STYCZEŃ
Tego roku panowała bardzo chłodna zima, więc nie był to zbyt dobry czas na pogrzeb. Ale czy jakikolwiek czas jest dobry?
Gdy grabarze wkładali trumnę do ziemi, zaczął prószyć lekki śnieg. W tym samym momencie siedmioletnia Anna cicho płakała, co jakiś czas wycierając oczy czarną rękawiczką. Jej młodszy o dwa lata brat spoglądał na znikającą w ziemi trumnę, jakby cały ten spektakl był jedynie koszmarnym snem, z którego za chwilę się obudzi.
– Tato… – odezwała się cicho dziewczynka, ciągnąc ojca za kurtkę.
– Tak, skarbie? – Michał spojrzał na córkę czerwonymi od płaczu oczami.
– Czy… Mama jest teraz w lepszym miejscu? – zapytała Anna patrząc na ojca z nadzieją.
Michał uśmiechnął się delikatnie i przytulił córkę do swojego boku.
– O, tak, na pewno – odpowiedział. – Tego możemy być pewni.
Pogrzeb nie trwał długo. Wszystkim spieszyło się do domów, bo temperatura na zewnątrz wynosiła jakieś dwadzieścia stopni poniżej zera. Michał nie miał nic przeciwko temu. Nie chciał, żeby dzieci jeszcze dłużej przeżywały tę traumatyczną chwilę.
Pierwsza do domu weszła Anna. Pięcioletni Robert wszedł ojcu na ręce i nie chciał z nich zejść.
Dom nie przypominał dawnego miejsca. Było w nim dziwnie cicho i… pusto, a także chłodno i szaro.
Dzieci wydawały się pozbawione życia i radości, a to Michałowi podobało się najmniej. Patrząc na ich smutne miny i rozglądając się po pozbawionym życia domu, podjął decyzję… Trzeba się wyprowadzić i zacząć wszystko od nowa.
LUTY
– Dzieci! – zawołał Michał radosnym głosem wchodząc do domu.
Mogłoby się wydawać, że wszystko zaczyna wracać do normy, jednak dzieciaki wciąż wyglądały na niezbyt szczęśliwe. W nowym domu nie czuły się najlepiej, chociaż ojcu mówiły co innego. Pewnie tylko dlatego, żeby sprawić mu przyjemność.
Nowy dom był mniejszy, dużo mniejszy i Michał miał nadzieję, że dzięki temu nikt nie będzie odczuwał w nim pustki.
Jedyną rzeczą, która przypominała im o poprzednim miejscu zamieszkania, była stara studnia, z zardzewiałymi czerwonymi drzwiczkami wyglądająca, jakby od dawna nikt jej nie używał.
Dzieci spojrzały na ojca, który w mokrych od śniegu butach wbiegł do salonu. W końcu nadeszła odwilż, jednak dzieciaki nie chciały w ogóle wychodzić na dwór.
– Chodźcie, coś wam pokaże – mówił Michał uśmiechając się szeroko.
Rodzeństwo spojrzało po sobie i wzruszyło ramionami. Za nic nie wiedzieli, o co może chodzić ojcu.
– No już, szybko! Musimy wyjść na dwór!
Dzieciaki wstały z ociąganiem głośno wypuszczając z siebie powietrze.
W końcu wyszły na zewnątrz i ich oczom ukazał się wielki bałwan, taki przynajmniej na metr. Michał podszedł do niego, jak sprzedawca w salonie samochodów, pokazujący najnowszy nabytek.
– I jak wam się podoba? – zapytał z wciąż szerokim uśmiechem.
– Jest… W porządku – odpowiedziała Anna.
Młodszy Robert wpatrywał się w dzieło ojca bez słowa.
– Co jest? Nie podoba się wam? – Michał zaczynał się denerwować. Jego uśmiech znikł bez śladu, jakby nigdy go nie było.
– Jest… Naprawdę ładny – odparła Anna czując dziwny niepokój.
Z jakiegoś powodu bałwan budził w niej strach. Na dworze robiło się szaro i unosiła lekka mgła, przez co bałwan wyglądał jak postać z horroru.
– Wiecie co? W porządku. Możemy wrócić do domu i siedzieć w ciszy! Zamartwiać się do końca życia! Ja też za nią tęsknie, ale musimy iść naprzód!
Dzieciaki tylko obserwowały ojca bez słowa. Robert wtulił się w Annę, która zaczęła łagodnie gładzić jego czarne włosy.
– Dobra, skoro wam się nie podoba, pozbędziemy się go! – Szybkim krokiem podszedł do składziku na narzędzia i wyciągnął z niego łopatę. Zamachnął się i zanim zdążył uderzyć, Anna powstrzymała go.
– Nie! – krzyknęła. – Niech zostanie… Proszę… – mówiła będąc bliska płaczu.
Michał patrzył na córkę stojąc nieruchomo, jak posąg.
– Wracajcie do domu – powiedział cicho, wbijając łopatę w ziemię.
Dzieciaki czym prędzej ulotniły się do środka.
***
W nocy Anna usłyszała szept. Przecierając zaspane oczy, spojrzała na łóżko młodszego brata spodziewając się, że chłopiec mówi przez sen, lub czegoś naprawdę od niej chce.
– Robert… Mówiłeś coś? – zapytała, jednak wyglądało na to, że dzieciak śpi w najlepsze.
Po chwili szept powtórzył się. Zdawał się wołać Anne, która w ogóle nie odczuwała strachu. Przeciwnie, czuła się tak, jakby wołał ją znajomy, łagodny głos.
Dlatego założyła sweter i wyszła z pokoju podążając za tajemniczym szeptem, który raz za razem wołał jej imię.
Głos dochodził z zewnątrz, więc dziewczynka otworzyła drzwi. Gdy jej noga zatopiła się w śniegu zrozumiała, że zapomniała założyć butów. Nie przeszkadzało jej to jednak. Szła za szeptem, jakby była w transie.
Prawie w ogóle nie zwracała uwagi na stojącego niedaleko bałwana, który zdawał się wpatrywać w nią ciemnymi oczami zrobionymi z węgla.
Podeszła do studni i przyłożyła do niej ucho. Wyczuwała, że coś jest w środku i woła ją stamtąd.
– Kto tam jest? – zapytała z lekkim niepokojem.
Szept powtórzył się, tym razem wyraźniej.
– Chodź do nas – powiedział.
– Ale… Ale jak? Nie wiem, którędy.
W tym momencie małe drzwiczki od studni otworzyły się. Dziewczynka podeszła do nich powoli. Zamierzała wejść do środka, poznać właściciela tajemniczego głosu, gdy nagle ktoś złapał ją z tyłu.
– Ania… Co tutaj robisz? – zapytał Michał poirytowany zachowaniem córki.
– Ktoś tam jest! – Wskazała studnię. – Słyszałam głos, ktoś tam jest!
– Aniu… – westchnął Michał. – Miałaś po prostu zły sen. Wracaj do łóżka – mówił niosąc córkę do domu.
– Ale naprawdę! Wołał mnie! Mówił, że powinnam wejść do środka.
– Kochanie… Wiesz, że mogłaby stać ci się krzywda, gdybyś spadła? Studnia jest głęboka. W zasadzie, jak udało ci się otworzyć drzwiczki bez klucza?
– Nie otworzyłam! One same… One same się otwarły!
– W porządku, niech tak będzie. – Uśmiechnął się. – A teraz… Wracaj spać! I lepiej, żebym znowu cię nie przyłapał na wałęsaniu się.
Anna bez sprzeciwu wykonała polecenie ojca.
***
– Aniu, Aniu, co robisz? – Robert podbiegł do siostry na swoich krótkich nóżkach patrząc z ciekawością na siostrę klęczącą obok studni.
Wcześniej tego dnia Michał sprawdził drzwiczki i lepiej ukrył do nich klucz, żeby mieć pewność, że nikt więcej ich nie otworzy.
– Potrafisz dotrzymać tajemnicy? – zapytała Anna rozglądając się. Niepotrzebnie, bo byli sami. Michał wyjechał do miasta w poszukiwaniu pracy.
Małemu z ekscytacji zaszkliły się oczka.
– Tak! Umiem! – zawołał wesoło.
– To posłuchaj. W nocy ktoś mnie wołał ze studni. Słyszałam to, ale ojciec nie chce mi wierzyć. Drzwiczki… Same się otworzyły, a teraz nie mogę się tam dostać.
– Aniu, boję się.
– Nie ma czego! Ten głos… Wydawał się taki miły. Nie mógłby nam zrobić krzywdy.
Robert podszedł do drzwiczek i próbował otworzyć. Bezskutecznie.
– Może jest jakieś inne wejście – zastanawiała się Ania.
– Tam! – Robert wskazał małe okienko obok kołowrotka.
Ania od razu podeszła do niego. Stanęła na palcach i zajrzała do środka, jednak było zbyt ciemno, by cokolwiek mogła zobaczyć.
– Rob… Mam dla ciebie bojowe zadanie – powiedziała do brata. – Biegnij do składziku i przynieś latarkę! Musimy się dowiedzieć, co tam jest.
Chłopiec bez zastanowienia pobiegł we wskazane miejsce i już po chwili przybiegł z latarką ciesząc się w najlepsze. Jego uśmiech przygasł, gdy spojrzał na bałwana, który wciąż stał przyglądając się im oczami z węgielków, mimo, że temperatura wynosiła kilka stopni powyżej zera.
– Nie przejmuj się nim. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia. – Uśmiechnęła się dziewczynka, biorąc od brata latarkę. Zaświeciła przez okno i zobaczyła brudne, poobdzierane ściany, ale nic poza tym.
– Muszę stanąć wyżej – powiedziała z rosnącą ekscytacją.
Robert od razu podłapał myśl Anny i w mgnieniu oka pognał po leżącą nieopodal skrzynkę. Chwycił ją w swoje małe rączki i próbował nieść.
– Wezmę z drugiej strony! – Anna złapała skrzynkę i razem z bratem przeniosła pod studnię.
– Tylko nie wpadnij. – zmartwił się chłopiec.
Anna uśmiechnęła się i potargała mu włosy.
– Spokojnie, nic mi nie będzie. Tylko zajrzę.
Stanęła na skrzyni i ponownie zaświeciła latarkę. Snop światła zjeżdżał coraz niżej po wilgotnych ścianach, aż zjechał na sam dół, gdzie znajdowała się woda.
– Co tam jest? – zapytał zatroskany Robert.
– Czekaj – odparła Anna nachylając się coraz bardziej do okna. – Mam wrażenie, że coś się tam rusza.
Patrzyła dalej, latarka powoli zaczęła drżeć jej w dłoniach, jednak Anna nie mogła oderwać oczu.
– Co się dzieje? – Robert wydawał się bliski płaczu.
Anna nagle krzyknęła i spadła ze skrzyni.
– Coś wspina się po ścianie! – krzyknęła cofając się jak najdalej od studni. – Do domu! Musimy uciekać! – Wstała z ziemi i wzięła płaczącego brata za rękę.
***
– Było jakby szare. Wyglądało jak… Taki oślizgły, podłużny robak – relacjonowała Anna siedząc w salonie przy ojcu. – Miało chyba z tysiąc nóg, albo tak mi się wydawało. I czarne oczy! Wspinał się po ścianach i… Było straszne! – Załamał jej się głos.
– Po co w ogóle tam zaglądałaś? Ta studnia… Ten dom… Są bardzo stare. Od wielu lat nikt tutaj nie mieszkał. Nic dziwnego, że zagnieździły się robaki. – Uśmiechnął się dodając córce otuchy.
– A jak ten robak… Przyjdzie do mnie w nocy? – zapytała zmartwiona. Na te słowa Robert wydał się niezwykle przerażony.
– Aniu, nie strasz brata. Dobrze wiesz, że żaden robak do was nie przyjdzie, gdy drzwi i okna będą zamknięte. Nie musisz się o nic bać. – Chwycił delikatnie dłoń córki.
Uspokojona Anna wypuściła z siebie powietrze. Poczuła ulgę. Przez resztę dnia starała się myśleć o czymś innym, jednak obraz robaka pełzającego po ścianie wciąż pojawiał się na nowo, gdy tylko zamknęła oczy.
***
Anna była zdziwiona, że Robertowi tak szybko udało się zasnąć. Spodziewała się, że młodszy brat będzie z przerażeniem wypatrywał robaków chodzących po pokoju, a tymczasem chłopiec spał jak zabity. Cóż, widocznie małe dzieci szybko zapominają o czyhających strachach, pomyślała Anna, która w przeciwieństwie do brata nie mogła zmrużyć oka. Na każdy, nawet najcichszy dźwięk, kuliła się pod kołdrą bojąc się zobaczyć przerażające robactwo ze studni. Jedyne, czego w tym momencie pragnęła, to żeby ta noc jak najszybciej się skończyła.
– Anno. – Usłyszała odległy, lecz znajomy głos.
Wyjrzała zza kołdry nie czując już takiego strachu. To na pewno nie robak, one przecież nie umieją mówić, stwierdziła w myślach dodając sobie otuchy.
– Anno. – Głos powtórzył się. Był teraz głośniejszy, więc osoba, która go wydawała musiała się zbliżyć.
– Kto tu jest? – zapytała szeptem, żeby nie obudzić brata.
Podłoga zaskrzypiała, a drzwi zaczęły się powoli otwierać. Do pokoju zaczęła wdzierać się jakaś postać. Anna przypatrywała się z zaciekawieniem. Spodziewała się zobaczyć ojca, bo kto inny wszedłby w nocy do jej pokoju?
Jednak to, co zobaczyła przekroczyło całkowicie jej wyobrażenia.
Przed nią stała mama, w swojej białej koszuli nocnej. Wyglądała zupełnie jak dawniej, jeszcze zanim wypadek całkowicie zmienił jej wygląd. Była piękna. Miała długie blond włosy, które luźno opadały wzdłuż ciała.
W pierwszej chwili Anna chciała krzyknąć ze szczęścia i natychmiast obudzić brata, jednak mama położyła palec na swoich ustach dając znać dziewczynce, żeby zachowała spokój.
– Chodź ze mną – powiedziała do Anny wyciągając do niej dłoń.
Dziewczynka bez sprzeciwu chwyciła dłoń mamy. Była zimna w dotyku, jednak Annie wcale to nie przeszkadzało.
– Dokąd idziemy? – zapytała Anna, gdy znaleźli się na zewnątrz. Jej bose stopy marzły na śniegu, przez co była coraz mniej zadowolona.
– Już niedaleko – odpowiedziała kobieta.
Anna zauważyła, że zbliżają się do studni, która znów miała otwarte drzwiczki. W tym momencie dłoń matki coraz bardziej się zaciskała i mała nie mogła uciec, nawet jakby chciała. Szła za mamą nie przejmując się niczym i im bardziej zbliżały się do studni, tym bardziej Annie wydawało się, że wszystko będzie dobrze.
– Nie jesteś na mnie zła, mamo? – zapytała cicho dziewczynka, zanim wpadła do studni.
GRUDZIEŃ
DWA MIESIĄCE WCZEŚNIEJ
Anna stała obok studni przeraźliwie płacząc. Jej matka Karolina, która właśnie wróciła z pracy, czym prędzej do niej podeszła.
Obok Anny siedział Michał, który bezskutecznie próbował pocieszyć córkę.
– Co się stało? – zapytała kobieta, a Anna szybko się w nią wtuliła nie przestając płakać.
Karolina spojrzała na męża.
– Co się stało? – powtórzyła pytanie.
– Ares… – zaczął Michał. – Wpadł do studni. – westchnął. – Drzwiczki były otwarte. – Wskazał je ręką, jakby chciał udowodnić swoje słowa.
– Mamusiu… – płakała Anna. – Czy… czy mój piesek nie żyje? I cierpi? – mówiła niewyraźnie co chwilę biorąc oddech.
Karolina zastanowiła się. Nie wiedziała, w jaki sposób pomóc córce. Jej również zrobiło się przykro, w końcu psiak był z nimi… W zasadzie od zawsze.
– Słyszałaś o spawąkach? – zapytała kobieta.
– Spawąkach? – Córka spojrzała na nią nie bardzo wiedząc, o czym mama mówi.
– Tak, spawąkach. – Uśmiechnęła się. – To takie małe stworzonka, które żyją w studni. – Michał przyglądał się żonie, nie bardzo wiedząc, dokąd to wszystko zmierza.
– I co one robią? – pytała Anna trochę się uspokajając.
– No cóż… – kontynuowała Karolina. – Spawąki opiekują się wszystkimi, którzy wpadną do studni i dzięki temu każdy któremu przydarzy się wypadek… Jest szczęśliwy.
– Czyli Ares jest szczęśliwy? – zapytała Anna z nadzieją. W końcu przestała płakać, jednak jej twarz była cała mokra od łez.
– Tak! – zawołała Karolina. – Będziemy za nim tęsknić, ale piesek na pewno jest teraz w lepszym miejscu.
Anna wyszła z objęć matki i podeszła do studni.
– Żegnaj, Ares – powiedziała – mam nadzieję, że jesteś tam szczęśliwy.
– Mam coś dla ciebie – Karolina rozsunęła torebkę i wyciągnęła z niej zawinięty w folię przedmiot. – Na pocieszenie. – Uśmiechnęła się.
Anna rozdarła folię i jej oczom ukazał się pluszowy, uśmiechający się bałwan. Na jego widok dziewczynka również się zaśmiała.
– Jest piękny! – skomentowała z entuzjazmem i wtuliła się w matkę. – Dziękuję!
– Nie ma za co – odparła kobieta, delikatnie głaskając córkę.
***
– Mam nadzieję, że wiesz co robisz – powiedział wieczorem Michał, gdy został sam z żoną w sypialni.
– Mówisz o spawąkach? Przynajmniej się uspokoiła, a dzieci w jej wieku… Szybko zapominają.
Michał położył się do łóżka.
– Być może masz rację. Zastanawia mnie tylko, jak to się stało. Rozumiem, że drzwiczki były otwarte, ale… Ares zawsze trzymał się z dala od studni. Jak to możliwe, że tam wpadł?
– Nie wiem – odparła Karolina kładąc się obok. – Możemy tylko zgadywać.
– Spawąki… Nieźle to wymyśliłaś. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Wzruszyła ramionami.
– Chyba babcia mi kiedyś o nich powiedziała. Mówiła o różnych dziwnych rzeczach – zaśmiała się.
– Te jej mądrości na pewno jeszcze się przydadzą. Sam bym czegoś takiego nie wymyślił – mówił rozbawiony.
– Wiem. Ale na szczęście masz mnie, a ja nigdzie się nie wybieram…
MARZEC
OBECNIE
Po miesiącu spędzonym w szpitalu, w końcu nadszedł czas, by Anna wróciła do domu. Ojciec przyjechał po nią i pomógł usiąść na wózku inwalidzkim. Niestety, wypadek uszkodził kręgosłup Anny i dziewczynka już do końca życia miała być skazana na wózek.
– Gotowa na powrót? – zapytał Michał entuzjazmem klaskając w dłonie.
Na dworze było ciepło i pięknie świeciło słońce, więc ojciec był pewien, że Anna już nie może się doczekać, by opuścić mury szpitala.
Twarz Anny nie wyrażała żadnych emocji. Dziewczyna kiwnęła tylko głową i już po chwili Michał powoli pchał wózek w stronę wyjścia.
***
– Witaj w domu, Aniu! – krzyknął Robert i najszybciej jak mógł pobiegł do siostry wtulając się w nią mocno.
Dziewczynka odwzajemniła uścisk brata uśmiechając się delikatnie.
– No już, pozwól siostrze wejść do domu.
Chłopiec odsunął się lekko. Wpatrywał się w wózek na którym jechała Anna nagle pochmurniejąc. Było mu przykro, że siostra nie może chodzić, ale nie miał pojęcia, jak może jej pomóc.
Gdy Michał pchał wózek, Anna rozejrzała się po podwórku. Spojrzała na studnie i zauważyła, że drzwiczki są zabite deskami. Na ten widok poczuła dziwny smutek, którego nie potrafiła wyjaśnić.
Niedaleko studni znajdował się bałwan, wciąż uśmiechnięty, wciąż taki sam. Wydawało się, że wyraźnie ją obserwuje. Przestraszona Anna czym prędzej odwróciła wzrok i skupiła się na bracie, który szedł przed nimi.
Otworzył drzwi wejściowe i oczom dziewczynki ukazał się wielki napis nad drzwiami, 'Witaj w domu".
– Sam go zrobiłem – pochwalił się Robert z dumą unosząc pierś.
– Jest bardzo ładny, dziękuję – odparła zaczerwienienia na twarzy Anna. Nie spodziewała się takiego przyjęcia.
Po chwili usłyszała szczekanie i tupot małych stóp uderzających o podłogę. Jej oczom ukazał się mały owczarek niemiecki, który od razu zaczął obwąchiwać nowo przybyłego gościa.
Anna wpatrywała się w psa, jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi. Jej dłoń uniosła się jakby automatycznie, by pogłaskać szczęśliwego psiaka, który tylko na to czekał.
– Jest… Wspaniały… – W oczach dziewczynki zaszkliły się łzy.
– Ma na imię Baster – odpowiedział Robert głaskając psa za uchem. – Chyba cię polubił. – Uśmiechnął się.
Anna nie odpowiedziała. Była za bardzo zajęta psem. W tym momencie czuła się bardzo szczęśliwa…
***
Dzień minął spokojnie. Anna chciała wziąć psa do łóżka, jednak Michał stanowczo zabronił, przez co dziewczynka była bardzo zawiedziona.
Leżała w ciemności wpatrując się w sufit. Nie mogła doczekać się kolejnego dnia spędzonego w domu.
W końcu zmęczenie dało o sobie znać i Anna zaczęła powoli odpływać. Jej oczy zamknęły się powoli i dziewczynka przeniosła się do innego świata…
Za oknem padał śnieg. Anna siedziała na tylnym siedzeniu w samochodzie, którym kierowała jej matka Karolina.
Jechały w ciszy, wracając ze sklepu ze świątecznymi zakupami. Anna była mocno zmęczona i żeby oszczędzić sobie marudzenia, matka dała jej telefon, na którym mała oglądała zdjęcia.
– Nic nie widać przez tę pogodę… – skomentowała Karolina cicho sycząc ze złości.
Anna na chwilę oderwała wzrok od ekranu i zauważyła jak matka przeciera dłonią szybę trącając pluszowego bałwana zawieszonego na lusterku. "Jakby to miało cokolwiek pomóc", pomyślała Anna, "przecież nie zatrzyma śnieżycy" – dodała w myślach i wróciła do telefonu, do zdjęcia, na którym Ares leżał zakopany w śniegu obok studni z uchylonymi drzwiczkami.
Zaśmiała się, jednak w oczach pojawiły się łzy. Bardzo tęskniła za swoim pieskiem.
Autem rzuciło, jakby coś pchnęło go od zewnątrz. Anna wypuściła telefon z drżących dłoni z niepokojem spojrzała na matkę.
– Co się dzieje? – zapytała łamiącym się głosem.
Karolina nie zdążyła odpowiedzieć. Auto z całą mocą uderzyło w drzewo.
Anna ocknęła się, gdy strażacy wyciągali ją z auta. Wszystko wydawało się zamglone, nierzeczywiste.
– Co z moją mamą? – pytała, ale nikt jej nie odpowiadał, więc może tylko jej się wydawało, że pyta?
Miała wrażenie, że głowa waży jej dziesięć ton, ale mimo wszystko rozglądała się w poszukiwaniu mamy. I znalazła ją. Jej zakrwawiona głowa leżała na kierownicy, oczy były otwarte.
Po policzkach Anny spłynęły łzy. Próbowała krzyczeć, ale w jej gardle urosła gula przez którą nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa.
Mogła tylko wpatrywać się w martwą matkę. Nie chciała tego, ale nie mogła oderwać wzroku. Patrzyła, aż świat znowu pogrążył się w ciemności…
– Przykro mi – Usłyszała głos, który wydawał się mówić z bardzo daleka. Nic nie widziała, mogła tylko słuchać. Nie wiedziała gdzie jest, ani ile czasu minęło od wypadku. – Bardzo możliwe, że pana córka już nigdy nie będzie chodzić. Jej kręgosłup… – zawahał się człowiek z miłym, delikatnym głosem. – Jest w nienajlepszym stanie…
Próbowała otworzyć oczy i w miarę jak jej się to udawało, głos stawał się coraz cichszy. Gdy w końcu je otworzyła, znalazła się w swoim pokoju.
Przed łóżkiem stała Karolina, z zakrwawioną twarzą i szeroko otwartymi oczami.
– Aniu… – powiedziała łagodnie. – Chodź ze mną. Już czas.
– Ale… Mamo, ja nie chcę. – Anna zaczęła płakać.
– Proszę. Powinnaś być ze mną. Jestem taka samotna – Po policzkach Karoliny spłynęły łzy tworząc ścieżki we krwi. – Wejdź do studni, a już zawsze będziemy razem.
Anna nie wiedziała co odpowiedzieć. Z płaczem stoczyła się z łóżka i usiadła na wózku na którym powoli zmierzała w kierunku wyjściowych drzwi.
Kiedy znalazła się na zewnątrz spojrzała na bałwana, który nie spuszczał jej z oczu, a przynajmniej takie miała wrażenie.
Baster szczekał zaniepokojony zachowaniem dziewczynki, jednak ona nie zwracała na niego uwagi. Była już tak blisko celu.
Przy studni stała matka, która już nie mogła się doczekać, żeby znowu być razem z córką.
Anna podjechała pod wskazane przez Karolinę miejsce i zobaczyła wejście zabite deskami. Próbowała je wyrywać kalecząc sobie dłonie, jednak deski nie chciały odpuścić.
– Ania! – Usłyszała głos ojca. Ignorując go z płaczem próbowała za wszelką cenę dostać się do studni.
– Już dobrze. – Michał pojawił się obok i przytulił córkę, która próbowała się wyrwać coraz bardziej płacząc. Jej twarzy była cała mokra od łez.
– Ona nigdy mnie nie zostawi! – krzyczała Anna. – Nigdy nie da mi spokoju!
Robert nic nie odpowiedział, tylko mocniej przytulił córkę, która przestała się wyrywać i zatopiła w jego ramionach.
– Wszystko będzie dobrze. – Usłyszała głos ojca i zamknęła oczy.
LIPIEC
Na dworze świeciło słońce, temperatura wynosiła prawie trzydzieści stopni, więc Ania i Robert ze śmiechem wybiegli na dwór. Mimo słów lekarzy dziewczynce udało się wstać z wózka, więc teraz mogła na nowo czerpać radość z życia.
Spojrzała na bałwana, który wciąż stał na swoim miejscu. Matka wciąż czasem ją odwiedzała, ale Anna starała się tym nie przejmować. Przekonywała samą siebie, że w końcu zniknie i zostawi ją w spokoju.
– Chodźmy na łąkę! – zawołał Robert, który biegał niespokojnie po podwórku.
Anna zaśmiała się ruszyła za nim. Przystanęła na chwilę przy studni i przyłożyła ucho do zabitych deskami drzwiczek. Miała wrażenie, że coś w środku się porusza.
– Wszystko w porządku? – Zaniepokoił się Robert głośno przełykając ślinę. Podszedł powoli do siostry.
– Tak. – Anna spojrzała na niego z szerokim uśmiechem i potargała mu włosy. – Tylko czasem… – Przerwała. – Trochę to głupie, ale czasem mam wrażenie, że nigdy nie wyszłam z tej studni.
– O… O czym ty mówisz? – zapytał drżącym głosem Robert.
– Ah, nieważne. Kto ostatni na łące ten gapa! – krzyknęła i pobiegła.
Robert i Ares podążyli za nią.