- Opowiadanie: Gekikara - Bardzo długie zwiastowanie

Bardzo długie zwiastowanie

Dawno już nie musiałem zmieścić historii w takim limicie znaków i sądzę, że jest to nie lada wyzwanie. Niemniej jednak się udało, a z jakim skutkiem, to już pozostawiam waszej ocenie. 

 

Użyte słowa/zwroty to między innymi: Święty Mikołaj, niezapowiedziany gość, prezenty, wiara, elf. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bardzo długie zwiastowanie

Warszawa 1883

Ogień przygasł. Przez wnętrze kamienicy przemknął powiew listopadowego powietrza, zaskrzypiały sfatygowane okiennice. Chłód obejmował izbę za izbą, wdzierał się do sypialni, wślizgiwał pod pierzyny, a potem ruszał dalej, jakby kogoś szukał.

Zatrzymał się dopiero wówczas, kiedy znalazł młodą kobietę okrytą kocami, przysypiającą nad książką. Pierwsze, co zrobił, to zgasił płomień naftowej lampy. A potem zaczął szeptać:

– Mario, zbudź się. Mario, zbudź się – powtarzał, ale ta zdawała się go nie słyszeć. – Mario!

Wołanie wyrwało dziewczynę z drzemki. Wyrwało ją też z fotela, a książka, dotychczas spoczywająca na podołku, uderzyła z hukiem o podłogę. Maria zamrugała, przetarła oczy i rozejrzała się po pokoju, ale nie zauważyła nikogo.

– Kto woła? – zapytała, choć cicho, niepewna, czy aby głos nie był tylko fragmentem snu.

– Tutaj, Mario.

Dziewczyna spojrzała nerwowo w róg pomieszczenia. Była tam jedynie pustka.

– Nikogo tu nie ma – powiedziała do siebie, uznając, że przemęczony umysł płata jej figle.

– Ależ jestem.

– Wcale nie – odparła, zmierzając do łóżka.

Winna się przestraszyć, wręcz byłoby to w dobrym tonie zważywszy na naturę sytuacji, ale jej racjonalny umysł tak dalece przekonany był o nieistnieniu nadnaturalnego pierwiastka rzeczy, że zamknęła się na tę możliwość.

– Spójrz, Mario – powiedział głos, a w miejscu, z którego dobiegał, pojawiła się szybko rosnąca świetlista łuna.

– Chyba śnię. – Dziewczyna uszczypnęła się w policzek.

– Raduj się, Mario, bowiem zostałaś wywyższona. Oto poczniesz i porodzisz syna… – deklamował głos.

– Jakże to, skoro nie mam męża? – Maria weszła mu w słowo. – Poza tym ja mam plany, ambicje. Siostra zamierza wyjechać do Paryża, a i mnie się to widzi. To nie czas na dzieci. Może później, jak odbiorę edukację i znajdę kogoś odpowiedniego, ale teraz? – Pokręciła głową.

– Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Pana, Boga Najwyższego…

– Skoro już przy tym jesteśmy – przerwała głosowi po raz drugi, ucinając jego próby wyjaśnień. – Koncepcja istnienia niepoznawalnego absolutu, który ludzie określają Bogiem, kłóci się ze zdobyczami nauki i moim doświadczeniem… To stąd ten sen? Za dużo myślę o mateczce, wszak ona była żarliwie wierząca. Muszę się położyć.

Dziewczyna odwróciła się plecami do światła i wśliznęła pod pierzynę. Głowę otuliła poduchą, aby blask – będący, jak sądziła, wytworem halucynacji wynikłych z przeforsowania – nie przeszkadzał jej w zaśnięciu.

Głos już nic nie mówił. Świetlista łuna wkrótce zniknęła, a chłód przyłączył się do strumienia powietrza ulatującego na zewnątrz przez szczelinę we framudze.

Anioł Gabriel sięgnął po swój metafizyczny notatnik i wykreślił pierwsze nazwisko z listy. Maria Skłodowska.

– No nic – powiedział do siebie. – Poprzednio też nie udało się za pierwszym razem.

 

 

Chicago 2009

Rześki podmuch od strony jeziora Michigan wydął firany w oknach niczym żagle zaciągnięte na maszt. Gabriel dyskretnie wśliznął się do środka, niewidzialny i prawie niesłyszalny. W jednej chwili ogarnął spojrzeniem całe pomieszczenie. Ściany obklejone wizerunkami bladych mężczyzn z absurdalnymi fryzurami kazały mu wątpić w gust estetyczny osoby, która zajmowała ten pokój.

Jednak by kwestionować – nawet w myślach – wybór kandydatki nie miał odwagi, wszak listę przygotowała administracja Urzędu do spraw Doczesnych i Wiecznych, a z tą chyba tylko sam Pan miałby siłę dyskutować, zwłaszcza, że każdy wniosek wymagał spełnienia bezmiaru formalności zaś jego rozpatrzenie potrafiło trwać całą wieczność.

Pogodziwszy się więc z ewentualnością, iż Zbawicielowi przyjdzie ponownie dorastać w tak specyficznie urządzonym miejscu, Gabriel postanowił wykorzystać zdobycze obserwacji dla dobra sprawy i oblekł się w ciało.

– Mario, zbudź się! – zawołał, stanąwszy nad łóżkiem. Po kilkunastu nieudanych próbach uznał, że nie ma co zaczynać subtelniej.

Dziewczyna obudziła się z przestrachem, jednak gdy tylko ujrzała jaśniejące światłem oblicze anioła, na jej twarz wstąpił błogi uśmiech.

– Raduj się, bo zostałaś wybrana… – rozpoczął anioł. 

Maria zaczęła piszczeć. Gabriel nie miał pojęcia, co miała oznaczać ta reakcja.

– Przepraszam – powiedziała dziewczyna, gdy zdążyła się już uspokoić. – Śniłam o tym wiele razy. I wiedziałam, wiedziałam, że coś w tym musi być! Wierzyłam, że w końcu ktoś z was się pojawi.

Gabriel poczuł ekscytację. Niewiasta przed nim z utęsknieniem wyczekiwała Bożego posłańca! Z pewnością silna musiała być jej wiara i miłość do Najwyższego.

Anioł musiał przyznać, że zadanie, do którego został oddelegowany, nieco mu ciążyło. Kolejne kandydatki odrzucały wolę Pana, realizacja przygotowywanego przez ostatnie millenia projektu Powtórnego Przyjścia opóźniała się, a pośród anielskich chórów pobrzmiewały plotki o tym, jak to Gabriel stracił formę, a nawet, że może Łaska Pańska zaczęła go opuszczać.

Ale teraz wszystko to miało się zakończyć.

– Przyjmujesz więc powierzoną ci rolę?

– Tak – odpowiedziała dziewczyna, prostując plecy i zadzierając głowę. – Przemień mnie – dodała z zamkniętymi oczami, odgarnąwszy włosy spływające na szyję.

– Dobrze, a więc… – Gabriel odchrząknął, po czym kontynuował podniosłym tonem: – Niech Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego wypełni cię. Oto poczniesz i porodzisz syna…

– Czekaj! – wrzasnęła Maria i odskoczyła jak poparzona. Przetoczyła się przez łóżko i spadła po przeciwnej stronie, po czym wychyliła się tylko na tyle, by jej spojrzenie ponad materacem mogło uchwycić niezapowiedzianego gościa. – Myślałam, że ty nie z tych. Nie jestem gotowa na dziecko! Nie, nie… Nie! Całkiem nie tego oczekiwałam!

Gabriel poczuł, jak we wnętrzu jego tymczasowego ciała rodzi się żar, którego nie potrafił określić. Nie było to uczucie wcześniej mu znane.

– A czego oczekiwałaś, niewiasto? – syknął. – Z kimże mogłaś mnie pomylić?

– No… z nimi. – Dziewczyna wskazała zdjęcia na ścianie. – Myślałam, że jesteś jednym z nich i przyszedłeś mnie przemienić. W wampira, to znaczy.

Anioł zacisnął usta w obawie, że wewnętrzny żar zmieni się w ogień, który spopieli bluźnierczynię, a na niego sprowadzi gniew Boży, lub, co gorsza, kontrolę z Urzędu.

– Jestem aniołem Pańskim – wycedził przez zęby.

– Aniołem – powtórzyła dziewczyna, kiwając głową, jakby już wszystko rozumiała. – Czyli to jednak sen.

Gabriel pstryknął palcami i dziewczyna padła nieprzytomna, a on, odrzuciwszy w tej samej chwili ludzką formę, przemierzał przestrzeń w swojej prawdziwej postaci, jako czysta energia manifestująca się w wibracjach cząstek – tym razem dość chaotycznych i szarpanych, ponieważ daleki był od opanowania.

Lista skurczyła się o kolejną pozycję, a nowych nazwisk brakowało, więc po raz drugi będzie musiał zwrócić się po nie do administracji. Ta wizyta nie napawała go radością.

Poza tym nie mógł pozbyć się uporczywie powracającej myśli, że coś tu było nie tak.

 

 

Tokio 2126

W mieszkaniu rozchodził się sztuczny zapach sprayu mającego przypominać woń iglastego lasu. Luminescencyjna choinka lewitowała nad stosem prezentów, a opodal holograficznego kominka spacerowała skarpeta pełna słodyczy.

Anioł Gabriel ledwie zwrócił uwagę na te cuda, ujmując je w myślach jako kolejną z powierzchownych zmian, jakie obserwował już nieraz w trakcie swojej misji, która nieoczekiwanie rozciągnęła się na całe stulecia.

Skupiony na celu, uniósł się ponad parkiet salonu i zatoczył koło nad balustradą, która zabezpieczała korzystających z otwartego korytarza na piętrze przed niefortunnym upadkiem z trzech metrów. 

Kiedy znalazł dziewczynę, kolejną o imieniu Maria – raz wybranym i niezmiennie powtarzającym się przy kolejnych pozycjach z listy, ponieważ ostatnie, co aprobował Urząd, to zmiany – ta już spała, dokładnie jak dwadzieścia dziewięć poprzednich.

Jak to mówią: do trzydziestu razy sztuka – a przynajmniej dla Gabriela była to ostateczna próba, która, jeżeli zakończy się niepomyślnie, mogła doprowadzić nawet do jego strącenia. Łaska Najwyższego była wielka, lecz nie nieskończona.

– Mario, pobudka – zaczął i potrząsnął delikatnie ramieniem nastolatki. – Nic z tego? W takim razie…

Zamiast budzić Marię i sprowadzać jej świadomość do rzeczywistości, Gabriel postanowił własną jaźń przelać do snu dziewczyny.

Otuliło go ciepłe, żółte światło świec i ognia rozpalonego w całkiem tradycyjnym kominku. Przystrojona jodła zajmowała poczesne miejsce w pobliżu okna, za którym rozpościerał się sielski, nocny krajobraz.

Pod drzewkiem nie było prezentów. Była za to dziewczynka na kocu, która ukradkiem zdejmowała cukierki z choinki, by je czym prędzej pochłonąć.

– Witaj, Mario – rozbrzmiał anielski głos.

– Święty Mikołaj!

Maria, w rzeczywistości nastolatka, ale we śnie dziecko zaledwie, odwróciła się w kierunku anioła, a ten zauważył, że jego forma zmieniła się i wyglądał teraz jak siwobrody, opasły starzec w czerwonym płaszczu. Nie był, co prawda, tym faktem zdziwiony. Ludzie, wykreowani przez Pana na Jego podobieństwo, władali swoimi snami tak, jak On całym bogactwem stworzenia, dlatego też Gabriel preferował spotkania na bardziej neutralnym gruncie.

Tym razem jednak musiał coś zmienić, jeżeli miało mu się udać to, co zamierzał. 

– Mario… Muszę z tobą porozmawiać. Pamiętasz, ile masz lat?

– Sześć, Mikołaju – odpowiedziała dziewczynka, wychodząc spod choinki.

Gabriel powstrzymał westchnienie. To był drugi z powodów, dla których senne wizyty nie należałyby do jego ulubionych. Ludzie zatracali się w wyobrażeniach.

– Nie jestem Mikołajem – odparł Gabriel i udało mu się zwalczyć formę, w którą zapadł. Przyjął postać świetlistego promienia.

– Jesteś elfem? – zapytała Maria, anioł zaś szybko zaprzeczył, by oszczędzić sobie kolejnej transformacji.

– Jestem aniołem, którego przysłał Bóg.

Mała Maria zmarszczyła czoło i wydęła wargi.

– Nigdy o tobie nie słyszałam.

– Przecież obchodzisz Boże Narodzenie? – Gabriel bardziej zapytał niż stwierdził. – Ta choinka…

– Choinkę ubiera się na Gwiazdkę – odparła dziewczynka, wyraźnie rozbawiona. – Wtedy przychodzi Mikołaj i przynosi prezenty! Właśnie na niego czekam. Na pewno nie jesteś Mikołajem? Ani elfem?

Kolejna nietrafiona wybranka! Gabriel miał już swoje podejrzenia i nawet się tego spodziewał, postanowił jednak nie dawać za wygraną. W ten sposób miał zyskać pewność.

– Mogę opowiedzieć ci o Bożym Narodzeniu, jeśli chcesz.

Dziewczynka chciała, więc opowiedział. 

Nie sposób stwierdzić, jak długo to trwało. Czas we śnie płynie inaczej i równie dobrze mogło minąć ledwie kilka minut, choć anioł miał wrażenie, że opowieść zajęła długie godziny.

Kiedy skończył, Maria zrobiła skwaszoną minę.

– Gwiazdka to czas dawania i miłości, Święty Mikołaj odwiedza wszystkie dzieci, które były grzeczne – wyjaśniała. – Twoja historia w ogóle do tego nie pasuje!

Ona nigdy wcześniej nie słyszała Dobrej Nowiny! Ktoś taki nie miał szans znaleźć się na liście! Nawet na ostatnim miejscu… Zwłaszcza na ostatnim miejscu, przy którym można było zakładać, że Gabriel zrobi wszystko, by przekonać dziewczynę. Ktoś chciał mieć pewność, że nie będzie na to nawet najmniejszych szans.

To oznaczało sabotaż. A Gabriel miał odegrać rolę kozła ofiarnego.

Musiał więc działać na własną rękę.

Dokonawszy szybkiego rekonesansu snu Marii, będącego bez wątpienia zlepkiem kadrów ze świątecznych filmów powstałych na długo przed jej urodzeniem, znalazł powieszony na ścianie telefon. Świetnie się składało, ponieważ w jedno miejsce można było zadzwonić z każdej ludzkiej głowy.

Sięgnął po słuchawkę – co w przypadku świetlistego promienia oznaczało tyle, że objął ją blaskiem a ona uniosła się w powietrze – i wybrał numer sześć-sześć-sześć. Po chwili oczekiwania usłyszał głos automatycznej sekretarki:

– Dodzwoniłeś się na Piekielną Gorącą Linię. Nagła pokusa, wciśnij sześć. Kryzys egzystencjalny, wciśnij sześć. Zamiar pełnienia grzechu śmiertelnego, wciśnij sześć. Połączenie z konsultantem zawsze…

– Tu Gabriel. Łączcie mnie z bratem i tak wiem, że podsłuchuje. Zawsze podsłuchiwał.

Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza, którą dopiero po sześciu minutach przerwał głos już od milleniów nie słyszany przez Gabriela:

– Co cię naszło, by dzwonić do potępionego, braciszku? – Lucyfer brzmiał tak, jakby właśnie otworzył butelkę szampana.

– Na górze coś kombinują. Dali mi złą listę. Nie jestem w stanie znaleźć matki na Powtórne Przyjście – wyrzucił z siebie Gabriel. – Wydaje mi się… że ktoś nie chce dopuścić do Końca Świata. A ty przecież powinieneś być tym zainteresowany.

Lucyfer zarechotał i smarknął.

– Tak, zainteresowany. Kilka dekad triumfu, a potem wielka bitwa i ostateczna zagłada, tyle Koniec Świata ma mi do zaoferowania. Tymczasem tatusiek śpi od końca dziewiętnastego wieku, kiedy po raz pierwszy dałeś ciała, krzyżując Jego plany kolejnej manifestacji w postaci człowieka. I co mi się trafiło? Trzy Wojny Światowe, postępująca sekularyzacja, upadek moralny… Nie, braciszku, nie mam zamiaru nic zrobić. Ja wygrywam. Urzędasy z góry zwietrzyły okazję, by przejąć kontrolę i ubolewam nad tym, że jesteś konieczną ofiarą, ale nie mam powodu tego zmieniać.

– Dogadaliście się! – zakrzyknął anioł, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo połączenie zostało zerwane.

 

 

Planeta Sau-Ud 10977

Gabriel został sam. Odcięty od Nieba i jego łask, wzgardzony przez Piekło, utknął w świecie doczesnym i wydawać by się mogło, że nie było już dla niego nadziei – a przynajmniej zdawało się, że tak myślą ci, którzy go wrobili.

Podobno po jego strąceniu powstał cały departament zajmujący się Ponownym Przyjściem, ale Gabriel wiedział, że to tylko pozory, które urzędasy musiały zachować, bo nawet drzemiący Bóg wszystko widzi, choć w nic nie ingeruje.

Bez niebiańskiej wiedzy, bez listy, Gabriel zmuszony był szukać na oślep i nikt nie postawiłby złamanego grosza na to, że mu się powiedzie. On jednak zdawał sobie sprawę z tego, że w nieskończoności czasu prędzej czy później każda historia wydarzy się ponownie.

Ta nadzieja zabrała go tutaj, na biedną i zacofana planetę, stanowiącą istne rubieże cywilizowanego wszechświata. Żył tu lud Szehinidów, ludzi nawykłych do pracy własnych rąk, prostych, a przy tym posiadających coś, co w bardziej światłych zakątkach ludzkiego Imperium było dawno odrzuconym przeżytkiem – religię.

Gdyby aniołowie zapytali Gabriela, czy to on przez kolejne pokolenia nawiedzał w snach tutejszych mędrców, walecznych mężów i bojaźliwe dewotki, by zasiać w nich ziarno wiary, odpowiedziałby bez wahania, że nie miał z tym nic wspólnego. Byłoby to oczywiste kłamstwo, ale zdolność do fałszu była ledwie jedną z wielu, jakich nabył w ciągu ośmiu tysięcy lat, które spędził pośród ludzi.

Unosząc się w zapiaszczonym pustynnym wietrze nad domostwem szesnastoletniej Marah, czekał nocy, gdy na niebie pojawią się dwa bliźniacze księżyce. Dziewczyna miała wkrótce zostać obiecana mężczyźnie imieniem Iosiph. 

Gabriel wiedział, że jeśli Marah przyjmie błogosławieństwo, aniołowie to spostrzegą i ciężarna będzie w niebezpieczeństwie. Odnajdą ją mimo setek możliwych światów i bilionów ludzi, którzy je zamieszkują, ponieważ błyszczeć będzie pośród nich niczym pierwsza gwiazda na nocnym niebie. 

Był jednak dobrej myśli.

Koniec

Komentarze

 

Najważniejsze, że się udało;)

Lożanka bezprenumeratowa

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Cześć, Geki!

 

To co wyłapałem:

prostując plecy i zacierając głowę do góry.

nie miało być “zadzierając”?

Nie było uczucie wcześniej mu znane.

brakuje “to”

– Jestem aniołem Pańskim – wycedził przez zęby.

“Aniołem” chyba też wielką literą

 

Dopóki nie przeczytałem, że chodzi o ponowne przyjście, myślałem, że wciąż starają się zesłać Jezusa po raz pierwszy. To by oznaczało, że nasi narodowcy są aktualnie żydami. Nie jeden orzeszek w głowie by tego nie wytrzymał.

A wracając do opka, to tym razem religia na luzie, mi się podoba. Lekko, z humorem, ale przemyślane.

Pozdrawiam i polecam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo fajny pomysł na opko konkursowe. Faktycznie, jakoś łatwo zapomnieć, skąd wzięła się gwiazdka. Ciekawe, że tak trudno znaleźć chętną kandydatkę, ale chyba od początku na liście były nieodpowiednie osoby.

Babska logika rządzi!

Twój pomysł na prezentację opowiadanej historii (linia czasowo-fabularna/konstrukcja) przypomniał mi trochę "Atlas chmur" Davida Mitchella. Od przeszłości, przez teraźniejszość i przyszłość, po daleką przyszłość. Ale chyba wszyscy fantaści mają jakiś dług u Wellsa (np. w jego "Wehikule czasu").

Przyznam szczerze, że mnie zmyliłeś i leciutko rozczarowałeś, Gekikaro. Rzuciłem okiem na te daty przy rozdziałach, poczułem klimat i zapowiedź czegoś intrygującego (epickości niemal na zaledwie 15 tys. znaków) w pierwszej odsłonie (on wraca w tym oddechu roku 10 tys, coś tam, ale na chwilę), a w pewnym momencie znienacka zacząłeś śmieszkować (wampiry) i pojechałeś w konwencje, w których nie spodziewałem się wylądować.

A przyznam szczerze, taka [ukryta u Ciebie za kulisami] administracyjno-biurokratyczno-satyryczna forma opowieści "anielskich” już mnie nudzi i nie pobudza czytelniczo. Urzędy niebiańskie, piekielne, Anioły i Lucyfery… Tu nie chodzi o Twój tekst, pisałem to już wiele razy na portalu – ta formuła jest zwyczajnie wyświechtana, mało zabawna i spotykana nawet w kabaretach na Polsacie.

A zapowiadało się coś innego, oryginalnego. Ale idźmy dalej.

Pierwsza scena – wybór Skłodowskiej ryzykowny. Taki ukłon dla polskiego czytelnika. W sumie niekonsekwentny, bo oderwany od reszty. Trzeba już było dobierać według takiego klucza i kolejną Marię (przy tych z przyszłości to byłoby oczywiście niemożliwe). Dlaczego Urząd wybrał akurat Skłodowską? Mamy miliony Marii na przestrzeni dziejów (nie tłumaczysz dlaczego akurat w XIX wieku miało się odbyć ponowne nadejście Syna Bożego i koniec świata). Dlaczego właściwie Gabriel nie szukał w innych miejscach tej epoki tylko skakał co kilkaset lat? – a może szukał i opisujesz tylko wybrane przykłady? Ale nie, przecież wspominasz, że miał krótką listę od Urzędu itd. Zacząłem się tutaj zastanawiać czy to znaczy, że nie było żadnych innych chętnych/dostępnych/nadających się kobiet w tychże czasach [np. czasach Skłodowskiej?]. A jeśli to były jedyne próby (te opisane) i tak sobie szukał przez wieki (według jakiego klucza, skoro mu odmawiały?), czy to znaczy, że czas tych narodzin był dowolny i nieważne czy to XIX wiek czy sto dziesiąty? No i ogólnie strasznie niezorientowana w kandydatkach wydała mi się owa administracja Urzędu do spraw Doczesnych i wiecznych, która zna imiona potencjalnych Matek Nowego (bo skoro ma nową matkę to znaczy, że to nie jest ten Chrystus zstępujący z Niebios, żeby przeprowadzić Sąd Ostateczny i zabrać dobrych ludzi do Nieba tylko jakiś nowy, w kolejnym wcieleniu?) Chrystusa, ale nie ma pojęcia, że się zwyczajnie nie nadają. Miałem też inne rozkminy – np. dla kogo ta lekcja z trudnościami znalezienia właściwej Marii poza lekcją dla samego Gabriela skoro ludzie o tym wszystkim nie wiedzą… Dlaczego Bóg do tego dopuszcza w ogóle, wszak chodzi o Apokalipsę i Sąd Ostateczny, zwieńczenie jego planu?!

Wszystkie te rozmyślania szlag trafił, gdy wyjaśniłeś to właściwie jednym zdaniem o spisku urzędników z Lucyferem, podczas gdy Bóg drzemie… Czyli biurowe zmowy, żartobliwy deal niebiańsko-piekielny, który ma opóźniać Koniec Świata. Zrozumiałem, że Twoje poszukiwanie nowej Marii to w sumie ponure (chociaż śmieszkujące), niezgodne z Nowym Testamentem, sprowadzanie Apokalipsy.

Ale to jest bez sensu – bo to w sumie skoro nowa Maria, to i nowy Jezus (a nie ten co siedzi teraz u boku Ojca), czyli pewnie i nowe ukrzyżowanie i poświęcenie za nasze grzechy, więc jeszcze nie ma Końca Świata, którego nie chce Lucyfer?!!! Czyli Lucyfer i urzędnicy powinni pomagać Gabrielowi a nie przeszkadzać!!! Bo jak nie o to chodzi, to o co? Że kolejne Maria rodzi kolejne wcielenie Chrystusa, żeby od dorósł sobie na Ziemi i zrobił Sąd Ostateczny? Tak to chyba tylko antychryst ma przyjść (“Dziecko Rosemary” i filmy “Armia Boga”, “Legion” – coś tam podobnego jest do twojej koncepcji, ale sens inny). Paruzja tak nie wygląda w opisach “ponownego przyjścia Jezusa” w dniu Sądu Ostatecznego. On ma zstąpić z Niebios, tak jak odszedł. Czyli facet w wieku chrystusowym w domyśle.

Strasznie mi się to rozjeżdża logicznie i merytorycznie…

Ok. To może zostawmy to już i przejdźmy do spraw technicznych. Warsztat to Ty masz, Geki, wiesz o tym. To się dobrze czyta. Są tu ładne zdania, jest dobry język, płynność narracji itd. i największy zgrzyt widzę chyba w kompozycji – limit ostro Cię pogonił i ostatnią, najważniejszą odsłonę streściłeś nam po prostu w jakimś takim pospiesznym infodumpie. To się bardzo rzuca w oczy, zwłaszcza po tym, jak sobie pofolgowałeś ze znakami w scenie z Marią od wampirów…

Poza tym kilka spostrzeżeń na plus i minus. Ogólnie to jest oczywiście dobre opowiadanie i nie robiłem walcowania, ale coś tam zawsze się znajdzie i poniżej kilka przykładów.

 

Chłód obejmował izbę za izbą, wdzierał się do sypialni, wślizgiwał pod pierzyny, a potem ruszał dalej, jakby kogoś szukał. Zatrzymał się dopiero wówczas (…)

To jest dobre. Niby personifikacja chłodu, która okazuje się nieprsonifikacją, tylko rzeczywistą postacią Gabriela w jego bezcielesnej postaci.

 

Nie rozumiem za to tej stylizacji epokowej, która przelewa się w jednym miejscu do narracji – Winna się przestraszyć, wręcz byłoby to w dobrym tonie zważywszy… – inaczej to by wyglądało, gdybyś konsekwentnie pobawił się w takie językowe stylizacje w narracji w każdej ze scen, łącznie z tymi dziejącymi się w przyszłości (to byłoby ciekawe nawet w formie – neologizmy itd). Ja wiem, to może być perspektywa Gabriela, przelewająca się do narracji, ale też to nie jest stylizacja konsekwentna.

Zauważyłem również, że masz w tekście naprawdę ładne, klimatyczne zdania, a obok nich takie suche, wydumane, sztywne jak np.: "Pogodziwszy się więc z ewentualnością, iż Zbawicielowi przyjdzie ponownie dorastać w tak specyficznie urządzonym miejscu, Gabriel postanowił wykorzystać zdobycze obserwacji dla dobra sprawy i oblekł się w ciało". 

Zdarzają się też zdania, których konstrukcja wywołuje lekka zawiechę logiczno-przyczynowo-skutkową. Na przykład te:

– Mario, zbudź się! – zawołał, stanąwszy nad łóżkiem. Po kilkunastu nieudanych próbach uznał, że nie ma co zaczynać subtelniej.

Rozumiem, że zaczynasz od końca ciągu przyczynowo-skutkowego i on głośniej zawołał, po kilkunastu nieudanych próbach. Ale równie dobrze można to odczytać, że on zawołał (stanąwszy nad łóżkiem czyli wcześniej budził ją nie stojąc nad łóżkiem?), a po kolejnych kilkunastu próbach coś innego zrobi. No i czytam, co on teraz takiego zrobi, potem czytam, że się Maria obudziła z przestrachem i… nic. I dopiero teraz myślę, aha, to o to chodzi. Ona się przestraszyła tego, że on krzyknął na początku akapitu. 

 

ale zdolność do fałszu była (…)

Hmm. Zdolność do fałszu… Jakoś mi to nie brzmi sensownie. Niby chodzi o zdolność do mówienia nieprawdy, oszukiwania itd. Ale zdolność do fałszu? Fałsz nie jest czynnością. A jak dasz “zdoność do fałszowania”, to zaraz się krytycy muzyczni zlecą…

 

Gabriel wiedział, że jeśli Marah przyjmie błogosławieństwo, aniołowie to spostrzegą i ciężarna będzie w niebezpieczeństwie. Odnajdą ją mimo setek możliwych światów i bilionów ludzi, którzy je zamieszkują, ponieważ błyszczeć będzie pośród nich niczym pierwsza gwiazda na nocnym niebie. 

Pierwsza gwiazda to Jutrzenka, czyli Lucyfer. Ja się serio gubię w Twojej symbolice, Geki.

 

Więcej już nie będę grzebał. W swojej wymowie tekst mi się trochę rozjechał. Jest na pewno napisany na wysokim poziomie warsztatowym, ale konwencja (anielskiej biurokracji, gadających przez telefon aniołów z diabłami, a wszystko to niby humorystyczne – niby klimatyczne) i nieco pogubiony sens oraz przesłanie obniżają wrażenia ogólne. 

Ale klika to spokojnie daję bez wahania.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Widzę, że Maras ma sporo wątpliwości co do tekstu. Ja aż tak głęboko symboliki nie analizowałem, Ba!, w ogóle nie analizowałem, bo postanowiłem dobrze się bawić, czytając Twój tekst. I bawiłem się dobrze, bo warsztat masz IMHO świetny i historia w zasadzie sama się czyta.

Pierwszym zwiastowaniem mnie zaskoczyłeś, drugim mniej, trzecim w ogóle, a czwartym, cóż, domknąłeś historię w sposób w jaki się spodziewałem, choć akurat matactw Gabriela na rzecz wyhodowania sobie wiernej, która przyjmie błogosławieństwo, to się akurat nie spodziewałem :)

Dobrze się czytało, klikam i pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Ambush

 

Koalo

 

Krokusie

 

Dopóki nie przeczytałem, że chodzi o ponowne przyjście, myślałem, że wciąż starają się zesłać Jezusa po raz pierwszy. To by oznaczało, że nasi narodowcy są aktualnie żydami. Nie jeden orzeszek w głowie by tego nie wytrzymał.

Wielu narodowcom wystarcz powiedzieć, że Jezus był Żydem, aby taki efekt uzyskać. :)

 

A wracając do opka, to tym razem religia na luzie, mi się podoba. Lekko, z humorem, ale przemyślane.

I takie tez być miało. :)

 

Finkla

Bardzo fajny pomysł na opko konkursowe. Faktycznie, jakoś łatwo zapomnieć, skąd wzięła się gwiazdka. Ciekawe, że tak trudno znaleźć chętną kandydatkę, ale chyba od początku na liście były nieodpowiednie osoby.

Podziękował. :)

A co do kandydatek to podejrzewam, że obecnie Gabriel miałby nie lada wyzwanie! Ale fakt, od początku na liście znajdowały się nieodpowiednie osoby, co zresztą jest w tekście zasugerowane. :)

 

Marasie, oj, Marasie…

Przyznam szczerze, że mnie zmyliłeś i leciutko rozczarowałeś, Gekikaro. Rzuciłem okiem na te daty przy rozdziałach, poczułem klimat i zapowiedź czegoś intrygującego

Oj, to chyba coś jak moje oczekiwanie sci-fi względem twojego opowiadania, ale potrafiłem oderwać się od swoich oczekiwań, by raczyć się opowieścią. Poza tym co to za dziwny sposób czytania, najpierw tytuły podrozdziałów? Sam sobie zrobiłeś niedźwiedzią przysługę. :P

Przypomniało mi to o tym:

 

a w pewnym momencie znienacka zacząłeś szmieszkować (wampiry)

Absolutnie! Zacząłem śmieszkować o wiele wcześniej, gdzieś od momentu:

– Mario, zbudź się. Mario, zbudź się – powtarzał, ale ta zdawała się go nie słyszeć. – Mario!

Wołanie wyrwało dziewczynę z drzemki. Wyrwało ją też z fotela…

Żeby już nie wspomnieć o samym tytule.

 

A przyznam szczerze, taka [ukryta u Ciebie za kulisami] administracyjno-biurokratyczno-satyryczna forma opowieści "anielskich” już mnie nudzi i nie pobudza czytelniczo. Urzędy niebiańskie, piekielne, Anioły i Lucyfery… Tu nie chodzi o Twój tekst, pisałem to już wiele razy na portalu – ta formuła jest zwyczajnie wyświechtana, mało zabawna i spotykana nawet w kabaretach na Polsacie.

Kabaretów nie oglądam, więc trudno mi będzie porównać, jednak komizm mojego tekstu w ogóle nie polegał na anielskiej administracji, która – bądź co bądź – okazała się głównym antagonistą.

Poza tym, ponoć dobry żart się nie starzeje. ;)

Mnie osobiście Lucyferów i aniołów nigdy za mało i już dawno (daaaawno, takie liczone w nastu– latach) chciałem napisać opowiadanie o kłopotach w znalezieniu kandydatki na ponowne przyjście.

 

W sumie niekonsekwentny, bo oderwany od reszty.

Dlaczego? Bo Skłodowska jest postacią historyczną? Nie rozumiem tej niekonsekwencji, o której mówisz. Założyłeś, że pozostałe Marie też będą kobietami nauki?

Konsekwencji w tym wyborze jest sporo, bo każda Maria z jakiegoś powodu nie przyjmuje oferty Gabriela, acz te powodu są różne – czy to racjonalizm i chęć zrobienia kariery naukowej; czy to pewne bluźniercze i hedonistyczne ciągoty; czy po prostu brak wiary i w ogóle wiedzy o Jezusie.

 

Trzeba już było dobierać według takiego klucza i kolejną Marię (przy tych z przyszłości to byłoby oczywiście niemożliwe)

Tak właśnie są wybrane, tylko ten klucz sobie inaczej obmyśliłeś i w sumie nie wiem czemu. Co innego gdybyśmy obserwowali dwie scenki z uczonymi, wtedy można założyć pewną regułę – i niekonsekwencję wynikającą z jej złamania.

 

Dlaczego Urząd wybrał akurat Skłodowską?

Dlatego, że najpewniej odrzuciłaby propozycję (Skłodowska była zdeklarowaną ateistką), a przecież Urzędowi nie zależy na tym, by misja Gabriela się powiodła i to raczej jasno wynika z tekstu.

 

Mamy miliony Marii na przestrzeni dziejów (nie tłumaczysz dlaczego akurat w XIX wieku miało się odbyć ponowne nadejście Syna Bożego i koniec świata).

Serio, to wymaga tłumaczenia? Dobra data jak każda inna. Ale jeśli musisz ją czymś uzasadnić, to niech to będzie fin de siecle i typowo polską, pesymistyczną wizją schyłku wieku.

Dlaczego właściwie Gabriel nie szukał w innych miejscach tej epoki tylko skakał co kilkaset lat? – a może szukał i opisujesz tylko wybrane przykłady? Ale nie, przecież wspominasz, że miał krótką listę od Urzędu itd.

Krótki, długi – to pojęcia względne. Krótki jest czas historii człowieka w porównaniu do historii życia na Ziemi. ;)

W tekście wprost pada, że pierwsza opisana próba była… pierwszą. Druga – kilkunastą. Trzecia – trzydziestą.

 

Zacząłem się tutaj zastanawiać czy to znaczy, że nie było żadnych innych chętnych/dostępnych/nadających się kobiet w tychże czasach [np. czasach Skłodowskiej?].

Wszak matka Zbawiciela to nie byle jaka persona i nie każda może zostać na nią wybrana. Niestety, szczegółowych wytycznych urzędu co do tej sprawy nie opisałem, jak i domyślam się, że to oficjalne różniły sie o sto osiemdziesiąt stopni od tych, które rzeczywiście były użyte, ale większej ilości wybranych urząd wybrać nie mógł, bo to własnie byłoby podejrzane!

Przyjmij na potrzeby obliczeń, że “odpowiednia” osoba pojawiała się mniej więcej raz na dekadę. :)

 

No i ogólnie strasznie niezorientowana w kandydatkach wydała mi się owa administracja Urzędu do spraw Doczesnych i wiecznych, która zna imiona potencjalnych Matek Nowego […] Chrystusa, ale nie ma pojęcia, że się zwyczajnie nie nadają

Toż to jest wyjaśnione… Czy to opis twojego wrażenia w trakcie lektury? Bo nie rozumiem tego zarzutu.

 

(bo skoro ma nową matkę to znaczy, że to nie jest ten Chrystus zstępujący z Niebios, żeby przeprowadzić Sąd Ostateczny i zabrać dobrych ludzi do Nieba tylko jakiś nowy, w kolejnym wcieleniu?)

A czemuż to drugie zstąpienie z niebios miałoby się odbywac inaczej niż pierwsze (zważ, że zgodnie z koncepcją Trójcy Świętej – Chrystus istniał od zawsze)?

Poza tym luźno nawiązuję tutaj do fragmentu Apokalipsy traktującego o Niewieście obleczonej w słońce:

1 Potem wielki znak się ukazał na niebie:

Niewiasta2 obleczona w słońce

i księżyc pod jej stopami,

a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.

2 A jest brzemienna.

I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.

3 I inny znak się ukazał na niebie:

Oto wielki Smok3 barwy ognia,

mający siedem głów i dziesięć rogów

– a na głowach jego siedem diademów.

4 I ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba:

i rzucił je na ziemię.

I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą,

ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię.

5 I porodziła Syna – Mężczyznę,

który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną.

I zostało porwane jej Dziecię do Boga

i do Jego tronu4.

 

Dlaczego Bóg do tego dopuszcza w ogóle, wszak chodzi o Apokalipsę i Sąd Ostateczny, zwieńczenie jego planu?!

Dlaczego Bóg dopuścił do skuszenia Ewy przez Węża? Dlaczego Bóg dopuszcza do czegokolwiek?

 

Wszystkie te rozmyślania szlag trafił, gdy wyjaśniłeś to właściwie jednym zdaniem o spisku urzędników z Lucyferem, podczas gdy Bóg drzemie… Czyli biurowe zmowy, żartobliwy deal niebiańsko-piekielny, który ma opóźniać Koniec Świata. Zrozumiałem, że Twoje poszukiwanie nowej Marii to w sumie ponure (chociaż śmieszkujące), niezgodne z Nowym Testamentem, sprowadzanie Apokalipsy.

Tekst od początku do końca ma żartobliwy ton, więc trochę mnie dziwi to zdziwienie, że konkluzja też taka była.

Co do podkreślonego fragmentu, to odsyłam do cytatu wyżej.

 

Ale to jest bez sensu – bo to w sumie skoro nowa Maria, to i nowy Jezus (a nie ten co siedzi teraz u boku Ojca), czyli pewnie i nowe ukrzyżowanie i poświęcenie za nasze grzechy, więc jeszcze nie ma Końca Świata, którego nie chce Lucyfer?!!! Czyli Lucyfer i urzędnicy powinni pomagać Gabrielowi a nie przeszkadzać!!! Bo jak nie o to chodzi, to o co? Że kolejne Maria rodzi kolejne wcielenie Chrystusa, żeby od dorósł sobie na Ziemi i zrobił Sąd Ostateczny? Tak to chyba tylko antychryst ma przyjść (“Dziecko Rosemary” i filmy “Armia Boga”, “Legion” – coś tam podobnego jest do twojej koncepcji, ale sens inny).

Marasie, bo zacznę podejrzewać, że swoje stanowisko o zgodności z NT popierasz filmami…

Poza tym dlaczego mieliby mu pomagać a nie przeszkadzać? No, w sumie mieli mu pomagać – ale zorientowali się, że im ten Koniec Świata wcale nie jest na rękę i że nic tym nie zyskują.

 

Strasznie mi się to rozjeżdża logicznie i merytorycznie…

Szczerze, to mnogość interpretacji tekstów biblijnych jest tak znaczna, że widzę tu tylko rozjazd z oczekiwaniami marasa.

 

limit ostro Cię pogonił i ostatnią, najważniejszą odsłonę streściłeś nam po prostu w jakimś takim pospiesznym infodumpie

W ogóle ludzie jakoś tak traktują moje zakończenia, tymczasem naprawdę powiedziałem wszystko to, co do powiedzenia miałem i spuentowałem tak, jak to sobie obmyśliłem.

 

Rozumiem, że zaczynasz od końca ciągu przyczynowo-skutkowego i on głośniej zawołał, po kilkunastu nieudanych próbach.

Nie. Po kilkunastu nieudanych próbach z innymi Mariami przestał silić się na subtelności. Może powinienem to dookreślic, ale wydawało mi się jasne.

 

Hmm. Zdolność do fałszu… Jakoś mi to nie brzmi sensownie. Niby chodzi o zdolność do mówienia nieprawdy, oszukiwania itd. Ale zdolność do fałszu? Fałsz nie jest czynnością.

Oczywiście, że fałsz nie jest czynnością. Tak jak kłamstwo nie jest czynnością. Ale fałszowanie (twój przykład :P) czynnością jest tak samo jak kłamanie. Skoro nie razi formuła “zdolność do kłamstwa” to czemu razi “zdolność do fałszu”? Fałsz oznacza tez obłudę i kłamstwo.

 

Pierwsza gwiazda to Jutrzenka, czyli Lucyfer. Ja się serio gubię w Twojej symbolice, Geki.

A dlaczego na Boże Narodzenie mówi się Gwiazdka i czeka się na… pierwszą gwiazdkę?

A Lucyfer to Gwiazda Zaranna i widać ją nad ranem – to nie to samo co pierwsza gwiazdka widoczna na nocnym niebie. Coś dzwoni, ale nie w tym kościele. ;)

 

Więcej już nie będę grzebał. W swojej wymowie tekst mi się trochę rozjechał… i nieco pogubiony sens oraz przesłanie obniżają wrażenia ogólne. 

Niestety, ale z komentarza wyczytałem pogubienie marasa i zapewne częściowo jest to moją winą, że nie dość jasno wyłożyłem sprawy, ale co najmniej kilka razy sam zapędziłeś się w ślepy zaułek, nie mając tak naprawdę ku temu solidnych podstaw.

Tymczasem wydaje mi się, że sens od początku do końca jest jeden, dość prosty i jasno wyłożony. Oczywiście, jako autor mogę widzieć sens tam, gdzie czytelnicy go nie dostrzegają, więc solidnie się nad tym zastanowię.

 

Outta

Ja aż tak głęboko symboliki nie analizowałem, Ba!, w ogóle nie analizowałem, bo postanowiłem dobrze się bawić, czytając Twój tekst. I bawiłem się dobrze, bo warsztat masz IMHO świetny i historia w zasadzie sama się czyta.

I bardzo dobrze, bo ileż to można pisac tekstów do analizowania, a wydaje mi sie, że w tym dośc wczesnie dałem sygnał, że to będzie opowiadanie humorystyczne. :)

 

Pierwszym zwiastowaniem mnie zaskoczyłeś, drugim mniej, trzecim w ogóle, a czwartym, cóż, domknąłeś historię w sposób w jaki się spodziewałem, choć akurat matactw Gabriela na rzecz wyhodowania sobie wiernej, która przyjmie błogosławieństwo, to się akurat nie spodziewałem :)

Czyli wydawać się może, że wszystko jest sensownie poukładane i zmierza od początku do końca w obranym kierunku. :P

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Ale ja wciąż nie rozumiem, jak przeszkadzanie w znalezieniu Marii, która ma urodzić nowego Jezusa, który ma (u Ciebie w tekście) doprowadzić do końca świata, ma zapobiec temu końcowi świata? 

edit. Powyżej to ja się zamotałem już z tego wszystkiego. Ale nie usuwam tej przenikliwej myśli ;) tylko biorę w cytat.

Może inaczej. Gabriel chce końca świata i dlatego szuka Marii żeby urodziła nowego Jezusa… Urząd i Lucyfer się dogadali i nie chcą końca świata, więc przeszkadzają mu z znalezieniu Marii. A on w końcu znajduje i hura, mamy ją wreszcie, a teraz świątecznie i bożonoarodzeniowo powinniśmy się cieszyć? Więc teraz z radością możemy oczekiwać na koniec świata? Uff? Udało się? No cały czas mi umyka sens takiego przesłania i pewnie nie potrafię tego uchwycić.

Ale z drugiej strony dlaczego u Ciebie (w święcie bożonarodzeniowym chodzi o narodziny Jezusa przecież, o nadzieję jaka to niesie dla ludzi itd.) te narodziny Jezusa mają się kojarzyć z końcem świata, skoro narodziny Jezusa zapowiadają, że grzechy zostaną odpuszczone, a koniec świata odwleczony? No i dlaczego ktoś ma rodzić nowego Jezusa, żeby mógł się odbyć koniec świata, skoro koniec świata ma być przeprowadzony przez tego Jezusa (dorosłego), który już siedzi po prawicy i ma zstąpić w dzień Sądu Ostatecznego? To teraz będa dwa Jezusy? Albo ten sam, co już jest, ale przychodzi na świat od nowa jako niemowlę i w wieku 33 lat zamiast zginąć na krzyżu zrobi Sąd Ostateczny? No przecież to się nie trzyma kupy nadal. 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć. Tekst moim zdaniem zasługuje na klika, ale piórka bym mu nie dał.

Myślę, że podstawowym problemem opowiadania jest limit znaków. Na pytanie, które stawiasz w przedmowie, czyli “z jakim skutkiem się udało”, mogę odpowiedzieć – zarówno dobrze, jak i trochę gorzej, w zależności od tego, na którą stronę spojrzeć.

Konstrukcja fabularna jest poprowadzona wzorowo, może wręcz wzorcowo, bo pięknie widać różne klasyczne elementy: pinch point, twist, dark moment itd. I to jest na plus, chwali się. 

Tylko mam wrażenie, że przez limit znaków musiałeś zadecydować, czy opisujesz fabułę, czy budujesz bohatera. Wyraźnie wybrałeś to pierwsze, przez co nie identyfikuję się aż tak bardzo z wydarzeniami, które przedstawiasz, nie “podążam” za bohaterem, którego problemy są mi w dużym stopniu obojętne. Nie czuję też tej przemożnej presji wewnętrznej w Gabrielu, która przecież jest, skoro poświęcił się misji mimo strącenia z niebios. Czyny świadczą o niesamowitej determinacji, a z jakichś względów nie umiem tego poczuć – i to tutaj jest moim zdaniem coś nie tak. I nawet nie wiem co, bo teoretycznie dobrze jest właśnie pokazać psychologię postaci przez czyn. Ale to nie gra i nie wiem czemu…

No wiem, do chrzanu z takim komentarzem… :D

Jednak nie umiem tego zidentyfikować, dlatego stawiam na zbytnie skompresowanie fabuły i gonitwę zdarzeń. Po prostu za mało literek, żeby się dobrze wczuć.

edit. Powyżej to ja się zamotałem już z tego wszystkiego. Ale nie usuwam tej przenikliwej myśli ;) tylko biorę w cytat.

:)

 

Gabriel chce końca świata i dlatego szuka Marii żeby urodziła nowego Jezusa… Urząd i Lucyfer się dogadali i nie chcą końca świata, więc przeszkadzają mu z znalezieniu Marii. A on w końcu znajduje i hura, mamy ją wreszcie,

Tak!

 

a teraz świątecznie i bożonoarodzeniowo powinniśmy się cieszyć? Więc teraz z radością możemy oczekiwać na koniec świata? Uff? Udało się? No cały czas mi umyka sens takiego przesłania i pewnie nie potrafię tego uchwycić.

Pytasz o sens fabularny czy teologiczny?

Fabularnie – cieszyć się ma z czego Gabriel, bo jako jedyny wierny Bogu anioł wreszcie doprowadza swoją misje do końca (a przynajmniej ma taką nadzieję). Trochę mu to zajęło, ale się nie poddał. :)

Teologicznie – ależ oczywiście, że mamy się z czego cieszyć, w końcu koniec jednego świata jest początkiem drugiego, Bożego! A przynajmniej logicznie byłoby tak na to spojrzeć. Mesjasze, ilu by ich nie było, na ogół mają jedno zadanie – skończyć jedną epokę, a rozpocząć drugą, lepszą.

 

Ale z drugiej strony dlaczego u Ciebie (w święcie bożonarodzeniowym chodzi o narodziny Jezusa przecież, o nadzieję jaka to niesie dla ludzi itd.) te narodziny Jezusa mają się kojarzyć z końcem świata, skoro narodziny Jezusa zapowiadają, że grzechy zostaną odpuszczone, a koniec świata odwleczony?

No… nie. Wiesz, bibliści robią różne analizy Pisma i z nich wychodzi, że treścią nauk Jezusa nie jest wcale miłość bliźniego, grzechów odpuszczenie itp. tylko właśnie Królestwo Boże. Jezus przyszedł po to, by zaprowadzić Królestwo Boże na Ziemi* – a przyjście Królestwa Bożego jest zamknięciem jednej epoki (tym – u chrześcijan** – apokaliptycznym końcem świata) i początkiem następnej.

*i właśnie dlatego Żydzi uważają, że mesjasz jeszcze się nie narodził; koncepcja zaprowadzenia Królestwa Bożego (zjednoczenie świata i zaprowadzenie pokoju) i jest to koronny argument dla nich na to, że mesjasz jeszcze się nie urodził (bo ma się urodzić – a nie zstąpić z niebios jako dorosły człowiek)

**bo u Żydów jest nieco inaczej; mesjasz przychodzi, ale nie jest to jeszcze koniec świata – on zaprowadza pokój i przygotowuje ludzi do końca świata tj. końca jednej epoki fizycznego świata i nadejścia boskiego świata (niestety, nazwy hebrajskie na śmierć zapomniałem)

 

No i dlaczego ktoś ma rodzić nowego Jezusa, żeby mógł się odbyć koniec świata, skoro koniec świata ma być przeprowadzony przez tego Jezusa (dorosłego), który już siedzi po prawicy i ma zstąpić w dzień Sądu Ostatecznego? To teraz będa dwa Jezusy? Albo ten sam, co już jest, ale przychodzi na świat od nowa jako niemowlę i w wieku 33 lat zamiast zginąć na krzyżu zrobi Sąd Ostateczny?

Cóż, fragment o narodzinach Syna, który będzie przewodził wszystkimi narodami (a to ma ostatecznie czynić żydowski mesjasz), mówi wprost o porodzie – to Apokalipsa św. Jana, nic tu sobie nie wymyśliłem. Oczywiście, interpretacja, że jest to ponowne przyjście na świat Jezusa, to już moje rozwinięcie interpretacji mariologicznej (i potraktowanie tekstu bardzo dosłownie).

I nie będzie dwóch Jezusów – tak jak Bóg jest jeden w trzech osobach. Jedna z jego osób ponownie przychodzi na świat i ponownie w takim sam sposób, by wypełnić swoją mesjańską rolę. Nie widzę tu żadnej nielogiczności.

 

Cześć. Tekst moim zdaniem zasługuje na klika, ale piórka bym mu nie dał.

Silverze, ale dziwny komentarz – a to ja teraz będę pisał teksty wyłącznie piórkowe? Ja to nie Zanais – i jakbyś zerknął w moje statystyki, to piórka trafiają się bardzo rzadko. :P

 

Tylko mam wrażenie, że przez limit znaków musiałeś zadecydować, czy opisujesz fabułę, czy budujesz bohatera.

Nie, to nie to. Ja po prostu nie umiem budować bohaterów.

 

Po prostu za mało literek, żeby się dobrze wczuć.

To akurat prawda. 15tys znaków to bardzo mało, odzwyczaiłem się od takiej długości.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

O, faktycznie to było bardzo długie zwiastowanie. Podobało mi się tak do 10977 roku. Podobnie jak maras spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego, ale klimat się niestety popsuł się na sam koniec.

Powodzenia w konkursie!

Mam mieszane odczucia. Bo z jednej strony napisane przyjemnie i czytanie nie sprawiało boleści, z drugiej – fabularnie zupełnie mnie nie porwało. Nigdy do mnie jakoś nie przemawiał ten trend w fantastyce, by tworzyć humorystyczne teksty o aniołach i niebie, które okazuje się wielką maszynerią biurokratyczną. A mam wrażenie, że zawsze, kiedy czytam jakiś humorystyczny tekst o aniołach, to właśnie w tę stronę skręca autor. Jakby humor + anioły = niebo jako wielka machina biurokratyczna.

Kolejne odhaczone Marie też pozostawiają pewne poczucie rozczarowania. Tutaj moim zdaniem krył się potencjał, zaprzepaszczony na rzecz heheszkowania z wampirów oraz zsekularyzowanego społeczeństwa przyszłości. Rozmowa z Lucyferem również jakaś taka… płaska. No, zadzwonił Gabryś, dowiedział się, czego musiał, nara.

Ogółem, nie wybrzmiało mi to.

Ale, na osłodę dodam jeszcze, że ostatni rozdział, klimatem i zapowiedzią nadciągającego konfliktu, podobał mi się chyba najbardziej. Taką historię, o samotnym Gabrielu próbującym ocalić Marię na obcej planecie, chętnie bym przeczytała.

 

końca jednej epoki fizycznego świata i nadejścia boskiego świata (niestety, nazwy hebrajskie na śmierć zapomniałem)

ha-olam ha-zeh i ha-olam ha-ba? ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Przez większość czasu czytało się przyjemnie i z zaciekawieniem brnąłem przez tekst. Zgrzytać zaczęło dopiero przy rozmowie z Lucyferem. Niebo i Piekło jako biurokratyczno-korporacyjny koszmar to motyw już dość wymęczony i mógłbym to jeszcze przyjąć, gdyby całość prowadziła do jakiejś zaskakującej konkluzji – tak się niestety nie stało. Słaby jest również epilog. Raz, że to dość suchy, kronikarski opis zdarzeń, a przecież w poprzednich częściach występowały plastycznie opisane sceny i niewymuszone, lekkie dialogi. Dwa, nie do końca jasna jest motywacja Gabriela. Niebiańska machina strąciła go i zajęła się pozorowanie przygotowań do powtórnego przyjścia, ani niebo ani piekło nie chce końca świata, bóg jest na wszystko obojętny, a tymczasem Gabriel cały czas szuka odpowiedniej Marii, w końcu ją znajduje i szykuje się by udzielić jej błogosławieństwa. Pytanie: po co? Nie wyłapałem tego w ogóle.

 

Pozdrawiam :)

Cześć!

 

Niestety już sam tytuł zdradza, o czym będzie to opowiadanie, więc podczas lektury nie odczułam zainteresowania fabułą. Trzy prawie identyczne sceny z kolejnymi kandydatkami zdecydowanie mi się dłużyły i do tego nie potrafiłam stwierdzić, czy to bardziej żart, czy moralizowanie. Kiedy pojawił się motyw urzędu straciłam już ostatecznie zainteresowanie tą historią.

Zakończenie wydaje mi się nielogiczne, bo skoro Gabriel został odcięty od nieba, to czyje przyjście zamierzał spowodować. Starałam się tu nie szukać logiki, bo to lekki tekścik na konkurs świąteczny, ale jednak to powtórne przyjście do rasy żyjącej na obcej planecie mocno mi zgrzyta, chyba jedyne, co mogłoby to wyjaśnić, to fakt, że zaślepiony celem Gabriel po prostu zwariował.

Poza tym plus za sprawdzenie faktów dotyczących życia Marii Skłodowskiej-Curie, bardzo fajnie zadbałeś tutaj o realizm.

Przez wnętrze kamienicy przemknął powiew listopadowego powietrza, zaskrzypiały sfatygowane okiennice.

Tu bym się zastanowiła, czy okiennice nie powinny najpierw zaskrzypieć.

Winna się przestraszyć, wręcz byłoby to w dobrym tonie[+,] zważywszy na naturę sytuacji, ale jej racjonalny umysł tak dalece przekonany był o nieistnieniu nadnaturalnego pierwiastka rzeczy, że zamknęła się na tę możliwość.

Jednak by kwestionować – nawet w myślach – wybór kandydatki nie miał odwagi, wszak listę przygotowała administracja Urzędu do spraw Doczesnych i Wiecznych, a z tą chyba tylko sam Pan miałby siłę dyskutować, zwłaszcza, że każdy wniosek wymagał spełnienia bezmiaru formalności[+,] zaś jego rozpatrzenie potrafiło trwać całą wieczność.

jego rozpatrzenie zaś

Ludzie, wykreowani przez Pana na Jego podobieństwo, władali swoimi snami tak, jak On całym bogactwem stworzenia, dlatego też Gabriel preferował spotkania na bardziej neutralnym gruncie.

Określenie “bardziej neutralny” nie wydaje mi się logiczne.

Gabriel bardziej zapytał[+,] niż stwierdził.

Sięgnął po słuchawkę – co w przypadku świetlistego promienia oznaczało tyle, że objął ją blaskiem[+,] a ona uniosła się w powietrze – i wybrał numer sześć-sześć-sześć. 

Ta nadzieja zabrała go tutaj, na biedną i zacofana planetę, stanowiącą istne rubieże cywilizowanego wszechświata.

zacofaną

Rozumiem, że gdy mu się uda, powtórne przyjście musi nastąpić? Czytało się nieźle, byłam ciekawa dokąd mnie prowadzisz. Scena piekielna była kompletnym zaskoczeniem, bo myślałam, że idziesz w poważne przesłanie, a tu wyskoczyła biurokracja i zrobiło się dziwnie. I właściwie sama nie wiem, co o tym sądzę, bo coś tam jednak pobrzmiewa na poważnie, choćby w samej postaci archanioła gotowego na wszystko, by wypełnić misję, ale IMO biurokracja jakoś rozwala przesłanie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeczytane.

Ciekawe, każda część na swój sposób oryginalna, nastrój opowiadania zmieniał się od poważnego, po lekki i z powrotem. Sam główny bohater już oryginalny nieco mniej, ale cóż, w końcu to dość znany anioł :) Czytało się nieźle, a zakończenie to zdecydowanie najmocniejszy punkt.

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Gekikaro, zupełnie mi nie przeszkadza, że to opowiadanie na ubiegłoroczny Konkurs Świąteczny i dziś jest nieco przeterminowane, bo przeczytałam je z prawdziwą przyjemnością i rozbawieniem. ;)

 

wszak ona była żar­li­we wie­rzą­ca. → Literówka.

 

od­po­wie­dzia­ła dziew­czy­na, pro­stu­jąc plecy i za­dzie­ra­jąc głowę do góry. → Masło maślane – czy mogła zadrzeć głowę do dołu?

 

jakie ob­ser­wo­wał już nie raz w trak­cie swo­jej misji… → …jakie ob­ser­wo­wał już nieraz w trak­cie swo­jej misji

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, reg!

Poprawki wprowadziłem już jakiś czas temu, ale nie odpowiedziałem na Twój komentarz – więc odpowiadam, że bardzo mi miło, iż tekst rozbawił, bo to miał na celu. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Nowa Fantastyka