- Opowiadanie: Gandhiusz - Jesteśmy w epoce kalijugi, a za drzwiami czeka tylko śmierć

Jesteśmy w epoce kalijugi, a za drzwiami czeka tylko śmierć

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Jesteśmy w epoce kalijugi, a za drzwiami czeka tylko śmierć

 

 

 

Pewnego pięknego dnia mężczyzna szedł przez urokliwe bałuckie okolice. Koleiny życia ułożono w sposób, który umieścił go akurat tam, gdzie właśnie uderzyła kamienica z niebem zamiast dachu.

 

Zderzenie było momentalne i zostawiło jedynie wgniecenie odpowiadające umiejscowieniu ścian konstrukcji. Człowiek pozostał nietknięty, a przynajmniej bez skaz fizycznych, bowiem nigdy nie opuścił go lęk przed otwartą przestrzenią oraz wysokością (opowiadał, jak nagle został otoczony chmurami, ciągle stojąc na drodze).

 

Nikt nie zdążył uwiecznić brudnego muru, wspomaganego miejscami drewnianymi belkami, który ciągnął odłączony fragment nieba na swoje miejsce, równając się z resztą ,,sufitu’’ planety.

 

Incydent przyniósł głównie upośledzenie miejskiego ruchu przez danie władzom okazji do maniakalnego odnawiania drogi w ciągu następnych miesięcy oraz kilka historii internetowych, którym nikt nie wierzył i nowego lokatora Kochanówki. Później stało się to pierwszym punktem planu wydarzeń.

 

Kolejne uderzenie miało miejsce pośród pieszych tłumów Piotrkowskiej, tym razem kilku nieszczęśników ,,nadziało’’ się na kontur uderzenia.

 

Kilka osób ochlapały tryskające płyny ustrojowe (właściwie ich część), natomiast niektórzy inni dostali po głowie kawałkiem juchatej miazgi z mięsa oraz kości, która odpadła od uciekającego ,,dachu’’.

 

Moment schowania się kamienicy był również chwilą utraty zaczepienia jakichkolwiek resztek, znalazłszy się pośrodku przestrzeni, upadły plaskliwie.

 

Tym razem wydarzenie zostało medialnie rozczłonkowane i zmielone. Przypadkowe nagrania nagłych siknięć karmazynu trafiały do kultowych kompilacji na różnych serwisach lub forach, natomiast serwisy rozpisywały się o końcu świata, tworząc nawiązania do nielubianych frakcji politycznych.

 

Opinia naukowa miała związane ręce, chociaż rada ekspertów z pewnego portalu o śmiesznych obrazkach zgodnie ustaliła powiązanie nagłych uderzeń kamienic oraz szerokości żuchwy i wydatności łuku brwiowego.

 

Można powiedzieć, że Łódź rozpoczęła ogólnokrajową (nawet światową) modę.

 

Kolejne uderzenia nabierały częstotliwości, pozostając ciągle typowo tutejszą atrakcją.

 

Kiedyś przypadkowo (odpowiednie zgromadzenie nie było zajęte planami nowych przepisów) ogłoszono plan ewakuacji miasta.

 

Wszystko szło dynamicznie, bowiem ilość pomocy pieniężnej przerosła wypłaty prezesów, ale inicjatywę załamało zbliżenie się pierwszych grup do łódzkich granic, gdy zaczęły bardzo szczodrze uderzać kamienice.

 

Istniejące już od dawna dziury w drodze zaszły posoką oraz zostały wyrównane wzgórkami ściśniętych wnętrzności. Osoby nietrafione gradem budynków często kończyły jakoś pokrzywdzone rykoszetem dewastacji pojazdów.

 

Wydarzenie przeszło do historii jako tragedia, obniżono flagę państwową do połowy masztu, rocznicę ogłoszono żałobą narodową, natomiast zagraniczni dygnitarze ogłaszali głęboką depresję swoich rodzimych organizmów rządowych.

 

Różne media zaczęły przypuszczać, że wszystko jest konsekwencją polskiego niedostosowania do różnorakich postulatów ideologicznych i zemstą jakoś formułowanego absolutu, polscy komentatorzy przytakiwali z zaniepokojeniem.

 

Odwet łódzkich kamienic rozpoczął się w dość dramatycznym momencie, gdy właśnie uderzało 13 budynków. Historia chciała, że akurat każdy spadał na jakąś kamienicę, a te odpowiedziały wysunięciem ku niebu.

 

Uszy mieszkańców miasta przeszył łomot walczących dachów, ludzi obecnych przeraziło nagłe wysunięcie się spod ziemi dobrych kilkunastu pięter zdezelowanych, szarych budowli, natomiast lokatorzy krzyczeli (przerażeni). Pamiętny dzień 21 marca stał się początkiem dzielnej ofensywy miasta, od teraz również niebo doznawało ciosów, stając się coraz bardziej popękane. Mieszkańcy najwyższych pięter woleli nie rozmawiać o tym, jakie doznania płyną z bycia w awangardzie uderzenia (ściślej mówiąc, co widzą/słyszą), większość również wyniosła się po pierwszym uderzeniu (schodami na dół lub oknem swego piętra).

 

Ustanowiono święto wolne od pracy, które poświęcono kamienicom skruszonym podczas walki i ich poszkodowanym mieszkańcom (odtąd w każdą rocznicę, odbywają się defilady oraz przemowy prezydenta).

 

Władztwo miejskie zmieniło swą politykę, zarządzając przeniesienie do podziemia (ścieki, a także inne głębokie przybytki), natomiast tych wolących pozostać pośród powierzchni nazwano wariatami (chociaż udawało im się zdobywać fortuny na filmach, gdzie ktoś spędza całą noc w uderzającej kamienicy i o niczym nie wie). Produkcje owych wariatów pozwoliły zgłębić odrobinę tajemnicy ruchomych kamienic.

 

,,Górniaki’’ zdają się być zamieszkane przez populacje stworzeń nietrzymających się ziemskich zasad fizyki (ani biologii, ani chemii), których mieszkania mają konstrukcje uniemożliwiającą wykorzystanie przez człowieka (przynajmniej tyle widać po podjaśnieniu widoku zza okna).

 

,,Dolniaki’’ są wypełnione zgnilizną i mięsną pleśnią emitującą wulgarne, rymowane piosenki z bardzo dobrze siadającą nawijką (dowiódł tego użytkownik ,,SprzedamOpla2006PL’’, zaraz przed swoją przemianą w kawałek otoczenia).

 

Obecnie Łódź stała się postapokaliptycznym obszarem, nikt tu nie sprząta (bardziej niż kiedykolwiek), a zdawkowo dostarczane treści rozrywkowe ukazują terytorium przekazane władzy istnień niepotrzebujących imienia. Strony konfliktu kamienicznego darzą się wzajemnymi razami kilkukrotnie każdego dnia, normalne jest, że cała dzielnica sunie kilka razy w powietrze lub robi na ziemi szachownicę wgłębień.

 

Podziemna społeczność istnieje bez większych zmian, łodzianie nie zostali aż tak bardzo poruszeni omawianym ciągiem wydarzeń.

 

Niebo pozostaje słowem zdatnym do opisu stanu faktycznego, ale pajęczyna pęknięć osiągnęła stadium generowania apokaliptycznych kultów i stale staje się coraz gęstsza. Społeczność naukowa jest bardzo zaniepokojona tym, co może dać jego pęknięcie.

Koniec

Komentarze

To bardziej sprawozdanie niż opowiadanie. I konstrukcja, i sposób narracji, i podawanie suchych faktów (mówisz zamiast pokazywać) przemawiają za tym, że trkatuję Twój tekst jako konspekt, plan wydarzeń, które mógłbys zawrzeć w opowiadaniu, odpowiednio rozbudowując to, co napisałeś. Nie moge powiedzieć, że mi się nie podobało, bo pomysł oryginalny, ale też nie zostanie ten tekst w mojej pamięci.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Podpiszę się pod tym co napisał Outta.

Do tego jest tu nieco niedoróbek technicznych.

Początek mnie zaintrygował, ale później zaczęło nudzić właśnie przez to co wspomniał Q – sposób narracji, konstrukcja i podawanie suchych faktów.

Nie podobają mi się też te entery między akapitami – są zbędne.

Myślę, że warto rozwinąć ten pomysł, dodać nieco emocji i ładniejszych (ale też zwariowanych, jak to w absurdzie) opisów.

 

Powodzenia!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dość nużąca relacja z wystąpienia osobliwego zjawiska. Niestety, tekst nie przypadł mi do gustu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Chaotycznie wyszło. W sumie nie wiem, co tam się zadziało – spadały kamienice, czy coś dziwnego stało się z niebem? Górniaki i dolniaki były na filmach?

Wrażenie chaosu pogłębiają zbędne akapity – tekst wygląda na strasznie poszatkowany.

Trochę jakbym czytała wyłącznie nagłówki w gazetach.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka