- Opowiadanie: RheiDaoVan - Odbicie (Masakra 2010)

Odbicie (Masakra 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odbicie (Masakra 2010)

Igor rozglądał się wokół nieco zagubiony. Nie lubił umawiać się w miejscach, których nie znał, zwłaszcza, gdy były to niewielkie placyki. Kręciło się tu tak wielu ludzi, że odnalezienie się mogło stanowić pewien mały, bo mały, ale jednak problem.

Rozglądał się więc, kręcił w miejscu, obchodził placyk coraz bardziej zdenerwowany.

Może nie przyszła? A może coś jej się stało? Rany, dlaczego zapomniał komórki?! W obecnych czasach człowiek bez tego urządzenia jest w pewnym sensie niepełnosprawny.

– Cześć Igor – odezwał się cichy głos zza pleców.

Drobna dziewczyna patrzyła na niego uważnie . Krótkie, rude włosy tworzyły wokół bladej twarzy coś na kształt rdzawej aureoli. W zielonych, podkrążonych oczach mieszkał niepokój i zmęczenie. Nie przypominała radosnej, beztroskiej dziewczyny którą znał.

– Wierzba, dobrze cię widzieć, martwiłem się – powiedział wyciągając rękę.

– Zepsuł mi się PKS, wiesz jak one jeżdżą. – Dziewczyna miała zimną dłoń. – Idziemy?

Igor skinął głową.

 

***

– Więc? – spytała Wierzba, gdy wsiedli do autobusu.

– Robert do mnie dzwonił. Nazwij mnie paranoikiem, ale mam cholernie złe przeczucia.

– Myślisz, że to przez to, że my… – nie dokończyła, spojrzała niepewnie na chłopaka.

Igor skinął sztywno głową.

Zebrali się wtedy w piątkę w starym magazynie, żeby przywoływać duchy. Głupia szczeniacka zabawa, która skończyła się, co tu dużo mówić, tragicznie. Igor skrzywił się na samo wspomnienie. Wszystko było w porządku. Odprawili rytuał i, zgodnie z przewidywaniami, nic się nie stało. Nikt nie zawył potępieńczo, nie zabrzęczały łańcuchy. Nawet świece nie zgasły. W sumie niczego innego się nie spodziewali.

Zbierali swoje rzeczy, kiedy się zaczęło.

Wysoki wibrujący pisk wdarł się do ich świadomości do wtóru z upiornym wrzaskiem umierającego w agonii człowieka. Do Igora dopiero po chwili dotarło, że sam również wrzeszczy, a wraz z nim pozostali. I nagle wszystko ucichło. Igor podniósł się z klęczek, nieświadom kiedy właściwie upadł. Rozglądał się na wpółprzytomny próbując zrozumieć co się właściwie stało. Zuza już otwierała usta by coś powiedzieć, ale przeszkodził jej w tym upiorny, szyderczy chichot. Jak jeden mąż obrócili się w stronę z którego dochodził. O metalowe drzwi opierał się wysoki, karykaturalnie chudy chłopak o długich, przetłuszczonych fioletowych włosach. W głęboko osadzonych, czarnych oczach lśnił czerwony, nieprzyjazny blask. Wredny, nie wróżący nic dobrego uśmiech wykrzywiał poznaczoną świeżymi szramami twarz.

– Wiem, że chcieliście przywołać ducha, ale mam nadzieję, że ja wam wystarczę – odezwał się chrapliwym głosem, z nieprzyjemnym uśmiechem przyklejonym do twarzy . Wyciągnął z kieszeni mały, płaski przedmiot. Niewielkie, zdobione lusterko.

Nim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, Zuza wrzasnęła upadając na podłogę. Wczepiła palce we włosy, szarpiąc się dziko. Michał rzucił się na nieznajomego, ale ten zaśmiał się tylko i zniknął w cieniu, jakby nigdy się nie pojawił. Zostało po nim tylko lusterko, które z głuchym brzękiem upadło na podłogę.

Tymczasem Zuza przestała krzyczeć. Właściwie to przestała również oddychać. Z uszu i nosa powoli sączyła się krew. Brązowe oczy wpatrywały się szklanym wzrokiem w leżące na ziemi lusterko, twarz zastygła w wyrazie niewysłowionego cierpienia.

Stali przez chwilę otępiali, wpatrując się w nieruchome ciało dziewczyny, a potem uciekli. Uciekli nie oglądając się za siebie, w kompletnym milczeniu, zostawiając Zuzę na brudnej, chłodnej podłodze.

Później dowiedzieli się, że ciało dziewczyny zniknęło. Zupełnie jakby rozpłynęło się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie niewielką, szkarłatną plamę krwi.

Przez dwa dni nic się nie działo, życie toczyło się dalej. Wymieniali oszczędne komentarze, próbowali udawać, że tak naprawdę nic się nie stało, że nakręcili sami siebie, a Zuza… tej myśli jakoś nikt nie chciał dokończyć.

Dwa dni później zniknął Michał. W jego pokoju było dużo porozcieranej krwi, jakby ktoś miotał się po podłodze. Nic jednak nie było zniszczone, jakby nikt chłopaka nie zaatakował. Lodowaty palec niepokoju dźgnął Igora w serce. Podświadomie przeczuwał, że to jeszcze nie koniec. Na domiar złego Robert zaczął gadać coś o istocie, czającej się na niego w lustrze. Cholerny paranoik. To on ich wkręcił w to całe przywoływanie duchów. I to on bez przerwy chciał rozmawiać o tym fioletowłosym chłopaku, który nie mógł być niczym innymi, niż przewidzeniem, efektem zbiorowej histerii.

Robert zadzwonił do niego dziś rano. Igor jeszcze nigdy nie słyszał tak przerażonego głosu. Komórka chrzęściła dziwnie a połączenie zostało nagle zerwane. Ostanie słowa, jakie wydusił z siebie telefon brzmiały: Stary, błagam, przyjedź do mnie.

Właśnie dlatego postanowił spotkać się z Wierzbą i razem z nią iść do Roberta. Dziewczyna chyba się tego spodziewała, bo nim zdążył to zaproponować, spytała gdzie i o której.

 

***

Mały domek, w którym mieszkał Robert znajdował się na obrzeżu miasta, niedaleko młodego lasku. Spokój, cisza, idylla. Wymarzone miejsce do robienia zdjęć do katalogu reklamującego bezpieczne osiedla domków jednorodzinnych.

Igor i Wierzba zadzwonili do furtki, ale odpowiedziała im cisza. Dziewczyna pchnęła drewniane drzwiczki, weszli na podwórko. Zadzwonili do drzwi frontowych z podobnym skutkiem. Po przedłużającym się , denerwującym milczeniu Wierzba chwyciła za klamkę. Nie czekając na Igora weszła do środka. Ponownie przywitała ich cisza. Nieco niepewnie ruszyli przed siebie, kierując się w stronę pokoju Roberta. Dziewczyna położyła dłoń na klamkę, spojrzała niepewnie na chłopaka. Igor kiwnął głową. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Wierzba weszła ostrożnie do ciemnego pokoju, Igor ruszył za nią.

I zamarł.

Wszędzie było pełno krwi. Lepkie, szkarłatne plamy były porozciągane, jakby ktoś nieumiejętnie próbował je wytrzeć albo rozetrzeć. Śmierdziało zgnilizną i rozkładającymi się zwłokami.

Wierzba podniosła dłoń do ust próbując stłumić odruch wymiotny. Zbladła jeszcze bardziej, choć Igorowi wydawało się to niemożliwe. Ostrożnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi, ruszyli naprzód. Chłopakowi wydawało się, że coś czai się za wielką szafą. Jakiś niewyraźny cień, gotów rzucić się na niego, gdy tylko się odwróci, gdy na chwilę straci czujność. Wyobraźnia podsuwała mu usłużnie wykrzywioną w szyderczym uśmiechu, poznaczoną szramami twarz fioletowłosego nieznajomego.

-I…Igor… – Jęk dziewczyny wyrwał go z zamyślenia. Wskazywała coś drżącą ręką. Chłopak powędrował spojrzeniem ku stojącemu w cieniu, wielkiemu, staremu lustru w brudno złotej ramie i rozdziawił głupio usta.

W szarym od kurzu odbiciu było to samo pomieszczenie, w którym się znajdowali, ale na pierwszym planie, zamiast wielkiego stołu i stojącej za nim przerażonej dziewczyny, zobaczył Roberta. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo postać szaleńczo uderzająca w srebrną taflę miała niewiele wspólnego z wysokim blondwłosym chłopakiem o pogodnym, nieco zadziornym uśmiechu. Teraz był to przerażający upiór o bladej skórze z odcieniami zgniłej zieleni, najciemniejszej w okolicach żołądka. Na ciele widać już było ciemnobrunatną siatkę naczyń włosowatych. Krwiste ociekliny gnilne wypływały z nosa, uszu i wykrzywionych w niemym krzyku sinych ust. Mętne oczy patrzyły na nich błagalnie.

Igor zamrugał gorączkowo, modląc się by nie zemdleć. Koszmarny widok zniknął, w lustrze zobaczył ledwo przytomną z przerażenia dziewczynę.

– Wierzba… – wychrypiał przez ściśnięte nagle gardło nie mogąc oderwać wzroku od chłodnej tafli.

– Widziałam go. Roberta. Widziałam…Ja… – szeptała dziewczyna drżącym głosem. – Igor…On, on… – Nieartykułowany charkot wyrwał się z ust dziewczyny. Z jej nosa, uszu i ust pociekła ciemnoczerwona krew. Upadła z łoskotem na kolana drżąc na całym ciele. Zaczęła drapać paznokciami po twarzy wyjąc z bólu.

Szyderczy śmiech rozległ się w pokoju. Igor rozejrzał się gorączkowo rozpoznając upiorny głos, ale w pokoju poza nimi, nikogo nie było. Przez ułamek sekundy jego wzrok spoczął na lustrze i tam pozostał. Karykaturalnie chudy chłopak, którego widział w starym magazynie, patrzył z tafli prosto na niego, szczerząc w uśmiechu ostre zęby. Czerwony blask w oczach przybrał na sile, gdy zerknął na dziewczynę.

– Biedactwo.

Igor obrócił się gwałtownie w stronę Wierzby. Nawet nie odnotował kiedy przestała krzyczeć. Leżała zwinięta na podłodze, oddychała płytko. Jej twarz była czerwona od krwi. Ręce drżały spazmatycznie. Nagle szarpnęła się, wstała gwałtownie. Wyglądała jak kukiełka, za której sznurki pociąga pijany lalkarz. Chwiejnie podeszła do lustra.

– Wierzba, co ty… – wycharczał Igor przez ściśnięte gardło. Czuł, że jeszcze chwila a się popłacze. – O co w tym chodzi?

– Nic nie pojmujesz, prawda? – zaśmiał się fioletowłosy. -Powiedz, patrzyłeś kiedyś w lustro po ciemku? Tak, wiem, ze patrzyłeś. Nigdy nie przerażało cię to, co wtedy widziałeś? Blada twarz, lśniące dziwnie oczy? Efekt był lepszy, gdy zerkałeś przelotnie, kiedy akurat przechodziłeś, prawda? Bardziej niepokojący. Zupełnie jakby ktoś inny na ciebie patrzył.

Igor z przerażeniem patrzył na rudowłosą dziewczynę. Chciał podejść, krzyknąć żeby stąd uciekali, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Mógł tylko stać i się gapić. Kiedy dziewczyna uderzyła zaciśniętymi pięściami w lustro, chłopak był pewien, że to koniec.

Mylił się.

Dziewczyna nie rozbiła lustra, ona… w nie wniknęła. Nie przeszła na druga stronę, nie stanęła obok upiornego nieznajomego. Po prostu wtopiła się w taflę.

Igor stał z rozdziawionymi ustami niezdolny pojąć co się właściwie stało. Jego umysł jakoś przetrawił widok rozkładającego się ciała Roberta, szaleńczo tłukącego pięściami w lustro i pojawienie się fioletowłosego. Teraz jednak było już dla niego za wiele.

– Co… co ze mną zrobisz? – wykrztusił wreszcie.

– Pozwolę ci odejść. – Kolejny paskudny uśmiech wykrzywił bladą, pokaleczoną twarz. – Dlaczego, zapytasz? Bo chcę, żebyś pamiętał, żebyś się bał. Byś w każdym odbiciu wypatrywał mojej sylwetki skrytej w cieniu. A może sylwetki któregoś ze swoich znajomych? Martwego spojrzenia Zuzy, Michała z poderżniętym gardłem i flakami na wierzchu, rozkładającego się ciała Roberta, podrapanej twarzy Wierzby?

Fioletowłosy cofnął się w cień. Ledwo przytomnego ze strachu Igora dobiegł jego cichy, szyderczy głos.

– Ile minie czasu, nim po ciemku, choć przelotnie, spojrzysz w lustro?

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się podobało, choć jak dla mnie na horror końcówka i 'wyjaśnienie' zbyt rozciągnięte w porównaniu do wielkości całości tekstu. Ja w horrorach zdecydowanie wolę długie budowanie napięcia, a potem ciach, trzask, prask koniec ;). Miałaś jeszcze spory zapas znaków, więc warto było to sporzytkować.

Z uwag technicznych, to zauważyłem tylko, że po drugich gwiazdeczkach słowo "drzwi" występuje w zdecydowanym nadmiarze.

Pozdrawiam,
Snow

P.S. Póki co, w moim osobistym rankingu odebrałaś laury opowiadaniu Eferelina Randa.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Spodziewąłem się demonów, a tu duchy, no wiesz co...ale do konkretów.
1. "W obecnych czasach człowiek bez tego urządzenia jest w pewnym sensie niepełnosprawny!" po mojemu niepotrzebny wykrzyknik.
2. "Dziewczyna miała zimne dłoń." Zimną dłoń, czy zimne dłonie?
3. Gdzieś jeszcze były dwie literóki, ale nie mogę ich znaleźć, więc nieważne.

Co do treści.
Motyw z lustrem przywiódł mi na mysl boogeymana, jak kiedyś próbowałem gadac do odbicia jak oni w filmie, ale się bałem za bardzo:P
Generalnie było milutko, opisy przywodziły mi na myśl takie fasjne ruiny w Skarżysku, to masz na plus.
Brawo za końcówkę, zaskoczyłaś mnie totalnie, spodziewałem się śmierci w hektolitrach krwi a tu taki wredny ten duszek się okazał. To bardzo dobrze. Po zdaniu "Pozwolę ci odejść..." dostałem gęsiej skróki, czytam sobie czytam a naprzeciwko wisi lustro, światełm brak, tylko dioda z myszki się tam odbijała dziwnym blaskiem. Cały czas na nie zerakm, aż sobie zapaliłem światło.
Nie mam rankingów jak Snow, ale jakbym iała to byłoby wysoko (tak gdzieś zaraz za podium, nagroda pocieszenia już na Ciebie czeka:P)

Błędy poprawione, choć jedna literówka dzielnie mi ucieka.
Bardzo mi miło :)

Proponuję puścić za nią list gończy:)

OK, do konkursu.

No, no, niezłe :)

Ja tam literówek nie szukam...redaktora to praca:). Opowiadanie dobre, ale przypomina mi film "Mirrors", znaczy pewne fragmenty, ale dziś trudno znaleźć jakiś oryginalny pomysł. Nie znaczy to, że się nudziłem. Fajne.

Filmu nie widziałam, ale chyba nadrobię zaległości :)

Rhei, opowiadanko grozy i masakry jak najbardziej. Podobało mi się jako całość. Super. Chociaż troche za krótkie, mogłaś jeszcze nad nim posiedzieć i pododawać niektóre elementy napięcia grozy i tajemnicy. Człowiek musi mieć przestrzeń w tekście by zacząć się bać. Ale pomimo tego udało ci się, naprawdę, bo czytałem z ogromą przyjemnośćią. Bardzo pozytywnie. Oceniam na 5

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Sugestywne. Od teraz nocne wypady do kuchni nagle zyskały dreszczyk emocji ;)

Łoo, dziękuję za anonimową 6 :D

Dla mnie pierwszy skojarzeniem był film "Lustra", ale dreszczyku strachu we mnie nie wzbudziłeś, ale warsztat literacki na wysokim poziomie. Nieźle.

*nie wzbudziłaś ;p

Rhei to dziewczyna jest generalnie, przynajmniej z zewnątrz na dziewczynę wygląda ludzie kliknijcie sobie w nick, zobaczcie zielone ludziki:)

Małe ziolone ludziki? Niczego dobrego to nie wróży...

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

RheiDaoVan
WTF ?

Snow, to nie mojan wina, że każdy tutaj ma swojego zielonego ludzika:)
hastalavista, nie próbuj zrozumieć kobiety, akceptuj i przytakuj, powinno wystarczyć:)

hastalavista?

baby?

Przyznam, że czytając, poczułem aurę azjatyckich horrorów (pomimo braku dziewczynki z długimi czarnymi włosami, zakrywającymi twarz). Może to te fioletowe włosy? ;)

Podobało mi się, żałuję tylko, że tekst nie jest dłuższy. Mogłaś go trochę bardziej rozbudować, bo skończyło się trochę za szybko. Fajnie napisane, z pewnością jeden z lepszych tekstów w konkursie.

 

@ Snow: Ty zdrajco... Miły i Słodki już po ciebie jadą. ;)

Dłużej, dłużej... Następnym razem :)

Biedny Snow...

Nie bój nic Snow, wyślę Firka zwanego Magiołamczem, żeby Cię obronił:)

Uau. Nieźle. Czyta się bardzo przyjemnie, mimo iż to horror ;]
Świetne, ale Ty już pewnie o tym wiesz :D
No i widać, dziewczyna wcale tu nie jest gorsza. Powiedziałbym, czasem nawet dużo lepsza :P
No ale najważniejsze warunki są tu spełnione, przynajmniej dla mnie, jeszcze niezbyt bardzo obeznanego użytkownika. Ale czytam baardzo dużo książek (horrory też ;]), więc jako czytelnik wiem co mówię. A pamiętaj - najbardziej liczą się oceny czytelników :D

Kamahl, obawiam się, że magiołamacz przydałby się jakby jakaś magia chciała mnie dopaść, a nie Miły i Słodki ;), ale nie martw się. Ja wyciągnąłem wnioski z tamtego opowiadania. Najpierw strzelamy w kolano, a ew. dialog podejmujemy później.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Mi się nie spodobało. Nie ma w tym nic oryginalnego ani szczególnie interesującego. Po za tym jest strasznie krótkie i niczym nie straszy. Ale kazdy odbiera inaczej.

@ Snow - a Radek i Polon się nadadzą do obrony? :)

Swoją drogą, nie byłby to ciekawy pomysł napisać wspólnie opko typu Firk + Miły i Słodki, albo coś podobnego? Z chcęcią bym coś takiego przeczytał - jak ma ktoś ochotę połączyć siły swojej postaci z Radkiem i Polonem, to zapraszam ;)

Fajne opowiadanie. Co prawda trochę za krótkie, ( a szkoda), ale daje radę. Choć przyznam, że cos bardzo podobnego czytałem kiedyś w serii "Gęsia skórka". No ale tam oczywiście wszystko dobrze się skończyło i nie było krwii żadnej. :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Podpisze się pod zastrzeżeniem co do rozmiarów opowiadania. Strasznie szybko się skończyło. Przyznam się, że taki "dalekowschodni typ straszenia" nie bardzo mi się podoba, ale to tylko osobista fanaberia. Hmm, te fioletowe włosy... trochę psują nastrój - śmieszą.  Nie powiem jednak, że mi się nie podobało, bo mimo wszystko czytało się dobrze.
P.S. czekam niecierpliwie na kontynuację Oddziałów;)

@ Tamil, co do Oddziałów to... póki co ambitnie i z nadzieją porywam się na konkurs na książkę, z Oddziałami właśnie. Zobaczymy jak to wyjdzie :)

dobrze to słyszeć. Powodzenia!:)

Nowa Fantastyka