- Opowiadanie: michalus - Prze!jedzenie x2

Prze!jedzenie x2

Utwór lekko zapętlony, także w czasie publikacji (hi hi), mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu. ps: podobieństwa do osób żyjących, wyłącznie przypadkowe. A zakończenie mam nadzieję zaskoczy :) Belt up & have fun! :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Prze!jedzenie x2

Wstęp vel przystawka

 

Prze!jedzenie. Tytuł dwuznaczny, ale tylko dla wtajemniczonych. Jest to stan. W którym, nie dość, że można zjeść konia, z kopytami, to jeszcze przezajebiście on smakuje! Koń rzecz jasna. Ten z kopytami. Efektem tego prze!jedzenia, jest zatem klasyczne przejedzenie, które sympatycznym uczuciem zazwyczaj nie jest. No dobra, dobrze myślisz czytelniku, na siłę z tym wykrzyknikiem w tym wyrazie. Trochę przekombinowane. W każdym razie tak, mam na myśli marihuanę. Ale nie, nie o miękkich, wzmagających apetyt narkotykach będzie to opowiadanie. By wyjaśnić czego dotyczy, powieść i historię tą, trzeba zatem zacząć od końca, dla większego zaintrygowania czytelnika i zagmatwania.

 

Nie. To opowiadanie także nie jest o: depresji/paranoi. Jest to figielek i prztyczek w nos. Choć dla wielu, oznaczają one koniec. A dla innych, jak i dla mnie powrót do moich fantastycznych korzeni. To będzie absolutnie poważny twór, ale przy tym śmieszny, a depresja ponoć taka nie jest. Nie, to jest figielek. Ostrzegam lecz, że fragmentami będzie smutno. Obiecuję! Ale takim tematom mówimy tak, zważywszy że pozostawanie w ciągle nieustannie dobrym i wesołym humorze, jest domeną wyłącznie półgłówków. Lub paranoików. Szczypta smutku, jest zaś oczywistym elementem każdego żywota, stąd w dobrej opowieści, aspirującej do rzekomo prawdziwej historii, musi znaleźć się miejsce i dla niego. Czy ta powieść oparta jest na faktach? Czy fikcji? Czy pisze ją paranoik? Niepewność, was wodzić będzie – rzekłby Yoda po raz pierwszy. Jezu, wtf?

Końce, jak wiadomo, analizując dla przykładu takiego kija, bywają dwa. Spontanicznie zatem dla dalszego zmylenia czytelnika, przerzucę niespodziewanie akcję na ten drugi.

Przechodząc zatem płynnie do mych wczesnych lat, które mają istotny wątek w sprawie, wyjaśnić muszę, że presja towarzyszyła mi od początku, odkąd sięgam pamięcią. Przykład: starsza siostra – zawsze była mi stawiana za wzór do naśladowania. Stwierdzam to z niewielkim znakiem zapytania, z autopsji, z obserwacji własnych dzieci. Ah, znowu przeskoczyłem na drugi koniec. Wróćmy do poprzedniego wieku.

Kontynuując, nigdy natomiast, nie czułem zazdrości w stosunku do siostry, ani jej nie odczuwałem w rewanżu. Źródłem przeogromnej, ale ciepło-dowcipnej złośliwości mojej Siostry, nie była bowiem zazdrość. Była nim bowiem, tylko i wyłącznie, małpio gargantuicznie wredna natura, co zresztą było naszą rodzinną cechą. Czasami jednak, przy okazji czynienia mi przez nią złośliwości, co zazwyczaj miało miejsce codziennie, choć zazwyczaj powalała mnie intelektem z racji różnicy wieku, zdarzało jej się zaorać samą siebie. Kiedyś, chcąc mi dopiec poprzez wykazanie, że rzekomo jestem świnią, bo otóż, jej zdaniem, rzekomo byłem spokrewniony ze świnią, powiedziała: a wiesz, że twoja siostra to świnia? Autentyk.

Niemniej, to że w domu byłem najmłodszy, z założenia powodowało, że chcąc nie chcąc, podświadomie czerpałem natchnienia z takiego wzorca, złośliwie dopowiadając, bo lepszych nie było. Cecha ta, była zatem częściowo przywarą nabytą. Lecz czy stało się tak, w ramach immunologicznej obrony, w myśl na atak odpowiedz atakiem, czy też dążenie natury do ewolucji, uznało cechę tą za korzystnie przydatną w dorosłym życiu?

W malutkim mieszkanku, stłoczona Czwórka wiodła szczęśliwe życie. A taka przynajmniej była ma ówczesna, mało dojrzała perspektywa. Im człowiek większy, tym dalej widzi. Oczywistość tą logicznie tłumaczy przy tym fizjologia i anatomia człowieka. Wszak im ten człek jest wyższy, tym siłą praw fizyki czy tam matematyki lub geometrii, większą ma perspektywę. Inszy jest kąt widzenia na rzeczy, a przez to i na to, jakie mają one znaczenie. Poza tym, czas oczekiwania na uzyskanie dostatecznego wzrostu, nie trwa króciutko. W konsekwencji vel ergo – czasu jest dosyć, na nabycie odpowiednich zdolności i doświadczenia, umożliwiających inną, mniej pochopną ocenę zdarzeń i rzeczywistości. Czy czasu jest dosyć?

Niestety jednak, jest też i cena. Najczęstszym kosztem rośnięcia, jest utrata części pamięci i obrazów z czasów gdy było się mikro. To również wnioskuję z autopsji, z czynionych w mych myślach retrospekcji. Z tych smutnych względów, archiwum mej pamięci, niektóre luki z pewnością zamgliło fantazją. Lub paranoją. Tłumaczy to pewnie ów idylliczny obraz, tej klitki, oraz tych uśmiechniętych osób w niej przebywających.

Żeby wyjaśnić już na początku i rozwiać Twoje czytelniku wątpliwości: ta opowieść, nie jest o patusach, żulach, ćpunach, alkoholikach i innych przegrywach. Nie było mi danym zamieszkać w takich warunkach i okolicznościach. Podarowane mi środowisko i otoczenie, było bowiem najnormalniej w świecie standardowo (nie)normalne.

***

Były to (nie)normalne czasy. Komuna, a raczej jej schyłek lat osiemdziesiątych. Szaro i buro, zimno i brudno, a w sklepach gówno. Polska lat osiemdziesiątych.

Ponoć jako dziecko nie należałem do pięknych. Tył głowy płasko-ostry jak stok na Kasprowym wierchu. Urodzony z żółtaczką, nie powalałem urodą ani nie rozczulałem różowiutką barwą. Choć tego nie pamiętam, założyć mogę, że siostra na widok mój zalała się płaczem, krzycząc schowajcie tego potwora! A na pewno tak pomyślała mała kochana jędza. Choć równie dobrze, to może ja byłem źródłem jej złości? Wszak ten żółty brzydal, obsrajek bez majtek, zrzucił ją z piedestału atencji Mamy.

Pamięć ma, przywołuje z tych czasów piosenkę. A ja wolę moją Mamę, co ma włosy jak atrament. Po latach oceniam, że słowa tej pieśni są tragicznie smutne. Jako dzieci oczywiście, że woleliśmy Mamę. Ojciec w domu bywał. Pracował. Miał firmę. Opowiadał o pracy. Kupował prezenty. Często krzyczał. Często przepraszał. Był jaki był.

Ale to opowiadanie nie jest ani o Ojcu, ani o Matce, ani o Siostrze, ani o Rodzinie. To opowiadanie jest o tym, że Anioł ostrzega siedem razy. Zaskoczeni?

***

Jeżeli na Ziemi należałoby znaleźć odpowiednik zawodu Anioła, to kto by nim był? Moim zdaniem, wypisz wymaluj – adwokat. Nasz anioł stróż, wszystko o nas wie. Zawsze nas słucha. Taka też i niewdzięczna jest rola adwokata. Anioł stróż nie jest od oceny, wydawania wyroków czy decydowania. Także i adwokat nie stawia się w roli sędziego, broni choćby i mordercę dziecka. Dlaczego?

Bo każdy ma prawo do obrony? Bo taka praca?

Bo nie każdy czyn ułatwia dotarcie do Nieba, ale każdy człowiek zasługuje na Niebo.

Anioł nie broni czynu, lecz człowieka. Tak jak adwokat. Proste, nie?

Jak to porównanie i nawiązanie do sił nadprzyrodzonych służyć ma wyjaśnieniu fabuły?

Pierwsze ostrzeżenie, pojawiło się w okolicach dwudziestej trzeciej, dnia nie do końca sprecyzowanego. Siedząc przy stole, w stanie niemałego upojenia, jedząc i popijając, patrząc w smartfona, nagle, zobaczyłem to całkiem wyraźnie.

Nagłówek. Tytuł artykułu bezmyślnie przeglądanego palcem na ekranie telefonu brzmiał: „Anioł ostrzega siedem razy.”.

Dlaczego siedem? Czy to moje pierwsze ostrzeżenie? Clickbait jakiś? A może to moje pierwsze ostrzeżenie?

Później, próbowałem znaleźć ten artykuł, ale bezskutecznie. Czy on mi się tylko przyśnił, czy był prawdziwy?

To faktycznie było pierwsze ostrzeżenie. Albo moja paranoja.

***

Gdy schodzę do garażu, wyciągam słoiczek, ładuję lufkę, odpalam ogień, wciągam szczęście, wydycham dym do domowej roboty filtra, by sąsiad nie poczuł, to prędzej czy później dopada mnie panika. I paranoja.

Jadą na sygnale. Do mnie. Ktoś szczęknął drzwiami. Kurwa już tu są! To pewnie Policja. Albo karetka. Kurwa może umarłem? Nie kurwa, zapomniałem zamknąć drzwi do garażu. Pewnie kurwa jebie zapach. To na pewno Policja. Kurwa za wcześnie zszedłem do garażu, sąsiad za płotem jeszcze podlewał ogródek. Nie, to jednak nie była syrena. To tylko zmywarka robi takie io io kurwa to zmywarka tylko, ja pierdolę. Nie, ja jednak umarłem i teraz mam retrospekcję swojego życia. A więc to koniec jednak.

Potem przychodzi melancholia. Nie dzwoniłem do ojca. Od ilu to już lat? On dzwoni. Rozmawiamy. Znaczy, on mówi. Ale ja nie zadzwoniłem. Nie wyciągnąłem z kieszeni telefonu. Ciąży zbyt. Nie wybrałem numeru. Choć jest w ulubionych. Nie nacisnąłem tej jebanej zielonej słuchawki. A może to on umarł właśnie teraz? Nie, to kurwa jednak zmywarka robi to io io.

A potem dzieje się magia.

Prze!jedzienie. Kto jadł zapiekankę w stanie prze!jedzenia, ten wie co to Niebo w gębie. Kto na tą zapiekankę dołożył dodatkowy serek, pastrami, pomidorka koktajlowego, majonez, ketchup i sos słodki chilli, ten wie co to Gigaorgazm w gębie. Kto potem zjadł jeszcze paczkę chipsów, gorzką czekoladę i dwie kanapki z szynką i musztardą, ten rozumie, że mimo uczucia wzdęcia i tak było warto. Kto po takiej przystawce, czując się wciąż głodny, zaspokoił go na szybko przygotowanym tatarkiem i tostem ze smalcem, oczywiście że zgodzi się, że nie było innej możliwości, niż zjeść jeszcze później ogórka kiszonego i trzydzieści deko mieszanki krakowskiej. Czy po czekoladzie piliście whisky? Polecam po niej zagryźć fueta, taki surowy kabanos, zajebiście wchodzi, zwłaszcza gdy zanurzymy go w chrzanie albo nutelli.

Po prze!jedzieniu przychodzi wena.

Sztuka – to perspektywa na. Na cośtam. Tak btw, to mam takie skojarzenie z dziełami sztuki (pod wpływem prze!jedzenia!), że jest to nic innego, jak umowna waluta, stosowana i wzajemnie uznawana przez największych decydentów świata, np. masonów, którzy pod przykrywką mecenatu czy handlu dziełami sztuki, czynią wzajemne rozliczenia za bardziej czy jeszcze bardziej ciemne interesy. Np.: gdy jeden gentelman umówi się z drugim na określone wynagrodzenie, gdyby jego transfer nastąpić miał drogą tradycyjną, mogłoby to wzbudzić czasem nieprzewidziane perturbacje jak kontrola organów skarbowych. Zakup obrazu za 18.000.000 sryliardów dolarów nie wzbudza zaś tego rodzaju zainteresowania (o ile kupujący miał „legalne” środki na zakup) ani dochodzeniu causy, czemu za kawałek płótna z farbą, ciapniętą jak gówno w pieluchę, nieważne jak w chuj ładnie położoną na tym płótnie z castoramy, ktokolwiek miałby fantazję uznać, że jest ono warte akurat 18.000.000 srylirdów a nie kurwa 3,50 zł. Co jednak, jeśli ustalenie tej ceny to nic innego jak stworzenie causy do transferu pieniędzy pomiędzy członkami klubu, w którym dopuszcza się stosowanie takiej waluty? Lub dżentelmeńską umowę, że taki obraz od dzisiaj warty jest 18.000.000 ale za miesiąc już dwa razy tyle. Jeeeezu pachnie to crazy teorią spiskową, co nie?  

Prze!jedzenie wywołuje stan wzmożonej percepcji. Myśli, krążą w głowie szybciej niż jebana inflacja w naszym kraju, w przeciwieństwie do czasu, który spowalnia. Mam teorię, że Bóg nie jest nieśmiertelny, lecz po prostu żyje wolniej od nas. Różni nas tylko czas. Z perspektywy motyla, żyjącego kilkanaście dni, człowiek jest nieśmiertelny. Człowiek żyje bowiem sumarycznie tyle, ile tysiące pokoleń motyli. Ciekawe, czy motyle opowiadają sobie: do tego ogrodu przychodzi nieśmiertelny – mówił mi o nim ojciec, a jemu jego ojciec, a jemu jego ojciec itd. Prze!jedzenie to stan boskości, bo można na chwilę zmienić perspektywę czasu. Taki stan, pozwala na przyjrzenie się detalom. Jedynie wtedy, będąc prze!jedzony, zacząłem rozumieć i widzieć rzeczy, osoby, i rozmawiać. Z Ojcem też. Oczywiście w myślach, nie na żywo. Dostrzegać symbole. Wzory. Przekaz. Obrazy. Paranoja?

***

– Skoro każdy człowiek zasługuje na Niebo, czemu nie każdy tam dotrze? – zapytałem samego siebie, będąc już całkiem Prze!jedzony.

– Powiemy, że do Nieba pewnie nie trafi ten, kto czynił nie dobrze. – odpowiedziałem z przekonaniem.

– Kiedy czyn nie jest dobry? Kto ma to stwierdzić? – zapytałem sam siebie.

– Czyn nie jest dobry, gdy czyn stanowi krzywdę? – dyplomatycznie skontrowałem trudne pytanie.

– Kto i kiedy ustala, co jest tą krzywdą?! – huknąłem, dostrzegając dziurę w całym.

– Jak to kto, to oczywiste, że skrzywdzony? – odparłem poirytowany, to przecież było oczywiste, że skrzywdzony.

– Kto zatem nosi klucze do bram Nieba? – zadałem retoryczne pytanie.

– Wychodzi na to, że tylko my sami. Tylko my. Sami.

– Czyli, by oni poszli do Nieba, musimy im… wybaczyć?

***

Zdjęcia. Zacząłem robić zdjęcia w stanie prze!jedzenia.

Zaczęło się od pierwszego, jak to z reguły bywa. Pierwsze moje zdjęcie w stanie mojego prze!jedzenia, zrobiłem jakieś dwie godziny po tym, jak zrobiłem pierwsze w życiu, zdjęcie mojej zmarłej od kilku minut Mamy. Wtedy jeszcze nie byłem prze!jedzony. Odeszła po chorobie, za wcześnie, tak szybko. Było to przy mnie, przy siostrze, intymnie. Ojciec się spóźnił, godzinę. Ehh, ten czas.  Zawsze unikał trudnych sytuacji. Ale przywiózł morfinę. A wróć, jednak nie przywiózł wtedy, bo w aptece jednak nie było. Ale pogodzili się, to znaczy jestem tego pewien, że się pogodzili, bo wtedy, tak nagle, poczułem ten przymus i zanim ojciec pojechał do tej apteki i zanim Mama umarła, to coś, kazało mi chwycić jego dłoń i dotknąć jej dłoni. Ojciec wtedy zapłakał. Padł na kolana. I mówił do Niej: Esiulko. Tak do niej kiedyś mówił.

Zrobiliśmy jej zdjęcia. Jak Ojciec już pojechał. Na pamiątkę, zanim ją wzięli panowie ubrani na czarno. Wcześniej przyjechał lekarz, poświecił Jej latarką po oczach. Ojciec zawsze lubił się wykręcić od trudnych spraw.

Czy ta latarka to jest to światełko w tunelu?

Nowotwór bywa złośliwy. Ten był bardzo. Siedemnaście dni od diagnozy, choć objawy pewnie zaczęły się wcześniej. W ich trakcie, każdy z nas przeżywał emocje.

Gdy zacznie się je okazywać, strasznie trudno jest przestać.

Ja osobiście, nigdy ich nie okazywałem.

Wtedy, ten koktajl uczuć, smakował gorzko.

Zanim jednak posmak ten, taki nieprzyjemny zagościł, dużo bywało nadziei. Do czasu gdy przyszły wyniki.

Zostało jedynie dbanie o Jej komfort. A chuj, kupiliśmy Jej marihuanę medyczną.

***

Nie zdążyła się zaciągnąć. Zmarła tak szybko, choć umieranie, w tym ostatnim dniu, trwało tak długo, cały dzień. Byliśmy wtedy obok, a ona też tam chyba jeszcze była. Ostatni wdech i. ZaciągnęsięzaCiebięMamo.

***

Btw, był jeszcze ostatni wydech, zanim nastąpiła śmierć. W głowie rodzi się wtedy wiele pytań. Pierwsze: po chuj nas stworzyłeś Boże, skoro mamy tak chujową perspektywę. Wszystkie Twoje Boże stworzenia stworzyłeś tak zajebiście, że zasadniczo każde Twoje zjebane stworzenie, chce zajebać i pożreć inne Twoje zjebane stworzenie, a jak zdoła jakimś cudem zemrzeć ze starości, to kurwa dzieje się to w jebanej agonii trwającej w kurwę długo i w kurwę za długo. Drugie: nieśmiertelność Boże i wieczność musi być kurewsko nudna. Nudno jest bowiem, gdy nie ma emocji. Śmierć wywołuje ich w kurwę, tak oceniam z autopsji.

Po tym jak panowie ubrani na czarno elegancko ją wzięli, nastąpiło katharsis. Kumulacja stresu, emocji. Płacz. Lament. O, saszetka z trawą.

Ten stan, gdy widzisz więcej, gdy czujesz więcej, gdy myślisz więcej. Wtedy zacząłem robić te zdjęcia. Pierwsze, to było Jej łóżko, z którego zabrali Ją panowie ubrani na czarno. Jeden elegancko chwycił za ramiona, drugi za łydki. Doświadczone, silne ramiona panów ubranych na czarno, z łatwością uniosły wiklinowe zwłoki mojej Mamy. Każda fałdka na Jej pościeli, wciąż przypominała Jej wątłe kontury. Dwie godziny później, prze!jedzony patrząc na ten całun, robiłem zdjęcia mym telefonem.

I tak to się zaczęło. Wtedy jednak jeszcze nikt mnie nie ostrzegł.

 

***

 

Rozdział 1 – Trudne Początki

 

Kolejno tworzona pod wpływem prze!jedzenia dokumentacja fotograficzna, nie miała większego celu. Raczej chodziło o uwiecznienie obżarstwa i żart z tego, jak zmienia i pobudza się apetyt.

 

5.V.2020 r. dwie kiełbasy na kanapce, trzy kromki, keczup, musztarda. Może było więcej, ale tylko tyle uwieczniłem na zdjęciach. Znaczy na pewno było więcej jedzenia.

 

30.V.2020 r. sesja kanapkowa: na pierwszym zdjęciu trzy kromki z masłem. Na drugim przykryte szynką. Trzeci etap: pomidory. Czwarte ujęcie – sos słodko kwaśny. Piąty dodatek – ser żółty. Szósta warstwa kanapki – salceson. Siódme ujęcie – ogóreczki pokrojone w plasterki. Tego dnia zjadłem jednak więcej. Kolejne zdjęcie to kanapka ze śledziem z puszki. Następna fota to dowód na uwieczniający piątą kanapkę. Z szynką. Potem jeszcze jedna z szynką.

 

7.VI.2020 r. zdjęcie kanapki z camembert? I chyba biały serem, posypane wszystko ziarnami słonecznika.

 

Dalej nastąpił przełom. Niektóre ujęcia, zaczęły w mej głowie nabierać jakiegoś ukrytego znaczenia. Postrzeganie to, nabierało jednak jakiegokolwiek sensu jedynie wtedy, gdy danemu ujęciu nadawałem w mej głowie tytuł. Kanapka przeistaczała się wtedy w coś innego. Z perspektywy czasu oceniam jednak ze wstydem, że początkowe dzieła pozostawiały wiele do życzenia. Nadawane tytuły, raczej były też owocem abstrakcyjnego humoru, niż jakichś głębszych przemyśleń.

 

10.V.2020 r. założyłem na Whatsaap grupę o wdzięcznej nazwie The Doors. W jej skład weszły cztery osoby, o jak mi się zdawało podobnych upodobaniach. Uznałem, że sesje fotograficzne wymagają audytorium, oraz że najgorszym z możliwych rozwiązań byłoby spożywanie zakazanych substancji w skrytości.

 

10.VI.2020 r. dwie kanapki z kiełbasą, serem i keczupem. Chwilę później kanapka z wielkim kawałkiem kiełbasy i dwoma grubymi plastrami pomidora. To drugie zdjęcie zatytułowałem „Motylek Migotek”. Obydwie fotografie wysłałem na grupę. 20 minut później, zdjęcie samotnego kabanosa na białym talerzu.

 

11.VI.2020 r. Na grupę wysłałem zdjęcie żółtego arbuza z dopiskiem, że ten pomidor świeci jak słońce. Na kolejnych zdjęciach, ukrojony arbuz czule wylądował na kanapce z masłem. Kolejne zdjęcie – dwie kanapki z szynką i pomidorem, zwrócone do siebie nadgryzionymi kawałkami. Zatytułowałem je „mój krzyk jest większy niż twój”. Dalej były dwie kolejne kanapki, tym razem z kiełbasą, pomidorem i keczupem. Mogło być ich więcej, niemniej relacjonuję przeszłość po niemal roku, wyłącznie w oparciu o zdjęcia, a nie pamięć z tych chwil. Kolejne zdjęcie to kadr na pusty talerz, pomazany resztkami keczupu. Śmierć w turbanie. Taki tytuł byłby odpowiedni, choć przyznam że wymyśliłem go teraz, pisząc ten rozdział. Kolejne zdjęcia: tacka z częściowo odkrojonym sernikiem pt „PAC-MAN matter’s” i kolejne po częściowej konsumpcji „Ticket to the moon”. Tak, jedzenie smakowało wtedy KOSMICZNIE!

 

19.VI.2020 r. na drewnianej tacce, pokrojona biała i czerwona papryka, ułożona w kształcie serca. W tle nóż leżący na obieraczce do ziemniaków. Tego samego dnia: fotografia pustej deski do krojenia (drewniana, ta bambusowa, ona będzie stanowiła częste tło kolejnych setek zdjęć stworzonych w stanie prze!jedzenia), pokryta sokiem i resztkami pomidorów. Pestki pomidorów, niczym łzy, pokrywają deskę. Tak, wtedy musiałem przeżywać melancholię.

 

26.VI.2020 r. biały porcelanowy talerzyk ze złotą obwódką, na nim dwie połówki rogalika połączone plecami niczym zadkiem, z masłem, okruszonym plasterkami kiełbasy żywieckiej. Przypomina motylka, to taki przypis dla tych, którzy mając słabo wykształconą wyobraźnię, wzięli się za lekturę ją wymagającej. Zaraz, to to nie jest historia oparta na faktach?? Wątpliwości mieć będziesz – powiedział Yoda po raz drugi. Kur jeszcze nie zapiał. No dobra, teraz zapiał, nie zsynchronizował się obraz z wokalem.

 

***

 

Dygresja z przyszłości: powinienem był wrzucić na fantastkę cały wstęp, a nie z pominięciem definicji prze!.wiadomo.co i skróceniem tekstu. Kontekst wypadł, słuszna uwaga z komentarza, że niby nie wiadomo o co chodzi, tak, to nie była dobra decyzja by ucinać wstęp. Btw. Muszę zarejestrować tą domenę. prze!wiadomo.co znaczy. I mogłem kurwa przeedytować te jebane akapity, ale z telefonu wklejałem i kurwa już mi się nie chciało, i za dużo przekleństw, no kurwa jak zwykle za dużo przekleństw, jakby kurwa świat był piękny i nie było na co kląć, inflacja 7% ludzie obudźcie się kurwa, ja kiedyś mówiłem motyla noga, ale przez ten jebany rząd rzucam kurwami, wy też się obudżcie, wiadomo było że się wkurwią, zwłaszcza za te przekleństwa i brak kurwa tych jebanych pauz przed dialogami, zwłaszcza Regulatorzy, musiała się wkurwić, już widzę, jak jej gula urosła na szyi z czerwoności, jak widziała te kurwy na kurwie bez sensu wlejone tu i ówdzie i brak tych pauz i pewnie teraz jak to czyta to się wkurwia, bo może do niej właśnie dochodzi że to jednak jest figielek, a nawet nie skomentowała poprzedniego tekstu mam tylko nadzieję że przeze mnie jej ta gula na szyi nie pękła (napisałem najpierw pęknęła, ale uznałem, że jakbyś to przeczytała, to by Ci druga gula z drugiej strony szyi pękła vel pęknęła, więc łaskawie zamieniłem ten wyraz pęknęła na pękła, choć IMHO WTF) i w każdym razie, z powodu braku tego komentarza poczułem zajebistą urazę, ja myślę że przez to zdanie że jest takie długie i że przed że nie dałem przecinka i bez sensu i z niewłaściwą interpunkcją, jest to zdanie i takie długie takie to Regulatorzy właśnie rośnie trzecia gula na szyi. hehehehehehehe figielek. Na początku w drugim akapicie już napisałem, że to figielek. Teraz skomentuj, a co I dare You! :) Dżizus nawet jakiemuś dwudziesto siedmiolatkowi musiałem tłumaczyć w komentarzu, że to chodzi o opowiadanie napisane przez paranoika. To oczywiste przecież. Czy nie? – Wątpliwości mieć będziecie – powiedział Yoda po raz trzeci. I wtedy, kur zapiał. Po raz trzeci. kurtyna.

 

*** (tak wiem że to się daje na środku, ale postanowiłem, że od tej pory we wszystkich mych utworach słownych, zamiast trzech kropek, będę dawał osiem kropek pauzę i trzy kropki.

 

Sufler podpowiada, dla tych którzy nie przeczytali poprzedniego postu na fantastyce, to przeczytajcie se, nie będę spolerował.

 

***** ***

Wracamy z powrotem do VI.2020 r. i t tu jest faktyczny koniec dygresji powyższej z przyszłości.

 

Otóż dzień później, tj. roku pańskiego 2020, w czerwcową porą, raczej nocną, w dniu dwudziestym siódmym, powstało pierwsze, klasyczne, dzieło, które zatytułowałem „wisienka na torcie”.

 

Wisienką była mała czerwona papryczka z pikantnym serkiem w środku. A tortem był kawałek pasztetowej (tej borowikowej), wielkości pięści, jeszcze opakowanej w to materiałowe opakowanie, z którego od góry wylewała się pasztetowa, na którym to opakowaniu widniał napis „o smaku”. Naprawdę jest tam taki napis! No ba, zajebiście smakowało. Wpierdoliłemcałytentortokurwa!. Walory estetyczne zdjęcia podkreśla, że w tle była szklana butelka, zroszoną wodą, niczym spocony tors. Kobiecy. Lub nie. Wybór należy do Ciebie. Tak, to był sukces. Zdjęcie to nominowałem do kategorii sztuki. Oczywiście sam sobie go nominowałem. Przypis do gentelmanów, którzy mają swój tajemny, masoński klub, rozliczający się w walucie dzieł sztuki. Dejcie panocki, drogie gentlejmenki 18.000.000 sryliardów.  Deeejcie. Albo nie: taaanio tanio sprzedam. 17.999.999 srylionów?

Cena. To coś co nas podnieca. Cena. To coś co nas roznieca.

Ten temat wałkowałem i wtedy gdy nie byłem prze!wiadomo.jaki [(przypisek: sprawdzić, czy da się kupić domenę z sufiksem .jaki ). Jaki jestem? Jaki Jaki kurwa patryk. Patyk znaczy. A chuj tam ***** *** i *********** też. ] Tak pamiętam z matematyki nawiasy. Mama mnie tego nauczyła. Nie Tata.

Jakbym miał zrobić listę rzeczy, które zrobiłem z Mamą, a które zrobiłem z Tatą, to jedna kartka byłaby pełna, a druga byłaby prawie pusta.

Gdy piszę, te słowa, te dygresje z przyszłości, i wpłacam je teraz, nagle, w tą powieść pisaną w jakimś czasie przeszłym, wbijając oderwany od powyższego fragmentu i tego który był lub będzie dodany poniżej, akurat teraz tu i w ten fragment książki, to czytelniku wiedz, że gdy piszę te słowa, to jest już trochę później, niż opisywana niżej i wyże historia z lat dwa tysiące dwudziestych, gdyż historia wklejona akurat w tym fragmencie książki, odnosi się do zupełnie innych czasów, bo niewątpliwie były inne, tj. odnosi się on do roku dwa tysiące dwudziestego pierwszego, w którym wydarzyło się zupełnie co innego niż w roku dwa tysiące dwudziestych r., bo w roku dwatysiące dwudziestym pierwszym r. zmarł mój Tata, a w roku dwa tysiące dwudziestym zmarła moja Mama, a co Mama to nie Tata i stąd ta różnica zasadnicza. Btw oglądałem ostatnio koncert Maty. Zajebisty, respect Mata, gombao gombao. ps: Ciekawe czy Regulatorzy urosła czwarta gula :)

 

Tu jest dalszy fragment tej powieści, ale póki co …

 

(KONIEC)

 

 

btw kto sprawdził ile razy co za każdym razem mówił Yoda? (podpowiedzi w tekście).

***** ***

Dygresja z przyszłości: komentarz do wyżej wymienionej dygresji, czyniony w zupełnie innym czasie, niż czas, w którym powstała powyższa dygresja w tym paranoicznym opowiadaniu. Otóż Drogi Czytelniku. Otóż także i dziś. W tej dacie pewnej, obecnie potwierdzam, że wrzuciłem fragment tego tekstu, w nieakceptowalnej formie bez akapitów i pauz przed dialogami (nie do wiary powiecie), z licznymi mało eleganckimi, by nie rzec – ordynarnymi przekleństwami, na portal, fantastyka.pl W dodatku niewiele tam było fantastyki.

Nie skomentowała.

Czekałem, na ten komentarz Pani/Panie R. I needed it! I wanteeed it!!!! Podzieliłem się wtedy emocjami!!! Tymi najgorszymi…. Moją depresją. I paranoją. Wrzuciłem to do mojej szuflady. Tej w której krasnoludki czytają! Siedzą sobie w tej szufladzince, w której zza szuflady słychać tylko szept czytającego rękopis, a ci siedzący w środku słuchają, kto wie, i to może słuchają pod kocykiem, przy świeczce – oohhh how romantic. Moja szuflado, ty jesteś jak zdrowie! Tyle Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił. I’m back motherfuckers!!!!! Michalus is back to school baby!!! Spoiler alert, parental advisory! Im dalej, tym będzie dużo dużo więcej przekleństw!

Figielek.: ***** *** i przecinki!  

8ooooo

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

 

mogłem kurwa przeedytować te jebane akapity, ale z telefonu wklejałem i kurwa już mi się nie chciało, i za dużo przekleństw, no kurwa jak zwykle za dużo przekleństw,

Dla mnie ten tekst to czysta frustracja autora, nieodpornego na krytykę pod poprzednimi tekstami. Co tu więcej można dodać. 

→ Niby komentuję opowiadanie, ale rzecz oczywista, że dane fragmenty są oparte na faktach ;) 

Mam zupełnie gdzieś, czy pisałeś ten tekst na laptopie, na tablecie, na telefonie czy na taborecie, serio. Publikujesz coś, bo coś jest tu najlepszym określeniem i nawet nie zadbasz o fundamentalne zasady pisowni. Wstaw ścianę tekstu z licznymi błędami (te interpunkcyjne to błahostka w porównaniu z innymi), olej akapity, olej jakąkolwiek stylistykę, po czym napisz tekst, że komuś “gula skoczyła” po przeczytaniu Prze!jedzenia. Odnoszę wrażenie, że jedyne komu ta gula skoczyła, to autorowi. 

Strata czasu, tyle.

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Oj widzę, że Kolega nie ma w ogóle poczucia humoru. Wkleiłem pierwszy tekst bez jednego akapitu nie z lenistwa, lecz w 100% celowo, spodziewając się oczywistych gromów, by móc do tego nawiązać w drugiej części. Podpowiedź jest we wstępie, w drugim akapicie, że jest to nic innego, jak figielek, mrugnięcie okiem do forumowych autorytetów robiących czarną korekcyjną robotę. ;) ps: dzięki za lekturę

Oj widzę, że Kolega nie ma w ogóle poczucia humoru.

→ Jeśli nie śmieszy cię mój żart = nie masz poczucia humoru!!! I to nawet w ogóle!!! :D 

Twój do mnie nie przemawia, Autorze. 

 

Wpływa na to pewna forma wulgaryzmu co do tych podziękowań. I nie, nie mam nic do przekleństw, jeżeli są one dopasowane do pewnej konwencji, a tutaj? 

Kojarzę poprzedni tekst, bo również miałem okazję go przeczytać i się wypowiedzieć, ale za taką korekcyjną robotę przynajmniej ja nie byłbym zadowolony, ale dobra, zostawmy to. 

Jak wspomniałem, tekst przypomina mi bardziej formę pewnej frustracji niż humoru, ale to już subiektywna opinia. 

 

Wkleiłem pierwszy tekst bez jednego akapitu nie z lenistwa, lecz w 100% celowo, spodziewając się oczywistych gromów, by móc do tego nawiązać w drugiej części.

→ To nie lepiej po prostu poprawić poprzedni tekst? No okej, nic mi do tego, ale w mojej opinii ta teoria o pierwszym, specjalnie tak napisanym tekście wydaje się wymyślona po jego publikacji ;) Powodzenia w następnych publikacjach. 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Czy to był plan? Czy improwizacja? Wątpliwości mieć będziesz… ;) Pierwszy tekst oznaczyłem jako fragment. Za dużo podpowiedzi zepsułoby figielek. Ale… nawiąże do tego w 3x części. ;)

Strach się bać ;) 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

..odpowiedzi szukajcie i znajdziecie w… części x3 ;) tym razem serio (na szczęście i oby) ostatniej?

Cześć!

 

Nie wiem, w jakim celu napisałeś ten tekst i co chciałeś przekazać. Pod względem technicznym jest gorzej niż źle. Początek może jeszcze wzbudzać lekkie zainteresowanie i nadzieję na jakiś interesujący przekaz czy eksperyment literacki, ale ostatecznie ta historia okazała się opisem efektów palenia marihuany i zlepkiem dziwacznych żalów bohatera przekazanych w sposób wyjątkowo wulgarny. Moim zdaniem zawarte w tekście dygresje są bezsensowne.

Alicella, dzięki za lekturę i komentarz. Powiem tak: zygu zygu marcheweczka! Zapraszam do lektury części 3x, wówczas ów eksperyment nabiera zaskakującego sensu. A przynajmniej taką nadzieję wyraża autor…

Nowa Fantastyka