- Opowiadanie: SadButTrue - Na drugim brzegu

Na drugim brzegu

Będę bardzo wdzięczna za wszelakie wskazówki, miłe i te mniej miłe komentarze. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Na drugim brzegu

 

Niedzielny poranek obudził Weronikę wielkim hukiem zza okna. Dziewczyna myśląc, że to tylko sen, przewróciła się ociężale na drugi bok. Ogromny huk powtórzył się chwilę później i ostatecznie ściągnął dziewczynę z łóżka. Dwa głębokie skłony w przód i jeden do tyłu. Chwyt za głowę, za palec u nogi, ucho i delikatny pstryczek w nos. Wszystko działało jak w zegarku. Weronika była gotowa na śniadanie. Nogi prowadziły ją same w dół schodów, gdzie już unosił się słodkawo-kwaśny zapach. Rumiane chrupiące bułeczki oblane złotym sosem czekały z utęsknieniem na degustatora. Weronika zasiadła przy stole. Rzuciła podejrzliwe spojrzenia małym storczykom, wylegującym się na parapecie. Dziewczyna uwielbiała bawić się pąkami kwiatów. Nie potrafiła odzwyczaić się od tego, co sprawiało tyle bólu jej podopiecznym. Kwiaty płakały, zanosiły się łzami, ale siła przyzwyczajenia wygrywała każdego ranka. Po obfitym śniadaniu, przyszła pora na krótki spacer po ganku. Wielkie drewniane drzwi uchyliły się na prośbę dziewczyny. Weronika stanęła w przejściu. Gwałtownie chwyciła mosiężną klamkę:

 

– Pamiętaj, żeby się słuchać – wycedziła przez zęby – bo jeśli nie to marnie skończysz. – Drzwi cicho mruknęły i otworzyły się na oscież. – Co tu się wyprawia? Mówiłam żeby pracować, ale nie od szóstej rano! – krzyknęła z pretensją w głosie. Dwa olbrzymy złożyły pokłon na jej widok. Jeden z nich podrapał się niepewnie po uchu, po czym gwałtownie rzucił się na ziemię, składając ręce w błagalnym geście.

 

– No już dobrze. – Weronika z uśmiechem pogładziła wielkie ucho potwora. – Wiem, że nie znacie się na dębowym zegarze. – I spojrzała na ogromne tykające drzewo stojące przed jej mosiężnym zamkiem. – Najważniejsze żebyście skończyli robotę przed końcem miesiąca. – Olbrzymy pokiwały ciężko głowami w wyrazie zrozumienia. – No to już wszystko jasne. – Dziewczyna ruszyła pewnie przed siebie, w kierunku małego stawu. Zatrzymała się na jego brzegu i usiadła po turecku. Po chwili zaczęła coś nucić niezrozumiale. Jej głos przybierał na sile. Słowa cicho szeptane powoli nabierały sensu. Dziwaczne dźwięki zabrzmiały donośnie. – Mała Nostalgio wyjdź proszę. Wyjdź proszę. Wzeszło słońce, blask od środka rozdziera moje serce. Nostalgio wyjdź i nie chowaj się już nigdy więcej. – Słowa pięknie śpiewane niosły się daleko, daleko za staw. Weronika przez chwilę w skupieniu wpatrywała się w odbicie w wodzie, która ani drgnęła. Dziewczyna opuściła ze smutkiem głowę. Łzy leciały ciurkiem po jej bladych policzkach. Ręce drżały, a włosy same zaplotły się w piękny kasztanowy warkocz. Potwory przyglądały się z daleka swojej pani i z ciężkim sercem wzdychały. Niestety nikt nie mógł jej pomóc. Nikt też z podwładnych, nie rozumiał tak do końca dlaczego ich pani chodzi nad staw i wyśpiewuje te wszystkie pieśni. Oczywiście, wiadomym było, że podczas srogiej zimy Weronika zmieniła się prawie nie do poznania, ale czego to była zasługa? Tego nie wiedział nikt. No może oprócz świadków całego zdarzenia, starych drzew i rodziny królików. Ale niestety drzewa miały to do siebie, że nie były wylewne, a po rodzinie królików nie został nawet ślad, jakby zapadły się pod ziemię.

 

Po dłuższej chwili spędzonej nad stawem Weronika podniosła się i ruszyła na powrót do zamku. Ledwo zdążyła wejść na ganek, a u jego progu pojawił się nieznajomy ktoś. Mężczyzna trzymał kurczowo w dłoni list, a na widok dziewczyny ukłonił się wpół i przemówił:

 

– Witaj Weroniko. – Mężczyzna zbliżył się o kilka kroków. – To dla ciebie. Przeczytaj jak najszybciej. – I wręczył zaskoczonej Weronice wymięty list po czym rozpłynął się we mgle.

 

– Dziwne – pomyślała głośno. – Już dawno nie było u mnie posłańca. – Dziewczyna energicznym ruchem dłoni otworzyła list, a z niego wyfrunął barwny motyl. Jego zapisane drobnym drukiem skrzydła mieniły się tysiącem kolorów. Motyl tańczył przed twarzą Weroniki, a ta w skupieniu czytała jego treść, która prezentowała się następująco…

 

– Weronika, gdzie jesteś? Niech mnie kule biją, gdzie ta dziewucha mogła się podziać? Weronika! – głos starszej kobiety rozbrzmiewał w najdalszych zakamarkach gospody. Dziewczyna usłyszawszy swoje imię gwałtownie podniosła się z kupy siana rozrzuconej na strychu. Jej ręce w panice zaczęły bezwiednie unosić się i opadać. Weronika szukała najlepszego miejsca dla ukrycia zapisanych drobnym drukiem kartek. Serce dziewczyny biło jak oszalałe wręcz dudniło unosząc skronie i wykrzywiając twarz w grymasie paniki. Nie wystarczyło ukryć zapisków tam, gdzie ostatnio bowiem każda kryjówka częściej niż raz wypróbowana w ostateczności stawała się pułapką. Do oczu Weroniki napłynęły łzy. Myśli kotłowały się w głowie. Nie było miejsca, w którym dziewczyna mogłaby bezpiecznie ukryć swój zeszyt.

 

– Weronika jesteś tam? – kobieta głośno zapytała wychylając głowę ponad drewniane schody, prowadzące prosto na strych. – Znowu coś kombinujesz, hmm? No pokaż się! – krzyknęła ze złością.

 

Weronika trzęsąc się wyszła na spotkanie staruszce. Dłonie splotła za sobą, a głowę spuściła, delikatnie zasłaniając włosami zapłakane oczy.

 

– No, gdzie to masz? – zapytała z zaciekawieniem kobieta.

 

– Gdzie mam, co? 

 

– No co… co się głupio pytasz? Te twoje bazgroły, a co innego tu robiłaś, hmmm?

 

– Spałam – padła szybka odpowiedź z ust dziewczyny.

 

– Zamiast obierać ziemniaki? Spałaś? To ja ci pokażę jak sobie teraz będziesz słodko spać. – Rozzłoszczona staruszka gwałtownie złapała za dłoń Weroniki i energicznie popchnęła ją wprost w kierunku stromych schodów. – Złaź – powiedziała przez zęby. – Tylko uważaj żebyś nie spadła – dodała śmiejąc się szyderczo. – Robota na ciebie czeka kochanienka.

 

Dziewczyna zeszła powoli po skrzypiących schodach. W ciszy usiadła na drewnianym krześle. Jej wielkie, błękitne oczy mieniły się w blasku świec. Delikatne dłonie beznamiętnie chwyciły za ziemniaki i nóż leżący nieopodal.

– No w końcu, jakieś normalne zajęcie, bo co innego mogłabyś robić. Hmmm? A tam na górze, lepiej się przyznaj, znowu bazgroliłaś w tym głupim zeszyciku! – kobieta huknęła i w dłoń chwyciła długi patyk, który po chwili energicznie rzuciła w kąt. – Ja go sobie później poszukam. Oj tak… od teraz to będzie mój zeszycik – groziła staruszka, po czym wyszła z kuchni złorzecząc pod nosem.

 

Dziewczyna z nadzieją nerwowo spojrzała za okno w miejsce gdzie odruchowo wyrzuciła swój skarb. Gdzieś tam, w krzakach leżała najcenniejsza rzecz jaką posiadała i bardzo, z całego serca, modliła się aby nikt ani nic nie zdołało jej zniszczyć.

 

***

 

Weronika drzemała w ciszy na krześle. Gdy staruszka wyruszyła na poszukiwania drogocennego zeszytu, dziewczyna niespodziewanie zmrużyła zmęczone oczy, zapominając tym samym o obiedzie. Obudził ją głośny krzyk kobiety:

 

– Ty głupia dziewczyno! Popatrz co narobiłaś! – Staruszka złapała w obie ręce długi kijek, który jakby w spokoju wyczekiwał tylko chwili złości swojej pani. Na wielkim piecu stał jeszcze większy gar z gotującym się wywarem. W kuchni unosił się nieprzyjemny zapach spalenizny, zaparowały szyby, a po drzwiach spływała skroplona para. Ręce dziewczyny trzęsły się, a twarz pobladła. Weronika straciła równowagę, a jej drobne ciało opadło delikatnie na podłogę. Kobieta podbiegła do dziewczyny, nie zastanawiając się za wiele chwyciła w dłoń dzban z wodą i całą jego zawartość wylała wprost na twarz omdlałej dziewczyny. Niestety to nic nie pomogło. – Wredna dziewucho, co wyprawiasz? – zapytała i nie czekając na odpowiedź w panice wybiegła z gospody.

 

– Pomocy! Lekarza! Pomocy! – krzyczała w niebogłosy. Łzy płynęły ciurkiem po jej wyrzeźbionej złością twarzy. Po chwili ktoś złapał koniuszek jej czarnej sukienki. Kobieta poczuła jedynie delikatne szarpnięcie. Spojrzała w dół i nie wierzyła własnym oczom. Korzenie drzewa wybiły się wysoko ponad wyżyny. Staruszka utknęła między zwisającymi pędami. Z wnętrza drzewa wydobył się cichy szept, a oczom kobiety ukazała się tajemnicza postać. – Kim jesteś? Czego chcesz? – zapytała dygocząc ze strachu.

 

Postać uśmiechnęła się poczciwie. Powoli wynurzyła się cała z cienia jaki rzuciło drzewo. Przed zdumioną twarzą kobiety stała teraz drobna dziewczyna owinięta w szare prześcieradła. Uśmiechnięta twarz nieznajomej do złudzenia przypominała Weronikę. Kobieta z niedowierzaniem złapała się za głowę. – Weronika, to ty? – niepewnie wycedziła przez zęby.

 

Dziewczyna ukłoniła się przed staruszką, spojrzała w jej oczy i odpowiedziała ze spokojem: – Na ciebie już czas stara kobieto. – Jeden ruch dłoni tajemniczej istoty rozkazał drzewom podnieść wysoko kobietę i bezpiecznie posadzić ją na czubku zielonej korony. Kobieta oniemiała ze zdumienia. Drzewa z największą gracją podawały ją sobie, ostrożnie sadzając staruszkę w gęstwinie liści. W ostateczności kobieta zniknęła z pola widzenia dziewczyny, a ta podziękowała swoim pomocnikom szybkim skinięciem głowy i ruszyła wprost przed siebie w kierunku gospody starej kobiety.

 

Postać sunęła powoli i w ciszy, prawie bezszelestnie. W dłoni kurczowo trzymała zeszyt. Drzwi gospody uchyliły się same, skrzypiąc nieznośnie. Twarz nieznajomej dziewczyny rozpromieniła się na widok kuchni i leżącej na zimnej posadzce nieprzytomnej Weroniki. Dziewczyna odłożyła z gracją zeszyt, pochyliła się nad ciałem Weroniki i zaczęła cichutko śpiewać: Mała Nostalgio wyjdź proszę. Wyjdź proszę. Wzeszło słońce, blask od środka rozdziera moje serce. Nostalgio wyjdź i nie chowaj się już nigdy więcej. Na te słowa Weronika nagle ocknęła się ze zdziwieniem spojrzała wprost w oczy nieznajomej dziewczyny. Jej serce dudniło głośno. Usta drżały, a źrenice nienaturalnie powiększyły się, wciąż niedowierzając temu co udało im się zobaczyć.

 

– Jak to możliwe? – wycedziła niepewnie Weronika. – Przecież ty nie istniejesz. Jesteś tylko fikcją. Moją wyobraźnią. – szepnęła cicho z trwogą w głosie.

 

– Już czas. Już pora – ze spokojem odparła tajemnicza postać.

 

– Na co? Co się dzieje? – wykrzyczała jednym tchem Weronika i gorączkowo zabrała się do poszukiwania notatnika. Tajemnicza dziewczyna z gracją pochyliła się nad jej twarzą.

 

– Weroniko już pora – wyszeptała, a z jej włosów zaczęły spadać wielkie krople wody. Weronika na powrót bezwładnie opadła na ziemię.

 

Dziewczyna ocknęła się następnego dnia. Nad jej łóżkiem sterczała drobna znajoma postać.

 

– Przepraszam cię moje dziecko. Przepraszam za wszystko. To był zły pomysł, zostawiać ciebie tutaj na tej wiosce. Gdzie są twoje rzeczy? Piękne sukienki? Pewnie ci wszystko zabrała. Och! Zawsze była wredna. Nigdy więcej dziecko, obiecuję. Lekarz powiedział, że temperatura już spadła, miałaś gorączkę, byłaś rozpalona jak węgiel. Ach… dobrze, że zjawiłam się w samą porę. Leżałaś taka biedna na posadzce. Nie wiem gdzie jest staruszka, chyba zapadła się pod ziemię. Odpoczywaj, nic nie mów, a ten zeszyt schowam do szuflady. – Kobieta drobną dłonią pogłaskała czoło Weroniki i delikatnie wydobyła notatnik z jej mocnego uścisku. Z zainteresowaniem zajrzała do środka – A co to? Znam ten staw, to tutaj niedaleko. – Kobieta zamyśliła się na chwilę. – Ale nie chodź tam kochanie, to złe miejsce – powiedziała głośno i stanowczo. – Zeszyt pełen był szkiców pobliskiego lasu. Weronika gwałtownie uniosła głowę i z ogromnym zdziwieniem spojrzała na twarz kobiety aby po chwili zasnąć mocnym, głębokim snem.

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Niedzielny poranek obudził Weronikę wielkim hukiem zza okna.

Wielkim hukiem, dobiegającym zza okna?

 

Dziewczyna początkowo myśląc, że to tylko sen, przewróciła się ociężale na drugi bok.

Usunąłbym słowo “początkowo” i przesunąłbym przecinki → Dziewczyna, myśląc że to tylko sen, przewróciła się ociężale na drugi bok.

 

Nogi same ją prowadziły w dół schodów, gdzie już unosił się słodkawo-kwaśny zapach. Rumiane chrupiące bułeczki oblane złotym sosem czekały z utęsknieniem na ich degustatora.

Zmieniłbym szyk → Nogi prowadziły ją same w dół schodów…

Przekreślone do usunięcia.

 

– Pamiętaj, żeby się słuchać – wycedziła przez zęby – bo jeśli nie(+,) to marnie skończysz. – Drzwi cicho mruknęły i otworzyly się na oscież. – Co tu się wyprawia? Mówiłam żeby pracować, ale nie od 6 rano!

Brakujący przecinek. Liczebniki zapisujemy słownie → ale nie od szóstej rano!

 

– No(+,) już dobrze. – Weronika z uśmiechem pogładziła wielkie ucho potwora. – Wiem, że nie znacie się na dębowym zegarze. – I spojrzała na ogromne tykające drzewo(+,) stojące przed jej mosiężnym zamkiem. – Najważniejsze żebyście skończyli robotę przed końcem miesiąca.

Olbrzymy pokiwały ciężko głowami w geście zrozumienia.

– No to już wszystko jasne.

Dziewczyna ruszyła pewnie przed siebie, wprost w kierunku małego stawu…

 

Przecinki, przekreślone usunąłbym. I do tego sformatowałbym tekst tak jak powyżej, żeby zwarty blok tekstu rozbić w bardziej przystępną formę.

 

Słowa cicho szeptane powoli nabierały sensu. Dziwaczne dźwięki rozbrzmiewały wszem i wobec.

W pierwszym zdaniu zmieniłbym szyk. Drugie jest dziwaczne, ze względu na to “wszem i wobec”, które jest bardzo potoczne i nie pasuje tutaj, a juz na pewno nie klei się z resztą narracji, jaką dotychczas zaprezentowałaś.

 

Po dłuższej chwili spędzonej nad stawem Weronika podniosła się w końcu i otrzepawszy się ruszyła na powrót do zamku. Ledwo zdążyła wejść na ganek, a u jego progu pojawił się nieznajomy ktoś. Mężczyzna trzymał kurczowo w dłoni list, a na widok dziewczyny ukłonił się w pół i przemówił:

Za dużo tego “się”.

 

 Motyl tańczył przed twarzą Weroniki, a ta w skupieniu czytała jego treść, która prezentowała się następująco….

Tutaj na końcu masz dużo kropek, a powinien być dwukropek.

 

Dobra, masz później jeszcze sporo brakujących przecinków, w kilku miejscach dziwny szyk zdań. Nadużywasz słów “delikatnie”, “gwałtowanie” i “powoli”. Czyli robisz te wszystkie błędy, które robiłem ja i wielu innych, którzy przybyli tutaj, na NF, żeby uczyć się pisać. Ale nie jest wcale najgorzej, bo historia jakoś się toczy a błędy aż tak nie rażą. Sposób narracji przypomina trochę bajkę, trochę YA, nie do końca mój klimat, bo miejscami bywa pretensjonalnie. Ale mam niestety większy zarzut, niż te wypisane powyżej – ta historyjka jest o nie wiadomo czym. Jakiejś dziewczynie, która mieszka u staruszki, jest traktowana w zły sposób, pisuje jakieś swoje rzeczy albo bazgroli, a potem mdleje. Staruszka zostaje porwana przez drzewa, którym rozkazuje sobowtór Weroniki, który później budzi główną bohaterkę, gada coś i powoduje, że dziewczyna znów omdlewa. A potem się budzi w łóżku, z kimś przy boku, kimś kto ją zostawił u staruszki, może to matka? No i znów zapada w sen bohaterka. Ja nie wiem kim są te postacie, co chciałas opowiedzieć, przekazać. Niby widzę pojedyncze motywy, ale nie potrafię złożyć ich w jedną całość.

Niemniej jednak, pisz dalej, bo językowo jest co poprawiać, ale nie ma tragedii, to są rzeczy do przepracowania. Mam nadzieję, że Twoje kolejne teksty będą ciekawsze i bardziej absorbujące :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Bardzo Ci dziękuję za ten wyczerpujący komentarz, tego było mi trzeba:) Wiem, że dużo przede mną pracy, a pisaniem zajmuję się od niedawna i jest to powolny proces. Postaram się poprawić to co tego wymaga, niestety przecinki to moja zmora, jak się okazuje szyk zdania również. Historia miała mieć swoja kontynuację, ale obecnie skupiam się na czymś co trochę mniej przypomina bajkę. To powyższe opowiadanie traktuję jako formę ćwiczeń i jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za merytoryczny komentarz.

 

Pozdrawiam serdecznie:)

Ciekawe. Można to zrozumieć dość dosłownie – że “napisała nową siebie” i ta druga Weronika ożyła w krytycznej chwili.

Można też odebrać w bardziej symboliczny sposób, jako integrację świadomego i nieświadomego ja, które tworzy nową jakość. Ewentualnie akceptację jakichś wypieranych pragnień. To już takie psychologiczne mumbo-jumbo, ale psychoanalityk pewnie tak by to odebrał ;) Szczególnie gdyby mu to opowiedzieć jako sen :P

Tak czy owak, wydźwięk jest raczej budujący.

Staruchę można by odebrać jako wewnętrzny głos krytyki, który deprecjonuje zdolności twórcze bohaterki opowiadania (rodzic krytykujący). Zostaje ona zastąpiona przez rodzica opiekuńczego – matkę. 

Oczywiście nie dosłownie. To raczej metaprogramy żyjące tylko w podświadomości Weroniki.

Teraz Weronika będzie pisać…

… o ile nie przyjdą trolle z widłami i pochodniami :D

Dziękuję za komentarz, psychologiczne mumbo-jumbo jak najbardziej, cieszę się, że jednak jest to widoczne i czytelne, mimo wszystko..trolle cudowne stworzenia, ale raczej im nie po drodze:) Weronika wylądowała u psychologa na kozetce, tego samego, który sugerował że czarne jest czarne itd. i jak to przeżyć?

Pozdrawiam serdecznie:)

Mam wrażenie, SadButTrue, że zbyt wiele tej historii zostało w Twojej głowie, skutkiem czego jest ona mało czytelna i trudno się domyślić, co miałaś nadzieję opowiedzieć. Na drugim brzegu sprawia wrażenie szkicu, w którym choć coś się dzieje, to niewiele z tego wynika.

Wykonanie, co stwierdzam z prawdziwą przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mam jednak nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

cze­ka­ły z utę­sk­nie­niem na ich de­gu­sta­to­ra. → Zbędny zaimek.

 

We­ro­ni­ka za­sia­dła ce­re­mo­nial­nie przy stole. → Na czym polega ceremonialność zasiadania?

 

Dziew­czy­na uwiel­bia­ła bawić się głów­ka­mi kwia­tów. → Gdzie kwiaty storczyków mają główki?

 

Gwał­tow­nie chwy­ci­ła za mo­sięż­ną klam­kę:Gwał­tow­nie chwy­ci­ła mo­sięż­ną klam­kę.

 

Drzwi cicho mruk­nę­ły i otwo­rzy­ly się na oscież. → Literówki.

 

ukło­ni­ły się na jej widok. Jeden z nich po­dra­pał się nie­pew­nie po uchu, po czym gwał­tow­nie rzu­cił się na zie­mię… → Lekka siękoza.

 

Ol­brzy­my po­ki­wa­ły cięż­ko gło­wa­mi w ge­ście zro­zu­mie­nia. Ol­brzy­my po­ki­wa­ły niezdarnie gło­wa­mi w wyrazie zro­zu­mie­nia.

Gesty wykonuje się rękami/ dłońmi, nie głową.

 

We­ro­ni­ka przez chwi­lę w sku­pie­niu wpa­try­wa­ła się w od­bi­cie wody… → W czym odbijała się woda?

A może miało być: We­ro­ni­ka przez chwi­lę w sku­pie­niu wpa­try­wa­ła się w od­bi­cie w wodzie

 

ukło­nił się w pół i prze­mó­wił: → …ukło­nił się wpół i prze­mó­wił:

 

– To dla Cie­bie.– To dla cie­bie.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

otwo­rzy­ła list, a z niego wy­sko­czył barw­ny motyl. → Motyle chyba nie skaczą.

Proponuję: …otwo­rzy­ła list, a z niego wyfrunął barw­ny motyl.

 

wy­gi­na­jąc twarz w gry­ma­sie pa­ni­ki. → Raczej: …wykrzywiając twarz w gry­ma­sie pa­ni­ki.

 

czę­ściej niz raz wy­pró­bo­wa­na… → Literówka.

 

wy­szła na spo­tka­nie sta­rusz­cze. → Literówka.

 

– Gdzie mam co? – od­po­wie­dzia­ła prze­ra­żo­na dziew­czy­na. → – Gdzie mam, co? – zapytała prze­ra­żo­na dziew­czy­na.

 

De­li­kat­ne dło­nie bez­na­mięt­nie chwy­ci­ły za ziem­nia­ki i nóż le­żą­cy nie­opo­dal. – No w końcu, jakieś normalne zajęcie, bo co innego mogłabyś robić. Hmmm? A tam na górze, lepiej się przyznaj, znowu bazgroiłaś w tym głupim zeszyciku! → Kwestię dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:

De­li­kat­ne dło­nie bez­na­mięt­nie chwy­ci­ły ziem­nia­ki i nóż le­żą­cy nie­opo­dal.

– No w końcu, jakieś normalne zajęcie, bo co innego mogłabyś robić. Hmmm? A tam na górze, lepiej się przyznaj, znowu bazgroliłaś w tym głupim zeszyciku!

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Oj tak…od teraz to bę­dzie mój ze­szy­cik… → Brak spacji po wielokropku.

 

gdzie od­ru­cho­wo wy­rzu­ci­ła swój do­by­tek. → A może: …gdzie od­ru­cho­wo wy­rzu­ci­ła swój skarb.

 

wy­cze­ki­wał tylko chwi­li zło­ści swo­jej Pani. → …wy­cze­ki­wał tylko chwi­li zło­ści swo­jej pani.

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

a po drzwiach spły­wa­ła skon­den­so­wa­na para. → …a po drzwiach spły­wa­ła skroplona para.

 

a jej drob­ne ciało opa­dło z hu­kiem na pod­ło­gę. → Skoro ciało było drobne, to czy na pewno opadło z hukiem?

 

– Wred­na dzie­wu­cho, co wy­pra­wiasz?– za­py­ta­ła… → Brak spacji po pytajniku.

 

nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź w pa­ni­ce wy­bie­gła z go­spo­dy: → Czemu tu służy dwukropek?

 

– Po­mo­cy! Le­ka­rza! Po­mo­cy! – krzy­cza­ła w nie­bo­gło­sy.– Po­mo­cy! Le­ka­rza! Po­mo­cy! – krzy­cza­ła wnie­bo­gło­sy.

 

Po chwi­li ktoś zła­pał za ko­niu­szek jej czar­nej su­kien­ki.Po chwi­li ktoś zła­pał ko­niu­szek jej czar­nej su­kien­ki.

 

Ko­rze­nie drze­wa wy­bi­ły się wy­so­ko ponad ho­ry­zont. → Czy korzenie na pewno wybiły ponad horyzont?

Za SJP PWN: horyzont 1. «linia, wzdłuż której niebo wydaje się stykać z powierzchnią ziemi»

 

Po­stać su­nę­ła sie po­wo­li i w ciszy… → Po­stać su­nę­ła po­wo­li i w ciszy

 

W dłoni trzy­ma­ła kurcz­li­wie ze­szyt.W dłoni kurczowo trzy­ma­ła ze­szyt.

 

już nigdy wię­cej. ' Na te słowa… → Co tutaj robi apostrof?

 

go­rącz­ko­wo za­bra­ła się za po­szu­ki­wa­nia no­tat­ni­ka. → …go­rącz­ko­wo za­bra­ła się do po­szu­ki­wa­nia no­tat­ni­ka.

 

Ta­jem­ni­cza dziew­czy­na z gra­cją po­chy­li­ła się nad jej twa­rzą: → Czemu tu służy dwukropek?

 

Gdzie są Twoje rze­czy?Gdzie są twoje rze­czy?

 

Ach…do­brze, że zja­wi­łam się w samą porę. → Brak spacji po wielokropku.

 

z ogrom­nym zdzi­wi­niem spoj­rza­ła na twarz… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję za ‘sekcję’ tego opowiadania i poświęcony czas, czyli jest bardzo źle, cóż pozostaje mi się pogodzić z tym faktem, poprawić błędy i w końcu nauczyć się pisać:)

Nie, SadButTrue, nie jest bardzo źle, powiedziałabym raczej, że nie jest dobrze. Ale jeśli sama czujesz, że masz pewne braki, musisz pracować nad poprawieniem umiejętności. Mam wrażenie, że pomocny może okazać się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17. A ponieważ jesteś nową użytkowniczką, przyda Ci się także Portal dla żółtodziobów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie jest bardzo źle, ale też nie jest dobrze hmm w sumie jest to jakieś pocieszenie, dziękuję za podesłanie stron, na pewno skorzystam gdyż dużo pracy przede mną:)

 

Pozdrawiam

Sugeruję, abyś na razie pisała niedługie opowiadanka – łatwiej robić łapankę i więcej osób je przeczyta.

Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ok, tak też zrobię, a przynajmniej będę próbować, dziękuję

No, jest tu jakiś pomysł, ale obawiam się, że za dużo zostało w Twojej głowie i mam problemy ze zrozumieniem całości. Nie wiem, kim jest “opiekunka” Weroniki, ani też kim jest kobieta, która pojawia się pod koniec. Dlaczego Weronika znalazła się w tym miejscu? Trochę to przypomina bajkę, dziewczyna ląduje u złej krewnej, a potem jakaś dobra krewna ją oswobadza, ale trochę kontekstu brakuje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pogubiłem się, ale jestem tylko misiem

Zgadzam się, jest to niezrozumiałe (zwłaszcza dla misia, ale dziękuję, że sie tutaj pojawiłeś) i rozumiem Wasze trudności, teraz mam czarne na białym jak bardzo pogmatwany jest ten tekst. Pozdrawiam:)

Opowiadanie zawikłane i takie trochę za bardzo wydumane.

Huk zrzuca z łóżka;)

Ale masz poprawny zapis dialogów i nie obrażasz się, więc przed Tobą pewnie wyzwania i rozwój.

 

Powodzenia

 

A

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję za komentarz, obrażać się nie obrażam, co nie oznacza, że nie daje mi to do myślenia, pozostawia niesmak, rozczarowanie i dół psychiczny…trochę żartuję sobie:) ale własnie po to tutaj zawitałam, żeby dostać jakiegos kopa, bądź dwa (zniosę nawet trzy) i bardzo za nie dziękuję, nawet jesli boli.. Pozdrawiam

Nowa Fantastyka