- Opowiadanie: maciekzolnowski - Kalkulator lat darowanych PRO LIVE

Kalkulator lat darowanych PRO LIVE

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kalkulator lat darowanych PRO LIVE

Dopiero po wyprowadzce z dużego miasta, już jako człowiek dorosły, zacząłem zauważać jesień. Tak, jesień – jako upływ czasu i jako porę roku. Jeszcze na początku pobytu w Beskidach, bo tam właśnie się przeniosłem, wybrałem się raz na grzyby, ale grzybów nie było, tylko same pożółkłe listki, opadłe z drzew. Pamiętam, że bardzo mnie ten widoczek zasmucił. Oczekiwałem letniego rozgardiaszu, nerwowego śpiewu ptaków, jakiegoś energetycznego poruszenia w przyrodzie w okresie babiego lata, krzątania się owadów i nawoływań zbłąkanych niefrasobliwych turystów, ale niczego takiego nie było, a miast tego mogłem napawać się absolutną, ale to absolutną ciszą. I wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że ta szaleńcza gonitwa czasu to jest to, co mnie najbardziej przeraża, to jest to, co mnie najwięcej postarza. Zacząłem szybko liczyć, rachować, szacować, kalkulować: ile, no ile jeszcze?! Ile mi zostało tych wspaniałych czerwców i bezgranicznie długich wieczorów lipca albo sierpnia, ile czasu przyjdzie mi jeszcze spędzić na górskich ostępach, na ile wreszcie wspólnego czasu z bliskimi mogę liczyć? Zadumałem się zwłaszcza nad tym ostatnim, gdyż matkę, siostrę oraz pieska kocham najbardziej, siostrę, matkę oraz psiaczka kocham najmocniej. Ponadto po wielu, wielu latach nauczyłem się w końcu dostrzegać, a nawet doceniać jesień. Spodobała mi się ta poetyckość brązowawej szarówki – krótkiej, połykającej wszystko na swojej drodze. Spodobał się mrok nieprzenikniony przedwieczorny i mglista beznadziejna nicość. Nawet wilgotność powietrza zacząłem postrzegać jako swoistą okazję do dotlenienia się, objaw świeżości. Ale ja nie o tym chciałem…

Ponieważ ucieczka czasu była nieunikniona, a praca zajmowała lwią część doby, ponieważ moi bliscy stawali się coraz starsi i coraz słabsi, a samotność czaiła się tuż za rogiem, należało zakasać rękawy i coś z tym zrobić, i to migiem. Chodziło o to, by jeszcze za życia spędzać jak najwięcej czasu z rodzinką, by wydłużyć to sielskie familijne życie o całe minuty i godziny, których normalnie by się w domu nie spędziło, bo – wiadomo – obowiązki, wyjazdy służbowe, wojaże turystyczne, czas zmitrężony na zakupach, w korkach, kościołach, urzędach i na poczcie. I pomyśleć, że przecież jest alternatywa, że przecież pracować da się zdalnie, modlitwa, choćby i nawet z samym papieżem, możliwa jest także i na odległość, a wycieczki? Wycieczki można sobie darować. Miałem szczęście: na stryszku mego góreckiego domu przypadkowo odnalazłem zakurzone urządzenie, które po dłuższych oględzinach okazało się być kalkulatorem lat darowanych. Nie wiedziałem, do kogo należał ów tajemniczy arytmometr ani w jaki sposób powstał. Wystarczyła chwila zabawy uroczymi guziczkami z napisem "co, ile, kiedy" i już był wynik. Co prawda tylko szacunkowy, ale jednak.

W ten sposób okazało się, że w pracy spędzamy przeciętnie tyle i tyle lat naszej egzystencji. No to nie ma co się zastanawiać – pomyślałem. Raz, dwa i trzy i kasujemy za pomocą specjalnej funkcji pracę poza domem. Urządzenie nam to zapewnia, jest niezawodne. Przeciętnie chłopak albo dziewczyna zabierają nam iks godzin. Być może są to nasze przyszłe połówki lepsze albo gorsze? Ale co tam! Kasujemy połówki, bo to jest „obcy element”, nie nasza krew. Urządzenie świszczy wspaniale, jest niezawodne. Na zakupy i wyjazdy trwonimy aż – uwaga – kilkadziesiąt tysięcy godzin życia. Kilkadziesiąt tysięcy! Wyrzucamy więc zakupy z naszej listy, jako że możliwe są obecnie zakupy przez Internet. Rugujemy kina i bary, siłownie i spacery z kotem sąsiadki. Automat gra prześwietnie, jest bezusterkowy. Boże! Ależ on gra!

Nawiasem mówiąc: to jest dołujące, że pozostały mi tylko jakieś dwa tysiące spacerów z Chico (tak wabi się mój mały piesek). Dwa tysiące to niby dużo, ale to jest jednak pewna liczba, a na dodatek skończona, która pryśnie, czas zleci jak z bicza strzelił. No ale zostawmy już nawias w spokoju i wróćmy do meritum.

Dalej przychodzi więc kolej na zaoszczędzenie czasu na przeprowadzki i gry hazardowe. Leci to wszystko do kasacji, a lecąc świszczy, cała pula kart świszczy. Ustrojstwo jak zwykle niezawodne! No dobrze, czas na zsumowanie rzeczonych-wyliczonych, by otrzymać ostateczny wynik. I teraz… jeżeli zaoszczędzimy choćby połowę z otrzymanej liczby, to okaże się, że „przedłużyliśmy” życie tym, z którymi je dzielimy o jakieś iks lat. Całe niewyobrażalne iks lat, to jest dziesięć, a nawet dwadzieścia! To strasznie dużo, strasznie, strasznie dużo! To tak, jakbyśmy dodali do życia naszych matek, ojców, braci i sióstr całe dodatkowe połacie czasu, hektary wspólnie uprawianych ogrodów szczęśliwości, ary zroszone miłością do tego, co składa się na wspólne gniazdko.

Ale uwaga! Zabrakłoby wtedy, bo zawsze jest coś za coś, gry z własną wyobraźnią: czy mój dziadek miał jakieś sekrety: ukryte skarby, tomiki ulubionej poezji, listy miłosne, romantyczne skoki w bok? Co matka robiła na urlopie w Grecji, kiedy mnie tam z nią nie było, a nie było, bo miałem inne zajęcie, pracę na przykład? Przecież słodkie tajemnice też są chyba potrzebne? Może tak. Może nie. Trzeba sobie samemu odpowiedzieć, co ważniejsze: czy z młodymi naprzód iść i żyć własnym życiem? Czy raczej ze starymi: mamuśkami, tatuśkami, wujaszkami? Oto jest pytanie, zagadnienie w sam raz na długie jesienne wieczory. I tak wydaje się, że najgorsze już za mną, bo jeśli podzielić to moje jestestwo na cztery okresy (średnio po dwadzieścia lat licząc), to rychło okaże się, że najgorsze za mną, jako że największa ilość bliskich mi osób zmarła w latach 2000-2020 i nie sądzę, by ktoś liczący się w moim obecnym życiu umarł w niedalekiej przyszłości, czyli pomiędzy rokiem 2020 a 2040 (nie licząc oczywiście matki i psa).

Aha, a jakby się kto pytał, to urządzenie jest u mnie na strychu i może niech tam pozostanie.

Koniec

Komentarze

Zabawne i intrygujące, czy warto rezygnować z życia, by nachapać się życia;)

Czy to powtórzenie, z przekręceniem to celowy zabieg?

Zadumałem się zwłaszcza nad tym ostatnim, gdyż matkę, siostrę oraz pieska kocham najbardziej, siostrę, matkę oraz pieska kocham najmocniej.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, dzięki za comment. Tak, to celowy zabieg redundantny (można zawsze poprawić). 

Maćku, zdaje mi się, że jak by tak dobrze pomyszkować na stryszku góreckiego domu, pewnie można byłoby znaleźć jeszcze mnóstwo różnych urządzeń, niespotykanych na innych stryszkach. Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że po opisanym Kalkulatorze przyjdzie pora na opowieści o innych, nie mniej osobliwych przedmiotach, stworzonych przez nie wiadomo kogo… ;)

 

na strysz­ku mego gó­rec­kie­go domu przy­pa­ko­wo od­na­la­złem… → Literówka.

 

trwo­ni­my aż – uwaga – kil­ka­dzie­ciąt ty­się­cy go­dzin życia. Kil­ka­dzie­ciąt ty­się­cy go­dzin! → Czy to celowe literówki?

 

Całe nie­wy­bra­żal­ne iks lat… → Literówka.

 

Może ktoś je kupi, jakiś szcze­śli­wiec… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak widać, Reg, górecki stryszek jest niezwykle bogaty w skarby rozmaite. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za łapankę (przydałby się – widzę – taki zwykły, najzwyklejszy Elektroniczny Poprawiacz Błędów Popełnianych, ale Ciebie to i tak nic nie zastąpi). ;)

Dziękuję, Maćku, i życzę owocnego szperania, jeśli już nie na stryszku, to w zakamarkach pamięci. Z pewnością siedzi tam wiele pomysłów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Piękne życzenia. Dziękuję. :)

Przeczytałem. Ile bohater tego czasu zaoszczędził, że sprzedaje urządzenie, bo nie ma juz na nie czasu? :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

A wiesz? Miałem mieszane odczucia, co do tego zakończenia. Nie podobało mi się. I dlatego, również pod Twoim wpływem, usunąłem ostatnie zdania. Wielkie dzięki, pozdrawiam również! :) 

Spoko, Maćku, ja nie nalegałem :)

Known some call is air am

A ja tak. Twoja zasługa. Poprawione, dzięki! :)

Czytałem jakieś Twoje opowiadanie, w którym bohater znalazł na strychu magiczny przedmiot, ale to podoba mi się bardziej. Ubawiłem się, choć nie do końca łapię zakończenie. Załapałbym, gdyby bohater zaoszczędzone dziesięciolecia spędził na bezrefleksyjnym oglądaniu Netflixa, oczywiście w pozycji leżącej. ;)

Cześć!

 

Nieco osobliwe rozważania, bo zamiast wniosków przeszedłeś do innych rozważań, a w zasadzie do zarysowania problemu. Nie do końca tez złapałem definicję “dobrze spędzonego czasu” narratora, bo z tego co zrozumiałem, to wiele czynność uważał on z jednej strony za zbędne, a z drugiej brnął w nie bezrefleksyjnie.

Czy ten “kalkulator lat darowanych” to nie jest przypadkiem zwykły laptop, bo jak rozumiem, to o tym po części jest ten tekst?

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Palaio, dzięki, dzięki! W sumie fajne zakończenie z tym Netflixem wymyśliłeś (np. wspólny seans z dziadkiem cierpiącym na chorobę Alzheimera, który nic nie kuma); ja miałem wcześniej eBaya pod sam koniec, ale wywaliłem. Nie chciałem iść w tak zwane: “ale jaja”. I tak tekst jest po troszę smutny, po troszę wesoły. Pozdrawiam! M :)

Krar85, dzięki zwłaszcza za to błyskotliwe zdanie:

Czy ten “kalkulator lat darowanych” to nie jest przypadkiem zwykły laptop, bo jak rozumiem, to o tym po części jest ten tekst?

No właśnie: można dzielić z kimś pokój (przestrzeń fizyczną), a jednocześnie być nieobecnym. Poza tym komputer to chyba największy pożeracz czasu, o którym zwyczajnie zapomniałem. Poważnie!

O czym mówi szort? 1. O tym, że trzeba spędzać mnóstwo czasu z bliskimi, choć ja osobiście widzę tutaj pewną pułapkę. Co z naszą własną, przez nas samych założoną rodziną? Co z naszymi pasjami? 2. Odpowiada na pytanie, czy warto rezygnować z życia, by nachapać się życia (jak ktoś zauważył wcześniej)? 3. Rachuje, szacuje, kalkuluje: ile czasu można zyskać dla siebie i rodziny poprzez takie właśnie gdybania i kalkulacje. Pamiętasz to powiedzenie, że jeden papieros skraca życie o jakieś 30 minut? Tu sytuacja jest niejako odwrotna: dajemy second life naszym ukochanym. Tak ja to widzę.

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam, M. :)

Witaj.

Niezwykle dociekliwy i jednocześnie zabawny tekst. Przyjemny i łatwy do przeczytania, masz zawsze doskonały kontakt z czytelnikiem, a to już wiele. :)

Myślę, że można wiele spraw sobie darować, a potem gorzko żałować, że zbyt szybko i lekkomyślnie uznaliśmy je za zbędne. :)

W każdym bądź razie, na pewno warto zastanowić się, czy każda wykonywana czynność jest nam rzeczywiście potrzebna do szczęścia. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bardzo fajny pomysł na urządzenie. Ale obawiam się, że nie wykorzystałeś jego potencjału. Pokazałeś możliwości kalkulatora, ale nic z nich nie wynika, nie dowiadujemy się, jakie były konsekwencje jego użycia. No, trochę taka poetycko-gawędziarska instrukcja obsługi wyszła.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Przyjemny tekst, trochę smutny trochę refleksyjny. Trochę tak jest, że jakby w życiu nie wybrać to jedną rzecz się traci, a inną zyskuje. Podoba mi się zakończenie, moim zdaniem to taki przekaz, że zbyt wiele spędzonego razem czasu może też popsuć relacje.

Dzięki za Wasze komentarze i cenne uwagi. Cieszę się, że się podobało. Bruce, Finkla, Alicella, serdecznie przy okazji pozdrawiam! :))

Dopiero po wyprowadzce z dużego miasta, już jako człowiek dorosły, zacząłem zauważać jesień. Tak, jesień – jako upływ czasu i jako porę roku.

Niemożliwe. Nie wierzę. Nie może być… Dorosły, który jako uczeń nie zwracał uwagi na jesień, czyli początek roku szkolnego?!

A tak poważnie: bardzo sympatyczny tekst, świetnie się “leci” przez te rozważania, ujęte takimi słowami, że w ogóle nie męczą (a nie przepadam zbytnio za gawędami). Pomysł na kalkulator – przedni. Jeszcze żeby tylko odjąć na nim czas poświęcony na czytanie i komentowanie opowiadań… ciekawe, ile by tego wyszło :D

A co do tematu: gdzieś, kiedyś przeczytałam takie zdanie, że odległość łączy najbardziej. Im dalej od rodziny – tym jakoś lepiej układają się z nią relacje… Osobiście mam podobne doświadczenia. Więc może taki kalkulator jednak nie jest takim cudownym wynalazkiem ;)

deviantart.com/sil-vah

Odległość łączy najbardziej. Im dalej od rodziny – tym jakoś lepiej układają się z nią relacje…

No hej! Mistrzostwo! Tę myśl muszę sobie koniecznie zakodować i zapisać… Nie można być zbyt daleko od rodziny, ale nie można być też i za blisko. Poza tym wypadałoby zdefiniować samo pojęcie tejże rodziny. Kto stanowi właściwie rodzinę? Czy matka, brat, siostra, ojczym? Czy też ja sam, moja pani, dzieci, które wspólnie posiadamy, czyli “obcy element” tak zwany? No i kto jest ważniejszy dla mnie albo dla Ciebie (choć Ty masz dopiero 28 lat, więc nie wadzi Ci aż tak bardzo upływ czasu, to, że bliscy odchodzą)?

Dzięki za miłe słowa, Silva, ale jak dla mnie, to… hm, coś za mało bajerancki jest ten kalkulator, no właśnie… nie “dodaje” czasu, tylko wciąż zlicza, zlicza, zlicza… Lepszym i ciekawszym pomysłem na tekst byłyby może kapsuły czasu z listami oraz filmami (dzień z życia… dzień po dniu) w środku, ale to już było, bo, kurde, wszystko już było. Pozdrawiam sentymentalnie i serdecznie, w duchu jesieni, doceniając jej poetykę (poetyckość)! Maciek :) 

Nowa Fantastyka