- Opowiadanie: Szatansky07 - Listy od M

Listy od M

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Listy od M

Najdroższy Rodryku!

Musiałam uciec stąd na jakiś czas… – Nie, to byłoby zbyt proste… Zawsze uważałam, że listy pisane do siebie przez kochanków powinny być takie romantyczne. Pełne pięknych słów, uczuciowych frazesów i tym podobnych epitetów. A teraz… nawet nie wiem, co napisać do ukochanej osoby. Trochę to żałosne.

Wojna… Wojna nigdy się nie zmienia, ale w jakiś sposób zmienia wszystko. Gdy rok temu ze stolicy poczęły znikać pojedyncze osoby, nikt się tym nie przejmował. Tylko ja traktowałam to poważnie. Pamiętasz, jak mówiłeś, że te wieści to bzdury? A ja na serio je brałam. – Eh! Czy to nie zbyt pompatyczne słowa jak na miłosną wiadomość? Tylko jak inaczej mam pisać, gdy do naszego królestwa weszły cienie? I z czasem rozwydrzyły się do tego stopnia, że zaczęły się brać za członków mej rodziny.

Może zacznę od początku?

Najdroższy Rodryczku!

Pamiętasz, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz? – No dobra, pierwszy raz nie był zbyt romantyczny. Mój ojciec, choć jako bezskrzydlaty anioł nie powinien grzeszyć głupotą, wybrał się na miły wyjazd z żoną i córką w góry. Szkoda, że wybrał te, które od kilku lat nawiedzane były przez hordy barbarzyńskich orków.

Tylko szczęście spowodowało, że podczas walki zostałam przywalona przez martwe cielsko jednego z tych wielkich, umięśnionych i śmierdzących napastników. Przeżyłam, choć nie mogłam się ruszyć. Nie tylko dlatego, że musiałam udawać nieżywą, by te bestie, które przeżyły bitwę, mnie nie zauważyły. Ja po prostu nie dałam rady zrobić czegokolwiek! Zostałam sama. Mój ojciec nie żył, nie dychała już moja matka. Co zostało mi? Samotność. I samotne czekanie na śmierć!

Gdy wydawało się, że los wydał na mnie ostateczny wyrok, zamiast posłańca ze świata umarłych, przyszedł on. Rodryk! Znalazł mnie ledwo żywą, zakrwawioną i zarzyganą kilka dni po tym, jak całą naszą karawanę w pył rozniósł orczy oddział. Miałam szczęście, że przeżyłam. Miałam szczęście, że mnie nie zapamiętał, ale przede wszystkim…

 Miałam szczęście, że poznałam Ciebie! Ten moment, gdy nasze losy w magiczny sposób splątały się na balu, był najwspanialszym dniem mego życia. Zwłaszcza że z początku wydawało mi się, iż dla ciebie byłam jedną z wielu pań.

A może lepiej o tym nie wspominać? Do dziś zastanawiam się, czy wie, iż córka arcykapłanki Yeonu i bezskrzydlatego anioła z Hewenu weszła na książęce przyjęcie jako pani do towarzystwa…

Pamiętasz, gdy podszedłeś i powiedziałeś: „Chcę dziś tańczyć do rana?”.  

Rodryk był wtedy bardzo romantyczny… Gdy odpowiedziałam, że raczej chce ode mnie czegoś innego niż taniec, to odrzekł „Odkąd ujrzałem tak śliczną istotę jak ty, to nie pragnę nic więcej, tylko tańczyć do rana, nie myśleć o niczym ani nikogo innego nie mieć przy swym boku”. A teraz…

W najśmielszych snach nie marzyłam, by Książe z Lodowej Góry, władca golemów, tytanów i dżinnów w ogóle na mnie spojrzał, a co dopiero wziął do tańca. Ty jednak dałeś mi o wiele więcej.

„Dałeś”. Ha, ha. Przecież nie napiszę mu, że gdyby nie moje działania, zapomniałby o mnie jeszcze tej nocy. To ja chodziłam, prosiłam i walczyłam, mimo tylu rywalek wokół mnie. To, że nam się udało, jest tylko i wyłącznie zasługą mojej ciężkiej pracy. Ale nie powiedział nikt, że to będzie proste.

Nasz związek przechodził różne wzloty i upadki, ale nigdy nie sądziłam, że dojdzie do takiego momentu, w jakim znalazł się obecnie. Chciałabym napisać, iż nie uprzedził nikt, że wyleję łzy, ale Ty ciągle powtarzałeś, że życie z tobą to same kłopoty.

Nie wierzyłam w to. A może nie chciałam wierzyć? Rodryk ciągle twierdził, że jest zły, a ja byłam zakochana. Mówił, że z nim mogę nie mieć dobrej przyszłości, a ja już ślub planowałam. Chciałam być szczęśliwa. Przede wszystkim. I za wszelką cenę. Teraz będę musiała ją płacić…

Pamiętasz najwspanialszy dzień w naszym życiu? Narodziny naszego syna były drugą najcudowniejszą chwilą w moim życiu zaraz po momencie, w którym Cię poznałam.

A pamiętasz najstraszniejszy dzień w naszym życiu? Ten, w którym Romualdzik zapadł na tę straszną gorączkę? Martwiłam się, wypłakując wszystkie łzy, a ty powtarzałeś ciągle: „Wszystko będzie dobrze. Tylko go kołysz… Wszystko będzie dobrze. Kołysz, kołysz.”

Brałam to za troskę, za czułość. Jak bardzo się myliłam.

Ciężko mi opisać, jak bardzo cieszyłam się, gdy nasz synek wyzdrowiał z dnia na dzień. Dziękowałam Założycielowi Świata z całego serca, a ty radowałeś się razem ze mną. Byłeś szczęśliwy… Po raz ostatni?

Nie! To pytanie jest zbyt infantylne. Owszem po tym, jak gorączka zeszła Romualdowi z czoła nie było zbyt wiele powodów do radości. Tego samego dnia wybuchła wojna, a w stolicy zaczęły się dziwne zaginięcia. Ale przecież…

Powtarzałeś, że będziesz zawsze przy mnie. Że króla lodowej góry nie można skrzywdzić, że cała nasza rodzina jest chroniona przez magię gargulców. A jednak…

Wojna nie przebiegała pomyślnie, ale prosiłam go, by nie jechał, by wysłał swoich generałów i został. Powiedział, że musi to zrobić. Nie mógł zostawić swojego królestwa. A mógł zostawić mnie…

Chwilę po twoim wyjeździe stolica wpadła w panikę. Liczba zaginionych wzrastała w każdy dzień, coraz mniej ludzi wychodziło z domostw, gobliny uciekły w wyższe partie gór, dżinny hulały wraz z wiatrem, złowieszczo hucząc, magowie zamykali się w swych komnatach, wzmacniając barierę ochronną, a ja sama zostałam.

Nie myślałam, że kiedykolwiek będę się tak bać. Nie sądziłam, że jako magiczka wody mogę czuć przed czymkolwiek tak wielki strach. Nie śniłam w najgorszych koszmarach o tym, co się może stać.

W najdłuższą noc w roku, w przesilenie Arkadyrii zło zaatakowało najdobitniej. Ciągle wierzyłam Twoim słowom, że nic nie grozi królewskiej rodzinie, ale gdy mające mnie chronić gargulce odleciały w mrok, wiedziałam, że nie mogę czekać. Wiedziałam, co to oznacza. To był znak, że nie żyjesz…

 

I że musiałam uciec stąd na jakiś czas.

Niestety nie zdążyłam zabrać Romualda.

Gdy weszłam do jego komnaty, jego po prostu tam nie było. Na łóżku grała tylko ta przeklęta pozytywka.

Walczyk Andersa.

Melodia z naszego pierwszego tańca.

A na ścianie był on. Wielki, potężny, wijący się po długości całej komnaty cień pełen zębów.

Bałam się! I uciekłam!

Nie miałam czasu, by myśleć. Ścisnęłam pozytywkę mocniej w dłoni i pobiegłam przed siebie.

ONE BYŁY WSZĘDZIE!

Wredne, obślizgłe cienie chodzące po każdej ścianie zamczyska!

Nie miałam wyboru!

Rzuciłam się w nurt rzeki. Jako magiczka wody panowałam nad żywiołami na tyle, by się nie utopić. I płynęłam. Nie wiem jak długo.

To nie miało znaczenia.

Straciłam męża.

Straciłam syna.

Znowu sama zostałam.

Odnalazłam się w miejscu, w którym nigdy nie podejrzewałabym, że będę mogła się odnaleźć. Wśród syren i nag znalazłam nowy dom. A one przyjęły mnie jak swoją. I pomogły rozwinąć moje zdolności.

Niestety nie ukoiły mego bólu w sercu. Po Tobie i naszym synu została mi tylko melodia, zagłusza płacz, który sam wlewa się w moje oczy, gdy próbuję zasnąć. Wiesz, że syreny uwielbiają tańczyć? Pokochały tę piosenkę i nieraz chciały wyciągnąć mnie na organizowany przez nie balet. Próbowałam wielokrotnie tam iść, ale żal ściska moje serce zbyt mocno, gdyż za każdym razem muzyka przypomina mi o Tobie.

Syrenki ciągle powtarzają mi: „Nie smuć się! Tańcz, tańcz, tańcz! Nigdy nie wiesz, co przyniesie taniec”

I staram się, mówię sobie: "Tańcz, tańcz, tańcz", ale nie wiem jak! Z Tobą wszystko było prostsze. A teraz wszystko się skomplikowało.

Chciałabym jeszcze raz tulić się do Twoich ramion. Chciałabym…

 

 

 

 

**********

 

 

 

 

Ostatnie słowa rozmazały się od kapiących łez. Śmieszne się czyta list, który pisałam kiedyś, żebym nie czuła, gdy zaboli mnie brak mojego męża. Pisałam do trupa. I jak się okazało, pisałam słusznie.

Wśród syren weszłam na zdecydowanie wyższy poziom magii wody. Nauczyły mnie one melodyjnych zaklęć, które potęgują moje moce. Pokazały, że można walczyć, jednocześnie tańcząc. Stałam się silniejsza, potężniejsza, bardziej pewna siebie. Może to pomogło mi choć trochę wyjść z apatii? Może to umożliwia mi dopisanie do tego niewysłanego nigdy listu małego post scriptum?

P.S.

Gdy otrząsnęłam się już z minionych wydarzeń, poprzysięgłam zemstę na tych, którzy wszystko mi odebrali.

Postanowiłam znaleźć winowajców mej żałoby. Chciałam wrócić do Królestwa Lodowej Góry, ale zostało opanowane przez cienie i nieumarłych. Miejscowości na kilka dni drogi od stolicy spowiły mgły. Świat wymarł, a jednak wciąż tam żyje. Pełen umarlaków, ghulów, szkieletorów, hobgoblinów i… gargulców służących mrocznemu panu. Jak miałam tam znaleźć cokolwiek?

I pewnego razu do krainy syren i nag zawitał sprzedawca artefaktów. Wśród kilku niepowiększających wiele magicznych zdolności amuletów znajdował się jeden pokryty czarną magią obraz. Portret przedstawiał rządzącego mym dawnym królestwem mrocznego pana.

Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nim… jesteś Ty.

Kiedyś sądziłam, że dla ciebie słowa nie znaczyły nic. Uważałam, że mówisz mi tylko swoje obawy. A ty dobrze wiedziałeś, co w tobie tkwi. Samo zło.

Dlatego teraz zwracam się do bezpośrednio do ciebie:

Rodryku, mroczny panie!

Ponownie stoję u granic twojego państwa. Kiedyś stałam tu samotnie, osierocona przez własnych rodziców.

Teraz stoję sama pozbawiona rodziny przez własnego męża.

Pewnie uważasz, że mnie znasz, ale wróciłam nie taka sama.

Jestem potężniejsza, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.

Pewnie uważasz, że jestem zbyt ckliwa, ale żebym nie czuła, gdy zaboli mnie, nie myślę o tobie jako ukochanym.

Bo jesteś potworem.

Zapewne sądzisz, że wystraszę się twych żołnierzy. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie – czy za mało ich, czy za dużo ich? Ponieważ dla mnie jest ich wystarczająco.

Zamorduję każdego, kto stanie mi na drodze. Nieważne czy to człowiek, czy umarlak, czy nasz wskrzeszony ze zmarłych syn.

A potem zabiję ciebie.

I w tym całym smutku, gniewie i żałobie pociesza mnie tylko melodia, tłumi mój żal, rozbudzając skrywane uczucia.

Walczyk Andersa z magicznej pozytywki.

Bo wciąż Cię kocham, Rodryczku…

Ale jednocześnie nienawidzę cię, Rodryku!

I tak jak chciały syrenki, mówię sobie: "Tańcz, tańcz, tańcz", może to coś da. Da. Da tylko, gdy zatańczę na twoim ostatecznym grobie.

Tylko tam… znowu staniesz się moim ukochanym!

 

Twoja najukochańsza, nienawidząca Cię

M.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Bardzo bolesny, rozdzierający tekst. Bohaterka/narratorka jest postacią tragiczną, skrzywdzoną przez los oraz tych, którym zaufała. O ile los bywa okrutny i nieprzewidywalny, o tyle bliskim ufa się bezgranicznie i tym mocniej boli taka zdrada.

Jestem pełna podziwu, ponieważ dość trudno Młodemu Autorowi wcielić się tak sugestywnie w rolę skrzywdzonej przez męża kobiety. Opowiadanie przejmująco bolesne. 

 

Jeszcze edycja:

Tytuł wbrew pozorom nie kojarzy mi się z odwrotnością popularnego cyklu komediowego (którego zresztą nie cierpię), lecz z odwrotnością cyklu poetyckich, wzruszających wyznań Mickiewicza do jego niespełnionej miłości. :)

 

Tu sprawy interpunkcji:

„Wszystko będzie dobrze. Tylko go kołysz…Wszystko będzie dobrze. Kołysz, kołysz.

Syrenki ciągle powtarzają mi „Nie smuć się! Tańcz, tańcz, tańcz! Nigdy nie wiesz, co przyniesie taniec”

 

Tu styl:

Zaginięcia wzrastały w każdy dzień,

 

Literówka:

A potem zabije ciebie.

 

Pozdrawiam i gratuluję tak ciekawego tekstu konkursowego. :)

Pecunia non olet

Szatansky07 cześć!

 

Tekst naprawdę bardzo mi się podoba!!! Jest taki soczysty, konkretny. Te wszystkie potwory. Nie wiem jak inni ocenią ale dla mnie jest to dobra robota. Czytało się to bardzo dobrze i szybko.

 

Pozdrawiam! :)

Jestem niepełnosprawny...

Witam! Bruce 

Dziękuję serdecznie za opinię. Wspomniane błędy poprawiłem. Za ich wypuklenie również jestem wdzięczny.

 

Mam nadzieję, że konkurs wygra najlepszy! :D

 

Serdecznie pozdrawiam!

Cała przyjemność po mojej stronie. Te detale, to żadne błędy. 

Powodzenia, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć i Dawidiq150!

 

Cieszę się, że tekst się spodobał. Dobrze, że nie Cię nie znużył oraz dziękuję za wszystkie miłe słowa. 

 

Serdecznie pozdrawiam!

 

Miś zaskoczony, że autor jest mężczyzną i umiał tak napisać. Masz ode mnie gałązkę eukaliptusa.

Cześć, Koala75.

 

Jakoś tak wyszło, że mężczyźni też potrafią pisać. I to nawet o uczuciach. :D

 

Cieszę się, że się podobało i serdecznie dziękuję za gałązkę eukaliptusa.

Szewc zabija szewca, bumtarara bumtarara!

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zaliczone wersy: wszystkie! Co oznacza komplet 16 pkt + 3 premii za poprawne wykorzystanie wszystkich wersów. :)

 

[01]Musiałam uciec stąd na jakiś czas

[02]Wróciłam nie taka sama

[03]Żebym nie czuła, gdy zaboli mnie

[04]Chcę dziś tańczyć do rana

[05]Tylko tańczyć do rana, nie

[06]Nie powiedział nikt, że to będzie proste

[07]Nie uprzedził nikt, że wyleję łzy

[08]Czy za dużo ich?

[09]Trochę to żałosne

[10]Co zostało mi?

[11]Została mi tylko melodia, zagłusza płacz

[12]Mówię sobie: "Tańcz, tańcz, tańcz", ale nie wiem jak

[13] Pociesza mnie tylko melodia, tłumi mój żal

[14]Mówię sobie: "Tańcz, tańcz, tańcz", może to coś da

[15]Dla ciebie słowa nie znaczyły nic

[16]A ja na serio je brałam

[17]Dla ciebie byłam jedną z wielu pań

[18]A ja już ślub planowałam

[19]Znowu sama zostałam

 [20]Kołysz, kołysz

Cześć!

 

Bardzo oryginalna konstrukcja opowiadania, choć momentami niełatwo było się zorientować w wypowiedzi, bo była kontynuacją z dwóch akapitów wcześniej, ale to niewielki mankament. Wersy wplotłeś w tekst bardzo sprawnie i jestem pod wrażeniem, że zmieściłeś wszystkie. Sama fabuła nie jest szczególnie atrakcyjna, ale przy takiej stylizacji tekstu wypada całkiem nieźle. Czytelnik dostaje jedynie fragmenty kreacji świata, ale można na tej podstawie określić z jakimi realiami mamy tu do czynienia. Emocjonalna warstwa tekstu wyszła tu bardzo fajnie. Technicznie jest dobrze. Zgłaszam do biblioteki, głównie za tę pomysłową formę.

Mój ojciec, choć jako bezskrzydlaty anioł powinien nie grzeszyć głupotą, wybrał się na miły wyjazd z żoną i córką w góry.

Zastanów się, czy nie byłoby lepiej użyć słowa bezskrzydły, bo przymiotnik tu nie pasuje.

Co zostało mi?

mnie

Gdy odpowiedziałam, że raczej chce ode mnie czegoś innego niż taniec, to odrzekł[+:] „Odkąd ujrzałem tak śliczną istotę jak ty, to nie pragnę nic więcej, tylko tańczyć do rana, nie myśleć o niczym ani nikogo innego nie mieć przy swym boku”.

„Wszystko będzie dobrze. Tylko go kołysz… Wszystko będzie dobrze. Kołysz, kołysz.

Brakuje zamknięcia cudzysłowu. 

Czy to nie zbyt pompatyczne słowa jak na miłosną wiadomość? – z kontekstu mi ta pompatyczność nie wynika, więc mi też to słowo tu nie pasuje 

 

bezskrzydlaty anioł – bezskrzydły byłoby lepiej (jak już wspomniała Alicella) 

 

podczas walki przyległo mnie – jesteś pewien, że to właściwe słowo?

 

ale Ty ciągle powtarzałeś, że życie z tobą to same kłopoty. – tu i dalej jeszcze w kilku miejscach mieszasz – raz ty/twój/ciebie piszesz wielką, raz małą literą 

 

Jak dla mnie za dużo w tekście zaimków typu “mój”.

 

Nie przemawia do mnie styl. Mam wrażenie chaosu i pomieszania (słownictwo i wyrażenia – “górnolotne” poprzeplatane bez składu z mocno potocznymi) i nawet nie usprawiedliwia tego w moich oczach narracja pierwszoosobowa. Przez to nie czytało mi się gładko.

Co do samej bohaterki, to nie zapałałam do niej sympatią ani współczuciem. Będę może okrutna, ale sama sobie była winna, skoro głupio się tak upierała przy swoim, nie zważając na uczucia i słowa drugiej strony. 

Jednym słowem jeśli chodzi o mnie – nie porwało (no dobra, dwoma słowami). 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Cóż, nie najlepiej czytało się tę mroczną opowieść. Narracja mieszała się z treścią listu, wyznania miłości i nienawiści mieszały się ze wspomnieniami tragicznej przeszłości. Ale przynajmniej została dobra pamięć o tańcu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ojej, trochę mnie tu nie było. Wybaczcie, że nie odpowiadam na bieżąco.

 

Może zacznę ogólnie. Dziękuję wyżej komentującym za swoje opinie. Każda z nich jest dla mnie niezwykle ważna i będę brał ją pod uwagę. Chcę też nadmienić, iż sam byłem ciekaw, jak przyjmie się taka forma “omawianego listu.” Teraz przynajmniej mam wyobrażenie na ten temat.

 

Teraz tak bardziej osobiście.

 

@Alicella Dziękuję, za wyszczególnienie błędów, jak i za wszelkie komplementy. Tekst miał być krótki, nie rozciągać zbytnio wątków, a list takim urozmaiceniem. Co do błędów:

 

Rozumiem, że mamy takiego robaczka jak “kowal bezskrzydły”, jednakże z drugiej strony nie mamy kogoś takiego jak skrzydły anioł. Jest natomiast skrzydlaty anioł, więc niejako samo przez się nasuwa się pojęcie bezskrzydlaty anioł. Ale to tylko moja teoria i zapewne zarówno Ty, jak i @śniąca macie rację.

 

“Co zostało mi” to słowa piosenki, temu tak ujęte. Ja wolałbym to napisać jako: “Co mi zostało”.

 

@śniąca. Również dziękuję za opisanie błędów. Muszę pomyśleć nad ich poprawą. Co do samej opinii… To z jednej strony zabawa formą, z drugiej próba wstrzelenia się w konkurs, więc rozumiem, że po prostu nie przypadło do gustu. Co do: “słownictwo i wyrażenia – “górnolotne” poprzeplatane bez składu z mocno potocznymi)” to taki był zamysł. List zazwyczaj piszemy pięknymi słowami, podczas gdy myślimy potocznymi. Z pewnością jednakże można to było ugryźć lepiej. ;)

 

@regulatorzy

 

Podobnie jak wyżej. Dziękuję za opinię, nie zawsze jednak uda się trafić w gust czytelnika. Następnym razem postaram się mniej bawić formą. :D

Udany szort (choć o kilkaset znaków przekroczona umowna granica).

Nieźle przemycona historia, naprzemienna narracja dodaje tempa. Dobrze oddane emocje, może trochę chaotycznie, ale to poniekąd też jest dla mnie forma tego stylu, że osoba pisząca to była wzburzona. Dobrze i przyjemnie się czytało.

 

Parę drobnych uwag (część nie ma sensu bo to fragment piosenki, ale jednak piszę co mi zgrzytnęło):

 

Ale nie powiedział nikt, że to będzie proste.

Ale nikt nie powiedział, że to będzie proste.

nie uprzedził nikt, że wyleję łzy

Rozumiem, że to fragment piosenki ale zabrzmiało dziwnie

 

a ja sama zostałam.

a ja zostałam sama.

Znowu sama zostałam.

To znowuż z piosenki ale zgrzytnęło.

 

tylko melodia, zagłusza płacz

I to też

 

że nim… jesteś Ty

że jesteś nim… Ty

 

Dlatego teraz zwracam się do bezpośrednio do ciebie

Do usunięcia jedno do.

Bardzo proszę, Szatansky, i czekam na następny raz. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poszedłeś jak King w Dolore Claiborne;)

Taka słodka, taka romantyczna (choć zarzygana;;) i tak niebezpieczna.

Lożanka bezprenumeratowa

Połączeniu listu i partii fabularnych jest nieco ryzykowne, ale muszę przyznać, że Ci się udało :) Spodobała mi się ta forma. Historia w gruncie rzeczy prosta, ale wciągnęła. Trochę dziwne, że Rodryk uprzedził bohaterkę, że jest zły, najwyraźniej faktycznie ją kochał, a jednocześnie nie próbował walczyć ze złem w sobie, ale to tylko czep ;)

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

coraz mniej ludzi wychodziło z domostw, gobliny uciekły w wyższe partie gór, dżinny hulały wraz z wiatrem, złowieszczo hucząc, magowie zamykali się w swych komnatach, wzmacniając barierę ochronną, a ja sama zostałam. 

Urzekł mnie ten opis. heart

Czytając, zastanawiałem się, czy wyrażenia: “powinien nie grzeszyć głupotą”, “przyległo mnie martwe cielsko”, czy “Co zostało mi?”, są świadomą stylizacją, czy nieświadomą manierą autora. 

 

Jeśli chodzi natomiast o całość, to bardzo podoba mi się forma pisania listu i walki z materią słowa, połączona z retrospekcją i “prostowaniem” znaczenia napisanych słów. Czytając, bardzo byłem ciekaw do czego ta narracja prowadzi. I na sam koniec nie czuję się zawiedziony. smiley

Bardzo dobre opowiadanie, warte biblioteki.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Wybaczcie, trochę mnie tu nie było.

@Ambush, dziękuję za porównanie do samego Kinga. Nawet jeśli to porównanie mocno przeszacowane.

 

@Irka_Luz. Cieszę się, że się podobało. Historia sama w sobie miała być prosta. Nie chciałem jej niepotrzebnie komplikować. Nie wiemy, co tak naprawdę kierowało Rodrykiem, ani też co stało się, że ich syn wyzdrowiał. 

 

@fizyk111.

Miło, że i Tobie spodobał się jakiś fragment, a nawet całość tekstu. Dziękuję, że dzięki Wam udało mi się dostać do biblioteki. Dla początkującego pisarza jak ja, jest to niezwykle cenne.

Co do manier, na swój sposób główna bohaterka miała być taką przysłowiową blondynką. Niemniej rzeczywiście nie przystoi jej popełniać takich błędów językowych. Poprawię to. 

Przyznam, że spodobało mi się wpasowanie wersów piosenek w strukturę tekstu, większość odebrałem jako całkiem naturalne. Poszedłeś trochę na łatwiznę z wykorzystaniem egzaltacji płynącej także z piosenki, głównie w liście do Rodryka, bo uważam, że zastosowanie takiego języka w całej narracji, byłoby ambitniejszym przedsięwzięciem, dużo trudniejszym, ale efekt mógłby być o wiele bardziej spektakularny.

A tymczasem wyszło dość poprawnie. Co prawda podobała mi się finalna ambiwalencja głównej bohaterki, jednak zabrakło mi jakiejś wyrazistej puenty.

Dzięki za wzięcie udziału w konkursie i gratuluję wykorzystania kompletu wersów! ;)

Lubię sam stosować nietypowe formy narracji. Tutaj udało Ci się to, Autorze, bardzo dobrze. Niestety, historia nie nadąża za stylem, jest dość przewidywalna, nie budzi emocji.

 Słowa piosenki wyraźnie widoczne.

 

I obowiązkowe czepialstwo:

– „jako bezskrzydlaty anioł” – jednak bezskrzydły lepiej brzmi;

– „przyległo mnie martwe cielsko” – przyległy to słowo pochodzące z geometrii; raczej „zwaliło się na mnie” czy „przywaliło”;

– „Książe z Lodowej Góry” – zabrakło ogonka;

– „stolica wpadła w panikę” – brzmi to niezręcznie;

– „wijący się po długości” – co to znaczy? nie bardzo to po polsku;

– „Śmieszne się czyta list” – literówka;

– „mówisz mi tylko swoje obawy” – raczej „o obawach”

– „ostatecznym grobie” – ostatecznym? nie rozumiem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. Nie porwało mnie, chociaż to nie jest złe opowiadanie.

Jak dla mnie – za mocny nacisk na uczucia, za mały na fakty. Ale tym się nie musisz przejmować.

Osobiście uważam, że forma listu jest interesująca, ale ma swoje wady. Nieźle się sprawdza jako urozmaicenie, pozwala mnóstwo streścić w niewielu znakach, ale wypada gorzej w zbyt dużym stężeniu. Raz, że niewygodnie się czyta kursywę, dwa, że czuję się nieswojo, czytając czyjąś korespondencję. A tu jeszcze list miłosny…

Nie przemawiają do mnie motywy napisania listu – najpierw narratorka pisze do kogoś, kogo uważa za zmarłego (dziwne, IMO). Potem – do wroga, uprzedzając go o swoich zamiarach (nierozsądne).

Ale jako sposób na przemycenie różnorodnych wersów piosenki – list jest niezłym wyborem.

Babska logika rządzi!

Momentami przeszkadzał mi szyk (rozumiem, że to cytaty, więc trudno było coś z tym zrobić), ale poza tym czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka