- Opowiadanie: S-W - Tam, gdzie słońce umarło

Tam, gdzie słońce umarło

W końcu udało mi się napisać opowiadanie! Fabuła może być skomplikowana i mgielna, jest to jednak zabieg celowy. Zapraszam, do przeczytania mojej wizji piekła! 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tam, gdzie słońce umarło

mam ochote przeklinac ale nie pozwala mi na to powietrze

jest bardzo gęste w momencie w ktorym otwieram usta

wlewa sie we mnie i dusi w srodku wszystkie słowa 

----------------------------------------------------

Słońce przestało istnieć. Jak każda inna gwiazda, wygasła. Należę do pokolenia, które nigdy nie poczuło ciepła na skórze. Wszystko, co wiem, pochodzi z książek, mnie otaczających a, jako że tylko one mnie otaczają, jest to jedyne źródło informacji, jakie posiadam. Opisy słońca są jednak rzadko dokładne. W czasach kiedy ludzi jeszcze pisali książki, opisy gwiazd nie były potrzebne, każdy wiedział, jak wyglądają. Wyobrażam sobie, że słońce wisiało niezdarnie na niebie, poruszając się powoli w okręgu. Nie zmieniając kierunku, kręciło się wokół Ziemi jak zdezorientowany świetlik. Spadały z niego drobne iskry i lądowały na chłodnym gruncie, sycząc cicho. Gdy wiatr był mocny, słońce kruszyło się jeszcze bardziej i pył zlatywał z niego jak z dmuchawca. Grupy ludzi wychodziły na zewnątrz i czuły drobne ukłucia gorąca na policzkach. Mój dom jest zimny. Ściany są białe, a pokoje surowe. Podłoga jest chłodna i śliska. Jedyny kolor, jaki jest obecny to szarość i blada zieleń sztucznych kwiatów. Pewnego dnia przywiozła mi je ,,studnia” – mała dziura w ścianie, w której codziennie pojawia się jedzenie, woda i inne rzeczy niezbędne do przeżycia. Bardzo rzadko przynosi mi drobiazgi inne niż produkty spożywcze czy higieniczne.

Wydaje mi się, że ,,studnia” bardzo nie chce, żebym popełniła samobójstwo. Nie wiem czemu, ale to coś żałośnie próbuje mnie utrzymać szczęśliwą… ja chyba nie jestem szczęśliwa. Nie chce być niewdzięczna, mam wszystko, co potrzebuję. Wygodne łóżko, obszerną bibliotekę, ciepłą wodę, dostałam nawet dziennik i farby! W osiemnaste urodziny w dziurze pojawiła się nawet butelka szampana, której co prawda nie wypiłam. Jednak mimo wszystkich prezentów, które dostaje od ,,mamy-studni”, tęsknie za dotykiem. Nie znam obcej skóry. Nie czułam nigdy ludzkiego ciepła, nie wiem nawet, czy by mi się spodobał, ale czuję w sobie, że mi go brakuję. Czasem, gdy myślę o innych ludziach, w moim brzuchu pojawia się dziwne mrowienie, jakby milion małych nóżek maszerujących w dół. Czy inni ludzie wyglądają jak ja? Czym jest mężczyzna? Czy ,,studnia” kiedykolwiek przyniesie mi książkę z ilustracjami? Domyślanie i wyobrażenie robi się już męczące!

Z powietrzem jest podobnie. Nie wiem, czy to, którym nie oddycham, jest inne, lepsze, świeższe od mojego. Wiem na pewno, że jest prawdziwsze. Może i śmierdzi, ale przynajmniej nie udaje! Ja udaje bardzo dużo. Nie chce mi się już myć, jeść, w ogóle wstawać z łóżka. Jedynie myśl, że ktoś kiedyś mnie uratuje, zmusza mnie do życia. Czasem czuję, że ktoś mnie obserwuje i, że to wszystko jeden wielki test, i jak go zdam, to mnie wypuszczą. Nie mam drzwi i martwi mnie to trochę. Nie chciałabym umrzeć sama. Może właśnie śmierć jest testem? Co by miała z tego ,,studnia”? Gdyby chcieli, żebym umarła to z pewnością uśmierciliby mnie w bardziej efektowny sposób. Jak ciężko jest zabić? Nawet osoba wszystko to kontrolująca nie jest w stanie tego zrobić. Ktokolwiek stoi, za ,,matką” musi być niezmiernie potężny. Na pewno pozbycie się kogoś tak słabego, jak ja nie powinno stanowić problem. Na pewno chodzi o śmierć wewnętrzną. Chcą mnie zepsuć i wyciągnąć ze mnie życie. Ja już wszystko wiem. Wszystkie książki, które dostałam, miały na celu obudzenia we mnie smutku i zabicia nadziei. Gdy umrę, ukradną moją duszę. Nie jestem przecież jedyną niewolnicą. Na pewno jest nas pełno. Chcą uzbierać energię ludzką i z niej stworzyć nowe słońce, prawda? Potrzebują jej świeżej, potrzebują mnie. Powodem dla mojego życia… jest śmierć.

Może powinnam uciec? Czy ja mogę uciec? ,,Studnia” na pewno nie jest jednostronna, możliwe, że byłabym w stanie z niej skorzystać. Nie zmieściłabym się w windzie, ale w samym szybie już tak. Gdybym zablokowała drzwi… nie mogę mieć pewności, że winda odjedzie przy otwartych drzwiach! Na pewno jest wiele systemów zabezpieczających, powstrzymujących upadek lub, w moim przypadku, ucieczkę. Mogę spróbować wymusić otwarcie drzwi, po tym, jak już zabiorę przedmioty mi przywiezione. Wątpię, że jest to możliwe. Właz jest ciężki i metalowy, poza tym nie mam czym go podważyć.

Kolejną opcją jest śmietnik. Znajduje się w osobnym, nieoświetlonym pokoju. Jest mały i pusty. Jedyna rzecz warta uwagi to dziura podobna do ,,studni”. Różnica polega na tym, że ta nie jest mechaniczna. Działa na zasadzie zsypu. Jest jak szafka, która po zamknięciu traci dno. Zniszczenie jej i przeciśniecie się w dół, nie jest niemożliwe. Przy użyciu siły na pewno byłabym w stanie wyłamać drzwiczki. Problem pojawia się, gdy myślę o tym, co może dziać się z odpadkami. Możliwe jest, że są zgniatane w małe kostki lub palone. Ryzyko jest niestety za dużo, żeby w ogóle rozważać tę opcję. Nie mogę dać im tego, czego chcą.

Jest jeszcze system wentylacyjny. To stąd sprowadzane jest do mnie powietrze. Bryza jest łagodna i niepachnąca. Szyb nie jest wyjątkowo ciasny, chociaż może zmniejszać się, im dalej sięga. Podobnie jak śmietnik nie wygląda bardzo solidnie, uderzenie z łokcia powinno wystarczyć.

W wypadku skorzystania z tej opcji musiałabym liczyć się z możliwością zgubienia się w labiryncie wentylacyjnym. Nie posiadam planu i nie mam możliwość jego zdobycia. Gdybym zdecydowałabym się uciec, jest to jednak najrozsądniejsza opcja. ,,Studnia” jest niedostępna, a śmietnik najpewniej śmiertelny. Zostaje mi jedynie szyb.

Oczywiście nawet nie spróbuje się wydostać. Nie chodzi tu o strach czy ryzyko, po prostu nie mam wystarczającego powodu. Jestem więźniem, ale nie wiem czemu. Poza złowieszczymi opcjami są jeszcze inne, uzasadnione możliwości mojego zniewolenia. Co, jeżeli jestem chroniona przed zewnętrznym światem? Może atmosfera jest zbyt toksyczna dla ludzi albo ja jestem zbyt toksyczna dla atmosfery. Nie mogę wykluczyć też zarazy. Może jestem ostatnią kobietą na ziemi, a moim przeznaczeniem jest zostanie matką kolejnej generacji. Czasem wyobrażam sobie, że jestem jedną z niewielu wybranych do przeżycia. Ludzi jest za wiele i tylko niektórzy są godni przeżyć masowy ubój. Mimo, że wszystkie wizje są mroczne, nie przerażają mnie ani trochę. Kiedyś miałam koszmar. Popełniłam w nim okropną zbrodnię i zostałam skazana na dożywocie w wysokiej wieży pełnej innych złych ludzi. Od tego snu, żadne wyobrażenie nie przerażało mnie tak jak to.

Oczywiście jest ono najmniej prawdopodobne, nie byłabym w stanie nikogo zabić, zgwałcić, okraść czy nawet uderzyć. Jestem na takie rzeczy zbyt wrażliwa. Omijam brutalne sceny i nie tykam nawet książek o krwawej tematyce. Raz, gdy przeczytałam opowieść o mordercy, nie mogłam spać przez wiele dni. Jest to po prostu niemożliwe, żebym była zła.

Moje popołudniowe rozważania przerwał dzwoneczek sygnalizujący obiad. Zaskoczyło mnie to, chociaż zapach czuć już kilka minut przed sygnałem. Wstałam z łóżka i podreptałam do drzwiczek. Schyliłam się po posiłek i jak zamrożona, wpatrywałam się w środek windy. Na środku stał talerz z pięknie przygotowanym stekiem, ziemniakami i surówkom z marchewek. Danie parowało zachęcająco. Jednak to nie uroda i przepych jedzenia mnie sparaliżował. Na ściance widniał tekst: ,,czy ktos tez tu jest”. Napisany był białą farbą, niezdarnie i w pośpiechu. Myśl o niebyciu samą w tym więzieniu dziwnie mnie podnieciła. Czy to znaczy, że mogę mieć kontakt z ludźmi? Podbiegłam do półki z farbkami. Zostało mi tylko trochę niebieskiej. Sięgnęłam błękitnym palcem i nabazgrałam: ,,tak, ja”. Patrzyłam chwilę na ten piękny obraz mojego pierwszego kontaktu z człowiekiem. Zapaliła się ostrzegawcza, czerwona lampka. Wybudziła mnie z transu i wyciągnęłam posiłek ze ,,studni”, chociaż nie sądzę, że będę w stanie dziś cokolwiek zjeść.

W moim mózgu roiło się od nadziei. Nagle wszystko nabrało sensu. Nie muszę uciekać, mam tu wszystko, co potrzebuję. Mam CZŁOWIEKA. Zawsze tylko tego chciałam. Czegoś, co myśli, czuje i robi. Cała euforia przysłoniła mi, co było ważniejsze. Napis na ścianie windy potwierdził, że ,,studnia” obsługiwana jest przez maszyny. Gdyby to człowiek pakował jedzenie, zauważyłby napis i zapewne go zmazał. Brak ingerencji człowieka ułatwiał interakcję między mną a sąsiadem. Kolejnym odkrycie jest kolejność dostarczania jedzenia. Skoro nikt przede mną nie napisał odpowiedzi, mój korespondent dostaje posiłki zaraz przede mną. Jeżeli ktoś dostaje obiad po mnie, za pewne także dołączy do wymiany zdań. Ciekawość mnie zżera!

Obudziłam się grubo przed śniadaniem. Owinięta w pościel zeskoczyłem z łóżka wprost przed ,,studnię”. Uklękłam i wpatrywałam się w nią jak dziecko w telewizor. Chciałam być obojętna, chciałabym móc uniknąć rozczarowania. Jestem zbyt naiwna. Śniadanie przyjechało, ale nic poza nim. Żadnych napisów. Wczorajsze też zniknęły. Oczywiście, że zniknęły! W windzie nigdy nie napotkałam okruszków. ,,Studnia” musi być myta pomiędzy dostarczaniem! Jeżeli to prawda to, w jaki sposób dostałam wiadomość? Możliwe, że roboty nie wykryły farby, albo nie umyły jej dokładnie, ale jeżeli farba nie zeszła za pierwszym razem, czemu zeszła za drugim. Zawsze jest możliwość, że ktoś pomiędzy nami zmazał wiadomość, ale wątpię, żeby miał na to wystarczająco czasu.

Chyba że to wcale nie wina robotów. Może to właśnie człowiek operuje ,,studnię”. Mam tak dużo pytań. Czy ktoś z osób pracujących wysłał tę wiadomość? Ta opcja wydaje się najbardziej realna. Dlaczego jednak ja zostałam wybrana i czemu wiadomość w ogóle była wysłana? Czemu dziś nie dostałam kolejnej.

Po przemyśleniach i wnioskowaniach stworzyłam w głowie swoją wersję zdarzeń. Muszę się jej trzymać, bo to jest najbliższa mi prawda. Pracownicy, czyli ludzie obsługujący windę są niewolnikami zupełnie jak ja. Tak samo, jak ja nie wiedzą, po co i czemu tu są, i w ich przypadku, czemu pracują. Wysyłają jedzenie na zasadzie zmian. Rutyna nie jest jeszcze przeze mnie odkryta, jednak może być, jeżeli dokonam kilka eksperymentów. Wiadomość dotarła do mnie, ponieważ jestem ostatnia na liście. Mój korespondent nie może zostawić napisów, a pomiędzy różnymi stacjami nie ma czasu na wysprzątanie kabiny. Powód, dla którego nie zostawił listu lub przedmiotu, może być wywnioskowany ze sposobu działania ,,studni”. Ilość jedzenia jest dokładnie wyliczona i jego waga nie może przekraczać ani grama, dlatego jedyną jego opcją była farba. Pośpiech tłumaczyłby niestaranność.

Dalej nie jestem pewna całej sytuacji. Jaki jest jego cel? Czy planuje ucieczkę? Na pewno wie więcej niż ja, muszę więc utrzymać rozmowę przy życiu. Na razie mogę jedynie liczyć, że zechce do mnie ponownie napisać. Jeżeli tego nie zrobi, nigdy już nie dowiem się kiedy ma zmiany.

Będę mogła się jedynie domyślać. Nie znoszę, że nawet kiedy wydaje się, że mogę odzyskać swoje życie, muszę polegać na zupełnie mi obcej osobie!

Minęły trzy dni. Prawie zupełnie utraciłam nadzieję. Być może ktoś dowiedział się o jego spisku i odsunął go z pozycji? Obiecuję, że jeżeli dziś nie dostanę od niego wiadomości, odbiorę sobie życie. Mam dość bycia zależną od niewidzialnej siły. Mam dość czekania na sens, kiedy sens wydaje się nie żyć. Nadzieja była taka słaba, ale jedyna. Utrata jej jest wystarczającym powodem do samobójstwa prawda? Bohaterowie książek zawsze mają jakiś szlachetny powód do śmierci. Czy mój jest szlachetny? Przecież nie jest to ucieczka! Przecież to bunt! Nie chcę, żeby ktokolwiek więził mnie i moje ciało. Jestem w pokoju bez drzwi. Czemu ja myślałem, że one powstaną, że ktoś je wybuduje lub wyburzy dziurę w ścianie? Nie mogę walczyć… zasady nie są sprawiedliwe .

Nie mogę polegać na obcej mi osobie. Nikt za mnie nie odzyska m o j e g o życia.

Zabiję się szybko. Śmierć nie jest straszna, mimo że nigdy jej nie doświadczyłam, wiem, że będzie bezbolesna. Gdyby była, nikt by nie popełnił samobójstwa. Nikt nigdy…

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Problem leży w naszych płaszczyznach. Stykają się rogami, ledwo co nachodzą na siebie, a jedyne co je łączy, to brak słońca. Słońce u niej już dawno umarło, moje nigdy nie istniało. Moi współmieszkańcy i ja żyjemy w całkowitej ciemności. Tworzymy grupy, długie węzły. Trzymając się za ręce, spędzamy nasz czas w bezmyślnej, ale koniecznej społeczności ślepców. Ogień tu nie istnieje, a żywimy się powietrzem, które jest niczym jej powietrze tylko jadalne. Maszerujemy tępo wokół całej ziemi, szukając czegoś. Nikt nie wie czego, nikt oprócz lidera naszej stonogi. Zajmuje on to miejsce od nie pamięci. Nie wiadomo czemu tyle żyjemy. Nie wiem także, jak powstają dzieci. Nie mogę spytać, bo my nie mówimy – nie mamy języków. Od kiedy pamiętam, moje ręce były związane z dwoma innymi rękoma. Węzły pomiędzy naszymi palcami są tak ciasne, że nawet nie śniłem o puszczeniu ich.

Mam w głowie mózg. Mózg jest połączony do niej pewnym niewidzialnym przewodem. Czuję jej rozpacz, cierpienie. Czuję jej strach i pożądanie ludzi. Ja też je czuję. Co prawda ludzie mnie otaczają, ale nie są dla mnie niczym więcej niż dłońmi. Czasem zastanawiam się, czy po prostu nie trzymam dwóch odciętych kończyn…

Podobnie jak ona, wiem, że było coś przed tą pustką. Nie wiem, czemu tu jestem. Myślałem o tym tak dużo. Snułem tak wiele milczących teorii.

Podczas tułaczki, napotkaliśmy przeszkodę, cała wstęga zastygła, a następnie runęła. Mimo upadku nasze ręce solidnie się siebie trzymały. Moja głowa powędrowała w dół i uderzyła z hukiem w ziemię. Wstrząs był taki mocny, że przez jedną, przeklętą sekundę świat się zaświecił. Było zupełnie jakbym zyskał zdolność widzenia w ciemności. Widziałem twarze moich towarzyszy. Wszystkie były okryte kurzem i krwią. Widziałem świat, na którym jestem. Był szary i martwy. Pusty i płaski. Jednak nic z tych rzeczy nie wstrząsnęła mną tak bardzo, jak obraz lidera. Jest ogromny i zgarbiony. Ma płaszcz z czarnych, kruczych piór, spod którego wystają dwa zakręcony rogi, stanowiące trzy czwarte jego wielkości. Z jego pleców wyrasta ludzka ręka. Blada i czysta, trzyma dłoń ślepca za diabłem.

Gdy wszystko wróciło do normy, a ciemność rozłożyła swoje skrzydła, wstaliśmy i szliśmy dalej. Nikt oprócz mnie nie widział prawdziwego oblicza lidera. Owieczki dalej maszerowały za swoim pasterzem. Było nas tysiące, podążające i ufające kozie. Ręce dalej mieliśmy zszyte, mimo tego, że przed momentem wszyscy leżeliśmy na ziemi, jęcząc bez językowo z bólu. Nie mogłem uwierzyć, że tylko mnie oświeciło. Uczucie, że to ja mogę być mesjaszem, który uwolni nieświadomych spod szpon diabła, ogrzało całe moje ciało. Miałem, przez drobną chwilę, przeznaczenie. Poczułem jak moja wola ucieczki, rozprzestrzenia się wśród tłumu. Wrażenie to minęło, gdy moje i jej rzeczywistości nałożyły się. Nie byłem jedynym, który to zauważył.

Upadek, który doświadczyliśmy wcześniej, okazał się jedynie potknięciem.

Zaczęło się szarpnięciem. Cały sznur ludzi zrobił kilka kroków przód, a potem ustał w dziwnym napięciu. Moje mięśnie skurczyły się nagle, jakby trzymały się czegoś desperacko. Po chwili zastoju ruszyliśmy dalej, chociaż nie ufałem drodze przede mną. Ucisk nie mijał, raczej się pogłębiał . Miałem wrażenie, że na całym moim ciele wisi cały mój świat.

Z nie wiadomych powodów przyspieszyliśmy. Dotarło do mnie wiele jęków i nieuzasadnionych lamentów. Uznałem, że to ze zmęczenia. Myślałem, że lider torturuję nas prędkością i wysiłkiem. Co dziwne, długi dystans mnie nie męczył. Im dalej biegłem, tym bardziej lekki się stawałem. Coś ciągnęło mnie do przodu. Odgłosy męczenników i świst powietrza mieszały się w chaotyczny utwór. Ruch, pot, unosiły się do moich nozdrzy. W podbrzuszu zbierał się mroczny kłębek niepokoju. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie byłem w stanie kontrolować tłumu, ani przez szarpanie się, ani przez nieobecne przecież słowo. Po prostu robiłem to, co wszyscy inni.

Nie zajęło mi długo czasu, zorientowanie się co się dzieje. Przed nami była dziura. Do niej prowadził nas diabeł i mimo że nie widziałem dziury, czułem jak ogromna jest. W głowie widziałem, jak pożera nas wszystkich po kolei. Jak lecimy przez nią do nowej rzeczywistości. Jak uderzam karkiem w twardą ziemię, a moja świadomość mnie opuszcza. Nie bałem się, bo wiedziałem, że jest to koniec TEJ męczarni, że czeka mnie nowa. Może ta nowa nie będzie wymagać ode mnie wiecznej tułaczki wśród ludzi. Może wreszcie będę sam. Może położę się, chociaż na podłodze i będę spał. Może zjem coś innego niż powietrze?

 

czy ktos tez tu jest

Tak, ja. Jesteśmy tu oboje.

 

Właśnie tak powstałem nią. Jak skończy wiązać węzeł wokół swojej szyi, węzeł wokół moich rąk rozwiąże się i wykreuje nowy, łączący mnie i jej ciało. Jej dusza zniknie, gdzieś daleko w ciele owieczki w świecie bez słońca, a moja stanie się kobietą.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Koniec

Komentarze

S-W, widać, że miałaś jakiś pomysł i starałaś się wyrazić go słowami, ale cóż, skończyło się na mało ciekawych opisach przemyśleń samotnie żyjącej bohaterki i osobnika wędrującego w ciemności. Przyjmuję do wiadomości, że to jest Twoja wizja piekła, ale nic nie poradzę, że nie zrobiła na mnie szczególnego, by nie rzec żadnego wrażenia.

Na taki odbiór z pewnością wpłynęło fatalne, miejscami wręcz niechlujne, wykonanie – w tekście jest mnóstwo różnych błędów i usterek, wiele dość nieczytelnie skonstruowanych zdań, szerzy się jestoza, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Tekst jest napisany tak źle, że przyszło mi do głowy, że polski nie jest językiem, którym posługujesz się na co dzień.

Mam jednak nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

Mam wrażenie, że zainteresuje Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Opisy słoń­ca są jed­nak rzad­ko do­kład­ne. → Trochę kulawe to zdanie. Piszesz o gwieździe, więc powinna być wielka litera. Ten błąd pojawia się w tekście kilkakrotnie.

Proponuję: Jednak opisy Słoń­ca rzad­ko są do­kład­ne.

 

W cza­sach kiedy ludzi jesz­cze pi­sa­li książ­ki, opisy gwiazd… → Nie brzmi to najlepiej. Literówka.

Proponuję: W cza­sach kiedy ludzie jesz­cze tworzyli książ­ki, opisy gwiazd

 

Mój dom jest zimny. Ścia­ny są białe, a po­ko­je su­ro­we. Pod­ło­ga jest chłod­na i śli­ska. Je­dy­ny kolor, jaki jest obecny to sza­rośćblada zie­leń sztucz­nych kwia­tów. → estoza. Piszesz o dwóch kolorach.

Proponuję: Mój dom jest zimny. Ma białe ściany i surowe po­ko­je ze śliską, chłodną podłogą. Je­dy­ne kolory, które mnie otaczają, to sza­rość i blada zie­leń sztucz­nych roślin.

 

Nie wiem czemu, ale to coś ża­ło­śnie pró­bu­je mnie utrzy­mać szczę­śli­wąja chyba nie je­stem szczę­śli­wa. → A może: Nie wiem czemu, ale to coś usilnie próbuje sprawić, bym była szczę­śli­wa… Chyba szczęśliwa nie je­stem.

 

Nie chce być nie­wdzięcz­na, mam wszyst­ko, co po­trze­bu­ję. → Nie chcę być nie­wdzięcz­na, mam wszyst­ko, czego po­trze­bu­ję.

 

po­ja­wi­ła się nawet bu­tel­ka szam­pa­na, któ­rej co praw­da nie wy­pi­łam. → I dobrze, że nie wypiła butelki, bo butelek się ni pije.

Wystarczy: …po­ja­wi­ła się nawet bu­tel­ka szam­pa­na, któ­rego nie wy­pi­łam.

 

Nie czu­łam nigdy ludz­kie­go cie­pła, nie wiem nawet, czy by mi się spodo­bał, ale czuję w sobie, że mi go bra­ku­ję. → Powtórzenie. Literówka. Ciepło jest rodzaju nijakiego, więc: Nie czu­łam nigdy ludz­kie­go cie­pła, nie wiem nawet czy by mi się spodo­bało, ale mam wrażenie, że go bra­ku­je.

 

Do­my­śla­nie i wy­obra­że­nie robi się już mę­czą­ce! → Do­my­śla­nie i wy­obra­ża­nie robi się już mę­czą­ce!

 

Ja udaje bar­dzo dużo. → Literówka.

 

Je­dy­nie myśl, że ktoś kie­dyś mnie ura­tu­je, zmu­sza mnie do życia. → Czy oba zaimki są konieczne?

Proponuję: Je­dy­nie myśl, że ktoś kie­dyś mnie ura­tu­je, sprawia że żyję.

 

Cza­sem czuję, że ktoś mnie ob­ser­wu­je… → Czy to celowy rym?

Proponuję: Cza­sem czuję, że jestem obserwowana… Lub: Cza­sem mam wrażenie, że ktoś mnie ob­ser­wu­je

 

Nie mam drzwi i mar­twi mnie to tro­chę. → Raczej: Mieszkanie nie ma drzwi i trochę mnie to mar­twi.

 

Jak cięż­ko jest zabić?Jak trudno jest zabić? Lub: Czy trudno jest zabić?

 

Kto­kol­wiek stoi, za ,,matką” musi być nie­zmier­nie po­tęż­ny.Kto­kol­wiek stoi za matką”, musi być bardzo po­tęż­ny.

 

Wszyst­kie książ­ki, które do­sta­łam, miały na celu obu­dze­nia we mnie smut­ku i za­bi­cia na­dziei. → Wszyst­kie książ­ki, które do­sta­łam, miały na celu obu­dze­nie we mnie smut­ku i za­bi­cie na­dziei.

 

Po­wo­dem dla mo­je­go życia… jest śmierć.Po­wo­dem mo­je­go życia jest… śmierć.

 

jak już za­bio­rę przed­mio­ty mi przy­wie­zio­ne. → …jak już za­bio­rę przy­wie­zio­ne przed­mio­ty.

 

To stąd spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze. → To tędy spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze.

 

Bryza jest ła­god­na i nie­pach­ną­ca. → Raczej: Bryza jest ła­god­na i bezwonna.

 

Moż­li­we jest, że są zgnia­tane­ w małe kost­ki lub pa­lo­ne. Ry­zy­ko jest nie­ste­ty za dużo, żeby w ogóle roz­wa­żać tę opcję. Nie mogę dać im tego, czego chcą.

Jest jesz­cze sys­tem wen­ty­la­cyj­ny. To stąd spro­wa­dza­ne jest do mnie po­wie­trze. Bryza jest ła­god­na i nie­pach­ną­ca. Szyb nie jest wy­jąt­ko­wo… → Kolejny przykład jestozy.

 

Gdy­bym zde­cy­do­wa­ła­bym się uciec→ Gdy­bym zde­cy­do­wa­ła się uciec

 

a śmiet­nik naj­pew­niej śmier­tel­ny. → Czy to znaczy, że śmietnik kiedyś umrze?

 

Oczy­wi­ście nawet nie spró­bu­je się wy­do­stać. → Literówka.

 

Może at­mos­fe­ra jest zbyt tok­sycz­na dla ludzi albo ja je­stem zbyt tok­sycz­na dla at­mos­fe­ry. Nie mogę wy­klu­czyć też za­ra­zy. Może je­stem ostat­nią ko­bie­tą na ziemi, a moim prze­zna­cze­niem jest zo­sta­nie matką ko­lej­nej ge­ne­ra­cji. Cza­sem wy­obra­żam sobie, że je­stem jedną z nie­wie­lu wy­bra­nych do prze­ży­cia. Ludzi jest za… → Znowu jestoza.

 

Raz, gdy prze­czy­ta­łam opo­wieść o mor­der­cy, nie mo­głam spać przez wiele dni. → Może powinna spróbować spać w nocy.

 

wpa­try­wa­łam się w śro­dek windy. Na środ­ku stał… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: …wpa­try­wa­łam się we wnętrze windy. Na środ­ku stał

 

ta­lerz z pięk­nie przy­go­to­wa­nym ste­kiem, ziem­nia­ka­mi i su­rów­kom z mar­che­wek. → S-W, bój się bogów!

ta­lerz z pięk­nie przy­go­to­wa­nym ste­kiem, ziem­nia­ka­mi i su­rów­ką z mar­che­wek.

 

Danie pa­ro­wa­ło za­chę­ca­ją­co. → Co zachęcającego jest w parowaniu?

A może miało być: Danie pachniało za­chę­ca­ją­co.

 

Jed­nak to nie uroda i prze­pych je­dze­nia mnie spa­ra­li­żo­wał. → Na czym polegał przepych dania?

 

,,czy ktos tez tu jest”. → Domyślam się, że literówki są tu celowe.

 

Myśl o nie­by­ciu samą w tym wię­zie­niu→ Myśl, że nie jestem sama w tym wię­zie­niu

 

do­sta­je po­sił­ki zaraz przede mną. → …do­sta­je po­sił­ki tuż przede mną.

 

żeby miał na to wy­star­cza­ją­co czasu. → …żeby miał na to wy­star­cza­ją­co dużo czasu.

 

Może to wła­śnie czło­wiek ope­ru­je ,,stud­nię”. → Dlaczego człowiek operuje „studnię”?

A może miało być: Może to wła­śnie czło­wiek obsługuje ,,stud­nię”.

 

Wy­sy­ła­ją je­dze­nie na za­sa­dzie zmian. → Na zasadzie jakich zmian wysyłają jedzenie?

 

Ru­ty­na nie jest jesz­cze prze­ze mnie od­kry­ta… → utynę można nabyć, ale rutyna nie jest czymś, co można odkryć.

 

je­że­li do­ko­nam kilka eks­pe­ry­men­tów. → …je­że­li do­ko­nam kilku eks­pe­ry­men­tów.

 

lub wy­bu­rzy dziu­rę w ścia­nie? → Można wyburzyć ścianę, a nawet cały dom, ale nie można wyburzyć dziury.

 

za­sa­dy nie są spra­wie­dli­we . → będna spacja przed kropką.

 

Zaj­mu­je on to miej­sce od nie pa­mię­ci. → Co to znaczy?

A może miało być: Zaj­mu­je on to miej­sce od niepa­mię­tnych czasów.

 

Mam w gło­wie mózg. Mózg jest po­łą­czo­ny do niej→ Mózg jest po­łą­czo­ny z nią… Lub: Mózg jest po­dłą­czo­ny do niej

 

Snu­łem tak wiele mil­czą­cych teo­rii. → Czy poza milczącymi, są także teorie rozmowne?

 

Jed­nak nic z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ła mną tak bar­dzo→ Jed­nak nic z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ło mną tak bar­dzo… Lub: Jed­nak żadna z tych rze­czy nie wstrzą­snę­ła mną tak bar­dzo

 

ję­cząc bez ję­zy­ko­wo z bólu. → …ję­cząc bezgłośnie z bólu.

 

uwol­ni nie­świa­do­mych spod szpon dia­bła… → Szpon jest rodzaju męskiego, więc: …uwol­ni nie­świa­do­mych ze szponów dia­bła

 

Mia­łem, przez drob­ną chwi­lę, prze­zna­cze­nie. → Chwila może być krótka, ale nie drobna. Co to znaczy mieć przeznaczenie? Zbędne przecinki.

 

Upa­dek, który do­świad­czy­li­śmy→ Upa­dek, którego do­świad­czy­li­śmy

 

Cały sznur ludzi zro­bił kilka kro­ków przód… → Pewnie miało być: Cały sznur ludzi zro­bił kilka kro­ków w przód

 

ra­czej się po­głę­biał . → Zbędna spacja przed kropką.

 

że na całym moim ciele wisi cały mój świat. → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Z nie wia­do­mych po­wo­dów→ Z niewia­do­mych po­wo­dów

 

Nie za­ję­ło mi długo czasu→ Nie za­ję­ło mi wiele czasu

 

moja świa­do­mość mnie opusz­cza. → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzień doberek. 

 

Na pewno pozbycie się kogoś tak słabego, jak ja nie powinno stanowić problem.

→ problemu. 

 

Ryzyko jest niestety za dużo, żeby w ogóle rozważać tę opcję.

→ za duże

 

No to tak:

Jeśli chodzi o stylistykę, Reg już wyłapała tego sporo, więc sobie odpuściłem, aby się nie powielać. Ogólnie – tekst zdecydowanie powinien być przeczytany przed publikacją kilkukrotnie, a jak nie kilkukrotnie to bardzo dokładnie, aby te literówki i dziwne szyki zdania wyeliminować. 

Fabuła: 

Przyznam, że dawno czegoś tak dziwnego tu nie czytałem – z jednej strony to z automatu plus, z drugiej – w tej dziwności się pogubiłem, a mianowicie: 

Czemu ja myślałem, że one powstaną, że ktoś je…

→ Nagle, dosłownie nagle z kobiecej narracji i chyba w tym samym akapicie narracja z kobiecej, zmienia się na męską. Kompletnie nie rozumiem dlaczego. Jak już, to powinno się to chyba jakoś rozgraniczyć, bo zaczynałem sądzić, że to przypadkowe błędy – no jest nieco chaos. 

Ogólnie pierwsza połowa jest dość intrygująca i nawet z dużą ciekawością czytałem, mimo sporej ilości błędów. Później niestety czar mi trochę prysł. 

Podobał mi się taki wyalienowany klimat zamknięcia bohaterki/bohatera, “studni” i ogólnie tajemniczości i szkoda, że w tym wszystkim się pogubiłem, no nic. 

Fabuła więc pozostała mgielna, zgodnie z Twoim planem, natomiast bardzo fajnie, że w końcu udało Ci się napisać opowiadanie ;) Polecam tylko więcej pracy nad nim, a powinno być lepiej i nieco bardziej przejrzyście. Bardzo lubię pewne niejasności i domysły, ale jak w nagle od tego samego akapitu (są one dość długie) narracja zmienia się z bohaterki na bohatera – to niestety nie jest udany zabieg. Przestaje tu być “tajemniczo” a dwuznaczność i niejasności zamieniają się w totalną dezorientację i chaos. 

Do następnego! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Strumień świadomości to bardzo trudny gatunek. W Twoim wypadku masz na niego pomysł z tym brakiem słońca i innymi elementami, ale… no właśnie, w pewnym momencie wpadłaś dla mnie w typową sytuację autorów tego typu tekstu – pozwoliłaś bohaterce-narratorce się za bardzo rozgadać. W efekcie moje zainteresowanie zeczeło mocno wyparowywać, aż po koniec było go naprawdę bardzo niewiele.

Tak więc tym razem nie podeszło. Może następnym się uda :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka