- Opowiadanie: SnoWhit37 - Śmierć najgłośniej śmieje się z naiwności

Śmierć najgłośniej śmieje się z naiwności

Proletaryat – „Cena”

Przechrzczona “Kobieta-Szkielet”, bo grożono mi klęczeniem na grochu. ;)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Śmierć najgłośniej śmieje się z naiwności

Rytmiczny dźwięk kroków odbijał się od szarych skał, skręcał w korytarze rozchodzące się na boki i błądził w otaczającym ich labiryncie. Po ścianach błąkało się światło latarek – delikatnie, niemal troskliwie. Utrzymywali pełną czujność, reagowali na każdy szmer i ruch. Najmniejszy błąd lub rozproszenie mogło wezwać metafizycznego kupca, a cenę każdy zna. Szybkimi ruchami dłoni dowódca wydał rozkazy swoim ludziom i grupa tuzina mężczyzn oraz kobiet rozdzieliła się na cztery mniejsze oddziały. Rozeszli się po tunelach jak mrówki. Przeczesywali świątynię metodycznie i powoli, kąt po kącie, skrawek po skrawku. Póki co wszystkie sale okazywały się puste, nie licząc mchu i brudu, który osiadł po tych kilkunastu latach bezruchu i opuszczenia. Od kiedy w jednym z pomieszczeń zalęgła się upiorzyca, omijano to miejsce w bezpiecznej odległości. Dla lokalnej społeczności świątynia stała się tematem tabu.

„Stop” – gwałtownie podniesiona dłoń zaciśnięta w pięść. Dino klęczała na ziemi, a jej wzrok przesuwał się powoli po fragmencie kamiennej płyty obok kolana. Z kieszeni na udzie wyciągnęła woreczek i wyćwiczonym ruchem wysypała przed sobą troszkę proszku. Szarość skały ustąpiła przed jaskrawym blaskiem drobnych run, które pojawiły się na podłożu. Szybkie, płynne ruchy – plecak wylądował za Dino, z niego wynurzył się zestaw rytualno-saperski. Dopiero wówczas kobieta zaczęła działać wolniej i ostrożniej. Liczyła się precyzja. Brała kolejno różne narzędzia – dłuto, później fiolkę z niebieskim, błyszczącym płynem, następnie pędzelek o śnieżnobiałym włosiu.

Gdy uwagę Dino całkowicie pochłaniało rozbrojenie runicznej pułapki, towarzyszący jej mężczyźni skanowali otoczenie białymi światłami latarek. Czasem ze stropu sypał się pył, a dźwięk upadających drobinek rozcinał panującą wokół ciszę.

„Ruszamy” – otwarta dłoń wskazująca kierunek, w którym mają podążać. Dino szła pierwsza, obserwując bacznie ściany i ziemię, by zawczasu zatrzymać oddział. Nawet saper rytualny nie jest w stanie od razu stwierdzić, czy runy wyryte w kamieniu są tylko alarmem, czy jednak mają na celu wyrządzić intruzom krzywdę.

Minęli kolejny zakręt i w końcu trafili na trupa, właściwie na szkielet. Nim nadejdzie świt naliczą ich łącznie niemal pięćdziesiąt. Ten opierał się o ścianę niemal nonszalancko. Lekko przekrzywiona czaszka, puste oczodoły wpatrzone prosto w trójkę intruzów, lewe ramię położone na plecaku rozpadającym się pod ciężarem czasu. Obok prawego uda leżały resztki mapy i notatnik. Dino wyciągnęła drewniany medalion w kształcie zwiniętego węża i zatoczyła nim dwa kręgi nad szczątkami. Dopiero wtedy miała pewność, że kości nie są przesiąknięte wrogą magią. Podniosła ostrożnie notes i podała idącemu za nią Komarowi. Mężczyzna zawiesił karabin swobodnie na pasie taktycznym i ujął delikatnie zeszyt. W dotyku kartki wydawały mu się niezwykle kruche, więc przekładał je ostrożnie, wzrokiem wyłapując kluczowe dla siebie słowa.

„To on” – lekkie skinięcie głową i schowanie zeszytu do kieszeni na udzie. Przez komunikator przekazali pozostałym oddziałom, że są na dobrej drodze i ruszyli ponownie w tej samej formacji – Dino na przodzie, za nią Komar, Imbir zamykał pochód. Tym razem wybór korytarzy stał się łatwiejszy, podążali śladem szkieletów, które należały do nieszczęśników zwabionych do świątyni przez ciekawość bądź głupotę, a czasem przez zwykły pech. Za każdym razem powtarzała się sekwencja wyćwiczona po kilkudziesięciu wspólnych akcjach w terenie. Dino deaktywuje runiczne pułapki, Komar zbiera informacje o przeciwniku, Imbir pilnuje, by nikt i nic nie przeszkodziło pozostałej dwójce.

„Cel” – gwałtownie wzniesiona dłoń z wyprostowanymi dwoma palcami. Stanęli w wejściu do ogromnej, niemalże pustej sali. Po ścianach spływała woda, formując wodospady i znikając w specjalnie wydrążonych szczelinach w podłodze. Tworzyło to wrażenie, jakby wszystko wokół nich było w ciągłym ruchu, niestałe i niepewne. Na samym środku komnaty na drobnym wzniesieniu, do którego prowadziły topornie wyciosane schodki, stał kamienny tron o wysokim oparciu i wykończonych złotem podłokietnikach. Światło księżyca padało na niego centralnie od góry przez otwór w suficie. Nie potrzebowali latarek, by wyraźnie widzieć postać siedzącą na królewskim miejscu. Tym razem to również był szkielet, ale zastygły w swobodnej, dumnej pozie. Na pożółkłych kościach wisiały strzępy materiału, który kiedyś stanowił zapewne bogato zdobioną szatę. Trzymająca się nadal na czaszce korona była pozłacana i wykończona drobnymi kamieniami szlachetnymi.

– Zaczynałam się martwić, że do mnie nie traficie. – Kobiecy głos rozszedł się po sali jak strzał z bicza, rozcinając powietrze wypełnione szumem wody. Nie towarzyszył temu żaden, nawet najmniejszy ruch szkieletu, jakby przemawiała do nich sama komnata. – Tropicie mnie już od jakiegoś czasu, więc stwierdziłam, że w końcu do was przemówię. Chcecie wysłuchać krótkiej historii? Nie martwcie się, możecie mi przerwać w każdej chwili, jeśli zaczniecie się nudzić.

Trójka towarzyszy wymieniła się krótkimi komunikatami za pomocą gestów. Wystarczyły im same spojrzenia, by omówić plan działania.

– Z przyjemnością posłuchamy. – Imbir zaczął powoli zmierzać w kierunku tronu. Szedł na ugiętych nogach, zataczając nieduży łuk z prawej strony. W tym samym czasie Komar ruszył od frontu, a Dino od lewej. Broń wymierzoną mieli prosto w szkielet, a w magazynkach spokojnie czekały srebrne kule z wyrytymi runami Spętania.

– Matką moją była Złość, a raczej Enfado, lecz nie wymagam od was znajomości hiszpańskiego. – Głos zmienił się na męski, delikatnie zachrypnięty.

Smugi niebieskozielonego światła przecięły wodospady i zaczęły formować się w kształty. Najpierw wyłoniły się chaty, wokół nich zaczęli pojawiać się ludzie, potem ogromne ognisko otoczone totemami. 

– Wiem, jak to brzmi, lecz w jej czasach dziewczęta oddawane na nauki do szamanek otrzymywały właśnie takie przydomki. A do mojej matki ten pasował najlepiej. Zawsze była nieposkromiona, dążąca do celu po trupach. Odziedziczyłam to po niej, jak już zapewne zdążyliście zauważyć. – Słowa unosiły się leniwie w powietrzu.

Oddział posuwał się powoli w stronę tronu. Dino zatrzymała towarzyszy ruchem dłoni i uklęknęła przy pierwszym runicznym kręgu. Doskonale wiedziała, że znajdzie jeszcze co najmniej dwa podobne, o ile nie więcej. Wszystkie upiorzyce zabezpieczają swoje Miejsca Pamięci w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób. Tutaj mieli do czynienia z perfekcyjnie wykonaną, runiczną ochroną.

– Nie jest istotne, co działo się z nią przez pierwsze dwadzieścia lat życia. Wiedzcie jedynie, że ukończyła nauki, została szamanką plemienną i wykazywała wprost idealnie umiarkowany talent do magii. Nie na tyle duży, by stać się lokalną sensacją, ale też nie na tyle mały, by uważano ją za nieudacznicę. Jej życie to była istna sielanka. Żyła w dostatku, spokojnie, wśród kochających ją bliskich. – Z ostatnim słowem głos stał się wyższy, wręcz piskliwy, jak u dziecka.

Przy niebieskawym ognisku na wodospadzie uformowała się kolejna postać, jednak ta mieniła się na jasnoróżowo. Jej ruchy były delikatniejsze, płynniejsze, jakby twórca iluzji poświęcał animacji więcej czułości. Komar starał się zapamiętać każdy szczegół. Przeszłość upiorzycy definiowała jej obecny kształt.

– Jednak wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć, prawda? Przybysze z dalekiego lądu zacumowali przy brzegu kilkanaście kilometrów stąd, a wraz z nimi postawny mężczyzna o długiej, ciemnej brodzie i iskrzących się czarnych oczach. Moja matka przewodziła grupie, która miała ich powitać i poznać ich zamiary. W ten sposób został ojcem moim Gniew, właściwie Asmund Gniewny. Oboje twierdzili, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. – W dziecięcym głosie dało się wyczuć ogromne pokłady jadu i nienawiści. Imbir poczuł, jak ciarki przechodzą mu po plecach. Dino zdołała rozbroić już drugi krąg i gestem pokazała, że został ostatni. Komar wziął kilka głębszych oddechów, by uspokoić nerwy.

Wodna scena znowu się zmieniła. Grupa połyskujących na zielono tubylców stała naprzeciwko większej od nich zgrai żółtopomarańczowych postaci. Na czele przybyszów stał dużo od nich wyższy, ognistoczerwony mężczyzna.

– Czy ja was nudzę? Mam nadzieję, że nie. Teraz zacznie się robić już tylko ciekawiej. Nie wiem, jakim cudem moja matka nie domyśliła się od razu, że te czarne oczy nie mogą być zwiastunem niczego dobrego. Wystarczyła chwila nieuwagi, okazanie zbyt dużego zaufania, by przybysze zniszczyli wioskę i zabrali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Nie zostawili przy życiu nikogo poza Enfado. Ją Asmund wziął na swój ląd jako trofeum. Nie zdołał jednak zdobyć wszystkiego, jej serce pozostało tutaj, dokładnie w tej świątyni. – Głos na powrót stał się kobiecym altem.

W ułamku sekundy wodospady rozbłysły czerwonym, piekielnym światłem. Chaty zapłonęły, zielone postacie padły martwe u własnych drzwi, a mieniąca się bladoróżowym światłem kobieta została brutalnie wciągnięta w żółtopomarańczowy tłum, nad którym górował ich krwawy dowódca. Potem równie szybko wszystko zniknęło, pozostawiając jedynie lekką, błękitną poświatę.

– Przepraszam, że się tak rozgadałam. Gdyby chociaż został jeszcze jeden dzień, to może zdołałabym jakoś lepiej przygotować tę opowieść, lecz zjawiliście się wcześniej, niż sądziłam. – Blady poblask ostatniej runicznej pułapki znikł. Komar wchodził powoli po schodkach, trzymając w dłoni wąski sztylet zdobiony świętymi napisami. Z dołu osłaniała go pozostała dwójka, wpatrując się w nieruchomy szkielet. – Ten ostatni krok przed śmiercią, człowiek chce pozostawić cząstkę siebie w czyjejś pamięci.

Komar szybkim ruchem wbił sztylet prosto w mostek szkieletu. Po komnacie potoczył się ogłuszający wrzask, a kości rozsypały się w pył. Wiatr, który pojawił się znikąd, porwał drobiny i poniósł je ku dziurze w suficie. Po drodze mieniły się na przemian różnymi kolorami, by ostatecznie zniknąć na tle nieba. Odzież trupa opadła bezgłośnie na tron, a może dźwięk, po prostu, zginął wśród krzyku upiorzycy i szumu wody. Wszystko wróciło do normy w ciągu sekundy, jakby nic się nie stało. Niebieskawy poblask wodospadów całkowicie zgasł.

– Już po wszystkim? – Imbir opuścił lekko broń i powiódł wzrokiem po towarzyszach.

– Wiesz, jaka jest odpowiedź. Znamy ją i ty, i ja. – Sztylet Komara powrócił do pochwy na udzie. – To był jedynie wabik.

– Bardzo dobrze zrobiony wabik. Nie byliśmy w stanie go rozpoznać aż do momentu Przegnania – mruknęła Dino i zaczęła oglądać tron z każdej strony. Musnęła dłonią wyblakłe już runy wyryte na nim tuż przy ziemi.

– Komar, co o niej wiemy? Wyciągnąłeś coś sensownego z jej paplaniny? – Imbir wyjął z ucha słuchawkę i zaczął przy niej majstrować, marszcząc co jakiś czas brwi.

– Nic nie wskazuje na to, by była jakimś wyjątkowym przypadkiem. Kolejna skrzywdzona kobieta marząca o zemście. Wiemy przynajmniej, skąd zna runy. Mężulek musiał ją nauczyć jeszcze za życia. – Komar wyjął zabrany wcześniej notes i zaczął go uważniej przeglądać.

– Raczej ojciec. Opowiadała przecież o swoich rodzicach, nie? – Dino wstała z ziemi i otrzepała kolana z pyłu.

– Saperzy rytualni, żadnej znajomości bestiariusza… To nie może być duch córki. Upiorzyce tworzą Miejsca Pamięci na podstawie bolesnych wspomnień. Krzywdy doświadczyła tutaj Enfado, a nie jej dzieciak, o ile w ogóle istniał. Nie było nawet szans, by dostał się tu za swojego życia. Nazwanie siebie i Asmunda rodzicami to była metafora, bo ich działania powołały ją ponownie do życia.

Saperka pokiwała jedynie głową i z dna plecaka wyciągnęła wojskowy tablet. Kilka stuknięć i ekran rozświetlił się delikatnie, ukazując mapę świątyni. Dostała ją od profesora archeologii z lokalnego uniwersytetu, który badał jaskinię jeszcze za czasów, gdy nie była nawiedzona. Dino zaczęła wprowadzać na niej zmiany – dodała notatki o znalezionych w różnych miejscach runach, sporządziła krótki opis wabika i iluzji na wodospadach, zrobiła szybki obchód po komnacie i uwieczniła najważniejsze fragmenty runicznych pułapek na zdjęciach.

– Cholera… – mruknął pod nosem Imbir i wziął głęboki oddech, by nie cisnąć z frustracji słuchawką o ziemię.

– Co jest? – Komar oderwał się od zapisanych drobnym pismem kartek.

– Straciliśmy łączność z resztą. Jakby komunikator nie potrafił ich namierzyć.

– Sensor nie wykrywa żadnego magicznego zagłuszania sygnału. – Dino wpatrywała się w tablet i szybko stukała w ekran, coraz zmieniając rodzaj wykrywanej przez system energii.

– Jemu też się to przytrafiło. – Komar przewertował od początku notes, szukając odpowiedniego zapisku. – Cała strona zapisana jest spekulacjami, dlaczego sygnał komórki pada bez wyraźnego powodu, mimo że sekundę wcześniej dokładnie w tym samym miejscu jeszcze był.

– To notes tego Wrighta, tak? – spytała saperka. – Tego samego, który był też w pobliżu poprzedniego wabika?

– Tak. Tym razem jednak nie miał tyle szczęścia, co poprzednio i magia wabika zdołała go ukatrupić. Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale jeszcze mam ostatnią myśl. – Komar zawahał się na chwilę, nerwowo stukając palcami o okładkę notesu. – Co jeśli poprzednim razem upiorzyca puściła go wolno z litości? Gość z trudną przeszłością o nazwisku oznaczającym „gniew”. Babka mogła…

– Komar, przestań. To idiotyczna teoria nawet jak na ciebie. Na pewno przez litość nie poznałem jej poprzednich ofiar. Musiały być niewarte naszego czasu, więc nam tego oszczędziła – warknął Imbir i poprawił broń zawieszoną na ramieniu. – Ruszajmy, bo co niektórym kurz w powietrzu zaburza procesy myślowe. Poza tym potrzebuję znaleźć sposób na udobruchanie naszego kochanego generała. Nim ogarnie Mrok, że znowu trafiliśmy na wabik, będę miał chociaż trochę spokoju.

Żwawym krokiem dowódca poszedł w kierunku wyjścia, nie oglądając się na pozostałą dwójkę. Dino spojrzała jedynie niepewnie na Komara i podążyła za Imbirem. Schowawszy notes do kieszeni, mężczyzna zlustrował ostatni raz komnatę i zrezygnowany ruszył za swoim oddziałem.

Tym razem poruszali się swobodniej, jednak wciąż z uniesionymi karabinami. Brak łączności napawał ich niepokojem, choć nikt nie przyznał tego na głos. Tuż nad ich głowami ze stropu sypał się pył, co kilka metrów zwisały również korzenie, które przebiły się przez szczeliny w skałach. Otulająca ich ciemność znacznie zmniejszała pozostały im czas, zanim w oczy zajrzy strach, a myśli zaczną przeszkadzać w działaniu.

Ostry, wysoki dźwięk przeciął ciszę. Na ten sygnał oddział stanął i dwa zaskoczone spojrzenia spoczęły na Dino. Kobieta wyciągnęła tablet i na widok wyświetlanego komunikatu jej serce zabiło mocniej, a w żyłach zaczęła płynąć uwolniona przez przerażenie adrenalina.

– Niemożliwe… Nowe źródło mocy – wyszeptała drżącym głosem, ale dla pozostałych słowa wybrzmiały jak uderzenia dzwonu.

– Skąd? – Imbir otrząsnął się z szoku w ułamku sekundy i wszedł ponownie w rolę dowódcy. Zlęknionym spojrzeniem saperka wskazała odpowiedni korytarz.

– Ale jak…?

– Upiorzyca musiała włożyć w wabik prawie całą swoją moc. Wtedy aura z sali tronowej zagłuszyła jej wątły sygnał, a gdy zniszczyłem szkielet, bestia musiała przekierować wyzwoloną magię do siebie i wrócić do pełnych sił – wytłumaczył Komar, a jego oczy iskrzyły się od ekscytacji. – Genialne i niesamowicie ryzykowne posunięcie, kierowane desperacją…

– Czyli wiemy, co się stało z łącznością – powiedział wypranym z emocji głosem Imbir, gasząc zapał podwładnego. – Skoro nie mogli jej wykryć, bo wabik zagłuszał sygnał, to upiorzyca z łatwością ich załatwiła.

Dopiero po wypowiedzeniu tego na głos, cała trójka zdała sobie sprawę, ilu ludzi dzisiaj stracili. Większość z nich znali od wielu lat za sprawą wspólnych treningów i misji. Myśl o tak wielkiej stracie powoli zaczynała przejmować nad nimi kontrolę, paraliżując zarówno umysł jak i ciało.

– Nie wiem, co to żal – wyszeptał Imbir, przymykając oczy. Schował owładające go uczucie na dnie serca i skierował myśli na zadanie, które przed nimi stało. – Mamy upiorzycę do zabicia, drużyno.

Siła, z jaką wypowiedział ostatnie zdanie, pobudziła pozostałych do działania. Na ich twarzach malowała się determinacja, a w oczach błyszczało pragnienie zemsty. Wrócili do szyku, w jakim poruszali się na początku. Na swojej drodze znaleźli jedynie deaktywowane pułapki runiczne, zapewne przez inny oddział. Upiorzyca nie miała czasu, by nasycić je ponownie mocą. Dzięki sensorowi saperka prowadziła oddział prosto do celu. Oni, w przeciwieństwie do pozostałych, potrafili już wykryć bestię i nie zamierzali wracać do domu bez pewności, że ta nie żyje.

„Cel” – gwałtownie wzniesiona dłoń z wyprostowanymi dwoma palcami. Na środku korytarza, w który właśnie skręcili, stała postać. Czarny kombinezon ich jednostki z ledwością trzymał się na szkielecie, a czaszka wpatrzona była prosto w nich.

– Jak wam się podoba moja nowa powłoka? – Żeński głos otoczył ich tak samo, jak w komnacie.

– Naciesz się nią, bo to twoja ostatnia – warknął Imbir, a jego palec zaczął się powoli zaciskać na spuście.

– To się jeszcze okaże. – Czaszka przechyliła się powoli, patrząc na nich teraz pod kątem. Mieli wrażenie, że uśmiecha się do nich pogardliwie. – Wspaniałomyślnie mogę pozwolić wam odejść, o ile zniesiecie myśl, że wasza reszta życia cudzą krwią została opłacona.

– Został jeszcze jeden krzyk, który chcemy usłyszeć, zanim stąd wyjdziemy – rzekła Dino i wzięła głębszy oddech, by choć trochę uspokoić tętno i drżącą delikatnie lufę karabinu.

– Zatem krzyczcie – wychrypiała upiorzyca, a jej puste oczodoły rozbłysły upiornym, błękitnym światłem, oślepiając żołnierzy.

Gdy Komar otworzył z powrotem oczy, ujrzał rozciągającą się wokół niego taflę wody. Sięgała po horyzont, jakby stał pośrodku oceanu, jednak idealnie gładkiej powierzchni nie przecinała żadna, nawet najmniejsza fala. Za sobą ujrzał szeroki na kilka metrów spadający z nicości wodospad. Pustą przestrzeń wypełniał jedynie szum wody.

– Witaj. – W wodospadzie ukazała się sylwetka ciemnowłosej, szczupłej kobiety. Jej opalone ciało otulały jasnoróżowe, powiewne szaty. Patrzyła na mężczyznę delikatnym, pełnym troski spojrzeniem. – Nie bój się. Jestem tu, by ci pomóc.

– W jaki sposób? – Czytał o tym kiedyś. To była raczej krótka, niepotwierdzona plotka spisana przez pewnego badacza, ale on wierzył w każde słowo widniejące w bestiariuszu. Upiorzyce potrafiły zsyłać wizje, mącić w głowach, oszukiwać zmysły. Do tej pory nikt nie zdołał tego jednak potwierdzić.

– Wiem, co przeżywasz. Choć w innych czasach i miejscu, to doświadczenie mamy to samo.

– Jakież to doświadczenie?

– Nikt mi nigdy nie dał nic. Każdy sukces był tylko i wyłącznie wynikiem mojej pracy. Wszystkie kłopoty przezwyciężałam sama. Tak samo, jak ty. Wiem, jak się czujesz, gdy Imbir drwi z twoich teorii. Rozumiem twoją rozpacz, gdy nikt nie wierzy w twoje oskarżenia wobec byłej żony. Znikąd wsparcia. – Kobieta wyciągnęła ku niemu dłoń i zatrzymała tuż przy tafli wody, zachęcając, by za nią chwycił. Komar nie potrafił oderwać wzroku od jej brązowych, hipnotyzujących oczu. – Wszystko brałeś sam, prawda?

– Tak, wszystko brałem sam… – odpowiedział sennym głosem. Powoli zaczął sięgać dłonią ku niej.

– Tylko mnie możesz zaufać.

– Tak, tylko tobie… – Jego dłoń już prawie dotykała wodospadu, gdy gwałtownym ruchem chwycił kobietę za szyję i pociągnął ku sobie. Jego twarz wykrzywiła furia, a z gardła wydobył się zwierzęcy warkot. – KŁAMCA!

Zza tafli wody wyciągnął szkielet obleczony rozpadającymi się, brudnymi szatami. Czuł bijącą od niego mieszankę strachu i zdumienia. Kościste dłonie chwyciły go za nadgarstek.

– Wynoś się z mojej głowy! – Cisnął szkieletem w bok. Kości uderzyły w wodę jak w kamień i rozsypały się na wszystkie strony. Świat rozbłysnął błękitnym światłem.

W prawdziwym świecie nie trwało to nawet sekundę. Gdy pozostała dwójka odzyskała wzrok, ujrzała rozpadający się szkielet. Mundur uderzył o ziemię z głuchym dźwiękiem, a czaszka roztrzaskała się na kawałki. Dino sprawdziła sensor.

– Sygnał całkowicie zniknął – rzekła zdumiona. Imbir popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami.

Komar zachwiał się i oparł o ścianę z cichym jękiem. Świat zaczął mu wirować przed oczami, obraz stał się niewyraźny. Towarzysze doskoczyli do niego jednocześnie i zaczęli coś mówić, ale jedynym, co słyszał, był szum wodospadu. Potem stracił przytomność.

Ta ostatnia noc spędzona w terenie w ich karierze powracała do nich jeszcze wiele razy w snach. Budzili się zlani potem, czasem z krzykiem. Dzięki sensorom tropienie i eliminowanie upiorów było operacją niskiego ryzyka, póki stosowano się do wszystkich zasad. Skutkiem braku wystarczającej czujności mogła być strata jednego człowieka, ale śmierć niemalże całej jednostki stanowiła ogromną tragedię. Po długim wewnętrznym dochodzeniu Imbir został posadzony za biurkiem, a jego codzienność zaczęła kręcić się wokół raportów i przekroczonych terminów. Dino porzuciła pracę i zaczęła powoli odnajdywać się wśród cywilów, wykonując drobne zlecenia dla firmy ochroniarskiej. Ich kontakt ograniczał się do odwiedzin w szpitalu, gdy razem czuwali nad jednym łóżkiem, wsłuchując się w miarowy dźwięk aparatury. Z każdym dniem umierała w nich nadzieja na wybudzenie się Komara ze śpiączki.

 

Koniec

Komentarze

Witaj fraza zestaw rytualno-saperski perełka. Zauważyłem jedną literówkę “, zapewne przez inni oddział.” Udane połączenie magii i techniki bez zwyczajowych zgrzytów na styku. Ciekawe opowiadanie jednak…

Dzięki wielkie, Za horyzontem. Literówka poprawiona.

Miło mi słyszeć, że opowiadanie się podobało :)

Witaj.

Mroczna, zagadkowa i upiorna opowieść. Dla mnie zatem – znakomity horror, brawa! :)) Jak zazwyczaj bywa, trudna przeszłość, zadane przez innych głębokie rany oraz zakorzenione głęboko w psychice poczucie krzywdy, potrafią zmienić niejedno, zarówno w myśleniu oraz postępowaniu ludzi, jak i… upiorów. :)

 

Nie wiem, czemu, ale ciągle zastanawiałam się, gdzie ostatecznie podziała się wysadzana drogocennymi kosztownościami korona “szkieletowej zjawy”. :)

 Edit – wybrany utwór wykorzystany rewelacyjne, powodzenia w konkursie! :)

 

Z technicznych:

to doświadczenie mamy to samo.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dzięki, bruce. Jeszcze nigdy nie czytałam tak miłego komentarza do mojego opowiadania.

Cóż się stało z koroną? Może czeka w świątyni na Indianę Jonesa, gdyż nasza drużyna “szybkiego reagowania w sprawie upiorów” miała inne rzeczy na głowie? A może ekipa sprzątająca szkielety wysłała ją profesorowi, od którego Dino dostała mapę? Musiałabyś spytać Mroka, pewnie ma to w dokumentacji z misji. wink

Co do uwagi technicznej, to chyba nie rozumiem. Chodzi o zbędny przecinek czy powtórzenie słowa “to”?

Hej, SnoWhit37, cała przyjemność po mojej stronie. :)

 

Tekst jest naprawdę super, ja uwielbiam tego typu opowieści grozy. :)

Raz jeszcze gratuluję Ci niewątpliwego talentu. yes

Dalsze losy korony istotnie bardzo mi się podobają. :) Mrok zdecydowanie coś ukrywa. laugh

 

Wydaje mi się, że można usunąć jedno “to”, aby zabrzmiało lepiej. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć. 

 

No co mam napisać? Wow! To było naprawdę wspaniałe opowiadanie.

 

Na pewno dołączę się do komentujących powyżej, że składnie ujęte zostało połączenie magii i technologii. Nie czuć było, że jest to przesadzone albo nierealne. Piszesz bardzo ładne opisy, zwłaszcza pomieszczeń, w których znajdują się kolejni bohaterowie. 

 

Podoba mi się też umiejętne użycie gestów wykonywanych przez poszczególnych członków drużyny. Naprawdę poczułem się, jakbym szedł w zespole antyterrorystów, co jest ogromnym plusem.

 

Doceniam też koncepcję. Widać, że miałaś pomysł jak ująć upiorzycę i pokazałaś ją jako potężnego demona. Fajnie, że wszystko powstało ze słów piosenki, tak też demonica jest uosobieniem jej słów.

 

Gdybym miał się do czegoś doczepić, to z pewnością do końcówki. “A po maturach chodziliśmy na kremówki”. Tak mi się ono skojarzyło. Nie lepiej byłoby już uśmiercić Komara? Dodałoby to takiej dramaturgii. “Upiorzyca została pokonana, ale zabrała ze sobą życie Komara”. To byłby zdecydowanie lepszy wydźwięk tej historii niż “i po ubiciu demona spotykali się co miesiąc na herbatkę”. Tym bardziej, że tytuł piosenki to “Cena”. A najwyższą ceną jest zawsze śmierć!

Tyle ode mnie.

 

Słowo i poezja czy coś!

Dziękuję, Szatansky07. Bardzo miło mi słyszeć, że opisy spełniły swoje zadanie. W poprzednim moim opowiadaniu, to właśnie one były fiaskiem, przez co mam cały tekst do korekty.

Co do końcówki. Masz rację, uśmiercenie Komara byłoby lepszym postawieniem kropki nad i, ale… za bardzo go polubiłam. Muszę jeszcze popracować nad okrutnym traktowaniem postaci. Może też powinnam przestać je nazywać ksywkami swoich przyjaciół. wink

Nie powiedziałabym, że najwyższą ceną jest zawsze śmierć, ale tu już wchodzimy lekko w filozofię. Zostawmy to na jakąś potyczkę pisarską.

Szewc zabija szewca, bumtarara bumtarara!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Rytmiczny dźwięk ich kroków odbijał się – moim zdaniem zbędne, zwłaszcza że nie ma do czego się odnieść

 

odbijał się od szarych, kamiennych skał – czy skały mogą nie być kamienne? Swoją drogą im dalej w tekst, tym bardziej męczyły mnie liczne przymiotniki

 

a cenę każdy zna dlaczego czas teraźniejszy? Dalej w tekście też są kolejne takie miejsca, gdzie ni z gruszki ni z pietruszki stosujesz czas teraźniejszy, gdy reszta narracji jest prowadzona w przeszłym

 

Co jakiś czas w ich słuchawkach na podobieństwo serii z karabinu rozbrzmiewał ciąg krótkich komunikatów o statusie każdej trójki. – wcześniej i później żaden z członków oddziału nie wypowiada ani słowa, rozkazy wydawane są na migi, a tu komunikaty słowne; więc jedno z drugim mi się nie klei – albo zachowują ciszę w pełni, albo normalnie rozmawiają 

 

Od kiedy w jednym z pomieszczeniem zalęgła – literówka

 

ręka zaciśnięta w pięść – chyba raczej dłoń

 

Dino klęczała na ziemi, (…) blaskiem drobnych run, które pojawiły się na posadzce. – no to ziemia, czy posadzka? Bo to nie jest to samo i nie są to synonimy

 

Tworzyło to efekt, jakby wszystko wokół nich było w ciągłym ruchu, niestałe i niepewne. – lepiej by to brzmiało, gdybyś napisała, że tworzyło efekt czegoś, a nie jakby coś

 

zastygły w swobodnej, władczej pozie – może się i czepiam, ale władcza poza to jaka? Zwłaszcza w odniesieniu do szkieletu

 

Melodyjny, kobiecy głos rozszedł się po sali jak strzał z bicza, – mnie melodyjny nie zgrywa się ze strzałem z bicza, który jest ostry

 

Muszę zrobić przerwę, wrócę później.

 

Wróciłam.

 

Musnęła dłonią wyblakłe już runy wyryte na nim tuż przy ziemi. – znów: zdecyduj czy posadzka, czy ziemia

 

Opowiadała to jedynie jako metaforę tego, że jest wytworem działań obu tych ludzi. – tu mam podwójną zagwozdkę; raz: zakładam, że pod pojęciem ludzi masz na myśli Enfado i Ansmunda, jeśli tak, to mamy tu dwie płcie, czyli powinno być obojga tych ludzi (swoją drogą ludzi w takim kontekście też brzmi dla mnie dziwnie, tak jak i określenie dziecka “wytworem działań”); druga rzecz: zapętliłam się na tej metaforze i nie umiem się wyplątać… Co jest metaforą czego?

 

Wyuczonymi ruchami Dino zaczęła wprowadzać na niej zmiany – dlaczego wyuczonymi ruchami? Czy wpisanie notatki lub zrobienie zdjęcia wymaga specjalnego treningu? 

 

uwieczniła najważniejsze rzeczy na zdjęciach. – tu mi się znów włącza czepianie się i pojawia się pytanie: jakie rzeczy? 

 

Kompas nie wykrywa żadnego magicznego zagłuszania sygnału – osobiście nie przepadam za tak konfundującym użyciem słowa, które ma bardzo konkretne znaczenie, jako czegoś innego; powoduje to u mnie potknięcie w trakcie czytania, na czym traci oczywiście płynność i satysfakcja z lektury

 

co kilka metrów zwisały również pnącza, które przebiły się przez szczeliny w skałach. – są w ciemnej jaskini (tak mi wychodzi z kontekstu), więc nie widzę możliwości, żeby do jej wnętrza przebiły się pnącza: https://sjp.pwn.pl/doroszewski/pnacze;5473234.html ; zakładam, że miałaś na myśli korzenie i to bym pewnie przyjęła bez większego marudzenia

 

Powyżej kilka przykładów usterek i rzeczy, które mi nie zagrały. Miejscami kuleje też interpunkcja.

 

Budzili się zlani potem, czasem z krzykiem. Tego samego dnia zrezygnowali z pracy i rozeszli każdy w swoją stronę.

Nie kupuję takiego zakończenia. Od samego początku uważałam ich za profesjonalistów, czyli ludzi, którzy z niejednego pieca jedli i niejednego upiora pokonali. Pokazana misja nie wydała mi się na tyle traumatyczna, by zawodowcy mogli się po niej aż tak zachowywać i porzucić pracę. Takie zachowanie przystawałoby dla nowicjuszy, którzy na pierwszej misji dopiero zobaczyli co i jak i uznali, że to jednak nie robota dla nich. 

Sama misja też jakoś specjalnie mi nie podeszła, za trudna jakoś nie była, wszystko szło im całkiem gładko. To w połączeniu ze stylem zaowocowało moim zdaniem brakiem napięcia, jakiegoś poczucia grozy, które by tu idealnie pasowały. Postaci – i to członków drużyny i upiorzycy – bardziej jak kukiełki, niż żywi bohaterowie. Nigdy nie grałam i nie gram, ale jakoś tak właśnie ta opowieść przywiodła mi na myśl prostą grę typu upoluj i zabij potwora w labiryncie. czyli taka prościutka historyjka.

To wszystko jednak jest do wyćwiczenia ;) 

I żeby nie było, że tylko marudzę. Całkiem zgrabnie wyszło Ci połączenie magii z technologią. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, śniąca. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, co wspomniałaś. Już poprawione.

Chyba zacznę się przedstawiać, jako spec od łączenia magii z technologią, bo to jedyna rzecz, w której się wszyscy zgadzają, czytając moje opowiadania. wink

Własny znak rozpoznawczy od samego początku nie jest zły ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Doceniam pomysł na starcie rytualnych saperów z upiorem, ale szczerze wyznam, że mnie takie opowieści raczej słabo ruszają – nie umiem znaleźć w sobie zrozumienia dla upiorów i magii panoszących się we współczesnym świecie.

 

świe­cą­ca bla­do­ró­żo­wym świa­tłem ko­bie­ta… → Nie brzmi to najlepiej.

 

le­piej przy­go­to­wać opo­wieść… → …le­piej przy­go­to­wać opo­wieść

 

mapę świą­ty­ni. Do­sta­ła ją od pro­fe­so­ra ar­che­olo­gii z lo­kal­ne­go uni­wer­sy­te­tu, który badał świą­ty­nię jesz­cze… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Tuż nad ich gło­wa­mi z su­fi­tu sypał się pył… → Jaskinia nie ma sufitu, jaskinia ma strop.

 

jakby stał po środ­ku oce­anu… → …jakby stał pośrod­ku oce­anu

 

Za sobą uj­rzał spa­da­ją­cy z ni­co­ści wo­do­spad, który koń­czył się po kilku me­trach na boki od niego. → Co to znaczy kończyć się na boki od kogoś?

 

plot­ka spi­sa­na przez pew­ne­go ba­da­cza, ale on wie­rzył w każde słowo za­pi­sa­ne w be­stia­riu­szu. → Nie brzmi to najlepiej.

 

To­wa­rzy­sze do­sko­czy­li do niego jed­no­cze­śnie i za­czę­li coś do niego mówić… → Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, regulatorzy. Błędy poprawione.

Bardzo proszę, SnoWhit. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Mam trochę mieszane uczucia, bo sprawnie opisujesz wędrówkę po świątyni, a gesty to bardzo fajny smaczek, ale sama walka z upiorem nie do końca jest satysfakcjonująca. Pierwsza zjawa zostaje pokonana łatwo, a potem się okazuje, że to tylko wabik i napięcie rośnie, tylko że jak już się pojawia ta prawdziwa, to jej pokonanie jest nawet łatwiejsze i to u mnie spowodowało niedosyt. Wizja sama w sobie nie wydała mi się straszna, a bohater po porostu cisnął szkieletem, tu bym jednak oczekiwała bardziej dramatycznej walki i wtedy zakończenie też miałoby większą moc. Ogólnie jednak lektura była przyjemna. 

Dopiero po wypowiedzeniu tego na głos, cała trójka zdała sobie sprawę, ilu ludzi dzisiaj stracili. Większość z nich znali od wielu lat za sprawą wspólnych treningów i misji. Myśl o tak wielkiej stracie powoli zaczynała przejmować nad nimi kontrolę, paraliżując zarówno umysł jak i ciało.

Może mi coś umknęło, ale ta informacja mnie zaskoczyła, bo wcześniej jakoś nie wyczułam tego, że oni są ocalałą resztką z oddziału.

Ten ostatni krok przed śmiercią, człowiek chce pozostawić cząstkę siebie w czyjejś pamięci.

To mi się bardzo spodobało :).

Dziękuję, Alicella. Spróbuję na przyszłość bardziej skupić się na walkach, by dodać im mocy i dramaturgi. Przyznaję, że pisanie tych części sprawia mi drobny kłopot.

Co do faktu, że są ocalałą resztką z oddziału. Wyjaśnia się to dokładnie w tym momencie, który zacytowałaś. Wcześniej rzucam jedynie sugestię, że pozostałym coś się stało, bo Imbir stracił z nimi kontakt przez komunikator. Wspomina o tym tuż po likwidacji wabika, kiedy majstruje przy swojej słuchawce.

Pomysł na oddział specjalny, walczący z upiorami całkiem fajny. Zestaw rytualno-saperski robi wrażenie :) Trochę mi brakowała tła. Wysłałaś mnie na szybką akcję specjasów w świecie, o którym nie mam zielonego pojęcia, więc mam lekki niedosyt.

Pomysł z wabikiem niezły, już by się wydawało, że zwyciężyli, a tu się okazuje, że daleko im jeszcze do tego. Natomiast ostateczne pokonanie upiora z jednej strony jakoś łatwo im poszło, a z drugiej… skoro to byli profi, to powinni się spodziewać również tego typu ataku, a wydaje się, że w ogóle nie byli na niego przygotowani.

Z tego samego powodu (profesjonalizmu) trudno mi uwierzyć, że tak się poddali i odeszli ze służby.

Pomarudziłam, ale czytało się nieźle i wciągnęło :) Może wrócisz jeszcze do tego świata, bo ma potencjał :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zaliczone wersy: wszystkie, stąd komplet 19 punktów.

 

[1] Nikt mi nigdy nie dał nic

[2] Wszystko brałem sam

[3] Litość nie poznałem jej

[4] Nie wiem co to żal

[5] Matką moją była złość

[6] Ojcem moim gniew

[7] Reszta życia cudzą krwią

[8] Zapisana jest

[9] A cenę każdy zna

[10] Znamy ją i ty i ja

[11] Został jeszcze jeden dzień

[12] Ta ostatnia noc

[13] Został jeszcze jeden krzyk

[14] Nim nadejdzie świt

[15] Jeszcze mam ostatnią myśl

[16] Ten ostatni krok

[17] Zanim w oczy zajrzy strach

[18] Nim ogarnie mrok

Ależ mi się podobało to opowiadanie! Przede wszystkim wciągnęło mnie. Jeśli chodzi o fach łowców, nie opisujesz, lecz pokazujesz, i robisz to, jak dla mnie, w bardzo satysfakcjonujący sposób. Nieco inaczej sprawa się ma z historią upiorzycy, która była dość standardowa i dłużyła mi się. Na szczęście w końcu duch przestał gadać i nastąpiła akcja, nastąpiły zwroty tej akcji, działo się sporo, działo się ciekawie. Scena z odbiciem w wodospadzie bardzo mi przypadła do gustu.

Dużym minusem jest natomiast finał – jakby streszczony, wręcz ucięty. Bohaterowie są ciekawi, różni, przede wszystkim „jacyś”, ale coś za bardzo spłynął po nich fakt zabicia kolegów, z którymi współpracowali od lat. Zrobienie z nich bezimiennej masy na pewno nie pomogło w wygenerowaniu u czytelnika poczucia straty, czy jakichkolwiek emocji wobec nich. Słabo zarysowane są też założenia tego uniwersum, ale niekoniecznie odbierałbym to jako wadę. W moim odczuciu, dowiedziałem się tyle, ile było mi potrzeba, by cieszyć się tą historią.

Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócisz do tego świata i do przygód tych magicznych saperów. Tymczasem dzięki za udział w konkursie!

Irka_Luz, bardzo się cieszę, że się podobało.

MrBrightside, również miło mi słyszeć, że się wciągnąłeś.

Będę pamiętać następnym razem, żeby wprowadzić jakąś scenę na początku, by czytelnicy bardziej zżyli się z zespołem. Nie pomyślałam o tym. Jako autorka mam w głowie trochę więcej informacji o bohaterach i świecie i wciąż pracuję nad selekcjonowaniem, co powinniście wiedzieć, haha.

Co do powrotu do tego świata… To owszem, jest taki plan. Na pewno spotkacie któregoś z naszych Łowców, ale nie chcę zdradzać za dużo. wink

Fantasy? Nie lubię!

Tytuł? Fatalny!

A jednak… A jednak czytało mi się nadzwyczaj dobrze (choć język czasem trochę chrzęści, ale nie tak, żebym miał jakieś wielkie obiekcje).

Podoba mi się, że pomiędzy wrzuceniem tekstu a dniem dzisiejszym zmieniłaś odrobinę zakończenie. Teraz brzmi zdecydowanie lepiej.

Podsumowując – kawał rzetelnej, dobrej roboty. Bardzo przyjemne czytadło, w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Tekst piosenki zakłuł może ze dwa razy, poza tym – dobrze ukryty.

 

I obowiązkowe czepialstwo:

– „zwabionych do świątyni przez (…) zwykły pech” – zwykłego pecha raczej;

– „kilkanaście kilometrów stąd” – o ile mógłbym zrozumieć, że naszymi miarami posługują się żołnierze, tak w ustach „aborygenki” kilometry po prostu nie pasują;

– „Saperka pokiwała jedynie głową” – i co z tym począć?; o dla mnie jest tak – https://sjp.pwn.pl/sjp/saperka;2574843.html;

– „owładające go uczucie” – „władające nim”? „ogarniające go”?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Miło mi, że mimo wszystko czytało się dobrze.

Tytuł jest drobnym nawiązaniem do "Biegnącej z wilkami". Smaczek bardziej dla mnie aniżeli czytelników, przyznaję. Nie mogłam się powstrzymać.

Zaraz poprawiam Twoje "czepialstwo" ;)

Oprócz "saperki". Nie potrafię zrezygnować z feminatywu, taka już moja wada :)

Saperka ujdzie ostatecznie.

Tak jak dla mnie “sędzina” może być panią sędzią, a nie żoną sędziego ;).

Ale za ten tytuł to bym kazał klęczeć na grochu!

Absolutnie banalny i absolutnie niezachęcający do lektury.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Klęczenie na grochu?! Ach, jak zaczynają pojawiać się takie groźby, to zdecydowanie pomyślę nad lepszym tytułem… Zmienię, jak tylko wpadnie mi do głowy jakiś godny tego opowiadania ;).

Rzeczywiście, fajne połączenie magii z technologią i do tego w rękach żołnierzy. Zgodzę się również z przedpiścami, że warto byłoby pokazać również świat poza jaskinią. Jak to się stało, że oddział wysłano do pokonania upiorzycy, kto im wydał taki rozkaz? Żołnierze na ogół są od walki z wrogiem zewnętrznym. Tu bym się spodziewała raczej policji albo kapłanów. To interesujące, że w Twoim świecie jest inaczej, ale jak do tego doszło?

Smugi niebieskozielonego światła przecięły wodospady

Czyli co przecięło, a co zostało przecięte? Dwuznaczna konstrukcja.

Babska logika rządzi!

Trochę za proste, ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się, że przyjemnie się czytało, Anet :)

 

Dziękuję bardzo, Finkla. Nie wiem, jakim cudem nie odpisałam Ci wcześniej, przepraszam. Skleroza wygrywa ze mną 2367 do 0 ;)

 Rytmiczny dźwięk kroków odbijał się od szarych skał, skręcał w korytarze rozchodzące się na boki i błądził w otaczającym ich labiryncie.

Troszkę przeładowane to pierwsze zdanie, ale mało obrazowe. Hmm.

 Po ścianach błąkało się światło latarek – delikatnie, niemal troskliwie.

Jak u licha, można się błąkać "troskliwie"? A tym bardziej "delikatnie"?

 Utrzymywali pełną czujność, reagowali na każdy szmer i ruch.

Zapewniasz. I w sumie ta sama informacja jest podana dwa razy, chociaż nieściśle.

 Najmniejszy błąd lub rozproszenie mogło wezwać metafizycznego kupca

To nie po polsku. Owszem, w angielszczyźnie błąd może kogoś "wezwać", ale u nas tę zdolność mają tylko byty rozumne. "Rozproszenie" – czego? Uwagi, przypuszczam, ale mówisz o ludziach idących zwartą grupą, więc równie dobrze może chodzić o to, że jak się rozejdą, to ojeju.

 Szybkimi ruchami dłoni dowódca wydał rozkazy swoim ludziom

Zgubiłam się na moment. "Swoim ludziom" zbędne, bo komu miał rozkazywać?

 grupa tuzina mężczyzn oraz kobiet

Hmmm.

sale okazywały się puste, nie licząc mchu i brudu

To też angielskawe. Może jestem przewrażliwiona.

 który osiadł po tych kilkunastu latach bezruchu i opuszczenia

Osiąść musiał na czymś, a bezruch nie bardzo tu pasuje. Oczywiście chodzi o to, że od nastu lat nikt tu nie zaglądał, ale łączność frazeologiczna coś nie bardzo.

 Od kiedy w jednym z pomieszczeń zalęgła się upiorzyca, omijano to miejsce w bezpiecznej odległości.

Tłumaczysz. I niezbyt zgrabnie. Omijano to miejsce z daleka, na przykład.

 Dla lokalnej społeczności świątynia stała się tematem tabu.

A to już wytrąca z zawieszenia niewiary. Styl jest wręcz telewizyjny, jak z dziennika.

 „Stop” – gwałtownie podniesiona dłoń zaciśnięta w pięść.

Hmmm. No, nie wiem.

 wzrok przesuwał się

Jak już, to spojrzenie.

wyciągnęła woreczek i wyćwiczonym ruchem wysypała przed sobą troszkę proszku

Fonetycznie nie jest to ładne.

Szarość skały ustąpiła przed jaskrawym blaskiem drobnych run, które pojawiły się na podłożu.

A na pewno nie ustąpiła blaskowi?

 zestaw rytualno-saperski

Hmm. Nie jest dla mnie jasne, w jaki styl celujesz.

 Dopiero wówczas kobieta zaczęła działać wolniej i ostrożniej.

Hmm.

 Brała kolejno różne narzędzia

Może tak: Kolejno brała w rękę narzędzia?

 pochłaniało rozbrojenie runicznej pułapki

Rozbrajanie – czynność trwa dłużej i jeszcze się nie skończyła.

 skanowali otoczenie białymi światłami

https://sjp.pwn.pl/szukaj/skanować.html

 dźwięk upadających drobinek rozcinał panującą wokół ciszę

Bardzo purpurowe i zupełnie nie obrazowe. Opisz ten dźwięk.

 „Ruszamy” – otwarta dłoń wskazująca kierunek, w którym mają podążać.

Nie jestem przekonana do takiej transkrypcji (jeśli tak to można nazwać) sygnałów ręcznych.

 obserwując bacznie ściany

Zamieniłabym: bacznie obserwując ściany.

 zawczasu zatrzymać

Aliteracja.

 nie jest w stanie od razu stwierdzić

Niezbyt zgrabne. Mam wrażenie, że opisujesz to wszystko z perspektywy raczej historyka, niż kogoś, kto to przeżył – a jednocześnie, że chcesz mnie tam przenieść. To trochę mylące.

 czy runy wyryte w kamieniu są tylko alarmem, czy jednak mają na celu wyrządzić intruzom krzywdę

Runy nie mają niczego na celu (nie są działaniem) i nie mogą być alarmem, chyba, że w żargonie rytualnych saperów. Ale do tego z kolei nie pasuje ton.

 trafili na trupa, właściwie na szkielet

Pisz od razu, co widzą. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy bohater źle interpretuje to, co widzi, ale ona tu nie zachodzi.

 Nim nadejdzie świt naliczą ich łącznie niemal pięćdziesiąt.

O, i to jest zdanie wskazujące na oddalenie narratora w czasie. Moim zdaniem osłabia napięcie.

 Dopiero wtedy miała pewność

Angielskawe. Dzięki temu zyskała pewność.

 Podniosła ostrożnie notes

Przestawiłabym: Ostrożnie podniosła notes.

zawiesił karabin swobodnie na pasie taktycznym

To mi niewiele mówi.

ujął delikatnie zeszyt

Delikatnie ujął zeszyt. Przysłówek odnosi się do czasownika.

 wzrokiem wyłapując kluczowe dla siebie słowa

Pustosłowie. Wystarczy: wyłapując kluczowe słowa.

 lekkie skinięcie głową

Skinienie.

 Przez komunikator przekazali

A jak on działa? Przecież zachowują ciszę?

 Tym razem wybór korytarzy stał się łatwiejszy

Hmmm.

 podążali śladem szkieletów, które należały do nieszczęśników zwabionych do świątyni przez ciekawość bądź głupotę, a czasem przez zwykły pech

Przedłużone to. I pech nie może wabić (ciekawość też nie).

 Za każdym razem powtarzała się sekwencja wyćwiczona po kilkudziesięciu wspólnych akcjach w terenie.

Przedłużasz.

 w wejściu do ogromnej, niemalże pustej sali

W wejściu do ogromnej, niemal pustej sali.

 Po ścianach spływała woda, formując wodospady i znikając w specjalnie wydrążonych szczelinach w podłodze. Tworzyło to wrażenie, jakby wszystko wokół nich było w ciągłym ruchu, niestałe i niepewne.

Pogubiłam się. Wrażenie można sprawiać, stwarzać, ale nie tworzyć. Wodospady i woda spływająca po ścianach to zupełnie różne obrazy. “Formować” nie odnosi się do wody.

 Na samym środku komnaty na drobnym wzniesieniu, do którego prowadziły topornie wyciosane schodki, stał

Na samym środku komnaty, na niskim postumencie z topornie wyciosanymi schodkami, stał. "Drobny" ma określone konotacje, tu nieodpowiednie.

 Światło księżyca padało na niego centralnie od góry przez otwór w suficie.

I od tego trzeba było zacząć. Opis organizujemy tak: światło -> ruch -> kształt -> kolor -> szczegóły. Bo w takiej kolejności człowiek zauważa rzeczy, rozumiesz?

Nie potrzebowali latarek, by wyraźnie widzieć postać siedzącą na królewskim miejscu.

Przedłużasz. Przejdź do rzeczy.

 Tym razem to również był szkielet, ale zastygły w swobodnej, dumnej pozie.

Swobodnej – i dumnej? Nie czepiam się, że szkielet siedzi, bo to pewnie sprawia magia, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób. "Tym razem" i "również" w zasadzie się wykluczają.

 materiału, który kiedyś stanowił zapewne bogato zdobioną szatę

Opisz, jak on teraz wygląda.

 korona była pozłacana i wykończona drobnymi kamieniami szlachetnymi

Znaczy, motyw wanitatywny? Korona nie jest wykończona kamieniami, kamienie mogą być w nią wprawione, osadzone w niej.

Kobiecy głos rozszedł się po sali jak strzał z bicza, rozcinając powietrze wypełnione szumem wody.

"Strzał z bicza" wskazuje na coś nagłego. Czy to zdanie to oddaje? A wypowiedź upiorzycy?

 więc stwierdziłam, że w końcu do was przemówię

Uznałam, pomyślałam, postanowiłam. Stwierdza się zachodzenie faktu.

 Wystarczyły im same spojrzenia, by omówić plan działania.

Nie jest to wiarygodne.

 zaczął powoli zmierzać

Nie mógł po prostu ruszyć?

 Broń wymierzoną mieli prosto w szkielet

Stawiaj określniki przy tym, co określają: Broń mieli wymierzoną prosto w szkielet. Są wyjątki od tej reguły, ale tutaj ma ona zastosowanie.

 lecz nie wymagam od was znajomości hiszpańskiego

Zaraz, a ja myślałam, że to świat fantasy, nie nasz?

 delikatnie zachrypnięty

Lekko zachrypnięty. "Delikatnie" nie znaczy "nieznacznie".

 Smugi niebieskozielonego światła przecięły wodospady i zaczęły formować się w kształty.

Nie bardzo to widzę.

 ogromne ognisko otoczone totemami

Aliteracyjne. Skąd bohaterowie wiedzą, że to totemy? Opisz je, a czytelnik sam się połapie.

 Zawsze była nieposkromiona, dążąca do celu po trupach

Zawsze była nieposkromiona, dążyła do celu po trupach. Hmm.

 uklęknęła

Uklękła.

co najmniej dwa podobne, o ile nie więcej

Jeśli co najmniej dwa, to oczywiste, że może więcej. Nie traktuj czytelnika jak głąba.

 Tutaj mieli do czynienia z perfekcyjnie wykonaną, runiczną ochroną.

To nie po polsku. Przecinek urąga gramatyce.

 Nie jest istotne

Hmmm. Dziwnie formalne.

 kochających ją bliskich

"Ją" zbędne.

 uformowała się kolejna postać, jednak ta mieniła się na jasnoróżowo

Dlaczego "jednak"? Mieniła się jasnoróżowo.

 poświęcał animacji więcej czułości

Więcej uwagi, ale na pewno nie czułości.

 Przeszłość upiorzycy definiowała jej obecny kształt.

Określała, a lepiej: wyznaczała. "Definiować" jest w języku polskim terminem technicznym z dziedziny logiki.

 kilkanaście kilometrów stąd

Aliteracja. Nadal nie wiem, czy to nasz świat, czy nie, ale kilometry powstały dzięki rewolucji francuskiej. Miała tu miejsce? Nie? To co tu robią kilometry?

 długiej, ciemnej brodzie

Przecinek zbędny.

 W ten sposób został ojcem moim Gniew

Szyk bardzo nienaturalny: W ten sposób ojcem moim został Gniew. Albo: W ten sposób moim ojcem został Gniew.

 właściwie Asmund Gniewny

A to "właściwie" to jak z podręcznika historii.

 W dziecięcym głosie dało się wyczuć ogromne pokłady jadu i nienawiści.

Opisz to. Zapewniasz, że było jakoś, ale nie opisujesz. Reakcje bohaterów to już coś, ale przydałby się jeszcze opis samej rzeczy.

 Wodna scena

?

 większej od nich zgrai

Zgraja była większa od tubylców? Błąd kategorialny.

 dużo od nich wyższy, ognistoczerwony mężczyzna

Od kogo wyższy? Przecinek zbędny.

 czarne oczy nie mogą być zwiastunem niczego dobrego

Mało naturalne.

 okazanie zbyt dużego zaufania

A to już zupełnie.

 wziął na swój ląd

Chyba: do swojego kraju.

 zdołał jednak zdobyć

Aliteracja.

 zielone postacie padły martwe u własnych drzwi

Postacie nie mają drzwi.

 tłum, nad którym górował ich krwawy dowódca

Czyj dowódca? Jeśli tłumu, to jego (tego tłumu). Ale w sumie zaimek zbędny.

 Potem równie szybko wszystko zniknęło

Równie szybko jak? Ale możesz po prostu napisać "nagle".

 lekką, błękitną poświatę

Poświata z definicji jest lekka.

 Gdyby chociaż został jeszcze jeden dzień

Mało wymowne. Może: Gdyby został mi jeszcze chociaż jeden dzień.

 Komar wchodził powoli po schodkach

Może być, ale lepiej: Komar powoli wchodził po schodkach.

 trzymając w dłoni wąski sztylet

Tak sobie trzymał? Czy miał go w pogotowiu?

 Z dołu osłaniała go pozostała dwójka, wpatrując się w nieruchomy szkielet.

Hmmm.

 Ten ostatni krok przed śmiercią, człowiek chce pozostawić cząstkę siebie w czyjejś pamięci.

Hmmmm.

 Po drodze mieniły się na przemian różnymi kolorami, by ostatecznie zniknąć na tle nieba

Oni to widzą? Tę scenkę warto by troszkę bardziej opisać, żeby spowolnić akcję. Przecież już po wszystkim… a przynajmniej czytelnik ma tak myśleć.

 opuścił lekko broń

"Lekko"? Czy nieznacznie? To nie do końca to samo.

 Wiesz, jaka jest odpowiedź. Znamy ją i ty, i ja.

Mało naturalna wypowiedź, zwłaszcza, jeśli czeka ich jeszcze przeprawa.

 powrócił do pochwy

Aliteracja.

 To był jedynie wabik.

"Jedynie" zwraca uwagę jako książkowe i nienaturalne w dialogu, bądź co bądź, specjalistów od uboju potworów.

Nie byliśmy w stanie go rozpoznać aż do momentu Przegnania

Mało naturalne.

 Wyciągnąłeś coś sensownego z jej paplaniny?

Przecież wypowiedź upiorzycy była zupełnie składna i jasna? Chcesz pokazać, że Imbir gardzi przeciwniczką? W porządku, ale powinien tego pożałować.

 Nic nie wskazuje na to, by była jakimś wyjątkowym przypadkiem.

Aliteracja, bardzo okrągłe zdania, jak na dialog, powtarzam, żołnierzy w wojnie z potworami.

 Mężulek musiał ją nauczyć jeszcze za życia.

W zasadzie jest to anglicyzm.

 dzieciak, o ile w ogóle istniał. Nie było nawet szans, by dostał się tu za swojego życia

Nienaturalne. Ja napisałabym: … dzieciak, jeśli jakiegoś miała. Żywy by się tu nie dostał.

 Nazwanie siebie i Asmunda rodzicami to była metafora

Bardzo nienaturalne, poza tym upiorzyca nie nazwała rodzicem siebie, tylko Enfado: Enfado i Asmund to jej rodzice tylko metaforycznie.

 powołały ją ponownie

Aliteracja, i dlaczego "ponownie"? Czym są te upiorzyce w końcu? Ponadto – powtarza się "życie".

 Saperka pokiwała jedynie głową

"Jedynie" jest zbyt książkowe, a saperka to mała łopatka.

 rozświetlił się delikatnie

Urwę głowę następnemu, który użyje słowa "delikatnie" zamiast "nieznacznie". Serio. Poszerzcie swój wokabularzyk.

 zaczęła wprowadzać na niej zmiany –

To jest niepotrzebne, skoro zaraz opisujesz te zmiany. Ale czy Dino robiłaby to na bieżąco? Skoro zaraz może coś na nich wyskoczyć?

 szybki obchód po komnacie

Obchód komnaty.

by nie cisnąć z frustracji słuchawką o ziemię

Jeśli ktoś się powstrzymuje od rzucania przedmiotami, to jasne, że jest sfrustrowany i wkurzony. Nie traktuj czytelnika jak głupka.

Komar oderwał się od zapisanych drobnym pismem kartek.

Mało to naturalne.

stukała w ekran, coraz zmieniając rodzaj

Coraz to zmieniając. Ale to archaizm.

 rodzaj wykrywanej przez system energii

Co to, do jasnej ciasnej, jest energia?

sygnał komórki pada bez wyraźnego powodu, mimo że sekundę wcześniej dokładnie w tym samym miejscu jeszcze był.

Sygnał komórki znika bez powodu, choć sekundę wcześniej jeszcze był.

ale jeszcze mam ostatnią myśl

Dziwne sformułowanie.

 zawahał się na chwilę

Zawahał się przez chwilę.

Co jeśli poprzednim razem

Co, jeśli poprzednio.

 Gość z trudną przeszłością o nazwisku oznaczającym „gniew”.

Gość z trudną przeszłością, o nazwisku oznaczającym „gniew”. Wright nie znaczy "gniew", tylko "rzemieślnik, majster" – pomyliłaś z "wrath".

 Na pewno przez litość nie poznałem jej poprzednich ofiar.

Co dokładnie próbujesz powiedzieć?

 Poza tym potrzebuję znaleźć sposób na udobruchanie naszego kochanego generała.

Mało naturalne. A generał, który za coś takiego się wścieka, to czysty Niedermeier.

 Nim ogarnie Mrok, że znowu trafiliśmy na wabik

Co to znaczy? Zgaduję, że miało być: Zanim Mrok się połapie, że znowu trafiliśmy na wabik. Tak?

 Żwawym krokiem dowódca poszedł w kierunku wyjścia, nie oglądając się na pozostałą dwójkę.

Dowódca żwawo ruszył do wyjścia, nie oglądając się na pozostałych. Po co ciągle podkreślasz, że jest ich troje?

 poruszali się swobodniej, jednak wciąż z uniesionymi karabinami

Trudno się to parsuje. Może: poruszali się swobodniej, ale karabiny nadal trzymali w pogotowiu?

 Brak łączności napawał ich niepokojem, choć nikt nie przyznał tego na głos.

Zapewniasz. Pokaż mi, jak się czują. Może na przykład zastanawiają się gorączkowo, kiedy odzyskają łączność? Albo co się dzieje z innymi?

 co kilka metrów zwisały również korzenie, które przebiły się przez szczeliny w skałach

Dlaczego "również"? I – nie znam się na tym, ale coś nie wierzę w geologię tej okolicy.

 Otulająca ich ciemność znacznie zmniejszała pozostały im czas, zanim w oczy zajrzy strach, a myśli zaczną przeszkadzać w działaniu.

Nie po polsku i bez sensu. Co próbowałaś powiedzieć?

Na ten sygnał oddział stanął i dwa zaskoczone spojrzenia spoczęły na Dino.

Aliteracja. Sygnał? Zdanie dość powolne, a powinno być dynamiczne – coś się stało!

 Kobieta wyciągnęła tablet i na widok wyświetlanego komunikatu jej serce zabiło mocniej, a w żyłach zaczęła płynąć uwolniona przez przerażenie adrenalina.

Ale opisujesz to jak mycie zębów. W podręczniku medycyny. Skróć maksymalnie.

wyszeptała drżącym głosem, ale dla pozostałych słowa wybrzmiały jak uderzenia dzwonu

Ale to jest sprzeczne i mąci, zamiast rozjaśniać.

 Imbir otrząsnął się z szoku w ułamku sekundy i wszedł ponownie w rolę dowódcy.

Kiedy z niej wyszedł?

 Zlęknionym spojrzeniem saperka wskazała odpowiedni korytarz.

Szyk, spojrzenie nie może być "zlęknione" (?), bo nie jest królikiem. Korytarz nie jest odpowiedni, bo czemu niby ma odpowiadać?

 Upiorzyca musiała włożyć w wabik prawie całą swoją moc

Anglicyzm.

 zagłuszyła jej wątły sygnał

Wątły?

 wytłumaczył Komar, a jego oczy iskrzyły się od ekscytacji.

Podniecenia. I spokojnie wystarczy: wytłumaczył Komar. Z wypowiedzi widać, że jest podniecony.

posunięcie, kierowane desperacją…

Kierowane może być wolą, desperacja je motywuje.

 powiedział wypranym z emocji głosem Imbir, gasząc zapał podwładnego

Skróć.

 Skoro nie mogli jej wykryć

Wykryć – łączności?

 Dopiero po wypowiedzeniu tego na głos, cała trójka zdała sobie sprawę, ilu ludzi dzisiaj stracili.

Nie po polsku. Cały akapit tłucze mnie po głowie tą stratą, a nie pokazuje jej wcale.

 Schował owładające go uczucie na dnie serca

Nie po polsku. Uczucie może kimś (nie kogoś!) owładnąć, ale to czasownik ułomny. Nie ma takiej formy. Jak już, to: schował ogarniające go uczucie.

 Siła, z jaką wypowiedział ostatnie zdanie, pobudziła pozostałych do działania.

Tłumaczysz. Pokaż to. Podobnie następne zdanie.

 Wrócili do szyku, w jakim poruszali się na początku.

Którym.

 Na swojej drodze znaleźli jedynie deaktywowane pułapki runiczne, zapewne przez inny oddział.

Błędny szyk: Po drodze znaleźli jedynie dezaktywowane pułapki runiczne. Pewnie przeszedł tędy inny oddział.

 Oni, w przeciwieństwie do pozostałych, potrafili już wykryć bestię i nie zamierzali wracać do domu bez pewności, że ta nie żyje.

Skróć: Teraz potrafili już wytropić bestię i nie zamierzali wracać do domu nie upewniwszy się, że nie żyje.

 stała postać

Przejdź do rzeczy. I – muszą to sygnalizować, kiedy wszyscy widzą?

Czarny kombinezon ich jednostki

Hmmm.

 jego palec zaczął się powoli zaciskać na spuście

Skonsultuj, ale nie dałabym za to głowy.

 Czaszka przechyliła się powoli, patrząc na nich teraz pod kątem.

W jakiej płaszczyźnie pod kątem?

 Wspaniałomyślnie mogę pozwolić wam odejść, o ile zniesiecie myśl, że wasza reszta życia cudzą krwią została opłacona.

To nie jest sensownie poukładane zdanie. Myśl, że reszta waszego życia została opłacona cudzą krwią.

 wzięła głębszy oddech, by choć trochę uspokoić tętno i drżącą delikatnie lufę karabinu.

Skróć. I wywal "delikatnie", bo uch.

upiornym, błękitnym światłem

Bez przecinka, to nie są równorzędne określenia.

 jakby stał pośrodku oceanu, jednak idealnie gładkiej powierzchni nie przecinała żadna, nawet najmniejsza fala

Dlaczego "jednak"?

 szeroki na kilka metrów spadający z nicości wodospad

Szeroki na kilka metrów, spadający z nicości wodospad. Co Ty z tymi metrami? Jeszcze wojskowi mogą rzeczy mierzyć na oko, ale w zasadzie to po prostu wytrąca z zawieszenia niewiary.

 Pustą przestrzeń wypełniał jedynie szum wody.

Oksymoron nic tu nie daje.

Patrzyła na mężczyznę delikatnym, pełnym troski spojrzeniem.

Patrzyła na mężczyznę łagodnie i z troską.

To była raczej krótka, niepotwierdzona plotka spisana przez pewnego badacza, ale on wierzył w każde słowo widniejące w bestiariuszu.

To się nie trzyma kupy. Wierzył – czy nie? I co ma krótkość plotki do rzeczy? Wierzył w każde słowo zapisane w bestiariuszu.

 Do tej pory nikt nie zdołał tego jednak potwierdzić.

Tak, zrozumiałam. Tylko – najpierw mówisz, że to nieprawda, potem sugerujesz, że prawda, potem znowu, że nie wiadomo…

 Choć w innych czasach i miejscu, to doświadczenie mamy to samo.

Nienaturalne.

Nikt mi nigdy nie dał nic.

Nikt mi nigdy niczego nie dał. Dopisane później: a, przecież to było wymaganie konkursowe, zapomniałam. Ale i tak…

 zachęcając, by za nią chwycił

Pokaż, jak ona to robi.

 Komar nie potrafił oderwać wzroku od jej brązowych, hipnotyzujących oczu

Przedobrzyłaś. Skoro nie potrafił oderwać wzroku, to oczy były hipnotyczne. Nie nazywaj rzeczy, tylko je opisuj.

 Powoli zaczął sięgać dłonią ku niej.

Hmmm.

 Jego dłoń już prawie dotykała wodospadu, gdy gwałtownym ruchem chwycił

Hmm. Na pewno przedłużasz.

 wyciągnął szkielet obleczony rozpadającymi się, brudnymi szatami

Obleczony w szaty. Ale jesteś pewna tego słowa?

 Wynoś się z mojej głowy!

Oryginalne…

 obraz stał się niewyraźny

Czy Twój bohater jest kamerą?

ale jedynym, co słyszał, był szum wodospadu

Ale słyszał tylko szum wodospadu.

 Ta ostatnia noc spędzona w terenie w ich karierze powracała do nich jeszcze wiele razy w snach.

Nienaturalne.

 Dzięki sensorom tropienie i eliminowanie upiorów było operacją niskiego ryzyka, póki stosowano się do wszystkich zasad.

Ale pokazałaś coś wręcz przeciwnego… i ani razu nie zasugerowałaś, że cały ten fubar jest czymś niezwykłym.

 śmierć niemalże całej

Niemal całej. A lepiej: prawie całej.

 zaczęła kręcić się

Zaczęła się kręcić.

 zaczęła powoli odnajdywać się wśród cywilów

Hmmmm.

 Ich kontakt ograniczał się

Ich kontakty ograniczały się.

 miarowy dźwięk aparatury

Jakiś konkretniejszy dźwięk może?

 Z każdym dniem umierała w nich nadzieja na wybudzenie się Komara ze śpiączki.

Nienaturalne.

 

 

Tekst jest cokolwiek przegadany, co szkodzi napięciu, które budujesz. Mimo pustosłowia trochę go jednak zostaje, zwłaszcza na początku. Ale skracaj. Masz też kłopoty z doborem słów i plastycznością opisów. Język jest niepewny, to właśnie kwestia doboru słów i tonu – używasz bardzo książkowych wyrazów, które nijak tu nie pasują. Spróbuj sobie może wyobrazić swojego narratora jako postać, posługującą się określonym rejestrem językowym. Porozmawiaj z nim. Na piśmie, jeśli chcesz. W ogóle przyda Ci się, jeśli poćwiczysz dialogi – niewiele ich tutaj, ale te, które są, nie brzmią szczególnie naturalnie.

Poza tym opisujesz mniej więcej tak samo chwile, w których napięcie osiąga szczyt i chwile odprężenia. To niedobrze. Nie bardzo wiem, po co Ci był ten epilog (warto go oddzielić światłem) – dlaczego pokonanie upiorzycy w psionicznym pojedynku miałoby faceta przyprawić o śpiączkę? To znikąd nie wynika. W ogóle nie wiem, dlaczego upiorzyca, którą wyraźnie pokazujesz jako bardzo niebezpieczną, miałaby taka nie być. Po co są specjaliści do zwalczania takich rzeczy, skoro one nikomu nie szkodzą? Ogólnie mam wrażenie braku głębi. Nie wiem, co się w tym świecie dzieje, poza tym, co opisałaś, a to, co opisałaś, jest średnio logiczne, jakbyś dodawała elementy, kiedy były Ci potrzebne…

 Masz rację, uśmiercenie Komara byłoby lepszym postawieniem kropki nad i, ale… za bardzo go polubiłam.

Na tyle, żeby go przykuć do łóżka? :P

 Może też powinnam przestać je nazywać ksywkami swoich przyjaciół.

Tak. To sprawa psychologii, ale – tak.

Od samego początku uważałam ich za profesjonalistów, czyli ludzi, którzy z niejednego pieca jedli i niejednego upiora pokonali. Pokazana misja nie wydała mi się na tyle traumatyczna, by zawodowcy mogli się po niej aż tak zachowywać i porzucić pracę.

Owszem, i powiedziałam już wyżej, skąd to może wynikać – z niezdecydowania autorskiego. Ty sama nie znasz struktury przyczynowej Twojego świata, piszesz, mam wrażenie, to, co Ci akurat na myśl przyszło. I wychodzi, jak wychodzi.

 To wszystko jednak jest do wyćwiczenia ;)

Jest.

 Pierwsza zjawa zostaje pokonana łatwo, a potem się okazuje, że to tylko wabik i napięcie rośnie, tylko że jak już się pojawia ta prawdziwa, to jej pokonanie jest nawet łatwiejsze i to u mnie spowodowało niedosyt.

Właśnie – brakowało miejsca, co? I dlaczego? Bo nie rozpracowałaś sobie świata z góry.

 Dużym minusem jest natomiast finał – jakby streszczony, wręcz ucięty. (…) za bardzo spłynął po nich fakt zabicia kolegów, z którymi współpracowali od lat. Zrobienie z nich bezimiennej masy na pewno nie pomogło w wygenerowaniu u czytelnika poczucia straty, czy jakichkolwiek emocji wobec nich

I tu się zgadzam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Tarnina, za poświęcenie opowiadaniu tyle czasu i wysiłku. Wprowadzenie poprawek może trochę potrwać, bo potrzebuję nowego dekoratora i architekta logiki świata. Zakasam rękawy i biorę się do remontu :)

 

Dasz radę :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

cenę każdy zna. ← chyba chochlik zjadł ł

Chyba nie zareagowałaś na wskazania Tarniny, więc ja nie będę dawał. Doczytam do końca i zdecyduję, czy dać piątego klika. Pomysł interesujący z takim tropieniem upiorów i skutkiem w tym przypadku dla doświadczonych tropicieli. Za pomysł i nie cukierkowy finał klik.

Nowa Fantastyka