- Opowiadanie: Folan - Duch z Greenwich

Duch z Greenwich

Inspirowane grą Dishonored, a konkretnie jedną z grafik, jaką można zobaczyć w grze.

 

Fatum – „Bezlitosne fatum”

[3]  Niknie wokół cały nędzny świat

[4]  Po bezdrożach hula tylko wiatr

[6]  Pochłania wszystkich tak, jak chce

[14] Pragniesz, by wyniosły Cię na szczyt

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Duch z Greenwich

Jest taka historia, która zmieniła moje postrzeganie świata. Przepracowałem w policji dwadzieścia pięć lat, z czego ponad dziesięć spędziłem w wydziale zabójstw. Naprawdę nadawałem się do tej roboty. Widziałem wiele trupów, niektóre z nich wyglądały gorzej, niż w niejednym horrorze klasy “B”. Zdjęcia na moim biurku przyprawiały niektórych o odruch wymiotny, podczas gdy ja zajadałem przy nich pizzę. Nie jestem zwyrodnialcem, po prostu mam to, czego innym brakuje w takiej robocie – stalowe nerwy. A jednak jest sprawa, która nie dała mi nigdy spokoju.

Nie była nawet moja. Adam Dunfall pracował w wydziale ledwie dwa miesiące i choć nasze biurka znajdowały się tuż obok siebie, nie mogę powiedzieć, że znałem go dobrze. Był jak cień – zawsze obecny, ale łatwy do zignorowania. Nasze drogi przecinały się z rzadka i gdyby nie tamten dzień, zapewne nie pamiętałbym nawet jego imienia. 

Trzeciego lipca schodziłem do magazynu, gdzie trzymaliśmy dowody rzeczowe. Stara piwnica pełna metalowych regałów z pudłami i pokaźną kolekcją wiekowych szpargałów, których nie powstydziłby się żaden antykwariat. O trzeciej w nocy nie powinno być tu żywego ducha, jednak światło było zapalone. Adam stał w jednej z alejek, wpatrując się badawczo w ukryty przed moim wzrokiem punkt. 

– Cześć Adam. 

Mruknął jedynie na przywitanie, więc minąłem go i odłożyłem pudełko ze świeżo zamkniętą sprawą. Za tydzień wyrok w sprawie o brutalny gwałt zostanie oficjalnie wygłoszony w siedzibie sądu dwie przecznice stąd. Za dwa tygodnie wyląduje w archiwum.

Odwróciłem się i spojrzałem ponownie na Adama. Z tej perspektywy zauważyłem, że trzymał plik dokumentów oznaczonych numerem trzy trzy dwa. 

– Słyszałem o tym – zagaiłem. – Młody chłopak, syn słynnego Theodora, jak mu tam…

– David. David Links.

– Tak, David. Zabił tatulka, co? I jak idzie?

Dopiero teraz Adam oderwał wzrok od czegoś ukrytego między regałami i zawiesił go na mnie. Miał podkrążone oczy i bladą cerę, ale zawsze tak wyglądał – jak wygłodzony, znudzony życiem chłopak, którego postarzały zapadnięte policzki i mało elegancki, rzadki zarost. Żółte, marne oświetlenie pojedynczych żarówek, wiszących na długim kablu pod sufitem, nie poprawiały jego marnej prezencji.

– To skomplikowane.

– A co w tym skomplikowanego? – parsknąłem i podszedłem do niego, zaglądając w głąb alejki, w którą tak intensywnie się wpatrywał.

Był tam obraz, i to całkiem pokaźnych rozmiarów. Mająca przynajmniej metr dwadzieścia na osiemdziesiąt drewniana rama nosiła znaki czasu w postaci zadrapań i złuszczeń. W jej objęciach znajdował się dość nudny malunek jakichś kamienic, z kawałkiem nieba i brudnego podwórka z kontenerem na śmieci.

– Ochrona usłyszała krzyki i bójkę. – Zacząłem wyliczankę na palcach. – Chłopak miał krew ojca na rękach, co w tym skomplikowanego?

– Poszło o obraz.

Spojrzałem na Adama pytająco, potem znów na obraz. Namalowany był z perspektywy kogoś stojącego na tym podwórku. Kamienice pięły się po bokach pod lekkim kątem, słoneczny blask wręcz spływał po ścianach i wysokich, wąskich oknach aż do podwórza, gdzie w zacienionych miejscach walały się śmieci. Szare fasady były brudne od zacieków i pozbawionych sensu malunków.

Sprawa Theodora Linksa obiła mi się o uszy zarówno na korytarzach wydziału, jak i w barze Brandy, gdzie przesiadywałem z kolegami w weekendy. Ekscentryk zrobił fortunę na marce ekskluzywnych butów. Każdy milioner chciał chodzić w linksach od Theodora. Wyglądały jak zrobione z krokodylej skóry, ale miały dziwny, złotawy połysk, który nie był podobno efektem stosowania barwników. Sposób wykonania butów owiany był tajemnicą i, mimo absurdalnie wysokiej ceny, sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. 

