- Opowiadanie: Haragitanai - Medalion świętej Memiry

Medalion świętej Memiry

Mam na­dzie­ję, że przy­pad­nie Wam do gustu. Tytuł kon­kur­so­wy bar­dzo cie­ka­wy. Gra­tu­lu­ję au­to­ro­wi ;)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Medalion świętej Memiry

W powietrzu unosiły się tumany kurzu. Ksawery chwycił z półki kolejną książkę i zdmuchnął z niej ślady przeszłości. Tworząca się w pomieszczeniu mgła uległa zagęszczeniu. Jego antykwariat nie należał do popularnych i prestiżowych, jednak obecny tu księgozbiór nie przypadkiem określano mianem wyszukanego. Gospodarz spędził pośród tych tomów praktycznie całe życie. Wychowywał się tutaj, pomagając ojcu od najmłodszych lat. Teraz, jako staruszek ze słabnącym wzrokiem i drżącymi rękoma, lubił książki przede wszystkim dlatego, że ich zapach go uspokajał.

We wtorkowe popołudnie przyjął od pewnego jegomościa fragment kolekcji. Składały się na nią stare woluminy, których skórzane grzbiety oraz okładki odznaczały się naszyciami ze złocistych nici. Ksawery widział już kiedyś tego typu dekoracje. O ile go pamięć nie myliła, wykonywano je z włókien madagaskarskich pająków krzyżaków. Zdobienia te sugerowały unikatowość zbioru. Ksawery nie należał do ludzi, którzy żerują na innych, toteż uświadomił przybysza, że książki mogą być warte więcej, aniżeli mu się wydaje. Ten jednak nie miał zamiaru rezygnować z transakcji.

Wieczorem, siedząc w białych bawełnianych rękawiczkach przy dębowym biurku, przeglądał nowe nabytki. Jego radość mijała z każdą kolejną kartką oraz tomiszczem. Owszem, okładki odznaczały się precyzyjnym zdobnictwem, a kaligrafia wewnątrz świadczyła o niebywałej staranności. Wczytując się jednak w treść Żywotów Świętych Starego i Nowego Zakonu, nie sposób było nie spostrzec pewnych sformułowań, które odbiegały od konwencji całej treści. Wskazywało to na fakt, którego Ksawery zupełnie się nie spodziewał. Miał do czynienia z fałszerstwem. Zdenerwowany rzucił książkę na biurko, a ta po niefortunnym odbiciu od krawędzi blatu, spadła na podłogę. Zły na siebie podwójnie – za to, że pomimo wieloletniego doświadczenia dał się oszukać oraz za nieszanowanie słowa pisanego, podszedł do leżącej na parkiecie książki. Była otwarta, a spomiędzy równo ułożonych stron wysunęła się pojedyncza kartka.

Z rezygnacją podniósł pożółkły, mocno sprasowany kawałek papieru. Mimo założonych rękawiczek czuł fakturę zupełnie odmienną od pozostałych kart księgi. Kilka wersów zwróciło uwagę czytelnika, głównie z uwagi na charakter pisma. Smukłe litery wiły się i przeplatały wzajemnie, tworząc gąszcz znaków.

 

To jej cześć powinni wszem oddawać

Szlachetnej, umęczonej pod władzy nakazem

Pozwoliła nam to, co czas zamazał poznawać

W cherubina objęciach prawda zamknięta

Przelana na papier historia niepojęta

Opowieści, które strach wyznawać

Medalion niech stanie się drogowskazem

By odrzucić iluzję i już nie udawać

 

Ksawery odłożył kartkę. Siedział w bezruchu, myśląc o tym, co właśnie przeczytał. Przeczuwał, że nie jest to zwykła rymowanka, jednak nie miał pojęcia, z czym ją powiązać. Zdecydował, że następnego dnia wybierze się do swojego kolegi.

 

***

 

Hieronim pracował na Uniwersytecie Śląskim, gdzie pełnił funkcję dziekana Wydziału Teologicznego. Znał się z Ksawerym od blisko dwudziestu lat. Często odwiedzał jego antykwariat w poszukiwaniu perełek dotyczących przede wszystkim zdarzeń zapisanych w Starym i Nowym Testamencie. Nie pozostawał jednak obojętny na tematy związane z okultyzmem i demonologią. Uznawał bowiem, że wroga trzeba znać na wylot.

Pukanie do drzwi oderwało uczonego od studiowania skanów średniowiecznych hiszpańskich manuskryptów.

– Proszę – oznajmił zamyślony Hieronim.

– Masz może chwilę dla starego kolegi? – Ksawery wsunął do środka jedynie głowę, będąc gotowym na to, że profesor nie znajdzie dla niego czasu.

– Oczywiście, wejdź przyjacielu. Ciebie się tutaj nie spodziewałem. Co cię sprowadza?

– Skłamałbym, gdybym powiedział, że chciałem sprawdzić, jak się miewasz. Przychodzę z zagwozdką, którą jak sądzę, będziesz umiał rozwikłać.

Ksawery podsunął kartkę przed oblicze uczonego. Hieronim ujął ją, poprawiając jednocześnie okulary. Choć notatka składała się raptem z ośmiu wersów, uczony siedział w skupieniu przez dłuższą chwilę. Wpatrzony w skrawek papieru mruczał pod nosem, jednak Ksawery nie był w stanie zrozumieć tego mamrotania.

– Skąd to masz? – zapytał wreszcie profesor, zdejmując okulary.

– Znalazłem w jednej z zakupionych książek. Wiesz, o co w tym chodzi?

– Być może. Poczekaj chwilę.

Hieronim wstał od biurka i podszedł do regału. Wydobył z niego opasłą księgę, na okładce której widniał tłoczony napis Ilustrowany Poczet Świętych. Wertował przez moment stronice, aż wreszcie wykrzyknął:

– Jest! O to mi chodziło.

Położył tomiszcze na blacie biurka i odwrócił w stronę kolegi.

– Święta Memira. Żyła w latach 1862 – 1912. Polka, chociaż imię nie do końca na to wskazuje.

– Nigdy o niej nie słyszałem. – Ksawery podrapał się po głowie.

– Nie tylko ty. Kanonizowano ją bardzo szybko po śmierci. Niemal tak szybko, jak wymazano ją z kart historii.

– Nie rozumiem. – Zdezorientowany Ksawery spoglądał na profesora.

– Dysponowała niecodzienną wiedzą, którą zdobyła podczas rzekomego objawienia się jej Jezusa Chrystusa.

– Rzekomego? – dopytywał antykwariusz.

– No właśnie. Na początku wszyscy nosili ją niemal na rękach i wychwalali pod niebiosa. Opowiadała to, co usłyszała podczas spotkania z Panem. Po śmierci, notabene dość podejrzanej, od razu trafiła między świętych. Istne szaleństwo. Jednak za życia spisywała podobno wspomnienia z objawienia, których nie przekazała opinii publicznej. Ukryła je gdzieś, ale nikt po dziś dzień, nawet jej najbliżsi, nie znają lokalizacji kryjówki. Kilku wysoko postawionych duchownych dowiedziało się pokrótce, co tam zamieściła i uznano wówczas, że lepiej będzie, jeśli świat o niej zapomni, a tym samym o tym, co stworzyła.

– Sądzisz, że o tym jest ten wierszyk? – zapytał z zaciekawieniem Ksawery.

– Tak myślę. Spójrz. – Hieronim wskazał palcem grafikę, przedstawiającą portret świętej. – Widzisz medalion?

– Widzę – odparł antykwariusz, kiwając głową.

– Przypatrz się dokładnie.

Na rycinie widniała postać pięknej kobiety. Pukle rudych włosów wiły się na jej ramionach, odsłaniając przy tym blade lico. Wizerunku dopełniało świdrujące, niemalże hipnotyzujące spojrzenie zielonych oczu. Na dekolcie, bardzo głębokim jak na przedstawienie świętej, spoczywał zawieszony na łańcuszku medalion. Dopiero po skorzystaniu z lupy podanej przez kolegę, udało się Ksaweremu rozpoznać kształt otoczony ozdobnymi kamieniami. Figurka, przytwierdzona do metalowej oprawy, przedstawiała anioła dzierżącego zwój pergaminu, który do złudzenia przypominał włócznię.

– Istnieje legenda, jakoby odnalezienie rękopisów miało zesłać na odkrywcę klątwę, ale kto by wierzył w takie bajki. – Hieronim uśmiechnął się do przyjaciela, jednak jego zagubione spojrzenie świadczyło, że myślami był zupełnie gdzie indziej.

– Wiesz, gdzie można znaleźć ten medalion?

– Z zapisów w różnych księgach wynika, że była to jej pamiątka rodzinna. Podania głoszą, że wielokrotnie zwracano jej uwagę, iż nie powinna nosić biżuterii, a już na pewno nie w taki sposób – mówiąc to, wskazał rycinę w książce. – Twierdziła jednak, że medalion ma dla niej wartość sentymentalną i nigdy go nie zdejmie. Idąc tym tropem… – Uczony spojrzał na kolegę.

– Została z nim pochowana – dokończył myśl Ksawery. – Pytanie tylko gdzie?

Słysząc to, Hieronim zaśmiał się głośno, co wpędziło kolegę w jeszcze większą konsternację.

– Po śmierci Memiry i jej kanonizowaniu kuria nie mogła się zdecydować, gdzie złożyć ciało nieboszczki. Diecezje prześcigały się w zapewnieniach, jak majestatycznie będzie wyglądał grób stworzony w ich Domu Bożym. Problem przybrał na sile, gdy na jaw wyszły historie związane z zapiskami. Wówczas żadna diecezja nie chciała jej przyjąć. Wyjątek stanowiła ta, w której biskupem był jej serdeczny przyjaciel – ojciec Ernest Beker. Na nasze szczęście, pełnił służbę w Katowicach.

– Wiesz, gdzie dokładnie ją pochowali? – Ksawery nie mógł ukryć zdumienia, nie wierząc nadal w zrządzenie losu.

– Tam – odparł profesor, wskazując palcem widoczną z okna kopułę Archikatedry Chrystusa Króla. – Tak się składa, że mam nawet klucze do wrót, czas i chęci. Jednak powstrzymuje mnie jedna kwestia.

– Co takiego?

– Fakt, że chcesz bezcześcić grób. Chyba nie sądzisz, że ci w tym pomogę? Mogą mnie za to wydalić z uczelni i ekskomunikować. Poza tym, nic tam nie znajdziesz. Niejeden już szukał tych zapisków. Wszystko przeczesali wzdłuż i wszerz. I wiesz co? Nic nie znaleźli.

– Ale sprawdzić możemy? Nie jesteś ciekaw, co jest w rękopisach? Sam mówiłeś, że to niemal wiedza tajemna.

– Jestem, ale podporządkowanie się tej żądzy byłoby grzechem.

– Oj, przestań już wymyślać. Znam cię przecież od lat. Grzesznik z ciebie taki, jak i ze mnie. Bierz te klucze i chodź.

 

***

 

Gdy weszli do środka, przywitała ich głucha cisza. Promienie słoneczne wpadające przez świetliki umieszone w kopule pogłębiały uczucie tajemniczości. Hieronim udał się do Kaplicy Najświętszego Sakramentu. W ślad za nim podążał Ksawery. 

– To, co teraz zobaczysz, widziała raptem garstka. Proszę zatem, abyś o tym nie opowiadał. – Choć byli sami, profesor mówił szeptem, z kamiennym wyrazem twarzy. Jego towarzysz skinął głową.

Hieronim podszedł do lamp w kształcie gromnic, oświetlających obraz Chrystusa. Chwycił dwie z nich i zwinnym ruchem szarpnął, a następnie przekręcił. Rozległ się stłumiony trzask, po którym jedna z kamiennych płyt podłogi zapadła się i przesunęła. Ksawery podszedł do stworzonej w ten sposób wyrwy. W mroku dojrzał drabinkę, na którą machnięciem dłoni zaprosił go uczony.

Zeszli do małego pomieszczenia. Hieronim nic nie mówiąc, zniknął w cieniu. Jego towarzysz poczuł przeszywający chłód. Drżącą ręką zaczął szukać w kieszeni komórki, gdy nagle wnętrze krypty rozjaśniło się. Zza winkla wyłonił się profesor, którego twarz nadal przepełniona była powagą.

– Oto jest. Grobowiec świętej Memiry. Nie ma szans, abyśmy podnieśli wierzchnią płytę, dlatego mówiłem, że nic tu po nas.

– Faktycznie, solidna konstrukcja. Rozejrzę się chwilę, dobrze? – rzekł antykwariusz, zaczynając rundę wkoło ogromnego sarkofagu.

Kroczył powoli, dotykając jednocześnie chłodnego granitu, z którego stworzony został grób. Wykonane z niezwykłą starannością przepiękne reliefy pokrywały niemal w całości ściany sarkofagu. Ksawery pilnie się im przyglądał. Nagle przystanął przy jednym z nich. Przedstawiał klęczącego z podkulonymi skrzydłami anioła. Antykwariusz dotknął płaskorzeźby i poczuł, że jest ruchoma. Z większą dozą siły naparł na kamień, który posłusznie przemieścił się w tył. Zza bocznych krawędzi płyty wysunęły się dwa uchwyty. Hieronim, ze zdumieniem malującym się na twarzy, podszedł do kolegi.

– Pomóż mi – wystękał Ksawery, ciągnąc za jedną z klamer.

Wspólnie wytargali znacznych rozmiarów granitową płytę, odsłaniając tym samym skąpaną w mroku zawartość grobowca. Padli na kolana i przyświecając latarkami w telefonach, zaczęli oglądać wnętrze. Ku ich rozczarowaniu, ale i zdziwieniu, niczego tam nie było.

– A nie mówiłem. Pusto.

Na twarzach obu panów dało się dostrzec rozczarowanie.

– Pusto – powtórzył Ksawery. – A gdzie trumna albo ciało?

– Tego nie wie nikt.

Nie tracąc czasu, zasunęli płytę i po zgaszeniu światła, udali się po szczeblach na górę.

– Warto było sprawdzić. Zawsze to jakaś przygoda. Nie powiesz, że choć przez chwilę nie poczułeś się młodziej? – Z niekrytą satysfakcją zapytał antykwariusz.

– Nie było źle. Chodź ze mną. Pokażę ci coś jeszcze – rzekł Hieronim, ustawiając lampy pod obrazem na właściwych pozycjach.

Wstał i ruszył w stronę innej nawy. Skierował się następnie na schody, prowadzące w dół. Zgodnie z napisem na ścianie, schodzili właśnie do krypt.

– To nie mogli pogrzebać jej tutaj? Mimo wszystko to przecież święta. – Z niedowierzaniem w głosie pytał Ksawery, podziwiając bogaty wystrój podziemi, w których się znaleźli.

– Może mogli, może nie. Dziś już nikt nie będzie tego roztrząsał ani zmieniał. Chodź dalej.

Hieronim usiadł na ławce, a obok spoczął Ksawery. Profesor wskazał głową posąg stojący na blisko metrowym, marmurowym piedestale. Uczony przeszedł w pewnej chwili do klęczenia i modlitwy. Jego kolega nie miał specjalnie ochoty na modły. Przyglądał się posągowi, na którym z wyśmienitą precyzją oddano piękno Memiry. Po kilku minutach Ksawery parsknął śmiechem, na co jego kolega zareagował miną pełną dezaprobaty.

– Wiesz, mój drogi przyjacielu, że medalion to nie tylko wisiorek, ale też ozdobna struktura architektoniczna? – zapytał z dumą w głosie staruszek, wstając jednocześnie i wychodząc z ławki. Podszedł do posągu i wskazał płaskorzeźbę na okrągłym polu w centralnej części piedestału.

Przedstawiała identycznego anioła jak ten, którego widzieli wcześniej na obrazie w księdze Hieronima. Ksawery zaczął go dotykać i naciskać, ale bez skutku.

– A już miałem nadzieję, że coś z tego będzie – powiedział antykwariusz, opierając się o anioła i zaglądając za posąg. Niczego tam nie znalazł, jednak w tym też momencie relief delikatnie się okręcił. Ksawery puścił go w strachu, że coś ułamał, jednak rzeźba wróciła do swojego pierwotnego położenia. Podniecony tym, że przygoda jednak się jeszcze nie skończyła, złapał ponownie anioła i przekręcił go energicznie. Kolejny raz słychać było dziwny stukot i odgłos przesuwania. Zza posągu natomiast dochodziło szuranie. Ksawery zajrzał ponownie za monument. Tym razem blisko podłogi wisiała wysunięta szuflada. Antykwariusz schylił się i wydobył jej zawartość.

Na widok tego, co trzymał w rękach Ksawery, Hieronimowi niemal zaświeciły się oczy. Natychmiast podbiegł do kolegi i przejął trzymany przez niego zestaw kart papieru umieszczonych w pożółkłej teczce i przewiązanych jutowym sznurkiem. Usiadł ponownie w ławce i zaczął wertować. Zatrzymywał się na niektórych z nich, inne pomijał.

– To co znalazłeś, może odmienić los świata. Potrzeba dużo czasu by to przestudiować. Dużo tu różnych języków. Jeżeli jednak okaże się to prawdą, to religia jaką znamy, już nigdy nie będzie postrzegana w ten sam sposób – oznajmił z przejęciem profesor, opierając głowę na dłoni podpartej o ławkę.

W głowie uczonego kłębiły się myśli. Nie wiedział jeszcze, do kogo udać się z tym, co znaleźli. Wiedział jednak, że jest to z jednej strony zbiór pism bardzo ważnych, a z drugiej bardzo groźnych.

– Musimy stąd iść. To nie jest dobre miejsce na studiowanie takich treści – rzekł z przejęciem Hieronim, pakując z powrotem kartki do rozlatującej się papierowej teczki. Gdy ją przymknął, na okładce dostrzegalny był napis: „Evangelium Iesu Nazareni”.

Koniec

Komentarze

Powiem tak. Bardzo dużo błędów, ale historia przednia:)

 

 

 

Tworząca się w pomieszczeniu mgła, uległa zagęszczeniu. Jego antykwariat nie należał do popularnych i prestiżowych miejsc tego rodzaju, jednak obecny tu księgozbiór, nie przypadkiem określano mianem wyszukanego.

 

z mgłą nie rozumiem.

 

Wyrzuciłabym “miejsc tego rodzaju”.

 

Wieczorem, siedząc w białych bawełnianych rękawiczkach przy dębowym biurku, przeglądał nowe zdobycze.

 

Zdobycze zmieniłabym na nabytki, bo on nie jest zbójem.

 

Odmienną strukturę, zmieniłabym na fakturę, bo jednak kartka nie była wirującym ostrosłupem;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@ Ambush 

 

Dziękuję za wskazanie błędów i cieszę się, że pomimo ich obecności, historia przypadła Ci do gustu :)

 

@Irka_Luz 

 

Czekam na krytykę ;)

Bardzo Indiano-Dżonsowo. :) Lubię takie klimaty, choć tekst wydał mi się raczej początkiem jakiejś historii, wstępem do opowiadania, niż samym opowiadaniem.

...Pan muzyk? Żebym zryżał!

@Ghlas cailin

 

Dzięki za poświęcony czas i w sumie miłą dla mnie opinię ;) 

Bez problemu da się to rozwinąć w grubszą opowieść, a nawet i książkę, jednak w takim wydaniu też chyba daje radę ;) 

 

Pozdrowienia!

Cześć!

 

Opowieści o szukaniu skarbów są fajne, ale tutaj troszkę zabrakło atmosfery tajemniczości. Masz zagadkę, grobowiec i medalion, ale bohaterom poszło bardzo łatwo i do tego historia się właściwie urywa, co pozostawia czytelnika w pewnym zawieszeniu.

To co mnie zaintrygowało i przy dobrym podrasowaniu mogłoby dodać opowiadaniu oryginalności to bohaterowie, gdyby ich tak jeszcze postarzyć i dołożyć nieco gderliwości. Ja bym czytała opowieść o dwóch zgryźliwych tetrykach szukających tajemniczego medalionu w Katowicach. To oczywiście taka dygresja, która mi się nasunęła pod wpływem ostatniego dialogu w drugiej scenie ;).

Błędów masz sporo, interpunkcja nieco kuleje. Zdarza Ci się oddzielać przecinkiem podmiot i orzeczenie.

Tworząca się w pomieszczeniu mgła, uległa zagęszczeniu.

Jego antykwariat nie należał do popularnych i prestiżowych, jednak obecny tu księgozbiór, nie przypadkiem określano mianem wyszukanego.

Składały się na nią stare woluminy, których skórzane grzbiety oraz okładki, odznaczały się naszyciami ze złocistych nici.

Jego podświadoma radość mijała z każdą kolejną kartką oraz tomiszczem.

Niezbyt potrafię sobie wyobrazić podświadomą radość.

Kilka ułożonych wierszowo wersów zwróciło uwagę czytelnika, głównie z uwagi na charakter pisma.

Aliteruje się i właściwie można by to uprościć: kilka wersów zwróciło uwagę…

Ksawery podsunął kartkę, przed oblicze kolegi.

Hieronim ujął ją w dłonie, poprawiając jednocześnie okulary.

Ile miał rąk? A właściwie to dobrze byłoby przeredagować, bo w sumie wiadomo, że jak ujął to w dłonie.

Wertował przez moment stronice, aż wreszcie wykrzyknął.[+:]

– Jest! O to mi chodziło.

– Nigdy o niej nie słyszałem[+.] – Ksawery podrapał się po głowie.

Pukle rudych włosów wiły się na jej ramionach, odsłaniając przy tym blade lica.

lico

Wizerunek dopełniało świdrujące, niemalże hipnotyzujące, spojrzenie zielonych oczu.

Mnie to nie wygląda na wtrącenie.

Na dekolcie, bardzo głębokim, jak na przedstawienie świętej, spoczywał zawieszony na łańcuszku medalion.

– Twierdziła jednak, że medalion ma dla niej wartość sentymentalną i nigdy go nie zdejmie. Idąc tym tropem…[]– Uczony spojrzał na kolegę.

– Została z nim pochowana.Ddokończył myśl Ksawery. – Pytanie tylko gdzie?

I nie ma potrzeby drugiej wypowiedzi zaczynać od nowego akapitu.

Słysząc to, Hieronim zaśmiał się głośno, co wpędziło jego kolegę w zakłopotanie.

Moim zdaniem zaimek zbędny.

Diecezje prześcigały się w zapewnieniach, jak majestatycznie będzie wyglądał grób stworzony w ich domu bożym.

Bożym

– Oj[+,] przestań już pieprzyć.

To przekleństwo trochę nie pasuje do bohatera, bo wcześniej jest bardzo grzeczny.

Promienie słoneczne wpadające przez świetliki umieszone w kopule, pogłębiały uczucie tajemniczości.

Kiwnięciem głowy wskazał profesor antykwariuszowi posąg, stojący na blisko metrowym, marmurowym piedestale.

Ten początek można by uprościć: Profesor wskazał głową posąg.

Muszę przyznać, że dobrze mi się czytało, a historia mnie wciągnęła. Podoba mi się pomysł na wykorzystanie tytułu, a bohaterów polubiłam. Chętnie przeczytałabym ciąg dalszy, bo końcówka szybko nadchodzi, a czytelnik nie dowiaduje się nic z proroctw ;P. Idę jednak kliknąć :).

@Alicella

 

Dziękuję za uwagi ;) Co do tajemniczości – na pewno dało się zrobić to lepiej. 

Jeżeli chodzi o bohaterów, to też ich polubiłem :P 

Możliwe, że jeszcze wrócę do tej historii i wtedy podrasuje się to i owo ;)

 

@Monique.M

 

Dziękuję za miłe słowa. Coraz bardziej skłaniam się do napisania dalszych wydarzeń w tej historii. Możliwe więc, że będziesz miała okazję poznać tajemnice zapisane na znalezionych stronicach ;)

 

Pozdrowienia!

Cóż, nie da się ukryć, bardzo to młodzieńcze. Ale raczej w pozytywny sposób, gdy można w trakcie lektury machnąć ręką na błędy i pewną naiwność fabuły i bawić się razem z bohaterami. Słowem jest potencjał. Jest nad czym pracować.

Ach, i co ważne, zamknąłeś opowieść wówczas, gdy było to dla niej najlepsze, nie dając się złapać na lep mnogości znaków, jakie zostały ci do wypełnienia konkursowego limitu. Wbrew temu, co pokazują liczniki sporej części tytulikowych tekstów, to dość istotne.

Pozdrawiam!

@Michał Pe

 

Co do błędów – staram się jak mogę, by było ich coraz mniej. Niestety, warsztat jest jeszcze dopiero w budowie ;)

Dziękuję za przeczytanie tekstu i komentarz. Kolejna osoba, której do gustu przypadła fabuła i bohaterowie, skłania do przemyśleń, w kontekście rozwinięcia opowiadania w późniejszym czasie lub jego kontynuacji w ramach nowego.

Jeżeli chodzi o zamknięcie, to już na samym początku wiedziałem, gdzie ono będzie, także to nie przypadek ;) Może i trochę urwane jest jakby w pół zdania, ale myślę, że dzięki temu pozostaje więcej miejsca na domysły, a może i jakieś refleksje.

 

Serdeczne pozdrowienia!

 

<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>

Haragitanai – Medalion Świętej Memiry

Czemu tak krótko, hm? Początkiem narobiłeś smaku, podałeś mi ciekawą historię, po czym zakończyłeś ją szybciej niż wypicie drinka. Tak się nie robi… Niezły motyw sensacyjno-przygodowy, bohaterowie sympatyczni, choć nieco niewykorzystani – przydałoby się trochę więcej informacji o nich, ale właściwie można to powiedzieć o całym opowiadaniu. Trochę też przeszkadzał fakt, że wszystko idzie im zbyt łatwo. Daj więcej przeszkód, trudu, zagadek, a najlepiej jeszcze fałszywych tropów.

Nie marudziłbym tak, gdyby nie fakt, że spodobało mi się! Czekam na ciąg dalszy.

 

Dostrzegam niezły pomysł, ale żałuję, że wykonanie mu nie dorównuje.

Muszę też wyznać, że nie bardzo wierzę w tak cudowny zbieg okoliczności, iż pewna zagadkowa sprawa pozostaje nierozwiązana przez dziesiątki lat i nagle trzask-prask, dwóch starszych panów przypadkiem i w mgnieniu oka odkrywa tajemnicę. Nie kupuję tego.

Cóż, nie czytało się najgorzej, ale pozostał spory niedosyt.

 

pod­szedł do le­żą­cej na ziemi książ­ki. → Rzecz dzieje się w antykwariacie, więc: …pod­szedł do le­żą­cej na podłodze książ­ki.

 

czuł zu­peł­nie od­mien­ną fak­tu­rę, ani­że­li po­zo­sta­łych kart księ­gi. → …czuł fakturę zu­peł­nie od­mien­ną od po­zo­sta­łych kart księ­gi.

 

Opo­wie­ści, któ­rych strach wy­zna­wać→ Opo­wie­ści, któ­re strach wy­zna­wać

Choć rozumiem, że to dość stary zapis.

 

Zde­cy­do­wał, że ko­lej­ne­go dnia wy­bie­rze się do swo­je­go ko­le­gi. → Nie brzmi to najlepiej. Zbędny zaimek – czy wybierałby się do czyjegoś kolegi?

Proponuję: Zde­cy­do­wał, że następnego dnia wy­bie­rze się do ko­le­gi/ odwiedzi kolegę.

 

– Pro­szę – po­wie­dział, nie pod­no­sząc głowy Hie­ro­nim. → – Pro­szę – po­wie­dział Hieronim, nie pod­no­sząc głowy.

 

skła­da­ła się z rap­tem ośmiu wer­sów… → …skła­da­ła się rap­tem z ośmiu wer­sów

 

Po­ło­żył to­misz­cze na blat biur­ka… → Po­ło­żył to­misz­cze na blacie biur­ka

 

Ka­no­ni­zo­wa­no bar­dzo szyb­ko po jej śmier­ci. → Czy drugi zaimek jest konieczny?

 

Ksa­we­ry spo­glą­dał na pro­fe­so­ra ze zdez­o­rien­to­wa­ną miną.Zdezorientowany Ksa­we­ry spo­glą­dał na pro­fe­so­ra.

Zdezorientowany był Ksawery, nie jego mina.

 

Wi­ze­ru­nek do­peł­nia­ło świ­dru­ją­ce→ Wi­ze­ru­nku do­peł­nia­ło świ­dru­ją­ce

 

Fi­gur­ka, przy­twier­dzo­na do me­ta­lo­we­go ka­bo­szo­nu… → Kaboszon, jako że jest to szczególnie oszlifowany kamień szlachetny lub półszlachetny, nie mógł być metalowy.

 

przed­sta­wia­ła anio­ła dzier­żą­ce­go w dło­niach zwój per­ga­mi­nu… → Czy dopowiedzenie jest konieczne? Czy można dzierżyć zwój inaczej, nie w dłoniach?

 

mó­wiąc to, wska­zał dło­nią na ry­ci­nę w książ­ce. → A może wystarczy: …mó­wiąc to, wska­zał ry­ci­nę w książ­ce.

 

stwo­rzo­ny w ich domu Bożym. → …stwo­rzo­ny w ich Domu Bożym.

 

wska­zu­jąc pal­cem na wi­docz­ną z okna ko­pu­łę… → …wska­zu­jąc pal­cem wi­docz­ną z okna ko­pu­łę

 

Nie jeden już szu­kał tych za­pi­sków. → Niejeden już szu­kał tych za­pi­sków.

 

pro­fe­sor mówił szep­tem z ka­mien­nym wy­ra­zem twa­rzy. → Czy dobrze rozumiem, że szept miał twarz o kamienny wyrazie?

A może miało być: …pro­fe­sor mówił szep­tem, z ka­mien­nym wy­ra­zem twa­rzy.

 

płyt two­rzą­cych pod­ło­gę za­pa­dła się i prze­su­nę­ła. Ksa­we­ry pod­szedł do stwo­rzo­nej w ten… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję w pierwszym zdaniu: …płyt podłogowych za­pa­dła się i prze­su­nę­ła.

 

po­słusz­nie prze­su­nął się w tył. Zza bocz­nych kra­wę­dzi płyty wy­su­nę­ły się… → Nie brzmi to najlepiej.

Może w pierwszym zdaniu: …po­słusz­nie przemieścił się w tył.

 

cią­gnąc za jedną z klamr. → …cią­gnąc za jedną z klamer.

 

ską­pa­ną w mroku prze­strzeń, znaj­du­ją­cą się we­wnątrz gro­bow­ca. Padli na ko­la­na i przy­świe­ca­jąc sobie la­tar­ka­mi w te­le­fo­nach, za­czę­li oglą­dać wnę­trze. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …wypełnione mrokiem wnętrze gro­bow­ca. Padli na ko­la­na i przy­świe­ca­jąc sobie la­tar­ka­mi w te­le­fo­nach, za­czę­li je oglą­dać.

 

Na twa­rzach obu je­go­mo­ściów do­strzec dało się roz­cza­ro­wa­nie. → Raczej: Na twa­rzach obu panów dało się dostrzec roz­cza­ro­wa­nie.

 

pod­zie­mi, w ja­kich się zna­leź­li.pod­zie­mi, w których się zna­leź­li.

 

Hie­ro­nim usiadł na ławce, a obok niego spo­czął Ksa­we­ry. → Zbędny zaimek.

 

ko­le­ga za­re­ago­wał skrzy­wio­ną w dez­apro­ba­cie miną. → A może:…ko­le­ga za­re­ago­wał miną pełną dezaprobaty.

 

rzeź­ba wró­cił do swo­je­go pier­wot­ne­go po­ło­że­nia. → Literówka.

 

zła­pał po­now­nie za anio­ła i prze­krę­cił go ener­gicz­nie. → …zła­pał po­now­nie anio­ła i prze­krę­cił go ener­gicz­nie.

 

Pod­biegł mo­men­tal­nie do ko­le­gi… → Raczej: Natychmiast podbiegł do ko­le­gi

 

w po­żół­kłej tecz­ce i prze­pa­sa­nych ju­to­wym sznur­kiem. → …w po­żół­kłej tecz­ce i przewiązanych ju­to­wym sznur­kiem.

 

To co zna­la­złeś, może od­mie­nić los hi­sto­rii i świa­ta. → Rozumiem, że coś/ jakieś wydarzenie może odmienić losy świata, ale jak można odmienić los historii?

 

jest to z jed­nej stro­ny zbiór pism bar­dzo ważny, a z dru­giej bar­dzo groź­ny. → …jest to z jed­nej stro­ny zbiór pism bar­dzo ważnych, a z dru­giej bar­dzo groź­nych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Zanais

 

Z premedytacją wyszło z tego krótkie opowiadanie, ale może kiedyś doczeka się kontynuacji (wówczas można to trochę bardziej pokomplikować). Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że to krótkie “coś” przypadło Ci do gustu :).

 

@regulatorzy

 

Dzięki za wskazanie błędów. Mogłaby powstać z tego rozbudowana historia, w której znalazłyby się mylące tropy i więcej zagadek, ale obawiam się, że nie starczyłoby znaków. 

Tak na marginesie, kaboszony nie muszą być kamieniami ;)

Bardzo proszę, Haragitanai. Cieszę się, że mogłam pomóc.

 

Mogłaby powstać z tego rozbudowana historia, w której znalazłyby się mylące tropy i więcej zagadek, ale obawiam się, że nie starczyłoby znaków. 

Jest już po konkursie i teraz możesz zrobić z opowiadaniem wszystko, co zechcesz, zupełnie się przy tym nie licząc się z żadnym limitem znaków. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dwóch staruszków szukających skarbu to przedni pomysł. I na dodatek u nas – w Katowicach! Tylko trochę za łatwo im poszło, jak po sznureczku. A to rodzi kolejną wątpliwość: jakim cudem nikt wcześniej nie odnalazł medalionu? I jakim cudem Ksawery, nawet z pomocą przyjaciela, zdołał odsunąć granitową płytę? Czemu nikt nie zniszczył rękopisu? Bo domyślam się, że dla Kościoła mógł on być nieco niewygodny. I co z klątwą?

Trochę do wszystko naiwno-młodzieńcze. Mam nadzieję, że Ksawery i Hieronim jeszcze powrócą, może szukając innego skarbu, a ich historia będzie trochę dojrzalsza.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hmmm, mam wrażenie, że komentarze się powielają i każdy kolejny, nawiązuje do tego samego. Dlaczego nikt nie znalazł? – nie każdy dotyka wszystkiego, co znajduje się w miejscu, gdzie aktualnie przebywa:p Ksawery i Hieronim nie odsunęli płyty, tylko wyciągnęli boczna ścianę – z uchwytami nie było to zadanie niemożliwe. Rękopis został ukryty przez przyjaciela nieboszczki, więc ciężko zniszczyć coś, co jest schowane :) Co z klątwa? – a jak przejdę pod drabiną to mnie spotka nieszczęście ;)? Jak to z klątwa – czasami ma odstraszać, ale niekoniecznie przekłada się na rzeczywistość. Pytanie czy Indiana Jones był też naiwno-mlodzienczy? Bo generalnie choćby w filmie o Arce Przymierza, to wszystko potoczyłoby się tak samo nawet bez jego udziału ;) także jest to jeszcze bardziej naiwne? Chwilowo pracuję nad czymś innym, ale pewnie ci bohaterowie jeszcze wrócą ;) Dzięki za komentarz;)

W przygodówce wszystko IMO polega na dreszczyku emocji. Bohaterowi już prawie się nie udaje, jest w niebezpieczeństwie, ma jakiegoś przeciwnika, stale albo ucieka, albo goni. A czytelnik/widz siedzi i obgryza paznokcie z nerwów. U Ciebie… poszli, znaleźli. Jest to jakaś przygoda, ale dla mocno młodego odbiorcy, choć pewnie i taki by ponarzekał ;) I ten brak przygód w przygodówce sprawia, że czytelnik zwraca uwagę na dupe detale, na które nie zwróciłby uwagi w przypadku Indiany Jonesa.

Rozumiem, że przygody dwóch tetryków muszą być dopasowane do eee… wieku, żeby staruszkowie przedwcześnie nie zeszli, niemniej jednak coś by się tam przydało ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Niemniej, w 14k znaków ciężko rozegrać to, o czym napisałaś;)

No, opowieść sympatyczna, ale zarzut mam ten sam, co wielu przedpiśców – za łatwo im idzie. Wydaje się, że najtrudniejsze było znalezienie kartki nawiązującej do niemal zapomnianej Memiry. A potem to już z górki. Fajna zabawa z dwuznacznością słowa. Medalion to jeszcze rodzaj kotleta. ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla, 

 

dzięki za komentarz. Przyjmuję na klatę i obiecuję, że z czasem powstanie rozbudowana wersja ;) 

Co do medalionu – tak, chociaż o tym nie pomyślałem wcześniej ;) 

 

Pozdrawiam serdecznie!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Cześć Anet ;) 

 

miło mi w takim razie ;)

 

Pozdrowienia!

Nowa Fantastyka