- Opowiadanie: brodo - Podziemny zaprzęg

Podziemny zaprzęg

Nie ma co! Dobrze się bawiłem pisząc ten tekst. Czytającym nie pozostaje mi życzyć nic innego jak równie miłej lektury. :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Podziemny zaprzęg

Drzwi budynku uchyliły się i na zewnątrz bezszelestnie wyszedł wysoki, posiwiały mężczyzna. Potarł nadgarstki o siebie, odruchowo próbując przywrócić w nich choć trochę krążenia. Bez skutku. Rozejrzał się wokół. Nielicznym przechodniom, którzy błądzili ulicami miasteczka, trudno byłoby rozszyfrować jego wyraz twarzy. Nie przedstawiała absolutnie nic. Ani radości, ani smutku. Z twarzy pokrytej cieniem zarostu patrzyły oczy zupełnie bez wyrazu. Równie dobrze mogłyby to być puste oczodoły. Nikt nie zauważyłby różnicy.

Nikt jednak nie myślał o tym, aby próbować spoglądać w stronę mężczyzny. 

Każdy, kto przechodził obok, zdawał się go nie zauważać. Wydawało się, że jest tylko częścią otoczenia. Czymś, co zawsze tutaj było, co jest teraz i będzie później. Ponury starzec założył na głowę głęboki/obszerny kaptur, chowając twarz w cieniu, czym dopełnił wizerunku. Gęsto padające płatki śniegu zdawały się nie dotykać jego ubioru, który cały czas pozostawał czarny.

Zawiasy w drzwiach zaskrzypiały, wypuszczając na zewnątrz nieco światła. Pokrywa śniegu zaskrzypiała pod ciężkimi butami drugiego, znacznie niższego mężczyzny. Jedno oko miał zasłonięte skórzaną opaską.

– Gdzie one są? – zapytał starzec.

– Chodź za mną. Coraz trudniej o nie teraz w tym, przeklętym przez bogów, zimnie. – Jednooki rozejrzał się wokół. – Naprawdę nie wiem, jak mogli do tego dopuścić. To największa klęska, jaką pamiętam. Ba, największa klęska, o jakiej słyszałem! Zaraza, gdyby ktoś mi kiedyś coś takiego powiedział, to nigdy bym nie uwierzył. A ty, uwierzyłbyś?

– Nie.

Przeszli dalej ulicą, okrążając budynek, z którego wyszli. Ktoś załomotał kilka razy w okiennice nad nimi z donośnym hukiem. Na ulicę posypały się kawałki lodu. Tuż pod stopy niższego mężczyzny.

– Hej, ty tam! Uważaj, psiakrew! Z lodem nie ma żartów! Widziałem niedawno, jak wielki sopel ułamał się z dachu budynku i przeciął na pół jegomościa, który stał tuż pod nim. – Jednooki spojrzał na twarz wyglądającą z okna. – Na cholerę w ogóle okno otwierasz? Za ciepło ci tam w środku, czy jak?

Okiennica zatrzasnęła się na powrót z jeszcze większym hukiem. Ruszyli dalej.

– Idioci – skwitował jednooki.

Kiedy zbliżali się na tyły budynku, stopniowo dało się słyszeć poszczekiwanie psów, tłumione przez zalegającą wszędzie warstwę śniegu. Niższy mężczyzna podszedł do furtki ogrodzenia, które przylegało do budynku. Po jej otwarciu natychmiast pojawiło się przy kilka psich łbów. Niektóre psy szczekały, inne starały się go polizać. W końcu udało mu się wejść do środka i wpuścić towarzysza, uważając, aby na zewnątrz nie wydostał się żaden z czworonogów. Psy zostały szybko przywołane do porządku. Siedziały teraz spokojnie na śniegu, przyglądając się im w ciszy. Ich oczy świeciły się delikatnym blaskiem i były niepokojąco podobne do oczu ponurego starca.

Wyższy mężczyzna rozejrzał się. Podszedł do pierwszego z brzegu psa, ciemnorudego brytana. Dał mu do polizania rękę.

– To wszystkie? – zapytał.

– Nie było tego więcej. Przysięgam. Te, które ostatnio łapiemy, są bezpańskie. Błąkają się po okolicy. Szukają dla siebie miejsca. Nikt już ich nie przyprowadza tak jak dawniej. Nikt się nimi nie zajmuje. Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy pójdziemy z torbami.

– Każ je zaprowadzić do moich sań – powiedział siwowłosy. – I pokaż mi tę specjalną przesyłkę.

– Jasne, zaraz kogoś wyślę. A co do przesyłki, to mówię ci, dawno czegoś takiego nie było, ale oczywiście nie wspominałem o tym nikomu. Tak jak mnie prosiłeś. Niee, ja nigdy nikomu słowa nie szepnę. Zejdźmy tędy, po schodkach. Znajdziesz ją w piwnicy.

Jednooki podszedł do drzwi, czekając, aż jego towarzysz podejdzie. Nie otwierał ich jeszcze, nie chciał wpuszczać zimna do środka.

– Nie zapomniałeś o czymś? Coś przy nich było. – Wyższy mężczyzna skończył przyglądać się łapie jednego z psów, który wyraźnie kulał.

– A tak, tak… – Niższy mężczyzna zmieszał się. – Zapłata. Byłbym zapomniał.

Sięgnął za pazuchę i wyciągnął brzęczący złotem mieszek. Rzucił go starcowi, który złapał go ruchem ręki wykonanym w ostatniej chwili. Zważył sakiewkę w dłoni. Po jego twarzy przebiegł grymas niezadowolenia.

– Chodźmy – powiedział.

 

❃❃❃

 

Zeszli na dół po schodach. Wąski korytarz oświetlał rząd oszczędnie rozstawionych lamp. Grubo ciosane kamienie przytłaczały ich z każdej strony. Chłód, który ich otaczał, nie był zimnem, a raczej uczuciem przejmującego wręcz, mrożącego krew w żyłach pierwotnego strachu. Dotarli w końcu na sam dół. Ich stopy zaszurały o kamienne, wypolerowane do blasku klepisko.

– Nie lubię tu schodzić – powiedział jednooki. Siwowłosy nie odpowiedział. – Czuję się, jakbym własnoręcznie zakopywał się pod ziemię. Ale cóż… jak to mówią… taka robota!

Tymczasem wyższy mężczyzna podszedł już do kamiennego stołu ustawionego na samym środku pomieszczenia. Leżało na nim ciało przykryte brudnym, płóciennym materiałem. Gdzieniegdzie dało się zauważyć zaschnięte ślady krwi. Jednym, szybkim ruchem ręki pociągnął płótno w swoją stronę, odsłaniając ciało kobiety.

Miała kruczoczarne włosy, których blask kontrastował z bladością jej skóry. Nie odebrało jej to piękna, a jedynie dodało ponurej majestatyczności. Miała założoną kunsztownie wykonaną, białą suknię. Na oczach spoczywały dwie złote monety odwrócone rewersem z symbolem pałacu położonego na szczycie góry.

Starzec obejrzał pośpiesznie ciało i zebrał monety, wrzucając je do sakiewki razem z innymi.

– Słuchaj… – zaczął mówić jednooki. – Tak się zastanawiałem. – Wyższy mężczyzna spojrzał na niego spojrzeniem, odzwierciedlającym jedynie ponurą obojętność. – Tak sobie myślałem… Tak sobie myślałem, czy jej ubranie będzie ci potrzebne? Czasy są ciężkie, interes się nie kręci, a ja mógłbym na nim nieźle zarobić. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie to sprzedać. Jakoś muszę sobie radzić, sam wiesz, jak jest. Nie dałbyś zarobić koledze?

Wyższy mężczyzna milczał przez chwilę.

– Dorzuć trochę złota – odparł jedynie.

– Ech… nic za darmo, co? Rozumiem, każdy chce zarobić. Niech ci będzie.

Kolejna sakiewka została przekazana do rąk ponurego starca. Tym razem znacznie cieższa od poprzedniej. W tym momencie delikatnie zadrżały palce kobiety leżącej na stole. Wyższy mężczyzna ujął jej dłoń między swoje. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że próbuje ją uspokoić. Podziałało, drgawki ustąpiły.

– Dość czasu już tu zmarnowałem. – Siwowłosy przerzucił sobie ciało kobiety przez ramię i ruszył w kierunku schodów.

 

❃❃❃

 

Zaprzęg sunął po rzece skutej grubym lodem. Z nozdrzy zwierząt wydobywała się para, która szybko znikała w zimnym i suchym powietrzu. Wszędzie wokół było nadzwyczaj cicho. Jedynie odgłos szczekających psów raz po raz wbijał się w uszy niczym sopel spadający w miękki śnieg. Wyjątkiem był ciemnorudy brytan biegnący na przedzie zaprzęgu, który w milczeniu torował drogę w śniegu.

Harmider, który wydawał poruszający się zaprzęg, roznosił się po okolicy, odbijał od gładkich skał pokrytych zamarzniętym śniegiem, uderzał w jedną po drugiej, odbijając się w końcu od kamiennego sklepienia wznoszącego się wysoko nad rzeką.

Starzec nie wypowiadał nawet słowa, a psy wydawały się biec dokładnie tam, gdzie to zaplanował. Omijały grudy zamarzniętego śniegu, odnajdywały drogę tam, gdzie lód był odsłonięty, nadając saniom niespotykaną prędkość. Przykryte futrem leżało na nich nagie ciało kobiety. Siwowłosy, jakby z troską, poprawił jej okrycie.

Rzeka prowadziła ich dalej, do miejsca, gdzie skaliste podłoże w końcu zaczęło ustępować zamarzniętym łąkom. Po obu ich stronach pojawiły się gęsto rosnące, wysokie trawy, które okrywała lodowa pokrywa, mieniąc się niczym kryształ. Kamienne sklepienie przybierało tutaj jasnoniebieski kolor.

Zaprzęg skręcił nagle z koryta rzeki tak gwałtownie, że sanie niemal przewróciły się na bok. Starzec zdawał się nawet tego nie zauważyć i skierował psy ku samotnemu drzewu, rosnącego na pobliskim wzgórzu. Kiedy tam dotarł, ściągnął ciało pasażerki z sań i położył delikatnie, opierając o drzewo. Rozpalił ognisko z kilku zamarzniętych gałęzi i począł delikatnie pocierać ręce kobiety. Robił to w milczeniu przez dłuższą chwilę. Na początku mogłoby się wydawać, że nic się nie dzieje, jednak po jakimś czasie jej powieki zaczęły delikatnie drgać. Usta wzdrygały się w grymasie, by po chwili wrócić do obojętnego, martwego wyrazu. W końcu głowa poruszyła się. Kobieta otworzyła oczy i powoli rozejrzała się po okolicy.

– Charonie… – wykrztusiła z trudem – gdzie jesteśmy?

– Na Polach Elizejskich – odpowiedział starzec nazwany Charonem.

– Cholera, zimno tu. – Kobieta zauważyła, że siedzi naga na śniegu. – Gdzie moja suknia? – Spojrzała w kierunku Charona. – Niech cię szlag! Sprzedałeś ją!

– Dostałem niezłą sumkę. Mogłaś gorzej się ubrać. – Na twarzy Charona niespodziewanie pojawił się lekki cień uśmiechu.

– Ubrałam się na własny pogrzeb – westchnęła kobieta. – Do przeklętych podziemi Hadesa! – zaśmiała się. – Mogłam się tego spodziewać. Hieny cmentarne…

Charon nie odpowiedział, ale nadal wydawał się delikatnie rozbawiony.

– Daj mi coś do okrycia – powiedziała kobieta rozkazującym tonem. – Przecież nie wjadę do królestwa Hadesa z cyckami na wierzchu. Nie dam mu tej satysfakcji!

Starzec podszedł do sań i wyciągnął wyświechtany, futrzany płaszcz. Podał go kobiecie.

– No nic… – westchnęła z żalem. – Będzie musiało wystarczyć.

Zaczęła się ubierać, ale szło jej to bardzo niezgrabnie. Jej ręce były za słabe, nie mogła ich do końca wyprostować.

– Musisz mi pomóc – powiedziała w końcu ze zrezygnowaniem. Charon przyklęknął przed nią na jedno kolano i z szacunkiem pomógł jej się ubrać. – Czy Hades wie, że mnie do niego prowadzisz?

– Nie wie. – Charon skończył ją ubierać i pomógł wygodnie oprzeć się o drzewo. – Od czasu nastania Zimy wszystkie dusze trafiają na sąd bezpośrednio do jego pałacu, ale nie zaprząta sobie nimi głowy wcześniej.

– To dobrze. – Kobieta obejrzała swój nowy ubiór. – Nie jest źle. – zaśmiała się głośno. – Stanę przed jego obliczem jak żebraczka. Może się nade mną zlituje, może uda mi się go tym przekonać?

Charon nie odpowiedział.

– Zima ciągnie się już za długo. – Kobieta nie czekała na odpowiedź. – Nawet Hades musi to widzieć. Jak tak dalej pójdzie, to wszystko zamarznie, ludzie wymrą, a my razem z nimi.

Kobieta z trudem przysunęła się do ogniska, ale z żalem stwierdziła, że nie dało jej ono nawet odrobiny ciepła. Czuła mrowienie w całym ciele.

– Ta dziwka, Persefona, musi wrócić na powierzchnię. Ze wszystkich lafirynd Olimpu Hades musiał sobie wybrać właśnie tę, największą idiotkę. Przecież oboje wiedzą, że bez niej Wiosna nie nadejdzie.

– Pora ruszać – powiedział Charon.

– Nie wiedziałam, że czas jest dla ciebie taki cenny – zaśmiała się kobieta. – Ale skoro tak mówisz, ruszajmy.

 

❃❃❃

 

Po kilku godzinach jazdy dotarli do miejsca, w którym rzeka rozwidla się w trzy strony. Powyżej wznosił się kilkumetrowy klif, którego podstawę stanowiły szare skały, ale wykańczały go kamienne bloki podobnego koloru. Na szczycie stały kolumny, które dla patrzącemu z dołu zdawały się podtrzymywać kamienne sklepienie nad nimi, mieniące się różnymi kolorami w zależności od kierunku, w którym się patrzyło. Prawa odnoga była jasnoniebieska, tak jak wcześniej mijane przez zaprzęg sklepienie, lewa ciemnozłota, natomiast środkowa przybierała barwę krwistej czerwieni.

Na szczycie klifu, między kolumnami stały trzy trony ciosane z marmuru o barwie czystszej nawet niż otaczający wszystko śnieg. Zasiadali na nich mężczyźni z długimi po kolana brodami. Wszyscy drzemali, bądź spoczywali w letargu. Trudno to było ocenić.

Charon zatrzymał sanie, a psy natychmiast umilkły.

– Dusze te przejścia szukają i sprawiedliwego sądu się domagają – wyrecytował.

Zapadła cisza. Wydawało się, że mężczyźni na tronach nie zareagowali, ale po chwili jeden z nich uchylił nieznacznie powieki.

– Dobrze wiesz, Charonie, że teraz to nie nasz obowiązek te dusze sądzić. Zaprowadź je do Hadesa, wedle jego życzenia. A naszego spokoju, z łaski swojej, nie zakłócaj.

– Wypada wymienić się po drodze uprzejmościami, jak to robiliśmy przez wieki, Minosie. – Charon zszedł z sań, zasłaniając tym samym Minosowi widok na miejsce, gdzie ukryta leżała jego pasażerka. – Jak dzisiaj wygląda droga do Pałacu?

– Myślałem, że sam wiesz najlepiej – prychnął Minos. – Sądzisz, że ja się stąd w ogóle ruszam?

– Pewnie, że nie. To jednak nie szkodzi temu, abyś wiedział coś, czego ja nie wiem.

– Niby prawda. – Minos westchnął wyraźnie się poddając. – A teraz jedź dalej. Szerokiej drogi.

– Do zobaczenia, Minosie – powiedział Charon.

– Może, kto wie – rzucił Minos, kiedy odjeżdżali.

Charon skierował zaprzęg w kierunku lewej odnogi. Szybko nabrali rozpędu i po chwili sunęli dalej lodem przez wysoki wąwóz. Kamienne sklepienie było stąd ledwo widoczne. Kobieta w końcu wygrzebała się z futra, pod którym się ukryła.

– Charonie, muszę zapytać. Czy te psy, które nas ciągną… Czy to są…

– To dusze, które prowadzę do Hadesa.

– Sprytnie – podsumowała Atena. – Ale powiedz mi, jak w takim razie wracasz. Sam ciągniesz te przeklęte sanie?

– Cerber mi pomaga. On też nie ma teraz wiele do roboty.

– Nie przestajesz mnie zaskakiwać. – Kobieta zaśmiała się donośnie.

Jej śmiech odbił się echem wzdłuż wąwozu.

 

❃❃❃

 

Za wąwozem rzeka rozlewała się w szerokie jezioro. Cała jego powierzchnia była teraz zamarznięta. Charon wyraźnie zwolnił zaprzęg. Lód pod nimi pękał, co roznosiło się echem po całej tafli jeziora. Napięcie wyczuwalne było nawet wśród psów, które ciągnęły teraz sanie w milczeniu. 

Pasażerka mając wrażenie, że ktoś ją obserwuje, spojrzała w lustro zamarzniętego jeziora. Miała rację, po drugiej stronie lodowej pokrywy sunęły razem z nimi zjawy. Niewyraźne, zniekształcone cienie ludzi, którzy bezdźwięcznie uderzali w lód od spodu, próbując się do nich przedostać. A może i wciągnąć do siebie?

– To właśnie znamiona mojej porażki – powiedział Charon gorzkim głosem. – Dusze ludzi, którzy zapłacili mi za przejazd, a nie udało mi się doprowadzić ich do końca tej drogi. – Wybrali zawodowca i srogo się zawiedli. Nie robi mi to dobrej reklamy.

– Nie wyrzucaj sobie tego. – Kobieta pocieszyła go. – Wszystkim zdarzają się potknięcia. Ważne, żeby wyciągać z nich odpowiednie wnioski. Poza tym. – Rozejrzała się z uśmiechem po okolicy. – Nie widzę tu innych przewoźników. Wygląda na to, że masz monopol!

Zaczęła się śmiać i wtedy rozległ się donośny trzask. Tył sań, miejsce gdzie stał Charon, zapadł się delikatnie. Psy natychmiast przyspieszyły, wyciągając je z wody, ale było już za późno. Lód zaczął pękać wszędzie wokół nich. Zaprzęg lawirował wśród lodowatej wody wylewającej się z pękającej tafli jeziora, którego pokrywa stawała się coraz bardziej niestabilna. Psy szczekały donośnie. Miały coraz to większy problem z utrzymaniem równowagi na pękającym lodzie. Ich łapy ślizgały się, nie mogąc złapać stabilnego zaczepienia.

– Trzymaj się! – krzyknął Charon. – Tam jest chyba kawałek twardej ziemi!

Przewoźnik wskazał przed nich, na miejsce, gdzie rzeczywiście wyrastało kilka zamarzniętych krzewów. Odległość nie była duża, ale z każdą chwilą lód stawał się coraz to bardziej zdradliwy. Psy często musiały wręcz skakać z jednej kry na drugą, aby biec dalej.

Kiedy zbliżyli się do celu, część lodowej pokrywy tuż przy brzegu odłamała się, rozdzielając zaprzęg od siebie. Część psów razem z saniami zaczęła zapadać się pod wodę. Zwierzęta będące na czele poczuły grunt pod nogami i resztkami sił wyciągały powoli sanie z wody. Pasażerka czuła bliskość zimna wydobywającego się z tafli jeziora.

– Co będzie, jeśli tam wpadniemy? – zapytała.

– Czeka nas długa droga z powrotem. Nie dotrzemy na czas – odparł ponuro Charon.

W tym momencie jeden z psów został porwany pod powierzchnię wody. Ciężar jego ciała zachwiał innymi i sprawił, że sanie stanęły. Widząc to, Charon skoczył na czoło zaprzęgu i pomógł ciągnąć sanie. Powoli, kawałek po kawałku, udało się wyciągnąć cały zaprzęg na brzeg. Wyczerpane psy położyły się na śniegu. Zwierzę, które wpadło do wody, leżało bez ruchu zaplątane w pasy i linki. Charon podszedł do niego i wyciągnął nóż. Odciął psa od reszty i pogłaskał. Ucho zwierzęcia delikatnie się poruszyło.

– Tego musimy zostawić – powiedział. – To koniec jego drogi. Nie pójdzie dalej.

– Nie możemy go zabrać ze sobą? – zapytała pasażerka.

– Zanim dotrzemy do Pałacu Hadesa, jego dusza będzie już w pustce. Zobacz, jaki jest zimny.

Kobieta wstała. Siły powoli do niej wracały. Wspierając się o skały, podeszła do leżącego w śniegu psa.

– Widzę, że jest z tobą coraz lepiej. – Charon pomógł jej dojść do celu. – Im bliżej serca Hadesu, tym bardziej martwa się stajesz. Tutaj panują zasady śmierci. Nieważne co działo się z tobą wcześniej, zawsze będziesz taki, jaki byłeś dawniej.

– Tyle, że martwy. – Pasażerka zaśmiała się i położyła dłoń na karku leżącego przed nimi psa. – Załaduj go ze mną na sanie. Może nie uda się go dowieźć, ale przynajmniej spróbujemy, dobrze?

– Jeśli tak chcesz – odparł Charon.

 

❃❃❃

 

Zaprzęg dobił, a właściwie dojechał, sunąc po lodzie do kamiennej przystani. W sercu podziemnej krainy, w Pałacu Hadesa, tylko rzeka była oblodzona. Wszystko inne pozostało nietknięte przez śnieg i mróz, mimo że płatki białego puchu spadały bez przerwy na wypolerowane posadzki.

Charon podszedł do swojej pasażerki, ale ona wstrzymała go gestem dłoni.

– Muszę wejść tutaj o własnych siłach – powiedziała.

Wstała z trudem, na początku chwiejąc się odrobinę na nogach, ale szybko przybrała pewną pozę i zaczęła wspinać się po wysokich stopniach do bramy na samym szczycie. Przewoźnik przez dłuższy czas obserwował ją ponuro z dołu, a następnie odjechał dalej, znikając w ciemności. Pies, który wcześniej wpadł do wody, spał na saniach przykryty futrem.

Kiedy pasażerka dotarła w końcu do szczytu schodów, przywitał ją głęboki, jakby wydobywający się z wnętrza ziemi warkot. Zza rogu wyszedł pies Cerber, obserwując ją spode łba wszystkimi trzema głowami. Podszedł powoli bliżej. Powąchał ją. Kobieta stała nieruchomo, nie zdradzając żadnych objawów strachu. W końcu piekielna bestia ustąpiła na bok, przepuszczając ją przez bramę, za którą rozciągała się długa sala.

Na jej końcu, za wysokim kamiennym biurkiem siedział nie kto inny jak Hades we własnej osobie.

– Witaj, Ateno. Dawno już nie mieliśmy tu tak znamienitego gościa. Aż trudno jest mi sobie wyobrazić, cóż mogło cię zmotywować do przybycia.

Atena przeszła spory kawałek sali, zbliżając się do Hadesa i dopiero wtedy odpowiedziała na powitanie.

– Hadesie… Dobrze wiesz, co mnie tu sprowadza. Nie udawaj idioty, bo wiem, że nim nie jesteś. Gdzie jest Persefona? Przecież wiesz, że musi wrócić na powierzchnię! 

– Persefona nie musi robić nic wbrew swojej woli. Jeśli jej życzeniem jest pozostanie tutaj, to tak będzie.

– Wiesz przecież, że tak postanowiono dawno temu. Persefona musi wrócić. – Atena przyglądała się freskom wymalowanym na ścianach. – Nie znam nikogo bardziej sprawiedliwego od ciebie. Wiesz, że taki był wyrok. Innego wyjścia nie ma.

– Wiem – przyznał z żalem Hades. – Persefona od dawna prosiła mnie o to, aby zostać na stałe. Nie mogłem patrzeć na jej żal, kiedy się rozstajemy. Z końcem każdej Zimy było tak samo. Od tak wielu lat, Ateno. To już ciągnie się za długo. W końcu nawet ja nie wytrzymałem i pozwoliłem jej zostać. Choć ten jeden raz zrobiłem coś dla siebie. I dla niej.

– Wiesz, co to oznacza. – Atena nie poddawała się. – Jeżeli ludzie umrą, to co stanie się z nami? Już jesteśmy słabi. Nie możemy utrzymać świata w ryzach. Być może nie tylko my znikniemy, ale i wszystko co nas otacza. Bez naszej mocy to się po prostu rozleci. Hadesie, do jasnej cholery, musisz to wiedzieć!

– Nie wiesz, co nas czeka – powiedział stanowczo Hades, mrużąc oczy ze złości. – I nie praw mi kazań, bo sam dużo lepiej niż ty wiem, co dzieje się po śmierci.

Atena zbliżyła się do Hadesa i spojrzała mu głęboko w oczy. Trwali tak przez chwilę, wpatrując się w siebie z wyraźnym poirytowaniem.

– Widzę, że jesteś niezłomny – powiedziała w końcu. Smutek pojawił się na jej twarzy. – Liczyłam chociaż na cień rozsądku z twojej strony. Widzę, że odejdę z niczym… ale chciałabym przynajmniej dać Persefonie coś od jej matki, Demeter. Pozwól mi chociaż na to.

Hades przez chwilę się zastanawiał, w końcu machnął ręką.

– Chodź za mną.

Wyszli z komnaty i weszli w korytarz, który kończył się po przejściu paru kroków. Hades i Atena zatrzymali się, a płyta na której stali, obróciła się wokół własnej osi. Kiedy skończyła, przed nimi stało otworem przejście do kolejnej komnaty, a właściwie ogrodu pełnego fioletowych kwiatów. Z wnętrza dochodziły dźwięki harfy.

Persefona siedziała na marmurowej ławce, grając melodię, która zupełnie nie pasowała do tego miejsca, czasu i przede wszystkim okazji. Przestała grać dopiero, kiedy stanęli tuż przed nią.

– Co cię tu sprowadza, Ateno? – Persefona podniosła wzrok. – Czyżbyś chciała mnie prosić o powrót? Nieśpieszno mi do tego jak widzisz.

– Nie. – Atena usiadła przy niej. – Mam dla ciebie coś od twojej matki. Tęskni za swoją córką.

– Ha! – Persefona wyraźnie się ucieszyła. – Matka zawsze lubiła dawać mi prezenty. To miło, że znalazła sposób, aby przekazać mi jeden aż tutaj! Co to?!

– Chodzi o coś, co już raz ci podarowała. – Atena w mgnieniu oka wyciągnęła sztylet spod grubego płaszcza i pchnęła nim Persefonę prosto w serce. – Twoje życie. Olimp upomniał się o nie.

Dziewczyna nie wydała nawet jednego odgłosu. Na jej twarzy wymalował się jedynie wyraz głębokiego zaskoczenia, który zamarł bez ruchu wraz z nią. Hades rzucił się na Atenę, obezwładniając ją. Długo nic nie mówił, był wstrząśnięty.

– To było bardzo głupie. – Hades w końcu przerwał milczenie. – Znasz moją sprawiedliwość, Ateno. Sama o niej mówiłaś. Teraz jej doświadczysz. Obiecuję ci, że będziesz za to cierpieć bardziej niż ktokolwiek do tej pory w moim królestwie.

– Będzie warto, wierz mi. – Atena uśmiechnęła się.

– A Persefona wróci do mnie. – Ciągnął dalej Hades. – Styks wypluje jej ciało. To tylko umocni jej więź z Hadesem, idiotko.

 

❃❃❃

 

Charon siedział nad brzegiem rzeki, czekając już od dłuższego czasu. Nie miał nic lepszego do roboty, więc strugał nożem kawałek drewna. Obok niego, na ziemi, leżało zawinięte w płótna ciało. Przewoźnik nagle poczuł powiew wiatru na plecach.

– Długo kazałeś na siebie czekać, Hermesie – przywitał się Charon.

– Potrzebowałem czasu, aby dojść do siebie. Ja. Potrzebowałem czasu… Ha ha, dobre! – Przybysz zaśmiał się ze swojego, mało zabawnego, zdaniem Charona, żartu.

Hermes wyszedł zza osłony lasu i stanął przed Charonem, przybierając wyzywającą pozę, opierając ręce na bokach.

– A gdzie nasza gołąbeczka, Persefona? – zapytał.

– Tutaj. – Charon wskazał na ciało obok siebie, nie przerywając strugania.

– To coś z niej w ogóle będzie? – Hermes wzdrygnął się. – Nie wygląda na żywą.

– Jest żywa. Tak bardzo jak się da – odpowiedział Charon. – Związałem ją, bo za dużo gadała. Nie miałem nic innego pod ręką.

– Trzymaj! – Hermes zaśmiał się i błyskawicznie rzucił w stronę Charona pękatą, brzęczącą złotem sakiewkę. Nie dało się dostrzec, jak ją wyciąga. – Hades nie będzie ci robił problemów? Pewnie nadal myśli, że dostarczysz ją do niego.

– Pewnie będzie – odpowiedział Charon. – Ale ktoś niedawno uświadomił mi, że nie mam zbyt dużej konkurencji. A interes musi się kręcić.

– Ha ha, racja! – Przyznał Hermes z aprobatą.

– Czas na mnie. – Charon wstał i schował do kieszeni wystruganą figurkę psa. Podszedł do leżącej obok sterty liści. Zrzucił je, odkrywając łódź, odwrócił ją i pchnął w kierunku wody.

– W którą stronę do Hadesu? – zapytał Hermes.

– W każdą – odparł ponuro Charon.

Przewoźnik chwycił wiosło i wskoczył do łodzi. Kilka silnych ruchów przebiło cienką już warstwę lodu i ustawiło go na właściwym kursie.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Zaskakująca opowieść. Powoli i stopniowo odsłaniasz w niej wszystkie ukryte sprawy. Imię Ateny pojawia się dość nieoczekiwanie :)

Humor i żartobliwe wymiany zdań między bohaterami dodają smaczku całej treści. :) 

Najbardziej spodobał mi się fragment:

W którą stronę do Hadesu? 

W każdą.

laugh

 

Z technicznych:

Omijały grudy zamarzniętego śniegu, odnajdywały drogę tam, gdzie lud był odsłonięty, nadając saniom niespotykanej prędkości.

a nie udało mi się ich doprowadzić do końca ich drogi.

Lód zaczął pękać wszędzie wokół nich. Zaprzęg lawirował wśród lodowatej wody wylewającej się wszędzie wokół z pękającej tafli jeziora

 

 

Pozdrawiam :)

 

Pecunia non olet

Dzięki, Bruce! Poprawki wprowadzone :)

To ja bardzo dziękuję, gratuluję świetnego pomysłu na niełatwy tytuł i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam! Ciekawe zakończenie. Moment śmierci Persefony jest jednak co prawda zbyt pełen egzaltacji, co kontrastuje zaskakująco z ostatnią sceną. Fakt, że z poczuciem humoru. 

Zapodziały się gdzieś przecinki.

Początek – błąd w zdaniu “(…) spoglądać w jego stronę mężczyzny.” 

Pozdrawiam.

Nigdy się nie poddawać

Mieszane uczucia to jest to, co najlepiej oddaje moje stanowisko wobec opowiadania.

Widzę tu fajną historię, ale opowiedzianą w kulawy sposób. Dialogi są spoko. Opisy są jak dzieło doktora Frankenstaina – to żyje! ale czy powinno? :P

Zmierzam do tego, że w opsiach czuć wysiłek. Nie są lekkie, przychodząc z trudem, trochę jak kilkumiesięczne dziecko, które gaworząc stara się naśladować mowę ludzi :P

Szkielet opowiadania jest solidny, ale słowami obrósł nierówno. Zamiast ładnego drzewka bonzai widzę posklejane na gorący klej sztuczne zielsko – z daleka może oszukać, ale z bliska widać miejsca łączeń niespasowanych elementów.

 

Na przykład:

 

– Chodzi o coś, co już raz ci podarowała. – Atena w mgnieniu oka wyciągnęła sztylet spod grubego płaszcza i pchnęła nim Persefonę prosto w serce. – Twoje życie. Olimp upomniał się o nie.

Dziewczyna nie wydała nawet jednego odgłosu. Na jej twarzy wymalował się jedynie wyraz głębokiego zaskoczenia, który zamarł bez ruchu wraz z nią. Hades rzucił się na Atenę, obezwładniając ją. Długo nic nie mówił, był wstrząśnięty.

Trochę to teatralne, więcej w tym scenariusza niż emocji, sama sytuacja prosi się o więcej niż zwykłe “to było bardzo głupie”. To ma być gniew boga? A śmierć Persefony wyglądała jak “kuj! Auć! Jeb” a nie jak morderstwo z zimną krwią.

 

Pomysł, jak rzekłem, dobry, naprawdę. Postać Charona bardzo udana. Zabrakło magii słów w tekście, który napisany jest dość… Technicznie? Brzmią jak suche fakty a nie opowieść narratora.

 

Ale jak to powiedział pewien znany inżynier – not great, but not terrible.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Dzięki, Folan :) Za lekturę i cenną krytykę. Zdecydowanie sposób wykonania, ubrania w słowa opowieści, to coś, nad czym muszę popracować. Cieszę się jednak, że udało Ci się znaleźć coś dobrego w całości. 

Ciekawa fabuła, nędzne wykonanie;)

Polecam głośne czytanie i oczywiście betowanie.

 

 

Nie była to ani radość, ani smutek.

Wychodzi na to, że twarz nie była smutkiem, ani radością;)

 

 

Nielicznym przechodniom, którzy błądzili ulicami miasteczka, ciężko by było rozszyfrować jego wyraz twarzy.

Nikt jednak nie myślał o tym, aby próbować spoglądać w stronę mężczyzny. 

Każdy, kto przechodził obok, zdawał się go nie zauważać.

 

Tu autor nie mógł się zdecydować i dlatego ugrzązł w pleonazmie.

 

Ponury starzec założył na głowę głęboki kaptur, który dopełnił dzieła całemu wizerunkowi,

Albo dopełnił dzieła KROPKA, albo dopełnił wizerunek.

 

Opoka to skała, lub podstawa więc umieszczanie jej na głowie wydaje się ryzykowne;)

 

Rzucił go starcowi, który złapał go ruchem ręki wykonanym w ostatniej chwili.

 

Ten ruch wykonany, brzmi źle.

 

Miały coraz to większy problem utrzymać równowagę na pękającym lodzie.

Miały problem (z czym?) z utrzymaniem równowagi.

 

Na jej twarzy wymalował się jedynie wyraz głębokiego zaskoczenia, który zamarł bez ruchu wraz z nią. Hades rzucił się na Atenę, obezwładniając ją. Długo nic nie mówił, był wstrząśnięty.

Bardzo mi nie pasuje wymalował się

 

– W każdą. – odparł ponuro Charon.

 

:) :):)

Lożanka bezprenumeratowa

Przykro mi to pisać, ale Podziemny zaprzęg, niestety, nie przypadł mi do gustu. Opowiadanie jest, moim zdaniem, dość przegadane, a przy tym, zwłaszcza na początku, nadmiernie rozwleczone. Brnęłam przez tekst i z utęsknieniem wypatrywałam końca. Lubię historie wykorzystujące mitologię, ale w przypadku tej opowieści nie potrafiłam w sobie wykrzesać należytego dla niej zainteresowania. Owszem, przyznaję, że widać tu jakiś pomysł, ale co z tego, skoro został zmasakrowany fatalnym wykonaniem.

W przedmowie wspomniałeś, że pisząc, dobrze się bawiłeś. Z pewną obawą podchodzę do podobnych wyznań, bo nie ukrywam, że wolałabym, aby autor tworzył w mękach, ale żeby gotowe dzieło rzuciło czytelników na kolana.

Nie tracę nadziei, że Twoje przyszłe opowiadania będą o wiele ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17. Pewnie przyda się także poradnik, jak zapisywać dialogi.

 

Nie­licz­nym prze­chod­niom, któ­rzy błą­dzi­li uli­ca­mi mia­stecz­ka, cięż­ko by było roz­szy­fro­wać jego wyraz twa­rzy. → Nie­licz­nym prze­chod­niom, któ­rzy błą­dzi­li uli­ca­mi mia­stecz­ka, trudno byłoby roz­szy­fro­wać jego wyraz twa­rzy.

 

by było roz­szy­fro­wać jego wyraz twa­rzy. Nie przed­sta­wia­ła ab­so­lut­nie nic. Nie była to ani ra­dość, ani smu­tek. Z twa­rzy po­kry­tej cie­niem za­ro­stu pa­trzy­ły oczy, które były zu­peł­nie bez wy­ra­zu. Rów­nie do­brze mo­gły­by to być puste… → Lekka byłoza. Powtórzenie.

 

Po­nu­ry sta­rzec za­ło­żył na głowę głę­bo­ki kap­tur, który do­peł­nił dzie­ła ca­łe­mu wi­ze­run­ko­wi, osła­nia­jąc jego twarz w cie­niu. → A może: Po­nu­ry sta­rzec za­ło­żył na głowę głę­bo­ki/obszerny kap­tur, chowając twarz w cie­niu, czym dopełnił wizerunku.

 

Płat­ki śnie­gu w mgnie­niu oka po­kry­ły na­kry­cie głowy białą opoką, kon­tra­stu­ją­cą z czer­nią jego ubio­ru. → Poznaj znaczenie słowa opoka.

Czy śnieg padał tylko na kaptur, a na resztę ubioru już nie?

 

Ze środ­ka wy­do­by­ło się nieco świa­tła… → Ze środka czego?

 

Ktoś za­ło­mo­tał kilka razy w okien­ni­ce nad nimi z do­no­śnym hu­kiem. → A może: Ktoś głośno za­ło­mo­tał kilka razy w okien­ni­ce na piętrze.

 

Jed­no­oki spoj­rzał na twarz wy­glą­da­ją­cą z okien­ni­cy.Okiennica to ruchoma zasłona w postaci drewnianego skrzydła, którą zakrywa się okno. Można wyglądać z okna, ale nie można wyglądać z okiennicy.

 

po­wo­li dało się sły­szeć po­szcze­ki­wa­nie psów… → Co to znaczy słyszeć powoli?

 

Po jej otwar­ciu na­tych­miast po­ja­wi­ło się przy niej kilka psich łbów. → Czy oba zaimki są konieczne?

 

po­ja­wi­ło się przy niej kilka psich łbów. Nie­któ­re szcze­ka­ły, inne sta­ra­ły się go po­li­zać. → Czy dobrze rozumiem, że łby szczekały i starała się lizać?

 

sta­ra­ły się go po­li­zać. W końcu udało mu się wejść do środ­ka i wpu­ścić swego to­wa­rzy­sza… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Dał mu do po­li­za­nia swoją rękę. → Zbędny zaimek – czy dawałby do polizania cudzą rękę?

 

– I pokaż mi spe­cjal­ną prze­sył­kę. → – I pokaż mi spe­cjal­ną prze­sył­kę.

 

to mówię ci, dawno cze­goś ta­kie­go nie było, ale oczy­wi­ście nie mó­wi­łem o tym… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Zejdź­my tędy, po schod­kach w dół. → Zbędne dopowiedzenie – czy mogli zejść po schodkach w górę?

 

– A tak, tak…. → – A tak, tak

Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Niż­szy męż­czy­zna wpadł w za­mie­sza­nie. → Kto i dlaczego zrobił tam zamieszanie?

Pewnie miało być: Niż­szy męż­czy­zna zmieszał się.

 

wy­cią­gnął sze­lesz­czą­cy zło­tem mie­szek. → …wy­cią­gnął brzęczący zło­tem mie­szek.

Szeleścić mogłyby banknoty.

 

Rzu­cił go star­co­wi, który zła­pał go ru­chem… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Po jego twa­rzy prze­biegł gry­mas nie­za­do­wo­le­nia. → Zbędny zaimek.

 

Ich stopy za­sze­le­ści­ły o ka­mien­ne, wy­po­le­ro­wa­ne do bla­sku kle­pi­sko. → Ich stopy zaszurały o ka­mien­ne, wy­po­le­ro­wa­ne do bla­sku podłoże.

O kamienne podłoże mogły szeleścić np. suche liście, ale nie nogi. Tam nie było klepiska.

 

Le­ża­ło na nich ciało przy­kry­te brud­nym, płó­cien­nym ma­te­ria­łem. → Le­ża­ło na nim ciało, przy­kry­te brud­nym płótnem.

 

Nie ode­bra­ło jej pięk­na, a je­dy­nie do­da­ło po­nu­rej ma­je­sta­tycz­no­ści. → Co nie odebrało piękna?

 

Miała za­ło­żo­ną kunsz­tow­nie wy­ko­na­ną, białą suk­nię. → A może: Była ubrana w kunsz­tow­nie wy­ko­na­ną, białą suk­nię.

 

Wyż­szy męż­czy­zna po­pa­trzył na niego spoj­rze­niem… → Patrzy się oczami, nie spojrzeniem. Patrzenie to spoglądanie.

 

Tym razem znacz­nie grub­sza od po­przed­niej. → Raczej: Tym razem znacz­nie cięższa od po­przed­niej.

 

na­da­jąc sa­niom nie­spo­ty­ka­nej pręd­ko­ści. → …na­da­jąc sa­niom nie­spo­ty­ka­ną pręd­ko­ść.

 

ustę­po­wać za­mar­z­nię­tym łąkom. Po obu stro­nach za­mar­z­nię­tej po­kry­wy po­ja­wi­ły się gęsto ro­sną­ce, wy­so­kie trawy, które okry­wa­ła lo­do­wa po­kry­wa… → Powtórzenia.

 

skie­ro­wał psy w kie­run­ku sa­mot­ne­go drze­wa… → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: …i skierował psy ku samotnemu drzewu

 

samotnego drzewa, sto­ją­ce­go na po­bli­skim wzgó­rzu. → Drzewa nie stoją, drzewa rosną.

 

Na po­cząt­ku mo­gło­by się wy­da­wać, że nic się nie dzie­je, jed­nak po ja­kimś cza­sie jej po­wie­ki za­czę­ły de­li­kat­nie drgać. Usta wzdry­ga­ły się w gry­ma­sie, by po chwi­li wró­cić do obo­jęt­ne­go, mar­twe­go wy­ra­zu. W końcu głowa za­czę­ła się po­ru­szać. Ko­bie­ta otwo­rzy­ła oczy i po­wo­li ro­zej­rza­ła się po oko­li­cy. → Lekka siękoza. Drgaćwzdrygały – nie brzmi to najlepiej.

 

– Do prze­klę­tych pod­zie­mi Ha­de­sa! – Za­śmia­ła się.– Do prze­klę­tych pod­zie­mi Ha­de­sa! – za­śmia­ła się.

 

Podał go ko­bie­cie.

– No nic… – Ko­bie­ta wes­tchnę­ła z żalem. → Czy to celowe powtórzenie?

 

Za­czę­ła się ubie­rać, ale szło jej to bar­dzo to­por­nie. → Czy tu aby nie miało być: Za­czę­ła się ubie­rać, ale szło jej to bar­dzo o­por­nie/ niesporo/ niezgrabnie.

 

– Nie jest źle.Za­śmia­ła się gło­śno. → – Nie jest źle  – za­śmia­ła się gło­śno.

 

Stanę przed jego ob­li­czem jak że­brak. → Piszesz o kobiecie, więc: Stanę przed jego ob­li­czem jak że­braczka.

 

ko­lum­ny, które dla pa­trzą­ce­go z dołu zda­wa­ły się pod­trzy­my­wać… → …ko­lum­ny, które patrzącemu z dołu zda­wa­ły się pod­trzy­my­wać

 

w za­leż­no­ści od kie­run­ku, w który się pa­trzy­ło. → …w za­leż­no­ści od kie­run­ku, w którym się pa­trzy­ło.

 

Cięż­ko to było oce­nić.Trudno to było oce­nić.

 

jeden z nich uchy­lił nie­znacz­nie oczy. → Oczu nie można uchylić.

Proponuję: …jeden z nich uchy­lił nie­znacz­nie powieki.

 

– Może, kto wie. – rzu­cił Minos, kiedy od­jeż­dża­li. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

po­wie­dział Cha­ron z gorz­kim gło­sem. → …po­wie­dział Cha­ron gorz­kim gło­sem.

 

Psy na­tych­miast przy­spie­szy­ły, wy­cią­ga­jąc ich z wody… → Psy wyciągnęły sanie, a te są rodzaju nijakiego, więc: Psy na­tych­miast przy­spie­szy­ły, wy­cią­ga­jąc je z wody

 

Miały coraz to więk­szy pro­blem utrzy­mać rów­no­wa­gę→ Miały coraz to więk­szy pro­blem z utrzy­maniem rów­no­wa­gi

 

lód sta­wał się coraz to bar­dziej zdra­dli­wy. → …lód sta­wał się coraz bar­dziej zdra­dli­wy.

 

Zwie­rzę­ta bę­dą­ce na czele po­czu­ły już jed­nak grunt pod no­ga­mi… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

Po­wo­li, cen­ty­metr po cen­ty­me­trze, udało się wy­cią­gnąć… → Skąd w czasach Charona wiedziano, co to centymetry?

 

– Zanim do­trze­my do Pa­ła­cu Ha­de­sa… → Dlaczego wielka litera?

 

Pod­pie­ra­jąc się o skały, po­de­szła→ Ws­pie­ra­jąc/ Opierając się o skały, po­de­szła

Podpierać można się czymś, np. laską, nie o coś.

 

roz­cią­ga­ła się długa sala.

Na końcu sali… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– Witaj, Ateno. Dawno już nie mie­li­śmy tu tak zna­mie­ni­tych gości. → Atena jest sama, więc: Dawno już nie mie­li­śmy tu tak zna­mie­ni­tego gościa.

 

– Wiem.Przy­znał z żalem Hades.– Wiem – przy­znał z żalem Hades.

 

ko­ry­tarz, który koń­czył się po przej­ściu paru me­trów. → Metry nie maja racji bytu w tym opowiadaniu.

 

Na jej twa­rzy wy­ma­lo­wał się je­dy­nie wyraz głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia, który za­marł bez ruchu wraz z nią.Na jej twa­rzy pojawił się się je­dy­nie wyraz głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia i za­marł wraz z nią.

 

A Per­se­fo­na wróci do mnie z po­wro­tem. Cią­gnął dalej Hades. → Dwie paczki masła maślanego.

Wystarczy: A Per­se­fo­na wróci do mnie. – Cią­gnął Hades.

 

– Długo ka­za­łeś na sie­bie cze­kać, Her­me­sie.Przy­wi­tał się Cha­ron. – Długo ka­za­łeś na sie­bie cze­kać, Her­me­sie – przy­wi­tał się Cha­ron.

 

Cha­ron wska­zał na ciało obok niego→ Cha­ron wska­zał ciało obok siebie

 

rzu­cił w stro­nę Cha­ro­na grubą, brzę­czą­cą zło­tem sa­kiew­kę. → Raczej: …rzu­cił w stro­nę Cha­ro­na pękatą, brzę­czą­cą zło­tem sa­kiew­kę.

 

Pod­szedł do ster­ty liści, która stała obok. → A może:  Pod­szedł do leżącej obok ster­ty liści.

 

– W każdą. – od­parł po­nu­ro Cha­ron. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Ciekawa wersja mitu i czytało się całkiem przyjemnie, choć jest trochę usterek i trafiają się niezgrabne zadania. Początek można by przyciąć, bo jest nieco rozwleczony. 

Dziękuję, Ambush, regulatorzy oraz Alicella za wizytę oraz cenne uwagi.

 

Następnym razem na pewno skorzystam z betowania. Tym razem niestety nie miałby na to czasu ze względu na termin konkursu. I tak to cud, że w tym czasie udało mi się coś napisać. Nie mogłem sobie jednak darować tego tytułu. :)

Uwaga, czytałam tylko raz i to jest ocena, która powstała niedługo po lekturze. Nie uwzględnia więc ewentualnych poprawek.

Po­tarł nad­garst­ki o sie­bie, od­ru­cho­wo pró­bu­jąc przy­wró­cić w nich choć tro­chę krą­że­nia.

Na pewno nadgarstki, a nie dłonie?

Nie­licz­nym prze­chod­niom, któ­rzy błą­dzi­li uli­ca­mi mia­stecz­ka, cięż­ko by było roz­szy­fro­wać jego wyraz twa­rzy. Nie przed­sta­wia­ła ab­so­lut­nie nic. Nie była to ani ra­dość, ani smu­tek. Z twa­rzy po­kry­tej cie­niem za­ro­stu pa­trzy­ły oczy, które były zu­peł­nie bez wy­ra­zu. Rów­nie do­brze mo­gły­by to być puste oczo­do­ły. Nikt nie za­uwa­żył­by róż­ni­cy.

Trudno, ciężko to kolokwializm.

Masz wyraz twarzy (rodzaj męski) a zaraz potem: nie przedstawiała (rodzaj żeński). Rozumiem, że twarz, ale brzmi to nienajlepiej. Poza tym, czy twarz może coś przedstawiać? A następne zdanie: Nie była to… odnosi się do diabli wiedzą czego.

Z twarzy patrzyły oczy?! – No, to też nie brzmi dobrze. A puste oczodoły raczej rzucają się w oczy ;)

Po­nu­ry sta­rzec za­ło­żył na głowę głę­bo­ki kap­tur, który do­peł­nił dzie­ła ca­łe­mu wi­ze­run­ko­wi, osła­nia­jąc jego twarz w cie­niu.

To jest kompletnie niegramatyczne i nawet nie mam pomysłu, jak to poprawić.

Płat­ki śnie­gu w mgnie­niu oka po­kry­ły na­kry­cie głowy białą opoką, kon­tra­stu­ją­cą z czer­nią jego ubio­ru.

opoka

1. «to, co daje komuś lub czemuś oparcie i pozwala przetrwać»

2. «skaliste podłoże»

3. «biała lub kremowa skała osadowa, odmiana kredy»

 

No, błędów od groma – gramatycznych, stylistycznych, są też babole w zapisie dialogów, są kolokwializmy. I niestety nie mam czasu na poprawianie, pozostaje Ci liczyć na Reg ;) Myślę, że w przyszłości dobrze byłoby skorzystać z instytucji bety.

Historia niezła, ale przez te babole piekielnie źle się ją czyta. Rozumiem, że przez egoizm Persefony na ziemi zapanowało małe zlodowacenie ;) Tytuł też dobrze wykorzystałeś :)

Jest pomysł, jest wyobraźnia, ale brakuje warsztatu. Dobra wiadomość jest taka, że warsztat można podszlifować.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

<Detektywa Lowina zapiski z urlopowych sesji czytania „Tytulików”>

Brodo – Podziemny zaprzęg

Hm, zacznę od plusów dodatnich. Jako detektyw często czekam na zlecenia, bo klienci nie walą drzwiami i oknami, szczególnie że tych ostatnich w biurze nie posiadam. Z tego powodu czytam i czytam, w tym mitologie i powiem Ci, że pomysł mi się bardzo spodobał. Taka kryminalna intryga, morderstwo w dobrej wierze. Trzymałeś mnie w niepewności do końca i zaskoczyłeś tożsamością oraz celem podróży Ateny. Chylę rondo kapelusza.

A z minusów ujemnych to przyznam, że pierwsza połowa tekstu wyleciała mi z pamięci szybciej niż randka z pewną ropuchą. Wykonanie również pozostawia nieco do życzenia, ale tragedii nie było.

Ogólnie jestem zadowolony z lektury.

 

Przede wszystkim dzięki Irka_Luz i Zanais za tytuł. Kiedy go zobaczyłem historia sama zaczęła się układać w całość. Aż żal byłoby nie skorzystać z okazji.

Warsztat obiecuję szlifować. W przyszłym roku, jeśli praca pozwoli, na pewno napiszę coś więcej niż jedno opowiadanie. I wtedy z pewnością skorzystam z możliwości betowania :)

Hmmm. Fajna historia, ale skrzywdzona wykonaniem. A końcówki nie zrozumiałam – Persefona została zabita, ale żyje nadal i gada. Charon abdykował na rzecz Hermesa. OK, ten drugi też jest psychopompem, ale co to ma do rzeczy?

który dopełnił dzieła całemu wizerunkowi,

Ten błąd został już wcześniej wskazany i to więcej niż raz. Czemu jeszcze nie jest poprawiony?

Babska logika rządzi!

Pokrywa śniegu zaskrzypiała pod jego ciężkimi butami drugiego, znacznie niższego mężczyzny.

To największa klęska[+,] jaką pamiętam.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za lekturę Finkla i Anet!

 

Finkla, pomysł mój na końcówkę był taki, że każdy po śmierci, niezależnie od tego gdzie jest, nawet z Hadesu trafia na brzeg rzeki Styks, skąd to Charon przewozi go do Podziemi Hadesu. Atena zabijając Persefonę to właśnie chciała osiągnąć. Hades ufał Charonowi, wierzył, że dostarczy on Persefonę z powrotem do jego pałacu. Dlatego też czyn Ateny wydawał mu się totalnie bezsensowny. No i tu się przeliczył, bo Charon zdecydował, że ten jeden raz zrobi inaczej i Persefona dostarczona przez Hermesa wróciła na Ziemię.

Nowa Fantastyka