Theodor miał jednak swoje dziwactwa, a jednym z nich był fakt, że zabronił komukolwiek ze swoich pracowników je nosić. Był to świetny chwyt reklamowy, muszę przyznać, bo linksy nosili tylko miliarderzy oraz Theodor, a cena zdecydowanie odzwierciedlała tę ekskluzywność. Co ciekawe, zabronił ich nosić również swojemu synowi, który niejednokrotnie skarżył się mediom na ekscentryzm tatusia, co tylko napędzało marketing. Osobiście uważam, że narzekania Davida były częścią strategii sprzedażowej. 

Spodziewałem się, że rozpieszczony synek w amoku zabił Theodora w wyniku sprzeczki o schedę, w tym prawo do noszenia cholernych butów (ludzie zabijali za mniej, uwierzcie). Ma w końcu ponad dwadzieścia pięć lat i jeżeli go stać, to czemu miałby nie kupić sobie ekskluzywnego, bądź co bądź, towaru. Ale to nigdy nie były jego pieniądze i czy tego chciał, czy nie, wydatki musiały być akceptowane przez starego.

– Obraz? Ile niby jest wart? Co w nim takiego szczególnego?

– Też zadałem sobie to pytanie – powiedział Adam i niemal wcisnął mi akta do rąk.

Przejrzałem je pobieżnie i od razu zwróciłem uwagę, że więcej w nich danych na temat obrazu, niż dotyczących bezpośrednio samej sprawy. Dokumenty transferowe, zakupowe, domy aukcyjne… Obraz autorstwa Silvy z Greenwich miał dobrych sto osiemdziesiąt lat i zgodnie z ostatnim rachunkiem wart był dwadzieścia milionów dolarów. Wszystko ładnie i pięknie, ale para linksów kosztowała dwadzieścia pięć tysięcy, a wartość biznesu Theodora szła w setki milionów. 

Na kolejnej stronie znajdowała się pokaźna galeria zdjęć, która prawie wysypała się na podłogę. Kilka z nich pochodziło z miejsca zbrodni, reszta (i mam tu na myśli kilkadziesiąt zdjęć) zawierała obraz mniej lub bardziej znajdujący się w kadrze. Reszta to wycinki gazet, turystyczne fotki z galerii, zdjęcia zrobione z ukrycia i pochodzące z prywatnych kolekcji. 

– Adam – westchnąłem. – Na chuj ci historia tego obrazu?

Ponownie spojrzałem na dzieło malarza z Greenwich. Trzeba było przyznać, że dbał o detale mimo, iż cały obraz wydawał się zamglony, jakby w powietrzu unosił się drobny, duszący pył. W wąskich oknach dostrzegłem zasłony, walające się strzępki gazet zapewne miałyby czytelne nagłówki, gdyby podejść z lupą. Nawet absurdalnie wyeksponowany śmietnik na środku kadru sprawiał wrażenie istotnego elementu miejskiego, choć pozbawionego życia krajobrazu.

– David ma obsesję na jego punkcie. Cokolwiek zaszło w biurze Theodora, ma związek z tym obrazem. 

Adam podszedł bliżej dzieła i przykucnął, przyglądając się z bliska każdemu szczegółowi. Wyglądało na to, że chyba nie tylko Dawid dostał na jego punkcie bzika, a co gorsza ten obłęd udzielał się także mi, bo z początku odrzucający mnie malunek sprawiał wrażenie coraz bardziej interesującego.

– W dossier Davida zapewne znajdziesz wiele motywów, które popchnęły go do zbrodni. Zazdrość, poczucie ubezwłasnowolnienia, może być nawet ten cholerny obraz, czy zwyczajne fiksum dyrdum. I co do cholery masz na myśli mówiąc “cokolwiek zaszło”?

– Nie znaleźli ciała.

Zatkało mnie. 

– Jak to “nie znaleźli ciała”? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź zacząłem przeglądać zdjęcia z biura. 

Jedno przedstawiało zakrwawione palce Dawida, a kilka innych mahoniowe biurko ze śladami krwi na blacie. Było jeszcze parę fotek bibelotów i papierów rozsypanych wokół. Jednak żadnych zdjęć ciała, pokaźnych plam krwi, nawet potencjalnego narzędzia zbrodni.

– Gdzie się niby podziało?

Wertowałem kartki ze spisanymi zeznaniami świadków. Wszyscy zgodnie twierdzili, że Theodor i jego syn byli sami tego dnia biurze, i że nie ma z niego innego wyjścia. W oknach były kraty, podłoga wyłożona marmurem, samo biuro urządzone ascetycznie, kominek nie był rozpalany od końca zimy. Jednym słowem – nie ma gdzie schować ciała. 

– David znajduje się w szpitalu psychiatrycznym – podjął Adam, ignorując moje pytanie. – Mamrocze coś o mieście plagi, w których szczury pożerają ludzi a komary wielkości ptaków składają jaja w trupach. Pośród majaków wspomina o obrazie. Byłem u niego dwa dni temu i pokazałem mu dwa zdjęcia. 

Adam wstał, podszedł do mnie i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki dwie odbitki. Jedna fotografia przedstawiała obraz wiszący w biurze Theodora i była wykonana fachową ręką policyjnego fotografa niedługo po zabójstwie (choć wiedziałem już, że bez ciała to tylko domniemanie). Drugi kadr pochodził stąd, z naszego magazynu, więc jego autorem musiał być Adam.

– Czymś się różnią?

– To zupełnie zignorował. – Adam postukał palcem w zdjęcie z biura. – W to natomiast wpatrywał się bardzo długo. Pielęgniarka powiedziała mi potem, że David bardzo się uspokoił po mojej wizycie i powinienem wpadać częściej. 

Wziąłem obydwa zdjęcia, starając się znaleźć różnice. Osobiście uważam, że Adam jest słabym fotografem, bo zdjęcie było poruszone i słabo oświetlone. Cokolwiek dostrzegł tam Dawid, ja tego nie widziałem. Gdy ponownie spojrzałem na Adama, ten stał już na schodach i zakładał kapelusz.

– Podczas jednego z przesłuchań powiedział, że trzeba obraz zrozumieć. Polubić. Wtedy podobno zdradza swoje tajemnice, ale, jak to ujął, pochłania wszystkich tak, jak chce. Ta sprawa utknie w zamrażarce do czasu umorzenia, choć dla Davida nie robi to różnicy. Będzie uznany za niepoczytalnego.

– Poddajesz się? – powiedziałem złośliwie.

– Nie. Dla mnie sprawa jest zamknięta. 

Adam wszedł po schodach, zostawiając mnie zupełnie zgłupiałego w piwnicznym archiwum. Podszedłem bliżej do obrazu, starając się porównać każdy szczegół z wyraźnym zdjęciem z biura. Z tak bliska czułem, że pachnie pleśnią wymieszaną z trudną do opisania, metaliczną wonią. Nagle uderzył mnie smród rynsztoka i zgniłych śmieci. Odruchowo spojrzałem na wpół otwarty kontener i przez chwilę, ledwie sekundę czy dwie, miałem wrażenie, że stoję tam, na tym brudnym podwórku. I że coś dotyka mojej twarzy. Odskoczyłem od obrazu jak oparzony, uderzając plecami o regał z aktami. Ten zachwiał się niebezpiecznie i efektem domina trącił wiszącą na długim kablu żarówkę, która pękła z trzaskiem, pogrążając część magazynu w zupełnych ciemnościach.

Teraz widziałem to wyraźnie i nie mogłem uwierzyć, że nie dostrzegłem tego wcześniej. Ze śmietnika wystawała czyjaś noga. Nogawka pochodziła od spodni garnituru w prążki, a stopa obuta była w charakterystyczny, drogi pantofel o złotawym połysku. 

 

***

 

Nie mogłem powiedzieć tego przełożonemu. To nie była moja sprawa, tylko Adama. Jemu też bałem się cokolwiek powiedzieć. Co to miało niby znaczyć? Co z tego, że na obrazku ktoś namalował nogę, ale… Ona tam była od niedawna. Musiała być. Sprawdzałem to niemal codziennie, przeglądając ukradkiem akta sprawy trzy trzy dwa. Nie było tam wcześniej buta. Nie było. A tam był links, jestem pewny. Czy to dowód? I na co? Nie wiem. Wróciłem do pracy nad swoimi sprawami, ale nie potrafiłem się skupić. Co rusz schodziłem do magazynu i upewniałem się, że wciąż tam jest. Obraz malarza z Greenwich. 

Z trupem Theodora leżącym w kontenerze na śmieci. 

Nawet nie wiem, czy w to naprawdę wierzyłem. Chciałem posądzić Adama o głupi psikus, ale nie wyglądał mi na typ kawalarza. I na pewno nie on sprawił, że z dnia na dzień coraz częściej uciekałem myślami do obrazu w magazynie. Przy obiedzie czułem smród rynsztoka, przy biurku kreśliłem na marginesach szkice wysokich kamienic, nawet na miejscu zbrodni krew przywodziła na myśl pigment do farb. Moje rozkojarzenie zaczęło rzucać się w oczy i nawet przełożony pytał, czy nie potrzebuję urlopu. Myślał, że chodzi o sprawę gwałtu, a ja, jak tchórz, przytaknąłem. Nie mogłem powiedzieć mu prawdy. 

– Słuchaj, Greg – powiedział, siedząc w swoim fotelu, ukryty za tytoniową mgiełką cygara. – Jesteś dobry, cholernie dobry. Rozwiązujesz sprawy i pragniesz, by wyniosły cię na szczyt. Jesteś na dobrej drodze do mojego stołka, nie mówię, że nie. Ale jak się przepracujesz, wylądujesz na przedwczesnej emeryturze. Po co ci to. Odpocznij, Greg. 

W domu nie było lepiej. Miałem wrażenie, że niknie wokół cały nędzny świat. Bardzo dużo spałem, snułem się bez celu i chyba piłem za dużo. Sam przed sobą nie chciałem przyznać, że myślę o obrazie. Że tęsknię do brudnych ulic Terkeny. Skąd wiedziałem, że to ulice Terkeny? Wszystko dookoła wydawało się nieco rozmyte, jakby znajdowało się za pylastą mgłą. A potem przyszedł sen, który zapamiętałem bardzo dobrze. O mieście plagi. O szczurach zjadających ludzi. O komarach składających jaja w trupach. Pierwszy raz w życiu obudziłem się w środku nocy z krzykiem. Do lekarza umówiłem się na najbliższy wolny termin. Nim jednak doszło do wizyty, mój stan z dnia na dzień poprawił się.

Ostatni raz śniłem o mieście. Stało w ogniu, ale nie rozpaczałem. Rano byłem znów sobą. Nigdy w życiu nie czułem się lepiej. 

Tego samego dnia odwiedził mnie Adam. Przyszedł zobaczyć jak się czuję, a powodem odwiedzin okazała się moja żona. Dzwoniła do wydziału, chciała, żeby koledzy odwiedzili mnie z nadzieją, że przywróci mi to zmysły. Nikt nie miał czasu. Adam za to miał. Był tu podobno parę razy, ale nie pamiętam nic z jego wizyt. 

– Jak się czujesz? – zapytał przy kawie.

– Świetnie. Chyba się czymś strułem. Ale mam organizm ze stali, chłopcze.

– To dobrze. Chłopaki z wydziału tęsknią.

– Ta – parsknąłem. – A po bezdrożach hula tylko wiatr.

– Nie bądź dla nich surowy. Musieli pociągnąć do końca sprawy, które prowadziłeś. Bez ciebie nie było łatwo.

– Wiadomo. 

Nastąpiła cisza, głównie z mojej winy, bo chciałem spytać o obraz. Pytanie jednak ugrzęzło mi w gardle. Bałem się, że jeżeli wspomnę o nim głośno, wszystko wróci. Nie chciałem tego. Ciszę przerwał Adam.

– Jak będziesz wracał, to nie idź do naszego wydziału. Przenieśli nas tymczasowo do narkotykowego.

– Co się stało?

– Wybuchł mały pożar, w magazynie dowodów. Na szczęście gaśnice były sprawne, więc ugasiłem go, nim doszło do większych szkód. Straty są, w pewnym sensie, minimalne, ale szef jest wściekły o obraz.

– Obraz? – Przełknąłem ślinę.

– Spłonął. Dwadzieścia milionów dolarów, Greg, to nie w kij dmuchał. – Adam nie wyglądał na załamanego. Wręcz przeciwnie. Przy całej swojej bladości wydawał się całkiem rozpromieniony. – Prawdziwy pech, że pośród wszystkich szpargałów w magazynie akurat to doszczętnie spłonęło. Łatwopalny pigment chyba. Już widzę minę szefa na myśl o bitwie z ubezpieczalnią.

– A przyczyna pożaru? – zapytałem, choć domyślałem się, że nie usłyszę prawdy.

– Wciąż to badają. Biorąc pod uwagę żywiołową dyskusję ze strażakiem i niemal natychmiastową decyzję o wymianie instalacji elektrycznej w połowie budynku…

– Aha… – mruknąłem, wciąż wpatrując się w zadowolonego z siebie Adama. – I dlatego siedzimy na razie w narkotykowym – podsumowałem, na co Dunfall skinął tylko głową.

 Po raz ostatni widziałem go w progu mojego domu, gdy się żegnaliśmy. “Do zobaczenia w poniedziałek”, powiedział, ale nie było go w wydziale ani w poniedziałek, ani wtorek, ani nigdy. Jego biurko wyglądało tak, jakby nigdy nie przepracował nawet dnia, a gdy zapytałem szefa o Adama, chciał mnie wysłać z powrotem na urlop.

Nie zostałem jednak detektywem po to, by zwyczajnie odpuścić. Znalazłem Adama i to nie tak, że się ukrywał. Choć w pewnym sensie robił to, i to całkiem skutecznie, bo sześć stóp pod ziemią. Adam Dunfall pracował w wydziale zabójstw w Greenwich pięć lat temu, nim został brutalnie zamordowany. Młody chłopak zapowiadał się świetnie, aż pewnej nocy ktoś w jego domu urządził sobie czarną mszę. Złożono go w ofierze jakiemuś mrocznemu bóstwu o imieniu zbyt skomplikowanym, by próbować je wymówić. 

Uratowany przed jednym obłędem miałem wrażenie, że popadam w szaleństwo czające się nieufności do własnej percepcji, własnych zmysłów i własnej poczytalności. Nieweryfikowalne, ale oczywiste wnioski wywodzące się z własnych, empirycznych doświadczeń mówią mi, że coś na pewno jest nie tak – albo ze mną, albo ze światem. Czy istnieje coś, czego nie widzę? Czyżby twarda dotąd rzeczywistość była ledwie woalem, w którym powstały dziury? Czyżby ktoś spoglądał przez nie, sięgał ku nam? 

Widok trupa nigdy mnie nie przerażał. Ale od niedawna boję się czegoś innego. Najgorsze, że sam nie jestem pewny, czego.

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie straszne i intrygujące.

Natomiast na samym początku jest trochę niezręczności.

 

Widziałem wiele trupów, niektóre z nich wyglądały gorzej, niż w ekranowych adaptacjach odtwarzających dokonania brutalnych morderców. Zdjęcia na moim biurku przyprawiały niektórych o odruch wymiotny, podczas gdy ja zajadałem przy nich pizzę. Nie jestem zwyrodnialcem, po prostu mam to, czego innym brakuje w takiej robocie.

 

Te ekranowe adaptacje są rozwlekłe i wydumane, nie lepiej horror klasy B?:)

Jak ma to coś, to warto by, żeby teraz lub później wyszło na jaw, co to!

 

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki Ambush, poprawione – nie wiem tylko, czy wystarczająco.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Witaj.

Fantastyczny tekst, horror podawany delikatnie, stopniowo, porcjami, ale konsekwentnie i to robi znakomite wrażenie. :)

Ilustracja jeszcze potęguje nastrój. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

Pecunia non olet

Wszystko pięknie, ładnie, ale tu coś mi nie gra… Dlaczego te buty miały złotawy połysk? 

Dlaczego te buty miały złotawy połysk? 

Trochę zaskoczyło mnie to pytanie, nie powiem. Myślałem, że fragment poniżej wystarczy za “odpowiedź”.

 

“Wyglądały jak zrobione z krokodylej skóry, ale miały dziwny, złotawy połysk, który nie był podobno efektem stosowania barwników. Sposób wykonania butów owiany był tajemnicą

 

Tak więc krótka odpowiedź brzmi: To nieistotne.

Dłuższa odpowiedź brzmi: To MacGuffin – za wiki:

 

MacGuffin (czasami też McGuffin)[1] – termin oznaczający przedmiot, miejsce, cel itp. napędzający fabułę i motywujący działania postaci. Jest ważny nie jako konkretny obiekt (dla widza nie ma znaczenia czym dokładnie jest), a jedynie stanowi pretekst do rozwiązania i przebiegu akcji

Nieco dłuższa odpowiedź: W domyśle buty te nie były naturalnego pochodzenia, co można wiązać bezpośrednio z obrazem. W tym opku nie jest to istotne, dlatego patrz punkt wyżej.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Szewc zabija szewca, bumtarara bumtarara!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

odłożyłem pudełko ze świeżo zamkniętą sprawą. Za tydzień wyrok w sprawie o brutalny gwałt – powtórzenie

 

dość nudny malunek jakiś kamienic = jakichś

 

– Ochrona usłyszała krzyki i bójkę(+.)zZacząłem wyliczankę na palcach(+.)cChłopak 

 

blask wręcz spływał po ścianach i wysokich, chudych oknach – a nie wąskich?

 

Sposób wykonania butów owiany był tajemnicą, i(+,) mimo absurdalnie wysokiej ceny(+,) sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. – interpunkcja; momentami szaleje w kilku innych miejscach 

 

Trzeba było mu przyznać, że dbał o detale(+,) mimo, iż cały obraz – mu zbędne

 

wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki dwie odbitki przedstawiające zdjęcie obrazu – słowo zdjęcie pojawia się w poprzednim zdaniu, więc mamy powtórzenie; plus odbitka to zdjęcie, więc robi się tu masło maślane

 

Chciałem posądzić Adama o głupi psikus, ale nie był typem kawalarza. – a na początku piszesz, że go nie znał; no to jak to w końcu było? 

 

Do lekarza umówiłem się na najbliższy weekend. – ??? gdzie można się umówić na wizytę lekarską w weekend? 

 

Nigdy w swoim życiu nie czułem się lepiej. – zbędne; wiadomo, że nie mógł się jakkolwiek czuć w cudzym życiu

 

Strażacy mówią, że prawdopodobnie poszła iskra ze zbitej żarówki. – nigdy nie słyszałam, żeby ze zbitej żarówki poszła iskra, do tego powodując pożar. Ale może czegoś nie wiem… 

 

Na szczęście gaśnice były sprawne, więc ugasiłem go, nim doszło do większych szkód. – tu uśmiechnęłam się pod nosem z tego jakże poręcznego rozwiązania, że Adam był na miejscu, ze sprawną gaśnicą pod ręką, by ugasić pożar, który strawił wybiórczo tylko jedną rzecz. 

 

Poza przykładami baboli powyżej, zacznę od tego, co mi wybitnie nie podeszło. A jest to końcówka o pożarze właśnie. Cały ten element jest dla mnie niewiarygodny, czym zabił całkiem niezły klimat reszty opowieści. Co mnie tu uwiera? Choćby wspomniana powyżej przyczyna pożaru i jego wybiórczość. Zrobiłeś z Adama taką postać, a nie inną (nie będę spoilerować, gdyby ktoś zaczął lekturę od komentarzy), więc mogłeś inaczej też rozwiązać sprawę pożaru. Zamiast na siłę szukać potencjalnie racjonalnej przyczyny i – moim zdaniem – kulawo tłumacząc jego rozmiar, mogłeś go zrobić w pełni tajemniczym.

Druga rzecz, to poprowadzenie narracji i osadzenie opowieści w klimacie amerykańskiego “jestem zarąbistym detektywem” (bardziej wyczuwałam tu PI niż policję). taki zabieg potrafi być ciekawy, jak jest odpowiednio zastosowany i przeprowadzony. Moim zdaniem nie do końca Ci to wyszło. Ale to takie moje narzekanie. 

Co mi podeszło? Klimat, który mimo wszystko się tu przebija. Czuć napięcie, czytelnik jest zaintrygowany i utrzymujesz jego (a przynajmniej moją ;)) uwagę od początku do końca. I jak nie przepadam za zbytnią tajemniczością, to tu spodobał mi się brak usiłowania wyjaśnienia sprawy Theodora i obrazu. Ten element według mnie jest dobry taki, jaki jest.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki za łapankę Śniąca. Wskazane fragmenty i lapsusy poprawione.

Fragment z odbitkami musiałem trochę przekonstruować.

 

Strażacy mówią, że prawdopodobnie poszła iskra ze zbitej żarówki. – nigdy nie słyszałam, żeby ze zbitej żarówki poszła iskra, do tego powodując pożar. Ale może czegoś nie wiem… 

przekonstruowałem, powinno wyjść nieco bardziej wiarygodnie.

 

. Cały ten element jest dla mnie niewiarygodny, czym zabił całkiem niezły klimat reszty opowieści. Co mnie tu uwiera? Choćby wspomniana powyżej przyczyna pożaru i jego wybiórczość. Zrobiłeś z Adama taką postać, a nie inną (nie będę spoilerować, gdyby ktoś zaczął lekturę od komentarzy), więc mogłeś inaczej też rozwiązać sprawę pożaru.

<spoiler> Hmmmm. Wydaje mi się, że wyjątkowo wyraźnie zasugerowałem, że to Adam był przyczyną pożaru i zwyczajnie spalił obraz </spoiler>. Uczyniłem to właśnie poprzez ten wyjątkowo naciągany zbieg okoliczności i drobny opis, że Adam wydawał się zadowolony a nie zmartwiony.

 

Druga rzecz, to poprowadzenie narracji i osadzenie opowieści w klimacie amerykańskiego “jestem zarąbistym detektywem” (bardziej wyczuwałam tu PI niż policję). taki zabieg potrafi być ciekawy, jak jest odpowiednio zastosowany i przeprowadzony. Moim zdaniem nie do końca Ci to wyszło. Ale to takie moje narzekanie. 

Zgadzam się. Zależało mi na napisaniu “lekkiego” szorcika w klimatach detektywistyczno-chtulhowatych. Próba ujęcia tematu “właściwie” wiązałby się z rozbudową opka, a tego chciałem uniknąć. 

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

przekonstruowałem, powinno wyjść nieco bardziej wiarygodnie.

Nie widzę tego… 

A jeszcze jak o tym myślałam, to doszłam do wniosku, że całkiem chyba niezłym rozwiązaniem byłoby stwierdzenie, że przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. Takich rzeczy nie orzeka się w pięć minut. Z kontekstu wynika mi, że pożar i wizyta Adama z tą wiadomością miały miejsce w ciągu jednego dnia. To za szybko na zbadanie przyczyny, a jak już przy tym jesteśmy to i na bój z ubezpieczycielem i zmianę instalacji. W przypadku ubezpieczenia, to raczej nikt w takim czasie nie zdążył przeprocesować zgłoszenia szkody (już nawet nie chcę poruszać kwestii przechowywania i zabezpieczenia dzieła sztuki za miliony dolarów i to nie tylko w kontekście ubezpieczenia). A i posterunek/komenda nie jest prywatną własnością szefa, więc też nie widzę szans na znów tak szybką akcję remontu. 

To wszystko powoduje, że mi się to nie spina i traci wiarygodność.

 

Uczyniłem to właśnie poprzez ten wyjątkowo naciągany zbieg okoliczności i drobny opis, że Adam wydawał się zadowolony a nie zmartwiony.

Najwyraźniej dla mnie (ale pamiętaj – dla mnie) samo zadowolenie Adama, to za słaba wskazówka i ją przegapiłam. 

 

Próba ujęcia tematu “właściwie” wiązałby się z rozbudową opka, a tego chciałem uniknąć. 

To można szukać różnych rozwiązań i np. jak wspomniałam wyżej, część rzeczy sobie po prostu darować i wywalić zbędne detale, które i tak nic nie wnoszą, a psują brakiem wiarygodności. Ewentualnie jeszcze można je zostawić, ale modyfikując w kierunku: “podejrzewam, jaka będzie przyszłość”, czyli np.: Szefa pewnie teraz czeka bitwa z ubezpieczalnią i coś przebąkiwał, że wymieni instalację w połowie budynku. O nieznanej przyczynie pożaru już pisałam. 

 

Wiem, czepiam się, ale taką już mam naturę, że jak mnie coś uwiera, to to wskazuję ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie widzę tego…

Ooooo maj gad. Nie zapisałem zmian, lol. Żadnych. Dżizas… Dziś wieczorem to zrobię. Chyba za bardzo się do google docsów przyzwyczaiłem. W domu poprawię jeszcze raz.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Poprawione!

 

A jeszcze jak o tym myślałam, to doszłam do wniosku, że całkiem chyba niezłym rozwiązaniem byłoby stwierdzenie, że przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana.

Tak też uczyniłem. Zadziwiające, że dopiero po wytknięciu mi tego wydało mi się to logiczne.

 

a jak już przy tym jesteśmy to i na bój z ubezpieczycielem i zmianę instalacji. W przypadku ubezpieczenia, to raczej nikt w takim czasie nie zdążył przeprocesować zgłoszenia szkody (już nawet nie chcę poruszać kwestii przechowywania i zabezpieczenia dzieła sztuki za miliony dolarów i to nie tylko w kontekście ubezpieczenia). A i posterunek/komenda nie jest prywatną własnością szefa, więc też nie widzę szans na znów tak szybką akcję remontu. 

Jak wyżej :)

 

Najwyraźniej dla mnie (ale pamiętaj – dla mnie) samo zadowolenie Adama, to za słaba wskazówka i ją przegapiłam.

W związku ze zmianą tego dialogu przy okazji (chyba) uwypukliłem tę kwestię bardziej.

 

Wiem, czepiam się, ale taką już mam naturę, że jak mnie coś uwiera, to to wskazuję ;) 

Feedback, zarówno Twój, jak i bardzo wielu osób na tym portalu, pozwolił mi poprawić wiele rzeczy w moich opkach. Więc tak trzymać :P.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Zadziwiające, że dopiero po wytknięciu mi tego wydało mi się to logiczne.

Może i zadziwiające, ale bardzo częste zjawisko.

 

Feedback, zarówno Twój, jak i bardzo wielu osób na tym portalu, pozwolił mi poprawić wiele rzeczy w moich opkach. Więc tak trzymać :P.

Zawsze się cieszę, gdy uda mi się choć trochę komuś pomóc, jak mnie pomogli wcześniej (ale i wciąż pomagają) inni. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Folanie, czytałam zaintrygowana, bo nieźle przedstawiłeś przypadek tajemniczego zniknięcia przemysłowca, dodałeś do tego szczególny i cenny obraz, a na koniec dołożyłeś element powszechnie uchodzący za nadprzyrodzony. Fajna lektura. :)

 

Ka­mie­ni­ce pięły się po bo­kach w górę… → Masło maślane – czy coś może piąć się w dół?

 

cena zde­cy­do­wa­nie od­zwier­cie­dla­ła eks­klu­zyw­ność. → …cena zde­cy­do­wa­nie od­zwier­cie­dla­ła eks­klu­zyw­ność.

 

stał już na scho­dach i za­kła­dał ka­pe­lusz na głowę. → Zbędne dopowiedzenie – czy zakładałby kapelusz na coś innego, nie na głowę?

Wystarczy: …stał już na scho­dach i za­kła­dał ka­pe­lusz.

 

– Słu­chaj, Greg – po­wie­dział, sie­dząc w swoim skó­rza­nym fo­te­lu… → Zbędny zaimek.

 

wpa­tru­jąc się w za­do­wo­le­ne­go z sie­bie Adama. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione, dzięki Regulatorzy i cieszę się, że się podobało.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Bardzo proszę, Folanie. Miło mi, że sprawiłam Ci radość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Bardzo ładnie i klasycznie zacząłeś to opowiadanie, a potem stopniowo budowałeś napięcie, ale moim zdaniem całościowo niezbyt się to domknęło. Mam takie odczucie, jakby wątki się trochę rozjechały. Dużo miejsca poświęcasz opisowi relacji Theodora i David oraz ich biznesowi, ale to jakoś się potem rozmywa. Następnie obraz znajduje się w centrum zainteresowanie i już wiadomo, że jest to jakiś inny wymiar, po czym kończy się pożarem i obraz znika. Na koniec okazuje się, że Adam jest duchem. Bohater widzi go przez kilka miesięcy i trochę trudno uwierzyć, że nigdy wcześniej nie zagadał ani nie wspomniał współpracownikom o nim. Do tego dochodzi dziwna śmierć Adama. Jeśli dobrze rozumiem konkluzją tekstu jest to, że istniej równolegle inny świat. Mam wrażenie, że trochę jest tu za dużo elementów jak na tak krótki tekst. Opowiadanie jednak czytało się przyjemnie, bo styl masz lekki.

Drugi kadr pochodził stąd, z naszego magazynu, której autorem musiał być Adam.

Tu jest coś nie tak. Szyk zdania też jakiś niedobry.

Dużo miejsca poświęcasz opisowi relacji Theodora i David oraz ich biznesowi, ale to jakoś się potem rozmywa.

Może i racja – mógłbym zupełnie pominąć kwestię niezwykłości Adama i poświęcić więcej miejsca głównemu wątkowi. Cenna uwaga. 

 

Tu jest coś nie tak. Szyk zdania też jakiś niedobry.

Poprawione

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Zaliczone wersy: 4

 

[1]  Już dzień okrywa czarny szal

[2]  Pająk nocy znowu się stąd wkradł

[3]  Niknie wokół cały nędzny świat

[4]  Po bezdrożach hula tylko wiatr

[5]  To postać zła, co władzę ma

[6]  Pochłania wszystkich tak, jak chce

[7]  To fatum bezlitosne wbrew woli Twej

[8]  Drogami swymi niesie Cię

[9]  Czarna dama przędzie długą nić

[10] Tworzy obraz Twoich przyszłych dni

[11] Tego niesie jej zalotny śmiech

[12] Twoją duszą targa cichy gniew

[13] Pragniesz biec po drogach tylko swych

[14] Pragniesz, by wyniosły Cię na szczyt

[15] Te marzenia wnet zadręczą Cię

[16] Jeśli od nich nie uwolnisz się

Całkiem fajne opko. Może nie zapamiętam na dlugo, ale nieźle trzymasz klimat, a to nie takie proste :) Czepłabym się właściwie jedynie tego, że są tu dwie równoległe historie: morderstwa faceta od butów i powiązanej z nim tajemniczej sprawy obrazu oraz historia Adama, który okazuje się duchem. Fajnie byłoby gdyby obie się jakoś zazębiały, nie tylko przez postać głównego bohatera.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czepłabym się właściwie jedynie tego, że są tu dwie równoległe historie

Alicella również zwróciła na to uwagę.

 

Może nie zapamiętam na dlugo, ale nieźle trzymasz klimat

Dzięki. Jak wspomniałem wcześniej zależało mi na tym, żeby to była takie… hmmm… poprawne po prostu. Szczególnie, że nie robiłem bety – chciałem sprawdzić, jak wypadnę z wejściem “na żywo” ;].

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Dość męcząca była to lektura. Najpierw powoli, wręcz mozolnie, budowałeś klimat pewnego niedopowiedzenia, który w końcu zaczął do mnie przemawiać. I wtedy nastał finał i nie wiem, co się stało. Wątek tytułowego obrazu urywa się bardzo wygodnym pożarem, a aż się prosi, by jakoś lepiej go wyeksponować. Postać Adama okazuje się być martwa od lat, lecz główny bohater nijak tego nie dochodzi; narracja po prostu czytelnika o tym informuje. Końcówka wydaje mi się pospieszna i odstaje od reszty tekstu. Szkoda.

Dzięki za udział!

Miks „Szóstego zmysłu i Kinga spod znaku „Buicka 8”? Kupuję to, bo fajnie napisane. W sumie nic nowego, ale stworzone sprawnie i z nerwem. To się po prostu czyta. Choć, być może, to historia na dłuższą opowieść i rozkwitłaby, gdyby dodać jej parę tysięcy znaków.

Wersy piosenki delikatnie wyczuwalne.

 

I obowiązkowe czepialstwo:

– „Sposób wykonania butów owiany był tajemnicą i, mimo absurdalnie wysokiej ceny, sprzedawały się jak ciepłe bułeczki” – co w tym zdaniu jest podmiotem?;

- „mieście plagi, w których szczury pożerają” – którym;

– „koledzy odwiedzili mnie z nadzieją” – to brzmi kulawo.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Fajna historia, klimatyczna, tajemnicza, wciągająca.

Mnie się wszystko domknęło – obraz (jakoś tam związany z butami) pożarł przemysłowca seniora, duch Adama skierował uwagę bohatera na ten obraz. Obraz zaczął omotywać bohatera. Żeby go ratować, duch spalił obraz, a po wykonaniu zadania zniknął.

Czytało się bardzo przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Zainteresowało mnie i wciągnęło. Fajne, podobało mi się :)

 

No i musiałam wrócić, bo zobaczyłam, że to opowiadanie ma tylko trzy kliki do biblioteki. Dlaczego?

Podoba mi się motyw niezwykłego obrazu, zmieniającego się w trakcie prowadzonego śledztwa, wciągającego do swojego świata. W sumie samo to mnie zainteresowało na tyle, że wątek morderstwa Adama nie był mi potrzebny. No, chyba że miałby jakiś związek z obrazem, to by jakoś tłumaczyło, skąd się tam wziął.

No.

To merytorycznie jest. I nawiązuje do tekstu. Czyli przeczytałam.

Dobrzy ludzie, doklikajcie, cobym się nie trudziła na marne ;)))

Przynoszę radość :)

Miś trafił tu po przeczytaniu na SB polecenia Anet. Wcześniej omijał opowiadanie z powodu tagów. Nie żałuje, że przeczytał. Dobrze się czytało. Autor zareagował w tekście na uwagi komentujących. Obraz w opowiadaniu staje się stopniowo właściwie głównym bohaterem. Dołożony na końcu, po tekście, znakomicie zamyka opowiadanie, dopełnia klimat. Miś też uważa, że opowiadanie zasługuje na znalezienie się w bibliotece i daje swojego klika, i gwiazdki.

:)

Przynoszę radość :)

Ło! Dziękuję za odwiedziny oraz za pozytywny komentarz. Cieszę się, że się podobało.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Folanie, ja Ci nawet bibliotekę załatwiłam* ;)

 

* Przy pomocy Koali, przyznaję

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka