- Opowiadanie: Ronie Hill - Pokój 202

Pokój 202

Proszę o ocenienie pierwszego tekstu:)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pokój 202

Na halogenowym zegarze wybiła godzina 19.00. Ponura wiązka światła księżycowego wpadała przez duże, kwadratowe okno na końcu korytarza. Za oknem mocno sypał śnieg, ozdabiając dachy samochodów i domów.

 Zbliżała się połowa grudnia 2021 roku. W poczekalni większość krzeseł była pusta. Dochodziła pora, w której każdy terapeuta chce opuścić swoje miejsce pracy, udać się do domu i w spokoju zrelaksować przed telewizorem. Dzisiejszego wieczoru jednak przed pokojem z numerem 202 czekał ostatni pacjent.

Podłoga wyłożona była jasnym dywanem (dość wytartym przez osoby przechadzające się po nim i ewidentnie wymagającym wymiany). Ściany dookoła pokrywała biała jak mleko tapeta, a w niektórych miejscach można było dostrzec poprzyklejane plakaty z napisami: „DEPRESJA? POMOŻEMY CI!”, „JESTEŚ GNĘBIONY/GNĘBIONA W SZKOLE? POWIEDZ O TYM!”, „ODPĘDŹ MYŚLI SAMOBÓJCZE!” i tak dalej, i tak dalej… Sufit, nieskazitelnie czysty, zajmował rząd prostokątnych lamp,

z których ledwie co druga świeciła. Reszta migała jak w prawie każdym horrorze.

W samym kącie poczekalni samotnie wisiał wyłączony telewizor Toshiba. Ciszę na korytarzu mącił jedynie dźwięk tykającego zegara.

Tik-tak… Tik-tak…

– Zapraszam. – Rozległ się męski głos ze środka pokoju, tak donośny, że Adam aż podskoczył. Będąc samemu w takim miejscu, łatwo idzie przysnąć.

Dźwignął się na równe nogi, czując rwanie w prawym kolanie. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi, a kilka centymetrów przed nimi, przystanął i zerknął na klamkę.

Czy ja na pewno dobrze robię?

Jedno pytanie zaczęło kołować mu w głowie niczym porwane przez mocny powiew wiatru. Stał jak wryty przez kilka sekund, macając stale klamkę drzwi, gdy wreszcie zebrał się na odwagę, by je otworzyć.

Adam stanął w progu – chudy trzydziestolatek w spranych dżinsach i swetrze

z napisem „Merry X–Mas”. Na lewej piersi wyhaftowanego miał miniaturowego Świętego Mikołaja targającego ze sobą wór z prezentami. Schludnie ułożone czarne włosy mężczyzny zasypane były białymi płatkami śniegu, które jeszcze nie zdołały się roztopić.

– Dobry wieczór – przywitał się, zamknąwszy drzwi i podszedł krok bliżej. Na końcu pokoju stało masywne biurko z dwoma fotelami; jeden dla pacjenta i jeden dla terapeuty. Pierwszy z nich zajmował już przystojny brunet w wieku około czterdziestu lat. Na meblu Adam dostrzegł MacBooka, plakietkę z napisem: „Norris”, oraz mnóstwo papierów. Najprawdopodobniej kart pacjentów.

– Witam. Pan… – zaczął mężczyzna siedzący za biurkiem i natychmiast wzrok skierował na otwarty kalendarz. – Adam Harrison, tak? – Jego mina przybrała pytającego wyrazu, a błękitne oczy błysnęły za szkłami prostokątnych okularów. – Był pan umówiony na siódmą wieczorem.

– Dokładnie… Można? – Adam wskazał szary, ogromny fotel z dwoma mini poduszeczkami. Terapeuta skinął głową i odkaszlnął. W cichym pokoju dźwięk ten zdawał się być nadzwyczajnie głośny. Adam poczuł jak jego wątpliwości, które dręczyły go zaledwie chwilę temu, odlatują momentalnie, niczym stado ptaków odlatujące, gdy zbliżają się zimne dni. Pan Norris sprawiał wrażenie bardzo miłego i… pomocnego.

– Co pana dręczy? – zagadnął. Głos miał na swój sposób urokliwy.

Adam trochę powiercił się na fotelu, gdy przeszedł do meritum:

– Przychodzę tutaj, aby zrzucić ciężar z serca – zaczął. – Aby zapomnieć

o przeszłości raz na zawsze, lecz czy mi się to uda, to się okaże. Wysłucha mnie pan, ile będzie trzeba?

Doktor Norris spojrzał na niego czule i odparł:

– Pewnie. Jeśli tylko nie będzie pan chciał tu spędzić całej nocy. – Zaśmiał się, lecz dowcip ani trochę nie rozbawił Adama. Ten jedynie posłał mu nikły uśmiech. – Przepraszam… Nie przerywam panu. Proszę mówić.

Adam westchnął. Pokój, w którym siedzieli, nie szczycił się największymi rozmiarami, jednak wyglądał przytulnie i miło. Na podłodze leżał okrągły, niewielki, czerwony dywanik z umieszczonymi złotymi gwiazdkami w losowych miejscach. Na nim zaś znajdował się szklany stolik z dwoma filiżankami i czajniczkiem. Adam przypomniał sobie, że taki sam mieli jego rodzice swojej sypialni, którą nazywali „Rodzicielska kawiarnio–sypialnia”.

Cudowne wspomnienia.

– Od czego by tu zacząć… – powiedział Adam. – Ma pan papierosa? Tak strasznie bym zapalił i myślę, że bez tego się nie obejdzie. Obstawiam też, że nie można tu dymić…

– Niech pan się nie przejmuje. – Norris rozsunął jedną z szuflad biurka, pogrzebał w niej chwilę i wyjął czerwone opakowanie Marlboro. Nagle Adam uświadomił sobie, że takich nie palił już od liceum, a widok ten wywołał u niego falę wspomnień, przesuwających się jak pokaz slajdów. – To mój gabinet, ale proszę zachować to dla siebie. Nie chcemy mieć problemów, prawda? – Uśmiechnął się. – Zapalniczkę dam zaraz, ale najpierw…

Wstał z fotela, dając Adamowi widok na szerokie barki i podszedł do rogu pomieszczenia, gdzie znajdował się czujnik dymu. Stał tam też mały stołeczek, na którym Norris zmuszony był stanąć, by dosięgnąć urządzenia. Po chwili załatwił sprawę, a zielone podświetlenie, zmieniło kolor na czerwone.

– Gotowe. Czujnik dymu wyłączony – powiedział, wróciwszy za biurko. Z kieszeni wyjął zapalniczkę i wręczył ją Adamowi. Ten z kolei wyciągnął papierosa z opakowania, włożył go do ust i zapalił. Zaciągnął się raz a porządnie, zdając sobie sprawę, że nałóg ten kiedyś go wykończy, aczkolwiek w sytuacji, jaka ma obecnie miejsce w jego życiu, niewiele to znaczy.

– A więc tak… – zaczął. Gęsty dym unosił się nad biurkiem. Co rusz, Adam strącał popiół do popielniczki, którą Norris także postawił na biurku. – Zacznijmy od tego, że od paru miesięcy jestem wdowcem, ale po kolei. – Przerwał, zerknąwszy na lekarza. Upewnił się, że ten słucha i mówił dalej: – Z początkiem 2018 poznałem dziewczynę na wyjeździe do Europy. Pracowałem w branży z nieruchomościami. Szef powiedział mi, że jak załatwię nam paru klientów z innej części świata, to nasza firma ma szansę na naprawdę niezły rozwój. Wprawdzie mogłem porozsyłać maile i różne takie, ale ten wmówił mi, że na żywo wszystko wychodzi lepiej, w co mało wierzyłem, ale mniejsza z tym. Chcę, aby pan wiedział, że się zakochałem.

Zegar wiszący nad biurkiem wskazywał godzinę dziesięć po siódmej.

– Aha. Co było dalej?

– Moją wybranką była Maria, którą poznałem w Niemczech, w Berlinie. Pracowała jako recepcjonistka w dużej firmie, w której dążyliśmy do uzyskania kupców. W pewnej chwili zszedłem napić się wody, ale nie wiedziałem, gdzie znajduje się automat. Nie ufałem wodom wprost z biurek. Gdzieś słyszałem, że to zwykłe kranówy, a kranówy mają mnóstwo bakterii, tak więc spytałem o to recepcjonistkę. Od razu, gdy na nią spojrzałem, uraczył mnie jej wygląd – długie nogi, świetnie opalona skóra, bardzo ładna twarz, czarne, włosy… wie pan, o czym mówię, prawda? Miłość od pierwszego wejrzenia.

Norris przytaknął.

– Tak więc zakupiłem wodę i później przez dwa dni jeszcze załatwiałem sprawy związane z pracą. Po ciężkim tygodniu postanowiłem iść do baru na piwo i pozwiedzać trochę stolicę. Właśnie wtedy ponownie spotkałem Marię. Siedziała z przyjaciółkami, pijąc wino i zapewne gadając o babskich sprawach. Nie pamiętam dokładnej nazwy baru, ale było to coś w stylu: „Beer and Chill” – durna, ale prosta nazwa.

– I zakładam, że właśnie wtedy bliżej się poznaliście oraz wróciliście obydwoje do Stanów. Tutaj, do Massachusetts.

– Zgadza się. Okazało się, że ona też tu mieszka, rozumie to pan? A do Niemiec wyjechała, żeby poczuć trochę europejskiego klimatu i została na dłużej. Pracowała rok, gdy postanowiła wrócić. Niezły przypadek, prawda?

Norris ponownie przytaknął. Uważnie słuchał każdego wypowiadanego słowa swojego pacjenta.

– Kochaliśmy się. I to bardzo. Byliśmy nierozłączni i dogadywaliśmy się prawie

w każdym temacie. Fakt, bywały te gorsze dni, lecz z nimi jakoś sobie radziliśmy. Zdawaliśmy się być najbardziej naturalnym związkiem – obydwoje pracowaliśmy, uprawialiśmy seks, krzyczeliśmy na siebie podczas kłótni i śmialiśmy do wieczornych komedii. W połowie 2019, jako facet, postanowiłem wkroczyć na wyższy poziom naszej relacji i oświadczyłem się Marii. Jej rodziców poznałem kilka miesięcy wcześniej; Thomasa i Elizabeth, którzy wydawali się być bardzo w porządku. Maria była zachwycona zaręczynami i zgodziła się momentalnie. Jeszcze tego samego dnia, gdy już ochłonęła

z emocji, powiedziała, że czekała na mój ruch od dłuższego czasu. Niesamowite, prawda?

– Owszem.

– No, więc ślub odbył się na początku 2020. Muszę przyznać, że wolne terminy to jakaś tragedia… Ale sama ceremonia była strasznie jednostronna. Mam na myśli ludzi, którzy towarzyszyli nam podczas tego pięknego dnia. W dużej mierze była to rodzina od strony Marii, ponieważ uznałem, że tak naprawdę nie mam kogo zaprosić. Wie pan, moja rodzina od zawsze była skłócona. Nie wiem dlaczego, ale tak już było i nie miałem nikogo. Żadnego wujka, cioci, babci czy dziadka. Zero. Pewnego razu straciłem nawet rodziców…

Adam zaciągnął się papierosem wypalonym już do połowy. Wypuścił entuzjastycznie dym i odetchnął, zamykając przy tym oczy. Zamilkł na dobrą minutę.

W tym samym czasie Norris podszedł do okna, rozejrzał się i lekko je uchylił, by wypędzić zapach tytoniu. Usiadł z powrotem, a Adam wznowił:

– Na czym to ja… A no tak. Moi rodzice umarli kilka dni po moich osiemnastych urodzinach. Wypadek samochodowy. Jakiś naćpany świr wjechał w nich swoim Nissanem z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę, a jako że mój tata nie był najlepszym kierowcą, to nie zdołał uniknąć kolizji. Zdarzyło się to w nocy, gdy wracali z wyjazdu nad morze, a ja popijałem piwo z kolegami. O wypadku dowiedziałem się pół godziny później i wie pan, jak się wtedy czułem? Wie pan, jak to jest dostać telefon od policjanta, w którym przekazuje ci, że twoi rodzice nie żyją?

Norris pokręcił przecząco głową.

– Przejebanie. Pamiętam, że wtedy zamarłem przy słuchawce i przez moment nie czułem zupełnie nic. Piwo wyleciało mi z prawej ręki, rozlewając się. Łzy napłynęły mi do oczu i odwiesiłem słuchawkę. Natychmiast uciekłem z domu mojego najlepszego przyjaciela Tada i z dalszych wydarzeń nic nie pamiętam. Zupełnie jakby urwał mi się film, ale przecież nie byłem bardzo pijany. Ocknąłem się dopiero w domu Tada. Powiedział mi wtedy, że wszyscy strasznie zmartwili się moją nieobecnością i poszli mnie szukać. Ostatecznie znaleźli mnie po półtorej godzinie, leżącego w rowie kilometr dalej.

– Bardzo mi przykro, panie Adamie.

– No, ale… – Zapalił drugiego papierosa. – … można szklankę wody?

Lekarz wstał i po chwili przyniósł czajniczek z wodą i dwiema filiżankami.

– Ciepła – powiedział, nalewając, lecz Adam praktycznie tego nie słyszał. Myślami był już w dalszych momentach swojej opowieści. Gdy Norris skończył, Adam chwycił filiżankę i wypił wszystko jednym łykiem. Odłożył naczynie i wrócił do opowiadania. Minęło dwadzieścia pięć minut, odkąd tu wszedł.

– No, ale mniejsza z tym. Wróćmy do sedna. Jak wspominałem, to oświadczyłem się Marii i miałem dobrze rokującą się znajomość z teściami. Ślub był naprawdę piękny. Maria wyglądała na nim jak anioł. Jej suknię uszyto idealnie, długa falbanka zakrywała całe nogi, a włosy miała tak uczesane, że szło zakochać się od samego patrzenia. Ja z kolei wrzuciłem na siebie granatowy garnitur i pamiętam, że w tamtych dniach spędziłem najwięcej czasu u fryzjera w swoim życiu. – Zaśmiał się lekko pod nosem. – Po tych magicznych słowach „Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny

i Wszyscy Święci”, pocałowaliśmy się i dalej już potoczyło się bardzo dobrze. Zgromadzeni zaczęli klaskać, matka Marii płakać, a ciotki krzyczały, jakby właśnie wygrały milion dolarów w lotto. Klimat był niesamowity. Potem nastąpiło wesele, o którym wiele panu nie opowiem, bo szczerze mówiąc, mało pamiętam. Tak się spiłem. – Adam nerwowo zarechotał.

– Takie dni pamięta się do końca życia – zauważył Norris.

– Taa. Wszystko pięknie, wszystko miodzio. Po ślubie mieliśmy wymarzony miesiąc miodowy, w którym kochaliśmy się codziennie, czasami nawet po kilka razy na dobę. Obydwoje w wyśmienitych humorach, zbijaliśmy bąki na Malediwach, wspólnie oglądając wschody i zachody słońca. Poznaliśmy lokalnych mieszkańców, którzy zdawali się być tak mili i przyjaźni, jak nikt inny w Stanach. Po powrocie jednak Maria zaczęła miewać dziwne bóle brzucha i przez ponad dwa dni walczyła z mdłościami i skurczami, gdy w końcu wspólnie poszliśmy do ginekologa. To był pomysł jej matki i okazało się, że będę ojcem. Nieopisywalne uczucie. Marzyliśmy o dziecku od długiego czasu. Mieliśmy stałe posady w pracy, własne mieszkanie oraz dobre wynagrodzenia. W takich warunkach brakowało jeszcze tylko szkraba i może jakiegoś pieska.

– Zdecydowanie.

– Opiekowałem się nią, dbałem, aby zdrowo się odżywiała, żeby urodziła dziecko zdrowe. Wspierałem emocjonalnie, gdy miała huśtawki nastrojów, za co później szczerze mi podziękowała. Po dziewięciu miesiącach nadszedł ten dzień, w którym zaczęła rodzić. Walczyła przez ponad dziesięć godzin, gdy na świat przyszedł Thomas.

– Rozumiem – mruknął lekarz. Na zegarze minęło następne dziesięć minut.

– Tommy rósł na zdrowego chłopaka. Urodził się nam w marcu 2021 roku. Obecnie, gdyby nie ten… wypadek, miałby dziesięć miesięcy. – Adam zaszlochał. Do oczu napłynęło mu kilka słonych łez. Jego oczy lśniły w blasku świateł – brązowe, wielkie ślepia przepełnione ogromnym bólem.

– Co ma pan na myśli, mówiąc „wypadek”? – zagadnął Norris. Powiercił się trochę w fotelu, aż w końcu znalazł odpowiednią pozycję. Dłoń położył na brodzie z około dwutygodniowym zarostem i czekał na odpowiedź.

– Tommy’ego przejechała ciężarówka – powiedział Adam drżącym głosem. Słowa te przedostały się przez zaciśnięte gardło. Głowę spuścił do dołu i teraz mówił przerywanie, szlochając. – W czerwcu… jedliśmy wspólny obiad. Tommy siedział

w wózku. Byliśmy wtedy u rodziców Marii. Mieszkają oni nad dosyć ruchliwą drogą, pod którą zazwyczaj jeździ dużo ciężarówek. Nie wiem, jak to się stało… Teściowie nie mieli żadnego ogrodzenia i w pewnym momencie wózek z Tommym po prostu zjechał w dół, jakby ktoś go pchnął. A ja… ja zareagowałem za późno… Gdy odskoczyłem od stołu, Tommy nabierał już prędkości, sunąc w dół. Pamiętam krzyk Marii i jej matki. Pamiętam wołającego mnie jej ojca. Pamiętam praktycznie każdy szczegół; moje przerażenie, gdy

z nadzwyczajną prędkością zbiegałem z górki w pogoni za synem. Wszystko!

Adam przestał szlochać. Teraz mówił głosem człowieka zupełnie wyprutego

z emocji.

– Już prawie go miałem… Gdy nagle wózeczek dotarł do drogi i stało się to, czego nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi. Tommy wpadł pod ciężarówkę, wiozącą świńskie odchody. Ponoć kierowca nie dostrzegł zjeżdżającego w dół wózeczka, bo siedział na telefonie podczas jazdy. Rozumie to pan?! Ten skurwiel rozsmarował mi dziecko na jezdni, ponieważ zbyt bardzo zajęty był przeglądaniem Internetu!

Adam wybuchł płaczem. Papieros, który tlił się między jego palcami, całkowicie się wypalił. Szlochał, smarcząc, kaszląc i próbując wydukać jakiekolwiek słowo. Norris przysunął się do niego bliżej, poklepał po ramieniu i podał chusteczkę.

– Niech pan się wypłacze. Dobrze to panu zrobi.

Adam nie odpowiedział, tylko uspokoił się na tyle, by móc dokończyć to, co zaczął.

– Pogrzeb odbył się trzy dni później. Pochowaliśmy go na najbliższym cmentarzu od naszego mieszkania, po to, aby mieć Tommy’ego jak najbliżej siebie. Moja żona, Maria, nie zniosła śmierci syna za dobrze. Tak naprawdę to było z nią najgorzej. Zaraz po pogrzebie wróciła do mieszkania i nawet się nie przebrała. Jedynie położyła się na kanapie i leżała, wpatrzona w sufit. Nie płakała ani nic z tych rzeczy. Zdawała się być… nieobecna. Zupełnie jakby opuściły ją resztki jakichkolwiek uczuć.

Przerwał, starając się opanować drżący głos.

– Ja z kolei przeżyłem to bardzo źle. Co noc płakałem. Oczami wyobraźni widziałem te nieszczęsne sceny. Wmawiałem sobie, że gdybym tylko był szybszy… Gdybym tylko dopilnował, że kółka wózeczka były zabezpieczone… Gdybym tylko… Przez tydzień nie mogłem spać. W porównaniu do Marii, która wręcz odpływała z tego świata. Dzień po pogrzebie chciałem nawiązać z nią jakąś rozmowę, cokolwiek, lecz ta jedynie leżała jak wrak. Zaczęła brać jakieś tabletki, ale nie miałem o nich zielonego pojęcia. Z początku podejrzewałem, że to antydepresanty, czy coś takiego, ale po jej zachowaniu widziałem, że brała coś o wiele mocniejszego. Nie miałem pojęcia co mam robić. Zaznaczę też, że teściowie przeżywali to wszystko podobnie jak ja, więc nawet nie miałem do kogo zwrócić się o pomoc. W tamtej chwili przeklinałem w duchu tego cholernego kierowcę, który zabił moich rodziców. Pragnąłem, aby los potoczył się inaczej. Pragnąłem wtedy ich wsparcia, ale jedynie co mi pozostało to złudne nadzieje…

Dobiła godzina ósma wieczorem. Na zewnątrz zawiał wiatr, a opady śniegu jeszcze tylko się wzmogły. Do pokoju zaczął wlatywać mrożący chłód, przez co Norris zamknął okno. Wróciwszy na fotel, zapytał:

– Co było dalej?

Adam uniósł głowę wyżej. Już nie płakał, lecz ślady wyschniętych łez wciąż widniały na jego policzkach.

– Po dwóch tygodniach wróciłem do pracy. Maria wciąż się do mnie nie odzywała. Nie chciałem jej też zbytnio obciążać pytaniami, co może było błędem, ponieważ wiedziałem, że w środku cierpi tak samo jak ja. Pierwszego dnia w pracy każdy składał mi kondolencje i patrzył na mnie ze współczuciem, a ja powtarzałem zdanie: „Tak, tak, już mi lepiej, dziękuję”, jakby było ono jakąś mantrą. Nikt nie wiedział jednak, że kłamałem. Było ze mną fatalnie.

Któregoś dnia wróciłem do domu i ku mojemu zaskoczeniu nie zastałem Marii leżącej na kanapie. Od śmierci Tommy’ego codziennie tam przebywała, nie spała nawet

w sypialni. Zdziwiłem się, ponieważ to był pierwszy taki przypadek. Wołałem ją po imieniu, lecz niczym to nie skutkowało. Zacząłem się martwić. Najpierw zajrzałem do kuchni, potem do łazienki, aż w końcu do sypialni, w której dostrzegłem ludzką sylwetkę w łóżku. To była Maria. Leżała odwrócona plecami, przykryta kocem i spała.

A przynajmniej tak myślałem na początku.

– „Maria, kochanie” – powiedziałem do niej. Podszedłem bliżej i na szafce nocnej znalazłem puste opakowanie po tabletkach. Natychmiast zalał mnie cholerny strach. Rzuciłem się i zacząłem szarpać Marię, aby wybudzić ją ze snu, lecz gdy ją dotknąłem, poczułem, że ciało jest zimne jak kostki lodu. Uświadomiłem sobie, że leży tu martwa już od kilku godzin, taka samotna i bezbronna. Popełniła samobójstwo przeze mnie… Przez to, że nie zdążyłem złapać tego cholernego wózka!

Adam rozpłakał się ponownie.

– To straszne… – zaczął Norris. – Bardzo mi przykro, panie Harrison. Nie wyobrażam sobie pańskiego bólu.

– Dziękuję – mruknął Adam, a głowę zatopił w dłoniach. Szlochał, dopóki ponownie się nie uspokoił. – Niedługo kończę – powiedział.

– Niech się pan nie spieszy.

Na zewnątrz panował ponury mrok.

– Dwa dni później pochowali Marię. Nie było mnie na pogrzebie… Nie byłem

w stanie tam przyjść i oglądać jak czterech masywnych mężczyzn zsuwa ją do dwumetrowego dołu w trumnie, gdzie z czasem zaroi się od mnóstwa robali. Po prostu nie mogłem, więc zostałem w domu teściów. Elizabeth wraz z mężem byli załamani, lecz próbowali mnie wspierać, mimo bólu utraty córki. Nie wiedziałem, co robić. Jedynie leżałem i rozmyślałem o tym, dlaczego ja? Czemu to spotkało akurat mnie? Przecież było tak pięknie…

– Życie potrafi być bezlitosne – podsumował Norris.

– Prawda. I wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wszystko, co piękne, kończy się momentalnie, a ból i cierpienie zdają się wydłużać jak gumka recepturka, po to, aby wewnątrz rozedrzeć człowieka na strzępy. Ta myśl sprawiała, że czułem się coraz gorzej… i gorzej… i gorzej. Z czasem zacząłem wyobrażać sobie samobójstwo. Kwestię pozbycia się bólu w najłatwiejszy sposób. W taki, jaki zrobiła to Maria.

Dni mijały, a ja wciąż leżałem jak uschnięty brokuł, naćpany jakimiś prochami. Każdy dzień wyglądał tak samo: budziłem się, wstawałem po szklankę wody, której zawartości nawet nie wypijałem, i wracałem do łóżka. Moje mięśnie stały się wiotkie, a ja sam zrzuciłem około dziesięciu kilo. To wszystko trwało przez ponad tydzień, gdy na domiar złego zaczęły dziać się kolejne, chore rzeczy.

– Jakie?

Adam milczał. Spoglądał jedynie na Norrisa i zastanawiał się, czy ten w ogóle mu uwierzy. Czy nie uzna go za wariata. Jednak, czy miał coś jeszcze do stracenia?

– Często zdarzało się, że moja teściowa, Elizabeth krążyła w nocy po domu, zupełnie jakby nieświadoma tego, co robi. Gdy nie spałem, przychodziła do mnie

w ciemności i stała nad łóżkiem, jedynie spoglądając. Nic nie mówiła, nie dotykała mnie, nawet nie wiem, czy oddychała. Tylko stała i obserwowała. Za każdym razem chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem. Miałem wrażenie, jakby moje gardło ściśnięte było czymś niewidzialnym, zupełnie jakby utknęła tam piłka do tenisa. Z czasem odwiedziny Elizabeth stały się rutyną. Nie mogłem spać, uwięziony w łóżku jedynie wyczekiwałem… jej.

I zawsze stała w tym samym miejscu – dosłownie pół metra ode mnie. Nosiła zwisającą koszulę nocną w kratkę. Niemal cała ołysiała, przez co wyglądała tak przerażająco, jakby właśnie wyszła z horroru. Mówię poważnie. I na dodatek niemal zawsze oświetlało ją światło księżyca wpadające przez okno, dając widok na jej szczerzący się, drapieżny uśmiech.

– Boże… – mruknął Norris.

– To nie wszystko… Ona… ona jakby chciała coś ode mnie. Przynajmniej takie miałem wrażenie. Nie wiedziałem dokładnie czego, ale wiedziałem, że nie jest to nic dobrego. Być może chciała mnie zabić? Nie wiem. A może chciała się położyć obok mnie

i tak leżeć, wpatrując się w sufit? Nie mam pojęcia.

– Co z pańskim teściem?

Adam opadł całym ciężarem ciała na oparcie, a wzrok przykuł do okna.

– Pracował. Praktycznie codziennie wychodził na pole, a później gdzieś jechał

i wracał nad ranem. Nie jestem w stanie panu powiedzieć, co się z nim działo, ponieważ nie rozmawialiśmy ani razu od śmierci Marii. Może jeździł do kochanki, z którą przeżywał drugą młodość, chowając obrączkę do kieszeni?

– Czyli w większości zostawał pan sam z teściową, mam rację?

– Tak. Jakoś do dnia sprzed miesiąca, kiedy w końcu zebrałem się na to, aby wrócić do starego mieszkania. Muszę panu przyznać, że nie było to łatwe, ale jakoś się udało. Momentami jednak wciąż boję się zasnąć i siedzę przy biurku z zapalonym światłem. Podobno światło odstrasza zło, ale czy ona była złem, tego nie wiem. Dziś w końcu odważyłem się tu przyjść, bo chce postawić mur między przeszłością a teraźniejszością. Chcę żyć dalej…

– Rozumiem. Mam nadzieję, że dzięki dzisiejszej wizycie poczuł się pan odrobinę lepiej.

– Oczywiście… Ale chciałbym umówić się na kolejną. Na tę chwilę jestem bardzo zmęczony i potrzebuję odpoczynku. Myślę, że pan również. Tak więc, kiedy mógłbym wpaść ponownie?

Norris zerknął na laptop, w którym miał rozpisane terminy klientów i odparł:

– Za tydzień o tej samej godzinie. Pasuje panu?

– Jak najbardziej – odparł Adam i wstał. Stanął, idąc w stronę drzwi. Otwierając je, odwrócił się na pięcie i powiedział do Norrisa: – Dziękuję za dziś. Pomogło mi to. Widzimy się za tydzień. Do widzenia.

Doktor Norris uniósł dłoń i pozdrowił Adama. Ten wyszedł, mówiąc za sobą jeszcze jedno „do widzenia”, a następnie ubrał parkę wiszącą w rogu korytarza. Szyję owinął bawełnianym, grubym szalem, a na głowę zarzucił ciemną czapkę. Wyszedł, lecz do kolejnej wizyty nigdy nie doszło.

 Adam Harrison dzień później przepadł bez śladu jak kamień w wodę.

Koniec

Komentarze

Ronie Hill,

 

mam nieodparte wrażenie, że już czytałam to opowiadanie… I nie chodzi o inspirację innymi dziełami, ale o to, że wrzuciłeś “Co Pana dręczy?” (pokój 202 to zdecydowanie lepszy tytuł) kiedyś jako Natende. Pamiętam, bo je skomentowałam…

 

Czy nową wersję zmieniłeś? Po takim czasie trudno mieć 100% pewność, ale mam wrażenie, że dalej jest kilka błędów, które na pewno tam zaznaczyłam, czyli m.in. brak słownego zapisu liczebników czy niepotrzebne wprowadzanie nazw własnych (np. Toshiba), gdy te nie mają żadnego znaczenia dla fabuły. Dlatego zatrzymam się na samym wstępie, pozostałe błędy może wskażą inni. 

No cóż, Ronie, opisałeś dramatyczne przeżycia Adama, ale mimo tragicznych wypadków relacjonowanych przez bohatera, jego opowieść zdała mi się mało zajmująca i straszliwie przegadana. Nie dopatrzyłam się tu horroru – teściowa stojąca nocami przy łóżku zięcia i jego nagłe zniknięcie to dla mnie stanowczo za mało.

Patrzę na Twój wiek i dochodzę do wniosku, że chyba masz jeszcze za mało doświadczenia, aby zajmująco opisać tak trudne przypadki, zwłaszcza że brakuje Ci także umiejętności by wszystko przekazać w ciekawy sposób.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Su­ge­ru­ję, abyś – do­pó­ki nie na­bę­dziesz sto­sow­nych umie­jęt­no­ści – sta­rał się pisać szor­ty i krót­kie opo­wia­da­nia. Ła­twiej wtedy wska­zać błędy i nie­do­cią­gnię­cia. Na­ma­wiam Cię  też do czy­ta­nia i ko­men­to­wa­nia opo­wia­dań in­nych użyt­kow­ni­ków, bo w ten spo­sób też się uczysz, a po­nad­to au­to­rzy prze­czy­ta­nych tek­stów będą mieli dobry powód, aby zaj­rzeć do Two­ich opo­wia­dań.

 

Na ha­lo­ge­no­wym ze­ga­rze wy­bi­ła go­dzi­na 19.00.Na ha­lo­ge­no­wym ze­ga­rze wy­bi­ła go­dzi­na dziewiętnasta.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

kwa­dra­to­we okno na końcu ko­ry­ta­rza. Za oknem mocno sypał śnieg… → Czy to celowe powtórzenie?

 

zaj­mo­wał rząd pro­sto­kąt­nych lamp,

z któ­rych le­d­wie co druga świe­ci­ła. → Zbędny enter.

 

 Będąc sa­me­mu w takim miej­scu, łatwo idzie przy­snąć. → Kto i dokąd idzie przysnąć?

 

Dźwi­gnął się na równe nogi, czu­jąc rwa­nie w pra­wym ko­la­nie. → Skoro dźwignął się, to wstał z trudem, zwłaszcza czując ból w kolanie. Na równe nogi można się zerwać, czyli wstać szybko/ gwałtownie/ nagle.

Za SJP PWN: dźwignąć się 1. «wstać z trudem»

 

Jedno py­ta­nie za­czę­ło ko­ło­wać mu w gło­wie… → Chyba miało być: Jedno py­ta­nie za­czę­ło krążyć/ kołatać mu w gło­wie

 

w spra­nych dżin­sach i swe­trze

z na­pi­sem „Merry X–Mas”. → Zbędny enter.

 

Jego mina przy­bra­ła py­ta­ją­ce­go wy­ra­zu→ Jego mina przy­bra­ła py­ta­ją­cy wy­ra­z

 

fotel z dwoma mini po­du­szecz­ka­mi. → …fotel z dwoma minipo­du­szecz­ka­mi.

 

od­la­tu­ją mo­men­tal­nie, ni­czym stado pta­ków od­la­tu­ją­ce… → Brzydkie powtórzenie.

 

Pan Nor­ris spra­wiał wra­że­nie bar­dzo mi­łe­go i… po­moc­ne­go. → Na czym opiera się wrażenie, że może być bardzo pomocny?

 

Adam tro­chę po­wier­cił się na fo­te­lu, gdy prze­szedł do me­ri­tum:

Przy­cho­dzę tutaj… → Powtórzenie.

Adam tro­chę po­wier­cił się na fo­te­lu, nim rzekł:

Przyszedłem tutaj

 

 – Aby za­po­mnieć

o prze­szło­ści raz na za­wsze… → Zbędny enter.

 

Dok­tor Nor­ris spoj­rzał na niego czule i od­parł: → Lekarze patrzą na pacjentów bez okazywania czułości.

Proponuję: Dok­tor Nor­ris spoj­rzał na niego uważnie/ przyjaźnie i od­parł:

 

– Pewnie. Jeśli tylko nie będzie pan chciał tu spędzić całej nocy.Zaśmiał się, lecz dowcip ani trochę nie rozbawił Adama. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Gidaskalia małą literą.

– Pewnie. Jeśli tylko nie będzie pan chciał tu spędzić całej nocy  – zaśmiał się, lecz dowcip ani trochę nie rozbawił Adama.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Pokój, w któ­rym sie­dzie­li, nie szczy­cił się naj­więk­szy­mi roz­mia­ra­mi… → Pokój nie może niczym się szczycić.

Za SJP PWN: szczycić się «być dumnym z kogoś lub z czegoś»

Proponuję: Pokój, w któ­rym sie­dzie­li, nie był zbyt duży

 

taki sam mieli jego ro­dzi­ce swo­jej sy­pial­ni, którą na­zy­wa­li „Ro­dzi­ciel­ska ka­wiar­nio–sy­pial­nia”. → …taki sam mieli jego ro­dzi­ce w swo­jej sy­pial­ni, którą na­zy­wa­li „ro­dzi­ciel­ska ka­wiar­nio-sy­pial­nia.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Nor­ris roz­su­nął jedną z szu­flad biur­ka→ Nor­ris wysu­nął jedną z szu­flad biur­ka

 

wyjął czer­wo­ne opa­ko­wa­nie Marl­bo­ro. → …wyjął paczkę czerwonych marl­bo­ro.

Nazwy papierosów piszemy małą literą.

 

Wstał z fo­te­la, dając Ada­mo­wi widok na sze­ro­kie barki… → Jak można dać komuś widok na coś?

 

– A więc tak… – za­czął. Gęsty dym uno­sił się nad biur­kiem. Co rusz, Adam strą­cał po­piół do po­piel­nicz­ki, którą Nor­ris także po­sta­wił na biur­ku. – Za­cznij­my od tego, że od paru mie­się­cy je­stem wdow­cem, ale po kolei. → Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:

– A więc tak… – za­czął.

Gęsty dym uno­sił się nad biur­kiem. Co rusz, Adam strą­cał po­piół do po­piel­nicz­ki, którą Nor­ris także po­sta­wił na biur­ku.

– Za­cznij­my od tego, że od paru mie­się­cy je­stem wdow­cem, ale po kolei.

 

Pra­co­wa­łem w bran­ży z nie­ru­cho­mo­ścia­mi.Pra­co­wa­łem w bran­ży nie­ru­cho­mo­ści.

 

w dużej fir­mie, w któ­rej dą­ży­li­śmy do uzy­ska­nia kup­ców. → …w dużej fir­mie, w któ­rej chcieliśmy pozyskać klientów.

 

Nie ufa­łem wodom wprost z biu­rek. → Co to są wody wprost z biurek?

 

gdy na nią spoj­rza­łem, ura­czył mnie jej wy­gląd… → Czy on zjadł jej wygląd?

Pewnie miało być: …gdy na nią spoj­rza­łem, zachwycił/ zauroczył mnie jej wy­gląd

Za SJP PWN: uraczyć «poczęstować kogoś czymś ulubionym przez niego, przyjąć kogoś obfitym, smacznym jedzeniem»

 

By­li­śmy nie­roz­łącz­ni i do­ga­dy­wa­li­śmy się pra­wie

w każ­dym te­ma­cie. → Zbędny enter.

Winno być: By­li­śmy nie­roz­łącz­ni i do­ga­dy­wa­li­śmy się pra­wie na każ­dy te­ma­t.

 

i śmia­li­śmy do wie­czor­nych ko­me­dii. → Co to są wieczorne komedie?

 

Jesz­cze tego sa­me­go dnia, gdy już ochło­nę­ła

z emo­cji… → Zbędny enter.

 

Wy­pu­ścił en­tu­zja­stycz­nie dym… → Jak się objawia entuzjazm wypuszczania dymu?

 

wje­chał w nich swoim Nis­sa­nem… → …wje­chał w nich swoim nis­sa­nem

Nazwy samochodów piszemy małą literą.

 

Wie pan, jak to jest do­stać te­le­fon od po­li­cjan­ta, w któ­rym prze­ka­zu­je ci, że twoi ro­dzi­ce nie żyją? → Obawiam się, że wieści o śmierci bliskich policja nie przekazuje przez telefon, że robi to osobiście.

 

Łzy na­pły­nę­ły mi do oczu i od­wie­si­łem słu­chaw­kę. Na­tych­miast ucie­kłem z domu mo­je­go naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la Tada… → Skąd policja wiedziała, że zastanie Adama w domu przyjaciela i skąd znała numer Tada?

 

– … można szklan­kę wody? → Zbędna spacja po wielokropku.

 

Odło­żył na­czy­nie i wró­cił do opo­wia­da­nia. → Odstawił na­czy­nie i wró­cił do opo­wia­da­nia.

 

i mia­łem do­brze ro­ku­ją­cą się zna­jo­mość z te­ścia­mi. → …i mia­łem do­brze ro­ku­ją­ce kontakty z te­ścia­mi. Lub: …i mia­łem do­brze zapowiadające się kontakty z te­ścia­mi.

 

„Tak mi do­po­móż Panie Boże Wszech­mo­gą­cy w Trój­cy Je­dy­ny

i Wszy­scy Świę­ci”… → Zbędny enter.

 

wy­ma­rzo­ny mie­siąc mio­do­wy, w któ­rym ko­cha­li­śmy się co­dzien­nie… → …wy­ma­rzo­ny mie­siąc mio­do­wy, w czasie którego ko­cha­li­śmy się co­dzien­nie

 

 Mie­li­śmy stałe po­sa­dy w pracy… → Masło maślane – mieć posadę to mieć pracę.

Proponuję: Mie­li­śmy stałe/ dobre po­sa­dy… Lub: Mie­li­śmy stałą/ dobrą pracę

 

Do oczu na­pły­nę­ło mu kilka sło­nych łez. → Zbędne dopowiedzenie – wiadomo, że łzy są słone.

 

Dłoń po­ło­żył na bro­dzie z około dwu­ty­go­dnio­wym za­ro­stem i cze­kał na od­po­wiedź. → Czemu służy informacja o zaroście Norrisa?

 

Głowę spu­ścił do dołu… → Masło maślane – czy mógł spuścić głowę do góry?

 

Tommy sie­dział

w wózku. → Zbędny enter.

 

wózek z Tom­mym po pro­stu zje­chał w dół… → Masło maślane.

 

moje prze­ra­że­nie, gdy

z nad­zwy­czaj­ną pręd­ko­ścią… → Zbędny enter.

 

czło­wie­ka zu­peł­nie wy­pru­te­go

z emo­cji. → Jak wyżej.

 

po­nie­waż zbyt bar­dzo za­ję­ty był prze­glą­da­niem In­ter­ne­tu! → Albo: …po­nie­waż był bar­dzo za­ję­ty prze­glą­da­niem In­ter­ne­tu! Albo: …po­nie­waż był zbyt za­ję­ty prze­glą­da­niem In­ter­ne­tu!

 

Adam wy­buchł pła­czem.Adam wy­buchnął pła­czem.

 

Po­cho­wa­li­śmy go na naj­bliż­szym cmen­ta­rzu od na­sze­go miesz­ka­nia, po to, aby mieć Tommy’ego jak naj­bli­żej sie­bie. → Powtórzenie. Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Po­cho­wa­li­śmy go na cmen­ta­rzu niedaleko na­sze­go miesz­ka­nia, aby mieć Tommy’ego jak naj­bli­żej.

 

Gdy­bym tylko do­pil­no­wał, że kółka wó­zecz­ka były za­bez­pie­czo­ne… → Gdy­bym tylko do­pil­no­wał, żeby kółka wó­zecz­ka były za­bez­pie­czo­ne

 

W po­rów­na­niu do Marii, która wręcz od­pły­wa­ła z tego świa­ta.W odróżnieniu od Marii, która wręcz od­pły­wa­ła z tego świa­ta.

 

Do­bi­ła go­dzi­na ósma wie­czo­rem. –> Zbędne dopowiedzenie → od początku wiadomo, że rzecz dzieje się wieczorem.

 

nie spała nawet

w sy­pial­ni. → Zbędny enter.

 

Nie byłem

w sta­nie tam przyjść… → Jak wyżej.

 

jak czte­rech ma­syw­nych męż­czyzn zsuwa ją do dwu­me­tro­we­go dołu w trum­nie… → Czy dobrze rozumiem, że w trumnie był dwumetrowy dół?

 

przy­cho­dzi­ła do mnie

w ciem­no­ści i stała nad łóż­kiem… → Zbędny enter.

 

No­si­ła zwi­sa­ją­cą ko­szu­lę nocną w krat­kę. → Co to znaczy, że koszula zwisała?

 

Nie wie­dzia­łem do­kład­nie czego… → Nie wie­dzia­łem do­kład­nie co

 

A może chcia­ła się po­ło­żyć obok mnie

i tak leżeć… → Zbędny enter.

 

a wzrok przy­kuł do okna. → …a wzrok wlepił w okno.

 

a póź­niej gdzieś je­chał

i wra­cał nad ranem. → Zbędny enter.

 

kiedy w końcu ze­bra­łem się na to, aby wró­cić do sta­re­go miesz­ka­nia. → …kiedy w końcu ze­bra­łem się, aby wró­cić do sta­re­go miesz­ka­nia.

 

bo chce po­sta­wić mur… → Literówka.

 

Na tę chwi­lę je­stem bar­dzo zmę­czo­ny→ Teraz je­stem bar­dzo zmę­czo­ny

 

Nor­ris zer­k­nął na lap­top, w któ­rym miał roz­pi­sa­ne ter­mi­ny klien­tów→ Nor­ris zer­k­nął na lap­top, w któ­rym miał roz­pi­sa­ne ter­mi­ny wizyt pacjentów

 

a na­stęp­nie ubrał parkę wi­szą­cą w rogu ko­ry­ta­rza. → W co ubrał parkę?

Parkę można włożyć, przywdziać, ubrać się w nią, ale ani parki, ani żadnej innej odzieży nie można ubrać.

Winno być: …a na­stęp­nie włożył parkę wi­szą­cą w rogu ko­ry­ta­rza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka