- Opowiadanie: dawidiq150 - Leonardo da Vinci

Leonardo da Vinci

Opowiadanie łączące science-fiction z fantasy :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Leonardo da Vinci

W środku nocy, nad Florencją i jej okolicami rozszalała się straszna ulewa. Wielkie krople wody dudniły w okna i dachy domów, a niebo co jakiś czas rozświetlały pioruny. Słychać było ich grzmoty, a także świst niezwykle silnego wiatru. Ludzie, którzy akurat nie spali, mogliby przysiąc, że ów wiatr niesie ze sobą przerażający odgłos zawodzenia cierpiących dusz. Lament tych, którzy umarli i którzy nigdy nie zostaną zbawieni.

Reszta mieszkańców wielkiego miasta, pogrążona w spoczynku, śniła taki sam wyjątkowo przerażający koszmar. Była to wizja piekła.

Wysoko nad ziemią, z olbrzymią prędkością leciała bestia. Stary potwór, liczący sobie kilka tysięcy lat. To miasto było miejscem jego narodzin. Tułaczka po całym globie, gdzie unicestwiał wskazanych przez swojego stwórcę złoczyńców, miała zakończyć się za kilka dni. Pozostała jedna jedyna rzecz, którą chciał i mógł jeszcze zrobić…

 

&&&

 

Kobiecy klasztor w Anchanio blisko Florencji.

 

Późno w nocy, siedemnastoletnia Caterina klęczała w głównej kaplicy klasztoru i intensywnie się modliła. Nie zwracając uwagi na bolące kolana, dziękowała Bogu, że stworzył takie miejsce jak to i że została do niego przyjęta. Nie dla niej było zamążpójście gdyż zamiast do mężczyzn, czuła pociąg do kobiet. Do tego nie była zbyt atrakcyjna.

Słyszała paskudną pogodę, która panowała na zewnątrz. Ona jednak skupiona na modlitwie, nie myślała o tym. W pewnym momencie, gdy przerwała modły, w świście wiatru usłyszała jakby głosy dusz cierpiących wielkie męki, dusz które porzucili już wszelką nadzieję.

– To tylko moja wyobraźnia – pomyślała.

Nagle ktoś szturchnął ją w ramię. Obejrzała się. To była Matylda – jej siostra przełożona.

– Muszę z tobą porozmawiać, chodź – powiedziała do niej.

Caterina zrobiła znak krzyża, wstała rozmasowując kolana, następnie ruszyła za Matyldą.

– Gdzie ona mnie prowadzi? – pomyślała zdziwiona, kiedy przeszły przez korytarz i doszły do głównej bramy.

Potem Matylda obróciła się i widząc zdziwienie na twarzy Cateriny powiedziała z surową miną.

– No chodź!

Gdy młoda zakonnica wyszła na zewnątrz, zauważyła, że wichura i deszcz nieco zelżały. Ruszyła za przełożoną, która skierowała się do ogrodu i po chwili zniknęła z jej pola widzenia.

Pospiesznie, szybkim krokiem poszła w tamtą stronę.

W pewnym momencie silna dłoń, z tyłu zacisnęła się na jej ramieniu. Gdy się odwróciła, myśląc, że ujrzy siostrę Matyldę mocno się zdziwiła, gdyż zobaczyła wysokiego mężczyznę, o kręconych, czarnych włosach sięgających do ramion. Był całkiem nagi, a na jego atrakcyjnym, muskularnym ciele sprawiającym wrażenie wyrzeźbionego w marmurze, lśniły krople deszczu. Jego męskość, będąc w gotowości, wydała jej się ogromna, co ją trochę przeraziło.

Na wręcz nieludzko przystojnej twarzy gościł dziwny grymas. Jakby postać pierwszy raz w życiu, wbrew swojej naturze chciała się miło uśmiechnąć. Gdy spojrzała w jego oczy, pojęła, że nie stoi przed nią człowiek. Były niczym przedsionek piekła. Żarzyły się jak płonące węgle.

Ogarnęło ją przerażenie, lęk jakiego nigdy jeszcze nie zaznała, ale również ogromne podniecenie. Seksualna żądza, z którą nic nie mogło konkurować. Miała pewność, że nie wywołał jej sam atrakcyjny wygląd gościa. To musiały być jakieś czary.

Pospiesznie zaczęła zdejmować ubranie…

 

&&&

 

Gdy było po wszystkim, nagi mężczyzna w ułamku sekundy zmienił swoją postać i uniósł się wysoko, by zniknąć z oczu Cateriny. Ulewa znowu się rozszalała.

Dziewczyna nie zdążyła się dokładnie przyjrzeć, ale to co zapamiętała, wiele razy powracało do niej w nocnych koszmarach. Potwór musiał mieć ze cztery metry wzrostu, posiadał dwie pary rąk a w otwartej paszczy lśniły po dwa rzędy u góry i u dołu białych, ostrych zębów, tak dużych, że mimo odległości, widziała je wyraźnie. Jego gładka skóra, była ciemna jak noc.

 

&&&

 

Przerażona Caterina zaczęła prędko zbierać rozrzucone ubranie i wkładać je na siebie. Miała ogromne wyrzuty sumienia i bardzo się bała. Chwila rozkoszy, której przed momentem zaznała, mogła nieść za sobą straszne konsekwencje. Co jeśli zajdzie w ciąże?

Gdy się ubrała, patrząc czy nikt jej nie widzi, wróciła do budynku klasztoru. Następnie najciszej jak mogła, udała się do swojej celi. To był niewielki trzyosobowy pokój, a obie siostry, jej współlokatorki, smacznie spały. Caterina zdjęła mokre ubranie i włożyła suknię do spania. Mając w głowie mętlik, położyła się i po dłuższej chwili zasnęła.

 

&&&

 

Obudziła się, niecałe trzy godziny później. Na dworze zaczynało jaśnieć, zaczynał się dzień. Czuła się bardzo dziwnie. Nagle ogarnęło ją ogromne przerażenie, bo zrozumiała co się stało. Była w zaawansowanej ciąży. „Boże, mój Boże. Dlaczego to mi się przytrafiło? Spraw by to był tylko sen” – zaczęła się modlić.

Chciało jej się wymiotować i pomyślała, że pewnie ta potrzeba ją zbudziła.

Nie zważając na nic, wstała i biegiem rzuciła się do drzwi pokoju. Powstrzymując torsje, biegła przez korytarz i chwilę później znalazła się na zewnątrz. Zwymiotowała w grządkę kwiatów, jak najdalej od brukowanej ścieżki.

Następnie rozglądnęła się i szczęśliwa, że nikt jej nie zauważył, biegiem ruszyła w stronę lasu, który rósł nieopodal. Gdy tam dotarła, oparła się o jedno z drzew i zaczęła szlochać modląc się jednocześnie do Boga by to wszystko się jakoś dobrze skończyło.

To, że jest w zaawansowanej ciąży, było nieprawdopodobne, taka samo jak spółkowanie z potworem, który przybrał ludzką postać – pomyślała. Ale czuła, że dziecko w jej łonie rośnie bardzo, bardzo szybko.

Planowała co zrobić, gdy urodzi. Jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji? Absolutnie nie mogła wyjawić prawdy, bo czy w ogóle ktoś by jej uwierzył? Na pewno dobrze by się to nie skończyło, dla niej i dla dziecka.

Po porodzie koniecznie będzie musiała się obmyć i może zrobić to wodą ze studni – pomyślała. Po takiej ulewie jak wczoraj w nocy studnia była teraz pełna. Modliła się by urodziła zanim wszyscy wstaną i ktoś ją zobaczy.

Nagle od strony klasztoru usłyszała wołanie:

– Caterino co ci się stało?

Odwróciła głowę i ujrzała Adelę i Darię. Dziewczyny, które dzieliły z nią pokój, biegły teraz w jej stronę. Na ich twarzach malowało się zdumienie i ciekawość.

Gdy się zbliżyły Adele krzyknęła z niedowierzaniem:

– Jesteś w ciąży! Rodzisz! Jak zdołałaś to ukryć?!

– To nie tak – Caterina na powrót zaczęła łkać – Usiądźcie wszystko wam wyjaśnię.

Dziewczyny posłuchały i Caterina, gdy się trochę uspokoiła zaczęła streszczać im historię, która zdarzyła jej się zaledwie kilka godzin temu. Opowieść była krótka, więc opowiedziała ją ze wszystkimi szczegółami.

– To niesamowite, ale wierzę ci – wyznała Adele.

Daria również pokiwała głową na znak, że się zgadza – to ten potwór musiał sprawić, że wczorajszy wieczór był taki przerażający. A gdy zasnęłam śniły mi się koszmarne wizje piekła – powiedziała.

– Nie bój się, nikomu nie powiemy, to będzie nasza tajemnica. – zapewniła Daria – powiemy, że znaleźliśmy porzucone dziecko w ogrodzie.

– Zaczyna się – na twarzy Cateriny pojawił się grymas bólu. Zaczęła rodzić.

 

&&&

 

W tym samym czasie pewnemu notariuszowi, który przejazdem był w Anchanio a nazywał się Pierre da Vinci, przyśnił się niezwykły i przerażający sen; potwór o czterech rękach i czerwonych, niczym rozżarzone węgle oczach stanął przed nim i przemówił takimi słowami:

– Zakonnice z pobliskiego klasztoru znalazły porzucone dziecko, chłopca. Adoptujesz go i wychowasz niczym własnego syna. Otrzymasz za to zapłatę: wór pełen kosztowności i dokumenty świadczące o własności paru winnic i plantacji znajdujących się we Florencji. Jeśli nie wykonasz mojego rozkazu, umrzesz straszną śmiercią. I jeszcze jedno; dasz mu imię Leonard.

Pierre zbudził się przerażony. Choć straszna senna wizja nie trwała długo, on bardzo się spocił, a serce kołatało mu jak szalone. Sparaliżowany strachem leżał nie wiedząc co ma zrobić. Wtedy usłyszał pukanie do drzwi.

– Proszę! – krzyknął próbując sprawić, by jego głoś brzmiał normalnie.

– Przyszła dla pana przesyłka – powiedziała służąca.

Gdy wniesiono paczkę do jego pokoju zamknął drzwi i prędko zaczął ją rozpakowywać. Nie mógł w to uwierzyć, ale w środku znajdował się duży worek pełen kamieni szlachetnych, złotych sygnetów, łańcuchów i monet, które jak się potem okazało w dużej części pochodziły z zamierzchłych czasów i dla archeologów i historyków miały dużo większą wartość niż kruszec z którego były wykonane. Znalazł też obiecane przez potwora dokumenty własności. Jego strach zamienił się w euforię. Tak więc, gdy się ubrał i zjadł szybkie śniadanie wziął dwie służące i wynajął bryczkę, na którą teraz było go spokojnie stać, następnie udał się do klasztoru dla dziewcząt, który znajdował się o pół godziny drogi.

 

&&&

 

Dziecko przyszło na świat zdrowe, a trzem dziewczynom udało się zachować mroczną tajemnicę. Wszyscy uwierzyli w ich historię, że przypadkiem podczas rannego spaceru natknęły się na porzucone niemowlę.

 

&&&

 

Pierre da Vinci, gdy przybył na miejsce skłamał, że wie do kogo należy dziecko. Oświadczył też, że chce je zabrać. Caterina wzięła go na bok i powiedziała:

– Nie możesz tego wiedzieć!

– Dlaczego? – spytał

– Wiem, że kłamiesz! – Caterina była zdenerwowana, nie chciała tak od razu oddawać swojego dziecka i to obcej osobie.

Zaczęli się kłócić. Po chwili dziewczyna, która była osobą bardzo bystrą, zrozumiała sytuację i rzekła:

– Chyba oboje mamy coś do ukrycia.

– Możliwe – odpowiedział Pierre.

Caterina pierwsza wyjawiła prawdę i kamień spadł jej z serca gdy usłyszała co przydarzyło się jej rozmówcy. Poprosiła by był dobrym opiekunem dla Leonarda i przyjeżdżał tu co jakiś czas żeby mogła go zobaczyć.

– Będę tu gościł co pół roku, zawsze wtedy możesz zobaczyć syna – obiecał Pierre.

 

&&&

 

Chłopiec, przez pierwsze sześć miesięcy rósł w błyskawicznym tempie. Żaden lekarz, ani nikt inny nie potrafił tego wytłumaczyć. Włosy rosły mu tak szybko, że co tydzień trzeba było mu je obcinać. W miarę, jak stawał się starszy, tym wszystko się regulowało i w wieku czterech lat, rozwijał się już normalnie. Jednak wyglądał na dwukrotnie starszego.

Leonard, potomek zakonnicy i tajemniczego potwora nie mógł być zwykłym człowiekiem. Okazał się jednym z największych geniuszy jacy chodzili po Ziemi. Swoim umysłem przeganiał epokę, w której żył. Namalował wiele wspaniałych obrazów, w tym „Mona Lizę” który dał mu nieśmiertelną sławę. Wymyślił setki wynalazków. Był wszechstronnie uzdolniony. Urodzony 15 kwietnia 1452 zmarł 2 maja 1519.

 

&&&

 

Jestem złodziejem. Taki wybrałem sobie zawód, albo raczej zajęcie. Specjalizuję się w okradaniu bogatych domów.

7 lipca 2021 roku, gdy mieszkałem już niebezpiecznie długo w jednym miejscu, postanowiłem się przeprowadzić. Po przeprowadzce, będąc w nowym mieście przez trzy tygodnie spacerowałem i jeździłem po okolicach namierzając kogo okraść.

Zadecydowałem się na samotnie stojący, duży dom, którego właściciel często wyjeżdżał. Musiał być bardzo bogaty, gdyż miał sportowe auto, z pewnością kosztujące fortunę.

Włamanie zaplanowałem na godzinę pierwszą w nocy. Ma się rozumieć wtedy, kiedy nie było w mieszkaniu mężczyzny. Nie będę tu opisywał czynności, które musiałem wykonać, by niepostrzeżenie wtargnąć do środka. Nie o to bowiem mi chodzi.

Ku mojemu zdziwieniu w budynku na parterze znajdowało się tylko jedno wielkie pomieszczenie. Pełno tu było przedmiotów, których przeznaczenia kompletnie nie znałem. Jedyną normalną rzeczą, był fotel stojący na środku. Zacząłem szukać czegoś wartościowego, co mógłbym później sprzedać. Świeciłem sobie latarką, i już miałem opuścić pokój by udać się na piętro, kiedy nagle zapaliło się światło i w drzwiach stanął właściciel. Był to średniego wzrostu dziadek. Zupełnie łysy. Ubrany w dżinsy i koszulę. W jego oczach było coś niezwykłego, jakby wielka mądrość i inteligencja. Biła z nich też dobroć i życzliwość. Choć wyraźnie nie podobało mu się, że chciałem go okraść. W dłoni trzymał pistolet.

– Witaj przyjacielu – zwrócił się do mnie z karcącym wyrazem twarzy – spadłeś mi jak z nieba.

Potem kazał mi usiąść na fotelu. Przyglądnąłem się teraz dobrze oświetlonemu pokojowi. Do ścian przytwierdzone były urządzenia o skomplikowanej budowie. Wyglądały jak jakieś elektryczne kondensatory całe zbudowane z przewodów elektrycznych i matryc. Kable umieszczone na podłodze dochodziły z nich do fotela na którym teraz siedziałem. Sam fotel miał dużo metalowych elementów. Obwody przyczepiono również do sufitu. Z mojego punktu widzenia znajdowałem się w jednej dużej i dziwacznej maszynie, przypominającą krzesło elektryczne.

– Kim ty jesteś i co to za wariactwo? – spytałem.

– Nazywam się Leonardo, Leonardo da Vinci. Na pewno o mnie słyszałeś.

Zdumiony nie wiedziałem co powiedzieć. „Co to za wariat?” – pomyślałem. On natomiast mówił dalej.

– Możesz mi wierzyć lub nie. To bez znaczenia. Ta maszyna to wehikuł czasu. Pracuję nad nią od dobrych osiemdziesięciu lat. Nie jest jeszcze do końca gotowa, ale skoro prosiłeś się o kłopoty staniesz się królikiem doświadczalnym.

– Człowieku to mnie zabije. – zaoponowałem przestraszony.

– Na 60 procent nie – oznajmił – Nie ruszaj się bo będę zmuszony przestrzelić ci kolana.

Potem unieruchomił mi ręce i nogi metalowymi klamrami. Następnie jeszcze długo pracował przy tych dziwnych urządzeniach. Rozmawialiśmy. To co mówił i w jaki sposób to robił, przekonywało mnie i ostatecznie dało pewność, że nie jest wariatem. Mało tego, czułem, że ani nie kłamie ani żartuje. To naprawdę jest Leonardo da Vinci. Pojąłem, że taki geniusz nie mógł być zwykłym śmiertelnikiem. Nagle niespodziewanie niczym lekarz nastawiający złamaną kość włączył maszynerię. Poczułem ból…

 

&&&

 

Maszyna przeniosła mnie w niedaleką przyszłość. Nie wszystko poszło dobrze, połowę ciała mam sparaliżowaną. Jest rok 2123 i leżę w szpitalu, dzień chyli się ku końcowi jutro będę kontynuował te zapiski.

Koniec

Komentarze

Sensacyjna historia! Wiedziałam, że on nie mógł być taki wyjątkowy sam z siebie.;)

Fajny pomysł. 

 

Trochę czepiactwa:

Słyszała paskudną pogodę, która panowała na zewnątrz.

Słyszenie pogody brzmi średnio. 

 

Trochę widzę nieścisłości.

 

Bohaterka, jako miłośniczka kobiet trochę za bardzo roznamiętniła się przy przystojniaku.

Rola Przełożonej jest niewyjaśniona.

Opis przystojniaka jest trochę pretensjonalny.

Z tym porodem mogłeś poczekać standardowo. Mogła się gryźć, wahać, niepokoić i potem urodzić. 

Natomiast pomysł z werbowaniem tatusia super;)

 

Czyli reasumując, są pewne minusy ale nie przesłaniają nam one plusów;)

Lożanka bezprenumeratowa

Sensacyjna historia! Wiedziałam, że on nie mógł być taki wyjątkowy sam z siebie.;)

Fajny pomysł. 

 

Trochę czepiactwa:

Słyszała paskudną pogodę, która panowała na zewnątrz.

Słyszenie pogody brzmi średnio. 

 

Trochę widzę nieścisłości.

 

Bohaterka, jako miłośniczka kobiet trochę za bardzo roznamiętniła się przy przystojniaku.

Rola Przełożonej jest niewyjaśniona.

Opis przystojniaka jest trochę pretensjonalny.

Z tym porodem mogłeś poczekać standardowo. Mogła się gryźć, wahać, niepokoić i potem urodzić. 

Natomiast pomysł z werbowaniem tatusia super;)

 

Czyli reasumując, są pewne minusy ale nie przesłaniają nam one plusów;)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Ambush !!!

 

Bardzo bardzo się cieszę :))))))) Dziękuję!!!

 

Fajowo, super, extra….

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Siemanko,

najpierw trochę czepialstwa: interpunkcja nieco kuleje, na początku tekstu zapis myśli jest nierozróżnialny od dialogu (wstaw cudzysłów i sprawa rozwiązana), no i osobiście użyłbym czasem innego słowa (przykład: intensywnie modliła – gorliwa modlitwa; ale to nie ma większego znaczenia).

Z pochwał: fajnie mi się to czytało, lubię gdy twarda rzeczywistość miesza się z fantastyką, więc trafiłeś w moje gusta :) Ogólnie sam pomysł też trafiony.

Pozdrawiam!

Zawsze coś da się poprawić

 

Kulosław bardzo mi miło, dzięki!!! Coraz lepiej z tym wszystkim jest :) Nigdy bym nie przypuszczał, że z takiego miejsca startu dojdę daleko, daleko poza ojczyste tereny…

Jestem niepełnosprawny...

Cześć,

 

Bardzo oryginalny pomysł na opowiadanie. Trochę trudnych do zaakceptowania uproszczeń w fabule i pozjadałeś sporo przecinków, ale i tak czyta się całkiem fajnie.

 

Pozdrawiam

JPolsky

 

Stary, nie mogę uwierzyć :)))))))))) Kolejny pozytywny komentarz!!!

 

Dzięki!!! :)

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, dawidiq150 :)

Czytałem kilka Twoich tekstów. To jest zdecydowanie NAJLEPSZY z nich :)

Nie mów mi tylko, że to koniec. Bo czuję niedosyt i chciałbym wiedzieć więcej :)

Pozdrawiam

Ramshiri

 

Super!!! :)))

 

Ja również będę czytał twoje teksty tak jak obiecałem!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki! Obiecuję, że wkrótce będzie coś nowego. Beta prawie dobiega końca. Może dziś, może jutro :)

Podobało mi się to mieszanie prawdziwych postaci i lokacji z fikcyjnymi zdarzeniami w Twoim tekście.

Pozdrawiam

Zobaczmy…

Czasem masz trochę niezgrabny styl. Np. w pierwszym akapicie “straszna ulewa” brzmi bardziej jak wprowadzenie do bajki dla młodszych i burzy klimat grozy.

Dalej… Jak można się intensywnie modlić? :P

Zresztą tam się znowu trochę złego dzieje, kilka razy wspominasz, że się modliła (co gorsza – używasz tych samych słów “modlitwa”, “modlić się”) i dzieje się to samo co wcześniej – wrzucasz zdanie o umęczonych duszach między paskudna pogodę i “to tylko Matylda”, co znowu wybija z rytmu. To znaczy skaczesz między stylami i nie wychodzi to dobrze.

Potem zmieniasz rodzaj zapisywania myśli…

Dość jednak marudzenia o stylu!

Moim zdaniem trochę za dużo chciałeś upchnąć w tekście i przez to traci potencjał. To znaczy pomysł z diabelskim pochodzeniem Leonarda mógłby być ciekawy, ale potem wrzucasz jego podróże w czasie, motyw jego ojca i koniec końców każdy kolejny “twist” nie ma tej mocy. Dobry “twist” powinien być odpowiednio przygotowany, by mógł dobrze zaskoczyć czytelnika, a mnie trochę wprowadził w konfuzję… Szczególnie średnio rozumiem, jak z resztą tekstu łączy się motyw podróży w czasie :P

Zwróć też uwagę, że jak na tekst dość krótki (14k znaków; w zasadzie to już szort) dużo czasu marnujesz na opisy rzeczy średnio-potrzebnych. Że zakonnica modliła się, poszła za przełożoną… Czy to naprawdę istotne dla historii? :P

No i dochodzi kwestia bohaterów. Nie są dobrze rozwinięci, co niekoniecznie jest złe w krótkim tekście, ale i tak reakcja koleżanek-zakonnic trochę nieadekwatna. Osoby wierzące mają się opiekować pomiotem piekielnym, dzieckiem być może samego diabła, a przynajmniej jednego z jego pomocników? To dziś byłoby nie do przełknięcia, a akcja to przecież XV wiek!

Слава Україні!

Golodh

 

Dzięki za przeczytanie i za rady :)

 

Ja chciałem dać twist który jest dwoma twistami. :))) Chciałem by tekst był oryginalny i zrobiłem dwa twisty; jeden, że Leonardo jest nieśmiertelny a drugi to stworzenie wehikułu czasu.

Intensywnie modlić to znaczy po prostu żarliwie, z mocną wiarą.

 

Jestem w trakcie pisania następnego tekstu!!

 

Jestem niepełnosprawny...

Wiem, wiem; ale chodzi o to, że nie mają osadzenia w tekście, są “znikąd”. Tzn. szczególnie ten drugi.

Pisz pisz, jak trafi na mój dyżur to na pewno zajrzę ;)

Слава Україні!

Zawsze bardzo szanowałam Leonarda, więc tematyka mi przypasowała. Zgadza się o tyle, że L. był nieślubnym dzieckiem. ;-)

Zgadzam się z przedpiścami, że ten wehikuł czasu wyskakuje znikąd, ale czytało się nieźle.

Potwór musiał mieć ze cztery metry wzrostu,

Wtedy jeszcze nie mierzyli w metrach. To “wynalazek” rewolucji francuskiej.

dla archeologów i historyków miały dużo większą wartość

Archeologia jako nauka też jeszcze nie istniała.

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!

 

Bardzo mi miło. Serdecznie pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Finkla do napisania opowiadania przeczytałem całą 700 stronnicową książkę o Leonardzie :)))

Jestem niepełnosprawny...

Masz wyobraźnię i ciekawe pomysły. Popracuj nad interpunkcją i będzie fajnie się czytać Twoje teksty. Ten mi się spodobał.

Dzięki! Przygotowując się do tego tekstu przeczytałem grubą (około 600 stron) książkę o Leonardzie da Vincim. Powiem ci, że też jestem zadowolony z tego opowiadania :)

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka