- Opowiadanie: maciekzolnowski - Żywot niekolorkowy

Żywot niekolorkowy

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Żywot niekolorkowy

Narodził się razu pewnego kolorek, którego jedynym przeznaczeniem było życie wśród kolorów. Tak się jednak nie stało i przyszłość rysowała się w szarych barwach. Świat naokoło jawił się jako miejsce obce i mało przyjazne. Jedynie matka o imieniu Złota, babka o imieniu Modra i Posiwiały ojciec, a także cioteczki Tęczóweczki, czyli najbliższe otoczenie było atrakcyjne tudzież znośne pod względem estetycznym, choć po pewnym czasie i ono zaczęło stopniowo blednąć, blaknąć, aż w końcu umierać. A każde takie umieranie uszczuplało oblicze koloru, coś mu odejmowało, powodowało, że przestawał być sobą. I stało się oczywiście jasne, że wkrótce przyjdzie egzystować samotnie bohaterowi skromnej tej bajeczki. A wszystko przez to, że nie wiedział co począć, by z szarej masy wszechrzeczy zaczęła wyróżniać się, wytrącać jakaś barwna, do niego tylko przypisana wybranka, z którą by mógł wespół w zespół dać początek nowym blaskom i cieniom i losu kolejom? Miała to być ta jedna, jedyna na wieki z nim sparowana kochanka-dziewica. Pytał więc rodzica i wył do księżyca: Jak sprawić, by anonimowa szarość stała się amarantowym, alabastrowym, chabrowym, i tak dalej, i przestała być indyferentna? Co zrobić, by się wreszcie porządnie zaangażować, zaangażować tak naprawdę, by śnić o kimś i przezeń być śnionym na fiołkowo, granatowo, grynszpanowo, lazurowo? I tak krocząc przez życie w pojedynkę, jak nieszczęsny eremita, w szary obrócił się proch.

Koniec

Komentarze

Dużo zdrobnień, sporo słodzenia, morele, pomarańcze, kilogramy cukru pudru. Co myślicie?

Tekst wygląda jakbyś w niego wrzucił wszystko, co akurat przyszło ci do głowy, Anonimie.

It's ok not to.

He, he! No dokładnie, tak jak mówiłem, wszystko to znaczy: 15 kg cukru, 12 jaj, musztardę sarebską, owoce Morza Bałtyckiego i Jeziora Nyskiego itp. Dzięki, Psi Knedelku! A masz może pomysł, z czego tekst odchudzić czy odcukrzyć? Co razi najbardziej? ;)

Hej

 

Bajeczki mają zazwyczaj jakiś morał. Tu średnio co widzę (może to by nie szukać miłości na siłę bo umrzesz zanim znajdziesz?) i średnio wiem co też chciałeś pokazać.

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

A masz może pomysł, z czego tekst odchudzić czy odcukrzyć? Co razi najbardziej? ;)

Cześć, Maćku :-) Masz tu historię rodzinną, odchodzenie bliskich, poszukiwanie miłości, szarość wszechrzeczy, filozofowanie, humor, prozę, rymowane wstawki, szyk przestawny… Naprawdę jest z czego wybierać ;-)

It's ok not to.

Prawda, prawda. Cześć, Dogsdumpling. :)

 Mam wrażenie, że przeczytałam opowiastkę o kolorku, który jakoś sobie radził, póki wokół miał rodzinę i bliskich, którzy pewnie dbali o niego, ale kiedy zaczęło ich brakować, poczuł się opuszczony i nijak nie umiał poradzić sobie z nową dla niego samotnością. Próby rozglądania się za tą, która mogłaby nasycić jego życie barwami, także spełzły na niczym.

Cóż, Maćku, ładnie napisałeś smutną bajeczkę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładnie to opowiedziałaś, ładniej ode mnie, Reg, serdecznie pozdrawiam i dziękuję również.

Dziękuję, Maćku, ale gdzie tam mnie do Twoich opowiastek. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mówię Ci, na prawdę lepiej, ja jak zwykle przedobrzyłem, i pomyśleć, że chodziło mi tylko o to, ażeby wyrazić tę smutną prawdę, że oto mianowicie otacza nas szara masa… i trzeba kogoś dobrze poznać albo na kimś się poznać, by go odmasić i odszarzyć (odszarować). :) 

A mówią, że aby kogoś dobrze poznać, to trzeba z nim zjeść beczkę soli… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No dokładnie, trzeba. Albo wypić beczkę czegoś innego (czegoś innego, no ale nie Amontillado). :)

A dlaczego dyskryminujesz amontillado?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujący pomysł na bohatera. Ale potem praktycznie nie wykorzystujesz jego kolorowości (tylko jakby symbolicznie). Żyje sobie, ale niewiele o tym życiu wiemy. Tyle tylko, że jest nieciekawe.

Babska logika rządzi!

Brr, jak najdalej od tego zrzędliwego i skupionego na sobie Kolorka. Co za typ! Całe otoczenie ten esteta wykończył i jeszcze na końcu miał pretensje, że w proch się obrócił, a życie było szare. Okropność.

Świat sparszywiał, ponieważ sam sobie go zmienił i tyle. Nie współczuję mu nic a nic. Od losu miał na tacy ofiarowany podarunek tęczowego towarzystwa, lecz wybrzydzał, żadnego doświadczenia nie przekuł w działanie. Siedział w tej swojej garganuicznej bańce śpiącej królewny, rejestrując w czasie zmiany na gorsze. Jedna sekunda tyle herców, minuta – tyle, godzina, dzień, tydzień, rok… Gdzie jest ten doskonały świat, który powinien tańczyć wokół niego? Dziwił się nieboraczek, gdy pieczołowicie odznaczał na przestrzennych osiach kolejne ubytki.

Ciekawe, że chciało się mu prowadzić zapiski odstawania świata od idealnych wyobrażeń. Czy nie był to za duży wysiłek dla takiego indyferentysty? 

Zaiste, był olbrzymi. 

 

Bajka typu "poniewczasie" lub "nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka". Zgodziłabym się z dogs, że niedokończona, jakby nie wykluta. Leci za bardzo po wierzchu i przez to przekaz jest niezrozumiały. Idei, o której piszesz (…trzeba zjeść beczkę soli…) nie odczytałam, była dla mnie niewidoczna przez hermetyczne zamknięcie się bohatera, krytykę świata i lament. Sam wyjściowy pomysł bardzo fajny, ale przeczytałam o nim dopiero w komentarzu. ;

Jakby co, cukru w bajce nie znalazłam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zaraz odpowiem, choć już teraz wypada mi podziękować za miłe oraz krytyczne słowa. :)

A propos “żywotów niekolorowych”, to przypomniał mi się tekst, który i Wam polecam:

„Niewolnicy śmieci” by Aleksandra Knap | niedobre literki (wordpress.com) .

Dobrze jest czasem zastanowić się nad… nie, nie nad fantastyką, lecz życiem samym. Pesymizm jest zdaje się w cenie obecnie. :)

A dlaczego dyskryminujesz amontillado?

A tak mi się z E. A. Poe to skojarzyło, za które to opowiadanie był bardzo krytykowany, że niby znawca win się nie upija, że amontillado jest zwyczajnie takie sobie itp.

Żyje sobie, ale niewiele o tym życiu wiemy. Tyle tylko, że jest nieciekawe.

No właśnie: niewiele wiemy. W założeniu szort miał być szortem, i to krótkim. Dzięki za pochwałę pomysłu.

Poczekaj sekundkę, Asylum. Muszę na spokojnie przeanalizować wszystko, co napisałaś, bo rzecz jest z tych długich, dłuższych od samego szorta-bajeczki. ;)

Dzięki raz jeszcze za tę obszerną analizę, Asylum.

 

Leci za bardzo po wierzchu i przez to przekaz jest niezrozumiały.

Wiem, o co mi chodziło, ale nie wiem, czy to napisałem, zawarłem w tekście. Odchodzi stary, znany bohaterowi świat, odchodzą bliscy, a nowi jakoś się nie pojawiają, naokoło jest tylko…“ciemność, widzę ciemność”. A że zrzędliwy, że skupiony na sobie, to już inna sprawa.

Przepraszam, nie zauważyłem Twojego wpisu, aKuba139. Dzięki. 

Jeśli nie ma morału, to nie ma bajki, i to już jakiś morał-wniosek, nie? ;)

Cześć!

 

Taki samotny ten kolorek i chyba z wyboru, bo nie widać, żeby jakoś się szczególnie starał nawiązać kontakt. Dla mnie ten tekst pokazuje tylko to, że aby docenić drugą osobę trzeba ją najpierw poznać, wtedy zaczyna się dostrzegać kolory zamiast szarości.

Alicella, dzięki. No nareszcie! W końcu ktoś odczytał to, co starałem się tu zapisać. Nie wierzę, prawdę mówiąc, ani mój bohater nie wierzy w miłość platoniczną oraz tak zwaną od pierwszego wejrzenia. 

Maćku, pierwsza część komentarza była lekko sfabularyzowana, aby łatwiej oddać pewien punkt widzenia, który pojawił mi się w trakcie czytania. Dodaję tak na wszelki wypadek. ;-)

Jasne, możliwe są również i inne interpretację, wybrałam tę najbardziej oczywistą typu: dlaczego mi nic się nie zdarza?; dlaczego umierają ci, którzy mnie kochali i akceptowali; czemu nie spotkałem swojej połówki pomarańczy?

Zauważ, że nic tylko „ja, mi, mnie” i zero odniesienia do innych, świata. Nie przeżywa (bólu, smutku, bezradności, wspomnień) śmierci kolorowych bliskich, jedynie odnotowuje, że zepsuli jego świat. Po czym gorączkowo oczekuje pojawienia się produktów zastępczych i naturalnie nikt mu nie pasuje, ponieważ nie jest wystarczająco tęczowy, nie rozświetla świata akurat takimi falami, których Kolorek pożąda, bo uważa za doskonałe.

Gdyby rozpatrywać z powyżej opisanego punktu widzenia – mógłby powstać ciekawy szort, lecz… i tu właśnie dla mnie tekst się „skosił”. Mamy niejako dwie kłócące się ze sobą narracje (przez słowa i sposób pokazywania bohatera): współczucie i złość; pożałować czy potrząsnąć. Pójście w każdą opcję  uznałabym za ok, szarpaninę między jedną a drugą – też, ale Ty niejako stanąłeś z Kolorkiem w rozkroku, nie mogąc się zdecydować?

 

Wiem, o co mi chodziło, ale nie wiem, czy to napisałem, zawarłem w tekście. Odchodzi stary, znany bohaterowi świat, odchodzą bliscy, a nowi jakoś się nie pojawiają, naokoło jest tylko…“ciemność, widzę ciemność”.

Pewnie, że wiesz! :-) Też tak mam. ;-) Jeśli odchodzi świat, bliscy, pojawia się cierpienie – silne, nostalgia, przypominanie, a tego w opku nie ma. Za to są wspomniane – lekko ironicznie – wesołe, tęczowe cioteczki, silne postaci kobiece (złota matka i modra babcia) oraz raczej szary ojciec, gdyż posiwiały, co raczej nie kojarzy się z barwą. I zaczyna się nieruchomienie, czyli szarzenie bohatera, gdyż rzecz rozgrywa się w nim. Nic nie wiemy o próbach wyjścia do świata, za to poznajemy jego odniesienie, które jest rodzajem subiektywnej ewaluacji: ta połówka nie, tamta też nie. Inicjatywa ma wychodzić od świata i… podziwiać bohatera? Czy tak? Ci inni, inne mają się sami z siebie pojawiać i szturmować okopy? Ma się rozegrać o niego wojna? Toć Kolorek, nawet jakby co pięć minut przewracał się o kogoś, to by go nie dostrzegł. Jest zafiksowany na reakcji świata w stosunku do niego, skrupulatnie poddając go surowej ocenie.

Ciemność ma różne oblicza, jaka/czym jest dla bohatera? Who knows? Dla mnie brakuje kontekstu, a w to umisz, bardzo dobrze, zresztą. :-)

 

PS. Zapomniałam dodać, że niektórzy czytelnicy odczytali (komentarze), więc moją opinię zakwalifikuj jako jednostkową. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

“Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” wersja 2.0 w szorcie zawarta, przez Maćka napisana, stylem oryginalnym jak zawsze i wciąż, za każdym razem kiedy czytam Twoje teksty, kojarzącym się niezmiennie z milion razy już przeze mnie wspominanym pod Twoim dziełami Grabińskim :)

Known some call is air am

Hej, hej,

 

kurczę jakoś mało tego, czuję tutaj jakby czegoś mi brakowało. Może więcej perypetii, może więcej kolorów. A może maruda ze mnie po prostu ;)

 

W nawiązaniu, podobna tematyka w wykonaniu Finkli.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Właściwie to niekolorowy żywot jednej barwy :(

Ładny koaluś, ładny! :)

Dzięki za polecenie opka Finkli, BasementKey; przeczytam na pewno.

Dzięki za miłe słowa, Outta Sewer. A wiesz, że poluję na opowiadania Murakamiego? Niezły z niego sportowiec. Faktycznie jest analogia między nami, choć ja osobiście nie biegam maratonów. ;)

 

Pozwól, że i ja coś ci polecę: Beksińskiego znasz? Na pewno, ale czy jako pisarza? I pomyśleć, że człowiek tyle ćwiczy, biedzi się nad szortami, uczy przez całe lata, a tu nagle pojawia się taki Beksiński, no i wiesz co. Najbardziej podoba mi się ten ukryty niepokój i niesamowita aura. Artysta tworzy mit wokół czegoś, czego nie ma (tajemniczy cmentarz, tajemniczy ogród czy sam nie wiem, jak to nazwać).  

Zdzisław Beksiński "Opowiadania" – audiobook | czyta Maciej Wierzbicki | Rozdział 1 – YouTube

Dzięki za dogłębne omówienie tekstu, Asylum. W ten sposób zachęciłaś mnie, bym napisał coś jeszcze, bym ruszył głową i wymyślił swego rodzaju doń addendę. Ale to już pomysł na całkiem nową bajkę (z gatudnku tych, co mówią, co by było, gdyby było). Zalążek jest, rdzeń jest! :)

maćku – historyjka krótka, ale ciekawie napisana. Mi również zabrakło tutaj morału, chociaż niektórzy go dostrzegli (”Dla mnie ten tekst pokazuje tylko to, że aby docenić drugą osobę trzeba ją najpierw poznać, wtedy zaczyna się dostrzegać kolory zamiast szarości.”). Może gdybyś dodał na końcu jakieś jedno zdanie, napomknął o tym, że wokół było tak wiele pięknych kolorów, to może morał byłby wyraźniejszy.

Moim zdaniem tylko tego brakuje. Czegoś na końcu.

 

Czytało się fajnie, drzemie w Tobie nie tylko gawędziarz, ale też poeta :)

Choć to nie mój styl, to podoba mi się Twoje lekkie pióro. Z jego względu czytało się dobrze, tak jak inne Twoje teksty, ale zgodzę się z przedmówcami, że zabrakło morału na końcu. Jakiejś konkretnej sytuacji czy uwypuklenia problemów kolorku (a?). 

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dzięki wielkie, Sagitt. To – jak powiadasz – lekkie pióro sporo pracy mnie kosztowało, nie tylko pracy, bo i paru lat życia. Jak to jest, że niektórzy, np. taki Z. Beksiński – moje odkrycie literackie miesiąca, po prostu siadają i piszą, i to bez większego nakładu sił (jak się zdaje)? Im to pisanie wychodzi i już. Jak to, kurcze, jest?

Dzięki za krzepiące słowa, Iluzja. Nad zakończeniem jeszcze pomyślę, ale zaczynam coraz bardziej skłaniać się ku temu, by napisać po prostu nowy tekst na bezie starego. I skoro ma być fiction, to będzie fiction.

Oj tam, oj tam, chciałoby się. Może i drzemie we mnie poeta, tylko niestety głowa nie ta. Poezja to góra wysoka i nie do zdobycia. ;)

Dzięki wielkie, Sagitt. To – jak powiadasz – lekkie pióro sporo pracy mnie kosztowało, nie tylko pracy, bo i paru lat życia. Jak to jest, że niektórzy, np. taki Z. Beksiński – moje odkrycie literackie miesiąca, po prostu siadają i piszą? I im to pisanie wychodzi. Jak to, kurcze, jest?

Trochę zazdroszczę (ale tak pozytywnie) i podpatruję różne style. Nie wiem jak to jest, bo jeszcze nie doświadczyłem tego stanu, ale grunt to nad tym pracować. Może kiedyś coś przeskoczy w głowie, jakiś ukryty przełącznik. :D

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Podobno Remigiusz Mróz (ur. 1987) wypluwa z siebie 15 stron maszynopisu dziennie (sic!), a przy tym biega 100 km tygodniowo. Ma też i inne zajęcia. To się nazywa wydajność!

 

podpatruję różne style.

Tak trzymaj! Coś w głowie na pewno przeskoczy, w to wierzę. :)

To jest imponująca wydajność, choć na pewno ilość pieniędzy zarobionych na książkach mu pomaga znaleźć na to czas. :D

Dzięki!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Na koniec bardziej generalna kwestia, którą chciałem w szorcie poruszyć, ale zabrakło zdecydowania. Załóżmy, że wasi bliscy żyją dłużej od was. I są rodzajem parasola ochronnego – czegoś, czego bardzo, bardzo potrzebujecie. Czy w takim układzie wyobrażacie sobie życie bez innych osób (przy założeniu, że obcy pozostają obcy for ever, a miłość romantyczna nie istnieje)? 

Nowa Fantastyka