- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Zimna Skóra

Zimna Skóra

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zimna Skóra

 

Zacząć wypadałoby od opisania naszego życia. Byliśmy małą społecznością, nielicznymi, którzy przeżyli Zimną Skórę. Prowadzeni przez Męczennika, skryliśmy się w runicznym okręgu pomiędzy drzewami. Nad nami niebo było czyste, poza okręgiem, ciemne, pochmurne i sprawiające wrażenie zmarszczonego. Wybuch katastrofy, plagi czy pandemii – nie byliśmy pewni, czym to tak naprawdę było. A zaczęło się od umierających losowo ludzi, tak jakby rozszarpywanych przez niewidzialną siłę. Pierw były to uduszenia, potem dekapitacje a następnie, kompletne rozczłonowania. Siła wdzierała się do człowieka od jego tyłu rozdzierając ciało aż do głowy. Wypadki zdarzały się coraz częściej, a ludzkość była bezbronna. Wielu uciekało do kościołów, błagać o ratunek. Inni szukali naukowego wyjaśnienia. Bezskutecznie. Nastała anihilacja ludzkości. Jednakże, jeden człowiek, choć nikt nie jest pewien czy człowiekiem jest, ubrany w szary płaszcz z kapturem, wyjął drewniany kostur i odepchnął od uciekających niewidzialną siłę. Był to Męczennik. I ci, którzy schowali się za jego plecami, przetrwali. Dlaczego? Jakim cudem? Nikogo to nie obchodziło. Przeprowadził nas przez zalane krwią metropolie, wioski i drogi. Obronił przed nacierającym zagrożeniem. Do zwykłego lasu, jednak w jego wnętrzu panowała atmosfera, jakiej żadnej z nas wcześniej nie doświadczył. Ukazując nam swój mały dom z drewna, powiedział, żeśmy bezpieczni. Zostawił nas odgradzając własny schron magiczną barierą. Wtedy nastało Zimno i Pustka. Postawieni własnemu losu, jedni próbowali przejść przez tarczę chroniącą dom Męczennika, jedni krzyczeli o wyjaśnienie, co robić? Przetrwała ludność podzieliła się, Zimnem stali się ci, którzy nie potrafili poradzić sobie z obecną wtedy sytuacją, siedzieli bezczynnie przed jedyną chatą w lesie błagając o pomoc. Pustką stali się natomiast ludzie, którzy postanowili coś zrobić. Wpierw powstał ogień, później, dzięki darom lasu powstały szałasy. Znaleźliśmy rzekę, woda była czysta. Jedzenie zaczęło wpadać do naszych rąk – dzięki ich ciężkiej pracy. W między czasie, Zimno zabrała Zimna Skóra. Zostali wyrzuceni poza krąg. Jednakże, nie rozerwano ich na strzępy. Powoli odeszli od naszego azylu w nieznane. I tak o to na nowo zaczęliśmy funkcjonować. Pewnego dnia, Męczennik wyszedł ze swojej chaty, spojrzał na wszystkich wokół i silnie uderzył kosturem o ziemie. Nie ze złości. Był zadowolony. Zebrał wszystkich wokół ognia, który z łatwością podpalił samym spojrzeniem. Przekazał nam, co wiedział o Zimnej Skórze.

Było to coś na wzór inwazji. Jednak Męczennik nie wiedział, czego ani dlaczego. Opowiedział o niewidzialnej sile będącej wprawdzie czymś w skraju metafizycznego istnienia. Jednak, co zdziwiło nas najbardziej była część o tym, jak owe istnienie zaistniało. Ewoluujący byt, poczęty przez skupisko emocji i uczuć. Dlatego zaczęło się od zwykłych uduszeń, zabijając, zdobywało doświadczenie życiowe ofiary. Następnie uczyło się rozmnażania, penetrując całego człowieka od dołu do góry, rodziło swoje potomstwo. A były to identyczne klony, zaczynające jak oryginał pragnąć rozwoju i wiedzy. Zimna Skóra oficjalnie zaczęła łączyć się z atmosferą, pogodą, ziemią aż nie mogła nauczyć się więcej, doprowadzając do globalnego zniszczenia. Tyle przynajmniej sam Męczennik wiedział. Powiedział nam również jak zapobiec zanieczyszczenia chroniącego nas kręgu. Nie mogliśmy się rozmnażać, kochać. Ponieważ byliśmy Pustką, a gdy nicość złączy się z nicością, trzeci element może wykorzystać okazje i wejść pomiędzy. Pustka była czymś w rodzaju teraźniejszego stanu. Przynajmniej tak zrozumieliśmy wyjaśnienia Męczennika na ten temat. Z niczego zbudowaliśmy własne społeczeństwo, chaty, działający system pozwalający nam żyć w obrębie kręgu i lasu. Aby zachować stan Pustki musieliśmy zachować ciągłość bez zmian. Nie mogliśmy zmienić drogi, wprowadzać własnych, nowych zasad. Dlatego, mimo że było nam ciężko, porzuciliśmy przyjemności cielesne. Zostaliśmy zamknięci w przeżyciu. Tu kończy się moja część.

Zaczyna się zaś moja. Potrzebowałem tych ludzi, potrzebowałem ich. A wszystko to dla niej. Parę dni przed pierwszym zabójstwem Zimnej Skóry, gdy stałem na polu pilnując zwierząt, na ziemi ujrzałem tak jakby powiększające się niebieskie światło. Spojrzałem w górę, a tam, ogromna lewitująca piramida, z dołu dmuchająca dymem, z boków świecąca niebieskimi laserami, światłami.

Zaczęła dymem tworzyć pod sobą okrąg, wysuwając jeszcze potężniejszą wiązkę promieni. Usłyszałem, jedynie krzyk – „Najeźdźca, Nieznajomy, Stworzyciel, Odkupiciel, Męczennik”.

Mój umysł udał się do mojej własnej fortecy, czując się jak po dawce odurzających narkotyków. Usłyszałem płacz, krople deszczu. Była samotna, porzucona. Poczuła smak straconej nadziei. Wszystko nie miało sensu. Byłem jedynie prostym, zwykłym człowiekiem. Ale jednocześnie, zacząłem czuć niezwykłe wiązki prądu w swoim mózgu. Ewolucja? Nie. Przypomniałem sobie, kim byłem za dawnego życia. Byłem pierwszym odrodzonym. Reinkarnacja zadziałała. Doszło do mnie, dlaczego się odrodziłem.

Zimna Skóra nie była niczym innym jak wirusem. Cybernetycznym. Moja rasa wyginęła od owego najeźdźcy. Byłem częścią pół świadomego, złączonego neuronowym łączem społeczeństwa. Mieliśmy piękne życia, ponieważ mogliśmy je dowolnie modyfikować. Mogłem żyć z moją najdroższą osobą, która przed złączeniem neuronami nie istniała. Była to fikcyjna postać. Jednak naprawdę ją kochałem. W sztucznym, zaprogramowanym świecie, mogłem być z nią.

Pojawienie się piramidy przypomniało mi również, jak w akcie desperacji zakodowałem moją ukochaną w Zimną Skórę. Wysłałem ją do mniej zaawansowanej technologicznie planety. To ja spowodowałem katastrofę na ziemi. W ostatnich chwilach życia w neurologicznym łączu, stworzyłem kopie samego siebie, zapis wydarzeń. Polegało to na przeniesieniu cząstki mojej świadomości mieszczącej się w moim prawdziwym świecie do nośnika danych. A była nią – myśl.

Gdy wylądowała na Ziemi, sama w sobie nie mogła zrobić nic. Jednakże, jeśli wyczułaby podobieństwo z myślą kogoś z mieszkańców planety, starałaby się nabierać kształtu. Do tego również zrzuciłem nadajnik, ostrzegający tego, który przejmie moją myśl.

Niewidzialna siła, która zaczęła zabijać była wspomnieniem o mojej ukochanej. Człowiek, który pomyślał o tym samym, co ja, przejął moje dane, obudzając mnie.

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Chciałem otrzymać ponownie materialne ciało, oraz stworzyć moją miłość na innej planecie, by żyć z nią w prawdziwym świecie. Niestety, Zimna Skóra była mało znanym mi wirusem, zaczęła ewoluować jak prawdziwe zwierzę, adaptować się do obecnego środowiska. Dlatego musiałem działać szybko, stworzyłem okrąg z kodem szyfrującym. Sprowadziłem żywe organizmy i pozbyłem się ich nieczystych myśli. Pozostali mogli cieszyć się życiem, a ja przestałem być dla nich nieznajomy.

Ci ludzie zagrali bardzo ważną część w moim planie. Ponieważ sam wirus nie może stać się organicznym bytem, potrzebowałem kodów genetycznych tych osób. W swojej chacie programowałem wydarzenie mające wydarzyć się po złączeniu się kodu ludzi wraz z kodem wirusa. Musiałem oczywiście przejąć kontrolę nad zachowaniem Zimnej Skóry, inaczej by zamordowała moje hodujące się geny.

Po paru latach, z moją pomocą ludzie wciąż żyli a ja byłem gotów stać się stworzycielem. Zwołałem wszystkich wokół ogniska, gdzie również był kod inicjujący. Opuściłem zaporę blokującą Zimną Skórę. Zadziały się piękne, niespodziewane rzeczy. Widziałem wspomnienia z mojego neuronowego życia. Tak bardzo chciałem ją zobaczyć. Ludzie zaczęli tarzać się z bólu, jednak ich życia nie były nagrożone. Krzyczeli, błagali w katordze. A ja z uśmiechem czekałem aż ich kody genetyczne złączą się z zapisem mojej ukochanej. Pojawiała się przed moimi oczami, zaczęło wiać, wszędzie błyskało a linie cyfr stawały się widoczne dla ludzkiego oka. Wokół mnie i coraz to bardziej widocznej sylwetki kobiety w błękitnym świetle, jak węże okrążające nas składnie i polecenia.

– Przestań – powiedziała swym pięknym głosem – Nie chcę tak.

Moja najwrażliwsza, delikatna nie chciała poświęcić żyć istot będących tak zacofanymi?

– Musi dać się inaczej – ponownie odezwała się, a ja zaczynałem wyczuwać kompresje niegotowego kodu – Proszę…

–  Nie! – Krzyknąłem – Nie potrzebujemy nikogo oprócz siebie!

– Jest jeszcze czas ukochany – coraz bardziej przybierała swój wygląd – stań się odkupicielem, dla mnie.

– Nie rozumiesz! – Padłem przed nią na kolana, – Jeśli ich uratuję, zapomnę, znowu… Nie wiem, kim będę, nie będę wiedział, czym jest Zimna Skóra, będziemy dalej żyć w okręgu szyfru!

– Dla mnie, uratujesz ich wszystkich. – Podeszła zmieszana w kodzie i masie organicznej 

– Wiesz, że tak należy, a ja, zawsze będę przy tobie, gdy zamkniesz oczy i zaśniesz…

– Dla niej, uratuje was wszystkich.

Nie był bogiem, był naszym Męczennikiem. Uratował nas od Zimnej Skóry i zagłady.

Jednakże przy ognisku, wydawał się coraz cichszy, zamknięty w sobie. Powiedział, że bezpiecznym jest już powiększanie naszej populacji. Tak jakby nagle coś w niego wstąpiło.

Parę lat później, gdy ponownie mogliśmy stać się rodzicami. Męczennik wyszedł z domu, uderzył kosturem o ziemię i powiedział.

– Można już wyjść – wydawało się, że szlochał – Możecie zacząć od nowa i… przepraszam.

 

Nie przypomniałem sobie niczego, przyśniłem sobie, co miało miejsce. Ci ludzie natomiast nie mogli znać prawdy, że chciałem ich wykorzystać. Nie posiadali tak silnej podświadomości, aby czuć i przeżywać sny. Nie mogłem spełnić swojego marzenia, nie mogłem ponownie wiedzieć jak to jest żyć z najdroższą mi osobą, móc widzieć jej uśmiech, słyszeć jej śmiech. Być może mi się należało? A może wiedziałem od samego początku że tak się stanie?

 

.

.

.

.

.

.

.

::z1nnu@;sIk0®@::…kopiazapisana

Koniec

Komentarze

Już po przeczytaniu pierwszych zdań wiedziałam, że łatwo nie będzie, a choć bardzo starałam się pojąć, co czytam, wielki chaos i bardzo złe wykonanie skutecznie uniemożliwiły mi docieczenie, co też Anonim miał nadzieję opowiedzieć. :(

Hmm, nie do końca zrozumiałem, co właściwie się stało w szorcie. Nie pomaga tutaj wykonanie, zwłaszcza długie akapity – przynaję, że w jednym z nich się zgubiłem. Cóż, bywa.

Czuć, że stoi za tym jakiś pomysł, Anonimie, niestety wykonanie jest całkowicie nieudane. Brak tu poprawności, a zdania są niepotrzebnie zagmatwane. Wydaje mi się, że chciałeś przekazać dużo treści już, teraz, natychmiast przez co skondensowałeś tekst i w efekcie nie przekazałeś niczego. Ani realnej opowieści, ani emocji, które pewnie miała ona wzbudzić.

Nowa Fantastyka