- Opowiadanie: FlorenceV - Krupierka

Krupierka

Nie jestem pewna, na ile jest to opowiadanie wpisujące się w motyw konkursu, ale to właśnie konkurs sprawił, że z ledwo  rozpoczętęgo szkicu zamieniło się w gotową opowieść. Publikuję zatem z wdzięcznością :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Chrościsko, Użytkownicy IV, Finkla

Oceny

Krupierka

 

Dziwne rzeczy działy się w kasynie Na Skraju. Najpierw zniknęła część nazwy. Potem zniknęła pamięć o tym jak nazwa ta na początku brzmiała. Dopełniano ją na wszelakie sposoby, od tych najbardziej oczywistych, do doprawdy dziwacznych, świadczących o poplątaniu umysłów ich twórców.

Byli to, rzecz jasna, stali bywalcy. Mawiano na przykład: „spotkajmy się Na Skraju Nędzy ” i od razu znać było, że ten, kto wypowiada te słowa wypił już przy kasynianym barze niejedną szklaneczkę wódki czystszej niż spirytus, czasem za duszę któregoś z kompanów, którzy zakończyli swoje psie życia raczej przy udziale sznura, niż matki natury. Inni, gustujący w nęcąco słodkawym, gęstym absyncie, mieniącym się trupią zielenią umawiali się Na Skraju Rzeczy – i nikomu nie chcieli zdradzić, dokąd, poza ten skraj, prowadziła ich wymęczona wyobraźnia.

Na Skraju Drogi zaś umawiały się dwa typy gości: ci zwyczajni, przypadkowi, którzy w przypływie namiętności, czy głupoty, a może obu, gdyż lubią one chodzić w parze, postanawiali leczyć złamane serca zrujnowaniem portfela oraz ci, którzy trafiali później do gromady duchów, za których przepijano w Nędzy.

O nazwie miejsca i o upodobaniach w kwestii trunków tyle starczy powiedzieć. Oddalmy się więc od baru i przejdźmy tam, gdzie lekkim zawirowaniem głowy rozpoczęty wieczór przeobraża się w wariacką karuzelę. Aksamity foteli mienią się kusząco, jakby puszczały oko do zieleni stołów, czerwienieje karciana czerwień kierów i w ogonie za nimi podążających kar, zawsze mniej szlachetnych. Piki żałobną czernią przypominają dyskretnie: memento mori, więc postaw na nas wszystko co masz… i więcej.

Najwięcej spojrzeń przyciąga jednak zawsze inna czerwień, inna zieleń i inna czerń. To czerwień ust, perfekcyjnie pomalowanych, jakby to nie kosmetyk, a płynąca wprost z gorącego serca krew nadawały im barwę, zieleń sukni, opinającej kształtne piersi i spływającej łagodnie do samych kostek, i czerń włosów tak ciemna, że odziedziczona chyba – szeptano – po samym diable. W tych kolorach występowała zawsze Wiera – tutejsza krupierka, której uśmiech łagodził każdą przegraną.

A zawsze była to przegrana. Wiadomo nie od dziś, że kasyno ogrywa swoich klientów, bo takie są prawa jego istnienia, ale nieraz dało się słyszeć plotki, że w Kasynie na Skraju pech gości jest wprost nadzwyczajny. Plotki i przekleństwa, rzucane pod nosem, przyprószone popiołem z trzymanego w kąciku ust papierosa. Wracali jednak, jak ćmy ku ogniu – może tym razem los będzie sprzyjał – chętnie karmili złudzenia.

Ponadto, wygrywała zawsze krupierka, nawet w tym jednym dniu tygodnia, gdy lekkim krokiem wychodziła ze swej roli, i zarzucając nogę na nogę, wyciągając do przodu podbródek, i opierając go na smukłej przystrojonej złotymi pierścionkami, bladej dłoni, zasiadała przy stole, tym razem w charakterze gracza. Cóż to było za poruszenie, jak każdy cisnął się do tego właśnie stolika, ileż oślizgłych spojrzeń i buńczucznych zawołań kierowano w jej stronę!

– Ha, panno Wiero, ha!  ryczał gruby i bogaty stały klient, R., zwalając swoje ciężkie cielsko na krzesło naprzeciw niej  Dziś panna zapłacze po nocy, nie będzie długo nowych świecidełek, ha!

A inny odpowiadał:

– Nie przechwalaj się, staruszku, los się uśmiecha do tego, kto dobrze spożytkuje jego dary  i z psimi, wodnistymi oczami, z twarzą mętniejącą od uległości dodawał: – Ja, księżniczko Wero, przysięgam na Boga (tu, opowiadali potem niektórzy, obdarzeni co większą fantazją, po twarzy Wiery przebiegał okropny skurcz, zohydzając jej piękne rysy) – jak wygram, to pani kupię pierścionek z najszczerszego złota! I kolczyki! I medalion!

Wiera uśmiechała się słodko. I wygrywała.

***

Czy było tak jedynie dlatego, że wbrew śmiesznym nadziejom pewnych idealistów, los sprzyja pięknym, a nie tym, którzy próbują go przekupić dobrymi uczynkami? Czy też rzeczywiście, zgodnie z cichcem wypowiadanymi uwagami, które jednak każdy gdzieś i kiedyś usłyszał, a potem sam, w nabożnym przestrachu, wypowiadał, Wiera pozostawała w konszachtach z samym Szatanem, najzmyślniejszym z oszustów?

 Gdyby zapytać o to starą Elizawietę, nazywaną Matką, bo to ona roztaczała swą pieczę nad całym kasynem i znała odpowiedzi na wszystkie pytania – małżonka właściciela, tak odwieczna, jak odwieczne są długi stałych bywalców, i osad na kieliszkach do wina – wzruszyłaby przykurczonymi ramionami, uśmiechnęła się gorzko i mierzwiąc pytającemu włosy odpowiedziała: – Czy nie może być już tajemnic na tym świecie? 

Ale czy ona sama znała prawdę? Jeśli tak, to milczała o niej nie tylko pośród gości, ale także przy samej Wierze. I jakby w obawie przed dzikim zwierzęciem, które wyczuwając zagrożenie gotowe jest wierzgnąć i roztrzaskać czaszkę tylnymi kopytami, nie patrząc nawet czy ten, kto ukrywa się za nim to faktycznie wróg, czy też niewinna niczemu istota, której dane było pojawić się w złym miejscu i złym czasie, Elizawieta nigdy nie stawała za plecami pięknej krupierki.

Tak samo – być może wiodła ich intuicja, o której istnieniu nie mieli pojęcia, a może był to zwykły honor starych karciarzy – nigdy nie stawali za Wierą bywalcy kasyna, nawet ci, którzy rzadko kiedy zasiadali z nią przy jednym stole.

 Gdyby jednak ktoś, głuchy na powstrzymujące go instynkty i bezczelny na tyle, by łamać ten ustalony savoir-vivre zajrzał krupierce przez ramię, ujrzałby rzeczy przerażające. Gdy tylko na rękę Wiery wędrowała dama – pikowa czy trefl, karo czy kier – i oczy kobiety spotykały się z oczami z karcianej grafiki, namalowana postać ożywała. Barwy na kacie rozmywały się na chwilę, zadziwione nagłym poruszeniem, na twarzy malowanej królowej pojawiał się krótki spazm, a potem jej wargi zaczynały niemo układać się w słowa. Nie zmieniał się wyraz twarzy Wiery, kiedy odczytywała całe opowieści z ruchu tych papierowych ust: a były to zarówno opowieści o najgłębszych, chowanych wstydliwie sekretach jej przeciwników w rozgrywce, dawne historie o umarłych już, którzy trzymali w dłoniach te same karty, wspomnienia o byłych krupierkach, czasem ginących tragicznie z ręki jakiegoś szaleńca, który pozbywszy się wszystkich pieniędzy postanawiał pozbawić życia tą, którą uważał za winną swego nieszczęścia, a czasem odchodzące do zwyczajnego życia, do domów o koronkowych firankach i kwiatach na parapecie. Wiera lubiła te historie, lubiła też myśleć, że sama stanie się pewnego dnia ich bohaterką, nie one jednak stanowiły o istocie jej kontaktów z tajemniczymi damami. Gdy przychodził czas, przesuwała lekko palcem po powierzchni karty, a królowe przerywały snute sennie gawędy i zdawały Wierze raport zupełnie innej natury: o tym, co pozostało jeszcze w talii, i o tym, jakimi kartami dysponują pozostali gracze.

Trudno więc dziwić się, że posiadając wiedzę innym niedostępną, krupierka odnosiła w grach sukcesy znacznie przewyższające nie tylko prawa statystyki, ale także przywileje swojego zawodu. A że za wszystko trzeba kiedyś zapłacić? Tym nie przejmowała się teraz, w rozkwicie swojej młodości, pławiąc się w bogactwie i zażywając przyjemności pięknego ciała. Czasem tylko budziła się nocą, po jej białym czole spływał słony lepki pot, a echo w jej głowie powtarzało, dudniąc miarowo, słowa obietnic złożonych dawno temu karcianym damom.

***

Dzień, o którym jest ta opowieść, rozpoczął się ulewą, a wkrótce do ulewy dołączyły pioruny, rozbłyskujące się na tle wschodzącego czerwono słońca. Wiera źle spała  targały nią senne koszmary, budziła się mokra, a wreszcie, gdy jej zatrzaśnięte okiennice przestały tłumić rozdzierające krzyki grzmotów, wstała gwałtownie i jęła niespokojnie krążyć po domu. Pragnęła, aby jak najszybciej nastał wieczór, aby mogła schronić się w znajomych objęciach ponurego kasyna, a jednocześnie na myśl o wieczornych grach łapało jej nieznane wcześniej przerażenie. W ten sposób, nie jedząc i popijąc tylko chłodną wodę z kryształowego kieliszka, doczekała do zmierzchu.

W kasynie było gwarno jak zwykle; nie brakowało stałych bywalców, trunki lały się pomiędzy kieliszkami, słodkie, tłuste krople skapywały na podłogę – a jednak coś było innego, coś co burzyło stały rytm tego miejsca. Wiera początkowo nie mogła odnaleźć źródła tych zakłóceń, ale w końcu wzrok jej, kierowany spojrzeniami innych zaciekawionych klientów, padł na przystojnego, odzianego w czarny golf i w tym samym kolorze spodnie oraz lśniące, lakierowane buty, mężczyznę. Widać było, że jest to człowiek bogaty, musiał przyjechać z miasta, i sądząc po tym, że nigdy wcześniej go tu nie widziano, musiało to być miasto odległe. Może nawet przybył z zagranicy? Był dobrze uczesany, rysy twarzy miał łagodne, choć widać było po niej, że jest to człowiek bystry i zdolny do skupienia. Spodobał się Wierze, uśmiechnęła się do niego lekko, on jednak nie odwzajemnił uśmiechu jedynie ledwo zauważalnie skinął do niej głową. Usiedli przy jednym stoliku.

W pierwszym rozdaniu żadna dama nie trafiła na rękę krupierki. Nie pojawiła się także na stole, aby dyskretnymi ruchami oczu wskazywać tych, co trzymali lepszą kartę, korzystając z przytępionej uwagi graczy, rozproszonej lśnieniem zielonej sukni i odsłoniętych brzegów białych piersi. Podobnie było i w drugim rozdaniu.

-To zwyczajne, to zdarza się czasem… – mówiła do siebie w duchu Wiera, ale jej smukłe palce, poza kontrolą jej umysłu, coraz bardziej nerwowo stukały o sukno pokrywające blat.

 I aby samą siebie przekonać, że jej obawy są niczym nieuzasadnione, że tłumaczy je jedynie nastrój tego od początku paskudnego dnia, przy kolejnym rozdaniu jeszcze na ślepo podwoiła stawkę. Sytuacja jednak powtórzyła się: królowe jakby uciekły z talii, znudzone powtarzającymi się monotonnie wieczorami…

I znów, i znów. Coraz większe pieniądze kładziono na stole, coraz szybciej i mocniej stukały o blat paznokcie krupierki, a wygrana trafiała wszędzie, tylko nie do niej. Nie wiedziała kiedy blefować, ani kogo zręcznym zagraniem eliminować z rozgrywki na wczesnym jej etapie; nie rozpoznawała lekkich poruszeń na pozornie pozbawionych wyrazu twarzach przeciwników .

Och, jaki lęk ogarniał ją w chwili, gdy ostatni z graczy otwierał karty  lęk, po którym następowała rozpacz, gdy spełniała się niesiona przez niego groźba. Kasyno przegrywało. A gdy kasyno przegrywa, to koniec…

-To koniec. To koniec. To koniec  huczało echo w jej głowie, ciężkie, miarowe.  Jesteś stracona, stracony jest twój dom .

To koniec.

To wszystko uważnie obserwowała Elizawieta. Śledziła, jak z rąk do rąk przechodzą szeleszczące banknoty i jak o coraz to nowe tony bledsza staje się i tak biała niemal twarz jej pięknej krupierki.

Lizawieta była to kobieta doświadczona. Wychowało ją kasyno, mąż hazardzista co noc nieświadomie zdradzał jej jak odczytywać sekrety tajonych uczuć z najmniejszych drgnień brwi, z rozszerzających się lekko dziurek u nosa, z drobnych uniesień i opadnięć kącików ust. Znała na wylot tajniki kart i tajniki ludzkiej duszy, a uważała je za jedno. Westchnęła więc ciężko, gdy jej intuicja szepnęła:

– To już, to teraz.

Wstała gwałtownie ze swojego obitego błękitnym aksamitem stołka i głośno tupiąc ruszyła do stołu, przy którym Wiera już już przesunąć miała na środek blatu, trzęsącymi się dłońmi, wszystkie leżące przed nią pieniądze.

Matka powstrzymała ją gestem. Potem szorstkim, stanowczym ruchem zgarnęła ze stołu rozłożone karty, zmierzyła groźnym spojrzeniem nowego gracza, który wzbudził dziś tak wielkie zainteresowanie i z kieszeni wyciągnęła nową talię. Rzuciła ja na stół

i spokojnie odeszła ku drzwiom kasyna, za którymi z uśmiechem zapaliła starą, ciemnobrązową fajkę.

Tymczasem po krótkiej chwili zdezorientowania, przy stole wznowiono grę. Po równo rozdzielono nierozegraną pulę, na nowo rozdano karty. Z tych, które trafiły do niespokojnych dłoni Wiery z uśmiechem spoglądały na nią dwie damy – czarnowłosa pikowa i karo, w ponętnej czerwonej sukni.

***

W ciągu następujących po tych zdarzeniach nocnych godzin kasyno odegrało straty. W którymś momencie ulotnił się tajemniczy gość w czarnym golfie. Wyniósł niewielką wygraną, wsiadł w zaparkowany w bezpiecznej odległości od kasyna kabriolet, tak czarny jak wszystkie inne jego własności i odjechał w mrok. Gdy był już daleko, przez otwarty dach wyrzucił cztery karty, które odleciały w noc.

***

Stała się potem rzecz dziwna, której mieszkańcy pobliskich miejscowości wyjaśnić nie potrafili, choć głowili się nad nią często – mężczyźni, w swoim własnym gronie, z niekrytym zachwytem i lubieżnymi uśmiechami, ich żony zaś z wściekłością i zbudowaną na nowo solidarnością pomiędzy dawnymi rywalkami. Nagle bowiem jakby znikąd pojawiły się w okolicy cztery młode kobiety niezwykłej urody, dwie o włosach kruczoczarnych – pierwsza o długiej szyi i piersiach jakby ukształtowanych na wzór odwróconego serca, o głębokich, ciemnobrązowych oczach, druga zielonooka, z burzą loków tak gęstą, jak korona drzewa; dwie zaś płomiennorude, o wystających kościach policzkowych i drobnych, idealnie zarysowanych podbródkach. Skąd się wzięły, i czego tutaj szukały, nie wiedziano i na zawsze miało to pozostać zagadką.

Wreszcie z kasyna Na Skraju zniknęła i piękna krupierka.

Wiera odeszła dzień po opisanych powyżej wydarzeniach – jej szmaragdowozieloną suknię zastąpił domowy fartuszek, bystre spojrzenie złagodniało i tylko czasem można było zobaczyć, jak stoi w oknie, gładkimi dłońmi przesuwa po śnieżnobiałej firance i jakoś tęsknie wpatruje się w przestrzeń. Jej piękne niegdyś włosy w przeciągu tygodni posiwiały, a gdy zanurzała w nich rękę, wypadały garściami. Głos zrobił się twardszy i cięższy, aż ochrypł i całkiem już stał się nieprzyjemnym dla ucha.

Jej miejsce jako krupierki i jej miejsce w sercach bywalców kasyna – zastąpiła jedna z tajemniczych piękności. Ona również cieszyła się zadziwiającym powodzeniem w grach hazardowych, jednak jej ciała nie zdobiły drogie ubranie i biżuteria o zniewalającym blasku. Wygrane, także po godzinach pracy, pieniądze oddawała zawsze Elizawiecie.

I Matka kasyna miała odtąd na każdym, choć zgiętym artretyzmem, wysuszonym starością palcu, pierścień ze szczerego złota. 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry, Świeżynko.

Miło, że do nas przyszłaś… a po tym co przeczytałem, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. :)

 

Co do Twojego opowiadania, to na swój sposób mi nim zaimponowałaś.

Ma ono sporo wad, zwłaszcza na poziomie redaktorskim, widać pióro osoby raczej początkującej, która nienawykła jeszcze zwracać uwagi na takie szczegóły jak rodzaj myślników przy zapisie dialogów, środkowanie separatorów, czy brakujące spacje. To są wbrew pozorom rzeczy ważne, bo właśnie takimi drobnymi detalami autor pokazuje szacunek czytelnikowi.

Z innych kwestii warsztatowych zdecydowanie nadużywasz słowa “który”, a przy tendencji do pisania zdań bardzo złożonych, to “który” powtarza się jeszcze częściej.

No właśnie, ten ogrom zdań wielokrotnie złożonych, to jest bardzo ryzykowne pisanie, bo łatwo tu polec. Raz, na interpunkcji, bo im bardziej złożone zdanie, tym łatwiej o błąd, dwa, że na dłuższą metę takie pisanie bywa dla czytelnika męczące. Wymaga większej koncentracji. A czytelników ceniących lekkie pióro może łatwo zniechęcić…

 

… i tu przechodzimy to momentu, kiedy będę Cię chwalił. Otóż mimo dużej ilości wspomnianych długaśnych tasiemców z nie zawsze poprawną interpunkcją, te zdania czyta się dość płynnie. I jest w tych zdaniach pewna jakość, kunszt, widać, że masz do tego talent. Na razie ten talent troszkę przysłaniają wspomniane technikalia, ale gotów jestem postawić co nieco w kasynie “Na Skraju”, że to kwestia kilku miesięcy, by się nauczyć zwracać na to uwagę.

Fabularnie i klimatycznie Twoja opowieść jest mocna. Byłem w tym kasynie, widziałem piękną Weirę, widziałem mrugające do niej damy. Oddałaś to słowami wiernie i przekonująco. Ładna baśń, duża fantazja, bez wątpienia masz spory potencjał.

 

Chętnie kliknę Bibliotekę, jednak zanim to zrobię, proproszę o wygłaskanie tekstu (zamiana łączników na półpauzy przy dialogach, usunięcie nadmiarowych spacji, wyśrodkowanie separatorów i.t.p.). Z pewnością pojawią się tu dobrzy ludzie, którzy wskażą Ci usterki bardziej precyzyjnie. 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dzień dobry, Chrościsko :) 

Dziękuję za komentatrz Obraziłam się na chwilę za fragment “widać pióro osoby początkującej”, ale już mi przeszło :) Tak naprawdę Twoje uwagi są bardzo cenne, otworzyły mi oczy na istotność redaktorskiej poprawności, którą zawsze traktowałam jako pierdółkę, którą kiedyś się może poprawi i w ogóle nie zwracałam na nią uwagi. 

Dokonałam sugerowanych poprawek, mam nadzieję, że nic mi nie umknęło. To był ciekawy poranek z lekturą o różnicach pomiędzy półpauzą, pauzą, myślnikiem, łącznikiem…

(Nie ruszałam żadnych “który”, bo to chyba byłaby już niedozwolona poprawka stylistyczna, ale to także ważna uwaga, którą zapamiętamm. Natomiast zdania-tasiemce są nie do ruszenia, to jednak coś co w moim stylu uważam za istotne ;) I tu znów podziękowania za Twój komentarz, bo przypomniał mi, że także interpunkcją trzeba w tej sytuacji zająć się poważniej.) 

 

Cieszę się bardzo, że wpadłeś z wizytą do kasyna Na Skraju, i że dałeś się porwać jego atmosferze. Elizawieta już przygotowała szkatułkę do przechowania postawionego przez Ciebie zakładu. 

Obraziłam się na chwilę za fragment “widać pióro osoby początkującej”, ale już mi przeszło :)

Trochę napisałem to na wyrost, ale po kilku miesiącach w tym miejscu sama zrozumiesz, co miałem na myśli. ;)

 

ps.

Ten podwójny tytuł z początku też możesz wywalić.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Myślę, że jednym z najpoważniejszych zadań, jakie stają przez twórcą, to taki dobór środków wyrazu artystycznego, by jednoczenie przekazać informację w sposób niezakłócony, jak i nadać komunikatowi formę umożliwiającą ekspresję własnych emocji. To dotyczy całej sztuki, nie tylko pisarstwa.

Niestety, bardzo rzadko widuje się ludzi, którzy odnieśli na tym polu sukces.

Przykładowo – w rysunku lub malarstwie: twórcy miotają się między niezrozumiałą, choć ekspresyjną abstrakcją, a jasnym w przekazie, lecz bezosobowym akademizmem. 

W przypadku tego opowiadania, odniosłem wrażenie, że przesadziłaś z ekspresją na tyle, bym nie zrozumiał zbyt wiele z przebiegu akcji. 

Opisy – istotnie, bardzo plastyczne. Mam przed oczami kilka migawek, poczułem klimat zadymionego kasyna, zobaczyłem te karty oczyma duszy, ale… No właśnie. Niewiele więcej.

Pogubiłem się srodze w plątaninie środków pisarskiej ekspresji, na tyle, że ponownie nie wiem co powiedzieć. 

Podzielam zdanie Chrościsko, że widać tu potencjał. Ale niecierpliwy czytelnik będzie się domagał konkretu. 

Ja też widzę tutaj potencjał zarówno w pomyśle jak i wykonaniu. Niemniej jednak dla mnie osobiście momentami zdania były zbyt długie, podobnie jak niektóre akapity. Przez to ciężko było mi momentami ogarnąć mózgiem co się dzieje.

I początek zaciekawił, ale potem było dla mnie osobiście zbyt statycznie. Miałem wrażenie, że skupiłaś się bardziej na opisach, a mniej na tym co się tam dzieje. 

Zastanowiłbym się też nad rozpisaniem sobie scen. Bo np. w połowie tekstu dostajemy coś takiego, co powinno być raczej na początku opowieści. Bo teraz piszemy od dniu, a już 50% tekstu za nami :)

Dzień, o którym jest ta opowieść, rozpoczął się ulewą, a wkrótce do ulewy dołączyły pioruny, rozbłyskujące się na tle wschodzącego czerwono słońca.

 

Pomysł mi się podobał zarówno na ogólny wątek jak i na zakończenie.

 

Drobiazgi techniczne

 

-To zwyczajne,

“– “ powinno być

 

-To koniec. To koniec. To koniec – huczało echo w jej głowie, ciężkie, miarowe. – Jesteś stracona, stracony jest twój dom .

“– “ powinno być i na końcu masz spację przed kropką

Pozdrawiam :)

Ciekawa, wciągająca historia. Bardzo podobał mi się pomysł z karcianymi damami, które pomagają krupierce wygrywać. Opisałeś tę scenę w sposób niesamowicie wyczerpujący, żywy, plastyczny. Chciałbym znaleźć się w tym kasynie i spojrzeć Wierze na ręce, gdy grała z gośćmi. Ciekawe, czy dostrzegłbym groźne spojrzenie damy kier? :)

Pozdrawiam!

Wciągająca opowieść. Malownicza. Dobrze się czytało.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Kto/ co jest tu księżniczką? Bo, moim zdaniem, w opałach znalazło się kasyno.

Historia dość malownicza, z nieźle odtworzonym klimatem kasyna, jednakowoż od początku wiadomo, że Wiera nie jest zwyczajną krupierką, tak jak wiadomo, że z chwilą zjawienia się pana w czerni, jej los się odmieni.

Czytało się nieźle, ale byłoby lepiej, gdyby wykonanie nie pozostawiało tak wiele do życzenia.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawe i znacznie lepiej napisane. :)

 

wypił już przy ka­sy­nia­nym barze… → …wypił już przy ka­sy­nowym barze… Albo, skoro wiadomo, że rzecz dzieje się w kasynie: …wypił już przy barze

 

że w Ka­sy­nie na Skra­ju… → Na początku napisałaś: Dziw­ne rze­czy dzia­ły się w ka­sy­nie Na Skra­ju. –> Byłoby dobrze stosować ujednoliconą i poprawną pisownię: kasyno Na Skraju.

 

Wra­ca­li jed­nak, jak ćmy ku ogniu… → Wra­ca­li jed­nak, jak ćmy ku ogniowi

 

– Ha, panno Wiero, ha!  ry­czał gruby i bo­ga­ty stały klient, R., zwa­la­jąc swoje cięż­kie ciel­sko na krze­sło na­prze­ciw niej  Dziś panna za­pła­cze po nocy, nie bę­dzie długo no­wych świe­ci­de­łek, ha! –> Brak kropki po didaskaliach. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

po­zba­wić życia , którą uwa­żał… → …po­zba­wić życia , którą uwa­żał

 

pio­ru­ny, roz­bły­sku­ją­ce się na tle… → …pio­ru­ny, roz­bły­sku­ją­ce na tle

 

nie je­dząc i po­pi­jąc tylko chłod­ną wodę… → …nie je­dząc i pijąc/ po­pi­jając tylko chłod­ną wodę

 

trun­ki lały się po­mię­dzy kie­lisz­ka­mi, słod­kie, tłu­ste kro­ple ska­py­wa­ły na pod­ło­gę… → Które trunki są tłuste?

 

je­dy­nie ledwo za­uwa­żal­nie ski­nął do niej głową. → …je­dy­nie ledwo za­uwa­żal­nie ski­nął jej głową.

 

żadna dama nie tra­fi­ła na rękę kru­pier­ki. → Raczej: …żadna dama nie tra­fi­ła do ręki/ do rąk kru­pier­ki.

 

wska­zy­wać tych, co trzy­ma­li lep­szą kartę… → …wska­zy­wać tych, którzy trzy­ma­li lep­szą kartę

 

-To zwy­czaj­ne, to zda­rza się cza­sem… – mó­wi­ła do sie­bie w duchu Wiera… → Ani dywiz, ani półpauza nie rozpoczynają zapisu myśli.

Proponuję: To zwy­czaj­ne, to zda­rza się cza­sem… – mó­wi­ła do sie­bie w duchu Wiera…

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

ale jej smu­kłe palce, poza kon­tro­lą jej umy­słu… → Czy zaimki są konieczne?

 

po­zba­wio­nych wy­ra­zu twa­rzach prze­ciw­ni­ków . → Zbędna spacja przed kropką.

 

stra­co­ny jest twój dom . –> Jak wyżej.

 

Śle­dzi­ła, jak z rąk do rąk prze­cho­dzą sze­lesz­czą­ce bank­no­ty… → Coś mi się zdaje, że w kasynie używa się sztonów/ żetonów, nie banknotów.

 

Rzu­ci­ła ja na stół

i spo­koj­nie ode­szła… → Literówka. Zbędny enter.

 

wsiadł za­par­ko­wa­ny w bez­piecz­nej od­le­gło­ści od ka­sy­na ka­brio­let… → …wsiadł do zaparkowanego w bez­piecz­nej od­le­gło­ści od ka­sy­na ka­brio­letu

Co to znaczy, e kabriolet był zaparkowany w bezpiecznej odległości?

 

Gdy był już da­le­ko, przez otwar­ty dach wy­rzu­cił czte­ry karty… → Kabriolet to pojazd z odkrytą kabiną, a rozkładany dach jest używany w razie niesprzyjających warunków atmosferycznych, więc wystarczy: Gdy był już da­le­ko, wy­rzu­cił czte­ry karty

 

jej miej­sce w ser­cach by­wal­ców ka­sy­na – za­stą­pi­ła jedna z ta­jem­ni­czych pięk­no­ści. → …jej miej­sce w ser­cach by­wal­ców ka­sy­na – zajęła jedna z ta­jem­ni­czych pięk­no­ści.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam wrażenie lekkiego przerostu formy nad treścią. Zaczynasz bardzo plastycznie i tajemniczo. Podobała mi się zabawa z nazwą kasyna i opisem jego bywalców. Narobiła mi smaka. Ale potem przechodzisz do krupierki i cały malowniczy początek okazuje się nie mieć znaczenia.

Sporo też w tym opku niedopowiedzeń i to takich, które czynią je niezrozumiałym. Kim jest mężczyzna w golfie? Czy także Wiera trafiła do kasyna dzięki niemu? Sama jest ożywioną kartą? Ale jeśli tak, to czemu ląduje w domku, a nie w talii? Czy może mężczyzna przybył ją uratować przed nią samą i karcianymi damami? Nie wydaje się zadowolona z tego ratunku.

Nie wiem też o czym opowiadasz, czy za tą historią coś stoi? Co chcesz powiedzieć czytelnikowi?

Ale napisane bardzo ładnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jestem pod wrażeniem, szczególnie, że opowiadanie przyciągnęło mnie już od pierwszych linijek. Początek jest tajemniczy, a jednocześnie elektryzujący, fantastycznie budujesz klimat. Dalej również nie jest źle. Motyw kart, które opowiadają historie graczy, ale również pomagają w grze, świetnie współgra z klimatem opowieści. Przyznam jednak, że rozczarował mnie tajemniczy młodzieniec, który ukradł damy.

Z komentarzy wyczytałem, że zdania są przydługie, ale podczas lektury kompletnie tego nie zauważyłem, rozkoszowałem się wyjątkowo klimatyczną historią. Rzadko trafiam na gawędę, która wciąga od samego początku i trzyma aż do końca. Klik.

Czuję się jakbym wstała od karcianego stolika;)

Bardzo plastyczne, choć zakończenie trochę nie w moim guście. 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

Komentarz ten został napisany jeszcze przed wstawieniem komentarza z jurorskim obrazkiem, zatem do tego momentu w tekście mogły zajść zmiany, których już nie śledziłem.

Udało Ci się zbudować świetny, kasynowy klimat. Coś pomiędzy filmem Cassino Royale, a baśnią i to mi się bardzo spodobało.

Zresztą nie tylko klimat, ale też świat (choć niezbyt rozległy) i bohaterów stworzyłaś w sposób, który mi się podoba. Zmysłowa Wiera opisana jest ze smakiem, roztacza aurę tajemnicy, której do końca nie rozwiewasz, ale… nie przeszkadza mi to. Kasyno ze znikającą częścią nazwy (w ogóle pierwszy akapit!) też robi robotę ;) Całe to „twórstwo” jest najmocniejszą stroną opowiadania.

Inne elementy wypadły na tym tle gorzej. Fabuła, jest krótka, niezbyt rozbudowana, do tego w całej tej tajemnicy nieco rozmywa się stawka wydarzeń (a przecież stawka w kasynie to ważna sprawa XD taki sucharek pozwolę sobie zaserwować). Nie wiem zbyt dużo, zatem i trudno mi wczuć się w rolę bohaterki.

Motyw konkursowy jest kilkuwymiarowy, bo odczytałem księżniczkę jako Wierę, ale też damy w talii, które uwalnia ów ubrany na czarno przybysz. Mam tu natomiast nieco za dużo niedopowiedzeń, by w pełni zabrzmiał ratunek. Wiera została wyzwolona od obowiązku, zaprzedania duszy itd. W sumie nie wiem, czy tego chciała czy nie, czy teraz czuje się lepiej. To nie dyskwalifikuje opowiadania z konkursu, bo nie wymagamy uratowania, ale trudno jest mi się zorientować w szczegółach procesu. To też nie znaczy, że ucinam wszystkie punkty :P Jest zaliczone, choć mogłoby być lepiej.

Najgorzej wyszło od strony technicznej – jest sporo do poprawy, ale też wydaje mi się, że raczej wymagasz szlifu, aniżeli radykalnej zmiany stylu. Cóż, opko wpadło krótko przed deadline’em, więc pewnie zabrakło czasu na lepszą redakcję. Masz nad czym pracować, ale jeśli będziesz budować takie klimaty… to ja chętnie przeczytam. Jeszcze przyczepię się do struktury tekstu. Poświęciłaś sporo czasu na opis i nagle wpada zdanie zaczynające się od „Dzień, o którym jest ta opowieść”. Aż musiałem spojrzeć, czy jestem na początku tekstu, a tu się okazuje, że połowa. Do tego chwilę wcześniej zastanawiałem się do czego w ogóle tekst dąży. Myślę, że miałaś mnóstwo pomysłów na świat, ale nie dałaś rady wpleść tego w fabułę. Lepiej byłoby opis świata zmiksować z wydarzeniami.

W każdym razie coś z tego chleba będzie – trochę pracy przed Tobą, ale tu jest odpowiednie miejsce, żeby się tej pracy podjąć. Powodzenia!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, FlorenceV! Bardzo Ci dziękuję za udział w konkursie.

 

Opowiadanie zapowiadało się bardzo ciekawie, miło mnie zaskoczyłaś tematyka kasyna i pomysłem na karciane damy, ale mam wrażenie, że nie wykorzystałaś potencjału tej koncepcji. Jest bardzo dużo opisu, budowania napięcia, a potem opowiadanie się nagle kończy. Momentami jest tak bardzo statycznie, że trudno utrzymać uwagę na tekście. Postać Wiery jest niestety płaska, bo bardziej skupiłaś się na jej wyglądzie niż osobowości. Nie wiedzę tu też realizację tematu konkursowego, chyba że za księżniczki uznać uwolnione damy, ale to już tak bardzo na siłę. Technicznie niestety jest kiepsko i to w kwestiach bardzo podstawowych, takich jak myślniki przy zapisie dialogów.

 

Wyróżnienie Alicelli

Bardzo podobał mi się opis kasyna jest niezwykle plastyczny i aż czuć ten ciężki klimat.

 Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem – czy w Twoim zamyśle księżniczką miała być Wiera?

No, muszę powiedzieć, że całkiem ładny kawałek historii. Pisząc ładny – mam na myśli plastyczne, działające na wyobraźnię opisy, które naprawdę do mnie przemówiły. Świetny pomysł na damy. Udało Ci się zbudować fantastyczny klimat, który mnie pochłonął.

O ile jest tutaj fajny pomysł, o tyle trzeba naprawdę solidnie popracować nad wykonaniem. Może następnym razem dobrym pomysłem byłoby skorzystanie z portalowych poradników, a następnie z betalisty? Dzięki temu miałabyś szansę zaprezentować swoją koncepcję w takiej formie, na jaką naprawdę zasłużyła.

Pozdrawiam, bolszoje spasiba za udział w konkursie :)

Ładne, plastycznie napisane opowiadanie. Bardzo fajny pomysł z damami.

Faktycznie, fabuła niedopieszczona, nie obraziłabym się za więcej wyjaśnień na temat Wiery i tajemniczego gościa. Na czym polegała jej umowa? Kim był mężczyzna w czerni?

Ale czytało się fajnie, podobało mi się.

Babska logika rządzi!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka