- Opowiadanie: Fasoletti - Wodnik Szuwarek

Wodnik Szuwarek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wodnik Szuwarek

Obudził mnie potworny ból brzucha. Ból tak wielki, że niemożliwy do opisania. Czułem jak moje kiszki samoistnie wiążą się w skomplikowane supły, przy których węzeł gordyjski był zwyczajną, prostą do rozpracowania kokardką. Ale nie ma się co dziwić. Przy ilości alkoholu, jaką wczoraj w siebie wlałem, powinienem dziękować Bogu, że w ogóle pozwolił mi otworzyć dziś oczy. Zwykle po tak suto zakrapianej imprezie napierdalała mnie głowa. Z bebechem nie miałem problemów. A tu proszę, niespodzianka. Spróbowałem zmienić pozycję, co zaowocowało kolejnym skurczem, który niemalże pozbawił mnie przytomności. Zakląłem szpetnie, po czym bardzo powoli i delikatnie ułożyłem się na plecach. Pomogło. Ból trochę zelżał. Wziąłem głęboki wdech. Nagle usłyszałem głośny bulgot i poczułem, jak coś w moich jelitach się przelewa. Już wiedziałem co będzie. Zresztą, pewnie każdy z was przez to przechodził. Tak, to była ona. Kackupa, która teraz bezlitośnie parła przez moje kichy w kierunku odbytu. Błyskawicznie zeskoczyłem z łóżka i nie ubierając nawet papci wypadłem na podwórko. Stojący nieopodal drewniany sracz był w tej chwili jedyną rzeczą o jakiej myślałem. Gęsta mżawka oraz zimny, przeszywający wiatr przestały dla mnie istnieć. Liczyło się tylko to, by wytrzymać i dobiec do kibla.

W końcu. Błyskawicznie opuściłem w dół slipy, usiadłem na drewnianym sedesie i rozluźniłem zwieracze. Z mojego tyłka chlusnęła cuchnąca breja. Nieziemski smród skaził powietrze. Nawet ogromne, spasione muchy, których naturalnym środowiskiem był gnój, pouciekały przez szczeliny między deskami. A ja delektowałem się wspaniałym uczuciem, jakie towarzyszyło opróżnianiu jelit. Nagle usłyszałem dziwne chlipanie, a następnie chrapliwy głos, dobiegający jakby spod ziemi.

– Kurwa, człowieku, musisz tyle pić?

Zdębiałem. Z trudem ścisnąłem odbyt i wstrzymałem oddech.

– Ej, no dalej, bom głody! – odezwał się znów ten sam głosik.

Ku mojemu przerażeniu stwierdziłem, że dochodzi z szamba pod kiblem. Zeskoczyłem z „tronu”, jakby był rozgrzany do czerwoności i zajrzałem do ziejącego czernią otworu.

– Jest tam kto? – zapytałem nieśmiało, z nadzieją, że miałem tylko omamy słuchowe.

Cóż, na kacu różne rzeczy się widzi i słyszy.

– No przecież mówię do ciebie. Głupi jesteś jaki czy co? – zapytał tajemniczy rozmówca.

Pojebało mnie. Normalnie mnie pojebało. Alkohol przeżarł mi mózg i zaczynam mieć urojenia.

– Eeee. Kim jesteś i co robisz w moim klopie? – zagaiłem, zastanawiając się poważnie nad wizytą u psychiatry.

– A kim miałbym być niby? Kosmitą? Jestem wodnik. Wodnik Szuwarek.

– Wodnik Szuwarek? Żarty sobie stroisz? To „Ukryta kamera” czy jak?

– Żadna kamera. Jestem najprawdziwszym wodnikiem i od przedwczoraj mieszkam w twoim kiblu, czy tego chcesz, czy nie. A teraz, kiedy uprzejmości mamy za sobą, czy mógłbyś dokończyć co zacząłeś? Jestem strasznie głodny i choć podejrzewam, że po tym obiedzie będę mieć wcale niezłego kaca, to niestety jestem zmuszony skonsumować tą breję. Więc siadaj w końcu i rób, co masz robić.

– Jaki kurwa obiad? Przecież ja tu przyszedłem się wysrać!

– Właśnie – odpowiedział mój nowy znajomy.

No tego było już za wiele. Żołądek podszedł mi do gardła i puściłem pod nogi obfitego pawia. Wytarłem ręką usta i wybiegłem na dwór. Z tego wszystkiego zapomniałem nawet się podetrzeć.

– Co za marnotrawstwo jedzenia! – usłyszałem za sobą.

Wpadłem do domu i wywaliłem na ziemię zawartość kilku szafek. Ze sterty szpargałów wydostałem sfatygowaną latarkę oraz niewielki pistolet na kapiszony – zabawkę z czasów młodości. Tak uzbrojony pognałem z powrotem do sracza. Zaświeciłem w otwór i wycelowałem ze straszaka.

– Pokaż się skurwysynu albo będzie z tobą krucho!

W oświetlony obszar wpełzła przypominająca żabę istota. Do pasa zanurzona była w gównach.

– Teraz mi wierzysz? – spytała.

Normalnie mi mowę odjęło. Kurwa! Pierwszy raz w życiu widziałem prawdziwego wodnika. Mimo szoku, postanowiłem zagrać twardo.

-Spierdalaj z mojego przybytku, albo cię podziurawię jak sito! – wrzasnąłem starając się, by brzmiało to przekonująco i groźnie.

Wodnik rozłożył tylko bezradnie błoniaste ręce i załkał.

– Słuchaj, źle to zaczęliśmy. Pewnie powinienem zapytać o pozwolenie, zanim tutaj zamieszkałem, ale te gnoje z urzędu miasta wysuszyły moją sadzawkę! I gdzie ja miałem pójść? We wsi żadnego stawu już nie ma, wszystkie bagna jakie były w pobliżu osuszono… A ja bez wilgoci umrę. Mieszkanie w szambie i tak uwłaszcza mojej godności, ale co miałem począć? No sam powiedz, jest sprawiedliwość na tym świecie?

Szkoda mi się zrobiło biedaka, bo jakby na to nie patrzeć, to bez domu pozostał. Ale w szambie mieszkać nie mógł, zwłaszcza, że inni domownicy mogliby różnie na niego zareagować. Szczęście, że wracali dopiero za tydzień, więc miałem trochę czasu, co by wykombinować jak nieszczęśnikowi pomóc.

– Zaczekaj tutaj, a ja postaram się coś zaradzić na twoja niedolę. – powiedziałem i pobiegłem zajrzeć do książki telefonicznej.

Po długich poszukiwaniach znalazłem numer wuja Zygfryda, który posiadał kilka stawów hodowlanych. Biedny wuj borykał się z wieloma problemami, typu rybacy po kryjomu łowiący na jego terenach, oraz notorycznie zanieczyszczająca zbiorniki konkurencja. Rozmowa była krótka. Kochany stryjaszek od razu przystał na moją propozycję, a nawet zgodził się przysłać specjalny wannowóz, którym przetransportował Szuwarka do jego nowego domu.

Teraz, gdy czytam w gazecie, że jakiś pracownik wujowej konkurencji lub nieostrożny rybak zaginęli w okolicy stawów należących do Zygfish sp. Z o. o. a ciał nie odnaleziono, uśmiecham się pod nosem i wspominam moje spotkanie z jakże niezwykłym stworem, jakim był Wodnik Szuwarek.

Koniec

Komentarze

"Zwykle po tak suto zakrapianej imprezie, napierdalała mnie głowa."-chyba nie powinno tu być przecinka.
"Z bebechem nie miałem problemów"- bebechami? To zamierzone było?
"papci "-kapci?
"Wytrzymać i dobiec do kibla."- dla mnie to dwa.
"Zygfish sp. Z o. o. a ciał nie odnaleziono"- nie powinno być przecinka? Chociaż, po kropce. Hmm...
Wpełzła i przypominała żabę. Taki mały był ten wodnik? Może to jest ten na twoim awatarze:)?
Fajne opowiadanie. Nic dodać, nic odjąć.

Zabawne... całkiem niezłe.

Fajne, napisane łatwym językiem i tak jak powiedział...znaczy napisał poprzednik - zabawne

Bebech i papcie były celowe. Z tym przecinkiem po kropce miałem właśnie ten sam dylemat i zaryzykowałem, żeby go nie wstawiać :P Bebech, to w sensie brzuch.To, że przypominał żabe, nie znaczy, że był mały. Pisałem o wyglądzie, nie rozmiarze. Pozostałe wymienione poprawiłem. Thx :)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Tym razem chyba cię pogięło Fasoletti. Nie jest zabawnie, nie jest turpistycznie, nie jest fantastycznie. Jedyne, co udało ci się osiągnąć, to sugestywne obrzydlistwo. Gdybyś miał osobistego bloga zatytułowanego „Fekalia i ekskrementy dla zaawansowanych" tekst mógłbyś upublicznić, ale zamieszczenie go na NF ma się do literackiego profilu tego portalu jak nocnik do serwisu Zeptera. Sam pomysł wodnika w gównach także d... się nie trzyma, podobnie jak zakończenie. Nie siej tutaj wszystkim, co ci się spod klawiatury wymsknie,  bo paprzesz sobie markę.  A tak nawiasem mówiąc wyrazy „pokaż się" i „pokarz się" są homofonami - tak samo brzmią, ale inaczej się je pisze i co innego znaczą.  Miał się Szuwarek pokazać czy pokarać?    „- Pokarz się skurwysynu (bez przecinka) albo będzie z tobą krucho!" 

A mnie tam dosyć rozbawiło. Język  trochę odstraszający, ale jeśli kogoś śmieszy coś w tym stylu, to język raczej nie będzie  mu przeszkadzał. ;P

Nie ma to jak napisać opowiadanie o sraniu. Adekwatnie do tematyki można tylko skomentować: gówniane. Podpisuję się pod wszystkim, co napisał(a) w_baskerville. Chyba najsłabszy twój tekst, jaki czytałem - nie wszystko, co się napisze nadaje się do upublicznienia.

Jakbyś, nie daj Boże, czuł wewnętrzny przymus napisania kontynuacji o sikaniu, to schowaj ją gdzieś głęboko w szufladzie albo zakop.

Na więcej niż dwa, wg mnie, to coś nie zasługuje (styl to nie wszystko).

Pozdrawiam.

shit monster :D:D:D

Widzę twarde słowa pod opowiadaniem. A mnie temat nie zraził. Powiem więcej, odebrałem to jako lekki i dość przyjemny tekst, humorystyczny tekst. Czasem potrzeba nam trochę dystansu. Nic wiekopomnego, ale do przeczytania jak najbardziej;)

Oczywiście jeden "tekst" w powyższym komentarzu jest nadprogramowy.

Nowa Fantastyka