- Opowiadanie: Kinga37 - Nie zadzieraj z wilkołakiem

Nie zadzieraj z wilkołakiem

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Nie zadzieraj z wilkołakiem

Starałem się nie krzywić, ale jedyne o czym marzyłem w tym momencie to wielki meteoryt, który uderzając, skróciłby moje cierpienia. Zamiast tego wysiliłem się na niemrawy uśmiech, który nie mógł wyjść szczególnie przekonująco.

– Pewnie. Z przyjemnością cię podwiozę. – Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło. W myślach z kolei krzyczałem: Dlaczego zawsze rujnujesz mi życie, ty chory pojebie?!

Carlos odpowiedział szerokim uśmiechem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo go nienawidziłem. A może wiedział, ale udawał?

Z Carlosem tak się sprawy miały: idealny pracownik, nigdy się nie spóźniał, przychodził w koszuli i spodniach zawsze idealnie wyprasowanych w kant. Okrągłe okulary w czarnej oprawce, które z początku wyglądały jak te Harrego Pottera sprawiły, że z początku go nie doceniłem. Myślałem sobie, pewnie miły z niego facet.

Otóż nie. Miłe to były szczeniaczki, nie on. Istny diabeł wcielony w niewysokiego mężczyznę, z przylizanymi włosami i hitlerowskim wąsem. W sumie, sam Hitler nie powstydziłby się takiego potomka, bo Carlos mimo iż szefem nie był, całą firmę trzymał w garści. Miał haka na pracowników i wykorzystywał to jak mógł.

A co miał na mnie?

Nie jestem z tego dumny, od razu zaznaczę. Nie miałem pojęcia, że ta kobieta ma męża i że tym mężem jest właściciel firmy. Przypadkowy seks, przypadkowe spotkanie Carlosa tuż po, i już. Jestem w czarnej dupie. A teraz? Nie mogę mu niczego odmówić, bo jak to zrobię, Carlos nie zawaha się napomknąć szefowi o moim małym spotkaniu z jego żoną.

Wymacałem kluczyki przez spodnie i otworzyłem samochód, choć zanim wsiadłem rzuciłem mu spod byka złe spojrzenie. Nie zauważył.

– Wiesz Roger, mógłbyś tu trochę posprzątać. – Z wyrazem obrzydzenia na twarzy, dwoma palcami chwycił pojemnik po chińskim żarciu i przerzucił go na tylne siedzenie. Potem usadowił się wygodnie zapinając pas, jednak zamarł na widok brudnej skarpety na desce rozdzielczej. Ostentacyjnie zasymulował odruch wymiotny i zatkał nos.

– Jazda w takich warunkach wpływa negatywnie na moją aurę – oznajmił.

W dupie miałem jego aurę. Doskonale wiedziałem jaki z niego pedant, i choć zostawienie auta w takim stanie bolało, musiałem zrobić coś żeby nie chciał już ze mną jeździć. Ani ja, ani biedna Anastazja, mój ukochany samochód, nie zasłużyliśmy sobie niczym na wożenie tego gbura. Cóż, ja może nie byłem bez grzechu, ale Anastazja nie powinna cierpieć z tego powodu.

Z czułością pogłaskałem kierownicę.

– Ach tak. Posprzątam kiedyś. Jak nie zapomnę. – Uruchomiłem silnik, i w tym samym momencie Carlos kichnął.

– Na zdrowie. – Obyś zdechł.

Carlos znowu kichnął i zaraz spojrzał na mnie z ukosa, a jego spojrzenie zdradzało podejrzliwość. Podrapał się po ręku.

– Trzymałeś tu jakieś koty?

– Ja? Nie wiem, może. – Na razie kot ciotki siedział cicho za siedzeniami, nawet nie miauknął. Moja ciocia miała pięć kotów, ale tylko Pulpeta udało się zwabić do samochodu na ten jeden dzień. Pozostałej czwórki nie udało się przekupić żadną szynką. Ciotka karmiła je zdecydowanie zbyt dobrze. – Ach tak, ostatnio musiałem zawieźć kota cioci do weterynarza.

– Jestem uczulony na koty. Apsik! – Czy mi się wydawało czy w tym kichnięciu pobrzmiewała nuta urazy?

– Przykro mi, nie wiedziałem. Silna ta alergia?

Kichnął znowu, drapiąc się coraz bardziej.

– Po prostu przyśpiesz – warknął.

– Jest ograniczenie do czterdziestu – powiedziałem z udawanym żalem. – Nic nie mogę zrobić, prawo nie jest po to by je łamać, prawda?

Podskórnie czułem, że przejrzał moją grę. Zwłaszcza, że wcześniej nieszczególnie przejmowałem się ograniczeniami prędkości. Wciąż miałem dwa niezapłacone, zaległe mandaty. Im dłużej jechaliśmy, tym bardziej alergia dawała mu się we znaki.

Carlos sięgnął do torby, wyjął z niej chusteczkę i smarknął głośno, niczym trąbiące słonisko. Aż się wzdrygnąłem. Zaraz smarknął znowu, jeszcze głośniej, aż naszła mnie przemożna ochota by wyrzucić go z samochodu. Głośne dźwięki przyprawiały mnie o zgrzytanie zębów.

Ale nie to, było najgorsze, bo Carlos gdy tylko zużył chusteczkę, wrzucił ją zasmarkaną do schowka mojego samochodu!

– E… ej! Nie tam! Ubrudzisz mi książkę!

– Nie sądzę, by pornosa można było nazwać książką – rzucił obojętnie przez zatkany nos. – Może chociaż szybciej posprzątasz.

Zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy. Powoli odwróciłem głowę w jego stronę, by wygarnąć mu wszystko, tu i teraz. By skończyć z tą grą i wysłać Carlosa w cholerę, co powinienem zrobić już dawno. Miałem już dość! Trudno, najwyżej znajdę sobie inną pracę, ale nie mogłem już dłużej go znosić. Nie po tym jak skalał swoimi smarkami moją biedną Anastazję!

– Słuchaj ty no…

Carlos wyprostował się jak struna z oczami jak spodki.

– Uważaj! – Palcem wskazał jezdnię.

Samochód rąbnął w coś z całej siły, niezidentyfikowany obiekt przetoczył się przez maskę, a ja wcisnąłem z całych sił hamulec. Serce waliło mi jak oszalałe kiedy zerkałem we wsteczne lusterko. Na ulicy leżała kobieta.

Właśnie ją potrąciłem.

Zerknąłem w bok. Carlos z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w przednią szybę. Przełykając głośno ślinę, wbił plecy w fotel pasażera. Szybko oceniłem sytuację. Pusta ulica, las po obu stronach, nikt nie widział wypadku. Nikt prócz Hitlera Juniora.

– Ty… ty… zabiłeś ją! Zabiłeś! – Oszołomienie sprawiło, że przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie się poruszyć. Carlos z kolei darł się jak opętany. – I co ja teraz zrobię?! – Złapał się za głowę. Po chwili drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni telefon. – Policja. Zadzwonię na policję. Powiem im… powiem, że to nie ja, to ty ją zabiłeś.

Ledwie trafiał w odpowiednie cyferki na telefonie. Kiedy przyłożył telefon do ucha, oprzytomniałem. Wyrwałem mu go z rąk, rozłączyłem się, a potem zrzuciłem na ziemię i dla pewności przydepnąłem jeszcze butem.

– Hej! Co ty wyprawiasz?!!! – wydarł się, dłonią szukając klamki – Musimy zadzwonić, że ją zabiłeś. Muszą cię zabrać. Morderca. – Ostatnie słowo wyszeptał.

– Głupi jesteś? – Sięgnąłem do klamki, a potem pokazałem przed siebie. – Przecież ona żyje. Spójrz!

Potrącona kobieta istotnie, właśnie wstawała z ziemi. Nieco się chwiała, ale skoro sama wstała, to nie mogło być z nią źle, prawda? Nie chciałem iść do więzienia. Nie miałem też pieniędzy na żadne odszkodowanie. W pracy płacili grosze, a za coś musiałem żyć. Piwo i McDonald’s kosztowały. Już nie mówiąc o przeglądzie Anastazji.

– Och. Jak dobrze. – Carlos przyłożył dłoń do serca, choć w jego głosie można było wyczuć nutę zawodu. Jak go znam, pewnie chciałby zobaczyć mnie za kratkami.

– Na pewno potrzebuje pomocy. – Już otwierałem drzwi, ale Carlos powstrzymał mnie łapiąc za rękaw i wciągając z powrotem do środka.

– Nie, nie! Ja pójdę – zaprotestował gapiąc się przez szybę – Ty, dość już narobiłeś. Prawą dłonią przygładził włosy, a na koniec pogłaskał wąs. Zerknął w boczne lusterko, a potem wysiadł z auta.

Dopiero kiedy zobaczyłem poszkodowaną zrozumiałem jego postępowanie. Mimo iż dosłownie rąbnął w nią samochód, wyglądała zjawiskowo. Długie, lśniące włosy. Gładka cera i duże, cudne oczy. Zamrugałem. Przez moment, mógłbym przysiąc, że oczy kobiety błysnęły żółcią.

Przecież to niemożliwe. Wysiadłem z auta i dołączyłem do stojącej przed maską dwójki, akurat w momencie gdy Hitler Junior przeszedł do działania.

– Och, jak to dobrze, że nic pani nie jest! Potrzebuje pani szpitala? A może odwiozę… odwieziemy do domu? Daleko pani mieszka? – Dotknął jej ramienia, ale z gardła potrąconej wydobyło się warknięcie. Carlos zabrał dłoń.

– To ty mnie we mnie uderzyłeś? – Zgromiła wzrokiem Hitlera Juniora.

– Ależ skąd! W życiu. To on, ten łachudra! – Wskazał na mnie palcem. – Gdybym tylko wiedział że z niego taki okrutnik, nigdy bym z nim nie wsiadł do samochodu. Przeklęty draniu! – Tym razem zwrócił się do mnie – Jak śmiałeś potrącić tę piękną panią! Takich jak ty, to tylko ubijać!

Uniosłem dłonie w obronnym geście, kiedy jej oczy skierowały się na mnie.

– Tak mi przykro! Przysięgam, że nie chciałem.

Zmrużyła oczy. Pociągnęła nosem.

– Co tak pachnie?

– Woda kolońska. – Carlos wypiął dumnie pierś – Kosztuje niemało, ale warta swojej ceny, prawda?

– Nie, ty akurat śmierdzisz – burknęła – Coś w samochodzie. Czy to kot?

Wyczuła kota? Zacząłem mieć podejrzenia, że z tą kobietą może być coś nie tak.

– Śmierdzę? – Hitler Junior zapowietrzył się. – Jak… jak pani może tak mówić! To ja pani pomagam, nawet oferuje podwózkę do domu, i co z tego mam? Oszczerstwa!

– Zamknij się. – Podeszła bliżej samochodu. Poczułem ogromną ochotę by stanąć między nią i Anastazją, nie chciałem by obca zbliżała się do samochodu. Na szczęście nie musiałem nic robić, bo Carlos zajął się odwróceniem jej uwagi.

– Ej! Mówię do ciebie. Jak śmiesz mnie lekceważyć? – Opluł się śliną. Starł ją pośpiesznie z brody – Ej! Do ciebie mówię. Głucha jesteś, czy może głupia?

Nieznajoma zatrzymała się jak wryta, wbijając w Carlosa rozjuszone spojrzenie. Cofnąłem się przezornie o krok. Wolałem jej nie wchodzić w drogę. Szybko podeszła do Carlosa i bez wahania złapała go za gardło. Jej oczy zalśniły złowrogo gdy wyciskała z Hitlera Juniora powietrze.

– Nie drażnij mnie.

Puściła go, a Carlos zatoczył się w tył łapiąc za gardło. Gdyby miał choć odrobinę oleju w głowie, ustąpiłby i trzymał gębę na kłódkę. Ale nie. Zacisnął szczękę, zgrzytnął zębami, a potem wyprostował się jakby połknął kij. Znałem tę postawę i ten wyraz twarzy. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy wrobił mnie w bycie jego prywatnym szoferem.

– Poczekaj no tylko.

Potrącona, która właśnie wydawała się stracić nim zainteresowanie i chciała odejść, przystanęła znowu, jakby i ona wyczuła groźbę w jego głosie.

– Mówiłeś coś?

– Nie ujdzie ci to na sucho. Ja… mam znajomości – Zadarł głowę. – To była napaść. Chciałaś mnie udusić. Ja, znam policjanta! Policjanta który mógłby cię zamknąć, żebyś zgniła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w niczym ci nie pomoże. I nie myśl sobie. – Pokiwał palcem jak primadonna – To, że mnie teraz przeprosisz, nic ci nie da.

– Wcale nie miałam zamiaru przepraszać młotku.

Carlos sapnął oburzony. Spojrzał na mnie, jakby sądził że coś powiem. Uniosłem tylko obronnie ręce. Nie miałem zamiaru się wtrącać, niewtrącanie się to jedyna rzecz, która mi wychodziła, byłem w tym mistrzem. Najchętniej skorzystałbym z okazji, wsiadł do samochodu i odjechał, ale ciekawość trzymała mnie na miejscu.

– Młotku? No to się doigrałaś, ty… ty… dziwko jedna!

Prawie zachłysnąłem się powietrzem. Nigdy nie słyszałem by Carlos kogoś wyzwał. Był męczącym sukinsynem, który wszystkich drażnił, ale nigdy nie atakował wprost, a już na pewno nie kobiet.

Poszkodowana uchyliła usta, jakby zdumiona. Wystarczyły sekundy. Doskoczyła do Carlosa, i obnażając szereg szpiczastych zębów, wbiła kły w jego szyję. Trysnęła krew. Carlos zatoczył się w przód kiedy oderwała kawał mięsa z jego ciała. Próbował niezdarnie ją odepchnąć, ale z każdą chwilą tracił więcej sił. Rzucił mi rozpaczliwe spojrzenie, ale jedyne co byłem w stanie zrobić, to gapić się na nich jak kołek. Chwilę trwało, nim logika całego zajścia dotarła do mojej tępej głowy.

Żółte oczy i ostre zęby.

– Wampir! – wykrzyknąłem

Kobieta zgromiła mnie wzrokiem.

– Wilkołak – warknęła. Hitler Junior upadł na kolana, by zaraz zwalić się u jej stóp jak długi. Nie żył? Sądząc po ilości krwi tryskającej z jego szyi, całkiem prawdopodobne. – Ty jesteś następny.

Uniosłem głowę. Kobieta-wilkołak całą twarz miała umazaną krwią. I patrzyła na mnie.

– Ja? Przecież… ale… dlaczego? – wydukałem wcale nie chcąc umierać.

– Nie przepuszczę ci tego, że rąbnąłeś we mnie samochodem! Może jestem wytrzymała, ale i tak bolało jak skurwysyn! A teraz postaram się, żeby i ciebie zabolało.

Ani myślałem dać się zeżreć jakiejś kobiecie z kłami. Dopadłem do Anastazji, ale szybko przekonałem się, że drzwi są zamknięte, a ja zostawiłem kluczyki w samochodzie. Niech to! Zacząłem biec ile sił w nogach. Przebiegłem przez drogę i wpadłem do lasu.

– Wydaje ci się, że możesz przede mną uciec? – Do moich uszu dotarł jej perlisty śmiech. – Głupiec z ciebie.

Gałęzie chlastały mnie po twarzy, a beznadziejna kondycja szybko dała o sobie znać. Już po chwili sapałem jak po długim maratonie. Złapała mnie kolka. Jeśli tylko wyjdę z tego żywy, od jutra biegam, codziennie. Może gdybym wiedział, że kiedyś przyjdzie mi uciekać przed żądnym krwi wilkołakiem, już dawno bym zaczął.

W oddali dostrzegłem mały, drewniany domek. Idealne miejsce by się ukryć. Ruszyłem pędem ignorując kolkę, ale w nodze złapał mnie skurcz więc skończyło się na szybkim chodzie.

– Nawet staruszki uciekają szybciej. – Opierała się o jedno z drzew, nieopodal, szczerząc zęby – To jak? Kończymy tę zabawę?

Potrząsnąłem głową. Zbyt zziajany, nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Szybko pokuśtykałem do chaty, a ona pozwoliła mi na to. Domek okazał się otwarty, i bardzo stary. Zabarykadowałem się w środku, ale miałem nieprzyjemną pewność, że te drzwi, nie powstrzymałyby nawet człowieka.

– Coś na wilkołaki, coś na wilkołaki… – szeptałem gorączkowo, rozglądając się. Próbowałem przypomnieć sobie wszystkie filmy i seriale o tych stworzeniach, ale stres związany z myślą o byciu rozszarpanym, przemienił mój mózg, w budyń.

– Kołek w serce na wampiry – mamrotałem – Eee… czosnek? Nie, to też na wampiry.

Ogłuszające skrobanie, jakby pazurami o drewno, na moment przerwało gonitwę myśli. Już tu była. Musiałem się śpieszyć.

Srebro – przypomniałem sobie, choć za późno. Jednym kopniakiem wyważyła drzwi. Stanęła w nich, piękna i majestatyczna. Efekt psuła tylko krew na twarzy.

– Znudziłam się już. Zwykle lubię ganiać za zdobyczą, ale z tobą nie mam za wiele zabawy. Jesteś zbyt powolny.

Potykając się o wybrakowane meble, cofnąłem się aż do wygaszonego kominka. Potknąłem się o coś, co dziwnym trafem, było siekierą.

– Odcięcie głowy działa na wszystko – szepnąłem, cytując jednego z braci Winchester. Nie pamiętałem którego. A może obaj tak mawiali?

Nagle wstąpiły we mnie siły, czysto nieludzkie. Nie chciałem tu umierać. Może była to tylko ludzka chęć przetrwania, ale czułem, jakbym w tej chwili, w tej sekundzie, mógł zrobić wszystko.

Kobieta wilkołak obnażyła zęby i zaatakowała, a ja, podniosłem siekierę i odrąbałem jej głowę. Czułem na twarzy i rękach krew.

Ale żyłem.

Obejrzenie wszystkich sezonów Supernatural się opłaciło.

Do domu wracałem jak na autopilocie, wypełniony mieszanką szoku i dziwnego spokoju. Ciało kobiety-wilkołaka zostawiłem tak, jak leżało. Ukrywanie dowodów, to ostatnie na co miałem teraz ochotę.

Anastazja została, bo nie miałem przy sobie zapasowych kluczyków. Wróciłem na piechotę, ledwie człapiąc. Wszedłem do mieszkania, w powietrzu unosił się zapach pustych puszek po piwie, a na stole leżała wczorajsza pizza. Zanim ją zjadłem, postanowiłem się umyć.

Zacząłem żałować, że zostawiłem ciało tak na widoku. Zwłaszcza, że niedaleko stał mój samochód. To prawie tak, jak gdybym na miejscu zbrodni zostawił swoje nazwisko i adres. Na pewno mistrzem zbrodni nie zostanę.

Nagły dzwonek do drzwi wyrwał mnie z rozmyślań i wprawił w panikę. Czyżby tak szybko ją odnaleziono? Czy policja przyszła mnie aresztować? Przez chwilę rozważałem ucieczkę przez okno, ale mieszkałem na trzecim piętrze, i tak właściwie, to dopiero co wróciłem. A może powinienem udawać, że mnie nie ma?

Odetchnąłem i wziąłem się w garść. Otworzę. Wątpiłem, by policja tak szybko tu trafiła.

Za progiem stał Carlos.

Żywy.

Opierał się o futrynę i sapał. Koszulę splamioną miał krwią a włosy roztrzepane. Nigdy dotąd nie widziałem go w takim stanie, chociaż, jak na człowieka któremu wyrwano zębami pół szyi, to nieźle się trzymał.

– Potrzebuje pomocy – charknął i uniósł głowę. Wstrzymałem oddech. Jego oczy były żółte, a z dziąseł wyrosły długie kły – Jestem potwornie głodny.

 

Koniec

Komentarze

Misiowi ‘rzuciły się w oczy’

gdy tylko zużył zafajdaną chusteczkę, wrzucił ją do schowka mojego samochodu!

Może lepiej by było

gdy tylko zużył chusteczkę, wrzucił zasmarkaną do schowka mojego samochodu!

Uniosłem obronnie dłonie (+,) kiedy jej oczy skierowały się na mnie.

– Nie. Drażnij. Mnie.

Chyba Nie drażnij mnie.

 

Potrząsnęłam głową.

Potrząsnąłem głową.

 

…okazało o siekierą.

…okazało się siekierą. albo lepiej po prostu …było siekierą.

Czułem na twarzy i rękach krew (+.)

Poza tym czytało się misiowi łatwo, z lekkim uśmiechem. Akcja szybka i zakończenie zaskoczyło. yes Fajne. 

Dziękuję, wprowadzę poprawki :) Cieszę się, że miło się czytało smiley 

Dzień doberek.

– Ach tak. Posprzątam kiedyś. Jak nie zapomnę(+.) – Uruchomiłem silnik, i w tym samym momencie Carlos kichnął.

→ brak kropy

 

– Ja? Nie wiem, może (.+)– Na razie kot ciotki siedział cicho za siedzeniami, nawet nie miauknął. Moja ciocia miała pięć kotów, ale tylko Pulpeta udało mi się zwabić do samochodu na ten jeden dzień. Pozostałej czwórki nie udało mi się przekupić żadną szynką. Ciotka karmiła je zdecydowanie zbyt dobrze. – Ach tak, ostatnio musiałem zawieść kota mojej cioci do weterynarza.

 

→ Tu również brak kropy. Druga sprawa – mi/mojej – nieco nadmiar. Niektóre można wywalić bez żadnej szkody. 

 

– Jest ograniczenie do czterdziestu – powiedziałem z udawanym żalem(.+)Nic nie mogę zrobić, prawo nie jest po to by je łamać, prawda?

→ Nowe zdanie, więc tu również kropa. Gdyby zaznaczony fragment wyglądał tak:

“więc nic nie mogę zrobić”, wtedy faktycznie brak kropy ma swoje miejsce, ale to nowe zdanie. 

 

– Nie sądzę, by pornosa można było nazwać książką – rzucił obojętnie przez zatkany nos(+.) – Może chociaż szybciej posprzątasz.

→ To samo co wyżej. 

 

– Uważaj! – palcem wskazał jezdnię.

→ Palcem

 

Po chwili drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni telefon(.+)

→ kropa uciekła

 

Ledwie trafiał w odpowiednie cyferki na telefonie. Kiedy przyłożył telefon do ucha, oprzytomniałem. Wyrwałem mu ją z rąk, rozłączyłem się, a potem zrzuciłem na ziemię i dla pewności przydepnąłem jeszcze butem.

→ Chyba – Wyrwałem mu go z rąk. 

Chociaż jest lepsza propozycja, a uniknie powtórzenia – wystarczy zamienić w drugim zdaniu telefon na komórkę i wtedy trzecie zdanie ma swoje miejsce. 

 

– Głupi jesteś? – Sięgnąłem do klamki, a potem pokazałem przed siebie(.+) – Przecież ona żyje. Spójrz!

→ Hmmm, no w całym tekście tak jest. 

 

Z doświadczeni wiedziałem żeby złej kobiecie w drogę nie wchodzić.

→ Z doświadczenia

 

Znałempostawę i ten wyraz twarzy.

→ tę

 

– Poczekaj no tylko. – Potrącona, która właśnie wydawała stracić się nim zainteresowanie i chciała odejść,

→ Tu coś nie gra. 

 

– Mówiłeś coś? – zastrzygła uszami.

→ z dużej 

 

 

– Wydaje ci się, że możesz przede mną uciec? – Do moich uszu dotarł jej perlisty śmiech(.+) – Głupiec z ciebie.

→ kropa

Zacząłem żałować(,+) że zostawiłem ciało tak na widoku.

→ przecinek 

 

No nic, dotrwałem do końca, chociaż trochę tych błędów po drodze napotkałem. Polecałbym przyjrzeć się dialogom. Brakujących kropek jest w nich mnóstwo, praktycznie w każdym fragmencie, więc każdego fragmentu tu nie wklejałem. 

Co do historii, no to nie było najgorzej, ale też jakoś nie złapałem bakcylka zainteresowania. Początek dość dobrze się zapowiadał – motyw, że Carlos wie o sekrecie bohatera – to fajnie można dałoby się podciągnąć, ale ostatecznie sprowadziło się do jatki z panią wampir. Hmmm, no nie moje klimaty po prostu. 

Na koniec podeślę poradnik do zapisywania dialogów, warto się przyjrzeć:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Fakt, nad zapisem dialogów muszę jeszcze popracować. Dzięki, link się przyda :)

Mocna historia. Może taka nie do końca wiarygodna, ale czyta się (zwłaszcza po posprzątaniu;)

Poza tym, horror był w opowiadaniu raczej taki, nieco umowny.

Anastazja mnie rozczuliła, bo ja po nieodżałowanym Fordzie Felixie, obecnie koleguję się z Toyotą Tanią…

Dużo zabawnych elementów.

Poza autem porzuciłaś również kota. Skoro szef był właścicielem, to jakiemu szefowi mógł skarżyć? Hę?:)

 

Jak dla mnie trochę za dużo Hitlera (od pewnego momentu – mniej więcej od zabójstwa) poczułam przesyt.

 

 

 

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Choć niczego mi nie urwało, mogłabym napisać, że czytało się bez przykrości, gdyby nie wykonanie, pozostawiające wiele do życzenia.

Ufam że Pulpet zamknięty w Anastazji, nie doznał szwanku.

Mam nadzieję, Kingo, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Nie ZadzierajWilkołakiem → Dlaczego wielkie litery? Tytuł winien brzmieć: Nie zadzierajwilkołakiem

 

W my­ślach z kolei krzy­cza­łem: „Dla­cze­go za­wsze ruj­nu­jesz mi życie, ty chory po­je­bie?!” → Aby zapisać myśli, używamy albo kursywy, albo cudzysłowu. Jednoczesne zastosowanie obu metod jest błędem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli bohaterów.

 

Z Car­lo­sem tak się spra­wy miały; ide­al­ny pra­cow­nik… → Zamiast średnika powinien być dwukropek: Z Car­lo­sem tak się spra­wy miały: ide­al­ny pra­cow­nik

 

sam Hi­tler nie po­wsty­dził­by się takim po­tom­kiem… → …sam Hi­tler nie po­wsty­dził­by się takiego po­tom­ka

Wstydzimy się kogoś/ czegoś, nie kimś/ czymś.

 

– Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieść kota mojej cioci do we­te­ry­na­rza.– Ach tak, ostat­nio mu­sia­łem za­wieźć kota mojej cioci do we­te­ry­na­rza.

Sprawdź znaczenie słów zawieść zawieźć.

 

– Je­stem uczu­lo­ny na koty. Apsik! → Dlaczego kursywa?

 

tym bar­dziej jego aler­gia da­wa­ła mu się we znaki. → Pierwszy zaimek jest zbędny.

 

od­wró­ci­łem głowę w jego stro­nę, by wy­gar­nąć mu wszyst­ko, tu i teraz. By skoń­czyć z grą i wy­słać go w cho­le­rę, co po­wi­nie­nem zro­bić już dawno. Mia­łem go dość! Trud­no, naj­wy­żej znaj­dę sobie inną pracę, ale nie mo­głem już dłu­żej go zno­sić. Nie po tym jak ska­lał swo­imi smar­ka­mi moją bied­ną… → Zaimkoza.

 

nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny ob­jekt prze­to­czył się… → …nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny ob­iekt prze­to­czył się

 

– Ty… ty… za­bi­łeś ją! ZA­BI­ŁEŚ JĄ! → Czy Carlos umiał mówić wielkimi literami?

 

– I CO JA TERAZ ZRO­BIĘ? → Jak wyżej.

A skoro Carlos krzyczy, to może wystarczy dodać wykrzyknik: – I co ja teraz zrobię?!

 

Kiedy przy­ło­żył te­le­fon do ucha, oprzy­tom­nia­łem. Wy­rwa­łem mu z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na zie­mię… → Telefon jest rodzaju męskiego, a rzecz dzieje się w samochodzie, więc w drugim zdaniu: Wy­rwa­łem mu go z rąk, roz­łą­czy­łem się, a potem zrzu­ci­łem na podłogę

 

– HEJ! CO TY WY­PRA­WIASZ? – wy­darł się… → Skoro się wydarł, to gdzie są wykrzykniki?

Proponuję: – Hej! Co ty wyprawiasz!!!? – wy­darł się

 

Piwo i Mc’Do­nald kosz­to­wa­ły. Piwo i McDonald’s kosz­to­wa­ły.

 

Zna­jąc go, pew­nie chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi.Jak go znam, pew­nie chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi. Lub: Zna­jąc go, wiedziałem że chciał­by zo­ba­czyć mnie za krat­ka­mi.

 

– Jak śmia­łeś po­trą­cić pięk­ną panią! → – Jak śmia­łeś po­trą­cić pięk­ną panią!

 

 Unio­słem obron­nie dło­nie→ Unio­słem dło­nie w obronnym geście

 

w drogę nie wcho­dzić. Szyb­ko po­de­szła do Car­lo­sa… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Zna­łem po­sta­wę… → Zna­łem po­sta­wę

 

– Po­cze­kaj no tylko. – Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła stra­cić się nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść, przy­sta­nę­ła znowu, jakby i ona wy­czu­ła groź­bę w jego gło­sie. → Kwestię wygłasza Carlos, a potem nie ma didaskaliów, jest narracja. Narracji nie zapisujemy tak jak didaskaliów.

– Po­cze­kaj no tylko.

Po­trą­co­na, która wła­śnie wy­da­wa­ła się stra­cić nim za­in­te­re­so­wa­nie i chcia­ła odejść, przy­sta­nę­ła znowu, jakby i ona wy­czu­ła groź­bę w jego gło­sie.

 

– Nie uj­dzie ci to na sucho. Ja… mam zna­jo­mo­ści – za­darł głowę – To była na­paść. Chcia­łaś mnie udu­sić. Ja, znam po­li­cjan­ta! Po­li­cjan­ta który mógł­by cię za­mknąć, żebyś zgni­ła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w ni­czym ci nie po­mo­że. I nie myśl sobie – po­ki­wał pal­cem jak pri­ma­don­na – To, że mnie teraz prze­pro­sisz, nic ci nie da.– Nie uj­dzie ci to na sucho. Ja… mam zna­jo­mo­ści.Za­darł głowę. – To była na­paść. Chcia­łaś mnie udu­sić. Ja znam po­li­cjan­ta! Po­li­cjan­ta który mógł­by cię za­mknąć, żebyś zgni­ła w celi. Tak. Uschniesz w celi, twoja ładna buźka już w ni­czym ci nie po­mo­że. I nie myśl sobie.Po­ki­wał pal­cem jak pri­ma­don­na. – To, że mnie teraz prze­pro­sisz, nic ci nie da.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Unio­słem tylko obron­nie ręce. → A może: Znów tylko unio­słem ręce.

 

Car­los za­to­czył się wprzód→ Car­los za­to­czył się w przód

Sprawdź znaczenie słowa wprzód.

 

Chwi­lę się ze­szło nim lo­gi­ka ca­łe­go zaj­ścia→ Chwi­lę trwało, nim lo­gi­ka ca­łe­go zaj­ścia

 

– Ja? Prze­cież… ale… dla­cze­go? – wy­ją­ka­łem wcale nie chcąc umie­rać. → Raczej: – Ja? Prze­cież… ale… dla­cze­go? – wydukałem, wcale nie chcąc umie­rać.

 

Prze­bie­głem przez ulicę i wpa­dłem do lasu. → W lesie nie ma ulic.

Proponuję: Prze­bie­głem przez drogę i wpa­dłem do lasu.

 

– To jak? Koń­czy­my za­ba­wę? → – To jak? Koń­czy­my za­ba­wę?

 

na mo­ment prze­rwa­ło mi go­ni­twę myśli. → Zbędny zaimek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

Bardzo fajnie napisana opowieść, przez co dobrze się czytało. Podobało mi się wtrącenie lekkiego humoru, dość ciekawie to wyszło.

Trochę zabrakło klimatu, jakoś te dialogi mi się średnio podobały, ale za to zakończenie na plus.

Na pewno nie było nudno! 

Tak więc… Podobało mi się ;)

 

Z doświadczeni wiedziałem - Tutaj chyba powinno być z Doświadczenia ;)

Pozdrawiam serdecznie ;)

Z doświadczeni wiedziałem - Tutaj chyba powinno być z Doświadczenia ;)

Dovio, dlaczego uważasz, że doświadczenia powinno być napisane wielką literą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, bardziej chodziło o brak litery “a” na w słowie doświadczenia ;D

Wiem, o co Ci chodziło, ale wielka litera dezorientuje. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A, w porządku. W takim razie przepraszam za wprowadzenie w błąd ;)

Dziękuje za wszystkie komentarze :) Oczywiście wierzę, że każde moje kolejne opowiadanie będzie coraz lepsze, do tego na pewno będę dążyć. A jeśli chodzi o Pulpeta, to nie doznał żadnych szkód, mimo że Roger o nim zapomniał :)

Kingo, uspokojona zapewnieniem, że Pulpet pozostał cały i zdrowy, będę czekać na Twoje kolejne opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem niezły tekst. Dobrze zarysowujesz postać Carlosa, dużo mówisz o nim czytelnikowi, dzięki czemu może go sobie dokładnie wyobrazić. Nieco gorzej jest z samym narratorem, choć jak na tak krótki tekst i tak serwujesz na jego temat całkiem sporo informacji. Podoba mi się sposób, w jaki próbował się pozbyć niechcianego pasażera. Też miałam nadzieję, że Pulpet przetrwa całą imprezę, bo wydawało mi się, że wilkołaczyca planuje go zwyczajnie zeżreć.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Pewnie to by właśnie zrobiła, gdyby Carlos nie odwrócił jej uwagi ;) Dzięki za komentarz :)

Historyka całkiem zabawna, nie wiem czy efekt komiczny był zamierzony, ale mnie to bawiło. Carlos na koniec nieco mnie rozczarował. Oczekiwałem blondi, bez urazy ale moja wiara że gostek z korpo jednym cięciem odetnie siekierą głowę kobiecie jest nikła. 

 

Tak że postuluję powrót blondi :D 

Pewnie to by właśnie zrobiła, gdyby Carlos nie odwrócił jej uwagi ;) Dzięki za komentarz :)

Ma odrobinę mojej sympatii, skoro uratował kota. Ale wielkie minusy za to, że nieumyślnie.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Oczekiwałem blondi, bez urazy ale moja wiara że gostek z korpo jednym cięciem odetnie siekierą głowę kobiecie jest nikła. 

Tak, po dłuższym zastanowieniu wydaje mi się, że tutaj za bardzo poszłam na łatwiznę. Trochę inaczej powinnam była zakończyć sprawy z wilkołaczycą ;)

Efekt komiczny zamierzony :)

Ma odrobinę mojej sympatii, skoro uratował kota. Ale wielkie minusy za to, że nieumyślnie.

Carlos niestety dba tylko o siebie, ale najważniejsze że Pulpet przeżył :)

Carlos niestety dba tylko o siebie, ale najważniejsze że Pulpet przeżył :)

Dokładnie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Jest tu całkiem fajny koncept. Carlos jest także bardzo wyraźnie zarysowany, a puenta utworu wyszła bardzo dobrze. Tak więc te rzeczy definitywnie na plus.

Na minus – niby jest otagowany jako “absurd”, ale humor tutaj jest mocno subiektywny. Pewnie miał iść w “czarny”, ale sporo scen idzie bardziej w poważne podejście do sytuacji w narracji. W rezultacie nie czułem tu humorystycznej nuty. Raczej tekst próbował mi to przekazać, ale przez dobrane słowa czy opisy nie za bardzo mu to wychodziło.

Tak więc jest tu definitywnie ładny pokaz fajerwerków, ale nie do końca odebrałem, jak tenże chciał, bym się czuł. Tym niemniej kilka wyraźniejszych i wzbudzających zachwyt wybuchow tu widziałem :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka