- Opowiadanie: dawidiq150 - Złodzieje

Złodzieje

Mam nadzieję, że nikt nie ma do mnie pretensji, że publikuję tyle opowiadań. Robię tak dlatego, że wierzę, że piszę coraz lepiej. I niektórzy mi to mówią. Zapomnijcie więc o moich starszych opkach. Proszę przeczytajcie to i dajcie szczery komentarz.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Złodzieje

Mój przyjaciel Paweł jest kleptomanem, wiem o tym od dawna, przyjaźnimy się bowiem całą podstawówkę i trzy lata liceum. Tę tajemnicę zna także Rafał, z którym tworzymy trzyosobową paczkę. Gdy Paweł kradł w przedszkolu różne przedmioty, najczęściej zabawki należące do innych dzieci, rodzice podjęli jego leczenie. Sam twierdzi, że w dużym stopniu mu to pomogło i gdy chce może nad przypadłością zapanować.

Ostatnie wakacje spędziliśmy razem w polskich górach. Było świetnie i także w tym roku postanowiliśmy powtórzyć wspólny wypad. Ale dla odmiany gdzie indziej. Paweł zaskoczył nas swoją propozycją.

– Wyjedźmy do Grecji.

– Ocipiałeś? Skąd niby mielibyśmy wziąć pieniądze? Nikogo z nas nie stać na taką wycieczkę co dopiero na dłuższy pobyt – powiedziałem zdziwiony głupotą pomysłu.

– Nie doceniasz mnie, wszystko przemyślałem – odpowiedział uśmiechając się – W Grecji jest taka jedna plaża dla bogaczy. Wstęp na nią kosztuje sto euro od osoby. Ale to wszystko nam się zwróci i to wielokrotnie.

– Chcesz kraść? – Rafał domyślił się przede mną.

– Otóż to. Urodziłem się złodziejem, uwierzcie mi mam potrzebne umiejętności, a wy jesteście pojętni, razem zarobimy fortunę.

– Ale jakim sposobem uzbieramy pieniądze by tam się dostać? – spytałem

Paweł poklepał mnie po ramieniu z uśmiechem i powiedział:

– Tu liczę na ciebie.

– Jak to na mnie? – spytałem zdziwiony i dopiero po chwili dotarło do mnie co ma na myśli.

Opowiedziałem im kiedyś pewne zdarzenie, które mi się przytrafiło. Jak miałem jedenaście lat często odwiedzałem dziadków. Pewnego razu, gdy babcia została zabrana do szpitala z powodu wykrycia nowotworu mózgu, dziadek lekko upił się i zadzwonił do nas. Nie było akurat rodziców i ja odebrałem telefon. Dziadek powiedział bym do niego przyszedł, bo jest mu bardzo smutno. Ubrałem się i wyszedłem z domu. Otworzył mi zapłakany. Potem zamówił pizzę i gdy ją jedliśmy powierzył mi swój sekret. Za starym obrazem, na jednej ze ścian miał ukryty sejf, a w nim pieniądze, czterdzieści tysięcy złotych. Zdradził mi kod, który łatwo zapamiętałem, bo było to sześć jedynek.

 

&&&

 

Na początku odparłem, że nie ma mowy bym okradł dziadka, że pomysł wyjazdu jest absurdalny i bardzo głupi. Paweł jednak ciągle powtarzał, że wszystko odzyskam i zdobędę co najmniej drugie tyle. Rafał po namyśle poparł ten szalony pomysł i po częstych namowach uległem, powiedziałem sobie „raz się żyje” i się zgodziłem.

 

&&&

 

Paweł wyliczył, że potrzeba na wszystko około pięć tysięcy złotych, a jak dobrze pójdzie to pobyt przedłużymy. Wiedząc, że postępuję źle, podstępnie okradłem dziadka. Dobrze, że klucz do jego mieszkania miał zawsze najbliższy sąsiad. Celowo zostawiłem moje okulary w mieszkaniu z sejfem, a gdy dziadziuś poszedł na zakupy miałem pretekst by tam pójść.

 

&&&

 

Zdobyłem pieniądze. Niebawem nadeszły wakacje i spakowani pojechaliśmy na lotnisko. Wszyscy myśleli, że lecimy nad Bałtyk, my natomiast siedzieliśmy w samolocie zmierzającym do Grecji.

Dotarliśmy szczęśliwie. Taksówka zabrała nas z lotniska do naszego niedrogiego trzyosobowego apartamentu, w którym mieliśmy wykupione cztery doby.

Pobyt zapowiadał się świetnie i czuliśmy się wspaniale. Jednak czekała nas praca. Ryzykowna, niezgodna z prawem, lecz jak to w takich przypadkach bywa zarobić można było bardzo dużo, w krótkim czasie.

Gdy wszystko było do końca ustalone, każdy wziął swój plecak i opuściliśmy apartament, by skierować się prosto na upatrzoną plażę. Każdy z nas umiał w miarę dobrze angielski, więc z porozumiewaniem się nie mogło być większego problemu.

Szliśmy uliczkami, w których roiło się od ludzi, zapewne w większości turystów. Słońce bardzo mocno grzało. W pewnym momencie dotarliśmy do zatłoczonego parkingu.

– To musi być blisko, popatrzcie same drogie fury – zauważył Rafał.

Miał rację, kawałek dalej było wejście na plażę, w którym pobierano opłaty. Cena wynosiła sto euro od osoby tak jak wcześniej mówił Paweł. Po zapłaceniu tej kosmicznej dla nas kwoty, nasze serca wypełniły się radością. Miejsce wyglądało fantastycznie. Jakieś dwadzieścia metrów od morza przecinał piaszczystą plażę szeroki chodnik ozdobiony rosnącymi palmami po obu jego stronach. Kawałek dalej znajdował się bar ze stolikami, których część była zadaszona, a część nie. W barze puszczono dość głośno muzykę, leciał jakiś wakacyjny hit. Między chodnikiem a wodą, stały wielkie kolorowe parasole, a pod nimi leżaki. Wielu ludzi korzystało z atrakcji takich jak, narty wodne, spadochrony ciągnięte przez motorówki i przejazdy skuterami. Był też wielki statek oddalony od plaży o jakieś sto metrów, na którym jak dowiedział się wcześniej Paweł odbywały się co kilka dni nocne dyskoteki. Rozpościerał się też przepiękny widok na wysepkę oddaloną o jakieś pół kilometra. No i woda, która była czyściutka.

Zajęliśmy jeden z niewielu wolnych leżaków.

– Lecę się pokąpać – powiedział Rafał, który rozebrał się w ekspresowym tempie.

– Wszyscy się pokąpiemy ale pamiętajcie, że mamy robotę. – przypomniał Paweł.

Woda w morzu okazała się bardzo ciepła i tak czysta, że nawet daleko od brzegu, gdzie było głębiej dostrzegało się piaszczyste dno.

Po pół godzinie przyjemnej kąpieli, zaczęliśmy lustrować otoczenie, w poszukiwaniu pierwszej ofiary.

 

&&&

 

Paweł wypatrzył dwie kobiety wyglądające na matkę i córkę. Ustawiły one swoje leżaki w słońcu i opalały się. Przy nodze parasola leżały ich torebki. Ja i Rafał przyglądaliśmy się jak Paweł podchodzi i udając, że torebka należy do niego zaczyna w niej grzebać w poszukiwaniu portfela.

Niestety, nagle starsza z kobiet odwróciła się i przyłapując złodzieja na gorącym uczynku zaczęła coś mówić po grecku oburzona. Paweł zaczerwienił się przestraszony i odszedł mówiąc tylko „sorry, sorry”

O dziwo niedoszła ofiara kradzieży tylko patrzyła jeszcze przez chwilę na mojego przyjaciela szturchając swoją towarzyszkę i mówiąc coś do niej. Potem straciła zainteresowanie wydarzeniem.

 

&&&

 

– Ale wpadka, nie tak miało być – zganił Pawła Rafał a ja mu przyznałem rację.

– Początki zawsze są trudne – powiedział kleptoman nie zrażony niepowodzeniem – następnym razem się uda zobaczycie.

W tym rejonie kolejna próba kradzieży wydawała się być ryzykowna. Zaczęliśmy więc iść plażą, szukając nieco dalej kogoś, kto nie obawiał się, że zostanie okradziony i dogodnej okazji. Nie wszyscy bowiem pilnowali swoich rzeczy.

Paweł próbował teraz okraść samotną kobietę, ale sytuacja powtórzyła się niemal identycznie. Tym razem jednak nie uszło nam to płazem. Wszystko zauważył ratownik, który zszedł błyskawicznie drabiną ze swojego stanowiska, jednocześnie mówiąc coś do swojej krótkofalówki. Następnie podbiegł do Pawła, któremu zrzedła mina.

Nie wiedzieliśmy co robić. Po krótkim namyśle, chcąc ratować swoje tyłki ruszyliśmy w stronę wyjścia z plaży opuszczając przyjaciela. Przeklinałem swoją głupotę. Jak mogłem wierzyć, że uda się taki ryzykowny plan? Co ja sobie myślałem? Dalsze moje rozmyślania zostały nagle przerwane; przede mną i przed Rafałem pojawili się dwaj ratownicy. Byli ubrani w żółte szorty i czerwone podkoszulki. Jeden z nich powiedział po angielsku:

Widzieliśmy co próbowaliście zrobić. Macie teraz dwie możliwości; albo przekażemy was policji, albo odrobicie swoją winę pracą fizyczną. Co wybieracie?

Obaj zgodnie wybraliśmy drugą opcję.

Po chwili ja, moi dwaj przyjaciele i trzech ratowników szliśmy w stronę drugiego końca plaży. Wywiązała się rozmowa.

– Co to będzie za praca? – spytałem.

– Na wyspie trwa budowa hotelu. Z pewnością się przydacie. Choćby do noszenia cegieł. – odpowiedział ratownik.

– Potem nas puścicie? – spytał Rafał.

– Tak, ale radzę się już tu nie pokazywać.

Po dotarciu do zielonej motorówki, wsiedliśmy, my i jeden z ratowników. Pozostali skierowali się z powrotem do swoich wież ratowniczych.

Podróż motorówką trwała chwilę. Ratownik okazał się sympatyczny, zaczęliśmy z nim rozmawiać trochę dziwiąc się jego podejściem. Wydawał się być zadowolony i radosny, nie mogłem odgadnąć czemu.

 

&&&

 

Dotarliśmy na wyspę. Znajdowała się tu dziewicza plaża co mnie zdziwiło. Nie zauważyłem żadnego hotelu w budowie, widocznie musiał być po drugiej stronie wyspy. Po wyjściu z motorówki ratownik wskazał nam kierunek i powiedział:

– Tędy dojdziemy na miejsce.

Po zrobieniu paru kroków stało się coś dziwnego. Całe otoczenie rozmyło się jakbym zażył jakiś narkotyk. Sylwetki moich przyjaciół i ratownika zachowywały się jak odbicia w krzywych zwierciadłach. To dziwne uczucie dotyczyło jedynie mojego wzroku poza tym czułem się całkowicie normalnie. Zatrzymałem się, to samo zrobił Paweł i Rafał. Zrozumiałem, że muszą odczuwać podobne omamy. Kręciliśmy głowami rozglądając się.

– Idziecie, czy jednak chcecie by zajęła się wami policja? – powiedział ratownik, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego co się z nami działo. Jego głos brzmiał normalnie. Szliśmy więc dalej.

Nagle po kilkunastu sekundach zacząłem znowu dobrze wszystko widzieć, lecz to co ujrzałem zaskoczyło i zszokowało mnie. Nad wyspą unosił się obiekt tak olbrzymi jak wieżowiec o kilkudziesięciu piętrach. Jego kształt był w niektórych miejscach obły w innych kanciasty. Ta niezwykła rzecz miała jednolity jasno srebrzysty kolor.

– Co to u diabła jest? – żachnął się Paweł. Każdy z nas był w szoku, ale odczuwaliśmy też olbrzymie zafascynowanie.

Przyglądaliśmy się wielkiemu, zawieszonemu w powietrzu obiektowi i nawet nie zauważyliśmy jak ratownik zaczął się przemieniać.

Po chwili, gdy to zobaczyłem, ze strachu oblał mnie zimny pot. Skóra stwora zmieniła kolor na ciemnoniebieski, formowanie nowego kształtu przypominało mi rośnięcie drożdżowego ciasta. Z ciała, które jeszcze chwilę temu było ludzkie wyrastały dodatkowe kończyny.

Chwilę później stało przed nami przedziwne stworzenie, które z pewnością nie urodziło się na Ziemi. Osobnik posiadał cztery nogi i cztery ręce. Był chudy i miał mniej więcej dwa i pół metra wysokości. Z głowy przypominającej kształtem bakłażan patrzyło na nas oko, nieco większe niż ludzkie. Nie zapamiętałem wszystkich szczegółów jego wyglądu, gdyż nie było czasu na obserwacje. W jednej z rąk dziwoląg trzymał jakiś przedmiot w kształcie tabletu. Długim zginających się w trzech miejscach palcem coś na nim wcisnął. Wtedy każdego z nas otoczyła błękitna przeźroczysta poświata. Wyciągnąłem dłoń by jej dotknąć, poczułem jakbym dotykał ciepłej ściany. Zaczęliśmy się unosić.

Spojrzałem na przyjaciół, byli bladzi jak kreda i wybałuszonymi oczami patrzyli; jeden na przedziwnego stwora, który unosił się razem z nami a drugi na zawieszony w powietrzu obiekt jak rozumiałem niewidoczny z dalszej odległości.

Po chwili dotarliśmy do miejsca, gdzie znajdował się otwarty właz. Uniosło nas do środka. Wewnątrz był długi, dość szeroki i wysoki korytarz o białych ścianach. W tych ścianach znajdowały się co kilka metrów prostokątne, duże otwory okienne, w jednym ujrzałem obcego, który nam się przypatrywał. Od korytarza odchodziły inne, lecz my przemieszczaliśmy się dokładnie na wprost. W końcu droga się skończyła a przed nami ujrzałem drzwi, które rozsunęły się na boki. Po chwili znaleźliśmy się w docelowym miejscu.

Pomieszczenie było średniej wielkości, choć trochę za małe na jedenastu ludzi, którzy się tu znajdowali. Szczerze mówiąc widząc ich trochę mi ulżyło. W mojej głowie jednak kłębiło się mnóstwo pytań.

Obcy stwór ponownie zmienił się w ratownika plażowego.

– Siedzieć grzecznie – powiedział, następnie skierował się do wyjścia.

Paweł pokazał mu środkowy palec.

– Wszystko widzę – roześmiał się ratownik wskazując dłonią miejsce z tyłu głowy. Ujrzeliśmy tam ukryte między włosami oko.

Potem drzwi pomieszczenia zamknęły się a ja zacząłem przypatrywać się współwięźniom. Na podłodze siedziało siedem kobiet i czterech mężczyzn. Większość w strojach kąpielowych. Wyglądali na zrezygnowanych.

– O co tu cholera chodzi? – odezwał się Rafał po polsku jednak nikt z więźniów go nie zrozumiał.

Spytałem więc po angielsku:

– Czy ktoś wie co to wszystko ma znaczyć? Kto i po co nas porwał?

Odpowiedziała starsza kobieta:

– Robią na nas eksperymenty. Nikt nic więcej nie wie.

– To nie jest jakiś zwariowany reality show? – spytałem i zjeżył mi się włos na głowie, gdyż uświadomiłem sobie, że ta przygoda może się bardzo źle skończyć. Śmiercią a w gorszej wersji okaleczeniem. Chciałem spytać jakie eksperymenty ale kobieta kontynuowała. Nie chciałem jej przerywać.

– Porwano mnie pierwszą, straciłam rachubę czasu ale myślę, że było to jakiś miesiąc temu.

– Proszę mówić dalej – ponagliłem ją.

– Opuszczałam plażę ostatnia, nikt więc nie widział jak te stwory zmienione w ludzi, udający ratowników zabrali mnie siłą do motorówki i przywieźli tutaj. Dobrze nas karmią, mamy tu też ubikację. Albo przynajmniej coś co ma służyć za ubikację.

– Co to za eksperymenty? – teraz zadał pytanie Paweł.

– Za każdym razem, gdy porywają nową osobę zabierają nas stąd do innego pomieszczenia, gdzie znajduje się ogromna kula przypominająca wielką kupę. Przyczepiają nam coś do skroni i porażają prądem, nie jest to jednak bolesne, tylko trochę nieprzyjemne.

Usiadłem na podłodze blisko ściany by się na niej oprzeć. To samo zrobił Paweł i Rafał. Żaden z nas nie widział wyjścia z tej matni.

 

&&&

 

Minęło pół godziny, które spędziliśmy na rozmowach ze sobą i współwięźniami. Wtedy stało się coś o czym mówiła starsza pani.

Drzwi rozsunęły się i ukazał się w nich obcy w swojej naturalnej postaci. Wydawało mi się, że to nie jest ten sam, który nas tu przyprowadził. Jednak też trzymał w dłoni urządzenie przypominające tablet. Wcisnął na nim coś i każdego z nas otoczyło pole siłowe o niebieskim kolorze.

Łatwo się domyślić co było dalej. Przemieszczaliśmy się wbrew naszej woli w stronę wyjścia. Po opuszczeniu więziennego pomieszczenia tajemnicza siła przez parę chwil niosła nas korytarzami ogromnego obiektu. Znaleźliśmy się w czymś podobnym do szybu windy i uniosło nas w górę. W końcu trafiliśmy do wielkiej hali, w której centrum unosiła się brązowa kula, kobieta miała rację przypominała olbrzymią kupę, lecz mi jej powierzchnia bardziej skojarzyła się ze świeżo zaoraną ziemią. Kula kręciła się wolno wokół własnej osi. Na różnych wysokościach znajdowały się okrążające ją balkony staliśmy na jednym z nich, kiedy wyłączono pola siłowe.

Dwa stwory pilnowały nas stojąc po obu stronach, a dwóch innych podeszło i zaczęło przykładać do naszych skroni jakieś niewielkie, okablowane przyssawki. Ci co zostali porwani wcześniej nie oponowali, jednak Paweł na to nie pozwolił.

– Odpieprzcie się! – krzyknął i odepchnął obcego.

Wtedy jeden z pilnujących nas kosmitów zbliżył się do niego i uchwycił jego rękę dłonią, na której miał białą rękawicę sięgającą do łokcia.

Paweł zaczął krzyczeć wniebogłosy. Kosmita puścił go po chwili. Na ręce mojego przyjaciela został czerwony ślad, na którym wyskoczyły bąble. Było to oparzenie pierwszego stopnia.

– Ajajajajaj! – lamentował a z oczu ciekły mu łzy.

Już nikt nie sprzeciwiał się woli pozaziemskich istot. Po chwili wszyscy porwani mieli przyssawki na skroniach. Bałem się. Lecz dziwne odczucie, które po chwili przeżyłem trwało niedługo, może kilka sekund i tylko trochę bolało.

Nagle olbrzymia kula jakby ożyła i zaczęła kręcić się dużo szybciej. Odczułem też wstrząsy, to było jak po zapaleniu silnika w samochodzie.

Wszyscy obcy w zasięgu mojego wzroku zaczęli wiwatować. Ściskali się, niektórzy jakby tańczyli, inni krzyczeli do siebie w jakimś dziwnym języku. Mało z tego rozumiałem.

 

&&&

 

Chwilę potem nas uwolnili. Razem z obcym, który miał ciało ratownika byliśmy znowu na plaży wyspy. Na wodzie blisko lądu unosiła zielona motorówka.

Ratownik-obcy nie przejmując się nami szedł w jej stronę. Krzyknąłem do niego:

– Może jakieś wyjaśnienie do cholery? Kim jesteście, co tu się stało?

Ten odwrócił się i powiedział:

– Dobrze.

Potem podszedł do motorówki i oparł się o nią. Następnie zaczął opowiadać.

– Planety na których żyje nasza rasa znajdują się w innych układach słonecznych. Daleko od waszego. Jednak trasa między nimi, którą się poruszamy czy to w celach handlowych czy wojennych przebiega przez wasz układ. I to była rutynowa podróż międzyplanetarna. Niestety doszło do awarii naszego statku. Musieliśmy tu wylądować. Oczywiście wiedzieliśmy, że Ziemia jest zamieszkana, ale nie tykaliśmy was, gdyż jesteście bardzo zacofani technologicznie a takie mamy prawo. Mniejsza o to. Nasz pojazd zasila olbrzymi komputer o sztucznej inteligencji. To właśnie ta wielka kula, którą widzieliście. Działa w zbliżony sposób jak wasz mózg. Jednak dzięki temu, że jest ogromny potrafi dużo więcej. Dokonuje obliczeń, a potem wydaje nakazy, które wykonujemy. W każdej sytuacji potrafi znaleźć optymalne rozwiązanie. Nakazał nam wylądować dokładnie tutaj i włączyć osłonę, by nikt z ludzi nie mógł zauważyć naszego statku. Wytworzył specjalne serum, dzięki któremu mogliśmy przyjąć wasz kształt i posługiwać się waszą mową. Nie wszystko jednak tu na Ziemi nam sprzyjało. Musieliśmy moczyć się w słonej wodzie by nie umrzeć. No i potrzebowaliśmy waszych mózgów by użyć je jako rozrusznika nie wytłumaczę wam tego w szczegółach bo sam się na tym nie znam, jestem bowiem zwykłym kucharzem. Porywaliśmy z plaży ludzi. Robiliśmy to co kilka dni by nie wzbudzić podejrzeń, tak nakazała sztuczna inteligencja naszego ogromnego komputera. A teraz wybaczcie muszę poinformować moich ziomków, że czas się zbierać z tej planety.

 

&&&

 

Paweł, Rafał i ja siedzieliśmy w kawiarni szpitalnej oglądając specjalne wydanie wiadomości. Ujrzeliśmy niezwykłą scenę nagraną przez telefon komórkowy; na znajomej nam plaży działo się coś niesamowitego, niektórzy ludzie zaczęli przemieniać się w obcych. Każdy z nich kierował się w stronę morza i po wejściu do niego znikał pod powierzchnią wody. Film zarejestrował panikę jaka ogarnęła ludzi. Plażowicze uciekali byle dalej od dziwnych stworów. Po komentarzu dziennikarza puszczono inny film; widać było na nim statek obcych unoszący się powoli z wyspy. Oddalał się z coraz większą prędkością aż znikł z pola widzenia.

Mnie, moich przyjaciół i innych porwanych czekała sława, wywiady i obserwacje. Gdy nas zbadano okazało się, że jesteśmy mocno napromieniowani. Czy wyjazd się udał? Trochę tak, trochę nie.

Koniec

Komentarze

Warsztatowo na pewno jest lepiej niż bywało we wcześniejszych opkach, ale przed Tobą jeszcze długa droga. Dobrze, że piszesz, pamiętaj jednak, że ważniejsza od ilości tekstów jest ich jakość. Tutaj mamy historię trzech złodziei, którzy udają się do Grecji, aby okradać turystów na ekskluzywnej plaży, po czym okazuje się, że ratownicy to kosmici, którzy potrzebują ludzkich mózgów, by wrócić do siebie, dlatego porywają plażowiczów. Mam nieodparte wrażenie, że fabuła utworu niestety jest zbudowana źle. Wspominasz, że dziadek wyjawił wnuczkowi gdzie trzyma oszczędności życia, tak po prostu, bo mu było smutno i dziadkowie pojawiają się w utworze tylko i wyłącznie po to, aby było z czego sfinansować podróż do Grecji. Potem historia nowotworu babci zostaje zapomniana, a dziadek nie ma żadnych pretensji, że zginęło mu 40 tysięcy. Sam fakt podróży do Grecji tylko po to, aby kraść też jest trudny do uwierzenia, nie rozumiem dlaczego akurat Grecja, nie rozumiem bo to nieekonomiczne. No i dlaczego przyjaciele kleptomana tak łatwo dają się wciągnąć w tą podróż? Ukradli 40 tysięcy bez mrugnięcia okiem, żeby kupić bilet? 40 tysięcy to bardzo dużo jak dla tak młodych ludzi. Chyba więcej niż byliby w stanie ukraść nawet na plaży w Dubaju. Potem opisujesz zmiennokształtnych kosmitów. Taki twist nie byłby zły, gdyby nie sztampowy wygląd obcych, a sama przemiana jest trudna do uwierzenia. Serio, cztery macki i cztery inne odnóża… Można było wymyślić bardziej subtelnych, po prostu ciekawszych kosmitów. Przyjaciele zostają uwolnienie nie robiąc w zasadzie nic. Raz się buntują, bunt się nie udaje, a potem kosmici wspaniałomyślnie wypuszczają ich na wolność. Po długim monologu, który jest tylko po to, aby wytłumaczyć czytelnikowi, o co tu chodzi. Wrzucenie tak wielu informacji w jedną wypowiedź nie jest dobrym pomysłem. Złodzieje powinni sami odnaleźć ratunek dla siebie, a nie ze sami oprawcy im pomagają. Masz wyobraźnię, ale nie potrafisz chyba krytycznie ocenić swoich pomysłów. Za dużo tu niepotrzebnych zdarzeń, za mało logiki. Musisz popracować nad ulogicznieniem działań bohaterów, nadać im wiarygodność. Piszesz już całkiem niezłymi zdaniami, ale nad treścią musisz jeszcze solidnie popracować. Polecam, abyś więcej czytał i w ten sposób się uczył – najlepiej ze znanych autorów, ale mogą być też forumowe dzieła. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Corrinn bardzo ci dziękuję, że poświęciłeś dla mnie trochę czasu!!!

 

Wszystkie rady i uwagi staram się zapamiętać. Logiczne niedociągnięcia – nawet zdawałem sobie trochę z tego sprawę podczas pisania :) Jednak nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Czytam bardzo dużo. Napisałem gdzie indziej do regulatorzy, że robię sobie tygodniową przerwę od pisania. Niestety (albo stety) nie wytrzymałem. Tak jak ktoś mi tu radził kupiłem książkę Stephena Kinga z radami jak pisać. On radzi, żeby właśnie bardzo dużo czytać i bardzo dużo pisać.

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Również uważam, że się rozwijasz. Puenta nieco mnie rozczarowała ale samo opowiadanie przyjemne. Myślę, że warto by nieco nieco pogłębić bohaterów.

Lożanka bezprenumeratowa

Jest to pierwsze opowiadanie jakie przeczytałam na tym forum – zainteresowała mnie postać kleptomana oraz tytuł i żałuję, że umiejętności kradzieży nie zostały jakoś wykorzystane w dalszej części opowiadania, np. by przechytrzyć obcą rasę lub zorganizować spektakularną ucieczkę. Czuję niedosyt, że kosmici tak po prostu wypuścili wszystkich i nawet nie wyczyścili im pamięci. Sam pomysł na historię ciekawy, jednak naiwne szczegóły dalszej fabuły (np. zaawansowana technologicznie rasa, która potrzebuje ludzkiego mózgu lub złodziej, który obmyśla plan wielkiego skoku na kasę, a potem działa zupełnie nieprzygotowany, bez pomysłu na kradzież) popsuły mi odbiór.

 

Sama jestem na początku swojej przygody z pisaniem i uważam, że trzeba pisać jak najwięcej i pokazywać swoje utwory, by mieć szansę na uzyskanie szczerej opinii. Z własnego tekstu najtrudniej wyłapać niedociągnięcia – wiem coś o tym :) 

Życzę powodzenia w dalszym tworzeniu historii.

Nayane serdecznie witam na portalu. Bardzo mi miło, że sięgnęłaś po moją twórczość. Niestety ja mam zaledwie dwa albo trzy w miarę dobre opowiadania. A jakbyś przeczytała starsze to jest to katastrofa. Ale to były moje początki na pewno sama rozumiesz bo na pewno jesteś inteligentną osobą.

 

Spieszę powiedzieć, że tu wszyscy są bardzo fajni i jak napiszesz opowiadania na pewno ktoś je skomentuje, nawet gdyby było kiepskie. Zwłaszcza na początku, przynajmniej tak było ze mną.

 

Jeśli chcesz stać się nieśmiertelna to dobrze trafiłaś :)))

Jestem niepełnosprawny...

Grunt to dobrze się bawić przy pisaniu i nabierać wprawy :) 

Cześć, Dawid! 

 

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tekstu. Z jednej strony ułożyłeś wydarzenia w ciągu przyczynowo-skutkowym, ale oparłeś je na dość naiwnych założeniach, co wytknęli Ci już Nayane i Corrinn. Także z jednej strony jest logicznie, ale z drugiej mało wiarygodnie.

Zdania składasz całkiem ok, choć nie ustrzegłeś się błędów. Nie zrobię łapanki, bo siedzę na telefonie.

Masz zacięcie do do historii z kosmitami i to jest ok, ale warto może popatrzeć na inne dzieła z tej tematyki.

Nie chciałbym robić za wujka "dobra rada", ale sugerowałbym każdy napisany tekst wrzucić "do szuflady" nawet na miesiąc. Jeśli zdołasz o nim trochę zapomnieć, to spojrzysz na niego dużo bardziej krytycznie i będziesz w stanie wyłapać więcej błędów. Wiem, że po postawieniu ostatniej kropki najchętniej byś już się chwalił, ale tekstu nikt nie ukradnie – jest tak, czy siak Twój. 

I próbuj dalej, bo są postępy i idzie ku dobremu. 

 

Pozdrawiam! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokus !!!

 

Jasne, że masz rację. Więcej logiki!!! To tego mi brakuje. Będę brał to pod uwagę za każdym razem kiedy siądę do pisania. Także spróbuję poczekać trochę z publikacjami, choć muszę ci powiedzieć, że od napisania “Muchy” piszę mi się dużo lepiej i łatwiej i czuję, że to jest lepsze niż to co pisałem do tej pory. Nie wiem skąd to odczucie.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cóż, Dawidzie, tym razem nie mogę powiedzieć, że ta historia podobała mi się. Muszę zgodzić się z opiniami wcześniej komentujących i prosić, abyś zadbał o więcej logiki w opowiadaniach. Chciałabym też, aby wydarzenia, w których uczestniczą Twoi bohaterowie, były choć trochę bardziej wiarygodne.

 

rzecz miała jed­no­li­ty jasno sre­brzy­sty kolor. → …rzecz miała jed­no­li­ty jasnosre­brzy­sty kolor.

 

siła przez parę chwil nio­sła nas ko­ry­ta­rza­mi ogrom­ne­go obiek­tu. Zna­leź­li­śmy się w czymś po­dob­nym do szybu windy i unio­sło nas w górę. W końcu tra­fi­li­śmy do wiel­kiej hali, w któ­rej cen­trum uno­si­ła się… → Powtórzenia.

 

Na wo­dzie bli­sko lądu uno­si­ła zie­lo­na mo­to­rów­ka.Na wo­dzie bli­sko lądu uno­si­ła się zie­lo­na mo­to­rów­ka.

 

No i po­trze­bo­wa­li­śmy wa­szych mó­zgów by użyć je jako… → No i po­trze­bo­wa­li­śmy wa­szych mó­zgów, by użyć ich jako

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

spieszę, naprawdę spieszę z zapewnieniem, że następne moje opowiadania będą bardziej logiczne już sobie to do głowy wbiłem :) Przykro mi, że musisz być zmuszona do nieprzychylnych opinii.

 

Właściwie naprawdę mam jeszcze jedno opowiadanie, które też ma tę wadę ale je napisałem jakiś czas temu. Nie wiem czy je tu wrzucać??? Są tam dobre opisy uczuć bohaterów, ale jednak można zarzucić to co zawsze czyli rzeczy trochę nieprawdopodobne.

 

Jak Pani myśli wrzucić tutaj to opowiadanie? Jest ciekawe moim zdaniem. Ono nawet nie ma tytułu :) W czasie pisania wywaliłem 1/3 i napisałem jeszcze raz, jest lepiej ale myślę, że można mi wytknąć ten właśnie brak logiki.

 

Czekam na odp.

Jestem niepełnosprawny...

Wła­ści­wie na­praw­dę mam jesz­cze jedno opo­wia­da­nie, które też ma tę wadę ale je na­pi­sa­łem jakiś czas temu. Nie wiem czy je tu wrzu­cać???

Dawidzie, skoro to dawne opowiadanie i zdajesz sobie sprawę, że do najlepszych nie należy, spróbuj je poprawić/ zmienić na tyle, żeby opisywane wydarzenie stały się bardziej prawdopodobne. Jeśli sam wiesz, że nie ma w nim zbyt wiele logiki, zastanów się, jak zmienić ten stan, jak opowiedzieć historię, aby nie raziła nielogicznymi i nieprawdopodobnymi sytuacjami.

 

Jak Pani myśli…

Z tą panią to się zagalopowałeś – przecież wiesz, że wszyscy jesteśmy na ty. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

spoko, należę do takiego klubu pisarskiego i za 9 dni tam to opowiadanie zostanie ocenione więc będę wiedział nawet co konkretnie poprawić :) i wtedy to wrzucę tutaj :))))

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

W takim razie życzę Ci, aby opowiadanie zyskało przychylną ocenę. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trudno nie zgodzić się z przedmówcami – zdania już wyglądają przyzwoicie, ale zdarzenia mało wiarygodnie. Czy kleptoman musi być dobrym złodziejem? Nie wydaje mi się, że drobne kompulsywne kradzieże kształtują warsztat. Do kradzieży na plaży podchodzi całkiem bez sensu – bez rozpoznania ofiar, na widoku, bez sztucznego tłumu, bez zaplecza… No i kto bierze na plażę naprawdę wartościowe rzeczy i dużo gotówki?

przecinał piaszczystą plażę szeroki chodnik ozdobiony rosnącymi palmami po obu jego stronach.

Palmy rosną na piasku? I to regularnie nasączanym morską wodą?

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla !!!

 

Muszę ci powiedzieć takie moje odczucie; po tym opowiadaniu poczułem, że będę lepiej pisał. Tak jakby to i poprzednie należały do kogoś innego. Uważam, że od “Muchy” piszę lepiej :)

 

Serdecznie pozdrawiam, bo bardzo jestem wdzięczny za przeczytanie i komentarz!

 

Bardzo się cieszę, że ktoś mi tu doradził bym komentował innych. To jest dobry uczynek i połączone przyjemnego z pożytecznym.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka