- Opowiadanie: Selkie - Bursztyn

Bursztyn

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

black_cape

Oceny

Bursztyn

Po tym, jak książę odszedł do innej, na długo zaszyła się na morskim dnie. Było tam ciemno, chłodno i bezpiecznie. Żadne wiatry ani porywy nie miotały jej słabym ciałem; woda otulała ją ze wszystkich stron. Czasami leżała zwinięta w kłębek pod skałą. Do jej kryjówki zaglądały ośmiornice, przyglądając się w milczeniu swoimi mądrymi oczami. Ławice drobnych ryb ocierały się o nią, jakby była przedmiotem, kolejnym fragmentem krajobrazu pełnego wraków i zatopionych śmieci. Ich delikatny dotyk, nienarzucająca się obecność działały kojąco. Czuła ulgę widząc, że chociaż jej świat się skończył, inne stworzenia nadal żyją; że odbywają podwodne wędrówki w sobie tylko znanych celach; że ze skalnych zapadlin co rusz wynurzają się pokolenia kijanek. 

Muszle i korale, które nosiła dla ozdoby, z czasem porosły pąklami. Po tym poznała, ile tygodni musiało minąć. Nie czuła nic; nawet krewetki, które podtykał jej niestrudzony krab, smakowały jedynie jak słona woda. 

Gdzieś u góry słońce przebijało się przez wodę, przeszywało promieniami fale, lśniąc jak klejnoty, którymi kiedyś wyszywane były jej suknie. Na samą myśl o tym było jej niedobrze. Nigdy więcej nie chciała widzieć tego blasku. 

Tutaj, na dnie, było ciemno i bezpiecznie.

 

***

 

Ten dzień przyszedł bez zapowiedzi. Popatrzyła wokoło mętnym wzrokiem, rozglądając się za krabem. Zamiast niego zobaczyła kilka krewetek położonych na wejściu do kryjówki. Od jak dawna jej nie odwiedzał? Czy coś mu się stało? Spróbowała poruszyć ogonem, a kiedy jej ciało nie zareagowało, poczuła ukłucie strachu. Płetwa była wystrzępiona i odbarwiona, niewiele zostało z dawnego turkusu. Zobaczyła, że brakuje jej kilku łusek. 

Drżącymi palcami sięgnęła po krewetki i wepchnęła je naraz do ust. Zrazu poczuła falę mdłości, ale zmusiła się, by utrzymać posiłek w żołądku. Jedna próba, kolejna, wreszcie jej ogon zatrzepotał, jakby była rybą schwytaną w sieci. Z wysiłkiem podparła się rękami i wypłynęła z jaskini, płosząc stado srebrzystych śledzi. Wszystko tak bardzo się zmieniło. Nigdzie nie było widać śladu kraba. Czując narastający lęk, odbiła się i ruszyła w górę.

Droga była długa, ale wreszcie udało jej się wynurzyć. Krztusząc się, wypchnęła wodę z płuc i z nosa, chrapliwie zaczerpnęła powietrza. Był wieczór; ciemnozłoty blask tańczył na grzbietach fal. Wyczerpana położyła się na plecach. Morze kołysało ją łagodnie, podpierało tak, jak matka podpiera głowę niemowlęcia. Czuła się delikatna i wątła, jak piana rozbijająca się o pobliskie skały. 

Słońce raziło ją w oczy. Zacisnęła mocno powieki, nie chcąc widzieć tego, co niegdyś tak bardzo kochała. Słona woda spłynęła jej po policzkach. 

Minęła długa chwila, nim zrozumiała, że płacze.

 

***

 

Po tym wszystkim zostało jej kilka bezużytecznych pamiątek. Świecidełka, które zerwała z szyi, kiedy tylko zauważyła, że dalej tam są. Opadły wolno na dno, budząc zaciekawienie ryb. Był jednak jeden dar, którego nie mogła tak łatwo wyrzucić. Nie wiedziała nawet, że nie został jej odebrany, póki fale w końcu nie wyrzuciły jej na brzeg.

Gdy zwinęła się na mokrym piasku, do piersi przyciągnęła nie wyblakły ogon, lecz ciepłe ludzkie kolana. 

Poczuła nagłą falę gniewu. Czy ta jedna pamiątka, najgorsza ze wszystkich, miała pozostać z nią już na zawsze? Czy do końca swoich dni miała jej przypominać o tym, co utraciła? Przeklęła w duchu morską czarownicę. Jej słowa powróciły do pamięci, jakby rozmawiały zaledwie wczoraj:

Nie jest łatwo nauczyć się chodzić. Pierwsze kroki będą bardzo bolesne. Im szybciej przez to przejdziesz, tym lepiej. Czasem będziesz musiała czegoś się uchwycić, poprosić kogoś, by cię podtrzymał. Pamiętaj jednak , że celem jest to, byś nauczyła się stać na własnych nogach. Być może ból nigdy nie minie, ale z czasem przestaniesz go zauważać; będzie się odzywał tylko chwilami.

Ostrożnie przetoczyła się na kolana i spróbowała wstać. Osłabione ciało zawodziło ją raz po raz. Wreszcie poczuła pod stopami miękki, zimny piasek. Bolało, tak jak zapowiedziała czarownica. O dziwo, przyjęła to z ulgą. Poczuła, jak budzą się nerwy i mięśnie. Każdy krok zachęcał, by postawiła następny. Wiatr targał jej włosami, smagał skórę, niósł ze sobą zapach roślin porastających wydmy. Szła bez celu, przyglądając się czerwieniejącemu słońcu, zatrzymując czasem, by obejrzeć leżącą na plaży muszlę czy kamyk.

Nie wiedziała, jak długo to trwało. Zaczynało jednak robić się chłodno. Z wahaniem skierowała się w stronę wody. Było kilka rzeczy, które chciała zrobić po powrocie. Poszukać kraba, to po pierwsze. Odwiedzić rodziców, pewnie się martwią. Popłynąć do kryjówki muren i odnaleźć morską czarownicę. Tak, pomyślała z rosnącym zdecydowaniem. Muszę z nią porozmawiać. Było tyle rzeczy w ich poprzedniej rozmowie, których do końca nie rozumiała. Ponownie usłyszała w głowie ochrypłe słowa staruchy:

Kiedy kogoś kochasz, łatwo jest utracić swój głos. Nic z tego, co naprawdę należy do nas, nie zostaje jednak stracone na wieki.

Powoli wchodziła do wody, przyglądając się swoim stopom. Woda zmniejszała ciążenie, łagodziła ból. Nagle jednak poczuła ukłucie pod piętą. Odruchowo przykucnęła i zanurzyła ręce w wodzie, masując urażone miejsce. W piasku na dnie coś zamigotało. Podniosła to i wyprostowała się, oglądając niewielki przedmiot w ostatnich promieniach słońca.

Kamyk miał złocisty kolor i nieregularny kształt. Światło przebijało przez jego gładką, dziwnie ciepłą powierzchnię. W środku coś się kryło; niewielki, zatrzymany w czasie owad. Iskra życia, które przetrwało.

Zacisnęła w ręku bursztyn i szła dalej, coraz głębiej w morskie fale. Nad powierzchnię wody wzbiły się mewy, wykrzykując swoje pieśni głodu i walki, wzywając młode, dodając sobie odwagi przed zanurkowaniem we wzburzoną toń.

Zanim morze przykryło jej głowę, odpowiedziała im. Zaśmiała się, słysząc własny głos. Chrapliwy i ostry, pomyślała. Zupełnie jak głos czarownicy.

Koniec

Komentarze

Ładne, rzeczywiście baśniowe. Tytuł przyciąga i ma uzasadnienie. Miś więcej nie napisze, żeby nie spojlerować. Podobało mu się, lubi takie szorty bez krwi i przemocy. smiley

Przejmujące. Powiedziałabym, że antybaśniowe, ale bardzo ładne. 

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję i bardzo mi miło, że to podejście do mojej ulubionej baśni Andersena spotkało się z ciepłym przyjęciem.

Ciekawy retelling baśni. Zakończenie fajnie zmienia optykę tekstu. Dość standardowa historia nieszczęśliwej miłości przekształca się w dużo mroczniejszą i bardziej prawdziwą opowieść.

Warsztatowo – zdarzały się jakieś niezgrabne sformułowania i chropowatości, ale ogólnie czytało się dobrze.

It's ok not to.

Cześć!

 

Smutne, nastrojowe i ładnie napisane. Czytało się przyjemnie.

Hej.

Klimatyczny, nastrojowy szorcik o Arielce z depresją. Hans pewnie byłby zadowolony :) Czytało mi się to, jak chyba wszystkim powyżej, bardzo przyjemnie. 

Pozdrawiam!

Zawsze coś da się poprawić

 Przyjemny tekst. Jest troszkę zgrzytów, które jednak nie mają większego wpływu na odbiór całości (np. na chwilę musiałem przerwać czytanie, by odpowiedzieć sobie na pytanie – czy syrena może czuć smak słonej wody, w której żyje? ;)).

Koniec delikatnie sugeruje, że syrenka w przyszłości sama stanie się czarownicą, która będzie zabierać młodszym głos – nie wiem, czy taka była Twoja intencja, ale chętnie poczytałbym więcej o takiej postaci :)

Dzień dobry,

 

ja jakichś większych zgrzytów nie doświadczyłem. Dobrze się czytało.

 

Taka trochę smutna opowieść – czas leczy rany, ale czasem nie przynosi zapomnienia, tylko ulgę, ledwie spłycającą ból; skrzywdzeni sami zamieniają się w krzywdzicieli. Taką mam interpretację, szaro rzeczywistościową. Zabrakło może jeszcze tylko widoku innej syrenki flirtującej z innym księciem, gdzieś w oddali na pomoście, bo przecież tak jest w życiu – miłość i radość vs smutek i rozczarowanie. Takie domknięcie by mi odpowiadało, wzmocniłoby wymowę tekstu.

 

Pozdrosy!

Che mi sento di morir

Bardzo klimatyczny i barwny tekst. Czytało się dobrze, rozległe opisy i liczne szczegóły wpływały na to, że łatwo można było wyobrazić poszczególne sceny. Od głównej postaci czuć przejmujący smutek.

Wolę więcej konkretów fabularnych w opowiadaniach, aczkolwiek to dobry tekst, więc ta “uwaga” to raczej luźne wtrącenie.

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Selkie – bardzo fajnie napisany szorcik. Tworzysz dobre, plastyczne opisy, które na szczęście nie są wyłącznie ozdobnikami, ale bardzo mocno tworzą klimat, współgrają z odczuciami syrenki i powodują, że czytelnik jest w stanie ją zrozumieć.

Smutna historia, bardzo smutna, szczególnie poruszył mnie motyw kraba. Za to nie do końca rozumiem, czy znaleziony przez bohaterkę bursztyn miał jakiś głębszy sens, a jeśli tak, to jak go interpretować… Hmmm. Przemyślę to jeszcze ;)

 

Napisane zgrabnie, większych usterek nie widziałam.

Dołączam do zadowolonych czytelników. :)

Ładne ujęcie klasycznej baśni, w zasadzie dość bliskie oryginałowi, ale jednak z inaczej rozłożonymi akcentami. Bardzo sprawne operowanie charakterystycznymi dla baśni obrazami, które niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Do tego świetne, gorzkie zakończenie, które pozostawia czytelnika z pytaniami (ale w tym pozytywnym sensie) zarówno co do postaci syreny, jak i czarownicy.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Hmmm. Do mnie jakoś nie przemówiło.

Trochę się gubiłam – syrenka niby już przeżyła rozczarowanie, ale uczy się chodzić, jakby wszystko było jeszcze przed nią.

Nie bardzo rozumiem, jaką rolę odgrywa tytułowy bursztyn. Chyba można go wyciąć bez szkody dla fabuły. No i zastanawiam się, czy surowy bursztyn, wyłowiony z morza ma ostre krawędzie. I czy występuje w tym akwenie, w którym mieszkała syrenka…

Ale przyznaję, że napisane ładnie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka