
Hordy nieprzyjaciół nadciągały z każdej strony. Niezliczone ilości trollów, orków i gigantów, którym towarzyszyło tuzin smoków. Kolejne trupy padały na ziemię.
Jack wiedział, że nie będzie łatwo. Machnął kataną, ścinając przy okazji trzy głowy. Już obrał kolejnego giganta za cel, gdy nagle ktoś mu przeszkodził.
– Dobry panie! – Ujrzał przerażonego Dariusa. – Może powinniśmy wycofać wojska? Mają przewagę liczebną!
– Zejdź mi z drogi, śmierdzący tchórzu! – warknął, odpychając małego człowieczka. – Zero z ciebie pożytku. Trzeba było zostać w domu i tam płakać w poduszkę.
Pobliscy żołnierze zarechotali, wytykając palcami tchórzliwego Dariusa. Jack natomiast rzucił się na kolejnego giganta, torując sobie tym samym drogę do zgładzenia pierwszego dziś smoka.
– Jacusiu, wstawaj! Pora do szkoły. – Kobiecy głos wyrwał go z pola bitwy. Świat zaczął wirować, aż rozmył się zupełnie.
– Mamo, ale ja nie chcę iść do szkoły – zaprotestował nastolatek, otwierając oczy. Wściekł się, że matka obudziła go akurat w momencie, gdy miał zabić smoka. Znów był w swojej nudnej, szarej rzeczywistości, w sypialni z niebieskimi ścianami w paskudne wzorki.
– Ubieraj się. Jeżeli za dwadzieścia minut nie zobaczę cię w samochodzie, to będziesz musiał iść pieszo.
Ta perspektywa była dla Jacka na tyle nieatrakcyjna, że zwlókł się z łóżka.
W dwadzieścia minut rzeczywiście udało mu się wyrobić. Wsiadł do auta i chwilę później zielony prius sunął już po asfalcie. Z przodu, na fotelu pasażera, siedziała matka Jacka. Kierował Tomek, jej nowy chłopak. Może i nastolatek powinien cieszyć się ze szczęścia matki, ale w sumie to wszystko było mu obojętne, nawet życie.
– Pamiętaj, Jacusiu, obiady na trzy najbliższe dni masz w lodówce. – Obróciła się na siedzeniu. – Reszta jest w zamrażarce. Dodatkowo zostawiłam trochę pieniędzy tam, gdzie się umówiliśmy, w razie gdybyś zgłodniał, synku i chciał coś zamówić.
Racja, Tomek zabierał matkę na tygodniowe wakacje w tropiki. Ich związek był na tyle świeży, że matka, zdecydowała się na zostawienie dwunastolatka samego, co oczywiście mu nie przeszkadzało. Pusty dom otwierał nowe możliwości – więcej niezdrowej żywności oraz spania. Może nawet urwanie się z kilku wyjątkowo nudnych lekcji.
– Poradzisz sobie? Zostawiłam też telefon do pani Nowakowej. – Każdy nastolatek twierdził, że jego rodzice są nadopiekuńczy. Jacek uważał jednak, że gdyby rodzice mogli dostawać medale w tej dziedzinie, to jego matka zdobyłaby bezkonkurencyjne złoto. – W razie czego pani Nowakowa pomoże ci wyjąć kurczaczka z lodówki i rozmrozić albo…
– Mamo, przestań – jęknął nastolatek. – Mam już prawie dwanaście lat. Dam radę.
– Oczywiście, Jacusiu – odpowiedziała matka ze słodyczą w głosie. – Ale w razie czego numer zostawiłam ci na lodówce. Przypięłam go pod magnesem z twojej pierwszej komunii.
Jacek skłamał, że umówił się ze znajomym pod sklepem. Dzięki temu jego rówieśnicy nie mieli dodatkowego powodu, aby się z niego nabijać – matka uściskała go i ucałowała w bezpiecznej odległości od szkoły. Tomek na szczęście tylko uścisnął mu dłoń.
– Trzymaj się.
I tak właśnie Jacek stał się panem własnego domu. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Cieszył się tak bardzo, jak wtedy, gdy po raz pierwszy udało mu się osiągnąć świadomy sen.
Tak, to dopiero było dla chłopca wydarzenie. Pierwszy świadomy sen doświadczył w momencie, gdy nie miał jeszcze pojęcia o istnieniu czegoś takiego. Wiedział natomiast, że chce go powtarzać – najlepiej każdej nocy. To zupełnie inne doznanie. Sen, w którym kontrolował swoje ciało, mógł latać, teleportować się, walczyć jak równy z równym ze smokami.
W Internecie znalazł dużo materiałów na ten temat. Zaczął wykonywać podstawowe ćwiczenia, które miały pomóc mu osiągnąć zamierzony efekt. Na przykład spoglądał co jakiś czas na swoje ręce, liczył palce i zastanawiał się, czy śni. Brzmiało głupio, jednak zmuszało umysł do ciągłego zadawania sobie pytania: czy ja śnię? Robił tak w celu stworzenia nawyku, który zostanie automatycznie odtworzony również wtedy, gdy spał. Takie pytanie zadane podczas snu miało obudzić jego świadomość i wywołać świadomy sen, w którym on był panem i władcą.
W teorii wszystko się zgadzało. Jacek przez długi czas powtarzał ćwiczenie. Próbował również tego z monetą i zegarkiem. Efekty były jednak marne. Czasem nastawiał budzik na środek nocy, wyłączał go i wracał do snu – ta technika była najbardziej pomocna, mimo to niewystarczająca.
Dziennie pamiętał dwa do trzech snów. Świadomość udawało mu się włączyć ledwo raz na tydzień, co mocno go zniechęcało.
Jako nastolatek żyjący w tak szybko rozwijającym się technologicznie świecie był przyzwyczajony do rozwiązań niewymagających ani trochę zaangażowania. Dlatego po jakimś czasie zaczął szukać czegoś prostego i szybkiego. Internet również w tym przypadku okazał się niezwykle pomocny.
Jacek zatrzymał się jak wryty. Był już bardzo blisko szkoły i zobaczył z daleka Dariusa – tego samego, którego nazwał tchórzem w swoim ostatnim śnie. Aż uśmiechnął się na tę myśl.
Darius chodził z nim do tej samej klasy od zerówki. Wielka masa i brak zahamowań. Szybko utwierdził się w przekonaniu, że może dokuczać słabszym. Głównym celem zbuntowanego nastolatka stał się Jacek. Wyszydzanie, opluwanie czy nawet bicie było na porządku dziennym.
Chłopak nieraz wyobrażał sobie, co by zrobił swojemu oprawcy, gdyby tylko miał nieco więcej siły. Właściwie to świadome sny stały się ostatnio odzwierciedleniem tych pomysłów.
Darius? Kto normalny daje takie imię swojemu dziecku? Pewnie jego rodzice są tak samo szurnięci – pomyślał Jacek.
***
Po pięciu lekcjach chłopak był wreszcie wolny. Zamiast jednak pędzić do domu, poszedł na tyły szkoły. Musiał się z kimś spotkać, zanim wróci.
– Siema – przywitał go wesoło Doktor, następnie rozejrzał się ostrożnie dookoła. – A jak mączka? Emejzing, prawda?
– Dwa świadome sny jednego dnia. Co najmniej jeden dziennie od półtora tygodnia – pochwalił się Jacek.
Doktor miał tak naprawdę na imię Piotrek i do zostania lekarzem było mu daleko. O trzy lata starszemu chłopakowi zdarzało się kiblować. Przy okazji sprzedawał wszelkiego rodzaju zakazane substancje każdemu, kto o nie prosił. Kiedy mówił, zaciągał po angielsku, ale tylko dla szpanu.
– Mówiłem, że galantamina pomoże. U starego w szpitalu podają to dziadkom z alzheimerem i leczą jakieś dziwne choroby. Jakbyś mnie zapytał o opinię, to uważam to za zwykłe marnotrawstwo dobrego stuffu, no cóż. – Splunął na ziemię. – Mam nadzieję, że nie mieszałeś tego z niczym?
– Nie, no co ty? – skłamał Jacek. Ostatnio nie mógł zasnąć, dlatego do proszku czy raczej „mączki” jak to nazywał Doktor, dodawał również leki nasenne nowego partnera swojej matki. Czasem brał też coś na odstresowanie. – Masz dla mnie więcej?
– Pewnie. To powinno starczyć ci na kilka dejsów. – Włożył mu w kieszeń mały pakunek. – Jedna dawka gratis. Za to, że nie jesteś zwykłym ćpunem, a koneserem. Mączka słabo schodzi, mimo że zwiększa funkcje poznawcze, poprawia pamięć oraz procesy odtwarzania zapamiętywanych informacji. – Doktor zauważył, że chłopak zrobił wielkie oczy, dlatego uśmiechnął się szczerze i wyjaśnił: – Tak jest na etykiecie. Chodzi o to, że wkuwasz mniej, a oceny dostajesz lepsze. Łin, łin!
Jacek skinął głową i zapłacił za towar. Piotrek dyskretnie sprawdził banknot, a potem uśmiechnął się zadowolony:
– Dobrze robi się z tobą interesy.
***
Weekend nie zaczął się dla Jacka przyjemnie. Miał wyjątkowo dziwny sen, w którym przemierzał ciemne korytarze katakumb. Kroczył po komnatach pełnych ludzkich szczątków oraz czaszek piętrzących się aż po samo sklepienie. Usłyszał przeraźliwy płacz. Zaraz potem rozległ się wrzask zrozpaczonej kobiety.
Obudził się zlany potem.
Jego ciało pozostało jednak niezdolne do jakiegokolwiek ruchu, sparaliżowane. Przerażony nastolatek przeżywał prawdziwe katusze. Minęło kilka sekund, które wydawały się wiecznością – w końcu udało mu się odzyskać kontrolę nad ciałem. Ten moment, był dla niego tak koszmarnym doświadczeniem, że mimo godziny trzeciej nad ranem postanowił wstać i usiąść przed komputerem.
Paraliż senny nigdy wcześniej mu się nie przytrafił. Słyszał jednak, że przy LD i OBE, czyli świadomym śnie i próbie wyjścia ze swojego ciała, takie przerażające momenty mogą się zdarzać.
Dlatego czym prędzej wpisał „paraliż senny” w przeglądarce i zaczął czytać artykuł za artykułem. Już po kilku chwilach dowiedział się wszystkiego, co musiał wiedzieć.
Nie było to częste zjawisko. Wyglądało na to, że jego ciało nie zdążyło się wybudzić, a umysł już zdążył odzyskać przytomność. Zdarza się to również osobom, które nie praktykują świadomego snu. Generalnie jest to nieprzyjemne uczucie, ale niegroźne. Ta informacja trochę go uspokoiła. Jedyne co było dla niego niepokojące, to fakt, że podczas takiego stanu dużo ludzi ma również halucynacje.
– Jeszcze tylko tego by brakowało – odetchnął ciężko Jacek.
Zszedł do kuchni i napił się wody. Gdy już się uspokoił, wrócił do łóżka.
Zaraz po zaśnięciu Jacka nawiedził dokładnie ten sam sen. Znów poruszał się po katakumbach, znów słyszał płacz kobiety. Tym razem koszmar był jeszcze gorszy.
Obudził się sparaliżowany. Leżał przerażony na łóżku, na zewnątrz wciąż panowała ciemność. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Usłyszał kroki. Dostrzegł jakąś ciemną, długowłosą postać w kącie pokoju.
– Jacusiu, wróć, proszę, do mnie! – szlochała kobieta. Sekundę później postać pochylała się tuż nad nim. Widział tylko jej ciemną sylwetkę wyjętą niczym z filmów grozy. Czuł, dotyk włosów na swojej twarzy. Serce waliło mu jak oszalałe.
W jednym momencie wszystko zniknęło, a w pokoju zrobiło się jasno. Była ósma trzydzieści. Wciąż roztrzęsiony wybiegł na zewnątrz. Czuł wielką potrzebę ujrzenia słońca na własne oczy. Chciał też zobaczyć jakąkolwiek żywą duszę, nawet jeżeli miałby to być Marciniak, sąsiad, który zawsze budził go rano głośną kosiarką.
***
Cały dzień spędził na mieście. Chodził tak długo, aż rozbolały go nogi, następnie usiadł na ławce w parku i odpoczywał. Po jakimś czasie powtórzył obie czynności. Słońce okazało się najlepszym lekarstwem.
Nie chciał wracać do domu, gdzie łóżko wydawało się tak kuszące. Obawiał się kolejnego paraliżu. Siedzenie w parku na ławce trochę go odprężyło. Wstał, gdyż stwierdził, że nadeszła pora na kolejny obchód.
W pewnym momencie, na ulicy rozległ się płacz kobiety łudząco podobny do tego ze snu. Jacek obejrzał się wokoło, lecz nikogo nie zobaczył. Krzyk się nie powtórzył. Czuł jednak, że coś jest nie tak. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje.
Całą drogę do domu oglądał się za siebie i obserwował każdego przechodnia. Czuł się osaczony. Może po prostu wariuję? – pomyślał.
Gdy tylko dotarł do domu, szybko zamknął za sobą drzwi na wszystkie zamki. Zastanawiał się, czy to co widział i słyszał, tylko mu się mu się wydawało czy może śnił? Zrobił kilka testów rzeczywistości. Zaczął od liczenia palców u dłoni. Na koniec sięgnął po pierwszą lepszą książkę kucharską matki i zaczął wertować. Jeżeli był w stanie czytać, a litery mu się nie rozmywały, to nie mógł śnić.
Doszedł do wniosku, że pewnie jakaś kobieta po prostu płakała na przystanku autobusowym – może chłopak ją rzucił albo cokolwiek? – racjonalizował Jacek.
Siedział tak w kuchni, z nosem w książce kucharskiej, kiedy nagle coś sobie przypomniał. Na lodówce wisiała mała karteczka z numerem telefonu i podpisem „Pani Nowakowa”. Nadopiekuńcza matka zostawiła mu numer telefonu do sąsiadki, gdyby miał jakieś problemy z obiadem.
Natychmiast podszedł do lodówki i zaczął wybierać numer telefonu.
Przepraszamy, nie ma takiego numeru – Spróbował jeszcze raz. – Przepraszamy, nie ma takiego numeru.
Wściekły na matkę za to, że źle zapisała numer, pobiegł na górę. W szafce nocnej, w szufladzie znalazł zawiniątko od Doktora. Wahał się tylko przez moment.
– Nigdy więcej tego świństwa – powiedział, po czym spuścił cały zapas proszku w toalecie.
***
Jacek siedział na lekcji matematyki, kiedy rozległ się dźwięk niczym grzmot. Tablica zniknęła razem z zadaniem wyznaczenia długości najdłuższego boku trójkąta prostokątnego. Wszystko to przesłonięte zostało przez gigantyczny wir, który wciągnął uczniów do środka.
– Pomocy! – rozległy się krzyki.
Jacek otworzył powoli oczy. Krajobraz zupełnie się zmienił, nastała noc a krople deszczu bębniły o dachy pobliskich domków. Znaleźli się w średniowiecznej wiosce, otoczonej wysoką palisadą.
Rozejrzał się dookoła. Jego koledzy z klasy leżeli jeszcze na ziemi zaskoczeni i przerażeni. Większość z nich nawet nie myślała o tym, aby wstać. Wtedy właśnie Jacek odzyskał świadomość – to był sen. Wyjątkowo ponury i realistyczny. Uśmiechnął się, ale pamiętał o tym, aby nie dać się ponieść emocjom. To mogło sprawić, że się wybudzi.
– Pomocy! – Jakiś mężczyzna ukląkł przed nim i zaczął błagać. – Nasza wioska jest w niebezpieczeństwie. Mag był na skraju wyczerpania, dlatego wezwał was z innego świata.
Mag widocznie już im nie pomoże – stwierdził Jack, spoglądając na ciało leżące nieopodal. – Nie dał rady pokonać orków, ale ściągnął tuzin uczniów z innego świata przez magiczny portal.
Przestał zastanawiać się nad logiką snu i wziął się do działania. Zaczął wypytywać chłopa o sytuację, w jakiej się znaleźli.
– Mag nie żyje… nie potrafimy walczyć. Są tu kobiety i dzieci. – Brama zadygotała od uderzenia. – Orki próbują się przedostać! Proszę panie, zlituj się!
– Nie lękaj się, zaraz to załatwię. Pokonywałem już smoki. Orki nie są mi straszne.
– Jacek, przestań się wygłupiać! – Do rozmowy włączył się Darius, widać było, że jest cały rozdygotany. Nie wiadomo, czy jego spodnie były mokre od deszczu czy po prostu do nich narobił. – Ja chcę do domu! – zaszlochał głośno.
– Odejdź tchórzu. – Odepchnięty Darius padł na ziemię, twarzą w błoto.
Wróg coraz mocniej uderzał w bramę. Poszczególne belki zostały już wyłamane. Wejście orków było już kwestią kilku chwil. Chłopak był jednak gotowy. Zbroja płytowa, która w magiczny sposób zmaterializowała się przed nim, pasowała idealnie. Miecz i tarcza były dla niego zadziwiająco lekkie.
– Jak cię zwą o panie?
– Jestem Jack.
– Od teraz będziemy cię nazywać Jack Pogromca Potworów. Bohater z innego wymiaru. Wszyscy w krainie dowiedzą się o twoim męstwie.
– Dziękuję. Cieszę się, że mogę wam pomóc. Nie ubiegajmy jednak faktów, rozprawmy się najpierw z orkami. – Wskazał bramę, która co chwilę otrzymywała kolejne uderzenia. – Otwórzcie wrota. Te stworzenia należy witać dekapitacją.
– Chyba, gówniarzu, nie wiesz, co to znaczy.
– Kto to powiedział? – Jack obrócił się szybko i spojrzał po zebranych. Wszyscy rozłożyli ręce. Wyglądali na równie zaskoczonych, co on. Czy ktoś go obraził w jego własnym śnie? A może się tylko przesłyszał?
Przerażony chłop wykonał posłusznie polecenie. Zdjął rygle i odbiegł tak daleko, jak tylko mógł. W kilka sekund przez bramę wtoczyły się co najmniej cztery tuziny nieprzyjaciół. Jack krzyknął groźnie i ruszył im naprzeciw.
Była to doprawdy epicka bitwa. Chłopak samotnie powalił już około połowę armii, przedzierał się między wrogami, zadając śmiertelne ciosy. Przebijał ich plugawe serca oraz ścinał głowy. Bawił się przy tym lepiej niż w kinie.
Co jakiś czas spoglądał w bok, na kolegów i koleżanki z klasy. Widział w ich oczach podziw. To z kolei motywowało go do ścinania kolejnych głów.
W pewnym momencie jego ostrze natrafiło na opór. Odwrócił wzrok od swoich znajomych i znów skupił się na walce. Przed nim stał ork o ponad pół metra wyższy od innych. Wypalone runy na jego twarzy stanowiły jasny znak, że Jack miał do czynienia z wodzem.
Dla bohatera nie było jednak stwora, który mógłby mu zagrozić. Krótka wymiana ciosów skończyła się dla wodza śmiertelnie. Pozostałe kreatury zatrzymały się nagle, tak jakby nie widziały sensu dalszej walki. Jack wyciągnął ostrze z przebitej piersi przeciwnika i odwrócił się do swoich znajomych. Podniósł zakrwawiony miecz jako znak triumfu. Wszyscy bili mu brawa lub patrzyli z podziwem, nawet Darius.
Po chwili jednak zapanowała cisza. Szum deszczu jakby ucichł. Wszyscy po kolei zaczęli wyciągać ręce i wskazywać w jego stronę, nie tylko koledzy, ale również miejscowi chłopi. Jackowi chwilę zajęło, aby zorientować się, że pokazują oni coś, co znajduje się za nim. Obrócił się szybko i zobaczył zaskakującą rzecz. W jego głowie pojawiła się myśl: Nie tak to sobie zaplanowałem. Jak to jest możliwe?
Wódz, którego zabił kilka chwil temu, podnosił się właśnie z ziemi, jak gdyby nigdy nic.
– Widzę, że ciężko cię zabić. – Chłopak odzyskał zimną krew. – Trudno, będę musiał obciąć ci ten szkaradny łeb.
– Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz. – Wódź wyglądał na rozbawionego.
Jack zawahał się tylko przez sekundę. Żaden ork do tej pory się nie odzywał. Nigdy nie dawał prawa głosu takim stworzeniom. Nie zmieniało to jednak faktu, że trzeba było go zabić.
Odrzucił tarczę w bok i mocno natarł na przeciwnika. Chciał go przeciąć wpół, tak jak robił z setką innych stworzeń podczas starć takich jak to. To co się wydarzyło, było dla niego jednak niepojęte.
Przeciwnik złapał ostrze miecza gołą ręką. Nie wyglądało, jakby sprawiło mu to jakikolwiek problem. Jacka sparaliżował strach.
Stwór złapał go za ramię i przyciągnął do siebie. Chłopak mógłby przysiąc, że czuje ból oraz śmierdzący oddech przeciwnika.
– Nie kozacz – powiedział cicho, lecz dobitnie ork. – Nie jesteś u siebie.
Jacek obudził się z krzykiem. Serce waliło mu jak oszalałe, a po karku spływał pot. Co tak właściwie się stało? Czemu stracił kontrolę nad snem?
Najwyraźniej proszek od Doktora nie przestał jeszcze działać. Chłopak od razu wziął telefon i wybrał numer do dilera.
– Wiesz, który jest ałer?! – zapytał zdenerwowany głos w słuchawce. – Dlaczego mnie budzisz?
Zegarek pokazywał dziewiątą trzydzieści.
– Potrzebuję czegoś, co zablokuje działanie mączki – powiedział zrozpaczony. – Już nie chcę mieć świadomych snów, nie chcę żadnych snów!
Przez kilka chwil w słuchawce panowała zupełna cisza.
– Mieszałeś?
– Tak, dodałem jakieś leki ułatwiające zasypianie – przyznał chłopak. – Proszę, pomóż mi?
– Mitting za pół godziny na tyłach dwójki. Nara. – Diler rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
***
Na spotkanie z dilerem, Jacek zaopatrzył się w butelkę z wodą i wszystkie oszczędności, które miał. Musiał poczekać parę minut zanim pojawił się znajomy.
– Mam dla ciebie benzo… coś tam. Nie pamiętam nazwy. Bierze się to razem z tym. – Do małej pigułki na ręku, diler dołożył drugą, większą. – Są to leki związane z padaczką i depresją. Blokują sny oraz pomagają przy wybudzeniu, dlatego jeżeli miewasz paraliże, to też powinny ustąpić.
Jacek wyciągnął rękę po leki, tamten jednak cofnął dłoń.
– Sto pięćdziesiąt.
– Ile?! – Jacek nie mógł w to uwierzyć. – Dlaczego tak drogo?
– Wyglądasz jak szit, jesteś w potrzebie. Zgadnij, kto jeszcze ma potrzeby – uśmiechnął się chłopak.
Całe szczęście Jacek miał przygotowane nawet więcej. Odliczył dyskretnie kwotę, następnie podał tamtemu. W zamian otrzymał dwie dawki – na teraz, i na wieczór. Tak na wszelki wypadek.
Butelka poszła w ruch, Jacek popił leki dużą ilością wody, po czym odetchnął z ulgą.
– Powiesz, co się stało? – Diler spoglądał na niego z zaciekawieniem. Chłopak nie chciał mu nic mówić z racji tego, że czuł się oszukany. Ale miał też ogromną chęć, aby się wygadać. Może Doktor wiedział coś na ten temat i mógłby mu posłużyć radą. – No weź. Biznes is biznes. No hard feelings itepe?
Jacek opowiedział całą swoją historię, od pierwszego paraliżu po ostatni sen z orkiem. Nie ominął również szlochu kobiety, który słyszał ostatnio na ulicy oraz uczucia, że był obserwowany.
– Nie robiłeś sobie ostatnio żadnych tatuaży? – zapytał dociekliwie diler.
– Nie, dlaczego pytasz?
– Gdzie dokładnie złapał cię ten monster?
– O tutaj – zaprezentował Jacek i w tym momencie znów ogarnęło go przerażenie. Nie zauważył tego wcześniej. Przebierał się w pośpiechu. Spod krótkiego rękawa koszulki wystawał kawałek sińca. – Pewnie uderzyłem się gdzieś.
Podwinął rękaw.
– O święty Walenty! – Diler zrobił wielkie oczy.
Na jego ramieniu, dokładnie w miejscu gdzie złapał go ork, widniał duży fioletowy ślad po dłoni ze szponami. Jacek dotknął delikatnie sińca. Zabolało.
– Musiałem się gdzieś uderzyć. Pewnie miotałem się w nocy, jak miałem koszmar? – Chłopak miał nadzieję usłyszeć jakieś potwierdzenie swoich domysłów od Doktora.
– Tak, to na pewno to – powiedział nieprzekonany. – Muszę się zbierać. Mam mało tajma. Lecę!
Osłupiały i przerażony Jacek został sam.
***
Jacek znów postanowił zrobić długi spacer. Miał nadzieję, że dzięki temu jego organizm jeszcze szybciej wyrzuci z siebie wszystkie toksyny. Dopiero po dwóch godzinach pozwolił sobie na krótki odpoczynek na ławce w parku.
Obserwował innych ludzi, patrzył, jak śpieszą się z tylko im wiadomych powodów. Przyglądał się twarzom i ubiorom, próbował rozgryźć kim są, dokąd zmierzają. Przez chwilę zapomniał nawet o swoim problemie.
Przez ulicę przechodził szczupły mężczyzna z aktówką w ręku. Bankier? Urzędnik? Na pewno nie nauczyciel. Zbyt dobrze ubrany – stwierdził wesoło. Miał na sobie dopasowany garnitur i zegarek na nadgarstku, który wyglądał na drogi.
Mężczyzna zorientował się, że chłopak go obserwuje. Spojrzał na Jacka i przez ułamek sekundy jego twarz zupełnie się zmieniła. Skóra była blada jak ściana, oczy czarne, a z ust wyłoniły się długie zębiska.
Chłopak nie wiedział, czy to kolejna halucynacja. Prędko odkręcił butelkę z wodą i wziął ostatnią dawkę leku blokującego sny.
Mężczyzna nie poświęcił mu dłuższej uwagi, poszedł dalej, najwyraźniej śpiesząc się na jakieś spotkanie. Jacek odetchnął z ulgą. Najwyraźniej wszystko to mu się tylko wydawało. Przez to co się ostatnio z nim działo, był przewrażliwiony. Przestał obserwować ludzi, uznał, że wcale mu to nie pomaga. Wstał z ławki i już chciał kontynuować spacer, gdy zorientował się, że teraz to inni zaczęli obserwować jego.
Przez ulicę przechodziła młoda para trzymająca się za ręce. Oboje patrzyli z zainteresowaniem w jego stronę. Ich twarze zmieniły się tak jak twarz mężczyzny, którego wcześniej widział. Mroczne, wykrzywione w grymasie martwe spojrzenie. Potem przez ulicę przechodziła starsza pani, jej twarz migotała – co chwilę widział naprzemiennie potwora lub zatroskaną kobietą. Tak samo było z dzieckiem jadącym na rowerze i jego matką oraz starszym panem na ławce, a nawet z maluchem w wózku. Gdziekolwiek Jacek się spojrzał, widział potwory.
Przestraszony zaczął uciekać. Szukał miejsca, gdzie nie będzie nikogo, lecz wkrótce migać zaczęły również samochody, rowery, budynki, a nawet niebo. Chłopak oglądał z przerażeniem wizję zupełnie innego świata. Opuszczonego przez ludzi. Wraki samochodów na ulicy. Budynki, które wyglądały na opustoszałe lub zbombardowane dziesiątki lat temu. Resztki cywilizacji ludzkiej nadgryzione zębem czasu.
Najstraszniejsze były jednak potwory kroczące pokracznie po ziemi oraz ryk dzikich monstrów latających nad zniszczonym miastem.
Jeden z nich zaczął sunąć w jego stronę.
– To tylko sen – powtarzał sobie Jacek. Wyciągnął klucze od domu i zaczął ciąć nimi nadgarstek, mając nadzieję, że ból wybudzi go z tego dziwnego stanu. – To tylko sen!
Potwór znalazł się tuż przy sparaliżowanym ze strachu chłopcu. Delikatnie złapał go za koszulkę i przyciągnął ku sobie. Jego twarz była kamiennoszara. Mimo że bardzo tego nie chciał, mógł z bliska przyjrzeć się długim, ostrym jak brzytwa zębom i czarnym oczom wyjętym niczym z horroru.
– Co tu robisz, mały człowieku? – zapytał potwór. Jego głos przypominał przeciągnięcie ostrego przedmiotu po szkle. – Jakim cudem się wybudziłeś?
– G… gdzie…? – Nie mógł wykrztusić z siebie nawet słowa.
– Wracaj na swoje miejsce, mały człowieku. – Wbił ostre szpony w przedramię chłopaka. – Zaśnij.
Cały świat zawirował. Jacek upadł ciężko na ziemię. Stracił przytomność.
***
Płacz kobiety.
– Wróć do mnie, Jacusiu! – szlochała.
Jacek nie wiedział, gdzie jest, ani co się dzieje dookoła. Znów śnił? Znów będzie w katakumbach?
Kolejny raz usłyszał płacz kobiety.
Głos wydał mu się dziwnie znajomy, dlatego uchylił lekko powieki. Zobaczył pochyloną nad sobą kobietę. Tym razem nie widział tylko zarysu czy ciemnej sylwetki. Wszystko skąpane było w świetle. Chwilę trwało, nim odzyskał ostrość widzenia.
– Mamo? – wyszeptał zaskoczony.
Na twarzy matki pojawił się uśmiech. Odwróciła się w bok i krzyknęła:
– Wybudził się! – Następnie przytuliła go mocno. – Tak się martwiłam. Tak się martwiłam! Dlaczego?!
Jacek nie zrozumiał tego pytania. Nie wiedział, gdzie jest, ani jak tu się znalazł. Jego umysł był ciągle otępiały i niezdolny do złożenia wszystkiego w całość.
– Dlaczego brałeś jakieś zakazane leki? – zapytała, wciąż szlochając. – Skąd je w ogóle wziąłeś?
Jacek wreszcie zrozumiał. Był w szpitalu. Spał od dłuższego czasu. Pewnie ze względu na ten syf, który wziął od Doktora. Czyli wszystko to było tylko snem? Poczuł ogromną ulgę.
– Jak długo… m-mnie nie było? – wydukał.
Matka wyglądała przez chwilę, jakby zastanawiała się, co ma odpowiedzieć.
– Prawie trzy tygodnie – przemówiła wreszcie. – Byłeś w śpiączce. Lekarze nie wiedzieli, co się stało. Toksykologia pokazała, że wziąłeś kilka substancji, których nikt o zdrowych zmysłach by ze sobą nie zmieszał.
Jacek nie miał czasu, aby przetrawić to, co powiedziała do niego matka. Do pokoju wszedł lekarz.
– Jak się czujemy? – zapytał, patrząc w jakieś dokumenty. – Mieliśmy szczęście prawda?
– Chyba tak. – Jacek uspokoił się trochę. Cieszył się, że wreszcie obok niego znalazł się prawdziwy doktor, a wszystko to co przeżył w ostatnich dniach, było tylko złym snem.
Mimo że spał przez ostatnie parę tygodni, czuł się straszliwie zmęczony. Bał się jednak znów zasnąć. Nawet nie wiedział, w którym momencie odpłynął.
Przez kolejne kilka godzin spał. Żadne sny nie wróciły. Po przebudzeniu cały czas leżał na łóżku szpitalnym, matka czuwała obok. Znów poczuł wielką ulgę.
Zwlókł się z łóżka. Początkowo przeciwna temu matka pomogła mu stanąć na nogi. Zrobił kilka kroków. Czuł się, jakby musiał uczyć się chodzić na nowo.
– A co to? – zapytała zaskoczona matka, łapiąc go za rękę. – Brałeś w żyłę?
– Nie! – odpowiedział sfrustrowany nastolatek. Nigdy nie robił sobie zastrzyków, ani nie brał ciężkich narkotyków.
Spojrzał na przedramię. Cały ten koszmar wrócił do niego ze zdwojoną siłą. Podwinął szybko rękaw piżamy. Miejsce gdzie złapał go ork, wciąż wyglądało nieciekawie, a niżej widniało sześć nakłuć, po jednym na każdy szpon potwora, który powiedział do niego coś niepokojącego. Jacek próbował sobie przypomnieć, co to było:
– Zaśnij – szepnął przerażony nastolatek. Spojrzał na swoją rękę jeszcze raz. Wszystko wyglądało, jakby goiło się już od jakiegoś czasu. Gdy się przyjrzał, zobaczył również miejsce, gdzie naciął skórę kluczem, kiedy chciał za wszelką cenę wybudzić się ze snu. Małe, podłużne rany były już zasklepione. Zostały tylko szramy. – Nie, nie nie! To niemożliwe!
Jacek podbiegł do łóżka innego pacjenta i zabrał nóż leżący przy jego talerzu. Zaczął ciąć sobie żyły. Natychmiast podbiegła do niego matka, próbując go zatrzymać.
– Pomocy! – krzyczała.
– Nie! To jest sen! Wszyscy śpimy! – Przerażony chłopak próbował wyrwać się z jej obcięć.
W ciągu kilku chwil do pokoju wbiegły pielęgniarki i przycisnęły go do podłogi. Ktoś zrobił mu zastrzyk. Nastolatek ciągle krzyczał:
– Nie! Wszyscy śpimy!
Krzyki stawały się coraz słabsze i słabsze. Zastrzyk zaczął działać. Pokój szpitalny zawirował i wszystko zrobiło się czarne.