- Opowiadanie: PanKratzek - Oko

Oko

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy

Oceny

Oko

Na środku leśnego zakątka pajęczarzy, tkających wymiary czasowe, wzniesiono wieżę. Nie wyróżniała się ani wysokością, ani wykończeniami fasady. Za wejście służyła skromna brama oblicowana oszlifowanymi kamieniami o intensywnej, ciemno-kobaltowej barwie, z jasnymi plamkami przypominającymi rozbłyski supernowych. Kryła zaś wnętrze wykraczające poza wymiary w klasycznym rozumieniu.

Gość, przekroczywszy próg, przystanął. Zarówno pierwsza, jak i każda następna wizyta wzbudzała podobne uczucia: szacunek wobec absolutu zamysłu architektów i sztukmistrzów przestrzeni. Walcowaty kształt, bez wyraźnych krawędzi, wisiał tuż nad posadzką. Jego podstawa zajmowała prawie całą powierzchnię pomieszczenia. Drugiego końca nie był w stanie dostrzec – strzelisty słup zdawał się być go pozbawiony. Porównanie z zaobserwowaną z zewnątrz wysokością budynku powodowało spory dysonans poznawczy. Pokłonił się w myślach astroinżynierom.

Wnętrze wypełniały kryształy, poruszające się bezszelestnie po ustalonych, niekiedy krzyżujących się torach. Powolność mgławic, pośpiech komet, niebieskość gniewu kwazarów, zachłanność czarnej materii dopełniały przestrzeń pomiędzy światami zaklętymi, na podobieństwo inkluzów, w skrystalizowanych skorupach.

Opiekun astrolabium, odchrząkując wymownie, podszedł do Hazona próbującego objąć wzrokiem mieniące się elementy.

– Piękne – rzekł gość, miast zwyczajowego przywitania.

– Zajmujące i absorbujące piękno. – Korhen przytaknął. – Co cię sprowadza?

Hazon sięgnął za pazuchę. Na wyciągniętej dłoni odwijał gruby materiał, skrywający stożkowaty, przezroczysty kamień z żyłkowaną powierzchnią. Wewnątrz wirowały setki mikrozanieczyszczeń, oplatając ciasno główną oś bryły, strzegąc jej tajemnicy.

– Interesujący rdzeń. Indagator wiązkowy prawdę powie o jego naturze. – Ręką wskazał okrągły, solidny stół. Udali się w jego kierunku. – Kto go znalazł i gdzie? – dopytywał.

– Kopacze. W starym kraterze.

– Nieszczególnie trafne miejsce, a nawet rzekłbym: trefne. Ma się rozumieć, że sam z siebie go nie przyniosłeś? – Uniósł brew.

– Służba. – Lakonicznie odpowiedział posłaniec.

Kamień, wciśnięty pomiędzy szczęki lewitomadła, tkwił nieporuszony. Wpadł w lekkie drgania pod wpływem wiązki ostrego światła – wdzierało się ciekawe jego wnętrza i otoczonego drobinami serca. Matowa powierzchnia blatu zapełniała się ciągami znaków: od uspokajającej zieleni statusu badania, przez błękit niepewnych i niepełnych danych, aż do żółci ostrzeżeń wykrycia podejrzanych połączeń. Rykoszetujące promienie podkreślały bruzdy zmarszczek na zdumionych czołach obserwatorów pochylonych nad badanym elementem.

Korhen wykonał prosty znak lewą dłonią – gest wywołujący zaśpiew magnificaterra wycelowany w podstawę stożka. Zdecydowanymi ruchami kciuka i palca wskazującego zmieniał wielkość przybliżenia, prawą dłonią przesuwał powiększony obraz wzdłuż osi bryły. Zanieczyszczenia okazały się zmiennokształtnymi kroplami, wrażliwymi na światło i fale dźwiękowe. Ciągle w ruchu, przemieszczające się niczym pierścienie – podobne układowi łożysk w skomplikowanej maszynerii, a w nich małe uniwersa upakowane ciasno obok siebie, podążające karnie jeden za drugim, nie stykając się ze sobą, z niemal zerowym prześwitem pomiędzy.

– Ewenement – szepnął zdumiony Korhen i podał Hazonowi maskę ochronną, niemal nieprzeźroczystą, sam również założył podobną.

Zdecydowanym ruchem ręki uruchomił drugą fazę badania. Światło przygasło na chwilę, bryłę otoczyła bańka z najwytrzymalszego materiału znanego we wszechświecie – grafeglasu. Wokół zawisły zwierciadła skupiające, a z podstawy indagatora zaczęło się sączyć rażące światło infiltrujące. Intensywność wiązki rosła, soczewki zaatakowały światłem całą długość osi bryły. Mikrocząstki zatańczyły, zerwały się do biegu, pulsując niebezpiecznie. A gdy już miało dojść do przebicia osłony środka, cząsteczki chroniące rdzeń zlały się w jedną kroplę i miast ulec energii analizatora, odbiły je ze zwielokrotnioną siłą. Maski uchroniły oczy przed oślepieniem, a twarze od kawałków rozrywanego urządzenia. Fala uderzeniowa odrzuciła obserwatorów na parę metrów.

Korhen, z trudem podnosząc głowę, z przerażeniem zauważył, jak rozgrzany stożek wyskoczył z uścisku szczęk w stronę astrolabium i upadł pod sam jego środek, wirując wściekle. Po chwili wystrzelił w górę niczym pocisk, ciągnąc za sobą świetlistą smugę. Wnętrze wieży, segment po segmencie, omiatał blask barwiony mijanymi kryształami.

Rdzeń oświecenia i mroku, mknął, przecinając tory światów uwięzionych w krystalicznych awatarach. Z warkocza dyfuzyjnego odrywały się repliki cząstek rdzenia. Lawirując pomiędzy pułapkami grawitacyjnymi, docierały do kryształów i przenikały do ich wnętrz, na podobieństwo wirusa, niosąc dobrą nowinę lub zagładę.

*

Podczas ostatniej kwadry bliźniaczych księżyców, gdy blask naturalnych satelitów raził podwójnie, pośrodku kręgu wytyczonego strzelistymi głazami, Znający Gwiazdy i jego uczniowie wypatrywali znaków. Jedna spośród migoczących na nieboskłonie latarenek, z drobnej stała się nagle wielką. Bezgłośnie osiadła na szczytach smukłych kamieni – nie niosąc ze sobą, wbrew przepowiedniom starszych, destrukcji świata i lęku o nadchodzące kształty dni. Schwytała zaś oddechy, związała umysły, splątała jaźnie. Purpurowe serce upadłej gwiazdy pulsowało miłością ulepszenia nadchodzących po sobie jutr.

*

W zasięgu dział niszczycieli orbitalnych pojawił się intruz. Postawiono w stan gotowości wszystkie jednostki. Automaty celownicze, wspomagane doświadczeniem dowódców, śledziły trajektorię obiektu, arogancko nie reagującego na wezwania identyfikacyjne. Cel wymykał się systemom namierzania – przyspieszał, zwalniał, zwiększał objętość, zdawał się rozpływać, zatrzymywał się, malał i znikał z pola widzenia detektorów. Gdy zaś wracał na ekrany, było zwykle za późno: ochraniane planety zapadały się w sobie. Nieznany obiekt sięgał ich płynnych jąder, tworząc grawitacyjne leje, zasysając chciwie okoliczne naturalne i sztuczne satelity. Miażdżona materia, gęsta od gniewu, zredukowana i wysyłana w inny wymiar – równie nagle otwartym, co i szybko zamkniętym tunelem przestrzennym – znikała. Krzyk dowódców stanowisk bojowych nie miał szans wybrzmieć. Przerażenie miliardów istot zamieszkujących planety zastąpiła bezduszna pustka.

*

Hazon ocknął się z koszmarnego snu: dezintegracje światów, a nawet całych galaktyk! Kryształ odkryty przez kopaczy, a decyzją rady kręgu przeznaczony do zbadania, ujawnił dwuznaczną naturę: niszczycielską dla próżności i pychy, a pomagającą wykonać potężny skok cywilizacyjny, jeśli natrafił na uniwersa godne pomocy. Oddzielające się z warkocza krople, zwiastowały świt lub zmierzch ich mieszkańcom.

– Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, głowę masz mocniejszą, niż żebra – zażartował opiekun astrolabium, leżąc na posłaniu nieopodal w pomieszczeniu medyków.

– Nie śniłem więc? – Spróbował spojrzeć na rozmówcę.

– Powiedziałbym: nikomu nie śmiałyby się śnić podobne wydarzenia.

– Co więc znaleźli kopacze?

*

– Oko Przeznaczenia. – Prowadzący wykład zawiesił głos. – Obecne od czasów pierwszych, prymitywnych ludów zamieszkujących wszystkie kontynenty. Kultywowana pamięć o nim przetrwała setki tysięcy lat w niemal każdej kulturze i religii. – Znów efektowna pauza. – A najciekawsza, ostatnio odkryta inskrypcja z nim powiązana, brzmi równie obiecująco, jak i złowieszczo: powrócę.

– Wiadomo kiedy? – Padło pytanie z sali.

– Części inskrypcji nadal nie udało się rozszyfrować. – Westchnął profesor. – Mam jednak nadzieję, że nie stanie się to wkrótce

– Powody do obaw? – zapytał inny głos.

– Nie jesteśmy gotowi na sąd ostateczny.

 

Koniec

Komentarze

Niesamowicie plastyczna opowieść. Po prostu byłam w tym budynku i widziałam kryształ!

W sumie nie powinnam się chyba przyznawać, bo mogą mnie teraz szukać;)

Bardzo ciekawa historia i cieszę się, że ostatecznie nie okazała się snem.

Poniżej trochę wyłapanych błędów. 

 

Drugiego końca nie był w stanie dostrzec – strzelisty słup zdawał się być jego pozbawiony.

Zmieniłabym jego na go. 

 

Na wyciągniętej dłoni odwijał gruby materiał kryjący stożkowaty, przezroczysty kamień z żyłkowaną powierzchnią

 

Dałabym “Położył na wyciągniętej dłoni zawiniątko, z którego wydobył.

 

Wpadł w lekkie drgania pod wpływem wiązki ostrego światła – wdzierało się ciekawe jego wnętrza i otoczonego drobinami serca.

Zmieniłabym myślnik na “, które”.

 

Maski uchroniły wnikliwe oczy przed oślepieniem, a twarze od kawałków rozrywanego urządzenia. Fala uderzeniowa odrzuciła obserwatorów na parę metrów.

Myślę, że każde oczy w tej sytuacji;)

 

 

– Powiedziałbym: nikomu się śmiałyby się śnić podobne wydarzenia.

się=>nie

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

@Ambush – z “jego” i “go” miałem kłopot, ostatecznie “go” brzmi faktycznie lepiej. Podwójne “się” przeszło w “nie” – zasadnie.

Wnikliwe oczy wyłapały potknięcia. Dzięki!

Czołem!

Bardzo ładnie napisane, świetnie wykreowana sceneria. Co do samej fabuły – mam cień wątpliwości co do tego, co właściwie się stało i czym tak naprawdę była ta “świątynia”, niemniej wcale mi to nie przeszkodziło czerpać satysfakcji z lektury. Czasem tak jest, że pozostawienie miejsca na interpretację i domysły pomaga tekstowi, zamiast szkodzić i mam wrażenie, że tak jest w tym wypadku.

Podobał mi się Twój short, PanKratzku.

Cześć, Panie!

Hazon ocknął się +z koszmarnego snu:

 

Hmm… ja się trochę na tym tekście wieszałem – mnogość opisów w pierwszej części mnie trochę nużyła. O ile sam początek był spoko, to później ilość wizualnych efektów, jakie próbowałeś mi przekazać mnie znudziła i chciałem już dotrwać do końca.

Co do samej fabuły to dajesz nam wyrywki i sporą dawkę niedopowiedzeń. To może mieć swoje uroki, ale do mnie to nie trafiło – nie do końca jestem w stanie powiedzieć co się właściwie stało.

Technicznie całkiem sprawnie, znalazłem jedynie ten wyżej wymieniony błąd, także jest spoko.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Mam mieszane odczucia po przeczytaniu tego tekstu. Początkowy opis wydaje się zbyt długi, skróciłabym go i wyeksponowała wyjątkowe cechy wieży. Sposób wprowadzenia imion bohaterów trochę mi zazgrzytał.

Czytając opowiadanie miałam wrażenie, że to wstęp do dłuższej historii. Jednak puenta uzasadnia rozmiar i zawartość tekstu, moim zdaniem, jest bardzo ciekawa. Podobał mi się też język opowiadania, styl i obrazowanie poprzez szczegóły.

@silver_advent, @Ando – pierwsza próba zamknięcia w ograniczonej ilości słów prawie całego kosmosu wyobrażonego. Częściowo udana – poruszyła nieco wyobraźnię jak z komentarzy wywnioskowałem.

@Krokus – (Z)jadłem, ale już jest na swoim miejscu.

Bardzo ciekawy tekst. Plastyczne opisy, do tego kryją one pod sobą interesującą historię. W konwencji z puenta jest z lekka cichsza – stanowi podkreślenie, nie mocny wybuch, który lepiej zapisałby się w mojej świadomośc. Dodakotwo pierwszy fragment zaczął się nieco dłużyć pod koniec, przez co na moment ten szort złapał zadyszki.

Jednak samo koncert fajerwerków na pewno na plus.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Z jednej strony – plastyczne opisy. Z drugiej – trochę się pogubiłam w fabule, a może w dekoracjach – kim byli kopacze i inni bohaterowie? Kim trzeba być, żeby trzymać wszechświat w muzeum? Dlaczego przeprowadzali badania obiektu akurat tam, gdzie mógł najbardziej zaszkodzić? Ale może wszystko źle interpretuję…

Innymi słowy: dostałam za mało danych, żeby poskładać spójną historię i zrozumieć postacie.

Babska logika rządzi!

@Finkla – subiektywność interpretacji jest przywilejem czytelnika – przyjmuję ją i wyciągam wnioski.

Nieroztropność w wyborze miejsca do sprawdzenia obiektu wielka – autor się nie popisał.

Oszczędność w słowach zaszkodziła przejrzystości tekstu – stało się. Innym razem staranniej dobiorę czas, miejsce i osoby do historii, nie szczędząc czasu na ujęcie ich w pełniejszym świetle.

Doceniam urodę opisów zdarzeń, ale sama historia jakoś mnie nie porwała.

 

o in­ten­syw­nej, ciem­no-ko­bal­to­wej bar­wie… → …o in­ten­syw­nej, ciem­noko­bal­to­wej bar­wie

 

– Czę­ści in­skryp­cji nadal nie udało się roz­szy­fro­wać.Wes­tchnął pro­fe­sor. → Zbędna kropka po wypowiedzi, didaskalia małą literą. Winno być: – Czę­ści in­skryp­cji nadal nie udało się roz­szy­fro­wać – wes­tchnął pro­fe­sor.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysłowe. Plastyczne. Może warto napisać kontynuację. Wykorzystaj rady i pisz nie ograniczając wielkości tekstu. :)

Nowa Fantastyka