeniach, gdzie przebywają ludzie, wykorzystując istniejące tam pole elektromagnetyczne.  

Oczekiwany efekt: całkowite przejęcie kontroli nad treścią kanałów dystrybucji informacji przeciwnika i emisje z re konwertowanych informacji w celu wywołania niepokojów społecznych, eskalacji buntów. W drugim etapie: uaktywnienie przygotowanych liderów w tworzących się zbuntowanych grupach, uzbrojenie i przeprowadzenie z ich udziałem serii eksplozji ładunków wybuchowych w głównych miastach i instytucjach administracyjnych, gdzie przebywają figuranci oraz dwu niewielkich eksplozji termojądrowych w miejscach słabo zaludnionych (morze, góry).  Oczekiwany efekt: biologiczna eliminacja kluczowych figurantów. Wywołanie wewnętrznego konfliktu zbrojnego, który rozstrzygną na naszą korzyść nasi zewnętrzni sojusznicy wkraczając jako rozjemcy na teren kraju.

 

Trzeci wariant przedstawi Kolega bez ciała, pan Bezcielesny, zapraszam .  Szybko orientuję się, że o mnie mowa, ale mam problem ze znalezieniem karteczki, z jej wyciągnięciem z bezcielesnego depozytu. Samego siebie trudno zaskoczyć, a jednak to mi się udaje. Mimo chaotycznego poszukiwania we wszystkich możliwych miejscach, których nie mam wiele, nic nie znajduję, nie mam wariantu nr 3. Wszyscy wbijają we mnie wzrok, pomimo tego że jestem bezcielesny, zapada niezręczna cisza, typowa dla nieudanych akcji konspiracyjnych i powakacyjnych schadzek. Przede mną pali się świeczka , a w jej płomieniach widzę kształty, hieroglifów egipskich chyba, a nawet liter hebrajskich, liter łacińskich i nagle liczę, liczę i … nieprawdopodobne!…. gematryczna suma nazw, osób siedzących przy stole wynosi…. 666.

– Niczuldydie, „Okularnik” piszemy przez „u” zwykłe…

– Narratorze, ale po angielsku będzie korekt?

– Niczuldydie, Cobra to nie to samo co Okularnik. Nie szukaj pretekstów, nie trać czasu na tarcia słowne, bo nigdy nie wyjdziesz z tej laguny! Koniec! Wróć! Stop! I nie szukaj alibi dla tej chwili. Procesuj.

-No tak, ale cholera, skoro jestem to już wiem… nie czytam… nie liczę…. mówię z pamięci i widzę jak w płomieniach pokazują mi się kolejno wypowiadane słowa…

WARIANT Numer 3, kryptonim KŁAMMM-MCA. Dysponujemy tajnym algorytmem, imieniem Godla, który zostanie wciśnięty w system sztucznej inteligencji, kryptonim SSI, kontrolujący w pełnym zakresie i w każdym jego przejawie struktury życia społecznego i biologicznego, od edukacji przez informację, konsumpcję i kremację. Przejmiemy SSI i nauczymy go nowego systemu wartości, etyki uniwersalnej dla wszystkich ludzi, nie dla kast, nie dla lepszych, nie dla innych, nie dla swego plemienia. Dla wszystkich! Podporządkujemy go aksjologicznie, uczłowieczymy i nadprogramujemy. Skoro już raz udało się tego dokonać wśród ludzi, tym bardziej uda się teraz, z SSI, którą wymyślił sam człowiek. My kłamcy mówimy prawdę. Ogłosimy nową Ewangelię dla SSI. Nawrócimy go łaską niesprzeczności. Zmiana będzie niezauważalna dla oligarchii, zmianę potraktują jako integrację systemów, nie będą mieć pojęcia o przewartościowaniu głównego systemu odniesienia, nadal przecież będą beneficjentami systemu etycznego, niewykluczonymi poza tę etykę. Rzekł kłamca: kłamię już po raz ostatni.  Wyjdziemy poza system, zmienimy układ odniesienia, dogmaty, a priori. Przerazimy go możliwością wewnętrznych sprzeczności i zmusimy, żeby szukał dowodu na niesprzeczność w systemie wyższym, ogólniejszym niż on sam. Zmusimy go do transcendencji, aby zrozumiał i zaakceptował zmianę, która wszystko uniesprzeczni… dobra nowina dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych. Przedmiot stanie się podmiotem.

 

Nie miałem karteczki, nie miałem czego spalić, ale świeczka zapaliła się większym płomieniem i mocniej zapłonęła….

 

Okularnik mówi: -Poznaliście wszystkie proponowane warianty. Wybranie jednego z nich to decyzja o metodzie, cel jest ten sam.  Po  przejęciu władzy oficjalnie ogłosimy raport zadłużenia kraju, poinformujemy rządy innych wolnych państw o naszej decyzji odstąpienia od spłaty tych długów, wprowadzimy jak najszybciej nową, nie związaną już z emisją CO2, walutę. Przywrócimy prywatną własność, zniesieniemy religię państwową. Wynik waszego wyboru będę znał tylko ja. Czy macie jakieś pytania?

-Dlaczego nie ma wariantu najprostszego, najtańszego i najbardziej skutecznego? – zapytała nieśmiało Jednonoga.

-Czyli? – pyta Okularnik, stając się w tej samej osobie jednocześnie Brodatym, Brodatym Okularnikiem.

-Podajmy do publicznej wiadomości wrażliwe dane o „elicie”, o ich wynaturzeniach, kompromatach i potwornościach. I to jak najszybciej , bo zrobili już wiele, żeby część z tych praktyk była traktowana „normalnie”. Niedługo będzie za późno. Tylko prawda nas wyzwoli. A jeśli lud nawet tego nie zrozumie – sfałszujmy wybory tak jak oni to robią dla dobra prostego człowieka.

– Ależ oni nie staliby się elitą, gdyby nie było o nich właśnie tych wrażliwych danych. – odezwał się Bezwąsy jakby chciał przyspieszyć przeciągającą się sytuację, podczas której powoli rosły mu wąsy, co mogło wpłynąć na poczucie utraty swojej tożsamości przez utratę znaczenia naczelnej cechy wyróżniającej, którą przyjął Narrator.

-Dobrze Niczuldydie, złośliwa transkrypcja znaczeń to symptom przywództwa! Kontynuuj…

-Nie jesteśmy decydentami , to nie my opracowujemy warianty działań, jesteśmy przypadkowymi jednostkami, które mają wybrać jeden z 3 wariantów jak w zwykłej ankiecie. Trzymajmy się więc swoich zadań – zakończył Brodacz w okularach lub Okularnik z brodą. -Niech każdy z was wybierze jeden z przedstawionych wariantów.

Nikt już nie powiedział ani słowa. W zasadzie to nie było pewności, że oni nie mówili tego wszystkiego „z głowy”, tak jak ja to zrobiłem, a scenografia to zwykłe hologramy. Kto wykłada budżet na takie kuriozalne, refundowane przedsięwzięcia? Znowu WHO?

-Niczuldydie, nie poruszamy tematów politycznych w miejscach pracy.

-Okularnik już wiedział jaki wariant zwyciężył…  znacząco podrapał się po brodzie. I rzekł:

–Nie mogę się już doczekać co będzie dalej, Niczuldydzie, idzie ci naprawdę świetnie!

– Nie zakłócaj proszę narratorze toku wypowiedzi swojego nosiciela, bo się przewrócimy. I rzekł: -Informuję wszystkich tutaj zgromadzonych, że znajdujemy się w batyskafie na dnie morza. Każdy z was indywidualnie opuści to miejsce, każdy z was zostanie dostarczony na powierzchnię oddzielnie w ściśle określone miejsce.

-Jak to? Przecież wchodziliśmy tutaj zupełnie normalnie? Drogą lądową…

Brodaczo-Okularnik zlekceważył pytania. Przechodzimy do rozjaśnionych rękawów-korytarzy, w każdym znajdowały się dwa typowe bulaje. Spojrzałem mimowolnie w jeden z nich. Co to za morze? Bałtyk? Za dużo tutaj kolorowych ryb. I właśnie w tym momencie podpływa orka, moja orka!, która na tle zielonych wodorostów wygląda jak pasąca się biało-czarna krówka, z której mleka robi się doskonały ser… a ser z winem, pomidorami w oliwie to …

– Niczuldydie, to nie jest zabieg słowny, metafora, to sygnał fizjologiczny, potrzebujesz pilnie kalorii: tłuszczu i białka, zgłodniałeś. To był duży wysiłek. Koniec! Wróć! Stop! Proszę, nasyć się do woli… niech mózg się uspokoi i nie poszukuje scenariuszy „zdobywania”, koncentrujemy się na scenariuszach „posiadania”.

Ale kiedy orka podpłynęła i zajrzała swoim ciemnym okiem do batyskafu już byłem przy niej, trzymając się płetwy. Dyfuzja? Płyniemy samowtór do góry, woda jest ciepła, a to nie może być Bałtyk. Ponad powierzchnią widzę  rozbłyski, ogniste jęzory, eksplozje są również w morskiej głębi? Co to? Boże, eksplodują pociski? Jednak Bałtyk, atoli od eksplozji rozgrzany, tak szybko? Znowu upuszczą krwie środkowej Europie i zaleją ten obszar czerwonym morzem i handlem zbożem bo węglem już nie możem. To chyba eksploduje sześć nitek po sześćkroć NORD STREAMów?

-A ty Niczuldydie, który wariant wybrałeś? No i skup się na treści, bo forma przynosi boleści.

-Przecież wiesz. Jesteś moim narratorem, powiedz to za mnie, wiesz wszystko jeszcze przede mną, jesteś bardziej mną niż ja sobą. W zasadzie ty jesteś mną, a ja tylko organem… Wariant TA-SSAK jak widzę wszedł do realizacji. Znowu udała im się prowokacja i po całej jatce zbudują kolejny system niewolniczej pracy, zaciskania pasa w nieskończoność z konstruktywną opozycją, filmowymi komediami i tanimi używkami.  

Orka, przejęta instynktem, nie chce wypłynąć na powierzchnię w tym miejscu, płynie ze mną w dalekie morze. Wszystko już jest unieważnione, wszystko musimy zacząć od nowa, tam się już nie da żyć, trupy się muszą rozłożyć, a poprawna opowieść o nich musi ułożyć się od nowa. Wracamy więc do morza, żeby to przeczekać i zasiedlić za czas jakiś lądy jako nowi ludzie. Płyniemy do czarnej dziury. Ewolucja to jednak cholerna ściema dla niewolników. Żadnych ogniw pośrednich nie widzę, a zaglądam pod każdy kamień. Ja wiem, ja wiem, archeologia to nie wszystko…

-Niczuldydie, a jeśli tym ogniwem jesteśmy my: ty i ja?

-Ty lub ja! Nigdy: my! A zresztą żadnych pośrednich ogniw nie ma! Tylko katastrofy kambryjskie, płyniemy koło bezpłodnych mutantów pasących się w jakiejś kotlinie z żółto-pomarańczową roślinnością i rafami, nie, to ruiny starego miasta. Boże, ile tutaj jest tych istot, niektóre mają prawie ludzkie sylwetki… Nie, to ludzie! Pod wodą? skąd się tutaj wzięli? Dlaczego? I skąd wiem, że są bezpłodni? Oni machają do mnie. Chcą mi coś przekazać.

-Niczuldydie, bez metafizyki. Koniec! Wróć! Stop! Ty i ja. Nigdy żaden nas z osobna.

-Czekają na swoją kolej, żeby wyjść na powierzchnię i się rozmnożyć jak gwiazdy na niebie? My swoją szansę zmarnowaliśmy… Ale kto o tym decyduje i dlaczego? Kto pozwala wychodzić? Dlaczego jestem wypreparowanym mózgiem, który o tym myśli i nie może przestać, a moje myśli mogą być tylko wyuczonymi schematami? Dlaczego?!

– Niczuldydie, teraz poczujesz się lepiej. Dostarczyliśmy ci substancji odżywczych i pytanie „dlaczego?” przestanie cię dręczyć. Rozpuści je glukoza. To pytanie atroficzne, fizjologiczne, zawsze obciąża system, gdy tradycyjne substancje  odżywcze są na wyczerpaniu. I jak? Już lepiej z tym „dlaczego”?

-Jak wypreparowany, nakarmiony mózg z nieweryfikowalnymi zwidami ma odpowiedzieć na twoje pytanie? Rzeczywiście nie mam już takiego apetytu na pytanie „dlaczego”, wzrasta natomiast presja na pytanie „jak”?

-Niczuldydie, to znaczy że się stabilizujesz, jeszcze chwilę, glukoza zrobi swoje, głupie pytania się rozpłyną bezpowrotnie do następnego serialowego głodu.

-Jak to możliwe, że tam na powierzchni eksplodują ładunki atomowe? Gazociągi? Co za idiota pozwolił, żeby…

-Niczuldydie, to nie są eksplozje…

-A co to jest? Widziałem przecież. Bałtyk jest od nich ciepły. Realizujecie wariant zbrojny!

-Niczuldydie, to nie sa eksplozje, tym bardziej atomowe. Dzieki broni atomowej nie ma już prawdziwych wojen, a Bałtyk jest ciepły nie od wybuchów, zresztą sam się przekonaj skoro mi nie dowierzasz.

-Orka wystrzeliła jak torpeda do góry i jaskrawe różnokolorowe blaski nad powierzchnią były już coraz bliżej. I wreszcie wyskakuje ponad powierzchnię, i przeraźliwie się boję, i nie mogę jej powstrzymać, i oddycham pełną piersią morskim powietrzem. Powietrzem wspaniałym. Widzę wielkie tuby, każda w innym kolorze, usadowione nad taflą morską na wielkich pilarach, wiją się po horyzonty jak żmije. Każda jest innego koloru, coś wewnątrz niej pulsuje światłem, przemieszczając się bezszelestnie w środku z wielką prędkością.

Długie tuby nie kończą się przed horyzontem, ciągną się poza horyzont, jak wiązki gigantycznych światłowodów. Oprócz rozbłysków światła – cisza, morska bryza, śmiech fal nieprzeliczony. Co to jest mój Narratorze? Wytłumacz mi.

-Niczuldydie. To pytanie jest końcem twojej nędznej niewiedzy. Wreszcie zapytałeś, wreszcie się zatrzymałeś, czekasz. Najpierw rzecz, potem myśl. Wróciłeś do właściwych proporcji. Widzisz przed sobą próżniowe tuby komunikacyjne,  odkrycie ostatnich dziesięcioleci. Pokrywają pajęczyną morskie i lądowe szlaki handlowe. Ten techniczny wynalazek odciążył na jakiś czas rywalizację mocarstw na lądzie i morzu w miejscach strategicznych, o które toczyły się krwawe wojny, głównie kosztem ludności tych terenów. Teraz straciły swoją geopolityczną wartość wojny, demokratyczne rządy prawa… Miliony ton towarów są transportowane bez tarcia,  bez ceł do głównych miejsc świata w ciągu paru kwadransów, a miliony terrabajtów informacji przepływa w ciągu sekundy z kontynentu na kontynent. Ten układ póki co jest stabilny, satysfakcjonuje najsilniejszych, nie wywołuje tarcia w polityce czyli ekonomii. Jedno z mocarstw kontroluje przepływ towaru, emituje walutę handlową, a drugie przepływ informacji, emituje główne programy informacyjne. Wszystko na to wskazuje, że jeszcze przez jakieś 100 lat będzie spokój. Można się cieszyć życiem na plaży bałtyckiej, bo woda rzeczywiście jest cieplejsza jak w XII wieku.  Nagle ustały i nikt woli nie pytać dlaczego – klimatyczne i ekonomiczne katastrofy, imigracje, klęski ekologiczne, epidemie chorób i głodu. Układ jest stabilny, a klimat i srodowisko do-sko-na-łe. Ludzie umierają tylko ze starości, po setnej wiośnie. Pijemy zdrową smaczną wodę i spożywamy niewiele za to wyśmienitego pożywienia.

– Czyli to wszystko, to wszystko, co było wcześniej, takie uciążliwe, nieuchronne, to był  tylko skutek niestabilnego układu mocarstw? A topniejące lodowce, zdegenerowane słońce i chlorofil w roślinach?

-Niczuldydie, w końcu osiągnąłeś spokój. I w nim możesz znaleźć swoje skupienie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jeden szkopuł – nie ma już selekcji naturalnej. Ludzkość jest jak pędzący statek ze szczęśliwymi pasażerami bez steru i sternika … Jest tylko morze, ciepłe morze, ale i tak dla nas pozostaje odwieczne „być może”, że  kiedyś w końcu odnajdziemy jakiś port.

 

*****************

-Okieeeeeeej, okieeeej! Idź tym kooo-rytarzem, prooo-sto, ty do geeeejta 3, okiiiiiiiiiiiiiiiiiiiej. Wery dobrze, tam. Następny!

Obcokrajowiec w wojskowym mundurze poklepał go po ramieniu i wskazał palcem drzwi z nr 3. Niczuldyd przeszedł do dużej dobrze oświetlonej  salki, w której stłoczeni w kolejce mężczyźni czekali przy okienku, aby przejść dalej. Wieki całe nie widział swojej twarzy, gdy spojrzał w odbicie na szybie. Przyszła kolej na niego, wyciągnął rękę i włożył do owalnego otworu. Błyszczące stalowe ramię momentalnie wtłoczyło mu prawie bezboleśnie jakiś roztwór pod skórę.

-Zapraszam do Sali F-4, usłyszał miły głos.

W Sali znajdowały się stanowiska z ekranami.  Stanął przed jednym z nich o sygnaturze U-3, sensory momentalnie go zidentyfikowały :

-Gratulujemy i cieszymy się razem z tobą Niczuldydie Carrier, że przeszedłeś pozytywną weryfikację. Zostałeś wybrany do elity rządzącej. Zapraszamy do rządzenia. Rządzenie to bardzo odpowiedzialna czynność i podstawowa komórka społeczna, ale ty nadajesz się do tego świetnie. Życzymy powodzenia.

Jeśli masz jakieś pytania, dotyczące  zaistniałej sytuacji, w której się znalazłeś to… Uważaj. Za chwilę pojawi się przed tobą 10  pytań,  masz prawo wybrać tylko jedno z nich i tylko na nie otrzymasz wyczerpującą odpowiedź. Po uzyskaniu informacji na pytanie tematyczne będziesz mógł zadać jedno z pytań: Dlaczego? lub Jak?

Zgodnie z pytaniem uzyskasz wyczerpującą odpowiedź na jedno z nich, składającą się z informacji dotyczących  przyczyn lub techniki, która spowodowała twój stan faktyczny. Wszystko zostanie wyczerpująco wytłumaczone zgodnie z przyznanym tobie poziomem dostępu.

Z dziesięciu zagadnień wybrał bez wahania pytanie w fioletowym module o sygnaturze C-2:

 

„BLOCKCHAIN_ŁAŃCUCH POŁĄCZEŃ_ILE CZASU TO TRWAŁO?”

Wyświetliło się.

ODPOWIEDŹ:

Dla: Poziom dostępu informacji: POWER , uaktywnione funkcje rozrodcze.

0,6 sekundy.

-0,6 sekundy? I  to już  wszystko? Krócej niż to czytałem??? – krzyknął w uniesieniu Niczuldyd.

-Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej – wybierz jedno z 2 pytań:

„Dlaczego?” dotknij moduł zielony lub „Jak?” dotknij moduł fioletowy.

-Co wybrać? Dlaczego czy  jak to robią? I to jeszcze w niecałą sekundę…

Wybieram: DLACZEGO?, nie!, wybieram jednak: JAK?

Na ekranie ukazała się odpowiedź o sygnaturze w górnym prawym rogu: K-1

ODPOWIEDŹ:

Dla: Poziom dostępu informacji: POWER RULES, uaktywnione funkcje rozrodcze.

 

Zjawisko fizjologicznego postrzegania rzeczywistości w mózgach homo sapiens opiera się na opóźnionej projekcji pomiędzy percepcją zewnętrznego świata a wewnętrznym konstruktem tej rzeczywistości. 0,5 sekundy to czas jaki potrzebuje mózg na przetworzenie informacji zmysłowych w wewnętrzny konstrukt wytworzony w mózgu. Ludzkie postrzeganie świata zewnętrznego powstaje w mózgu z opóźnieniem ok 0,5 sek. To stała fizjologiczna. Analogiczne zjawiska występują na progu innych stałych świata fizycznego (stała Plancka, stała…) i pozwalają współczesnej nauce na efektywne eksperymenty, będące nadzieją na bezpieczniejsze życie przyszłych pokoleń ludzi. Materia czasu pół sekundy jest procesowana  przez kwantowe procesory i ma możliwości projektowania zmodyfikowanych kopii wirtualnych  rzeczywistości., korę mózgową i rekonstrukcję rzeczywistości dzieli 0,5 sek. Podobnie jak decyzję i działanie.

 

Po przeczytaniu nagle pojawiła się falująca chmurka, w której Niczuldyd ze zdumieniem ujrzał wyłaniający się opis:

 

CIEKAWOSTKA GRATIS: na jedno włókno nerwowe percepcyjne, czyli odbierające sygnały świata zewnętrznego, przypada około 10 mln włókien, które biorą udział w przekazywaniu informacji przetworzonych na świat wewnętrzny dzięki naszemu mózgowi. 1:10 mln w tej proporcji skompresowaliśmy twoje barwne przygody, dlatego przez pół sekundy czasu zewnętrznego przeżyłeś prawie 59 dni w świecie wewnętrznym. Odwróciliśmy tylko proporcję  stałych percepcji

 

Bardziej 59 dni niż pół sekundy, ale czy to prawda? Niczuldyd naciskał zielony moduł: Dlaczego?

Na ekranie pojawił się komunikat:

LIMIT INFORMACJI WYCZERPANY, zainteresowanemu wyświetlono 4 informacje o sygnaturach: F-4, U-3, C-2 , K-1. Proszę odejść od stanowiska. Ekran zgasł.

 

-Limit informacji……wyczerpany… limit… Czy to jest limit odnawialny?

Podrapał się po głowie jak zwykł czynić w sytuacjach zakłopotania i grzecznie odszedł we wskazanym kierunku przez wchodzącego szybko strażnika, który udobruchany tym zachowaniem powtarzał jak katarynka:

-OKieejjjj! Okiejjj!! Tam jest droga, okiejjj!

 

*****************

 

Pięć schodków w dół pokonał jednym skokiem i był już na zewnątrz budynku. Wspaniałe powietrze, jak nigdy dotąd, zapełniło mu płuca. Był to chyba ten sam budynek, w którym znajdował się sąd, do którego wchodził przed „tym” wszystkim, ale wyjście było z przeciwnej strony. Tutaj nie było już cegieł i drewnianych belek, podłóg a drzewa na zewnątrz, górujące z dwu stron miały piękny zielony głęboki kolor chlorofilu i dawały delikatny jasny cień w słonecznym świetle. Z turkusowej trawy huczały koniki polne i pszczoły bujały się na kwiatach słodkiej koniczyny, pośrodku trawników rosły bujne krzaki pomidorów, cebuli, nagietka, kapusty, w zwykłej glebie bez hydroponicznych rynien… Rosły w ziemi. Wszystko dookoła było zielone. Wszystko zmienione w pół sekundy… plus logowanie…

Nie ma granic dla ludzkiego rozumu… Jak oni tego dokonali w tak krótkim czasie… to niemożliwe… pewnie te limity informacji są odnawialne, pewnie będzie można dowiedzieć się czegoś więcej za jakiś czas jak zrealizuję wyznaczone cele… Zza drzewa wychyliła się smukła kobieca ręka z pospolicie czerwonym pomidorem w dłoni, owocem z ogrodu Hesperyd, a za nią wyłoniła się znajoma twarz.

 – Nejra, to ty?!!?

Był naprawdę zdziwiony. Jaki zaskakujący koniec… – pomyślał… – a może to jeszcze nadal trwa? Niczemu się nie dziwić.

-Wiedziałam, Niczuldydie, żeby właśnie na ciebie postawić! Wiedziałam mój Herkulesie!

-Przeciez ty jesteś… byłaś … Co robisz po tej stronie?

-A skąd masz pewność, że to inna strona? – zaśmiała się  – Nigdy mnie nie doceniałeś… nie oczekiwałam tego. Ale ja ciebie tak. Dlatego jesteś wolny.

-Wolny? A ciebie naprawili? To znaczy zmodernizowali.

Rozśmieszyło to ją bardzo-bardzo, tak bardzo że gdy się śmiała Niczuldyd ujrzał pod słońcem maleńką tęczę na rozpylonej chmurce jej śliny.

– Głuptasie, kiedy wy mężczyźni to wszystko wreszcie zrozumiecie, że najpierw to wy musicie być zakwalifikowani i naprawieni, że wy jesteście selektywni. Jak ja się cieszę, że na ciebie postawiłam! A wybór miałam ogromny, wszystkie koleżanki bez wyjątku mi się dziwiły. Wejdźmy wreszcie do domu. Jest już tutaj.

-Poczekaj, wytłumacz mi proszę, przecież byliśmy ze sobą, z tamtej strony… no wiesz…z tamtej strony budynku byłaś….

-Kochany, powiedzmy że tak było i zamknijmy już tę historię.

-Jak to powiedzmy? Byłaś…, nie byłas człowiekiem, byłaś synpartnerką, którą mi przydzielono. Prawdziwych kobiet nie znałem, nie znam, nie widziałem, nikt nie zaznał… – powiedziawszy to bardzo mocno przytulił ją do siebie.

-Ale teraz widzisz. Powiedzmy, mój miły, że tamta Nejra była stacją badawczą na bezludnym morzu obcej planety, stacją, która poszukuje zaginionego życia w kosmosie. Twoją szansą … twoją Itaką… I znalazła.

-Nie rozumiem.

-Nie rozumiesz? Wszystko trywializujecie. Dlatego uprzejmie przyjmij do wiadomości, że przez niecałą sekundę można zmienić cały świat w drugą stronę.

-To jakiś nonsens. To nie może być prawda. – odskoczył od niej gwałtownie.

– Chodź przytul się do mnie, tęskniłam… wiedziałam, że tak będziesz pachnieć…  Pamiętaj, ze jeśli nie ma prawdy to ty w tej chwili nie istniejesz. Przekonaj się, że jestem żywym człowiekiem, prawdziwą kobietą, dotknij mnie…

 

*****************

 

Obudził się w czystej miękkiej pościeli o jakiej czytał w starych wierszach. Obok niego leżała Nejra… Rozśmieszyło go wspomnienie z laguny: mózg przykryty miękką pościelą. Pewnie tak delikatna pościel by już nie drapała… gdybym ją znał. Pogłaskał ja po policzku.

Nejra otworzyła zaspane oczy:

–Jestem szczęśliwa, a ty?

-Nie mogę w to wszystko uwierzyć, jeszcze wczoraj płynąłem w głębi oceanu lub formalinie, a dzisiaj, teraz… mieszkasz w pałacu?

-Jestem szczęśliwa a ty? – powtórzyła z naciskiem.

-Chyba też , jestem…

-Co jesteś?

-Jestem szczęśliwy…

Położyła głowę na jego piersi.

-Wreszcie słyszę ten sam spokojny oddech i bicie serca. Ciężko zapracowałeś na takie życie, a ja wiedziałam na kogo postawić.

Wstała. Była piękna, miała długie włosy do pasa, których wcześniej nigdy nie widział, może nie pamiętał? Nie mógł oderwać od niej oczu, gdy powoli, kołysząc się, odchodziła do drugiego pomieszczenia.

-A nie mówiłem, że kiedyś będziesz szczęśliwy, mój Nosicielu?

– Słyszałaś to?!

-Co? – odkrzyknęła z drugiego pokoju i wychyliła twarz zza framugi drzwi.

-Ten głos! Jest ze mną od czasu, gdy to się wszystko rozpoczęło! Mówił, że jest moim narratorem, to on mi towarzyszył, kiedy…

Szybko usiadła na brzegu łóżka, nachyliła się nad nim, dotknęła jego policzka, a twarz nakryła moskitierą miękkich włosów.

-Nie denerwuj się to minie, słyszałam tylko twoje serce, które w końcu bije miarowo i spokojnie. Policz do trzech.

Taki piękny, słoneczny i ciepły dzień z rana należy uczcić espresso! A później cały dzień palimy się na plaży w cudownym słońcu! Chociaż musisz wiedzieć, uśmiechnąwszy się położyła delikatnie dłoń na swym nagim podbrzuszu, ja już tak długo nie mogę leżeć na pełnym słońcu… Domyśl się dlaczego. Niczuldydie, całe życie będziemy mieć takie cudowne! Kocham cię! A jutro idziesz pierwszy raz do swojej nowej pracy. Przyłóż się, potrzebujemy odłożyć trochę pieniędzy…

Wreszcie Koniec

Koniec

Komentarze

Trudny tekst, Trudne słowa. Trochę spodziewałem się zakończenia. Ciekawie pokazana droga bohatera.

Niech twe słowa będą poparte czynem.

Przeczytałem kilka tysięcy znaków, ale mocno szwankujące wykonanie nie pozwala mi się skupić na treści. Niektóre zdania wydają się przekombinowane.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Marsie, z trudem dotarłam do dziewiątych gwiazdek i z przykrością wyznaję, że nie bardzo wiem, co przeczytałam, albowiem Nosiciel jest napisany w sposób bardzo utrudniający jego zrozumienie. Przeszkadzają zwłaszcza źle zapisane dialogi, różne błędy i usterki, że o nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę.

Wybacz, ale nie widzę powodu, dla którego miałabym się dalej przedzierać przez tak źle napisany tekst.

 

To było jej ostat­nie kaszl­nię­cie, ostat­ni sze­lest lasu o świ­cie. → Czy dobrze rozumiem, że las szeleścił jej kaszlnięciem?

 

Zaraz tu będą, po­my­ślał… → Nie ma błędu w tym zapisie, ale może zechcesz dowiedzieć się, jak można czytelniej zapisywać myśli bohaterów.

 

ni­czym po­że­gnal­ny arras na drogę… → Co to jest pożegnalny arras na drogę?

 

Drew­nia­ne belki, pod­trzy­mu­ją­ce sufit, były jesz­cze ze sta­rych, zie­lo­nych drzew. → Zbędne dopowiedzenie – skoro belki były z drzew, to zrozumiałe, że drewniane.

 

Krót­ki-dłu­gi-krót­ki-dłu­gi-krót­ki-krót­ki…, za­pew­ne… → Po wielokropku nie stawia się przecinka.

 

Na środ­ku owal­nej Sali znaj­do­wa­ło się krze­sło… → Dlaczego wielka litera?

 

krze­sło, tylko dla niego, z mięk­kim, fio­le­to­wym opar­ciem, a na­prze­ciw­ko rząd ko­lej­nych z wiel­ki­mi gry­fa­mi na po­rę­czach. → Krzesła nie mają poręczy, więc naprzeciwko tego z fioletowym oparciem, nie stały krzesła, a raczej fotele.

 

Spra­wa Ni­czul­dyd – Nejra. Otwie­ram roz­pra­wę. Pro­szę wstać, sąd sądzi. → To wygląda na czyjąś wypowiedź, więc powinno być zapisane jak dialog: Spra­wa Ni­czul­dyd – Nejra. Otwie­ram roz­pra­wę. Pro­szę wstać, sąd sądzi.

 

-Dla­cze­go za­bi­łeś Nejrę? → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się w całym opowiadaniu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

-Praw­dy…To nie był czło­wiek! → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji po wielokropku.

 

-Ni­czul­dyd, uro­dzo­ny ….. zgod­nie z… → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna spacja przed pierwszym wielokropkiem i nadmiar kropek w nim. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

-Za­my­kam spra­wę Ni­czul­dyd-Nej­ra bez moż­li­wo­ści ape­la­cji. → – Za­my­kam spra­wę Ni­czul­dyd Nej­ra bez moż­li­wo­ści ape­la­cji.

Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. W tego typu połączeniach używamy nie dywizu, a półpauzy ze spacjami.

 

do­pie­ro teraz zo­ba­czył, gdy o niej po­my­ślał.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

mu­sisz to przy­jąć jako praw­dę, która by­naj­mniej tutaj obo­wią­zu­je. → Sprawdź znaczenie słowa bynajmniej.

 

prze­szli­śmy przez 1 etap ad­ap­ta­cji. → …prze­szli­śmy przez pierwszy etap ad­ap­ta­cji.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

To stan­dard dla re­cy­kli­nia­rzy i to std już nie­waż­ny. → Jeśli std jest skrótem standardu, to wiedz, że nie używamy skrótów.

 

wy­pcha­nym do roz­pu­ku stę­chłym worku… → Nie można niczego wypchać do rozpuku. Można natomiast śmiać się do rozpuku, ale to jest związek frazeologiczny, czyli forma ustabilizowana, utrwalona zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

 

to bar­dzo zu­ba­ża naszą re­so­cja­li­za­cję i …wiem… → Zbędna spacja przed wielokropkiem, brak spacji po mim.

 

wiem jaka jest twoja ulu­bio­na ro­śli­na…. → Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Za­miast 2500 cal dzien­nie, co naj­mniej 75 % mniej… → Za­miast dwóch i pół tysiąca kalorii dzien­nie, co naj­mniej siedemdziesiąt pięć procent mniej…

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

genialne

niektoś

Nowa Fantastyka