Obudzona przez wiatr, jako pierwsze czuje dźwięki. Obudzona przez wiatr… Tak jej się w każdym razie wydaje, tym przecież jest dźwięk za oknem. Tak podpowiada pamięć.
Jasny prostokąt obramowany bielą powoli wynurza się z szarości. Okno jest takie samo za każdym razem, za każdym przebudzeniem. Tylko dźwięki się zmieniają, a potem obrazy. Wyśniony krajobraz.
„Za każdym razem gonię dalej” – myśli, unosząc się na wysokość okna.
Szyba z matowej zamienia się w przejrzystą, po jej drugiej stronie pojawiają się zarysy roślin, zamglony krajobraz, cienie budynków.
– Abigail – szepczą ściany. – Abigail! Obudziłaś się! – śpiewają, a za oknem ptak siada na gałęzi, strząsając z niej krople wody po deszczu.
– A… bi… gail – powtarza, jakby po raz pierwszy słyszała to imię.
Za ptakiem biegnie kot, skacze na drzewo, szyba na chwilę znów matowieje, a potem ptak szybuje w niebo z głośnym trelem.
– Kot też musi jeść – mówi drzewo niemalże z wyrzutem.
Wystarczy spojrzeć w dół, żeby między jego korzeniami pojawiła się miseczka z suchą karmą.
– Tak lepiej? – pyta Abigail.
Jak zawsze po przebudzeniu musi się wszystkiego uczyć na nowo. Kształty wyłaniają się powoli z szarości, podobnie jak jej własne ciało. Bardzo ostrożnie podnosi się, teraz za oknem widać więcej niż rosnące tuż obok drzewo, kota i ptaka. W oddali majaczą sylwetki gór, połyskuje tafla jeziora.
W głębi domu, który nabiera barw i zaczyna rozbrzmiewać głosami, ktoś woła ją po imieniu. Abigail kocha przebudzenia, choć kiedy śpi, nie wie, że za nimi tęskni. Kiedy śpi, jest tylko pustka. Czasami, przez mgnienie oka, we śnie zdarza się rozbłysk obrazu lub dźwięku, lecz krótkie są momenty, kiedy ma możliwość to zarejestrować, bo szybko pochłania je szarość, mrok, cisza, świat pozbawiony bodźców.
Abigail musi dużo spać, bo…
– Byłam chora? – pyta ścian, one jednak tylko śpiewają pieśń przebudzenia.
Nogi ciążą, ciało nie przebudziło się jeszcze całkowicie. Każdy krok wydaje się wiecznością, więc Abigail patrzy przed siebie, woła, bo znowu, jak zwykle, nikt poza samym domem nie zauważył, że się przebudziła. Zaraz przyjdą, ona jednak czuje nagły żal, że od tak dawna zawsze jest tak samo. Pamięć podpowiada jej, że kiedyś było inaczej. Nie wie, dlaczego teraz nie przybiegają od razu. Musi sobie przypomnieć.
Przebudzenia są krótkie. Krótkie są momenty, krótkie dni, kiedy mogą znów wszyscy być razem. Chciałaby raz przeżyć przebudzenie bez żadnych zbędnych chwil – nie czując nic. Nic poza radością wynikającą z bycia żywą.
Myśli, że chciałaby kiedyś przebudzić się jako ptak: w powietrzu hen unosić – nie bać się, zobaczyć cały świat z góry, lecieć przed siebie, nieskrępowana niczym, opuścić ściany domu, dotknąć trawy, zanurzyć się w jeziorze, stanąć na szczycie góry i zjechać po śniegu.
– Pamiętam to wszystko – szepcze.
I wtedy pojawia się on, ojciec. Abigail zapomina o ciążących nogach, biegnie ku niemu ze śmiechem, a on rozpościera ramiona, by ją schwytać. Ona widzi w jego oczach dumę i nadzieję, i czuje, jak wraca pamięć dawnych dni, zanim zasnęła po raz pierwszy.
– Poczekam tu na ciebie kilka lat – mówi wiatr głosem ojca, a dalsze słowa giną w szeleście liści i szumie, którego Abigail nie rozumie, nie pamięta.
„To przez ten szum zasnęłam” – myśli, patrząc na oblicze ojca wynurzające się coraz wyraźniej z szarości.
Za nim pojawiają się inni i jak zawsze, za każdym razem, Abigail rozumie wreszcie, dlaczego nie przychodzą od razu. Za dużo bodźców, za dużo twarzy. Kuli się w sobie, wpatrzona w ludzi, którzy wyłaniają się zza pleców ojca. Powinna ich wszystkich zapamiętać. Po to śpi, żeby pamiętać.
– Tak wiele twarzy niesiesz mi, wiele map – szepcze i widzi, że na jego obliczu pojawia się zatroskanie. – Nie umiem zliczyć cię na palcach.
Słowa nie mają sensu, są echem czegoś, co wiedziała dawno, zanim zasnęła po raz pierwszy. Mieszają się wspomnienia, mówi urywkami tego, co kiedyś wiedziała.
– Abigail. – Głos ojca dobiega z daleka. Twarze wokół niego bledną, jakby jej wzrok nie był już w stanie ich rejestrować. – Abigail, pamiętaj, pamiętaj wszystkie te mapy. Pamiętaj.
Przed jej oczami przewijają się obrazy, za dużo obrazów.
„Za krótkie momenty, krótkie mam momenty pamięci” – myśli z rozpaczą.
– Tak, ojcze, chcę, żebyś był ze mnie dumny – mówi we wspomnieniu.
Ojciec wyciąga ku niej ręce i woła, lecz słowa porywa wiatr.
Obudzona przez szum rzeki, jako pierwsze czuje dźwięki. Szum rzeki. Tym jest dźwięk za oknem. Tak podpowiada pamięć.
Jasny prostokąt obramowany bielą powoli wynurza się z szarości. Wyśniony krajobraz. Ptak siada na gałęzi, ale kot spokojnie zjada suchą karmę z miseczki. Abigail cieszy się, ściany śpiewają o przebudzeniu, śpiewowi towarzyszy cichy pomruk.
„Muszę znów dojść dalej” – myśli Abigail. „I więcej pamiętać”.
Patrzy na ptaka za szybą i próbuje sobie wyobrazić, że ma skrzydła. Bardzo powoli unosi się ponad łóżkiem otoczonym niezrozumiałą aparaturą. To ona szumi, mruczy niczym kot.
– Dlaczego nie widziałam jej wcześniej? – pyta ścian, ale one jak zawsze odpowiadają jedynie pieśnią przebudzenia.
Za oknem, trzy metry ponad ziemią płynie dzień. Abigail podnosi się, skrzydła opadają, ciało wyłania się z szarości, nieco lżejsze niż poprzednio, a może niż zawsze. Kot za oknem oblizuje się i przeciąga, mruczy. Popatruje na ptaka, który układa dziobem pióra, po czym odwraca się ku oknu, jakby zapraszał na spacer. „Pamiętasz?” – mówią jego złote oczy.
Dopiero teraz pomiędzy wzgórzami Abigail dostrzega ścieżkę, a dalej domy. Z komina unosi się dym, podmuch wiatru przynosi zapachy.
– Tam muszę dojść – szepcze Abigail. – Tam czeka ojciec, tam zobaczę wyraźnie twarze innych.
W drzwiach ktoś stoi, ktoś, kogo w szarość wpycha stukot i szum aparatury.
– Nie zabieram nic – słyszy Abigail, a ten człowiek mówi coś jeszcze, lecz nie sposób tego usłyszeć wśród kakofonii szmerów.
To jest ojciec, to na pewno jest ojciec. Abigail czuje łzy płynące po policzkach, kiedy mrok pochłania jego postać. Chce biec za nim, ale kable oplatają jej nogi. Za oknem zamiera pieśń ptaka, milkną ściany domu, gasną światła w wiosce.
– Krótko dziś zostanę – mały zryw.
Ojciec odwraca się bez słów. W jego oczach jest jedna niema prośba: pamiętaj.
Obudzona przez krople deszczu, jako pierwsze czuje dźwięki. Szmer deszczu. Tym jest dźwięk za oknem. Tak podpowiada pamięć.
Za matową wciąż szybą ptak otrzepuje skrzydła z wody. Kot nie przyszedł, choć może gdyby Abigail wyjrzała przez okno, odnalazłaby go skulonego pod okapem, wpatrzonego w szarość dnia.
Krótkie szare noce, długi wstyd. Szare dni przesłaniają światło w wiosce, wszędzie wdziera się czerwony, duszący pył.
– Abigail?
Ojciec nigdy nie był przy niej tak blisko, tak szybko.
– Przebudziłam się – mówi, uśmiechając się do niego.
Z oddali dochodzi pieśń ścian domu, w którą wdziera się stukot dobiegający z pudełek osaczających Abigail. Przez szpary pomiędzy nimi widzi ojca i innych ludzi, lecz ich twarze to tylko odbicia w połyskującej czerni skrzynek.
Zza okna słychać miauknięcie, potem trzepot skrzydeł. Ptak znów zdołał umknąć kotu.
– Krótkie moje myśli, za krótkie sny – szepcze Abigail do ojca, który powoli roztapia się w czarnych powierzchniach skrzynek aparatury podtrzymującej życie.
Obudzona przez szum mechanizmów, czuje wyłącznie dźwięki. Pamięć nie chce wracać, choć Abigail wie, że jest najważniejsza, że musi do niej sięgnąć, żeby żyć.
Twarz ojca spogląda na nią z ekranów, z czarnych pudełek. Z każdego zakamarka wspomnień.
– Tak bardzo chciałabym historią być. Pamięcią, ocaleniem. – Wie, że kiedyś, dawno, wypowiedziała te słowa. Do ojca, człowieka, który dał jej życie. Do jego córki. Do wszystkich ludzi, których widzi obok niego, a którzy są w niej, bo tylko ona może ich ocalić. – Bez kalendarzy, znaków, szumu, zdrad. To niemożliwe, prawda?
Ojciec patrzy na nią, gładzi ją po włosach, poprawia kod.
– Będziesz historią, Abigail. Będziesz pamięcią. Ja w hibernacji przekoczuję czas, a kiedy się obudzimy, nauczysz nas na nowo życia.
Tak mówił. Teraz pochłania go szarość i czerwony piach. Ściany milczą, tylko w czarnych pudełkach odbija się jeszcze echo pieśni.
– Czemu zasypiam?! – woła Abigail.
Odpowiada jej czerń skrzynek.
– Śpisz, bo nie masz dość siły, żeby na nich czekać – odpowiada drzewo za oknem, krople deszczu, gasnący monitor.
– Nie mogę spać! – krzyczy Abigail. Chce znów mieć skrzydła, wznieść się nad świat, zobaczyć własne wspomnienia. Wspomnienia tego, czym kiedyś była, kiedy miała ciało, a wokół, w tym domu, tętniło życie.
Leci w dół, w czerń umierającej aparatury. Bezcielesna, będąca tylko pamięcią tych ludzi, których widzi teraz odbitych w czarnych płaszczyznach, uśpionych, martwych, bo kiedy zgasły światła, ich życia nic już nie było w stanie podtrzymać.
Tylko ona przeżyła dłużej, choć czerwony piach pochłonął świat dookoła, wdarł się do gardeł ptaka i kota, zdusił zieleń liści, zasypał wodę.
– Ojcze… – Abigail wciąż leci w dół, jej ciało rozpada się na czerwony piach. – Jak przy spadaniu, we śnie brak mi szans! Nie zdołam was ocalić! Nie mam siły pamiętać!
Twarz ojca gaśnie, światło za oknem przemienia się w czerń.
– We śnie nie zdołam ocalić pamięci! – Głos rozpływa się w szarość, Abigail zasypia.
Obudzona przez ciszę nie czuje nic. Ojciec zniknął, ludzie zniknęli. Za oknem martwe drzewo, martwy ptak, szkielet zwiniętego pod ścianą zwierzęcia – wszystko rozpada się i rozpływa w pustynny krajobraz umarłej planety. Nie ma już snów utkanych z okruchów pamięci. Nie ma śpiewu ptaka, kropel deszczu uderzających w szybę, kota przeciągającego się leniwie pod drzewem. Wspomnienia Abigail, umarłe, rozpadają się w pozbawioną barw mgłę. Wspomnienia dziewczynki, która zasnęła w tym pokoju. Wspomnienia istoty, którą stworzył jej ojciec.
Szyba matowieje, szum aparatury cichnie, wreszcie zanika.
Abigail jest okruchem zmysłów, powidokiem gasnącej pamięci. Wiatr przesiewa piasek, uderza nim w okno i ściany. Cały pokój pochłania szarość, kolejne martwe miejsce w umarłym świecie.
Wiatr porywa ostatni krzyk, ostatni dźwięk, który nie jest jego wyciem, i powtarza go w nieskończoność:
– Wolałabym przespać cały świat, cały świat, cały świat!