- Opowiadanie: Gerland z Rybli - Wędrowcy pustkowi

Wędrowcy pustkowi

Witam serdecznie. Jest to krótki tekst (11 930 znaków ze spacjami) który napisałem swojego czasu na pewien konkurs. Jest to jego druga, nieco poprawiona technicznie wersja. Usunąłem spacje przed akapitami, jakieś zbędne literki, dwa niepotrzebne zwroty, dodałem kilka przecinków, ogólnie wszystko, co kolega Krokus mi wypunktował, tak dla łatwiejszego czytania. To co zostało prawie niezmienione, to braki warsztatowe, gdyż przyznam szczerze że musiałbym poświęcić sporo pracy na przebudowanie wielu zdań i fragmentów, a dłubać w pierwszym ukończonym tekście bez końca chyba nie ma sensu. Postanowiłem więc zapisać wszystkie uwagi warsztatowe jakie dostałem w komentarzach i pracować nad nimi przy tworzeniu kolejnego opowiadania.

Opowiadanie rozgrywa się w uniwersum gry Fallout. Jest to jeden z moich pierwszych tekstów jakie ukończyłem i liczę na konstruktywną krytykę, na dowiedzenie się co jest do poprawy, co należałoby zmienić, co zagrało. (Dla niewtajemniczonych w uniwersum, dodam że krypty to rządowe schrony przeciwatomowe. Może to pomóc w odbiorze) Życzę miłej lektury. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy IV, Użytkownicy III, Użytkownicy II

Oceny

Wędrowcy pustkowi

– I jak, widzisz coś ciekawego? – zapytał jeden z wędrowców, cały czas pilnując wejścia na wzgórze. 

– Jakieś domki jednorodzinne, chyba sklep, kościół… i jeszcze coś dużego – odpowiedział mu ten drugi, obserwując majaczące na horyzoncie zabudowania.

– Pokaż no mi to – powiedział znów ten pierwszy, po czym ściągnął hełm i przejął od kolegi lornetkę. 

– Faktycznie, jest coś dużego, wygląda jak jakiś magazyn… Dobra, nie ma co tutaj stać, idziemy – zdecydował po chwili.

Kolejny postój zrobili już bardzo blisko, może z pół kilometra od zabudowań. Wędrowcy kucnęli za rozbitym o słup wysokiego napięcia wrakiem osobówki, po czym jeden z nich znów wyjął lornetkę. Zza samochodu dobrze było widać główną ulicę idącą przez miasteczko. 

– Coś nowego? – zapytał jeden z nich.

– Nic specjalnego, jakiś spożywczy, chyba sklep z elektroniką i jakaś knajpa – skomentował ten drugi, patrząc przez lornetkę – żadnych zagrożeń jak na razie nie widzę… Chociaż nie, czekaj. Widzę jednego ghula snującego się po ulicy – dodał po chwili – ale poza tym czysto.

Obserwowali teren jeszcze przez kilka minut, ale niewiele się zmieniło. Zdecydowali się w końcu podejść bliżej. Ostrożnie szli główną ulicą, uważnie obserwując teren przed sobą, mimo że większego zagrożenia nie było widać. Dotychczasowe wyprawy na pustkowia nauczyły ich już, aby zawsze być czujnym.

Jako pierwszy na poszukiwanie zapasów obrali sobie niewielki, jednopiętrowy budynek dawnego sklepu z elektroniką. Ghul którego przedtem widzieli przez lornetkę gdzieś zniknął.

Witryna nad przeszklonym frontem głosiła “Elektronika i naprawy u Ralpha”. No, a przynajmniej tak musiało być przed wojną. Teraz, już dobre dwadzieścia lat po, wiele liter odpadło, zalegając na chodniku przed sklepem.

– Dobra, ubezpieczaj ulicę. Ja się rozejrzę w środku – zakomenderował jeden z wędrowców, po czym wszedł do sklepu przez niemal doszczętnie wybitą witrynę. Szkło zachrupało pod ciężkimi butami. Wędrowiec, będąc już wewnątrz przystanął i przełączył coś na hełmie. Żółtawe światło latarki wyciągało z półmroku regały i półki, na których zalegały przeróżne sprzęty. Wiele z nich walało się również po podłodze. Wszędzie leżały terminale z potłuczonymi ekranami, porozbijane na części blendery, poobijane tostery z powginaną blachą, oraz inne różnorakie śmieci. Wyglądało to trochę tak, jakby po sklepie przeszedł huragan.

Wędrowiec podchodził powoli do kasy, mijając to wszystko i uważając, żeby przypadkiem czegoś nie kopnąć i nie strącić z półki. Próba skradania się, w pancerzu wspomaganym, w sklepie pełnym regałów z brzęczącym metalem i szkłem, przywodziła mu na myśl parafrazę powiedzenia o słoniu w składzie porcelany. Dokładnie tak się czuł, jak stanowczo zbyt duży i niezdarny stwór jak na warunki w których się znalazł. Podczas tego wszystkiego przystanął na chwilę. Przez głowę przeszła mu myśl, czy taka ostrożność nie jest lekką przesadą. W końcu miał na sobie pancerz wspomagany, a poza budynkiem czekał jego towarzysz, również odziany w takowy. 

Rozmyślania przerwał mu głuchy łomot za ścianą. Brzmiało to jakby coś ciężkiego, z impetem uderzyło w blaszaną płytę. Wędrowiec od razu skierował wzrok na znajdujące się za ladą drzwi prowadzące na zaplecze. Przystanął, odczekał kilka sekund, ale nic więcej się nie wydarzyło. W końcu ruszył w stronę kasy, cały czas celując w drzwi. Przez chwilę tak bardzo skupił na nich swoją uwagę, że nieopatrznie zahaczył łokciem, stojący na regale tuż obok blender. Kuchenny niezbędnik każdej pani domu świata sprzed wojny, z gracją zsunął się z półki, przekoziołkował w powietrzu, i spadł szklanym kielichem prosto na posadzkę. Brzęk tłuczonego szkła rozniósł się po sklepie. Odłamki wirując w powietrzu i ślizgając się po podłodze poleciały we wszystkie strony. Wędrowiec westchnął ciężko, na ułamek sekundy przymykając oczy. “No i całe skradanie się poszło w…” nie zdążył dokończyć myśli. Nagle z zaplecza dobiegł kolejny, metaliczny huk. Tym razem donośniejszy i wyraźniejszy, a zaraz potem jakiś wrzask, czy może bardziej ryk. Zdecydowanie zbyt ludzki jak na jakieś zwierzę, i zbyt nieludzki jak na człowieka.

Coś z drugiego pomieszczenia nagle kopnęło w drzwi, które z głuchym łomotem uderzyły w ścianę. Żółte światło latarki wyłoniło z ciemności żywego trupa. Przegniła skóra zwisała z niego wraz ze strzępami ubrania, całymi płatami odchodząc od mięśni. W kilku miejscach widać było odsłonięte kości. Głęboko osadzone w wysuszonej twarzy, przekrwione i pożółkłe oczy wodziły obłąkanym wzrokiem po sklepie, aż w końcu zatrzymały się na wędrowcu. Nieumarły wrzasnął chrapliwie, po czym z zaskakującą lekkością podniósł jeden ze stojących na ladzie ciężkich terminali, uniósł nad głowę i cisnął nim przed siebie. Zaskoczony tym ruchem wędrowiec ledwie zdołał zasłonić głowę przedramieniem, chcąc ochronić latarkę na hełmie.

Korzystając z faktu że przeciwnik stracił go na chwilę z oczu, ghul przeskoczył ladę, podparłszy się o nią rękami. Następnie złapał kolejny, stojący na blacie terminal i rzucił się z impetem na wędrowca. Ten zdążył jednak się już odsłonić i zorientować w sytuacji. W pierwszej chwili chciał pociągnąć za spust, jednak coś go tknęło. “A co jeśli jest ich tu więcej? możemy mieć wtedy poważny problem” pomyślał. Zaraz potem po raz kolejny podniósł przedramię aby się zasłonić, ale nie zdążył. Ciężki terminal z głośnym brzękiem uderzył o kompozytowe płyty pancerza. Wędrowiec aż poczuł drgania wewnątrz egzoszkieletu. Całe szczęście przewaga wzrostu jaką dawała mu maszyna, uniemożliwiła ghulowi trafienie w latarkę na hełmie. Nieumarły wrzasnął triumfalnie, biorąc kolejny zamach swoją prowizoryczną bronią. Wędrowiec w odpowiedzi skrócił dystans, robiąc szybki krok w stronę ghula, a w międzyczasie biorąc zamach kolbą karabinu. Okuta stalą, drewniana część broni uderzyła trupa w głowę. Wzmocniony przez egzoszkielet cios, rozbił nieumarłemu czaszkę. Ghul stracił równowagę i przewrócił się na plecy, przeciążony przez trzymany nad głową terminal. Nieumarły spróbował się jeszcze niemrawo podnieść, ale wędrowiec szybko dobił go, po prostu następując na jego korpus opancerzonym butem . Pękające pod ciężarem chodzącego czołgu żebra trzasnęły sucho, niczym łamane gałęzie. Żywy trup zarzęził i zabulgotał żałośnie, dławiąc się niemal czarną krwią po czym skonał.

Niemalże w tej samej chwili wędrowiec usłyszał niewyraźny głos swojego towarzysza z zewnątrz. Coś jakby “o, cholera” a zaraz później, nieco zniekształcony przez głośnik w hełmie krzyk.

– Jim! Jim mamy problem! – Słysząc głos swojego towarzysza natychmiast wybiegł na zewnątrz. Płytki posadzki z chrzęstem pękały pod ciężarem wędrowca w pancerzu.

– O co chodzi Marcus? – Zapytał będąc już przed sklepem, jednak jego towarzysz nie musiał nic mówić. 

Na głównej alei biegnącej przez środek miasta zaczynało się robić tłoczno. Ghule wypełzały z okien domów i piwnic. Wybiegały z mieszkań i bocznych uliczek. Niektóre wyskakiwały z okien na wyższych piętrach budynków. Miasteczko zaczęły wypełniać wrzaski i porykiwania. Spora część nieumarłych już biegła w stronę dwóch wędrowców, inni rozglądali się dopiero w poszukiwaniu ofiary.

Wędrowcy, stojąc kilkadziesiąt metrów od tego wszystkiego, równocześnie otworzyli ogień. Basowy huk strzelby i suchy trzask karabinu wypełnił ulice, zagłuszając na chwilę ryki i wrzaski nieumarłych.

– Cholera, wycofujemy się! – zakomenderował Jim, w tym samym momencie sięgając do naramiennej torby po granat.

Nieumarli, zbijający się powoli w nierówną, rozproszoną gromadę nacierali w ich kierunku, wypełniając już niemal całą aleję i chodnik po obu stronach. Wędrowcy cofali się krok za krokiem, jednocześnie ostrzeliwując się ze swojej broni. Ghule padały jeden za drugim, rażone kulami i śrutem z obu luf. Odłamki granatów raniły ich ciała. Siła eksplozji odrywała kończyny tym, które znalazły się w centrum wybuchu. Mimo to jednak nieumarli zbliżali się. Jedni szarżowali na wędrowców biegiem, inni powoli maszerowali w ich kierunku. 

– I co teraz? Nie damy rady im uciec, nawet w biegu będziemy za wolni! – Poskarżył się Marcus, ładując jednocześnie swoją strzelbę.

– A co to, moja wina?! – zapytał z pretensją Jim, rzucając w hordę nieumarłych kolejny granat – Musimy coś wymyślić, zaimprowizować, musimy…

– Jim? Jim, Marcus, ile razy ja mam wam powtarzać żebyście się tutaj nie bawili! – Gniewny, kobiecy głos momentalnie wypełnił napromieniowane powietrze pustkowi. Dochodził do wędrowców jednocześnie z wnętrza ich pancerzy i z zewnątrz, zupełnie jakby wypełnił cały świat.

Wszystko nagle stanęło w miejscu. Nieumarli najpierw drastycznie zwolnili, a następnie zastygli w biegu, jakby w jednej chwili zamarzli. Ryki, wrzaski, nierówny tętent trupich stóp o asfalt, oraz wystrzały z broni również zwolniły i zmieniły ton. Zupełnie jakby ktoś puścił taśmę w zwolnionym tempie.

Gnijące ciała ghuli, i wyciągnięte w kierunku wędrowców szponiaste łapy, jeszcze przez chwilę były wyraźne. Budynki jednak zaczęły już tracić kształty. Ściany i okna rozmywały się i falowały, jakby nagle przysłoniła je warstwa gorącego powietrza.

Pęknięcia i dziury w asfalcie stopniowo się wygładzały i zrastały, aż w końcu cała ulica zamieniła się w zimną, gładką posadzkę. Leżące na niej ciała, zmasakrowane przez kule i odłamki, przeobrażały się, stopniowo tracąc kształty i kolor. Po chwili zamiast martwych ghuli, na posadzce leżały jedynie podziurawione i poszarpane puszki po konserwach.

Drzwi które jeszcze przed chwilą prowadziły do “Elektronika i naprawy u Raplha” zniknęły. Ich miejsce zastąpiła metalowa futryna w ścianie, której zepsute od dawna wrota prowadziły do magazynu części zamiennych. 

Ostatni element układanki, czyli sami “wędrowcy” również zaczęli się przeobrażać. Hełmy na ich głowach stały się nagle jakby lżejsze, mniej masywne. Po chwili ich miejsce zastąpiły stare maski spawalnicze, pozbawione zaciemnionych szyb. 

Z całej dekoracji jedynie trzymany w rękach Jima Winchester z dźwignią pozostał sobą. Tyle tylko że podobnie jak jego hełm przeobraził się nieco. Zrobił się mniejszy i lżejszy. Natomiast potężne, śmiercionośne naboje kalibru czterdzieści-cztery, zastąpiły małe, całkiem niegroźne ołowiane kulki, kalibru cztery przecinek cztery. Dokładnie to samo stało się ze strzelbą jego towarzysza, Marcusa. Zabójcza na krótkim i średnim dystansie strzelba firmy Remington, zamieniła się w swój przeznaczony do zabaw, napędzany sprężonym powietrzem odpowiednik.

Matka chłopców stała w otwartych drzwiach do piwnicy, z groźnie założonymi rękoma. Po jej minie jednak, widać było że gniew jest nieszczery i na pokaz. W końcu jak można było zabronić chłopcom się bawić? Dobrze wiedziała że tak naprawdę żadna siła ich nie powstrzyma.

– Ale mamooo… – zajęczał jeden z chłopców. Kobieta w odpowiedzi spuściła na chwilę wzrok, uśmiechnęła się i pokręciła głową. “Ach te moje urwisy…” pomyślała.

– No dobrze już, ale pozbierajcie szybko te puszki i chodźcie na obiad, tata wrócił – powiedziała łagodnym tonem.

– Tata!? 

– Tata!?– Chłopcy zawołali entuzjastycznie jeden przez drugiego. Następnie zdjęli metalowe maski, oparli wiatrówki o ścianę i błyskawicznie rzucili się do sprzątania.

Matki nie zdziwiło to szczególnie. Poza oczywistym faktem, że obaj bracia z utęsknieniem czekają na swojego ojca, byli też, tak jak wszyscy mieszkańcy krypty ciekawi co przyniosła ekspedycja. Jakie mrożące krew w żyłach przygody spotkały ich ojca i pozostałych członków wyprawy. Przygody, które mogłyby się stać dalszą inspiracją do zabaw w “wędrowców pustkowi”, do których piwnica krypty doskonale się nadawała.

Chłopcy, podobnie jak ich rodzice wiedzieli, że prawdopodobnie pewnego dnia któryś z nich, albo nawet obaj staną się częścią ekspedycji. Wyruszą na pustkowia szukać cennych artefaktów z przeszłości. To czego jednak nie wiedzieli, i czego nie mogli pojąć w tak młodym wieku to był fakt, że wtedy nie będzie już tak zabawnie, epicko i bohatersko.

 

Koniec

Komentarze

Nieumarli odrażający! Wizja postapokaliptycznego świata plastyczna i straszna.

Ale opowiadanie fajne i takie…hmm familijne;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

Gerlandzie z Rybli, tekst liczący ponad dziesięć tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga pani regulatorko nie wiedziałem i przepraszam. Już naprawione. Pani Ambush dziękuję za komentarz. 

Gerlandzie, na tym portalu nie ma pań i panów. Wszyscy jesteśmy na ty i zwracamy się do siebie po imieniu nicku. :)

I nie masz za co przepraszać, albowiem naprawdę nic się nie stało. A ponieważ jesteś nowym użytkownikiem, z pewnością przyda Ci się ten poradnik: Portal dla żółtodziobów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, przyjąłem, to był po prostu odruch grzecznościowy, podobnie jak te przeprosiny ;) Co do Portalu dla żółtodziobów, chętnie zajrzę. 

OK. Odruchy grzecznościowe zawsze w cenie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć

 

Przede wszystkim chciałbym zaprotestować przeciwko rasistowskiemu wydźwiękowi tego opowiadania! Ghule to nie bezmyślne, krwiożercze zombie! Jak można uczyć tego małe dzieci? Gdzie byli rodzice, gdzie nauczyciele? Należy niezwłocznie powiadomić pana Crowley’a! On z tym zrobi porządek! 

No, chyba że chodziło tu o feralne ghule, które rzeczywiście są bezmyślnymi, krwiożerczymi zombie. Budowanie w dzieciach takiej postawy obywatelskiej jest jak najbardziej chwalebne i pożyteczne. 

 

A tak zostawiając realia gry na boku, to powiem, że niesamowicie mnie się podobało :D. Z czepów warsztatowych wyłuskałbym trochę kwadratowe didaskalia w pierwszych dialogach: powiedział jeden, zapytał drugi, stwierdził ten pierwszy itd. Błędu nie ma, ale można było to zapisać zgrabniej. To wszystko z minusów.

Za to plusów jest zdecydowanie więcej :D. Przede wszystkim świetnie oddane realia Capital Wasteland, smaczki z samej rozgrywki, mechanika i przedmioty. Wszystko opowiedziane w taki sposób, że po prostu samo maluje się przed oczami. Do tego ten plot-twist na końcu – super pomysł, bardzo dobrze wpisujący się w klimat.

 

Gratuluję i skarżę do bilbioteki

 

pozdro

M.

 

 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Hej MordercaBezSerca, dzięki za komentarz! Te kwadratowe didaskalia to fakt, też mi to nie leżało gdy czytałem któryś raz to opko przy poprawianiu. Na pewno postaram się coś z tym zrobić jak tylko będę miał więcej czasu na dniach, może jutro nawet znajdę chwilę. 

Z tymi Ghulami to w sumie zabawna sprawa, bo już drugi raz słyszę “skargi” na przedstawianie ich w złym świetle xD (oczywiście rozumiem że to żart) ja sam zawsze lubiłem pogardzane rasy, np w Skyrim grałem zawsze Argonianinem. Teraz też myślę powoli nad opowiadaniem z jednym z moich bohaterów który właśnie jest ghulem. 

Co do plusów, miło mi się to czyta, tym bardziej że to moje pierwsze skończone i dopracowane opowiadanie. Pochwałę klimatu też już drugi raz słyszę (opko jest też na Wattpad), ale co mnie intryguje to fakt że nie pamiętam abym przy pisaniu skupiał się jakoś bardzo na oddaniu realiów gry, smaczków i mechanik. Możliwe że mi to wyszło trochę samo z siebie, bo znam uniwersum bardzo dobrze łącznie z pierwszymi grami i po prostu udało mi się wczuć w klimat. Na pewno przeczytam to sobie to jeszcze raz i zwrócę na to uwagę, bo to w sumie może być cenna wiedza na przyszłość. 

 

Jeszcze raz, dziękuję ci za poświęcony czas, zgłoszenie do biblioteki, ocenę i wnikliwy komentarz, pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia na forum!

Fajny szorciak z podwójnym twistem. Sprawnie napisany, może niezbyt odkrywczy, ale całkiem przyjemnie się czytało.

Dzięki za poświęcony czas, opinię i ocenę Belhaj, zdrówka! 

Cześć!

 

Tekst jest sprawnie napisany, ale mnie niestety nie wciągnął, choć klimat Fallouta udało Ci się oddać. Scenka w sklepie i niewielki zwrot akcji na koniec, to troszkę mało jak na tyle znaków. Myślę, że jednak zabrakło nieco dramatyzmu, bo walka właściwie się nie zaczęła, a już wszystko się wyjaśniło. Moim zdaniem efekt byłby lepszy, gdyby czytelnik mocniej poczuł zagrożenie. Wtedy głos matki w kulminacyjnym momencie wywoływałby większe zaskoczenie.

Cześć Alicella!

 

Dziękuję za poświęcony czas i opinię. Prawdę mówiąc to o tym nie pomyślałem. Tekst był pisany na konkurs na yt i cóż, byłem ograniczony limitem czterech stron. Skoro jednak już mnie on nie obowiązuje, to nic nie stoi na przeszkodzie i wydaje mi się to świetnym pomysłem. Gdy tylko będę miał wolne, popracuję nad rozwinięciem tego opowiadania, bo bardzo podoba mi się jego koncepcja, ale teraz myślę że masz rację, można wycisnąć z niej dużo więcej. (Ps, cytaty na twoim profilu są zacne blush)

Cześć, Marzycielu Gerlandzie!

 

kościół… i jeszcze coś dużego(-.) – odpowiedział mu ten drugi

Kropka po “dużego” jest do wyrzucenia

kucnęli za rozbitym o znak wrakiem osobówki,

Matulu, co to był za znak?! :P

 Obserwowali teren jeszcze przez kilka minut, ale niewiele się zmieniło. Zdecydowali się w końcu podejść bliżej. Ostrożnie szli główną ulicą, uważnie obserwując teren przed sobą, mimo że większego zagrożenia nie było widać. Dotychczasowe wyprawy na pustkowia nauczyły ich już, aby zawsze być czujnym.

 Jako pierwszy na poszukiwanie zapasów obrali sobie niewielki, jednopiętrowy budynek dawnego sklepu z elektroniką. Ghul którego przedtem widzieli przez lornetkę gdzieś zniknął.

Przed oboma tymi akapitami masz zbędną spację. przed wieloma innymi w tekście również.

Teraz, już dobre dwadzieścia lat po, wiele liter odpadło, zalegając na chodniku przed sklepem, a z szyldu zostało tylko “ e tronika i aprawy u Ralph “.

Czy pogrubiona część zdania jest w ogóle potrzebna? Jeśli napis nie ma później żadnej fabularnej roli, to możesz je wykreślić bez żadnej szkody dla historii. Po pierwszej części zdania każdy już sobie wyobrazi jak wyglądał napis.

uważając, żeby przypadkiem czegoś nie kopnąć i nie strącić z półki. Próba skradania się, w pancerzu wspomaganym, w sklepie pełnym półek z brzęczącym metalem i szkłem, przywodziła mu na myśl parafrazę powiedzenia o słoniu w składzie porcelany.

Powtórzenie

Był paskudny.

To takie klasyczne “tell” z zasady “Show, don’t tell”. Dla każdego “paskudny” znaczy zupełnie co innego. Cały późniejszy opis i tak oddaje to dwuwyrazowe zdanie. Jak dla mnie – do wykreślenia.

ghul przeskoczył ladę, podparłszy się o nią rękami. Następnie złapał kolejny, stojący na blacie terminal i rzucił się z impetem na wędrowca. Ten zdążył jednak się już odsłonić i zorientować w sytuacji.

Siękoza

Wzmocniony przez egzoszkielet cios, rozbił nieumarłemu czaszkę. Ghul stracił równowagę i przewrócił się na plecy, przeciążony przez trzymany nad głową terminal. Nieumarły spróbował się jeszcze niemrawo podnieść, ale wędrowiec szybko dobił go, po prostu następując na jego korpus opancerzonym butem .

Powtórka i zbędna spacja przed ostatnią kropką w powyższym cytacie

Coś jakby “o(+,) cholera”

Przecinek

– Cholera, wycofujemy się! – Zzakomenderował Jim

małą literą powinno być

Siła kinetyczna eksplozji

Może lepiej energia kinetyczna? Nie spotkałem się z siłą kinetyczną. Z drugiej strony energia kinetyczna pochodzi od prędkości i masy, a nie eksplozji, więc też nie pasuje. Może warto to zamienić na np. po prostu energię eksplozji.

– A co to, moja wina?! – Zzapytał z pretensją Jim

Małą literą

Wszystko nagle stanęło w miejscu. Nieumarli najpierw drastycznie zwolnili, a następnie zastygli w biegu, jakby nagle zamarzli.

Powtórzenie

Leżące na niej ciała, zmasakrowane przez kule i odłamki(+,) przeobrażały się, stopniowo tracąc kształty i kolor.

Wg. mnie tutaj powinien być przecinek

wtedy nie będzie już tak zabawnie, epicko, i bohatersko. 

Ten ostatni przecinek zbędny.

 

Cóż, Gerlandzie, całkiem ciekawie to opisałeś. Ja Fallouta nie znam, może jednak spróbuję zagrać jeśli czas mi pozwoli. Napisałeś to wszystko bardzo obrazowo, zobaczyłem te obrazy. Nie mogę jednak powiedzieć, żebym się z bohaterami zżył, poczuł ich strach itd. choć ostatecznie ma to swoje wyjaśnienie na końcu tekstu – nie było co budować nie wiadomo jak złożonych bohaterów, skoro to dzieci. Do tego w szortach jednak nie o wielowymiarowe postacie chodzi.

Sam twist jest też dosyć oklepany, ale to nie oznacza, że tekst jest zły – jest całkiem ok. Mam tylko pytanie, dlaczego ukrywasz imiona wędrowców przez większość tekstu? To sprawiło, że musiałeś się trochę nagimnastykować, zamiast po prostu użyć imion.

 

Pozdrawiam, polecam ;)

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Marzycielu Krokusie! (Jak tak się do siebie zwracamy, to wygląda to trochę jakby “Marzyciele” byli jakimś mrocznym bractwem, które marzy o jakiejś formie NWO, nie sądzisz? wink

 

A tak już na poważnie, dziękuję serdecznie za twoją tytaniczną pracę jaką włożyłeś w wytknięcie mi wszystkich błędów jakie przeoczyłem. Właśnie w tym momencie pracuję nad ich poprawą. Dziękuję również za rzetelne ocenienie mojego tekstu.

Co do imion bohaterów, to szczerze nie mam pojęcia dlaczego trzymałem je przed czytelnikiem w sekrecie, serio, prawdopodobnie pisząc ubzdurałem sobie coś czego już nie pamiętam. 

Nad zwrotem akcji myślałem dość długo i trochę miałem wrażenie że wynalazłem coś dość niespotykanego. Patrząc jednak z perspektywy czasu, jestem pewien że po prostu odkopałem jakiś dawno nie używany neuron, i nie pamiętając gdzie coś takiego widziałem uznałem to za swoją własną inwencję blush.

 

Podsumowując, jeszcze raz dziękuję za twoje wysiłki, twój komentarz dał mi sporo do myślenia w kwestii mojego warsztatu i skłonił do ponownego nabrania odrobiny pokory. Do zobaczenia na forum! 

 

Gerlandzie,

To tylko mrugnięcie okiem :P choć marzycielem czuję się bez względu na przynależność do mrocznego bractwa XD

Nie ma za co dziękować – jak sam już zauważyłeś, analiza cudzych tekstów wzbogaca również Twój warsztat, więc można powiedzieć, że tu trochę ćwiczyłem ;)

Nad zwrotem akcji myślałem dość długo i trochę miałem wrażenie że wynalazłem coś dość niespotykanego. Patrząc jednak z perspektywy czasu, jestem pewien że po prostu odkopałem jakiś dawno nie używany neuron, i nie pamiętając gdzie coś takiego widziałem uznałem to za swoją własną inwencję

Ja tam wielkiego dorobku nie mam, ale ileż razy już przechodziłem przez podobne wzloty i upadki :P

w kwestii mojego warsztatu i skłonił do ponownego nabrania odrobiny pokory

Do każdego tekstu znajdą się uwagi – pokora, dobra rzecz, ale też nie przesadzaj. Najważniejsze żebyś wyciągał wnioski, pisał, pisał i pisał :)

Do zoo!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć.

Wrażenia po przeczytaniu są mieszane.

Coś, co mi nie podpasowało, to duży nacisk na akcję, w którym ginie fabuła. Wiemy, co się dzieje, ale brakowało mi tu jakiejś misji, celu, do którego dążyliby bohaterowie. Plot twist tego nie zmienia. Co do warsztatu – są powtórzenia. 

Natomiast zwrot akcji, jeden i drugi, wyszły dość niespodziewanie. Trochę motywują przekolorowyzowanie (hordy ghuli) więc na koniec wyszło dobrze. Na największy plus zasługuje klimat, który jest iście falloutowski.

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Sagitt.

 

Dziękuję za poświęcony czas i cenne rady. Faktycznie, fabuły… to w zasadzie w tym opowiadaniu nie ma xD Było pisane na konkurs i w sumie nie byłem w stanie żadnej stworzyć, mając na karku limit czterech stron, co wcale mnie nie usprawiedliwia. Ja w ogóle mam często problem z określeniem fabuły tworząc jakąś koncepcję opowiadania, ale po twoim komentarzu chyba już wiem o co z tą całą fabułą chodzi, i rozumiem czego ci w moim małym literackim dziełku zabrakło. Jak teraz to czytam (opowiadanie), to czuję to samo. To bardzo cenna opinia na przyszłość, tak samo jak kwestia powtórzeń. W trakcie dość krótkiego okresu w którym je poprawiałem (termin gonił, więc na poprawianie miałem jakiś tydzień) wydawało mi się że wyłapałem dużo powtórzeń, i tak w istocie było, ale teraz dopiero widzę że patrzyłem na tekst trochę za mało całościowo, i nadal jest MASA powtórzeń, a przecież jest tyle synonimów! (Możliwe że to dlatego, że między ostatnim czytaniem a dzisiejszym, przesłuchałem cztery części “Demonów” Adama Przechrzty, i chociaż bardzo podobały mi się te książki, to zauważyłem w nich sporo wad. Zwłaszcza warsztatowych, i pewnie przez to stałem się bardzo wrażliwy na powtórzenia. Przy trzeciej książce zbyt często już wiedziałem, jakich słów autor użyje zanim to nastąpiło, i książki trochę sprawiały wrażenie ułożonych z tych samych słów i zwrotów, co chwilami dość mocno męczyło.)

 

Podsumowując, dziękuję za uwagi, dołączę je do pliku “Do poprawy w warsztacie” który mam w dokumentach, a w którym to zapisuję na co zwrócić uwagę przy pisaniu kolejnego tekstu. Dziękuję również za pochwalenie klimatu, nie pierwszy raz to czytam, i za każdym razem robi mi się tak samo miło, bo przypomina mi to że chociaż jest nad czym pracować, to warto, bo mam w sobie jakiś potencjał. Pozdrawiam! 

Gerland – nie znam Fallouta, ale wydaje mi się, że całkiem zgrabnie oddałeś jego klimat, wyszło z tego ciekawe postapo. Zgadzam się z Krokusem, że opisy bez użycia imion wyszły trochę nieporadnie, przez tę anonimowość bohaterów dodałeś sobie niepotrzebnej pracy :) Masz wyobraźnię i potrafisz stworzyć spójną historię (w dodatku z fajnym twistem), ale faktycznie nad warsztatem musisz jeszcze trochę popracować (do listy dodaj przecinki, jeśli nie masz ;)).

Na naszym forum jest fajna opcja – Betalista, na pewno w poradniku dokładnie wyjaśniona, warto z niej skorzystać, wtedy najszybciej dowiesz się, co jest do poprawy, jakie masz jeszcze braki (ale też mocne strony!).

Hej, hej,

 

akis taki nadmiar słów dostrzegam w tym tekście i rażący nieprofesjonalizm “wędrowców”, zwłaszczq w scenach walki. Końcówka nieco tłumaczy ich dziecinne zachowanie, choć jest też dla mnie źródłem rozczarowania, bo to taka fantastyka rodem ze snu – bohater się budzi i okazuje się, że mu się wszystko śniło. U Ciebie jest jeszcze ten motyw krypty, ale mimo wszystko nieco to rozczarowuje.

 

Jako próba pisarska, przelanie pomysłu na papier – jest fajnie. Można poopracować, żeby było jeszcze lepiej ;)

 

Garś czepianek:

 

 

Przykład słów nadmiarowych (moja subiektywna opinia, ale może coś weźmiesz z tego)

Obserwowali teren jeszcze przez kilka minut, ale niewiele się zmieniło. Zdecydowali się w końcu podejść bliżej. Ostrożnie szli główną ulicą, uważnie obserwując teren przed sobą, mimo że większego zagrożenia nie było widać. Dotychczasowe wyprawy na pustkowia nauczyły ich już, aby zawsze być czujnym.

 

Mozna by tak:

 

“Obserwowali teren przez kilka minut, nic się zmieniło. Ruszyli dalej. Szli powoli główną ulicą, rozglądając się, mimo pozornego braku zagrożenia. Wyprawy uczą, aby być zawsze czujnym.”

 

 

– Dobra, ubezpieczaj ulicę. Ja się rozejrzę w środku – zakomenderował jeden z wędrowców, po czym wszedł do sklepu przez niemal doszczętnie wybitą witrynę.

Można:

“– Ubezpieczaj, wchodzę! – Pierwszy wędrowiec wszedł do budynku przez wybitą witrynę.”

 

 

Trochę lania wody też tutaj ;)

poobijane tostery z powginaną blachą, oraz inne różnorakie śmieci.

“Poobijane”, to wiadomo, że “wgniecione”, “inne różnorakie”? :)

 

Podczas tego wszystkiego przystanął na chwilę. Przez głowę przeszła mu myśl, czy taka ostrożność nie jest lekką przesadą. W końcu miał na sobie pancerz wspomagany, a poza budynkiem czekał jego towarzysz, również odziany w takowy. 

Powinien dawno nie żyć :) Takie rozkminy na akcji?

 

nieopatrznie zahaczył łokciem, stojący na regale tuż obok blender. Kuchenny niezbędnik każdej pani domu świata sprzed wojny, z gracją zsunął się z półki, przekoziołkował w powietrzu, i spadł szklanym kielichem prosto na posadzkę.

Hehe, no ja tego nie lubię ;)

 

Pozdro!

Che mi sento di morir

Cześć Iluzja, cześć BasementKey.

 

Iluzjo, dziękuję za zainteresowanie i komentarz. Co do imion bohaterów, to coś mi się przypomniało. Miałem chyba w głowie jakieś dziwne przekonanie że nie powinienem ich używać bez przedstawienia ich w historii. Nie mam pojęcia skąd to wziąłem.

Przecinki właśnie w tym momencie dodałem do listy. (Te małe dranie to dla mnie nadal trochę magia, nigdy nie jestem pewien gdzie powinien być a gdzie nie) W przyszłości również na pewno wstawię tekst na betalistę nim trafi do publikacji. Jeszcze raz dzięki za zainteresowanie, pochwały oraz słuszne przytyki, pozdrawiam!

 

BasementKey, tobie również dziękuję za zainteresowanie i czepianki. Co do nadmiaru słów, to rzeczywiście, czytając twoją wersję fragmentu odniosłem wrażenie że faktycznie, trochę pojechałem.

“Obserwowali teren przez kilka minut, nic się zmieniło. Ruszyli dalej. Szli powoli główną ulicą, rozglądając się, mimo pozornego braku zagrożenia. Wyprawy uczą, aby być zawsze czujnym.”

Może napisałbym to nieco inaczej, i twoja wersja wydała mi się aż nieco zbyt krótka, to jednak masz rację, można było to napisać zwięźlej i sprawniej, i twoją wersję czytało mi się po prostu lepiej. Podobnie z tym tosterem, trochę zrobiłem takie z igły widły, zacząłem rozpuszczać się nad opisem jakiegoś śmiecia xD

Podczas tego wszystkiego przystanął na chwilę. Przez głowę przeszła mu myśl, czy taka ostrożność nie jest lekką przesadą. W końcu miał na sobie pancerz wspomagany, a poza budynkiem czekał jego towarzysz, również odziany w takowy.

 

 Powinien dawno nie żyć :) Takie rozkminy na akcji?

 

Fakt, to niezbyt mądre. Wykreowałem w głowie obraz czytelnika który zastanawia się “po co ktoś miałby się skradać w pancerzu wspomaganym?” i zamiast to olać, wymyśliłem taką rozkminę bohatera, co by siebie i jego wytłumaczyć, bez szczególnego zastanowienia nad tym jaki ma to sens w świecie przedstawionym, i do czego może prowadzić takie rozproszenie w potencjalnie niebezpiecznym miejscu. 

– Dobra, ubezpieczaj ulicę. Ja się rozejrzę w środku – zakomenderował jeden z wędrowców, po czym wszedł do sklepu przez niemal doszczętnie wybitą witrynę.

 

Można:

“– Ubezpieczaj, wchodzę! – Pierwszy wędrowiec wszedł do budynku przez wybitą witrynę.”

Kurczę i tutaj też, muszę pochwalić twój kunszt. Napisane łatwiej, prościej, zgrabniej. Aż sobie to chyba skopiuję do warsztatowego dokumentu jako przykład “Jak NIE pisać, jak pisać”. Wiadomo, nie chodzi też o to żeby kopiować czyjś styl, ja na przykład inaczej zapisałbym sam dialog, zwrot “ubezpieczaj, wchodzę!” brzmi jak dla mnie jakoś tak zbyt militarnie jak na postać która ani nie dowodzi, ani nie jest żołnierzem, ale zwyczajnie widzę te zbędne słowa których użyłem. Oj długa droga jeszcze przede mną, długa. 

nieopatrznie zahaczył łokciem, stojący na regale tuż obok blender. Kuchenny niezbędnik każdej pani domu świata sprzed wojny, z gracją zsunął się z półki, przekoziołkował w powietrzu, i spadł szklanym kielichem prosto na posadzkę.

 

Hehe, no ja tego nie lubię ;)

Okej, tutaj tylko pozwolę się sobie nie zgodzić, ja akurat to bardzo lubię ;) podoba mi się ten opis. 

 

Ogólnie, dziękuję za wyrażoną opinię, czepianki i poświęcony mi twój cenny czas. Mam tylko prośbę, jeśli jest jeszcze coś, co wydało ci się nieprofesjonalne i mocno raziło w zachowaniu bohaterów w trakcie walki, to daj mi znać w wolnej chwili jak możesz. Akurat na punkcie realizmu, to mam spory fetysz jak na kogoś kto piszę fantastykę ;) do zobaczenia na forum! 

 

 

 

Styl – 1,5

Strasznie bazowy, suchy, ot, pojedyncze słowa, które mają posłużyć za opisy. Metafory są kwadratowe, wstawione nie jako obraz ubrany w słowa, ale jako sugestia dla czytelnika, co ma widzieć i słyszeć, zapisana na marginesie. Ważne jednak, że nie kulała. Brakuje tu lekkości, ale przynajmniej nie potykałem się o kolejne zdania.

Struktura “techniczna” jest dobra, szkielet trzyma się kupy. Odpowiedni podział na akapity, przebieg zdarzeń czytelny, wiemy dobrze co się dzieje, nie gubię się w ciągu zdarzeń. Wszystko jest jasne i klarowne, a to bardzo dobrze.

Mamy też dobry balas między “aktami”. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie – wszystko ma swoją dobrą proporcję – nie ma niczego za dużo i nie ma niczego za mało.

 

Narracja – 1

A co jeśli jest ich tu więcej? możemy mieć wtedy poważny problem

Długa ta myśl jak na warunki, w których znalazł się bohater.

Zaraz potem po raz kolejny podniósł przedramię aby się zasłonić, ale nie zdążył

No, mówiłem, za długo myślał.

 

To pięknie pokazuje, że brakuje Ci odpowiedniego rytmu. Starcie to adrenalina, chaos, szybkie bicie serca, stres! Narrator musi starać się oddać emocje towarzyszące bohaterom w danej chwili, a twój rozgrywa chyba jakąś partię szachów.

Narracja ma wciągnąć czytelnika w świat, odsłonić bohaterów przed nim, mam dzięki narracji poczuć swąd dymu, smród ghula.

Płytki posadzki z chrzęstem pękały pod ciężarem wędrowca w pancerzu.

To są dobre opisy. W jednym zdaniu mamy oddanie ciężaru, mamy dźwięk, choć w kontekście całej sceny nie oddają odpowiedniej dynamiki. Mam wrażenie, że Jim po prostu spaceruje.

 

Fabuła – 0,5

Trudno tu mówić o fabule, ale jakąś historię tu mamy i choć bazowa, to muszę przyznać zaskoczyłeś mnie tym małym twistem z dziecięcą zabawą i za to masz pół punkta więcej, bo to był dobry pomysł, który sprawił, że uśmiechnąłem się z aprobatą ;)

 

Dialogi – 1

Mało ich i są bazowe. Ani nie ma się do niczego doczepić, ani nie ma niczego godnego uwagi.

 

Postaci – 1

Ot, dzieci – tak jak dialogi. Ani nie ma się do niczego doczepić, ani nie ma niczego godnego uwagi.

 

Klimat – 0

Źle chłopie, że na mnie trafiłeś ;). Fallout 2 to jedna z moich ulubionych gier, która sprawiła, że zakochałem się w klimatach post-apo. Z przykrością muszę stwierdzić, że gęstego, ponurego klimatu gry nie udało ci się oddać w żadnym stopniu. Ghule, pancerz wspomagany i inne wspomniane przez poprzednich komentatorów “smaczki” to za mało, by przekonać mnie, że znów wróciłem na Pustkowia.

 

Podsumowanie:

Opko trochę poniżej średniej moich czekiwań, ale z miłym twistem na końcu, choć, jak zostało już wspomniane, taki zabieg jest raczej niemile widziany, bo to trochę jak wyrzucić 80% treści (a tym samym doświadczenia związanego z czytaniem) do kosza. Mnie nie przeszkadzał – był OK, pasował do tak krótkiego opka. Broń boże nie zniechęcaj się moją opinią! Może wydawać się szorstka, ale pisałem ją w dobrej wierze.

 

Pozdrawiam.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Hej Folan

 

Dzięki za bardzo szczerą opinię. Mam dość wysokie aspiracje, i takie komentarze bardzo sobie cenię. Wszystko co wymieniłeś wezmę pod uwagę, i natychmiast zacznę pracować nad warsztatem w tych kwestiach. Na prawdę dzięki. Zwłaszcza co do tempa narracji w walkach, od początku czułem że mam z tym problem, ale nie wiedziałem dokładnie gdzie tkwi. Dzięki twojemu komentarzowi chyba już jarzę w czym tkwi szkopuł. 

 

Odniosę się jeszcze co do klimatu. Wiesz, możliwe, że poniękad jest to wina tego, że jak wielu innych, wychowywałem się (niestety) już na falloutach od Bethesdy, których klimat był zdecydowanie lżejszy. I chociaż pierwsze fallouty, odkąd zagrałem i je znam, są dla mnie esencją tej gry, to jak widać, jeszcze nie potrafię dobrze oddać tych ponurych pustkowi. 

 

Jeszcze raz, dzięki że zajrzałeś, na pewno któregoś dnia odwdzięczę się tym samym, bo z ciekawości już zerknąłem wczoraj na twój tekst i przyznam że pierwszą stronę łyknąłem jak pelikan. Bardzo fajnie się to czyta.

 

Do zobaczenia na forum!

Hmmm. Nie jestem targetem – ani nie znam Fallouta, ani nie pociągają mnie opisy walki (zwłaszcza bez uzasadnienia – co innego obrona rodzinnej chaty, co innego dobijanie rannych partyzantów).

Scena z tłumem ghuli wyglądała mi bardzo “growo” – no, tak się raczej nie zdarza, że nagle wróg potrafi się wyroić jak mrówki. Każda nieelektroniczna armia jest ograniczona.

Nie znam się – piszesz o ghulach, że są nieumarłe. Wcześniej spotykałam to określenie w odniesieniu do wampirów i oznaczało między innymi, że trudno zabić takiego delikwenta, bo on już częściowo nie żyje. A u Ciebie da się zastrzelić bez problemu. Tak miało być?

Nie przepadam za końcówką w stylu “to tylko sen”. Majaki i zabawa też się łapią, chociaż nie są aż tak oklepane.

Ale to całe marudzenie nie oznacza, że tekst jest zły. Tylko że nie dla mnie. Jak widać, wielu innym się spodobał.

Babska logika rządzi!

Też nie jestem targetem, bo z gier zdarza się, że mnie skusi stara dobra Cywilizacja.

Natomiast jakkolwiek, lubię batalistykę, to jednak niestety niekoniecznie z zombiakami :( I niekoniecznie grową.

Ergo nie jestem targetem.

 

Niemniej ponieważ przeczytałam, bo zajrzałam na Twój profil po komentarzu pod mumijnym opowiadaniem Finkli, to się podzielę refleksjami po prawie roku od wrzuty. Otóż jak dla mnie kończysz w chwili, w której mogłaby wkroczyć Pani Fantastyka i nawet ciekawa fabuła. Prawdziwe postapo. Chłopcy parę lat później konfrontujący doświadczenia z gry z rzeczywistością (oczywiście wypadałoby, żeby ta rzeczywistość różniła się znacząco od świata gry). W takim przypadku to, co zaprezentowałeś, mogłoby być wstępem do autorskiej koncepcji i świata. Aczkolwiek skróciłabym taki prolog do absolutnego, koniecznego minimum.

 

Napisane jest to bowiem przyzwoicie, choć bez wodotrysków, taki przezroczysty styl, bez szczególnych cech. Wchodzi dość gładko, ale nie porywa na tyle, żeby nie chciało się robić łapanki. Głównie powinieneś popracować nad szykiem zdań, ich płynnością, ale też nad powtórzeniami. Oraz powalczyć z konstrukcjami imiesłowowymi.

Popracuj też nad kreowaniem nastroju, bo tego tu brakło. Jest statycznie, jest przegadane w stosunku do akcji. Jeśli nawet chciałeś po prostu napisać scenkę z twistem “to tylko gra” (też za tym nie przepadam, bo poza wszystkim zazwyczaj wywala z opowiadania fantastykę, chyba że następuje jakiś fantastyczny follow-up), to czytelnik powinien przejąć się losem postaci, a tu trochę trudno.

 

Łapanka wybiórcza

– I jak, widzisz coś ciekawego? – zapytał jeden z wędrowców, cały czas pilnując wejścia na wzgórze

– Jakieś domki jednorodzinne, chyba sklep, kościół… i jeszcze coś dużego – odpowiedział mu ten drugi, obserwując majaczące na horyzoncie zabudowania.

Raczej: jeden z wędrowców, który cały czas pilnował… / drugi, obserwujący zabudowania na horyzoncie [majaczące jest wysoce zbędne, więc wyrzuciłabym, aby uniknąć dwóch imiesłowów jeden po drugim]

 

Kolejny postój zrobili już bardzo blisko, może z pół kilometra od zabudowań. Wędrowcy kKucnęli za rozbitym o słup wysokiego napięcia wrakiem osobówki, po czym jeden z nich znów wyjął lornetkę.

Tu się nie zmienia podmiot, więc nie jest potrzebny, a ci “wędrowcy” się na początku bardzo często powtarzają.

 

– Dobra, ubezpieczaj ulicę. Ja się rozejrzę w środku – zakomenderował jeden z wędrowców, po czym wszedł do sklepu przez niemal doszczętnie wybitą witrynę.

Znów “jeden z wędrowców” – niedobre. Plus ubezpiecza się raczej kogoś, a nie ulicę. Ulicę się raczej zabezpiecza.

 

Wędrowiec podchodził powoli do kasy, mijając to wszystko i uważając, żeby przypadkiem czegoś nie kopnąć i nie strącić z półki.

Kolejny problem z imiesłowami. Imiesłów przysłówkowy współczesny opisuje czynności dziejące się w tym samym czasie i trzeba z nim nieźle uważać. “Mijając to wszystko” jest w ogóle zbędne, to wypychacz i spowalniacz. Raczej: … do kasy, cały czas uważając…

 

Próba skradania się, w pancerzu wspomaganym[-,] w sklepie pełnym regałów

I raczej: przez sklep

 

przywodziła mu na myśl parafrazę powiedzenia o słoniu w składzie porcelany

Dlaczego parafrazę? Po prostu to powiedzenie

 

W końcu miał na sobie pancerz wspomagany, a poza budynkiem czekał jego towarzysz, również odziany w takowy. 

Już wiemy, co ma na sobie. “Pancerz wspomagany” jest sformułowaniem tak specyficznym, że powtórzenie go dwa razy w bliskiej odległości jest bardzo niefortunne. “Był przecież dobrze uzbrojony, a na zewnątrz czekał towarzysz z podobnym wyposażeniem”. Albo coś w ten deseń. Zaimek “jego” niepotrzebny, wiadomo, czyj towarzysz. Uważaj na zaimki – większość dzierżawczych jest w polszczyźnie niepotrzebna.

 

Coś z drugiego pomieszczenia nagle kopnęło w drzwi, które z głuchym łomotem uderzyły w ścianę.

Hmm. Początek niezgrabny.

 

Hełmy na ich głowach stały się nagle jakby lżejsze, mniej masywne. Po chwili ich miejsce

 

Chłopcy, podobnie jak ich rodzice[+,] wiedzieli, że prawdopodobnie pewnego dnia któryś z nich[-,] albo nawet obaj staną się częścią ekspedycji. Wyruszą na pustkowia szukać cennych artefaktów z przeszłości.

To czego jednak nie wiedzieli, i czego nie mogli pojąć w tak młodym wieku to był fakt, że wtedy nie będzie już tak zabawnie, epicko i bohatersko.

Zdanie poplątane, do remontu. “To” na początku oraz “fakt” dalej powinny zniknąć, a całe zdanie zostać przeformułowane, bo jest bardzo toporne i niezgrabne, fatalne na koniec.

http://altronapoleone.home.blog

Witaj Drakaina. Fakt że ta twórczość została wrzucona rok temu nie ma większego znaczenia, gdyż przez ten czas niewiele pisałem, a raczej czytałem.

 Dziękuję za poświęconą mi uwagę i wnikliwy komentarz. Jest dla mnie o tyle cenny, że byłem świadomy przynajmniej części wad które wymieniłaś (tempo, szyk zdań, niezgrabność niektórych fragmentów). Czułem że wymienione kwestie kuleją, ale za chiny ludowe nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje. Dzięki tobie, teraz już wiem smiley. Zwróciłaś też uwagę na ciekawy aspekt. Tekst faktycznie jest napisany jak prolog (czego wcześniej nie dostrzegłem) i te całe zakończenie miałoby dużo więcej sensu gdyby była część dalsza, to również cenna wiedza. 

Tak więc jeszcze raz, dziękuję ci bardzo za poświęcony mi czas i wymienienie co nawet nawet zadziałało a nad czym jeszcze muszę pracować. Na pewno wrócę do twojego komentarza gdy będę pisał kolejny tekst, do zobaczenia na forum! 

 

 

Pokaż no mi to ← Pokaż no mi to

– Dobra, ubezpieczaj ulicę. ← ? Chyba ulica nie potrzebuje ubezpieczania

Nie czytałem wcześniejszych komentarzy, więc pewnie bym się powtarzał wskazując więcej miejsc, w których, coś mi zgrzyta.

Generalnie podobało mi się, twist mnie zaskoczył i uśmiechnął. Pisz.

 

Hej Koala, dzięki za poświęconą uwagę. Podoba mi się ten twój komentarz, krótki, treściwy, konkretny. Zwłaszcza jego końcówka mi się podoba wink. Owszem, mam zamiar pisać dalej laugh

Nowa Fantastyka