- Opowiadanie: Golodh - Tajemnica Kerr-152

Tajemnica Kerr-152

Opo­wia­da­nie sta­no­wi czwar­te z serii wy­zwań hard SF (patrz tu: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/26975), a zo­sta­ło no­mi­no­wa­ne przez kra­ra­85 (po­le­cam rów­nież jego tekst: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/27198).

W tek­ście sta­ra­łem się tro­chę czer­pać z po­przed­nich tek­stów, a także paru kla­sycz­nych tek­stów SF, ale znaj­du­je się tam też spory in­dy­wi­du­al­ny rys (a przy­naj­mniej mam taką na­dzie­ję). Bę­dzie tam więc jakaś wizja przy­szło­ści, będą ko­smi­ci, czar­ne dziu­ry i dużo fi­zy­ki, którą pew­nie tylko ja w ca­ło­ści zro­zu­miem. No i jeden (nie wię­cej!) ła­będź.

Jest to rów­nież mój pierw­szy tekst tej skali (~50k zna­ków, to o 20k wię­cej niż dru­gi-naj­dłuż­szy-w-ży­ciu!), więc no... Zo­ba­czy­my jak wy­szło.

Ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia na­le­żą się moim nie­oce­nio­nym be­tu­ją­cym: Ba­se­ment­Key­owi, Sa­rze­Win­ter i Shan­ti*, któ­rzy prze­czoł­ga­li mnie kilka razy przez cały tekst i de facto skło­ni­li do wy­mia­ny spo­rej więk­szo­ści. Oczy­wi­ście wszyst­ko to po­mo­gło i dzię­ki nim usu­ną­łem dużo cha­osu, zmie­ni­łem tekst na o wiele czy­tliw­szy i po­pra­wi­łem parę istot­nych, glo­bal­nych wad tek­stu. A przy oka­zji dużo mnie na­uczy­li :D W pew­nym sen­sie uwa­żam więc, że jest to też ich tekst (mam na­dzie­ję, że się za to stwier­dze­nie nie ob­ra­żą :P)

Nie prze­dłu­ża­jąc, za­pra­szam do czy­ta­nia i mam na­dzie­ję, że lek­tu­ra spra­wi przy­naj­mniej tak dużą przy­jem­ność, jak ja mo­men­ta­mi cier­pia­łem przy pi­sa­niu :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tajemnica Kerr-152

„Wolą miesz­kań­ców Sol, Cen­tau­ra, Pro­cjo­na i dwu­na­stu in­nych ukła­dów pod­ję­li­śmy de­cy­zję o wy­sła­niu pan­cer­ni­ków Gwiezd­nych Sił Zbroj­nych do ukła­du Ke­pler-1649 i cał­ko­wi­tej eks­ter­mi­na­cji Shǔ. Ze­strze­le­nie sondy Co­lum­bus-14 oraz po­zo­sta­łe dzia­ła­nia owej cy­wi­li­za­cji zo­sta­ły uzna­ne za akt wro­go­ści wobec ga­tun­ku ludz­kie­go i po­trak­to­wa­ne jako wy­po­wie­dze­nie wojny. Dal­sza ko­eg­zy­sten­cja zo­sta­ła wy­klu­czo­na. Po za­koń­cze­niu dzia­łań mi­li­tar­nych w sek­to­rze Ła­bę­dzia pod­ję­ta zo­sta­nie ak­tyw­na akcja ko­lo­ni­za­cyj­na”.

 

Oświad­cze­nie koń­co­we Kon­gre­su Mię­dzy­ga­lak­tycz­ne­go (wstęp),

2781 rok czasu ustan­da­ry­zo­wa­ne­go

 

„Dzia­ła­nia na­szych ojców na­le­ży uznać za ko­smo­bój­stwo i ka­te­go­rycz­nie po­tę­pić. Nie bójmy się gło­śno na­zy­wać ich Za­gła­dą”.

 

– Gijas al-Rah­ma, “Ma­ni­fest”

3061 rok czasu ustan­da­ry­zo­wa­ne­go

 

Sta­cja ener­ge­tycz­na „Vul­kan-500c”,

Układ Kerr-152, 260 lat świetl­nych od Sol,

3094 rok czasu ustan­da­ry­zo­wa­ne­go

 

Leon wpiął kabel do Neu­ra­lin­ku. Znaj­du­ją­cy się na nim pro­gram po­bu­dzał wy­bra­ne neu­ro­ny, w kon­se­kwen­cji two­rząc wra­że­nie spo­ży­wa­nia al­ko­ho­lu. Już po chwi­li po­czuł w ustach smak do­bre­go, czer­wo­ne­go wina z plan­ta­cji wokół Bel­la­trix. Cza­sem, po kil­ku­na­stu la­tach pracy na sta­cji, po pro­stu po­trze­bo­wał się upić.

Drzwi otwo­rzy­ły się z ci­chym sze­le­stem. Obej­rzał się – do mesy wszedł Diego.

– Jak to ro­bisz, co? – mruk­nął Leon.

– O co cho­dzi?

– Za­cho­wu­jesz się… nor­mal­nie. Po tylu la­tach na tej pier­do­lo­nej sta­cji.

Diego usiadł obok i wyj­rzał przez okno na czar­ną dziu­rę, bę­dą­cą cen­trum wy­do­by­cia sta­cji „Vul­kan”. Na ich oczach mi­liar­dy ton krą­żą­cej w dysku akre­cyj­nym ma­te­rii było zgnia­ta­nych i za­mie­nia­nych w go­rą­cą pla­zmę.

– Wie­rzę, że mamy jesz­cze jakąś misję do wy­ko­na­nia.

– Misję mie­li­śmy, gdy wy­ru­sza­li­śmy z Ziemi tępić Szkod­ni­ki! Do­le­cia­łem już do Fa­wa­ris, pa­mię­tasz? Tam skie­ro­wa­li mnie na to… – Leon z całej siły ude­rzył w pod­ło­gę. – Na to gówno! Od­cię­ci od świa­ta, dzie­siąt­ki lat świetl­nych od cy­wi­li­za­cji. Zmar­no­wa­li mi życie!

– Prze­sa­dzasz. Ważne, że byłeś na misji. Pa­mię­tam jak za dzie­cia­ka pusz­cza­li o was filmy; wszy­scy w woj­sko­wych mun­du­rach i z tymi ka­ra­bi­na­mi…

– Ra­il­gu­na­mi?

– A z dru­giej stro­ny ich wred­ne mordy i pod­ziem­ne obozy za­gła­dy. By­li­ście obroń­ca­mi ludz­ko­ści.

– „My albo oni. Prze­trwa­my za wszel­ką cenę”. Chi-Sen, pa­mię­tasz? – Uśmiech­nął się. – I roz­dup­czy­li­śmy ich jak miło.

– Tak. – Diego kiw­nął kilka razy głową. – Nie martw się, bę­dzie le­piej. Pa­mię­taj, że po­ju­trze…

– Tak, tak, bę­dzie nowy, mó­wisz mi to setny raz. – Prych­nął. – Ale to jakiś ja­jo­gło­wy. Wiesz, jacy są.

– Daj spo­kój. – Diego klep­nął przy­ja­cie­la po ple­cach parę razy i pod­niósł się z tru­dem. Przez lata po­by­tu na sta­cji do­ro­bił się spo­re­go brzu­cha. – Bę­dzie do­brze. Uwierz mi.

Leon uniósł brew i uśmiech­nął się.

– Przy­go­tu­ję coś spe­cjal­ne­go na ko­la­cję – po­wie­dział Diego. – Nie chcesz mi pomóc?

– Po­sie­dzę tu jesz­cze chwi­lę. – Po­ka­zał na wpię­ty do głowy kabel.

– Nie prze­sadź, co nie?

***

Trans­por­ter zwol­nił lot, zbli­ża­jąc się do stre­fy lą­do­wa­nia. Mar­kus na­mięt­nie wpa­try­wał się w czar­ną dziu­rę Kerr-152, ota­cza­ją­cy ją go­rą­cy dysk akre­cyj­ny i wy­strze­li­wa­ne pro­sto­pa­dle stru­mie­nie pla­zmy.

Spraw­dził wir­tu­al­ne bi­blio­te­ki w Neu­ra­lin­ku. To wła­śnie ta stru­ga była jed­nym ze źró­deł ener­gii, którą wy­do­by­wa­ła ko­pal­nia „Vul­kan-500c”. Jeden z kan­cia­stych mo­du­łów zo­stał usta­wio­ny na dro­dze ogni­stej wiąz­ki, którą w dużej czę­ści ab­sor­bo­wał.

Sta­tek spo­koj­nie osiadł na plat­for­mie. Mar­kus prze­szedł przez ko­mo­rę re­kom­pre­syj­ną i wszedł na sta­cję. Każdy krok sta­wiał ostroż­nie, wciąż nie­przy­zwy­cza­jo­ny do no­we­go eg­zosz­kie­le­tu. Jego mię­śnie i kości, zde­ge­ne­ro­wa­ne przez długi pobyt w ko­smo­sie, za bar­dzo cier­pia­ły od nad­mier­nej gra­wi­ta­cji, aby mógł po­ru­szać się bez wspo­ma­ga­nia.

Zna­lazł się w do­brze oświe­tlo­nym ko­ry­ta­rzu. Szyb­ko zle­cia­ły się nie­wiel­kie drony i za­czę­ły krą­żyć wokół. Minął kilka wą­skich wnęk, sta­no­wią­cych drzwi do po­miesz­czeń użyt­ko­wych.

Skrzy­wił się. Na końcu cze­ka­ło dwóch męż­czyzn w woj­sko­wych mun­du­rach. Jeden z nich, ły­sa­wy z kil­ku­dnio­wym za­ro­stem, ob­wie­szo­ny był licz­ny­mi me­da­la­mi z cza­sów Za­gła­dy. Drugi, ten o si­wych wło­sach, oliw­ko­wej skó­rze i z wy­raź­ną nad­wa­gą, pod­szedł do Mar­ku­sa i wy­cią­gnął rękę.

– Hej. Diego Perez, je­stem ka­pi­ta­nem tego stat­ku. – Na­stęp­nie wska­zał swo­je­go to­wa­rzy­sza. – A to po­rucz­nik Leon Kłycz­ko.

– Mar­kus Ate.

Uści­snę­li dło­nie.

– Miło nam cię po­wi­tać na na­szej misji wokół Kerr-152 – wy­re­cy­to­wał po­rucz­nik, kwa­śno się przy tym uśmie­cha­jąc.

– Tu mamy mesę. – Ka­pi­tan wska­zał za sie­bie. – A tam ka­ju­ty. Chodź, po­ka­żę ci twoją.

Prze­szli ko­ry­ta­rzem i mi­nę­li kilka ko­lej­nych drzwi. Perez wska­zał na jedne z nich.

– To tu. Spo­koj­nie się roz­pa­kuj i przyjdź na ko­la­cję do mesy. O obo­wiąz­kach po­roz­ma­wia­my jutro.

Mar­kus wszedł do cia­sne­go po­miesz­cze­nia, któ­re­go więk­szą część zaj­mo­wa­ło łóżko. Po­chy­lił się nad nim, do­tknął i po­ło­żył się. Było to dla niego coś no­we­go – na po­zba­wio­nej gra­wi­ta­cji sta­cji Irij spali, uno­sząc się w po­wie­trzu.

Drony za­czę­ły po­wo­li zno­sić jego bagaż, na który miał przy­go­to­wa­ne kilka głę­bo­kich sza­fek. Mar­kus wyjął z torby ele­ganc­ką białą ko­szu­lę i gar­ni­tur. Od­świe­żył się my­dłem w sztyf­cie, prze­brał i udał na spo­tka­nie.

***

– Zwy­kle nasze po­sił­ki są dużo prost­sze – po­wie­dział ka­pi­tan Perez, uno­sząc kie­lich czer­wo­ne­go wina. Lekko już po­czer­wie­niał na twa­rzy. – Ho­dow­le na sta­cji pro­du­ku­ją głów­nie zboża, ale mamy za­pa­sy na szcze­gól­ne oka­zje.

Wy­strój mesy był pro­sty i użyt­ko­wy, jakby wy­ję­ty z po­przed­nie­go wieku. Na środ­ku stał drew­nia­ny stół kon­fe­ren­cyj­ny i licz­ne fo­te­le re­lak­su­ją­ce, a na ścia­nach, po­zba­wio­nych ja­kich­kol­wiek in­nych zdo­bień, wi­sia­ły ta­bli­ce in­te­rak­tyw­ne. Wy­dzie­lo­na była także część ku­chen­na.

– Dla­cze­go macie tak małą za­ło­gę? – spy­tał Mar­kus.

– Sta­cja jest cał­ko­wi­cie zauto­ma­ty­zo­wa­na. My tylko dbamy o jej spraw­ne dzia­ła­nie i oka­zjo­nal­nie pi­sze­my ra­por­ty. Dwie osoby wy­star­cza­ją. – Ka­pi­tan od­kro­ił i zjadł ka­wa­łek ba­ra­ni­ny. W po­wie­trzu cały czas krą­ży­ły drony, zno­sząc na stół ko­lej­ne po­tra­wy. – Spo­koj­nie znaj­dzie­my czas, żeby pomóc ci w ba­da­niach.

Mar­kus uśmiech­nął się, pró­bu­jąc ukryć we­wnętrz­ny żal. Jego pobyt na sta­cji, o czym teraz prze­ko­nał się nawet do­bit­niej, był ra­czej ze­sła­niem niż na­gro­dą. Mło­dzi, szcze­gól­nie ci z Uni­wer­sy­te­tu al-Rah­my, nie mieli czego szu­kać w Si­łach Zbroj­nych.

– Spa­da­łeś kie­dyś na czar­ną dziu­rę? – spytał ka­pi­tan.

– Prze­cież nie da się prze­żyć ta­kie­go lotu.

– Na żywo nie. Ale mie­li­śmy sy­mu­la­tor w ISA. Cu­dow­na spra­wa. Niebo zmie­nia się nad tobą. – Przy­mknął oczy. – Gwiaz­dy stają się słab­sze, ale gę­ściej upa­ko­wa­ne. Świe­cą innym świa­tłem, jakby bar­dziej… błę­kit­nym. Wszyst­ko przy­spie­sza. Sondy kon­ser­wu­ją­ce, wy­la­tu­ją­ce na prze­gląd, po­ru­sza­ją się nie­na­tu­ral­nie szyb­ko. Gra­wi­ta­cja ro­śnie, czu­jesz to w ko­ściach, przy­ci­ska cię do pod­ło­gi. Z cza­sem nogi stają się nie­na­tu­ral­nie cięż­sze niż głowa. – Wes­tchnął. – Dzi­wię się, że nie po­wstał jesz­cze taki park roz­ryw­ki.

– Rze­czy­wi­ście, dziw­ne.

– Pew­nie za­uwa­ży­łeś, że ko­rzy­sta­my tu z na­tu­ral­nej gra­wi­ta­cji czar­nej dziu­ry. Spe­cjal­nie do­bra­li­śmy wy­so­kość, żeby czuć się jak na Ziemi – za­ga­dy­wał dalej Diego po­mię­dzy ko­lej­ny­mi kę­sa­mi wy­kwint­nych po­traw. Jadł szyb­ko i za­chłan­nie.

– Widzę.

Ka­pi­tan uśmiech­nął się i kiw­nął głową, aż za­trzę­sły się jego tłu­ste po­licz­ki. Otwo­rzył usta, żeby coś jesz­cze po­wie­dzieć, ale w tym mo­men­cie do mesy wszedł po­rucz­nik Kłycz­ko. Był wciąż ubra­ny w woj­sko­wy gar­ni­tur; me­da­le na pier­si po­brzę­ki­wa­ły z każ­dym kro­kiem.

– Jak na­ukow­czy­na? – Leon do­siadł się do stołu i spoj­rzał na Mar­ku­sa. – Skąd przy­le­cia­łeś?

– Ze sta­cji Irij przy Omi­cron Ce­phei.

– Je­steś z tych mło­dych, nie?

Z twa­rzy po­rucz­ni­ka nie scho­dził dziw­nie iry­tu­ją­cy uśmiech. Każde wy­gię­cie jego po­pę­ka­nych, oko­lo­nych dwu­dnio­wych za­ro­stem ust bu­dzi­ło w Mar­ku­sie obrzy­dze­nie.

– Uro­dzi­łem się pięć lat przed Za­gła­dą.

– Za­gła­da? – Za­re­cho­tał. – Tak się teraz mówi?

– Leon! – obruszył się ka­pi­tan. – Uspo­kój się!

– A co? Mam się bać ja­kie­goś ja­jo­gło­we­go?! – Z po­wro­tem zwró­cił się do Atego i mru­gnął. – Wiesz, że wy­le­cia­łem z Ziemi „Pi­zar­rem”? Tym, który potem na­pier­da­lał Szkod­ni­ki…

– Shǔ!

Mar­kus po­de­rwał się z krze­sła.

– Na­zy­waj ich jak chcesz, na­ukow­czy­no. – Mie­rzy­li się przez chwi­lę wzro­kiem. – Wiesz, że mam w ka­ju­cie tro­chę broni, którą ich roz­pier­do­li­li? Ra­il­gu­ny, gra­na­ty EMP… Chcesz zo­ba­czyć, hmm? – Kłycz­ko pod­niósł ta­lerz. – Cze­kam u sie­bie, chło­pacz­ku. Czo­łem, Diego.

Za­sa­lu­to­wał, uśmiech­nął się szy­der­czo i wy­szedł z mesy. Mar­kus tylko od­pro­wa­dził go wzro­kiem. Usiadł z po­wro­tem i roz­luź­nił dłoń.

– Cza­sem taki jest – po­wie­dział ka­pi­tan Perez. Wy­glą­dał na zmar­twio­ne­go. – Mam na­dzie­ję, że jakoś się do­ga­da­cie.

– Nie sądzę – wark­nął. Gwał­tow­nie wstał i spoj­rzał w kie­run­ku wyj­ścia. – Też już pójdę.

***

Na­stęp­ne­go dnia ka­pi­tan Perez miał na­uczyć Mar­ku­sa ob­słu­gi sta­cji. Usie­dli przy stole kon­fe­ren­cyj­nym, na który drony przy­nio­sły śnia­da­nie: od­po­wied­nio prze­ro­bio­ny kok­tajl z ho­do­wa­ne­go na sta­cji ryżu, lnu, gro­chu i ta­pio­ki. Je­dze­nie było zu­peł­nie bez smaku, o ile – tak jak ka­pi­tan Perez – nie ko­rzy­sta­ło się przy tym z pro­gra­mo­wa­nia, od­dzia­łu­ją­ce­go na kubki sma­ko­we.

– Jak się do­stać do pa­ne­lu ste­ro­wa­nia? – spy­tał Mar­kus.

– Przez Neu­ra­link. – Diego odło­żył na wpół opróż­nio­ną miskę, się­gnął do nie­wiel­kie­go otwo­ru w stole i wy­cią­gnął kilka cie­niut­kich kabli. – Umiesz z nich ko­rzy­stać, tak?

– W ko­lo­niach Omi­cro­nu mamy now­sze i łą­czy­my się bez­prze­wo­do­wo. Ale przed wy­lo­tem za­in­sta­lo­wa­łem kon­wer­ter.

Wziął od ka­pi­ta­na jedno z wejść i wpiął do gniaz­da w gło­wie. Przed ocza­mi na­tych­miast wy­świe­tli­ły mu się naj­waż­niej­sze in­for­ma­cje o „Vul­ka­nie”: lo­ka­li­za­cja wszyst­kich mo­du­łów, stan za­si­la­nia, stan za­pa­sów, wy­ni­ki ab­sor­be­ra dże­to­we­go, spraw­ność emi­te­ra…

– Czy­ta­łem o tym – po­wie­dział, za­trzy­mu­jąc się przy son­dach cią­że­nio­wych Zéi-340. – Wy­ko­rzy­stu­je­cie asy­stę gra­wi­ta­cyj­ną, żeby za­bie­rać ener­gię ro­ta­cyj­ną czar­nej dziu­ry.

– To nasze naj­lep­sze źró­dło za­si­la­nia – zgo­dził się ka­pi­tan. – Zresz­tą to cie­ka­we. Kerr-152 to ro­tu­ją­ca czar­na dziu­ra. Wiesz, że jej oso­bli­wość ma kształt pier­ście­nia, a nie punk­tu?

– Tak… – Mar­kus wes­tchnął nie­chęt­nie, znu­dzo­ny cie­ka­wost­ka­mi ka­pi­ta­na.

– A że w środ­ku pier­ście­nia może mie­ścić się tunel cza­so­prze­strzen­ny? Znam takie opra­co­wa­nie…

– Le­piej daj sobie spo­kój – prze­rwał ostro Mar­kus. – Żaden po­waż­ny fizyk w to nie uwie­rzy, to dzi­kie obrze­ża nauki. Jeśli chcesz po­czy­tać coś wia­ry­god­ne­go, spójrz na ar­ty­ku­ły mo­je­go tu­to­ra, Gi­ja­sa al-Rah­my.

– Wy­ślesz mi?

– Tak. – Wy­si­lił się nawet na uśmiech, choć nieco uda­wa­ny. – Prze­ślę.

Ka­pi­tan wpiął się Neu­ra­lin­kiem do sys­te­mu sta­cji i na­wią­zał po­łą­cze­nie z Mar­ku­sem. Na­pi­sa­li kilka po­le­ceń i prze­sła­li dane.

– Mo­żesz też ste­ro­wać dro­na­mi – po­wie­dział ka­pi­tan. – Zaraz dam ci od­po­wied­nie po­zwo­le­nia.

– Do­brze. Mogę zo­stać sam? Chciał­bym po­znać wię­cej szcze­gó­łów tech­nicz­nych „Vul­ka­nu” i prze­te­sto­wać kilka moż­li­wo­ści.

– Nie ma pro­ble­mu! Siądę sobie obok. – Wska­zał fotel. – Nie będę prze­szka­dzał, nie?

Mar­kus nie od­po­wie­dział. Za­zgrzy­tał tylko zę­ba­mi, pró­bu­jąc sku­pić się na pracy.

***

 Mar­kus po­trze­bo­wał od­po­cząć od resz­ty za­ło­gi. Za­mknął się w swo­jej ka­ju­cie; nie zdej­mu­jąc eg­zosz­kie­le­tu pod­łą­czył go do ła­do­wa­nia i uło­żył się wy­god­nie w łóżku. Włą­czył edy­to­r tek­stu w Neu­ra­lin­ku i za­czął ukła­dać list.

 

Sza­now­ny Panie Pro­fe­so­rze,

 

pierw­sze ty­go­dnie mo­je­go po­by­tu na Kerr-152 to pie­kło. Ka­pi­ta­nem jest zwy­kły wieprz, pro­stak o nie­po­ha­mo­wa­nym ape­ty­cie, który na siłę pró­bu­je się ze mną za­przy­jaź­nić. Z pew­no­ścią ma ilo­raz in­te­li­gen­cji niż­szy niż śred­nia po­pu­la­cji. Drugi z za­ło­gan­tów, po­rucz­nik Leon Kłycz­ko, to cham z Sił Zbroj­nych, wciąż wie­rzą­cy w słusz­ność Za­gła­dy. Drę­czy mnie opo­wie­ścia­mi z woj­ska, w tym o znę­ca­niu się nad Shǔ, i po­wta­rza pro­pa­gan­dę o pod­ziem­nych obo­zach śmier­ci i taj­nych pro­jek­tach broni nu­kle­ar­nej, które Shǔ mieli ponoć re­ali­zo­wać pod po­wierzch­nią swo­jej pla­ne­ty.

Mimo tych nie­do­god­no­ści, moje ba­da­nia po­su­wa­ją się do przo­du. Na­uczy­łem się już ob­słu­gi sta­cji „Vul­kan-500c” i widzę moż­li­wo­ści uspraw­nie­nia ma­ga­zy­no­wa­nia ener­gii, dzię­ki wy­ko­rzy­sta­niu kre­acji par. Wy­sła­łem też pierw­szą z sond ba­daw­czych w po­bli­że ho­ry­zon­tu zda­rzeń i mam na­dzie­ję ze­brać dzię­ki niej wiele in­te­re­su­ją­cych da­nych. Wszyst­ko po­sta­ram się Panu jak naj­szyb­ciej za­ra­por­to­wać.

Jedną z nie­licz­nych zalet po­by­tu tutaj jest duża ilość ener­gii, którą udo­stęp­nia­ją mi z ze­bra­nych za­pa­sów. Mam już plany wy­ko­rzy­stać jej czę­ści na krót­kie po­dró­że z pręd­ko­ścia­mi re­la­ty­wi­stycz­ny­mi, aby skró­cić su­biek­tyw­ny czas po­by­tu na tej sta­cji.

Mam na­dzie­ję, że dzia­ła­nia Pana Pro­fe­so­ra i wszyst­kich śro­do­wisk uni­wer­sy­tec­kich będą sku­tecz­ne, do­pro­wa­dza­jąc do szyb­kie­go roz­li­cze­nia od­po­wie­dzial­nych za Za­gła­dę i oczysz­cze­nia ad­mi­ra­li­cji Gwiezd­nych Sił Zbroj­nych. Liczę rów­nież, że jak naj­szyb­ciej uda się zor­ga­ni­zo­wać prze­nie­sie­nie z po­wro­tem na sta­cję Irij.

 

Z wy­ra­za­mi sza­cun­ku,

Mar­kus Ate

 

Zle­cił po­kła­do­we­mu kom­pu­te­ro­wi ko­rek­tę, a na­stęp­nie wgrał list do mo­du­łu ko­mu­ni­ka­cyj­ne­go i wy­słał wia­do­mość w kie­run­ku bazy w Omi­cron Ce­phei. Li­czył się z tym, że nie do­sta­nie od­po­wie­dzi – dzie­li­ło ich prze­cież trzy­dzie­ści lat świetl­nych. Ale samo wy­la­nie żalów po­pra­wi­ło mu sa­mo­po­czu­cie.

***

Leon wszedł do mesy, szcze­rząc się od ucha do ucha. Prze­lot­nie spoj­rzał na pod­łą­czo­ne­go Neu­ra­lin­kiem ka­pi­ta­na Pe­re­za i za­trzy­mał wzrok na Mar­ku­sie. Się­gnął za pa­zu­chę i wy­cią­gnął ta­blet sta­rej ge­ne­ra­cji z fo­to­gra­fią za­mknię­te­go w klat­ce du­że­go ró­żo­we­go szczu­ra.

– Zgra­łem spe­cjal­nie dla cie­bie – po­chwa­lił się. – Za­bra­li­śmy Szkod­ni­ka z zoo w Fa­wa­ris.

Mar­kus pod­niósł wzrok i zmru­żył oczy.

– Wzię­li­śmy go pro­sto na sta­tek. – Po­rucz­nik Kłycz­ko po­ka­zy­wał ko­lej­ne zdję­cia, na­tu­ral­nie opi­su­ją­ce hi­sto­rię. – Za­mknę­li­śmy w piw­ni­cy, bo tam się zwy­kle lęgną szkod­ni­ki, nie? A potem…

Na ta­ble­cie po­ja­wi­ł się ob­ra­z za­ło­gi, gro­ma­dzą­cej się wokół po­za­ziem­skie­go szczu­ra. Nie­któ­rzy mun­du­ro­wi trzy­ma­li w ręku broń, głów­nie ku­chen­ne noże i pod­ręcz­ne pi­sto­le­ty. Po ciele ko­smi­ty spły­wa­ła pół­prze­zro­czy­sta maź o po­ma­rań­czo­wym za­bar­wie­niu, a miej­sca­mi jego skóra przyj­mo­wa­ła czar­ną barwę – szcze­gól­nie wokół wy­pa­lo­nych pla­zmą dziur.

– Ej! – jęk­nął Diego.

– Ty skur­wie­lu! – nie wy­trzy­mał Mar­kus i ze­rwał się z fo­te­la, gotów zabić Leona na miej­scu.

Po­rucz­nik spoj­rzał na niego z roz­ba­wie­niem i po­ka­zał ko­lej­ne zdję­cie; tym razem swoje, na któ­rym trzy­ma jedno z od­nó­ży Szkod­ni­ka, ob­to­czo­ne w tej samej po­ma­rań­czo­wej mazi. Mar­kus, któ­re­go oczy za­szły już mgłą, do­padł po­rucz­ni­ka i wy­pro­wa­dził lewy sier­po­wy, wy­bi­ja­jąc mu kilka zębów. Po­pły­nę­ła krew. Na­stęp­nie zła­pał go za przed­ra­mię, ści­snął i wy­krę­cił rękę. Wzmoc­nio­ny siłą eg­zosz­kie­le­tu o mało nie zła­mał w ten spo­sób kości. Leon w porę uderzył go ta­ble­tem i wy­śli­zgnął się.

– Słu­chaj­cie, jest spra­wa. – Głos ka­pi­ta­na Pe­re­za się za­ła­my­wał. – Od­bie­ra­my sy­gnał z czar­nej dziu­ry.

– Coś na dysku akre­cyj­nym? – spy­tał Mar­kus mi­mo­cho­dem. Uło­żył ręce w gardę, szy­ku­jąc się do bi­ja­ty­ki z po­rucz­ni­kiem Kłycz­ko.

– Nie. Li­te­ral­nie zza ho­ry­zon­tu zda­rzeń. Na wszyst­kich czę­sto­tli­wo­ściach.

Mar­kus i Leon mo­men­tal­nie ob­ró­ci­li się i spoj­rze­li na ka­pi­ta­na. Pierw­szy z nich otwo­rzył sze­ro­ko usta.

– Bar­dzo zróż­ni­co­wa­ny, zmien­ny w cza­sie – kon­ty­nu­ował ka­pi­tan. – Na dwóch róż­nych na­tę­że­niach, jakby… kod bi­nar­ny?

– Ale… Co?! – Mar­kus mo­men­tal­nie za­po­mniał o Le­onie. Za­lo­go­wał się do pa­ne­lu kon­tro­l­ne­go i oso­bi­ście za­czął prze­glą­dać ra­port. – Re­je­stru­jesz to?

– Wszyst­ko.

***

Mar­kus i Leon zgo­dzi­li się na chwi­lo­we za­wie­sze­nie broni, a ten drugi odbył do­dat­ko­wą wi­zy­tę w ga­bi­ne­cie me­dycz­nym i wró­cił owi­nię­ty ban­da­ża­mi. W cza­sie jego nie­obec­no­ści nic się nie zmie­ni­ło – osta­tecz­nie sy­gnał re­je­stro­wa­li bez prze­rwy przez na­stęp­ne kilka go­dzin. Da­nych było za dużo na prze­strzeń ro­bo­czą, na któ­rej za­zwy­czaj je ob­ra­bia­li, dla­te­go po­sta­no­wi­li za­pi­sy­wać je bez­po­śred­nio na ser­we­rach na­uko­wych. Pro­gram in­sta­lo­wał się, zaj­mu­jąc coraz wię­cej miej­sca, aż…

Na­sta­ła cisza.

W jed­nej chwi­li, bez żad­ne­go ostrze­że­nia i zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie czar­na dziu­ra za­mil­kła. Leon po­ru­szył się nie­spo­koj­nie i po­in­for­mo­wał ka­pi­ta­na. Obaj cze­ka­li w na­pię­ciu na dal­szą część wia­do­mo­ści. Mi­nę­ła mi­nu­ta, druga, trze­cia… Nic nie nad­cho­dzi­ło.

– Ka­pi­ta­nie! – jęk­nął nagle Mar­kus. – To cho­ler­stwo przej­mu­je re­po­zy­to­ria!

– Jak przej­mu­je?

– Zmie­nia struk­tu­rę, ana­li­zu­je, liczy, coś się dzie­je, nie wiem! – wy­rzu­cił z sie­bie jed­nym tchem. – Sys­tem ra­por­tu­je cią­głe próby za­lo­go­wa­nia na ser­wer głów­ny.

– Odłącz to od stat­ku!

Młody spraw­nie stwo­rzył kilka li­ni­jek kodu i od­izo­lo­wał bi­blio­te­kę da­nych, a Diego za­czął prze­szu­ki­wać opro­gra­mo­wa­nie „Vul­ka­nu”.

– Ży­je­my. – Wy­tarł czoło z potu, nie ukry­wa­jąc ulgi. Spoj­rzał na Mar­ku­sa i uśmiech­nął się blado. – Po­je­dyn­cze tro­ja­ny, znisz­czy­łem je. Wszyst­ko w po­rząd­ku.

W duchu wie­dział, że nic nie było w po­rząd­ku. Ma­ga­zy­ny ze wszyst­ki­mi ba­da­nia­mi nie­zdat­ne do użyt­ku; obcy, wrogi wirus przej­mu­ją­cy ich kom­pu­te­ry i źró­dło sy­gna­łu… Nawet nie wy­obra­żał sobie, co to mogło być. I, praw­dę mó­wiąc, nie chciał wie­dzieć.

Ko­lej­ny alert. Za­pro­sze­nie do bez­po­śred­niej roz­mo­wy, pro­sto z re­po­zy­to­riów. Za­ło­gan­ci spoj­rze­li po sobie z trwo­gą.

– Co to ma zna­czyć?! – wark­nął Leon. – Psia­mać.

– Ha­ke­rzy – stwier­dził Mar­kus; cicho, choć z pew­no­ścią w gło­sie. – Może dzika sztucz­na in­te­li­gen­cja?

– Spró­bu­je­my się z nimi po­łą­czyć – zde­cy­do­wał ka­pi­tan. – Zo­ba­czy­my, z kim mamy do czy­nie­nia.

– Po­win­ni­śmy przy­go­to­wać za­bez­pie­cze­nia. Naj­le­piej zo­sta­wić tylko jedno źró­dło ko­mu­ni­ka­cji, i to w ja­kimś mało waż­nym urzą­dze­niu, naj­le­piej od­cię­tym od sta­cji. Nic nie prze­sy­łać na głów­ne ser­we­ry… – Mar­kus za­wie­sił głos, ana­li­zu­jąc dane do­ty­czą­ce ataku. Jego to­wa­rzy­sze nic nie mó­wi­li: Diego cze­kał z za­in­te­re­so­wa­niem, Leon pa­trzył jak na dzi­wa­ka. – Poza tym sy­gnał po­cho­dzi z bi­blio­tek i jest zde­cen­tra­li­zo­wa­ny. Mo­gli­by­śmy fi­zycz­nie ro­zdzie­lić kom­pu­te­ry z ba­za­mi da­nych na kilka seg­men­tów i po­łą­czyć się tylko z jed­nym, żeby zmniej­szyć do­stęp­ną moc ob­li­cze­nio­wą.

– Dobry pom…

– I obu­do­wać je do­dat­ko­wą war­stwą izo­la­to­ra, od­ci­na­jąc wy­sy­ła­nie in­nych sy­gna­łów na ze­wnątrz.

To po­wie­dziaw­szy, usa­do­wił się wy­god­nie w fo­te­lu i wziął kilka od­de­chów.

– Znasz się na tym – ni to spy­tał, ni stwier­dził Diego.

***

Przy­go­to­wa­nie do kon­tak­tu za­ję­ło im ko­lej­ne dwie go­dzi­ny. Wpusz­cze­nie po­ten­cjal­ne­go wi­ru­sa do Neu­ra­lin­ku uzna­li za zbyt ry­zy­kow­ne i po­zwo­li­li na ko­mu­ni­ka­cję tylko przez ta­blet Leona. Na­jeźdź­ca, jak o nim na razie my­śle­li, mógł wy­świe­tlić swoje zdję­cie lub awa­tara dla uła­twie­nia ko­mu­ni­ka­cji.

Isto­ta z po­cząt­ku po­ja­wi­ła się jako świe­cą­ce krop­ki, swo­bod­nie błą­dzą­ce po czar­nym tle. Każda, wy­da­ją­ca się na pe­wien spo­sób pul­so­wać ży­ciem, miała wła­sny kolor: były żółte i czer­wo­ne, nie­bie­skie i zie­lo­ne, brą­zo­we, ró­żo­we, a nawet ledwo wi­dzial­ne szare punk­ty. Razem dzie­siąt­ki ty­się­cy, jeśli nie wię­cej. Pa­trzy­li bez słowa jak pły­wa­ją w śro­do­wi­sku, z po­cząt­ku zu­peł­nie cha­otycz­ne, jakby świe­tli­ki la­ta­ją­ce na noc­nym nie­bie, z cza­sem przyj­mu­jąc jed­nak zna­jo­me kształ­ty. Duży okrąg, w któ­re­go środ­ku po­wo­li zbie­ra­ły się dwie gromady, coraz bar­dziej przy­po­mi­na­ją­ce oczy. Z kilku kre­sek po­wsta­ła mord­ka, a tuż pod nią dwie łapki, które isto­ta zda­wa­ła się za­cie­rać. Na ich końcu znaj­do­wa­ły się pa­zu­ry.

Pik­se­lo­wy obraz Szkod­ni­ków.

Hello world! – ode­zwał się obraz szczu­ra. Jego głowa po­kry­ta była licz­ny­mi pla­ma­mi i bli­zna­mi, ta­ki­mi sa­my­mi jak na zdję­ciach po­rucz­ni­ka Kłycz­ko. – Z ana­li­zy urzą­dze­nia, w któ­rym nas umie­ści­li­ście oraz za­sta­nych pli­ków wiemy o was dość dużo, homo sa­piens.

– C-co? – wy­ją­kał Mar­kus. Wy­glą­dał, jakby miał zwy­mio­to­wać. – Shǔ?

– Zna­leź­li­śmy obraz przed­sta­wi­cie­la tej cy­wi­li­za­cji w wa­szych bi­blio­te­kach. Stwier­dzi­li­śmy, że przy tej wi­zu­ali­za­cji roz­mo­wa bę­dzie bar­dziej kom­for­to­wa.

– N-nie. Zmień­cie to. P-pro­szę.

Krop­ki roz­pły­nę­ły się na wiele ma­łych ka­wał­ków i na nowo uło­ży­ły; tym razem w zwy­kłą, pro­stą nić.

– Mów! – nie wy­trzy­mał Diego. Kątem oka za­uwa­żył, jak drży mu ręka. Jemu – ka­pi­ta­no­wi po spe­cja­li­stycz­nym szko­le­niu. – Kim je­ste­ście?

– Przy­by­li­śmy do was z in­ne­go uni­wer­sum.

Kon­ster­na­cja się­gnę­ła ze­ni­tu.

– To żart?! – rzu­cił naj­bar­dziej zszo­ko­wa­ny Mar­kus. Nic wię­cej nie zdo­łał­by wy­krztu­sić.

– Nasz wszech­świat liczy już ponad bi­lion lat. – Ko­lo­ro­we krop­ki ra­do­śnie pod­ska­ki­wa­ły na ekra­nie, w rytm wy­po­wia­da­nych słów. – Od­le­głe galak…

– JAK? – ryk­nął Leon. – Jak się tu niby, kurwa, do­sta­li­ście?

– Opis od­po­wied­nich zja­wisk i tech­no­lo­gii, które wy­ko­rzy­sta­li­śmy, prze­ra­sta wasze obec­ne ro­zu­mie­nie fi­zy­ki. Sto­su­jąc bar­dzo duże uprosz­cze­nie mo­gli­by­śmy po­wie­dzieć, że wy­ko­rzy­sta­li­śmy most Ein­ste­ina-Ro­se­na, który na­tu­ral­nie po­ja­wia się w oso­bli­wo­ści czar­nej dziu­ry o nie­ze­ro­wym mo­men­cie pędu.

Mar­kus de­li­kat­nie kiwał głową, to w przód, to w tył, praw­do­po­dob­nie jako je­dy­ny do­brze ro­zu­mie­jąc, o czym mówi obcy głos.

– I co tu ro­bi­cie?

– Jak mó­wi­li­śmy, nasz świat jest o wiele star­szy. I umie­ra. Wy­pa­la się, po­zba­wio­ny ener­gii gwiazd i in­nych źró­deł za­so­bów. Wodór mię­dzy­gwiaz­do­wy stał się zbyt rzad­ki, nowe gwiaz­dy prze­sta­ły się for­mo­wać, a nam za­czę­ło bra­ko­wać ener­gii.

– Ale gwiaz­dy to nie je­dy­ny spo­sób po­zy­ski­wa­nia ener­gii! – Młody oparł się o sto­lik, pod­pie­ra­jąc na okry­wa­ją­cej dłoń me­ta­lo­wej pro­te­zie. – Nasza ko­pal­nia to do­sko­na­ły przy­kład.

– Rze­czy­wi­ście ko­rzy­sta­li­śmy z czar­nych dziur, an­ty­ma­te­rii, a nawet bar­dzo rzad­kich so­li­to­nów mo­no­ma­gne­tycz­nych. Ale to wszyst­ko ma­ga­zy­ny, które z cza­sem się wy­czer­pu­ją. A my wy­ko­rzy­sty­wa­li­śmy je bar­dzo za­chłan­nie. Mo­gli­by­śmy trwać bi­lio­ny lat dłu­żej, gdy­by­śmy się po­ha­mo­wa­li. Ale jak ogra­ni­czyć się wobec ta­kich moż­li­wo­ści? Przy­par­ci do muru zbu­do­wa­li­śmy świetl­ne arki i wy­sła­li­śmy w głąb setek czar­nych dziur, li­cząc, że po dru­giej stro­nie bę­dzie ktoś zdol­ny je ode­brać.

A więc to nie jest zwy­kła wy­pra­wa, uświa­do­mił sobie Diego, a sza­lu­pa ra­tun­ko­wa, którą wy­sła­li w akcie de­spe­ra­cji na zde­rze­nie z ho­ry­zon­tem zda­rzeń.

– Prze­ana­li­zo­wa­li­śmy wasze dane na­uko­we i mamy dość do­kład­ny obraz, gdzie tra­fi­li­śmy. Homo sa­piens, wszech­świat li­czą­cy czter­na­ście mi­liar­dów wa­szych lat, cy­wi­li­za­cja po­zio­mu dwa i pół, li­cząc we­dług wa­szej skali Kar­da­szo­wa, obec­nie brak na­tu­ral­nych ry­wa­li – wy­re­cy­to­wał głos bez za­jąk­nię­cia. – Zre­kon­stru­owa­li­śmy rów­nież kil­ka­na­ście głów­nych ję­zy­ków i za­po­zna­li­śmy się z fak­ta­mi do­ty­czą­cy­mi wa­szej róż­no­rod­nej kul­tu­ry. Macie per­spek­ty­wy osią­gnąć wiele, może stwo­rzyć cy­wi­li­za­cję rów­nie wspa­nia­łą jak nasza. Mo­gli­by­śmy wam pomóc: prze­ka­zać dużą część na­szej wie­dzy i po­ka­zać, jak unik­nąć na­szych błę­dów.

Ka­pi­tan oparł się wy­god­niej na krze­śle. Żadne pro­ce­du­ry SETI tego nie prze­wi­dy­wa­ły. Naj­waż­niej­sze było za­cho­wać spo­kój, prze­tra­wić to i pod­jąć naj­lep­szą de­cy­zję. Nie było ra­por­tów o ko­lej­nych ata­kach, mogli więc, przy­naj­mniej na razie, czuć się bez­piecz­nie.

– Po­trze­bu­je­my czasu, żeby to… prze­my­śleć. – stwier­dził. – I prze­dys­ku­to­wać.

Kom­pu­ter nie od­po­wie­dział. Mil­czał przez chwi­lę, jakby ana­li­zu­jąc to, co usły­szał. Za­sta­na­wiał się? Na­ra­dzał się z po­bra­tym­ca­mi? Trud­no było sobie wy­obra­zić, co sie­dzi w gło­wie ta­kiej isto­ty.

– Pro­szę bar­dzo. Skon­tak­tu­je­my się z wami za kilka go­dzin – za­ko­mu­ni­ko­wał w końcu i za­koń­czył roz­mo­wę.

***

Na­stęp­ne kilka minut spę­dzi­li w mil­cze­niu. Ka­pi­tan bił się z my­śla­mi; chrzą­kał ner­wo­wo i po­cie­rał szcze­ci­nę na bro­dzie, prze­cha­dza­jąc się w mię­dzy­cza­sie po mesie.

– Co są­dzi­cie? – prze­rwał w końcu ciszę.

– Teo­re­tycz­nie jest to moż­li­we – stwier­dził Mar­kus, choć ani drgnął. Sie­dział, po­grą­żo­ny w lek­tu­rze sta­rych ar­ty­ku­łów na­uko­wych, któ­rych za­czął szu­kać od razu po pierw­szym kon­tak­cie. – Zna­la­złem opra­co­wa­nie, o któ­rym kie­dyś wspo­mi­na­łeś, ka­pi­ta­nie. To cał­kiem in­te­re­su­ją­ce…

– Ja nie ufam skur­wie­lom – prze­rwał nie­cier­pli­wie Leon. – Wi­dzie­li­ście, co zro­bi­li z bi­blio­te­ka­mi.

– Po­dej­rze­wam, że to re­ak­cja obron­na. To obca in­te­li­gen­cja w for­mie czy­stej in­for­ma­cji; wal­czy­ła o miej­sce do życia. Nasze an­ty­wi­ru­sy są dla niej jak żywi wro­go­wie.

– Srał pies! To cho­ler­nie groź­ny wirus i mu­si­my go na­tych­miast ska­so­wać. Zanim on ska­su­je nas. – Leon spoj­rzał na ka­pi­ta­na. – „My albo oni”, tak jak ze Szkod­ni­ka­mi.

Diego uśmiech­nął się kwa­śno i kiw­nął głową. Mar­kus prych­nął.

– Chce­cie urzą­dzić ko­lej­ne ko­smo­bój­stwo, tak?

– Nie, nie – szyb­ko za­prze­czył ka­pi­tan. – Nie o to mi cho­dzi­ło!

– Nie? To co chcesz zro­bić, co Perez? – Każde słowo prze­są­czo­ne było dawno nie­wi­dzia­ną za­ja­dło­ścią. Leon nigdy jesz­cze nie był tak oschły w sto­sun­ku do ka­pi­ta­na. – Zo­sta­wić go i dać nam za­in­fe­ko­wać całą elek­tro­ni­kę?!

– Po­win­ni­śmy z nimi przy­naj­mniej po­roz­ma­wiać – stwier­dził Mar­kus.

– Tak! – Perez wska­zał na niego pal­cem i uśmiech­nął się. – To chcia­łem zro­bić. Po­roz­ma­wiać. Przy­go­tu­je­my się i go prze­py­ta­my. A potem zde­cy­du­je­my, tak.

– Mogę się tym zająć, ka­pi­ta­nie – za­ofe­ro­wał się Mar­kus. – Mam już sporo kwe­stii, które warto roz­strzy­gnąć.

– Do­brze. – Wy­tarł czoło. – Zor­ga­ni­zuj to, jak chcesz.

***

Po­łą­czy­li się po raz drugi, ko­rzy­sta­jąc z przy­go­to­wa­nych wcze­śniej za­bez­pie­czeń. Tym razem pa­łecz­kę prze­jął Mar­kus, naj­pierw py­ta­jąc o po­praw­ność mo­de­lu, który opi­sywał po­dróż ob­cych istot.

– We­dług na­szych mo­de­li fi­zycz­nych, most Ein­ste­ina-Ro­se­na po­wi­nien być skraj­nie nie­trwa­ły, o dłu­go­ści trwa­nia rzędu czasu Planc­ka.

– Do jego sta­bi­li­za­cji wy­ko­rzy­sta­li­śmy eg­zo­tycz­ną ma­te­rię o ujem­nej masie.

– Gdzie ją zna­leź­li­ście?

– Stwo­rzy­li­śmy w ak­ce­le­ra­to­rach o mocy eksa­elek­tro­no­wol­tów i, ko­rzy­sta­jąc z pu­łap­ko­wa­nia gra­wi­ta­cyj­ne­go, od­se­pa­ro­wa­li­śmy od in­nych pro­duk­tów zde­rze­nia.

– Jak wiele ark tra­fi­ło w bez­piecz­ne miej­sce? – wtrą­cił ka­pi­tan Perez.

– Brak da­nych.

Leon przy­słu­chi­wał się wszyst­kie­mu ze znu­dze­niem. Szep­nął coś do Diego i prze­wró­cił ocza­mi.

– Jak wy­glą­da­ła wasza cy­wi­li­za­cja? – kon­ty­nu­ował Mar­kus. – Jak wy­glą­da­li­ście?

– Nie po­sia­da­li­śmy fi­zycz­nej ema­na­cji. Każdy z nas był samą świa­do­mo­ścią, wy­zwo­lo­ną z cie­le­snych oków. W wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści mie­sza­li­śmy się, wy­mie­nia­li­śmy wspo­mnie­nia­mi i emo­cja­mi. W każ­dym ukła­dzie krą­ży­ły stada ma­leń­kich kom­pu­te­rów kwan­to­wych, li­czą­cych mi­lio­ny sztuk, z któ­rych każda mie­ści­ła cy­ber­prze­strze­nie więk­sze niż wszyst­ko, co dotąd stwo­rzy­li­ście.

– Skoń­czy­cie pier­do­lić? – prze­rwał Leon, od dłuż­szej chwi­li ner­wo­wo wy­stu­ku­ją­cy me­lo­dię o blat. – Czego chce­cie?

– Pomóc. Prze­ka­zać całą wie­dzę i ko­eg­zy­sto­wać w świe­cie przy­szło­ści.

Po­rucz­nik Kłycz­ko pod­niósł rękę i za­ma­szy­ście za­to­czył nią koło.

– Po­ma­gaj­cie.

– Obec­nie je­ste­śmy za­mknię­ci w wa­szych ma­ga­zy­nach i po­zba­wie­ni spraw­czo­ści. Po­trze­bu­je­my upraw­nień do za­rzą­dza­nia sta­cją.

– Aha! Ja już wiem o co wam cho­dzi! – Za­śmiał się. Wpiął się do po­kła­do­we­go Neu­ra­lin­ku.

– Co ro­bisz? – Mar­kus pod­niósł się z krze­sła.

– Wy­pier­da­lam to gówno. Raz, a do­brze.

Usu­wa­nie ob­ce­go Leon za­czął od odłą­cze­nia ta­ble­tu od mesy. Ekran, z któ­re­go mówił do nich przy­bysz z in­ne­go wy­mia­ru, mo­men­tal­nie zgasł.

– Prze­cież to sza­leń­stwo! – krzyk­nął młody. – Mamy szan­sę na roz­wój tech­nicz­ny, ja­kie­go jesz­cze nie wi­dzie…

– Szan­sa? – Bez­rad­nie uniósł ręce. – To jeden wiel­ki prze­kręt! Kurwa! Sie­dzą grzecz­nie za­mknię­ci i się pod­li­zu­ją, bo mamy ich w gar­ści! – Leon ge­sty­ku­lo­wał rów­nie żywo, co ner­wo­wo. – Mamy je­dy­ną szan­sę, żeby ich wy­rzu­cić, zanim staną się śmier­tel­nym za­gro­że­niem. Wi­dzia­łeś, co po­tra­fią! Prze­ję­li nam ser­we­ry. W kwa­drans! Bez pro­ble­mu roz­pie­przą sta­cję!

– Za­mor­du­jesz ich jak Shǔ, tak? – wy­pa­lił bez na­my­słu Mar­kus.

– Noż! – Kłycz­ko scho­wał twarz w dło­niach. Chcia­ło mu się wyć od słu­cha­nia pseu­do-ide­owych bred­ni. – Pra­nie mózgu wam robią na tych uni­wer­sy­te­tach? A może na­sią­ka­cie tam ja­kimś cho­rym pro­mie­nio­wa­niem przy tych ba­da­niach, co?

– Leon! – Perez spio­ru­no­wał wzro­kiem naj­pierw jego, a na­stęp­nie Mar­ku­sa. – Obaj prze­sa­dza­cie. Je­ste­śmy w tym wszy­scy. Razem. Nie mu­si­cie się lubić, ale mo­gli­by­ście oka­zać odro­bi­nę sza­cun­ku…

– Sza­cun­ku? Temu mor­der­cy?!

– Uwa­żaj sobie, na­ukow­czy­ku!

– Ko­niec! – wrza­snął jesz­cze raz ka­pi­tan, pró­bu­jąc zwró­cić na sie­bie uwagę. Mar­kus gwał­tow­nie się pod­niósł i ob­ró­cił w kie­run­ku drzwi. – Sia­daj!

Diego nie zdą­żył za­trzy­mać mło­de­go. Ob­ró­cił się i po­pa­trzył bez­rad­nie na Leona. Tam­ten wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Nie mo­żesz cza­sem być tro­chę spo­koj­niej­szy? – rzu­cił ka­pi­tan.

– I cac­kać się z tym dur­niem? Wiesz prze­cież, że mam rację.

– My­ślisz prag­ma­tycz­nie. Ry­zy­ko rze­czy­wi­ście jest spore. – Prze­łknął ślinę. – Ale ro­zu­miem go. Chyba.

– Nie świ­ruj.

– Muszę się za­sta­no­wić, Leon. To nie takie pro­ste.

***

„Fi­zjo­lo­gicz­ne Shǔ przy­po­mi­na­li duże, oskó­ro­wa­ne szczu­ry, głów­nie za spra­wą po­sta­wy oraz ró­żo­wej kar­na­cji. Po­szcze­gól­ne pro­fe­sje mogły się do­dat­ko­wo róż­nić fi­zjo­no­mią – na przy­kład my­śli­wi byli wy­po­sa­że­ni w do­dat­ko­we pa­zu­ry i by­strzej­sze oczy, a ro­bot­ni­cy, poza przy­go­to­wa­ny­mi do ko­pa­nia ła­pa­mi, po­sia­da­li mo­du­ły w mózgu, umoż­li­wia­ją­ce zdal­ne ste­ro­wa­nie przez in­ży­nie­rów. […] Gro­ma­dzi­li się i żyli w pod­ziem­nych kop­cach, z któ­rych rzad­ko wy­cho­dzi­li na po­wierzch­nię.

[…] Etos spo­łecz­ny sta­wiał na pierw­szym miej­scu dobro wspól­no­ty. Choć nie da się za­prze­czyć po­zor­ne­mu po­do­bień­stwu, to ba­da­nia ge­ne­tycz­ne wy­klu­czy­ły ja­kie­kol­wiek po­kre­wień­stwo z ziem­ską fauną. Więk­szość na­ukow­ców tę za­ska­ku­ją­cą ko­in­cy­den­cję przy­pi­su­je po­do­bień­stwu wa­run­ków pa­nu­ją­cych na Ziemi i na Ke­ple­rze 1649-c. Po­nie­waż po Za­gła­dzie nie mo­że­my prze­pro­wa­dzić szcze­gó­ło­wych badań na po­wierzch­ni pla­ne­ty, nie jest obec­nie moż­li­we spraw­dze­nie tej hi­po­te­zy.

Co cie­ka­we, roz­wój tech­no­lo­gii Shǔ nie współ­grał z roz­wo­jem spo­łecz­nym. Po­rów­nu­jąc ludz­kie formy spo­łecz­no­ści z ich­ni­mi, kopce Shǔ na­le­ży uznać za spo­łe­czeń­stwa zbie­rac­ko-ło­wiec­kie, miej­sca­mi ewo­lu­ują­ce w rol­ni­cze. […] Z dru­giej stro­ny naj­now­sze ba­da­nia wska­zu­ją, że w dzie­dzi­nie bio­in­ży­nie­rii dys­po­no­wa­li wie­dzą znacz­nie prze­kra­cza­ją­cą nasz obec­ny stan wie­dzy. Ten wy­raź­ny roz­dź­więk po­wo­du­je kon­ster­na­cję wśród naj­wy­bit­niej­szych na­ukow­ców.

Na­le­ży przy tym pod­kre­ślić, że, wbrew pro­pa­gan­dzie Gwiezd­nych Sił Zbroj­nych i Kon­gre­su Mię­dzy­pla­ne­tar­ne­go, Shǔ nigdy nie opra­co­wa­li tech­no­lo­gii ko­smicz­nych lub ją­dro­wych. Wszyst­kie opo­wie­ści o pod­ziem­nych obo­zach za­gła­dy albo nu­kle­ar­nych ra­kie­tach mię­dzy­gwiezd­ne­go za­się­gu są tylko wy­my­słem woj­sko­wych”.

 

– Gijas al-Rah­ma, „Shǔ: Zwy­cza­je i kon­struk­cje spo­łecz­ne” (frag­men­ty)

 

***

Ko­lej­ną go­dzi­nę ka­pi­tan Perez spę­dził w swo­jej ka­ju­cie, czy­ta­jąc opra­co­wa­nia na­uko­we: naj­pierw o tech­no­lo­giach przy­szło­ści, a potem o Szkod­ni­kach. Tar­ga­ny wąt­pli­wo­ścia­mi wró­cił do mesy, chcąc z kimś po­roz­ma­wiać.

– Nie wró­cił? – rzu­cił, prze­kra­cza­jąc próg. Na­tych­miast skie­ro­wał się do czę­ści ku­chen­nej.

Leon po­krę­cił głową.

– Słu­chaj, mam po­mysł – za­gad­nął ka­pi­tan. – Nie mo­że­my po­słać tego kodu do Omi­cron Ce­phei? Ad­mi­ra­li­cja po­win­na pod­jąć de­cy­zję, nam bra­ku­je kom­pe­ten­cji.

– To w chuj da­le­ko, z trzy­dzie­ści lat świetl­nych – mruk­nął Leon w od­po­wie­dzi. – Zo­sta­wisz ich na tyle czasu i na pewno się uwol­nią. Wi­dzia­łeś jak w pięt­na­ście minut…

– Prze­ję­li nasze ser­we­ry. Tak, tak, rze­czy­wi­ście. – Skrzy­wił się. Na­sy­pał prosz­ku do miski i zalał wodą.

– Ale wiesz, że w Omi­cron zro­bi­li­by to samo? To pro­sta de­cy­zja! Diego! Ra­chu­nek zy­sków i strat.

Perez bez prze­ko­na­nia kiw­nął głową.

– Po­mo­gę ci – wy­pa­lił Leon.

– Co?

– Chodź, usią­dziesz w fo­te­lu i spo­koj­nie zjesz, a ja wszyst­ko zro­bię. Nie martw się su­mie­niem, od­po­wie­dzial­no­ścią czy co tam cię jesz­cze bę­dzie drę­czy­ło. Jak ktoś się przy­pier­do­li, bę­dzie na mnie.

– Leon…

– No, sia­daj! już!

***

Mar­kus leżał w swo­jej koi, bez­myśl­nie wpa­tru­jąc się w sufit. Neu­ra­link po­łą­czył bez­prze­wo­do­wo z swoją pry­wat­ną bazą da­nych i uru­cho­mił od­po­wied­ni pro­gram. Miał wra­że­nie, że w jego ży­łach krą­żył eta­nol; na ję­zy­ku czuł smak sta­re­j, ir­landz­kie­j whi­skey. Cie­pło przy­jem­nie go ła­sko­ta­ło, w gło­wie za­czy­na­ło szu­mieć.

Z mesy po­szedł od razu do bi­blio­te­ki i zgrał to, na czym mu tak za­le­ża­ło. Był pe­wien, że nikt go nie za­uwa­żył, ani ohyd­ny Kłycz­ko, ani ka­pi­tan Perez. Obu nie wie­rzył w rów­nym stop­niu.

Po­now­nie włą­czył Neu­ra­link i przej­rzał szyb­ko wszyst­ko, do czego miał do­stęp: pa­mięć krót­ko– i dłu­go­trwa­łą, listę na­wy­ków, ale i na­rzę­dzia do pracy na­uko­wej (ter­mi­narz, ma­tlab), a nawet małą bi­blio­tecz­kę z pry­wat­ny­mi lek­tu­ra­mi. A wśród nich jeden nowy plik, scho­wa­ny i trzy­ma­ny pod spe­cjal­ny­mi za­bez­pie­cze­nia­mi.

Jego mały Świę­ty Graal.

Za­mknął go bez­piecz­nie w swo­jej gło­wie. Tam nikt nie miał do niego do­stę­pu, tylko on. Mógł zro­bić to co chciał, nie ba­cząc na opi­nię sta­rych, zin­dok­try­no­wa­nych mun­du­ro­wych.

***

Przy­go­to­wa­nia – przede wszyst­kim do­kład­ne za­pro­gra­mo­wa­nie de­struk­cji – za­ję­ło Le­ono­wi około go­dzi­ny. Gdy usu­nął moduł z bi­blio­te­ka­mi i skie­ro­wał go na czar­ną dziu­rę, zu­ty­li­zo­wał jesz­cze swój ta­blet, przez który kon­tak­to­wa­li się z nim obcy. Dla bez­pie­czeń­stwa.

Gdy w końcu skoń­czył, rzu­cił się w ob­ję­cia fo­te­la re­lak­su­ją­ce­go. Sie­dzą­ce­go obok Diego nie opusz­cza­ły wąt­pli­wo­ści – widać było zmar­twie­nie na jego twa­rzy.

– Tro­chę zmar­twio­ny, co? Chcesz coś spe­cjal­ne­go? – spy­tał go po­rucz­nik. Pod­piął się do ste­ro­wa­nia fo­te­la i usta­wił masaż ple­ców. Wy­szcze­rzył zęby. – Mam woj­sko­wy syn­te­tyk z ma­ri­hu­any, SMM. To samo dzia­ła­nie, sto razy lep­szy efekt. Wy­lu­zu­jesz po tym jak nigdy.

– Wiesz, że nie lubię sty­mu­lan­tów. Zresz­tą nie o to cho­dzi. Na­wa­lę się z tobą i co dalej?

– Nie bądź mię­czak. W końcu do­brze zro­bi­łeś, nie? – Po­pa­trzył mu w oczy, próż­no szu­ka­jąc zro­zu­mie­nia. – Cho­le­ra, wi­dzia­łeś tego ja­jo­gło­we­go. On cho­dzić nie umie, dla­te­go wspie­ra się tym egzo. Ja nie wiem co oni robią na tych uni­wer­sy­te­tach, ale dawno im się w gło­wie po­przew­ra­ca­ło. Nigdy nie byli w woj­sku i nie po­tra­fią od­róż­nić za­gro­że­nia od przy­ja­cie­la. Jak mogą mieć rację, co?

Diego kiw­nął głową, choć bez prze­ko­na­nia.

Jedno po­le­ce­nie w Neu­ra­lin­ku i po paru mi­nu­tach zauto­ma­ty­zo­wa­ny dron przy­niósł na­no­igłę z oso­bi­ste­go ma­ga­zy­nu Leona.

– Ostat­nia szan­sa?

– Daj spo­kój.

Kłycz­ko prych­nął. Roz­luź­nił się i wpiął pro­gram z nar­ko­ty­kiem. W porę, zanim za­ba­wa roz­krę­ci­ła się na dobre, włą­czył w Neu­ra­lin­ku zdję­cia z lotu na Fa­wa­ris – w tym te z mal­tre­to­wa­niem Szkod­ni­ka. Za­niósł się śmie­chem.

***

Otwo­rzył wir­tu­al­ną bramę. Nowe pliki przez chwi­lę ukła­da­ły się, szu­ka­jąc opty­mal­ne­go usta­wie­nia w cy­ber­prze­strze­ni Neu­ra­lin­ku. Po chwi­li w gło­wie usły­szał zna­jo­my głos:

– Mar­kus. – Znał jego imię! – Czu­je­my się nie­peł­ni.

– Jest tu mniej miej­sca niż w bi­blio­te­kach, a mu­sia­łem to zro­bić w ta­jem­ni­cy przed ka­pi­ta­nem i po­rucz­ni­kiem – pró­bo­wał się wy­tłu­ma­czyć. – Zdo­ła­łem zgrać tylko mały frag­ment

Mały, a więc i nie­groź­ny. Po­cie­szył się tą myślą i od­su­nął wąt­pli­wo­ści.

Czuł, jak to obce je­ste­stwo pul­su­je w jego gło­wie. Jak może znowu cie­szyć się wol­no­ścią i kon­tak­tem z kimś innym. Czuł go­rą­co, współ­gra­ją­ce w pew­nym stop­niu z krą­żą­cym w jego ży­łach al­ko­ho­lem.

I nagle na­de­szło ukłu­cie, ostry prze­szy­wa­ją­cy ból. Usły­szał jęk.

– Kazał wy­rzu­cić nas w kie­run­ku czar­nej dziu­ry – po­wie­dział głu­chym gło­sem obcy, bar­dziej do sie­bie niż do Mar­ku­sa.

– Co?!

Pod­łą­czył się do kom­pu­te­ra sta­cji, żeby zo­ba­czyć obraz z kamer na wła­sne oczy. I rze­czy­wi­ście: jeden z mo­du­łów: wiel­ki me­ta­lo­wy kloc, w któ­rym mie­ści­ły się ich bi­blio­te­ki, odłą­czył się od „Vul­ka­nu” i po­wo­li spa­dał w kie­run­ku naj­gor­szej z ko­smicz­nych ot­chła­ni.

Zabił ich, w końcu do­tar­ło do Mar­ku­sa. Czuł, że go­tu­je się w środ­ku; że ro­śnie w nim fru­stra­cja i bez­sil­ność.

Po­trze­bo­wa­ł dłuż­szej chwi­li, by dojść do sie­bie.

– Pie­prze­ni woj­sko­wi – rzu­cił w końcu.

Głos w mil­cze­niu pra­co­wał w jego gło­wie, ana­li­zu­jąc do­stęp­ne dane.

– Czemu tacy są? – cią­gnął chło­pak. – Czemu wszy­scy tacy je­ste­śmy? Czego nie do­tknie­my, mu­si­my nisz­czyć.

– Shǔ – pod­po­wie­dział w my­ślach głos.

– Tak, ich też. Byli bez­bron­ni! Może nawet nie wie­dzie­li, czym były te świa­tła na nie­bie? Do­pó­ki pierw­sza z bomb nie spa­dła na po­wierzch­nię. – Ze zło­ści za­czął gło­śniej od­dy­chać. – Wiesz czemu to zro­bi­li­śmy? Przez po­li­ty­kę! Po­trze­bo­wa­li­śmy cze­goś, wokół czego zjed­no­czy­li­by­śmy rządy Sol i Pro­cjo­na! – Za­mknął oczy. – Wy na pewno ni­ko­go nie za­bi­li­ście.

– Dawno temu. Ale w roz­wi­nię­tej cy­wi­li­za­cji nie ma miej­sca na nie­na­wiść. Każdą na­po­tka­ną isto­tę ob­da­rza­li­śmy łaską wie­dzy i włą­cza­li­śmy do na­szej wiel­kiej sieci świa­do­mo­ści, wzbo­ga­ca­jąc się o ko­lej­ne do­zna­nia. Każdy z nas był samą świa­do­mo­ścią, wy­zwo­lo­ną z cie­le­snych oków. W wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści mie­sza­li­śmy się, wy­mie­nia­li­śmy wspo­mnie­nia­mi i emo­cja­mi. By­li­śmy jed­no­ścią.

– T-to… To pięk­ne.

– Tak jak wszyst­ko, co zbu­do­wa­li­śmy. Po­tra­fi­li­śmy two­rzyć nowe pla­ne­ty z sa­me­go pyłu i aste­ro­id, po­zna­li­śmy na­tu­rę wszech­świa­ta i zwie­dza­li­śmy całe ga­lak­ty­ki, nie­sie­ni przez fale gra­wi­ta­cyj­ne.

– Wy­star­czy­ło spoj­rzeć w niebo – dodał roz­ma­rzo­nym gło­sem Mar­kus. Nie wie­dział o tym wcze­śniej i nie za­uwa­żył, kiedy nowe fakty po­ja­wi­ły się w jego gło­wie. – Pełne gwiazd okrą­ża­nych przez sondy Dy­so­na. Waszą obec­ność widać było gołym okiem.

– Tak – zgo­dził się obcy. – Ale wszyst­ko to wy­ma­ga­ło ogrom­nych na­kła­dów ener­gii. Dla­te­go nigdy nie mie­li­śmy za­pa­sów na czar­ną go­dzi­nę, choć od dawna wie­dzie­li­śmy, że nad­cho­dzi ko­niec. Wy po­wie­dzie­li­by­ście, że ży­li­śmy krót­ko i szum­nie.

Łzy po­ja­wi­ły się w oczach Mar­ku­sa. Nagle po­czuł au­ten­tycz­ny strach, który prze­ży­wa­li. Przed apo­ka­lip­są, który to­wa­rzy­szył im przez ostat­nie lata. I przed śmier­cią… Gdy żyje się mi­liar­dy lat, zdaje się ona czymś o wiele strasz­niej­szym.

– Nie żałuj nas – prze­strzegł go głos. – Wtedy nie było to takie pro­ste. To­wa­rzy­szy­ła nam nie­pew­ność. Nie wie­dzie­li­śmy czy któ­ry­kol­wiek z na­szych pla­nów zda eg­za­min. Od­li­cza­li­śmy każdą se­kun­dę do końca za­so­bów i, krok po kroku, wy­łą­cza­li­śmy ko­lej­ne kom­pu­te­ry. Te arki były ostat­nią sza­lu­pą ra­tun­ko­wą, wy­sła­ną w akcie de­spe­ra­cji… Ale ta jedna tra­fi­ła do was. Nie przej­muj się tym, co zro­bił twój ka­pi­tan, każdy po­peł­nia błędy. Ważne, że mo­że­my jesz­cze wszyst­ko na­pra­wić. I jego, i resz­tę wa­sze­go ga­tun­ku. A w końcu zbu­do­wać razem nowy, lep­szy świat.

– Nowy, lep­szy świat – po­wtó­rzył Mar­kus, nie­mal syn­chro­nicz­nie za gło­sem.

***

Re­chot Leona niósł się do­no­śnie po całym mo­du­le miesz­kal­nym, z ła­two­ścią prze­ni­ka­jąc przez ścia­ny mesy. Był nie do wy­trzy­ma­nia. Diego pró­bo­wał od niego uciec, a w końcu, gdy nie zna­lazł miej­sca, w któ­rym pa­no­wa­ła­by cisza, wy­łą­czył wra­że­nia słu­cho­we przez Neu­ra­link.

Mu­siał się od­prę­żyć. Wró­cił do ka­ju­ty i bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał za­snąć. Coraz bar­dziej cią­ży­ły mu mi­lio­ny ist­nień, z każdą mi­nu­tą czuł się coraz go­rzej.

Po­sta­no­wił zro­bić ko­la­cję. Po­now­ne wej­ście do mesy i oglą­da­nie Leona w „tym” sta­nie było trud­ne. Po­rucz­nik na prze­mian za­sy­piał i bu­dził się, tra­cił ener­gię i wpa­dał w eu­fo­rię. Zła­pał ka­pi­ta­na za nogę, mam­ro­cząc coś nie­zro­zu­mia­łe­go. Potem wpadł w fazę śmie­chu, roz­kła­da­jąc się ple­ca­mi na pod­ło­dze i nie mogąc zła­pać od­de­chu.

Diego wy­szedł, za­bie­ra­jąc ze sobą owsian­kę i za­mknął drzwi. Usiadł, oparł się o ścia­nę ko­ry­ta­rza i za­czął jeść w ciszy, za­chłan­nie, sta­ra­jąc się za­głu­szyć myśli. Może mógł­by po­now­nie wejść do Neu­ra­lin­ku i wy­ma­zać wspo­mnie­nia, tak jak wy­ma­zał śmiech Leona? Mógł­by po­pro­sić Leona i Mar­ku­sa, żeby mu nie przy­po­mi­na­li…

Mar­kus. Po­wi­nien z nim po­roz­ma­wiać.

Odło­żył na wpół pustą miskę, od­da­jąc ją jed­ne­mu z dro­nów, i wstał. Otrze­pał się. Spoj­rzał w kie­run­ku kajut, zro­bił kilka kro­ków, od­cho­dząc od mesy, i z po­wro­tem włą­czył wra­że­nia słu­cho­we. Było cicho, Leon mu­siał już za­snąć.

Pod­szedł do sy­pial­ni mło­de­go i za­pu­kał.

– Mo­że­my po­ga­dać?

Nikt nie od­po­wia­dał.

– Hej, to ważne. Nie po­ga­dasz z ka­pi­ta­nem? – Od­cze­kał chwi­lę i za­pu­kał drugi raz. – Słu­chaj, nie odej­dę do­pó­ki nie wyj­dziesz!

Drzwi gwał­tow­nie się otwo­rzy­ły i sta­nął w nich Mar­kus, cały blady. Za­wie­sił na Diego senne spoj­rze­nie i spy­tał:

– Co się stało?

– Słu­chaj… – Słowa ugrzę­zły mu w gar­dle. Nie wie­dział jak za­cząć, jak prze­ka­zać taką wia­do­mość… – Czy­ta­łem książ­kę o Shǔ.

– To jest tak pilne? – Przy­mknął oczy i uśmiech­nął się. – Opo­wia­daj.

– Usią­dzie­my?

Mar­kus kiw­nął głową. Wszedł do środ­ka i wska­zał koję, a na­stęp­nie za­czął prze­szu­ki­wać szaf­ki i szu­fla­dy. Wyjął z jed­nej małe pu­deł­ko i po­sta­wił po­mię­dzy sobą, a ka­pi­ta­nem.

– Zioła roz­luź­nia­ją­ce z Omi­cron Ce­phei, opar­te na ma­ri­hu­anie. To zna­czy ich pro­gram.

Wy­cią­gnął jesz­cze kabel i podał go ka­pi­ta­no­wi, a na­stęp­nie siadł obok. Się­gnął do głowy i na­ci­snął coś, jakby łą­czył się z pro­gra­mem. Diego wahał się chwi­lę, ale w końcu po­łą­czył ka­blem swój Neu­ra­link i pu­deł­ko. Nie lubił nar­ko­ty­ków, ale tym razem zro­bił wy­ją­tek – chciał prze­cież wzbu­dzić za­ufa­nie mło­de­go.

Ten spo­glą­dał na niego wy­cze­ku­ją­co.

– Bu­du­ją kopce – wy­pa­lił Diego.

Mar­kus uniósł brew.

– Mają różne pro­fe­sje – kon­ty­nu­ował ka­pi­tan. Od­piął z głowy no­śnik da­nych i rzu­cił na łóżko. – Róż­nią się wtedy tymi… pa­zu­ra­mi albo mó­zga­mi. I wy­glą­da­ją jak szczu­ry.

– Nie wie­dzia­łeś?

– Tak. Ehm… – De­li­kat­ne mro­wie­nie za­czę­ło roz­cho­dzić się po jego całym ciele. Mie­szan­ka mło­de­go chyba za­czy­na­ła dzia­łać. – Prze­sa­dzi­li. Prze­sa­dzi­li­śmy. Wszy­scy z Gwiezd­nych Sił Zbroj­nych. Ale to wina ad­mi­ra­li­cji i Kon­gre­su. Ich opo­wie­ści były znacz­nie gor­sze niż rze­czy­wi­stość. Przed­sta­wia­li ich jako krwio­żer­cze be­stie, po­two­ry chcą­ce nas zabić… Okła­my­wa­li nas.

– Tak. – Mar­kus kiw­nął głową. – Teraz też cię okła­my­wa­li, tak?

– Co?

– Zro­bi­łeś to, ty mor­der­co.

– Sk… skąd… wies? – wy­pa­lił Diego. Nie wie­dział co od­po­wie­dzieć, a język mu się plą­tał.

– Je­ste­ście naj­obrzy­dliw­szym sor­tem istot – kon­ty­nu­ował Mar­kus, igno­ru­jąc ka­pi­ta­na i mó­wiąc bar­dziej do sie­bie. – Po­tra­fi­cie tylko nisz­czyć, bez­u­stan­nie, od za­ra­nia dzie­jów! Od Rzymu, który Kar­ta­gi­nę zbu­rzył, za­orał i po­sy­pał solą, po kon­kwi­sta­do­rów i ich „ogień cy­wi­li­za­cji”. To jest nasze dzie­dzic­two, praw­da? Stal i cho­ro­by? Mor­do­wa­nie wła­snych braci w imię ko­mu­ni­zmu? Ato­mów­ki „Pi­zar­ra”, które zrów­na­ły z zie­mią dom Shǔ?

Ka­pi­tan otwo­rzył usta i na­tych­miast je za­mknął. Czuł ucisk w gar­dle, nie po­zwa­la­ją­cy mu zło­żyć żad­ne­go zda­nia. Ręka mu zdrę­twia­ła i bezw­ład­nie opa­dła wzdłuż ciała. Krę­ci­ło mu się w gło­wie.

– O… o a by…? – wy­sy­czał.

Spoj­rzał na le­żą­ce­ pu­deł­ko, nie będąc w sta­nie po nie się­gnąć. Mar­kus pod­chwy­cił jego wzrok i uśmiech­nął się.

– Teraz mnie po­słu­chasz – po­wie­dział. Pod­szedł, pod­niósł jego wiot­cze­ją­ce ciało i uło­żył na łóżku. – Od po­cząt­ku do końca. A potem wszyst­ko prze­my­ślisz. Jak skoń­czy­my zy­skasz zu­peł­nie nową per­spek­ty­wę.

***

Leon otwo­rzył oczy. Uśmiech nie scho­dził z jego ust ani w cza­sie za­ba­wy, ani w cza­sie snu, ani tym bar­dziej teraz. Silny nar­ko­tyk, choć wciąż w pew­nym stop­niu obec­ny w jego or­ga­ni­zmie, po­wo­li tra­cił moc.

Pod­niósł się z pod­ło­gi i prze­cią­gnął. Trzy razy gło­śno ode­tchnął. Pierw­szy raz od dawna czuł się praw­dzi­wie speł­nio­ny. Prze­szedł do kuch­ni i przy­go­to­wał ko­la­cję. W mię­dzy­cza­sie za­czął nucić pod nosem „Hymn Ko­smicz­nych Ma­ry­na­rzy”, co chwi­lę prze­ry­wa­jąc jed­nak par­sk­nię­cia­mi. W gło­wie wciąż mu szu­mia­ło.

„Diego miał rację”, stwier­dził w my­ślach. „Mie­li­śmy jesz­cze tę jedną misję do wy­ko­na­nia”.

Bły­ska­wicz­nie zjadł por­cję po­żyw­nej kasz­ki i ro­zej­rzał się po mesie, szu­ka­jąc ka­pi­ta­na. Wy­da­wa­ło mu się, że gdzieś go wi­dział…

Pod­szedł do drzwi, ale te nie otwie­ra­ły się. Do­tknął ich, spró­bo­wał wsu­nąć dłoń w znaj­du­ją­cą się w nich wnękę. W końcu ude­rzył raz, drugi, bez re­zul­ta­tu.

Za­wró­cił, usiadł przy stole i pod­łą­czył się do ste­ro­wa­nia. Ob­szedł za­bez­pie­cze­nia i spraw­dził logi. Wej­ście do mesy za­mknął Perez, około go­dzi­ny wcze­śniej. Leon za­ci­snął zęby. Przej­rzał kilka mniej istot­nych in­for­ma­cji i do­stał się do lo­ka­li­za­cji za­ło­gan­tów. Obaj: Diego i Mar­kus, byli pod­łą­cze­ni do ste­ro­wa­nia w ka­ju­cie tego dru­gie­go.

Prze­kleń­stwo samo su­nę­ło mu się na usta. Spi­sko­wa­li! Na pewno w spra­wie tych ob­cych.

Za­śmiał się. Z po­zio­mu głów­ne­go ser­we­ra prze­rwał blo­ka­dę drzwi i odłą­czył się od sieci. Wy­szedł z mesy i na­tych­miast, czę­ścio­wo wciąż pod wpły­wem nar­ko­ty­ków, skie­ro­wał się do swo­jej ka­ju­ty. Ostroż­nie wszedł do środ­ka.

Z bocz­nej szafy wyjął wa­liz­kę, pod­łą­czył do Neu­ra­lin­ku i, ko­rzy­sta­jąc z pod­pi­su oso­bi­ste­go, prze­szedł za­bez­pie­cze­nia. Otwo­rzył ją i wyjął: ra­il­gu­na, pod­ręcz­ny pi­sto­let oraz gra­na­ty EMP, po­tra­fią­ce za­kłó­cić dzia­ła­nie urzą­dzeń elek­tro­ma­gne­tycz­nych. Wszyst­ko przy­cze­pił do pasa, za­ło­żył woj­sko­wy kom­bi­ne­zon i tak przy­go­to­wa­ny wy­szedł na ze­wnątrz.

Stą­pał ostroż­nie, po­wo­li zbli­ża­jąc się do ka­ju­ty Mar­ku­sa. Wciąż miał w pa­mię­ci ich bójkę sprzed pa­ru­na­stu go­dzin, dla­te­go uznał, że po­trze­bu­je planu. Pod­piął się do sta­cji i prze­jął kon­tro­lę nad jed­nym z dro­nów, a na­stęp­nie po­słał go przo­dem jako zwiad. Obraz z ka­me­ry za­stą­pił jego wła­sny wzrok.

Zdal­nie otwo­rzył drzwi. Dron wle­ciał do środ­ka, kie­ru­jąc wizję na le­żą­ce­go na koi Diego; ca­łe­go bla­de­go, ze śliną ciek­ną­cą z ust. Pu­stym wzro­kiem i z bez­myśl­nym wy­ra­zem twa­rzy pa­trzył w górę. Do jego Neu­ra­lin­ku pro­wa­dził kabel ze ścia­ny.

Obraz za­chwiał się. Leon ob­ró­cił ka­me­rę, szu­ka­jąc źró­dła ataku. Zza koi wy­chy­lał się Mar­kus, kie­ru­jąc w stro­nę ma­szy­ny nie­wiel­ki, pod­ręcz­ny pi­sto­let. Chwi­lę póź­niej po­rucz­nik stra­cił wizję.

Huk upa­da­ją­ce­go drona sły­chać było na ko­ry­ta­rzu. Leon wziął głę­bo­ki od­dech i przy­warł do ścia­ny. Teraz z ka­ju­ty nie do­bie­gał żaden dźwięk. Wy­chy­lił się zza drzwi i oddał prób­ną serię. Od­po­wie­dział mu ogień.

Przy­sta­nął, na szyb­ko ukła­da­jąc w gło­wie plan. Od­piął ra­il­gu­na i wy­chy­lił się na chwi­lę, po­now­nie pro­wo­ku­jąc kilka strza­łów.

– Wy­chodź, Mar­kus! Cip, cip, war­chlacz­ku!

Młody nie od­po­wie­dział. Leon wpiął się Neu­ra­lin­kiem do portu sta­cji, prze­jął kon­tro­lę nad ko­lej­nym dro­nem i skie­ro­wał go do ka­ju­ty. W tym samym mo­men­cie wpadł do środ­ka i wy­ce­lo­wał w Mar­ku­sa, który – za­ję­ty le­cą­cą ma­szy­ną – nie zdą­żył w niego strze­lić.

Na­ci­snął spust.

Za­chwiał się – siła od­rzu­tu była spora. Po­cisk tra­fił w prawe ramię, roz­ry­wa­jąc je i prak­tycz­nie od­dzie­la­jąc więk­szą część od ciała. Mie­szan­ka krwi i ka­wał­ków kości roz­pry­snę­ła się we wszyst­kich kie­run­kach. Po czymś takim każdy nor­mal­ny czło­wiek padł­by na zie­mię w bo­le­snych kon­wul­sjach.

Mar­kus za­miast tego rzu­cił się w kie­run­ku Leona z ogniem w oczach; szyb­ciej, niż tam­ten zdą­żył prze­ła­do­wać broń. Kikut wciąż wi­sia­ł u boku, przy­mo­co­wa­ny do eg­zosz­kie­le­tu. Mar­kus wy­pro­wa­dził cios zdro­wą dło­nią, po­pra­wił kop­nię­ciem i wy­trą­cił ra­il­gu­na. Na­stęp­nie rzu­cił się na oszo­ło­mio­ne­go prze­ciw­ni­ka i przy­parł do pod­ło­gi.

Każde jego ude­rze­nie, wspar­te do­dat­ko­wo me­ta­lo­wy­mi frag­men­ta­mi eg­zosz­kie­le­tu, spra­wiało Le­ono­wi nie­wy­obra­żal­ny ból. A choć Kłycz­ko od­po­wia­dał rów­nie bru­tal­nie, to nawet zła­ma­na kość nie ro­bi­ła na ja­jo­gło­wym wra­że­nia.

Przez chwi­lę ta­rza­li się i si­ło­wa­li w par­te­rze, w końcu jed­nak to Mar­kus zna­lazł się na górze. Usiadł na po­rucz­ni­ku i pod­niósł z ziemi ra­il­gu­na. Leon wierz­gał, ale nie mógł zrzu­cić z sie­bie prze­ciw­ni­ka. Ostat­nim wy­sił­kiem się­gnął do pasa i od­bez­pie­czył jeden z gra­na­tów EMP, uprze­dza­jąc Mar­ku­sa o za­le­d­wie kilka se­kund.

Świa­tło zga­sło. Po­wie­trze prze­szył prze­raź­li­wy jęk.

***

Gdy się obu­dził, w ka­ju­cie wciąż było ciem­no. W ustach czuł krew, a pęk­nię­te żebro spra­wia­ło mu ból przy każ­dym od­de­chu.

Pod­niósł się i o mało nie stra­cił rów­no­wa­gi – nogi mu zdrę­twia­ły. Mi­mo­wol­nie za­uwa­żył także, że nie dzia­łał jego Neu­ra­link.

Mru­żąc oczy do­strzegł le­żą­ce na ziemi ciało. Wy­tarł spo­co­ne czoło, pod­niósł z ziemi pi­sto­let i wy­ce­lo­wał w głowę Mar­ku­sa. Ja­jo­gło­wy, po­zba­wio­ny po­mo­cy eg­zosz­kie­le­tu, wy­łą­czo­ne­go przez wy­ła­do­wa­nie elek­trycz­ne, nie po­tra­fił się nawet ru­szyć. Wił się bez­rad­nie, gdy jego mię­śnie zgnia­ta­ne były przez pa­nu­ją­cą na sta­cji gra­wi­ta­cję.

Leon wy­strze­lił. W czole Mar­ku­sa po­wsta­ła jedna, wiel­ka dziu­ra, oto­czo­na pier­ście­niem spa­le­ni­zny, prze­cho­dzą­cej dalej w mniej­sze opa­rze­nia. Ze środ­ka wy­la­ła się krew i płyn mó­zgo­wo-rdze­nio­wy.

– Za­baw­ny je­steś – po­wie­dział Leon i za­niósł się gorz­kim śmie­chem, mo­men­ta­mi prze­cho­dzą­cym w jęk­nię­cia bólu.

Pod­kuś­ty­kał do ka­pi­ta­na, odłą­czył od oka­blo­wa­nia i wy­niósł na ko­ry­tarz, gdzie wciąż dzia­ła­ło świa­tło. Od­chy­lił jego po­wie­ki, ale zo­ba­czył tylko nie­obec­ny wzrok.

– No, wsta­waj Diego! Słabo się czuję, sam nie dam rady!

Spo­licz­ko­wał go. Ka­pi­tan, wciąż blady na twa­rzy, leżał nie­ru­cho­mo. Leon po­czuł jak za­war­tość żo­łąd­ka pod­cho­dzi mu do gar­dła. Od­wró­cił się i zwy­mio­to­wał.

– Kurwa!

Pod­szedł do naj­bliż­sze­go gniaz­da i spró­bo­wał wpiąć się do sieci stat­ku. Jego Neu­ra­link wciąż nie od­po­wia­dał. Spoj­rzał na Pe­re­za, wzru­szył ra­mio­na­mi i prze­wie­sił go przez ramię. Ru­szył w kie­run­ku ga­bi­ne­tu me­dycz­ne­go, z coraz więk­szym tru­dem zno­sząc każdy krok. W końcu, skraj­nie wy­cień­czo­ny, ze­mdlał.

 

Sta­cja ener­ge­tycz­na „Vul­kan-500c”,

3157 rok czasu ustan­da­ry­zo­wa­ne­go

 

– Puł­kow­ni­ku, pro­fe­so­rze, spraw­dzi­li­śmy obraz z kamer – za­mel­do­wał jeden z sier­żan­tów. – W pew­nym mo­men­cie szu­mi i ury­wa­ się. Praw­do­po­dob­nie do­szło do po­tęż­ne­go wy­ła­do­wa­nia elek­trycz­ne­go.

Ta­jem­ni­ca sta­cji “Vul­kan” była jedną z naj­więk­szych za­ga­dek XXXI wieku. Przez kil­ka­na­ście lat pra­co­wa­ła bez żad­ne­go za­rzu­tu, a ra­por­ty spły­wa­ły z niej re­gu­lar­nie. I nagle – puf! Na­sta­ła cisza.

– Przy­ją­łem – od­po­wie­dział po­rucz­nik Bi­go­ut. – Mo­że­cie od­ma­sze­ro­wać.

Młody sier­żant za­sa­lu­to­wał i wy­szedł z mesy, po­now­nie zo­sta­wia­jąc Gi­ja­sa al-Rah­mę i Ber­nar­da sa­mych.

– Pod­su­muj­my co na razie mamy – po­wie­dział do Gi­ja­sa po­rucz­nik Bi­go­ut. Ber­nard, pry­wat­nie przy­ja­ciel al-Rah­my, był jed­nym z mło­dych i am­bit­nych ofi­ce­rów w Si­łach Zbroj­nych. Ta eks­pe­dy­cja miała za­pew­nić mu wresz­cie awans ad­mi­ral­ski. – Czter­na­ste­go marca na sta­cję przy­je­chał nowy czło­nek za­ło­gi. At­mos­fe­ra na sta­cji była taka sobie…

– Co po­twier­dził w li­ście za­adre­so­wa­nym do mnie.

– Ale przez kilka mie­się­cy wszyst­ko funk­cjo­no­wa­ło. I nagle, dru­gie­go lipca, urwał się sy­gnał i prze­sta­ły spły­wać ra­por­ty. Wszy­scy za­ło­gan­ci umar­li w strze­la­ni­nie, o czym świad­czą eks­per­ty­zy zna­le­zio­nych ciał. Sama sta­cja pra­co­wa­ła jed­nak jesz­cze przez kilka lat, ale bez re­gu­lar­nych prze­glą­dów w końcu za­czę­ło szwan­ko­wać ma­ga­zy­no­wa­nie ener­gii i pro­gram sa­mo­ist­nie po­sta­no­wił o za­wie­sze­niu dzia­ła­nia.

Gijas pod­szedł do okna. Na żywo czar­na dziu­ra pre­zen­to­wa­ła się pięk­niej, niż na ja­kim­kol­wiek fil­mie. Prze­cho­dzi­ły go ciar­ki na samą myśl o tym, jak wiel­ką siłę de­struk­cji i jak wiel­ką moc, zdol­ną wy­gi­nać cza­so­prze­strzeń w nie­wy­obra­żal­nym stop­niu, może mieć coś tak ma­łe­go i nie­po­zor­ne­go.

A tuż nad nią, krą­żąc w dysku akre­cyj­nym, wi­siał nie­ru­cho­mo ty­ta­no­wy kloc. Po­tęż­na gra­wi­ta­cja za­trzy­ma­ła go w cza­sie dzie­siąt­ki lat wcze­śniej.

– Puł­kow­ni­ku, wiemy co to jest?

– Bazy da­nych. Kod iden­ty­fi­ka­cyj­ny świad­czy o tym, że zo­sta­ły zrzu­co­ne z “Vul­ka­nu”.

– Może to miało zwią­zek ze strze­la­ni­ną?

– Tak są­dzi­my. Wy­sła­li­śmy już sondy, w ciągu kil­ku­na­stu dni bę­dzie­my mogli pod­piąć się do środ­ka i spraw­dzić za­war­tość.

Gi­ja­sa prze­szedł dreszcz. Z ja­kie­goś po­wo­du nie mógł po­zbyć się ir­ra­cjo­nal­ne­go wra­że­nia, że coś jest nie tak…

Koniec

Komentarze

Hej, Golodh!

Zacznę od tego, że przeczytałem :) Ciekawa historia, ale zanim zaczęło być ciekawie, myślałem że odpadnę. Fajna koncepcja, pseudonaukowe zdania, dobrze sklecone. Właśnie czegoś takiego chcę od sci-fi.

Stwierdziłem “czytam dalej” w momencie, gdy zaczęli odbierać dane z czarnej dziury. Mam jednak wrażenie, że dałoby się trochę krócej.

 

Moja wątpliwość: 60 lat zajęło im dostanie się do tej stacji? Pomijając zagiętą czasoprzestrzeń, to nie było chyba informacji o żadnej technologii, która pozwalała “zamrozić się” na czas lotu? Jeżeli młody naukowiec się tam dostał, to pewnie ktoś inny też mógł w parę lat. Miałem wrażenie, że czasowo coś się to nie spina.

 

Ogólnie na plus.

Pozdrawiam

Hej :)

 

Zacznę od tego, że przeczytałem :) Ciekawa historia, ale zanim zaczęło być ciekawie, myślałem że odpadnę.

Tego się trochę bałem z początkiem. Zresztą miał być nawet krótszy, ale z drugiej strony chciałem na początku zarysować bohaterów… Także to efekt jakiegoś kompromisu, którego szukałem :P

 

pseudonaukowe zdania

No nie, akurat (poza jednym wyjątkiem, którego nie potrafiłem ominąć) wszystko powinno być naukowe. Przynajmniej jeśli chodzi o fizykę, także ten, trochę mógłbym czuć się urażony ;)

 

Mam jednak wrażenie, że dałoby się trochę krócej.

Tak? A mi się wydawało, że właśnie mogłem jeszcze coś dodać w środku, na etapie podejmowania decyzji co zrobić z obcym. Wmieszać trochę polityki, wątpliwości, dyskusji, etc. etc. Także ten, ciekawa kwestia.

 

Moja wątpliwość: 60 lat zajęło im dostanie się do tej stacji? Pomijając zagiętą czasoprzestrzeń, to nie było chyba informacji o żadnej technologii, która pozwalała “zamrozić się” na czas lotu? Jeżeli młody naukowiec się tam dostał, to pewnie ktoś inny też mógł w parę lat. Miałem wrażenie, że czasowo coś się to nie spina.

Już tłumaczę: stoi za tym Szczególna Teoria Względności. W przypadku dużych prędkości dochodzi do dylatacji czasu, czyli inaczej płynie ci czas. Dla obiektywnego obserwatora, np. dla stacji (zresztą w stosunku do tego obiektywnego liczony jest czas ustandaryzowany) nigdy nie przekroczysz prędkości światła, tzn. jeśli masz 30 lat świetlnych od Omicron Cephei, to te 30 lat to minimalny czas podróży.

Z drugiej strony dla podróżującego reszta świata się “skraca”, przez co odbywa podróż szybciej. W teorii czym więcej energii włożysz, tym bardziej możesz skrócić “subiektywną podróż”.

Innymi słowy to coś w rodzaju paradoksu bliźniąt. Dlatego Markus lecąc bardzo szybko zdążył się nie zestarzeć, ale w czasie ustandaryzowanym zajęło mu to i tak 30 lat. I tak samo ekipa ratunkowa nie mogła przybyć szybciej niż 60 lat (30 lat podróży i 30 lat na to, żeby wgl dowiedzieli się, że coś się tam stało).

 

Dziękuję serdecznie za lekturę i cieszę się, że na plus :)

 

 

 

Слава Україні!

 

Golodh – widziałem czym się zajmujesz. Zakładałem jednak, że ‘pseudo’ jest tam więcej niż -naukowości. Zwracam honor :) Ze względu na to, w moich oczach historia sporo zyskała.

 

Tak? A mi się wydawało, że właśnie mogłem jeszcze coś dodać w środku, na etapie podejmowania decyzji co zrobić z obcym. Także ten, ciekawe.

Jak tak to przedstawiasz to racja. Można dłużej. Bardziej myślami byłem przy początku tekstu. Może bohaterów można byłoby zarysować, więcej poprzez pokazywanie ich decyzji, a mniej na samym początku. To jedynie, taka moja luźna myśl :)

 

Już tłumaczę: stoi za tym Szczególna Teoria Względności…

Okej, nie jestem pewien czy dobrze rozumiem. Oto moje wątpliwości:

Zakładałem, że ten “czas ustandaryzowany” to ogólny czas, a nie liczony dla tego obiektu. Czyli, jeżeli:

 

Czternastego marca na stację przyjechał nowy członek załogi. Atmosfera na stacji była taka sobie…

– Co potwierdził w liście zaadresowanym do mnie.

To sześćdziesiąt lat wcześniej, ta osoba już była “Szanownym Profesorem”? Ale według czasu ze stacji?

To tyle :) Dzięki :)

Cześć!

 

Dziś zacznę czytać i do jutra postaram się przeczytać całość.

PS mój nick to krar85

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ja postaram się też dzisiaj przeczytać, ale to wieczorem, kiedy wrócę ze spotkania w Katowicach :)

Known some call is air am

Golodhu, zupełnie nie znam się na sprawach poruszonych w opowiadaniu, ale ponieważ zakładam, że wiedziałeś o czym piszesz, z ufnością podchodzę do przedstawionych zdarzeń i muszę wyznać, że nawet nieźle mi się czytało tę historię. :)

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

pod­ję­ta zo­sta­nie ak­tyw­na akcja ko­lo­ni­za­cyj­na.” → …pod­ję­ta zo­sta­nie ak­tyw­na akcja ko­lo­ni­za­cyj­na”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Nie bójmy się gło­śno na­zy­wać ich Za­gła­dą.” → Nie bójmy się gło­śno na­zy­wać ich Za­gła­dą”.

 

– Tak, tak, bę­dzie nowy, mó­wisz mi to setny raz.Prych­nął. → – Tak, tak, bę­dzie nowy, mó­wisz mi to setny raz – prych­nął.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

ły­sa­wy z kil­ku­dnio­wym za­ro­stem, ob­le­czo­ny był w licz­ne me­da­le z cza­sów Za­gła­dy. → Obawiam się, że w medale nikogo oblec się nie da.

Proponuję: …ły­sa­wy z kil­ku­dnio­wym za­ro­stem, obwieszony licznymi medalami z cza­sów Za­gła­dy.

Za SJP PWN: oblec II 1. «założyć powłoczkę» 2. daw. «ubrać kogoś lub włożyć jakąś część garderoby»

 

Na­stęp­nie wska­zał na swo­je­go to­wa­rzy­sza. → Na­stęp­nie wska­zał swo­je­go to­wa­rzy­sza.

 

po­wie­dział ka­pi­tan Perez, uno­sząc w górę kie­lich czer­wo­ne­go wina. → Masło maślane – czy mógł unieść kielich w dół?

Wystarczy: …po­wie­dział ka­pi­tan Perez, uno­sząc kie­lich czer­wo­ne­go wina.

 

Z cza­sem nogi stają się nie­na­tu­ral­nie cięż­sze niż głowa.Wes­tchnął. → Z cza­sem nogi stają się nie­na­tu­ral­nie cięż­sze niż głowa – wes­tchnął.

 

po­pę­ka­nych, ob­to­czo­nych dwu­dnio­wych za­ro­stem ust… → …po­pę­ka­nych, o­to­czo­nych/ okolonych dwu­dnio­wych za­ro­stem ust

Za SJP PWN: obtoczyćobtaczać 1. «obracając jakiś przedmiot w sypkiej substancji, spowodować jej przylgnięcie do niego» 2. «przetoczyć coś dookoła czegoś» 3. «nadać czemuś okrągły lub walcowaty kształt»

 

– Za­gła­da? – Za­re­cho­tał. – Za­gła­da? – za­re­cho­tał.

 

Z po­wro­tem zwró­cił się do Atego i mru­gnął okiem. → Zbędne dopowiedzenie – czy mógł mrugnąć czymś innym?

Proponuję: Z po­wro­tem zwró­cił się do Atego i puścił oko.

 

Siądę sobie obok. – Wska­zał na fotel. → Siądę sobie obok. – Wska­zał fotel.

 

i oczysz­cze­nia ad­mi­ra­li­za­cji Gwiezd­nych Sił Zbroj­nych. → Co to jest admiralizacja?

 

Na­stęp­nie zła­pał go za przed­ra­mię, chwy­cił w uści­sku i wy­giął. → Nie bardzo umiem sobie wyobrazić, jak, złapawszy kogoś za przedramię, chwycić w uścisku i wygiąć.

A może miało być: Na­stęp­nie zła­pał go za przed­ra­mię, ścisnął i wygiął/ wykręcił rękę.

 

– Co to ma zna­czyć?! – wark­nął Leon. – Psia mać. → – Co to ma zna­czyć?! – wark­nął Leon. – Psiamać.

 

Każda, wy­da­ją­ca się na pe­wien spo­sób pul­so­wać ży­ciem, miała uni­kal­ny kolor: były żółte i czer­wo­ne, nie­bie­skie i zie­lo­ne, brą­zo­we, ró­żo­we, a nawet ledwo wi­dzial­ne szare punk­ty. → Na czym polega unikalność powszechnie znanych wymienionych  kolorów?

 

Hello world! – ode­zwał się obraz szczu­ra. Jego twarz po­kry­ta była… → Czy szczury mają twarze?

 

może stwo­rzyć cy­wi­li­za­cję rów­nie wspa­nia­łą co nasza. → …może stwo­rzyć cy­wi­li­za­cję rów­nie wspa­nia­łą jak nasza.

 

Naj­waż­niej­szym było za­cho­wać spo­kój… → Naj­waż­niej­sze było za­cho­wać spo­kój

 

Cięż­ko było sobie wy­obra­zić→ Trudno było sobie wy­obra­zić

 

Sie­dział, po­grą­żo­ny w lek­tu­rze sta­rych ar­ty­ku­łów na­uko­wych, które za­czął szu­kać… → Sie­dział po­grą­żo­ny w lek­tu­rze sta­rych ar­ty­ku­łów na­uko­wych, których za­czął szu­kać

 

Więk­szość na­ukow­ców za­ska­ku­ją­cą ko­in­cy­den­cję przy­pi­su­je… → Więk­szość na­ukow­ców za­ska­ku­ją­cą ko­in­cy­den­cję przy­pi­su­je…

 

Ten wy­raź­ny roz­dź­więk po­wo­du­je wy­raź­ną kon­ster­na­cję→ Czy to celowe powtórzenie?

 

są tylko wy­my­słem woj­sko­wych.” → …są tylko wy­my­słem woj­sko­wych”.

 

na ję­zy­ku czuł smak sta­re­go, ir­landz­kie­go whi­skey.Whiskey jest rodzaju żeńskiego, więc: …na ję­zy­ku czuł smak sta­re­j, ir­landz­kie­j whi­skey.

 

pa­mięć krót­koi dłu­go­trwa­łą… → …pa­mięć krót­ko- i dłu­go­trwa­łą

W zapisie tego typu używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Nowe pliki przez chwi­lę ukła­da­ły się, szu­ka­jąc opty­mal­ne­go uło­że­nia… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Wró­cił do ka­ju­ty i pró­bo­wał bez­sku­tecz­nie za­snąć. → Czy tu aby nie miało być: Wró­cił do ka­ju­ty i bez­sku­tecz­nie próbował za­snąć.

 

Wszedł do środ­ka i wska­zał na koję… → Wszedł do środ­ka i wska­zał koję

 

– Mają różne pro­fe­sje. – kon­ty­nu­ował ka­pi­tan. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Mie­szan­ka mło­de­go chyba za­czy­na­ła dzia­łać. De­li­kat­ne mro­wie­nie za­czę­ło roz­cho­dzić się po jego całym ciele. → Czy dobrze rozumiem, że mrowienie rozchodziło się po ciele młodego?

 

– Sk.. skąd… wies? → Brak jednej kropki w pierwszym wielokropku. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Ręka mu zdrę­twia­ła i bez­ład­nie opa­dła wzdłuż ciała. → Pewnie miało być: Ręka mu zdrę­twia­ła i bezw­ład­nie opa­dła wzdłuż ciała.

 

„Mie­li­śmy jesz­cze jedną misję do wy­ko­na­nia”. → „Mie­li­śmy jesz­cze jedną misję do wy­ko­na­nia”.

 

Pod­szedł do drzwi, ale te się nie otwie­ra­ły się. → Dwa grzybki w barszczyku.

 

Otwo­rzył ją i wyjął: Ra­il­gu­na, pod­ręcz­ny pi­sto­let→ Otwo­rzył ją i wyjął: ra­il­gu­na, pod­ręcz­ny pi­sto­let

Nazwy broni piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Od­piął Ra­il­gu­na i wy­chy­lił się… → Od­piął ra­il­gu­na i wy­chy­lił się

 

Po­cisk tra­fił w prawę ramię… → Literówka.

 

roz­ry­wa­jąc je na dwie czę­ści i prak­tycz­nie od­dzie­la­jąc więk­szą część od ciała. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Mie­szan­ka krwi i ka­wał­ków kości roz­pry­snę­ły się… → Literówka.

 

po­pra­wił kop­nię­ciem i wy­trą­cił Ra­il­gu­na. → …po­pra­wił kop­nię­ciem i wy­trą­cił ra­il­gu­na.

 

pod­niósł z ziemi Ra­il­gu­na. → …pod­niósł z ziemi ra­il­gu­na.

 

Leon wierz­gał jak mógł, ale nie mógł zrzu­cić z sie­bie prze­ciw­ni­ka. → Czy to celowe powtórzenie?

 

Pod­kuś­ty­kał do ka­pi­ta­na, odłą­czył oka­blo­wa­nie od jego głowy i wy­niósł na ko­ry­tarz, gdzie wciąż dzia­ła­ło świa­tło. → Dlaczego wyniósł na korytarz odpięte okablowanie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawe. 

Lubię takie historie. 

Ta scena walki jest trochę niejasna, rozumiem, że naukowiec stał się już rodzajem zombie, bo w pełni załatwił go kosmita?

I szczerze mówiąc myślę, że to Leon najlepiej kombinował. Komunikacja z takim bytem byłaby na 100% chińskim pokojem lub czymś podobnym. Nie dość, że odległość technologiczna wręcz absurdalna, to jeszcze kompletny brak punktów zaczepienia, nawet o fizykę, bo różni ich również wszechświat z którego pochodzą. Możliwości porozumienia – zerowe. W dodatku zachował się od początku wrogo, licząc na efekt zaskoczenia. Moim zdaniem w każdym wariancie ludzkość ulega anihilacji, więc jedynym rozwiązaniem było wybrać opcję zniszczenia póki się nie rozrosło i nie złożyło jaj :P Nie liczy się, co wróg deklaruje, ale jak postępuje.

Jedno mnie tylko zastanawia – jak oni chcą wydobyć dane z tej bazy, skoro już wlazła tak głęboko? 

 

Ramshiri,

 

Okej, nie jestem pewien czy dobrze rozumiem. Oto moje wątpliwości:

Zakładałem, że ten “czas ustandaryzowany” to ogólny czas, a nie liczony dla tego obiektu. Czyli, jeżeli:

 

Czternastego marca na stację przyjechał nowy członek załogi. Atmosfera na stacji była taka sobie…

– Co potwierdził w liście zaadresowanym do mnie.

To sześćdziesiąt lat wcześniej, ta osoba już była “Szanownym Profesorem”? Ale według czasu ze stacji?

Okej, już tłumaczę.

“Czas ustandaryzowany” faktycznie uznałem go za coś w rodzaju normy, tj. czasu ogólnego (w praktycznej realizacji byłby to pewnie czas ziemski).

Natomiast będzie taki sam dla większości obiektów “nieruchomych” (tzn. nieruchomych względem Ziemi) i do takich należy stacja.

 

Czyli te 60 lat wcześniej ta osoba była profesorem według czasu “ogólnego”, który panuje i na stacji i na Omicron Cephei. To co się w praktyce dla niego zmienia, to podróż o 30 lat, która popycha wszystko do przodu o 30 lat poza samymi podróżującymi (ich pewnie o coś w rodzaju tygodni, bo za duże skrócenie wymagałoby za dużo energii).

Czyli już 60 lat wcześniej Markus pisał do niego, ale Gijas postarzał się o ~30 lat.

Mam nadzieję, że choć trochę wyjaśniłem :P

 

krarze, Outta,

kiedy będziecie mieli ochotę :P I bardzo przepraszam za moje faux pas, już poprawiłem :/

 

Reg,

Golodhu, zupełnie nie znam się na sprawach poruszonych w opowiadaniu, ale ponieważ zakładam, że wiedziałeś o czym piszesz, z ufnością podchodzę do przedstawionych zdarzeń i muszę wyznać, że nawet nieźle mi się czytało tę historię. :)

 

:)

I oczywiście, że wiedziałem. Nawet momentami coś liczyłem, żeby się upewnić, że wszystko jest dobrze.

 

Co do uwag… Trochę wstyd mi, szczególnie za te cudzysłowy, bo już zwracałaś na nie uwagi i to chyba pierwszy od pół roku przypadek, że postawiłem kropkę przed nim, a nie po :/

Mam wątpliwość co do wyrażeń typu zarechotał, westchnął etc. Bo poza odnoszeniem się do wypowiedzi mogą chyba mieć znaczenie same w sobie; tzn. można zarechotać albo westchnąć bez mówienia. Przechodząc do sedna moje pytanie brzmi:

– Zagłada? – Zarechotał.

Czy taki zapis jest niepoprawny, jeśli znaczyłby: Powiedział “Zagłada”, a następnie (po chwili) zaśmiał się rubasznie (zarechotał)?

 

Dziwna sprawa też ze słowem “admiralizacja”. Byłem pewien, że je w życiu słyszałem, ale to może przysłyszenia w takim razie, bo faktycznie w słowniku nie ma. Chodziło o coś w rodzaju komórki dowodzenia flotą, w której zasiadają admirałowie, nie wiem czy funkcjonuje jakieś poprawne słowo, które by to opisywało.

 

Z powrotem zwrócił się do Atego i mrugnął okiem. → Zbędne dopowiedzenie – czy mógł mrugnąć czymś innym?

Teoretycznie mógł mrugnąć obojgiem oczu. Choć faktycznie wyszłoby nieco zabawnie xP

 

Dziękuję ci za cenny czas, jaki poświęcasz na czytanie i pomoc :D

Слава Україні!

Byłem pewien, że je w życiu słyszałem, ale to może przysłyszenia w takim razie, bo faktycznie w słowniku nie ma. Chodziło o coś w rodzaju komórki dowodzenia flotą, w której zasiadają admirałowie, nie wiem czy funkcjonuje jakieś poprawne słowo, które by to opisywało.

 

Może masz na myśli admiralicję? 

I tajemnica rozwiązana :P Rzeczywiście, chodziło o admiralicję.

 

Ta scena walki jest trochę niejasna, rozumiem, że naukowiec stał się już rodzajem zombie, bo w pełni załatwił go kosmita?

No, mniej więcej. Trochę chciałem pozostawić niedopowiedziane, bo duży udział w założeniu miało mieć nastawienie Markusa i podatność na manipulacje w tym zakresie. No i te rzeczy jak ignorowanie bólu oczywiście dałoby się załatwić, szperając odpowiednio długo w swojej głowie przez Neuralink (tak jak Diego wyłączył słuch). Koniec końców chyba miałem na myśli równocześnie wszystko powyższe :P

 

I szczerze mówiąc myślę, że to Leon najlepiej kombinował. Komunikacja z takim bytem byłaby na 100% chińskim pokojem lub czymś podobnym. Nie dość, że odległość technologiczna wręcz absurdalna, to jeszcze kompletny brak punktów zaczepienia, nawet o fizykę, bo różni ich również wszechświat z którego pochodzą. Możliwości porozumienia – zerowe. W dodatku zachował się od początku wrogo, licząc na efekt zaskoczenia. Moim zdaniem w każdym wariancie ludzkość ulega anihilacji, więc jedynym rozwiązaniem było wybrać opcję zniszczenia póki się nie rozrosło i nie złożyło jaj :P Nie liczy się, co wróg deklaruje, ale jak postępuje.

Hmmm… Nie wiem czy na pewno chiński pokój. Na pewno byłoby ciężej, ale zakładam, że są pewne “prawdy” uniwersalne i niezależne od praw fizyki, na których dałoby oprzeć jakiś język albo rodzaj komunikacji. Unikając dużych dygresji, to proces ewolucji jest czymś zupełnie niezależnym od praw fizyki, jakaś teoria informacji i pewnie spora część matematyki. Tu jest potencjalne pole do dyskusji, jak bardzo nasza aksjomatyka wynika z praw przyrody… Ale wyobrażam sobie, że liczby naturalne można zdefiniować w każdych prawach fizyki.

A jak masz liczby, to do jakiegoś języka już nie tak daleko.

Choć racja, w pewnym stopniu mógł to być również chiński pokój :P

Natomiast pełna zgoda, że jest jeszcze przepaść technologiczna. Trochę inspirowałem się “Superinteligencją” Bostroma (jeśli lubisz popularnonaukowe teksty, to polecam, dla mnie kopalnia przemyśleń :P ), zarówno przy jakichś szczątkowych rodzajach kontroli, rozwoju sytuacji (manipulacje Markusem) no i możliwymi konsekwencjami. Cywilizacja, która rozwija się od miliony lat dłużej siłą rzeczy musi mieć miażdżącą przewagę i oczywiście, że ludzkość byłaby zmieciona :P

Choć pewnie optymalniej nie zachowywaliby się tak wrogo, ale złożyłem to na karb braku wiedzy o otoczeniu.

Tak czy inaczej – osobiście też stałbym po stronie Leona :P

Jedno mnie tylko zastanawia – jak oni chcą wydobyć dane z tej bazy, skoro już wlazła tak głęboko? 

Pytasz o samą końcówkę i wydobycie z już-spadających-serwerów czy o wcześniejsze czyszczenie, którego dopuścił się Leon wyręczając kapitana?

Слава Україні!

Hej, hej,

 

fajna historia, niezła fizyczna podbudowa, interesujący obraz cywilizacji przetworzonej w “wirusa”. Mam jak najlepsze skojarzenia ze Star Trekiem, Żołnierzami kosmosu czy Enderem. Hard s-f pełną gębą :)

Klikam!

 

Pozdro!

Che mi sento di morir

Choć racja, w pewnym stopniu mógł to być również chiński pokój :P

 

No właśnie, ja tego nie umiem ubrać w odpowiednie słowa. Chodziło mi bardziej o to, że dla nich, mimo że rozumieliby BYĆ MOŻE część treści, sam przekaz byłby tylko narzędziem do osiągnięcia własnego celu. Nie byliby nawet nastawieni na próbę komunikacji, tylko traktowali słowa tak, jak my używamy otwieracza do konserw. Czyli – zamiast próby świadomej komunikacji – skonstruować według reguł semantyki przekaz taki, by otrzymać oczekiwany wynik. Traktowanie rozmówcy bezosobowo, jak prosty program z danymi wejściowymi. Być może tak traktują swoich rozmówców skrajni psychopaci. 

 

Pytasz o samą końcówkę i wydobycie z już-spadających-serwerów czy o wcześniejsze czyszczenie, którego dopuścił się Leon wyręczając kapitana?

 

O te serwery – lecą już 30 lat… to dużo. Wiem, że je widać, rozumiem dlaczego, ale… Jak się do nich dostać? 

 

BTW – idę nominować do biblioteki, bo po łapance Reg powinno być dobrze technicznie.

Dziękuję, Golodh.

Mam nadzieję, że choć trochę wyjaśniłem :P

Wyjaśniłeś :)

BK

 

Dziękuję, za komentarz i jeszcze raz za całą pomoc. Cieszę się, że na końcu Ci się podoba :D

 

silver_advent

 

No właśnie, ja tego nie umiem ubrać w odpowiednie słowa. Chodziło mi bardziej o to, że dla nich, mimo że rozumieliby BYĆ MOŻE część treści, sam przekaz byłby tylko narzędziem do osiągnięcia własnego celu. Nie byliby nawet nastawieni na próbę komunikacji, tylko traktowali słowa tak, jak my używamy otwieracza do konserw. Czyli – zamiast próby świadomej komunikacji – skonstruować według reguł semantyki przekaz taki, by otrzymać oczekiwany wynik. Traktowanie rozmówcy bezosobowo, jak prosty program z danymi wejściowymi. Być może tak traktują swoich rozmówców skrajni psychopaci. 

Ach, teraz chyba rozumiem. To imho jak najbardziej :D

 

O te serwery – lecą już 30 lat… to dużo. Wiem, że je widać, rozumiem dlaczego, ale… Jak się do nich dostać? 

Tzn. dylatacja czasu powinna je zatrzymać w czasie i powinno być możliwe dostać się do nich. Ja bym zrobił tak: Wysyłasz sondy z większym przyspieszeniem niż serwery (te pewnie spadają swobodnie, więc to też nie jest jakoś bardzo trudne, starczy dobrać odpowiednią energię i orbitę, co już komp policzy), podłączasz się do tychże i wysyłasz sygnał z informacjami ze środka. Same serwery nie mogą spaść poniżej horyzontu zdarzeń (względem obserwatora nieruchomego nic nie może w skończonym czasie), co najwyżej będą trochę (albo i bardzo) sponiewierane przez silną grawitację.

Chociaż technicznie to może być kłopotliwa sprawa, bo sonda, żeby tam dolecieć, sama uległaby spowolnieniu i pewnie zajęło by to sporo czasu… Sam szczerze mówiąc nie wiem teraz. Założyłem, że się da, ale tu już akurat wchodzi fizyka, której (przynajmniej na razie) nie potrafię przeliczyć.

 

 

BTW – idę nominować do biblioteki, bo po łapance Reg powinno być dobrze technicznie.

A dziękuję :)

Слава Україні!

Chociaż technicznie to może być kłopotliwa sprawa, bo sonda, żeby tam dolecieć, sama uległaby spowolnieniu i pewnie zajęło by to sporo czasu…

 

Zgadza się. Przede wszystkim dałeś bardzo duże przyspieszenie – wiemy, że na stację oddziałuje przyspieszenie ziemskie, a jeśli mamy tutaj spadek swobodny odbywający się bez oporu ośrodka przez 30 lat (!) to nie licząc, zakładam, że ta biblioteka danych będzie już lecieć z dość dużym ułamkiem c. 

Na pocieszenie mamy, że właściwie to te 30 lat upłynęło na stacji, a sama biblioteka leciała np. góra rok ;) (strzał totalnie od czapy, poglądowo – i dla obserwatora w bibliotece) ze względu na potworną, rosnącą grawitację. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to zdalny hacking za pomocą sygnału radiowego (lub czegoś analogicznego) – też by trwało długo, ale daje nadzieję, albo próba dostania się do niej przez mechanizm splątania kwantowego (może ma tego typu interfejs?).

 

I jeśli męczy Cię moje marudzenie, to daj znać. Wiem, że takie dzielenie włosa na czworo może być dla autora upierdliwe :)

Tro­chę wstyd mi, szcze­gól­nie za te cu­dzy­sło­wy…

Golodhu, proszę natychmiast przestać się wstydzić, a zaoszczędzoną energię (wstydzenie się pochłania jej mnóstwo) zużyć przy pianiu kolejnych opowiadań. :)

 

Mam wąt­pli­wość co do wy­ra­żeń typu za­re­cho­tał, wes­tchnął etc.

Na końcu poradnika jak zapisywać dialogi, znajdziesz listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.

A rechot to szczególny, głośny śmiech, więc skoro małą literą piszemy w didaskaliach zaśmiać się, to i zarechotał też małą.

Za SJP PWN: rechot, rechotanie  2. pot. «niski, chrapliwy śmiech; też: śmiech bezmyślny»

 

Dziw­na spra­wa też ze sło­wem “ad­mi­ra­li­za­cja”. Byłem pe­wien, że je w życiu sły­sza­łem…

Przypuszczam, że słyszałeś słowo „admiralicja”.

Za SJP PWN: admiralicja 1. «władze naczelne marynarki wojennej» 2. «korpus admirałów»

 

Teo­re­tycz­nie mógł mru­gnąć oboj­giem oczu.

Tak po prawdzie to mrugamy powiekami, nie oczyma, ale tak już się utarło, że powszechnie mówimy o mruganiu okiem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobra silver, ale ten spadek swobodny dokonuje się z perspektywy serwerów. Ze strony stacji widzimy dylatację czasu (spowodowaną grawitacją) i w praktyce jego prędkość “z zewnątrz” będzie maleć :P

Poza tym spadek swobodny dobrze opisuje ruch w stałym polu, dlatego działa jako dobre przybliżenie na ziemi. W praktyce jak puścisz swobodnie przedmiot w przestrzeni kosmicznej (np. satelitę) to przyjmie jakąś orbitę keplerowską (elipsę/hiperbolę) wokół masy centralnej. A w okolicach czarnej dziury dzieją się rzeczy jeszcze bardziej skomplikowane – szczerze mówiąc słabo już pamiętam, ale liczyłem z rok temu jakieś dziwne zjawiska, typu ergosfera, w której musisz się ciągle obracać, albo np. że poniżej 3 promieni Schwarzshilda nie da się opisać stabilnej orbity… Dlatego intuicyjnie wydaje mi się, że ten spadający obiekt jest “do złapania”, skoro powinien zatrzymywać się w czasie na horyzoncie czarnej dziury, ale w praktyce np. nie założyłbym się o to (ale o to, że będą spadały swobodne też nie) :P

A z detali… Fala radiowa ma sens, ale moim zdaniem można to załatwić nawet jakimiś nanodronami, je na pewno dałoby się też solidnie rozpędzić do c, a możliwości ingerencji i dostania się do informacji masz więcej.

A splątanie kwantowe to nie wiem, chyba nie :P To znaczy jak chcesz teleportować stan kwantowy, to musiałbyś dostać wynik pomiaru z tych serwerów, do tego musieliby wiedzieć, że w ogóle potrzebujesz stanu… Efektywnie sprowadziłoby się to chyba do wysyłania fali radiowej tam i z powrotem, więc wszystko jedno.

No i nie męczy, ja zawsze o fizyce z chęcią podyskutuję :) Zresztą bardzo lubię; na jakimś fb ludzie czasem nie rozumieją co się dzieje, a na studiach ludzie już często wchodzą w tryb “zamknij się i licz” (chociaż wiadomo, nie wszyscy :P ). Także portal to niejako miła odmiana :)

 

Reg,

 

Golodhu, proszę natychmiast przestać się wstydzić, a zaoszczędzoną energię (wstydzenie się pochłania jej mnóstwo) zużyć przy pianiu kolejnych opowiadań. :)

Czasem trzeba się trochę powstydzić, bo potem nie chce się drugi raz i daje to motywację do poprawy :)

 

Na końcu poradnika jak zapisywać dialogi, znajdziesz listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.

A rechot to szczególny, głośny śmiech, więc skoro małą literą piszemy w didaskaliach zaśmiać się, to i zarechotał też małą.

Za SJP PWN: rechot, rechotanie  2. pot. «niski, chrapliwy śmiech; też: śmiech bezmyślny»

Ale w poradniku mamy:

 

„Zarechotał” z kolei może oznaczać mało przyjemny śmiech, jak i faktyczne (żabie) rechotanie.” (2.11)

 

I tu chodziło mi o śmiech po wypowiedzi, a nie o rechotanie. Podobnie wyjaśniają rzecz z wzdychaniem, a ja pisząc oba te słowa miałem na myśli robienie czynności po wypowiedzi. Dlatego tak się zasugerowałem :P Ale jeśli to i tak błąd i moje próby wybrnięcia są nieudane (choć akurat dopytuję z czystej ciekawości), to poprawię oczywiście.

 

Przypuszczam, że słyszałeś słowo „admiralicja”.

Za SJP PWN: admiralicja 1. «władze naczelne marynarki wojennej» 2. «korpus admirałów»

Tak, zdecydowanie to :D Jeszcze dziwniejsza sprawa, bo faktycznie użyłem tego w innym fragmencie tekstu…

 

Tak po prawdzie to mrugamy powiekami, nie oczyma, ale tak już się utarło, że powszechnie mówimy o mruganiu okiem. ;)

Rozumiem :D W takim razie zostawiłem po prostu “mrugnął”, powiekę zostawiając w domyśle :)

Слава Україні!

Golodhu, jeśli w czymkolwiek pomogłam, cieszę się. Pamiętaj jednak, że wszystkie moje uwagi to tylko propozycje i sugestie. To Twoje opowiadanie i Ty decydujesz, jaki słowami będzie napisane. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W tekście starałem się trochę czerpać z poprzednich tekstów, a także paru klasycznych tekstów SF, ale znajduje się tam też spory indywidualny rys (a przynajmniej mam taką nadzieję).

Interesujące.

 

Będzie tam więc jakaś wizja przyszłości, będą kosmici, czarne dziury i dużo fizyki, którą pewnie tylko ja w całości zrozumiem.

Drugi Richard Feynman? :P

 

Wolą mieszkańców Sol, Centaura, Procjona i dwunastu innych układów gwiezdnych podjęliśmy decyzję o wysłaniu pancerników Gwiezdnych Sił Zbrojnych

Powtórzenie.

 

Zestrzelenie sondy Columbus-14 oraz pozostałe działania owej cywilizacji zostały uznane za akt wrogości wobec gatunku ludzkiego i potraktowane jako wypowiedzenie wojny. Dalsza koegzystencja została wykluczona.

Dość dystopijną wersję nam tu malujesz, skoro od razu eksterminacja.

Zważywszy na ludzką historię, taka decyzja byłaby raczej ostatecznością.

 

„Działania naszych ojców należy uznać za kosmobójstwo i kategorycznie potępić. Nie bójmy się głośno nazywać ich Zagładą”.

No, właśnie!

 

Leon wpiął kabel do Neuralinku.

Używają jakiejś anachronicznej technologii sprzed tysiąca lat? :P

 

zgniatanych do nieludzkich rozmiarów

Nie wygląda mi to dobrze.

 

podziemne obozy zagłady.

Czekaj… obcy trzymali ludzi w obozach zagłady? Czy coś źle zrozumiałem?

 

Pokazał na wpięty do głowy kabel.

Kabel? Cóż za antyczny relikt!

 

Drony zaczęły powoli znosić jego bagaż, na który miał przygotowane kilka głębokich szafek. Markus wyjął z torby elegancką białą koszulę i garnitur. Odświeżył się mydłem w sztyfcie, przebrał i udał na uroczyste spotkanie.

Czemu uroczyste?

 

Sondy konserwujące, wylatujące na przegląd, poruszają się nienaturalnie szybko.

A czas nie powinien zwalniać?

 

– Urodziłem się pięć lat przed Zagładą.

Ta Zagłada nie była 300 lat wcześniej? Tak długo żyją ludzie w przyszłości? Nieźle!

 

– W koloniach Omicronu mamy nowsze i łączymy się bezprzewodowo. Ale przed wylotem zainstalowałem konwerter.

Słaba ta przyszłość, pewnie przez te tysiąc lat złapaliśmy jakiś kryzys cywilizacyjny, bo przecież z neuralinkiem Muska (będzie) można łączyc się bezprzewodowo. A nawet nadawac muzyke wprost do mózgu.

 

– A że w środku pierścienia może mieścić się tunel czasoprzestrzenny? Znam takie opracowanie…

Niby tysiąc lat do przodu, a nie wymyślili nic nowego?

 

– Lepiej daj sobie spokój – przerwał ostro Markus. –  Żaden poważny fizyk w to nie uwierzy, to dzikie obrzeża nauki. Jeśli chcesz poczytać coś wiarygodnego, spójrz na artykuły mojego tutora, Gijasa al-Rahmy.

Niby tysiąc lat do przodu, a nie wymyślili nic nowego?

 

pierwsze tygodnie mojego pobytu na Kerr-152 to piekło

Wielka litera by się przydała.

 

Mam już plany wykorzystać jej części na krótkie podróże z prędkościami relatywistycznymi, aby skrócić subiektywny czas pobytu na tej stacji.

No, i to jest sci-fi!

 

Zlecił pokładowemu komputerowi korektę, a następnie wgrał list do modułu komunikacyjnego i wysłał wiadomość w kierunku bazy w Omicron Cephei. Liczył się z tym, że nie dostanie odpowiedzi – dzieliło ich przecież trzydzieści lat świetlnych.

A przesył danych bez straty czasu przy wykorzystaniu efektu splątania kwantowego?

 

– Nie. Literalnie zza horyzontu zdarzeń. Na wszystkich częstotliwościach.

Masz jakieś fizyczne uzasadnienie? :P

 

Żadne procedury SETI

SETI przetrwa tysiąc lat?

 

licząc według waszej skali Kardaszowa,

Eeee, to jakby obecnie ktoś opisywał świat przy pomocy pojęć uzywanych za Mieszka I.

 

Nie posiadaliśmy fizycznej emanacji. Każdy z nas był samą świadomością, wyzwoloną z cielesnych oków. W wirtualnej rzeczywistości mieszaliśmy się, wymienialiśmy wspomnieniami i emocjami. W każdym układzie krążyły stada maleńkich komputerów kwantowych, liczących miliony sztuk, z których każda mieściła cyberprzestrzenie większe niż wszystko, co dotąd stworzyliście.

Wiem, wiele teorii zakłada, że tak właśnie wyglądac będzie szczytowy poziom rozwoju cywilizacji. Ja w to nie wierzę. Musimy mieć jakies popędy, pragnienia, jakąś cielesność do określenia tożsamości, jakies problemy… inaczej skończymy jak szczury w eksperymencie Calhouna. Ot, taka dygresja.

Ale czuję, że nam nasi obcy nie mówią całej prawdy. :)

 

– Szansa? – Bezradnie uniósł ręce. –  To jeden wielki przekręt! Kurwa! Siedzą grzecznie zamknięci i się podlizują, bo mamy ich w garści! – Leon gestykulował równie żywo, co nerwowo. – Mamy jedyną szansę, żeby ich wyrzucić, zanim staną się śmiertelnym zagrożeniem. Widziałeś, co potrafią! Przejęli nam serwery. W kwadrans! Bez problemu rozpieprzą stację!

Popieram.

 

Co ciekawe, rozwój technologii Shǔ nie współgrał z rozwojem społecznym. Porównując ludzkie formy społeczności z ichnimi, kopce Shǔ należy uznać za społeczeństwa zbieracko-łowieckie, miejscami ewoluujące w rolnicze. […] Z drugiej strony najnowsze badania wskazują, że w dziedzinie bioinżynierii dysponowali wiedzą znacznie przekraczającą nasz obecny stan wiedzy. Ten wyraźny rozdźwięk powoduje konsternację wśród najwybitniejszych naukowców.

Dlaczego ich żeśmy zabili? Mogliby być tanią siłą roboczą.

 

Czuł, jak to obce jestestwo pulsuje w jego głowie. Jak może znowu cieszyć się wolnością i kontaktem z kimś innym. Czuł gorąco, współgrające w pewnym stopniu z krążącym w jego żyłach alkoholem.

To by miało sens. Cywilizacja tak rozwinięta, że nie ma ciał, więc pasożytuje na ciałach niższych istot, by czerpać ze świata doznań cielesnych.

 

– Sk… skąd… wies? – wypalił Diego. Nie wiedział co odpowiedzieć, a język mu się plątał.

Literówka.

 

Gijasa przeszedł dreszcz. Z jakiegoś powodu nie mógł pozbyć się irracjonalnego wrażenia, że coś jest nie tak…

Sugerujesz, że intencje obcych mogły być nie do końca czyste?

 

 

Czas na wrażenia ogólne.

Bardzo mi się to opowiadanie podobało. Myślę, że doskonale wyważyłeś elementy naukowe i fantastyczne, w taką podróż przez most E-R w postaci samych danych jestem w stanie uwierzyć. Pokazałeś dwa sposoby tego, jak ludzie podchodzą do obcych i choć czułem, że troszke chcesz przesunąc szalę w kierunku słuszności Markusa (to podkreślanie potworności wojskowych), to ostatecznie historia jest pozostawiona bez wskazania, kto miał rację – uważam, że to bardzo dobrze.

Opowiadanie czytało się świetnie. Żałuję, że nie napisałeś więcej, mógłbym i drugie tyle poczytać o wojnie ze Shu, o obcych z innego wszechświata, o tym, jak wygląda nasza cywilizacja (tu miałem parę ale wylistowanych wyżej).

Tekst na bardzo wysokim poziomie.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Niewiele mogę od siebie dodać, bo wiele powiedziałam i na wiele ponarzekałam już na becie :) podoba mi się jednak finalny kierunek tego opowiadania, mimo, że to sci-fi nie przytłoczyłeś mnie nadmierną ilością technicznych detali (wyważyłeś ich ilość odpowiednio). Podoba mi się Shu i o nich chętnie poczytałabym więcej :)

Idę klikać do Biblioteki.

Dobrze reg, będę pamiętał :)

 

Shanti,

Ano, dziękuję Ci. Wiem, że często to wspominam, ale Wasz wkład z bety w ostateczną wersję tekstu był imho kolosalny, więc cieszę się, że na koniec Ci się podoba :D

 

Geki, mam nadzieję, że mój kontrkomentarz z wyjaśnieniami nie przerazi długością.

Drugi Richard Feynman? :P

To chyba jakiś obłąkany xP

Nie no, to raczej było porównanie się do czytelników. W liceum dużo astronomii się uczyłem, teraz dobudowałem sobie fizyki cząstek, ale w sumie też dużo rzeczy wyczytałem w sumie z jakichś książek popularnonaukowych. Jak będzie chęć, to może zarzucę jakąś listą kilku tytułów :P

 

Dość dystopijną wersję nam tu malujesz, skoro od razu eksterminacja.

Zważywszy na ludzką historię, taka decyzja byłaby raczej ostatecznością.

Z jednej strony prawda. Z drugiej jestem pełen wiary w możliwość manipulacją masami. Tam wspominam o propagandzie wojskowych, politycznej potrzebie zjednoczenia tych planet… W dwudziestym wieku regularnie dajemy radę, to w trzydziestym nie damy? No i nawet bohaterowie w środku świata przedstawionego to widzą :P

 

Ale poza tym wiadomo, trochę świat pod tezę powstaje. I pewnie poniekąd inspiracja pewnymi współczesnymi zdarzeniami, dlatego tak dystopijnie.

 

Czekaj… obcy trzymali ludzi w obozach zagłady? Czy coś źle zrozumiałem?

No i to ta propaganda. Czy rzeczywiście tak było… Chyba Gijas zaprzeczał.

 

A czas nie powinien zwalniać?

Ha! To symulator spadania, więc on obserwuje je z dołu. Czyli on zwalnia, czyli to co na górze przyspiesza – no, czyli sondy właśnie.

 

Wielka litera by się przydała.

A nie jest już linijkę wyżej? Ja tak zawsze listy piszę, tzn. jak stawiam przecinek po przywitaniu to dalej piszę z małej… Ktoś też mi tak już pisał, więc zdziwiłbym się mocno.

 

A przesył danych bez straty czasu przy wykorzystaniu efektu splątania kwantowego?

Niestety nie, fizyka zabrania przekazywania informacji szybciej niż prędkość światła :P Splątanie kwantowe też tak działa. W skrócie: badając stan splątany możesz na podstawie jednej cząstki dowiedzieć się o stanie drugiej, ale nie możesz wpłynąć na pomiar. Czyli wynik z perspektywy drugiej strony będzie również zupełnie losowy… Chyba, że przekażesz mu informację o swoim wyniku. Tylko przekazanie informacji tradycyjną drogą trwa dokładnie prędkość światła.

 

Masz jakieś fizyczne uzasadnienie? :P

Nie, tu zupełnie nie. To ten jeden moment, który chciałem przemilczeć :P Może więc po prostu przekopiuję swój ulubiony obrazek z bety:

https://cdn.discordapp.com/attachments/759125973903343627/895381759938691082/image0.jpg

 

SETI przetrwa tysiąc lat?

Samo SETI pewnie i wątpliwe, ale procedury czemu nie? :P Z tego co kojarzę to już robią jakieś, a jakby od dzisiaj z kilkadziesiąt lat przetrwało…

 

Eeee, to jakby obecnie ktoś opisywał świat przy pomocy pojęć uzywanych za Mieszka I.

W sumie prawda.

 

Wiem, wiele teorii zakłada, że tak właśnie wyglądac będzie szczytowy poziom rozwoju cywilizacji. Ja w to nie wierzę. Musimy mieć jakies popędy, pragnienia, jakąś cielesność do określenia tożsamości, jakies problemy… inaczej skończymy jak szczury w eksperymencie Calhouna. Ot, taka dygresja.

Hmmm… No nie wiem. Ja jestem z natury ostrożny, więc jak wgl mówimy o bytach zupełnie innych niż nasze, to nie pokuszę się o potwierdzenie. Coś w tym jest, ale być może taki szczytowy byt będzie myślał w na-tyle-innych kategoriach, że to nie będzie miało zastosowania.

 

Dlaczego ich żeśmy zabili? Mogliby być tanią siłą roboczą.

No, to się wpisuje w wizję dystopii. Logicznie rzecz biorąc – jak najbardziej.

 

To by miało sens. Cywilizacja tak rozwinięta, że nie ma ciał, więc pasożytuje na ciałach niższych istot, by czerpać ze świata doznań cielesnych.

Hmmm… Nie myślałem o tym w ten sposób. W sumie interesujący pomysł.

 

Literówka.

Nie, tu specjalnie chciałem jakoś wystylizować na plączący się język i gubienie głosek :P

 

Sugerujesz, że intencje obcych mogły być nie do końca czyste?

Kto wie :P

 

Myślę, że doskonale wyważyłeś elementy naukowe i fantastyczne, w taką podróż przez most E-R w postaci samych danych jestem w stanie uwierzyć.

Tekst na bardzo wysokim poziomie.

:D

Chociaż z tym wyważeniem to trochę zasługa betujących. To znaczy zwracali na co innego uwagę, ale ja wtedy doszukiwałem się problemu np. w tym i trochę modyfikowałem proporcje. Więc chwała im.

Pokazałeś dwa sposoby tego, jak ludzie podchodzą do obcych i choć czułem, że troszke chcesz przesunąc szalę w kierunku słuszności Markusa (to podkreślanie potworności wojskowych), to ostatecznie historia jest pozostawiona bez wskazania, kto miał rację – uważam, że to bardzo dobrze.

Hmmm… Ja to myślałem, że koniec końców będzie raczej wskazanie na Leona. Przynajmniej po końcówce, gdzie zachowanie i metody obcych się zaostrzają, a poza tym prywatnie też bym raczej się z Leonem zgadzał. Ale jeśli tak wyszło to dobrze, bo i taki miałem plan :P

Opowiadanie czytało się świetnie. Żałuję, że nie napisałeś więcej, mógłbym i drugie tyle poczytać o wojnie ze Shu, o obcych z innego wszechświata, o tym, jak wygląda nasza cywilizacja

No, kusiło mnie żeby jeszcze dopisać coś w środku, ale już zmęczyłem się tym. Koniec końców chyba dwukrotnie przebiłem rekord długości tekstu i kończyłem maksymalnie zmobilizowany, potem beta trwała z miesiąc (chociaż głównie dlatego, że ja się obijałem miałem inne obowiązki), no i jakbym chciał to wydłużać, to może do świąt bym się wyrobił :P

Na razie będę odpoczywał od SF, ale może kiedyś coś się pojawi. Jak nie jakieś uzupełnienie tego, to w marcu pewnie będę mógł wrzucić wtedy-pewnie-odrzucony tekst z PFFN. A w głowie kołacze mi pomysł na bardziej staroświeckie SF z psionikami i wgl, ale będzie jeszcze długo dojrzewał.

No i najpierw Ty Geki mógłbyś załatwić tą zapowiedzianą kontynuację Planety Wody :P

 

I na koniec zostawiłem chyba najczęstszy zarzut:

Używają jakiejś anachronicznej technologii sprzed tysiąca lat? :P

Kabel? Cóż za antyczny relikt!

Niby tysiąc lat do przodu, a nie wymyślili nic nowego?

Niby tysiąc lat do przodu, a nie wymyślili nic nowego?

I w sumie też:

Ta Zagłada nie była 300 lat wcześniej? Tak długo żyją ludzie w przyszłości? Nieźle!

To trochę wymaga opowiedzenia o chronologii i mechanice świata przedstawionego. Ale tylko trochę. Jednak wyszło dość długo, a na końcu i tak stwierdziłem, że to wszystko bez sensu, więc polecam Ci tylko jeśli jesteś głębiej zainteresowany działaniem świata :D Ew. przeskocz do wyliczanki na końcu :P

 

Głównym problemem z jakim się mierzyłem w czasie planowania miejsca akcji była potrzeba użycia czarnej dziury. W dodatku dostatecznie dużej, żeby czerpać z niej energię. Wiadomo, że nie mogło to być za blisko (bo po prostu nie ma takiej w pobliżu) i ostatecznie umieściłem ją bodajże 260 lat świetlnych od Słońca – nie pamiętam czy wziąłem prawdziwą, czy zmyśliłem odkrycie w przyszłości.

To jednak narzuciło mi konkretne ograniczenie – tj. prędkość światła. Najszybciej mogli tam dotrzeć w 260 lat, tyle samo potrzebowałem na powrót… Więc jak chciałem, żeby od dzisiaj poleciała tam sonda Columbus, wróciła i wysłali flotę, to nagle okazało się, że potrzeba mi to umieścić 800 lat w przyszłości. Do tego sondy nie mogli wysłać dziś – bo wiadomo, że nie wysyłają przecież :P – i dać margines na jakieś reperkusje polityczne. No i tak mi ten tysiąc lat się pojawił.

Drugim elementem, którego użyłem, była dylatacja czasu i paradoks bliźniąt. Coś tam wyżej tłumaczyłem, więc teraz w wielkim skrócie tylko opowiem, że czym szybciej lecisz, tym subiektywny czas bardziej będzie ci się skracał. I tu nie ma ograniczeń.

Ergo: dla postronnego obserwatora (Ziemianina) będziesz leciał 260 lat, ale Tobie może to zająć nawet mniej niż minutę (przypadek ekstremalny), a w praktyce pewnie tygodnie/lata, ale nie aż tyle.

Tu znajduje się rozwiązanie zagadki wieku Markusa, który w sumie nie taki stary jest :P Wyrok Zagłady padł w 2781, ale zanim dolecieli go wykonać, to zajęło to te 260 lat… Więc efektywnie stało się to w 3050 roku (plus minus).

Parę lat wcześniej przyszedł na świat Markus, ale trzydzieści lat mu się zeszło na podróż z Omicron Cephei do miejsca akcji, więc jak to przeliczysz, to powinien mieć tak nie więcej niż 30-40 lat. Zresztą takich dziwnych rzeczy jest tu więcej – np. uważny czytelnik doczytałby, że kapitan Perez przyszedł na Ziemi później niż Leon, a na stacji jest starszy. I to akurat wiąże się z krótszą drogą, bo Leon, lecąc początkowo na misję, nadłożył trochę drogi (ale niewiele).

No i to powoduje, że technologia, której używają, nie pochodzi z XXX wieku, tylko z XXVIII. A może nawet z XXVII, bo przecież budowa takiej jednak wielkiej stacji powinna zająć sporo, sporo czasu.

Czy to rozwiązuje problem? Absolutnie nie, bo to dalej 600 lat rozwoju. Problem w tym, że ja nie widzę ludzkości w przyszłości świata i najchętniej zmiótłbym wszystkich, zastępując jakimiś AI. Ale wtedy nie opowiedziałbym opowieści. Ale mam jeszcze arsenał potencjalnych wyjaśnień, co mogło pójść po drodze nie tak (prawdopodobnie wszystko naraz):

* Zapaść technologiczna. Widzieliśmy to w średniowieczu, myślę, że po jakimś kryzysie mogłoby się to nałożyć

* Zapaść na rynku surowców, szczególnie metali rzadkich, potrzebnych do budowy procesorów. Widzimy to np. teraz.

* Prace nad Neuralinkiem to rzecz na lata. Przynajmniej moim zdaniem mózg jest na tyle skomplikowaną maszyną, że raczej nie widzę Muska, który go zrealizuje :P Prędzej coś koło 2100…

No i jednak dużo informacji pewnie trzeba by do takiego mózgu przesyłać, to w początkowej fazie kable na sterydach będą raczej efektywniejsze niż jakiś bluetooth na sterydach :P

* Ograniczenia fizyki. Z tego co pamiętam, to coraz bliżej jest zderzenie się ze ścianą w procesie miniaturyzacji, bo sięgamy wielkości subatomowych pojedynczej komórki. Wiadomo, niby komputery kwantowe, ale mój znajomy informatyk kwantowy mówi, że mają teraz duże problemy z ich dokładnością i traceniem informacji… Sam z tego będę miał zajęcia teraz, to może za pół roku coś więcej opowiem.

* Skupienie się nie na rozwoju technicznym, a kosmicznym. I taki skok jest w tekście bardzo – są np. prędkości okołoświetlne, podczas gdy dziś nie jesteśmy w stanie osiągnąć jednej setnej tego. Możliwe, że praca na lata.

* I co za tym idzie mamy wysiłek włożony w kolonizację. Wysyłanie ludzi na inne planety, może rozwój genetyki, opracowywanie habitatów kosmicznych, lepsze źródła energii, rozproszenie wiedzy po kilku układach…

* Rozwój sztucznej inteligencji i postępująca automatyzacja mimo to jest :)

 

Więc pewnie dałoby się pokusić o więcej, ale po pierwsze ja jakoś widzę wiele ograniczeń, po drugie chciałem, żeby było spójne z dzisiejszą fizyką, a po trzecie to może zabrakło mi wyobraźni :P

Zastanawiam się też, czy pewne kwestie fizyczno-techniczne (jak dylatacja czasu) nie powinna być wyjaśniona i jasna po czytaniu opowiadania… Z drugiej strony ostrzegałem :P

Слава Україні!

Melduję, że przeczytałem, ale wrażeniami podzielę się jutro. A w zasadzie to już dziś, tylko później :)

Known some call is air am

No i jestem :)

 

Zacznijmy od tego, że masz w tekście jeszcze trochę usterek, które wypadałoby poprawić. Nie są to jakieś rażące błędy, ale przeszkadzają w płynności czytania. Chodzi mi o rymy, które Ci się zdarzają, aliteracje, niezgrabności językowe, powtórzenia albo dziwny szyk zdań. Podam kilka przykładów:

 

Spojrzał na Pereza, wzruszył ramionami i z trudem przewiesił go przez ramię. Ruszył w kierunku gabinetu medycznego, z coraz większym trudem znosząc każdy krok.

 

Błyskawicznie pochłonął porcję pożywnej papki i rozejrzał się po pustej mesie, próbując znaleźć wzrokiem kapitana. Wydawało mu się, że gdzieś go widział…

 

– Pułkowniku, profesorze, sprawdziliśmy obraz z kamer – zameldował jeden z sierżantów. – W pewnym momencie szumią i się urywają.

Powtórzenie, aliteracja, a w ostatnim przykładzie wychodzi na to, że to nie obraz, ale kamery szumią i się urywają. Jest tego w tekście nieco więcej, warto byłoby to wyłapać i poprawić.

 

Jeśli chodzi o elementy hard, to wyszło całkiem nieźle. Mam wrażenie, że poruszałeś się w większości przypadków po dość bezpiecznych wodach pojęć. W zasadzie nie musiałem googlać żadnego z pojęć, których użyłeś, choć moja wiedza z zakresu fizyki jest baaaardzo mierna. Po prostu użyte przez Ciebie nazwy są dość powszechne w sf, IMHO należą do czegoś, co mozna by nazwać stałym menu – dla osób czytających sf i chcących rozumieć o czym czytają, nie są niczym, co byłoby zaskakująco nowe. Mowa tutaj o moście Einsteina-Rosena, o sferze Dysona, czy klasyfikacji Kardaszowa na przykład. I to nie jest wcale zarzut, tylko pochwała, bo musiałeś mieć chyba świadomość, że terminologia nie jest zbyt przegięta, i siądzie nawet laikom, do których sam się zaliczam. Za to props.

Przy okazji czepnę się jednej rzeczy: skoro ludzie są na etapie 2,5 w skali Kardaszowa, to sfery Dysona albo pierścienie Nivena powinny być już w zasięgu ludzkiej inzynierii. Istoty, które chcą się komunikować musiałyby być na etapie szóstym. I to jest OK, tylko, że po zaimplementowaniu sobie obcych do wszczepki Marcus opisuje to, co widzi we wspomnieniach tych istot, a to co widzi to bardzo niewiele, bo wspominasz tylko o sferach Dysona wokół gwiazd (swoją drogą, masz tam błąd, bo zamiast “sfera” użyłeś słowa “sonda” – no, chyba, że jest coś takiego jak sonda Dysona). Z jednej strony to czep, że nie poszedłeś gdzieś dalej w fantastyczne wizje, a z drugiej rozumiem ten zabieg, bo technologie posiadane przez tak wysoko rozwinięte cywilizacje są raczej nie do zwizualizowania. O ile jeszcze jesteśmy sobie w stanie wyobrazić sferę Dysona, i taka sfera jest czymś niezwykłym i niesamowitym w swej skali i potencjalności zaistnienia, to mechanizmy i urządzenia istot na VI poziomie rozwoju w skali Kardaszowa musiałyby być tak wysoce abstrakcyjne dla nas, że łatwiej logicznie byłoby nam zaakceptować magię. WIę cniby czep, a jednak nie do końca :)

Trochę mi tutaj przeszkadzały te wtręty na temat Szkodników. Rozumiem, że chciałeś pokazać kontrast pomiędzy starym trepem Leonem, który brał czynny udział w eksterminacji gatunku, a młodym Marcusem, który sprzeciwiał się kosmicznemu genocydowi. To chyba miała być też baza dla usprawiedliwienia działań Marcusa, postępującego wbrew zdrowemu rozsądkowi a bardziej po linii oburzenia nad barbarzyństwem przodków i próby niedopuszczenia do podobnej sytuacji. Zabieg zrozumiały, jednak nie do końca mnie przekonał. Dla mnie Marcus to nie jest pełen ideałów neofita jakiegoś cosmic corectness, tylko zwykły, zaślepiony własnym widzimisię debil, który nie potrafi przewidzieć długofalowych skutków swoich działań, wierząc ślepo w słuszność własnych poglądów. Trochę mi to śmierdziało aktualnym komentarzem społecznym a propos szczepień na przykład, ale pachniało też nieco “Grą Endera” :)

Środowisko w którym osadziłeś fabułe jest spoko, lubie jakieś odcięte od cywilizacji, odległe placówki, bo dają mozliwość pokazania osamotnienia, klaustrofobii i strachu przed tym co zagraża, a przed czym nie bardzo jest się jak i gdzie ratować. Szkoda, że wykorzystałeś pod tym kątem potencjału lokacji, ponieważ tylko przez moment, kiedy obcy próbują nawiązać kontakt po raz pierwszy, poczułem niepokój.

Postacie są irytujące. To oczywiście subiektywna opinia, ale postaram się ją umotywować. Marcus od początku jest nieprzyjemnym dupkiem z przerostem ego, przekonanym o słuszności własnych poglądów, oraz o niesłuszności jakichkolwiek innych. Napisany przez niego zaraz na początku list świadczy, że to zadufany idiota, traktujący innych jak osoby gorszego sortu – no, chyba, że podzielają jego poglądy. Ucieszyłem się jak szlag go trafił. Kapitan Perez jest nieco ciekawszy, ale strasznie nie pasuje mi na dówódcę – boi sie podejmować decyzje, nie potrafi zapanować nad podwładnymi, a zamiast wzbudzać szacunek i budować autorytet, to koleś szuka akceptacji. Taka osoba na stanowisku decyzyjnym to zazwyczaj katastrofa. Leon to z kolei tak samo arogancki jak Marcus dupek, tylko rozsądniejszy, a jednocześnie równie irytujący i buńczuczny. No i to jego ćpanie, a potem zachowanie na haju, to coś co mocno mi zgrzytnęło. Zdecydowanie postacie to najsłabsze w moim odczuciu ogniwo Twojej opowieści. Ah, jeszcze obcy, bo oni też mają swoje miejsce – sam pomysł bardzo fajny, podobał mi się motyw, że przyszli z innego wszechświata, w którym byli już niemalże bogami, to Ci się udało. Jednak ich rozmowy z członkami załogi stacji są strasznie nienaturalne, bo zbyt ludzkie a jednocześnie infodumpowe.

Fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, idziesz tutaj po sznurku z niewielkim twistem na koniec. Konsekwentnie realizujesz założony plan (a przynajmniej miałem takie wrażenie) i prowadzisz historię do końca. I tutaj niby wszystko gra, a jednak nie gra. Grałoby, gdyby postacie były lepsze, gdyby ich interakcje były mniej nienaturalne i mniej wymuszone założeniami fabularnymi. Ten pomysł na fabułę jest naprawdę spoko, ale postacie miejscami go kładą. Wszystko więc rozbija się o postacie, bo gdybyś trochę więcej nad nimi popracował, dał im wyraźniejsze motywacje, to wtedy i cała reszta mocno zyskałaby; a tak, niestety, muszę patrzeć na całośc przez pryzmat relacji załogantów, z którymi mam problem, by je kupić po całości.

Na koniec napiszę, że mnie Twoje opowiadanie nie zmęczyło. Co więcej, kiedy w pewnym momencie postanowiłem przerwać na moment, żeby wyskoczyć na papierosa, sprawdziłem sobie z ciekawości, ile jeszcze tekstu mi zostało do przeczytania. Miałem świadomość tych prawie 50k znaków. I zdziwiłem się, że jestem przy samym końcu, że zostało mi może z 4k znaków. A to oznacza, że nie odczułem tej długości, którą pewnie odczułbym przy tekście, który by mi nie leżał :)

 

Dobra, kończę i tylko napomknę jeszcze, że kliknę bibliotekę akonto, mając nadzieję, że poprawisz te usterki, które Ci pokazałem, oraz przeskanujesz tekst raz jeszcze, starając się wyłapać pozostałe i dokonać potrzebnych zmian.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Golodh, mam kłopot z Twoim opowiadaniem, ale trzymam kciuki za pisanie z science i pierwsze koty za płoty. ;-) O kłopocie napiszę za chwilę. Komentarzy pod tekstem jeszcze nie czytałam, a widzę, że trochę ich jest, więc z przyjemnością się z nimi za chwilę zapoznam. 

 

Najpierw o samej historii. Fabuła sama w sobie fajnie i sprawnie poprowadzona, lekko przeplatana źródłami. Jest oparta na stosunkowo zgranym motywie zagłady i Obcym, niemniej wciąga i nie powiedziałabym, że za długa  czy przegadana, bo kamienie milowe tekstu też ok. Literacko jeszcze niezbyt gładko, ciut niezgrabnie. 

Fizycznie ok, czepiać się nie będę, z czasem fajnie sobie poradziłeś, z czarną dziurą też. Najfajniejszy jest most Einsteina-Rosena, ale to osobiste, bo lubię wormhole, gracki sposób poruszania się po wszechświecie, pod warunkiem, że byłoby gdzie się przemieścić. :-) Zmyślna koncepcja podłączenia się do cudzego rezerwuaru energii, bo chociaż w tekście tego nie ma, coś tam sobie zaczęłam domyślać po drodze.

 

Teraz więcej niż kilka słów o kłopocie, psia kostka, będzie ich chyba więcej niźli mniej, a niby potrafię skrótowo. To bujda i w to nie wierz. xd Do rzeczy.

Bardzo nieprzekonywujące, wybijające z tekstu są dla mnie: zachowanie ludzi, ich sposób komunikowania się ze sobą (załoga stacji i Markus) oraz z Obcymi, współczesne gadżety (te edytory tekstu i wykorzystywanie ich do przesłania listu; za mało przestrzeni roboczej, jakby skompresować nie można było; serwery naukowe; pojedyncze trojany; hakerzy; dzika sztuczna inteligencja; zmniejszenie dostępnej mocy obliczeniowej zależne od liczby modułów; walka dronami). Kłania się w pas neuronauka, czyli funkcjonowanie człowieka i mózgu zostało, oględnie rzecz ujmując, położone. Moim zdaniem nie przemyślałeś tej sprawy, skupiając się na aspektach fizycznych w kategoriach, nazwijmy je pokrótce elementami astronomii i teorii względności, głównie szczególnej, choć i o grawitacji wspomniałeś.

O wszystkim nie zdołam napisać, bo za dużo tego. Skupię się na centralnym gadżecie tekstu, który miał go organizować – Neuralinku i może coś tam więcej więcej uda mi się wtrącić w ramach dygresji.

 

Neuralink to interfejs mózg-->komputer, zwróć uwagę na wektor. Krótko mówiąc jest to podsłuchiwanie wyładowań dużej liczby neuronów z kory przedruchowej (planującej ruch, akcję naszych mięśni, czyli zamiana zamiaru/myśli w ruch), zmyślne ich spakowanie w czipie i przesłanie sygnału do urządzenia odbiorczego pozwalającego na użytkowanie myślą komputera, smartfonu itd itp. Mogłoby być bardzo pomocne dla osób sparaliżowanych, z problemami ruchowymi – zapewnienie takich osobom kontaktu z zewnętrzem.

Podsłuchujemy wyładowania z jak największej liczby neuronów (gadają ze sobą krótkimi potencjałami czynnościowymi – "spikami", xd; wiążą się w grupy – kompletnie nie rozumiemy, jak to działa), a w mózgu mamy około 86 mld komórek, w korze jest ich ok. 16 mld, w podsłuchiwanym obszarze powiedzmy setki milionów komórek. Aby usłyszeć pojedynczy sygnał musimy być blisko pojedynczej komórki (b.cienkie druciki). Już od dziesięcioleci potrafimy podsłuchiwać komórki nerwowe, ale żeby móc złapać większą liczbę takich komórek, rozróżnić/nauczyć się indywidualnych wzorców potrzebny był bardzo czuły detektor i pomysły na uporządkowanie sygnałów. Sama zasada działania Neuralinku nie jest przełomem, w końcu EEG jest niczym innym niż zapisem uśrednionej czynności mózgowej, ale niewiele z tego wynika, tzn. wiele dla EEG, ale nie dla naszego problemu. 

Skokiem jakościowym przy Neuralinku jest finezja robota implantacyjnego, który służy jak "maszyna do szycia" – optycznie wybiera miejsca, może obserwować tkankę znajdującą się pod nim, aby falować w jej rytmie, rozpoznaje naczynia krwionośne, aby je ominąć i precyzyjnie wkłada na odpowiednią głębokość cieniusieńki drucik podłączony do elektronicznego chipu. Kolejnym plusem jest stworzenie właśnie tego elektronicznego czipa podłączonego do kilku tysięcy elementów (grubości dziesiątek włosa). Zadaniem chipu jest nie tylko odebranie sygnałów, lecz również ich skompresowanie, aby efektywnie je przekazać do zewnętrznego komputera. Nie musimy być podłączeni, lecz komunikacja bezprzewodowa do urządzenia zewnętrznego (zawsze to komputer/program), a potem na docelowy komputer bądź nie (jeśli urządzenie zewnętrzne jest jednocześnie komputerem docelowym), smartfon przy pomocy, którego np. napiszemy list do kogoś lub coś innego zrobimy. 

Na plus więc miniaturyzacja, robot, zmyślne algorytmy do rozumienia funkcjonowania mózgu. Neurofizjologicznie nic nowego ponad lepszy, bezpieczny sposób podsłuchiwania mózgu i wyciągania z niego więcej informacji, jakościowo duży postęp. Acz zauważ, że dotyczy ruchu/sterowania, no i kierunek. Interfejsy mózg-->komputer powstawały już wcześniej (Brain Gate sprzed około dziesięciu lat), lecz były bardziej toporne (wzmacniacz na głowie, grube druty, no i stałe połączenie kablem), zresztą i obecnie jest wiele interesujących start-upów pracujących nad interfejsem mózg-->komputer

Współcześnie nawet nie wiemy, co to jest za język, którym porozumiewają się komórki nerwowe, komputer uczy się indywidualnych wzorców reakcji konkretnego człowieka, aby wcisnąć np. literę A, czy zgasić światło, więc o przeniesieniu chociażby pojedynczych wspomnień przy pomocy sygnału to bajka naprawdę odległej przyszłości, jeśli w ogóle, z uwagi na konieczność ciągłej interakcji człowieka ze środowiskiem, ale to już inna bajka i ja nie o tym.

 

Dużo poważniejsze problemy pojawiają się, gdy myślimy o opisywanym przez Ciebie upiciu winem z doliny Bellatrix. Niestety nie ma prawa zadziałać w sposób, który opisujesz z wielu powodów. Smak nie jest związany z aktywizacją określonych neuronów w mózgu, gdyż nie jest wyborem kilku pikseli z mapy i w dodatku przez kabel. Doświadczenie smaku określonego gatunku wina przez człowieka, rozpoznanie go, przywołanie wspomnienia i jeszcze upicie nim. Uuu! Żaden z tych procesów nie jest rozpoznany nawet wstępnie i zero pobieżnie. Smak konkretnego wina to nie tylko smak i kubki (pomijam że nie wszystkie je znamy), lecz też receptory bólu/dotyku (ciepło i zimno tj. papryczka i mentol – odczucia i efekty cielesne), głębokość (tu może umami, choć naprawdę hugo wie co, ponieważ nie wszystkie odkryte, a co dopiero ich drogi i jak to wszystko się splata, aktywizuje, działa). Rozpoznanie i wywołanie stanu konkretnej alkoholowej błogości to jeszcze insza inszość. Zapomnij, nawet nie jestem pewna, czy to w ogóle pieśń przyszłości. Przyjrzyj się trochę tegorocznym Noblom (2021) za molekularną percepcję bólu i temperatury.

Naprawdę nie wiemy, jak działa nasz mózg, nawet o pamięci wiemy tyle co nic, nie mówiąc już o elementach świadomości, którą próbuje się teraz rozgryźć niejako z drugiej strony, czyli nie teoria i jej weryfikowanie, lecz obserwacja najdrobniejszych przejawów na najniższym poziomie i może coś się z tego kiedyś wyłoni. Przy czym praca jest mordercza, drobiazgowa, wykonywana przez tysiące bezimiennych naukowców, a zespoły cholernie multidyscyplinarne. Mega to ciekawe, Koch i ta próba sprawdzenia/weryfikacji choćby wstępnej dwóch kierunków myślenia/pojmowania. Wiele lat, zobaczymy co się uda.

Najważniejsze jest jednak to, o czy jeszcze nie napisałam, choć mnóstwo znaków już wyklikałam. Wystąpiła zmiana paradygmatu w myśleniu o tym, jak funkcjonuje mózg. To jakieś ostatnie dwadzieścia pięć lat, choć pierwsze zajawki były chyba ciut wcześniej, musiałabym sprawdzić. Jednak ad rem.

Po pierwsze mózg nie jest maszynką reaktywną, tzn. w uproszczeniu, przetwarzającą według jakiejś ścieżki i miejsc, lecz predykcyjną, czyli rejestrujemy jakiś stan i jedynie bierzemy z rzeczywistości jej zmiany, niejako mózg "up-datuje się". Na przykład jedziemy jak co rano znajomą rowerową ścieżką i nagle wywracamy się na nowo zrobionym na wysokości przejścia dla pieszych progu. Co więcej, dużo dużo więcej połączeń jest z tzw. narządu zmysłów niż zwrotnie. To ciekawe, prawda? Niejako nasz mózg przygotowuje zmysły na odbiór sygnału i robi aktualizację swojego modelu wewnętrznego, a nie postrzega prawdziwą rzeczywistość.

Po drugie porzucamy tradycyjne myślenie o konkretnym miejscu w mózgu (lokalizacja) na rzecz sieci, a precyzyjniej włókien (połączeń), a nie komórek nerowowych. Połączenia mogą być ważniejsze niż struktury, do których prowadzą. Jeśli uszkodzimy kawałek kory to włókna mogą znaleźć niejako nowe miejsce przesyłu. Raczej mamy do czynienia z dynamiczną siecią działającą we wielu lokalizacjach, rodzajem rozproszonej sieci jak orkiestra w czasie pandemii – każdy siedzi u siebie i próbują zagrać razem. Muszą być jednocześnie obecne w określonym miejscu i czasie oraz mieć ze sobą doskonałą komunikację, a więc konieczne są miejsca, połączenia i aktywnie działają razem. Wyobraź sobie hotel wypełniony muzykami należącymi do różnych orkiestr, choć czasem do tej samej (zakresy nie pokrywają się ściśle) i każdy z nich siedzi w osobnym pokoju. Kilkoro z nich musi zagrać o określonym czasie w danej orkiestrze, a potem w innej. I pomyśl sobie, że takich hoteli jest multum, bo i hotelowych lokalizacji jest mrowie. Tak to może wyglądać plus tego czego nie wiemy, więc komórki glejowe.

 

Co do drutów w mózgu, przedstaw to sobie czysto mechanicznie, ile dodatkowych neuronów, połączeń zostałoby po drodze podrażnionych/uszkodzonych, zniekształconych sygnałowo, a prócz komórek nerwowych mamy jeszcze komórki glejowe, ich rola jest naprawdę zagadkowa. W przypadku aktywizacji punktowej sporo nadziei budzi optogenetyka (Nobel 2015), pozwalająca punktowo (świetlnie) oddziaływać funkcjonowanie mózgu (na ośrodek głodu u myszy) przez wprowadzenie wirusa, dostarczającego światłoczułe białko do odpowiednich komórek nerwowych w określonym czasie (przywracanie wzroku osobom z uszkodzoną siatkówką, ale to sam początek, bardzo współczesne doniesienie).

Wracając do samego upicia, pomijając fakt, że nie bardzo rozumiem jego niezbędność u bohatera i skąd się wzięła pamięć związana z winem, zdecydowanie szybsze i łatwiejsze byłoby oszołomienie substancją chemiczną, jeśli już musiał to zrobić.

 

Z zauważonych drobiazgów:

,Wystrój mesy był prosty i użytkowy, jakby wyjęty z poprzedniego wieku. 

Wieku (?) chyba z poprzedniego tysiąclecia, milenium. ;-) Mamy 3094, pewnie raczej myślałby w kategoriach tysiąclatek, bo zawszeć to przełom taka graniczna data, przypomnij sobie nasz dwutysięczny.

,okazjonalne piszemy raporty.

Literówka.

,korzystamy tu z naturalnej grawitacji czarnej dziury.

Hmm, ok, sf.

,Program rozrastał się, zajmując coraz więcej miejsca, aż…

Jak to program się rozrastał, co masz na myśli? jeśli już to chyba instalował bądź inaczej. ;-)

,system raportuje ciągłe próby zalogowania na serwer główny

Ręcznie, swoimi zmysłami sterowali, patrzyli, reagowali przy tym poziomie rozwoju technologii? Dalej też… ręcznie wpisał kilka linijek kodu i… sprawdził/weryfikował oprogramowanie. Przecież to niemożliwe, za długi czas reakcji. 

,mało ważnym urządzeniu, najlepiej odciętym od stacji.

Jak to odciętym, przecież nie mają tam osobnej serwerowni, do której mogą się udać piechotą i ręcznie się podłączyć? Gdzie ta separacja? Jeśli się połączą nawet z jedną częścią repozytorium odłączoną od innych to przecież sami się z nią połączą, co nie, a i oni przez Neuralinka mają wejście do reszty? Poza tym w reszcie siedzi też wirus, a dróg i sposobu komunikacji wirusa ze sobą samym nie znają, więc pomysł na izolację jest czysto mechaniczny. Prosty, więc niby ok, ale oni nie oni nie żyją w niezależnym środowisku, to jest stacja. Każde podłączenie, kontakt z systemem wywołuje “zawirusowanie”, jeśli drogą jest no właśnie, co przenosi? Dlaczego chcą tylko odizolować rozmowę przez nich przeprowadzaną? W zasadzie mają już przechlapane. 

I ta komunikacja przez tablet, no weź. :p Czy oni rzeczywiście uważają, że dzika sztuczna SI siedzi w repozytorium (?) i użyje tępego, prostego narzędzia komunikacji, kiedy ma możliwość bezpośredniego połączenia przez ów Neuralink. Naprawdę, zakładasz, że wszystko musi być połączone na kabel, że prymitywne oprogramowanie tabletu oraz dane na nim zachowane, np. piksele zdjęć zrozumie obca forma życia? A w dodatku potem wdają się z czystą inteligencją informacyjną (swoją drogą to też nie wiem, o co chodzi z tą inteligencją – nasz sposób zapisywania danych?) w pogawędkę na temat pozyskiwania energii. Rozmowa bardzo naiwna i nieprawdopodobna. 

,stada maleńkich komputerów kwantowych wymieniające się wspomnieniami

Jakimi wspomnieniami, czego Oni mogli doświadczać i w jaki sposób. O, a tutaj można byłoby sporo pofantazjować. <3

,Usuwanie obcego Leon zaczął od odłączenia komputera od mesy.

I co z tego, że odłączył komputer od mesy, tylko tyle, że swoje ciało odciął od bezpośredniej komunikacji z Obcym i nie widzi komunikatów, choć jeśli był podpięty to…

,Potrafiliśmy wznosić nowe planety z samego pyłu i asteroid

Podmieniłabym podkreślone słowo. 

 

Podsumowując, potencjał jest, historia jest, konstrukcja opka też, lecz reakcje ludzkie i gadżety niewiarygodne. Ciekawe rzeczy fizyczne właściwie są w tle, a z ludzkich – po cholerę załoga miała tam siedzieć bez podmianek, takie zesłanie, czy co; po co tam i czy gdzieś tę energię ze Stacji przesyłali, coś z nią robili, czy magazyn, lecz nie wiadomo po co, choć to akurat bardzo interesujące;  napisałeś, tylko że Markus miał usprawnić, choć jednocześnie coś badał – co i po co.

Dla mnie, rzeczy są science niekoniecznie wtedy, gdy grubo przeskakują obecną naukę, bo przełomy są możliwe, lecz decyduje to jak zachowują się ludzie w przyszłości, jakie problemy będą rozwiązywać, jakie mogą mieć kłopoty i jak je będą rozwiązywali, czy tak samo czy inaczej, reszta jest wyobraźnią za wyjątkiem rzeczy dowiedzionych, powszechnie znanych i akceptowanych przy obecnych pomiarach, teoriach (choć z teoriami już so-so, pociągłe coś możemy zobaczyć w zupełnie innym oświetleniu).  Kontakt z obcym wydaje mi się nierealny, ale już i tak dużo o tym neuro napisałam, więc nie będę dręczyła. Wolałabym abyś osnuł historię na paradoksie bliźniaków, na pozyskiwaniu energii. Dla mnie najciekawsze są zawsze konsekwencje, niepotrzebne mi bieżące doniesienia. Nigdy za nimi nie nadążymy, bo obecnie wiedza nie jest powszechna i interdyscyplinarna. Nie wiem jak działa mój smartfon, laser z grubsza. U ciebie mamy porządną fizykę i hasające ludzkie “małpy” (nie uwłaczając im). Kurcze, ostro ględzę, wiem. :p

Literacko popatrz na pierwsze opko Q; w którymś Marasowym też pojawiła się czarna dziura i osobliwość; fizyk, choć – moim zdaniem niepotrzebnie je uprościł w wersji wrzuconej na forum, mógł się jeszcze trochę z nim pozmagać, bo w pierwotnej wersji imho było lepiej oddawało zamysł; w programistycznych – PFa, NWMa, oraz pięknych sygnałowych – stna, gapy, Belatrix, master-of-orion, o matko przypomina mi się coraz więcej, bo i Cobold, i skoneczny i Szyszkowy, Tsole i wielu innych… Dobrze skończę na tym, bo za dużo szufladek z użyszkodnikami mi się otwiera, gdy dochodzi magia słowa, wrażliwości, horroru i wszystkiego naraz. Technika, ludzkość, literackość, koncept. 

 

Srd pzd :-)

a

 

PS. Trochę się szczypałam, czy wstawić, czy może odpuścić. Skąd decyzja, żeby jednak – tak? Nie zakładaj, że Twoi czytelnicy nie znają fizyki, może być tak i tak, warto dbać o stronę fizyczną (choć bez przesady) i ludzką (również wyważyć), nic nie daje przewagi. Tajemnica połączenia. Fizycy są cholernie ludzcy, przychodzi z czasem, choć nie zawsze. O, skończę już.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć!

 

Trochę to trwało, ale wreszcie przeczytałem i przyznam, że całość bardzo mi się spodobała. Jutro wieczorem napiszę dłuższy komentarz. A póki co klikam bibliotekę, bo tekst jest zdecydowanie biblioteczny.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Outta,

ogólnie zacznę od tego, że raczej mnie tu porozszyfrowałeś, tzn. odczytałeś poprawnie chyba większość intencji stojących za tekstem :P

Do rzeczy:

 

Przy okazji czepnę się jednej rzeczy: skoro ludzie są na etapie 2,5 w skali Kardaszowa, to sfery Dysona albo pierścienie Nivena powinny być już w zasięgu ludzkiej inzynierii. Istoty, które chcą się komunikować musiałyby być na etapie szóstym. I to jest OK, tylko, że po zaimplementowaniu sobie obcych do wszczepki Marcus opisuje to, co widzi we wspomnieniach tych istot, a to co widzi to bardzo niewiele, bo wspominasz tylko o sferach Dysona wokół gwiazd (swoją drogą, masz tam błąd, bo zamiast “sfera” użyłeś słowa “sonda” – no, chyba, że jest coś takiego jak sonda Dysona). Z jednej strony to czep, że nie poszedłeś gdzieś dalej w fantastyczne wizje, a z drugiej rozumiem ten zabieg, bo technologie posiadane przez tak wysoko rozwinięte cywilizacje są raczej nie do zwizualizowania. O ile jeszcze jesteśmy sobie w stanie wyobrazić sferę Dysona, i taka sfera jest czymś niezwykłym i niesamowitym w swej skali i potencjalności zaistnienia, to mechanizmy i urządzenia istot na VI poziomie rozwoju w skali Kardaszowa musiałyby być tak wysoce abstrakcyjne dla nas, że łatwiej logicznie byłoby nam zaakceptować magię. WIę cniby czep, a jednak nie do końca :)

No tak, w zasadzie to prawda. Chyba ostatecznie powodem byłem ja i to, że zabrakło wyobraźni. Także skończyło się na cichym przemycaniu mniej znanych faktów (egzotyczna materia, solitony), ale fakt, też nie chciałem jakoś tu przesadzić.

No i jednak wiele rzeczy fizyka mi zabrania robić, przynajmniej póki co.

A co do sfery – chyba wykonanie sfery wokół całej gwiazdy jest niewykonalne i jak już pojawiają się rozważania, to raczej myśli się o sondach, układających się w pierścienie, jakieś bąble… Dużo nazw chyba się pojawiło i uznałem, że sondy są tu najbezpieczniejsze :P

 

Trochę mi tutaj przeszkadzały te wtręty na temat Szkodników. Rozumiem, że chciałeś pokazać kontrast pomiędzy starym trepem Leonem, który brał czynny udział w eksterminacji gatunku, a młodym Marcusem, który sprzeciwiał się kosmicznemu genocydowi. To chyba miała być też baza dla usprawiedliwienia działań Marcusa, postępującego wbrew zdrowemu rozsądkowi a bardziej po linii oburzenia nad barbarzyństwem przodków i próby niedopuszczenia do podobnej sytuacji. Zabieg zrozumiały, jednak nie do końca mnie przekonał. Dla mnie Marcus to nie jest pełen ideałów neofita jakiegoś cosmic corectness, tylko zwykły, zaślepiony własnym widzimisię debil, który nie potrafi przewidzieć długofalowych skutków swoich działań, wierząc ślepo w słuszność własnych poglądów. Trochę mi to śmierdziało aktualnym komentarzem społecznym a propos szczepień na przykład, ale pachniało też nieco “Grą Endera” :)

Czyli bohater nie zagrał ;)

Tak, Gra Endera zdecydowanie. Komentarz społeczny też chciałem ukryć, choć raczej zrodził się przy okazji, w trakcie pisania i nie dotyczył akurat szczepień.

 

Środowisko w którym osadziłeś fabułe jest spoko, lubie jakieś odcięte od cywilizacji, odległe placówki, bo dają mozliwość pokazania osamotnienia, klaustrofobii i strachu przed tym co zagraża, a przed czym nie bardzo jest się jak i gdzie ratować. Szkoda, że wykorzystałeś pod tym kątem potencjału lokacji, ponieważ tylko przez moment, kiedy obcy próbują nawiązać kontakt po raz pierwszy, poczułem niepokój.

Hmmm… Słusznie. Też miałem takie wrażenie w pewnym momencie, że gdzieś mi ten klimat i niepokój uciekł. Będę się starał w przyszłych tekstach (jeśli powstaną :P) jakoś go zachować.

Postacie są irytujące. To oczywiście subiektywna opinia, ale postaram się ją umotywować. Marcus od początku jest nieprzyjemnym dupkiem z przerostem ego, przekonanym o słuszności własnych poglądów, oraz o niesłuszności jakichkolwiek innych. Napisany przez niego zaraz na początku list świadczy, że to zadufany idiota, traktujący innych jak osoby gorszego sortu – no, chyba, że podzielają jego poglądy. Ucieszyłem się jak szlag go trafił. Kapitan Perez jest nieco ciekawszy, ale strasznie nie pasuje mi na dówódcę – boi sie podejmować decyzje, nie potrafi zapanować nad podwładnymi, a zamiast wzbudzać szacunek i budować autorytet, to koleś szuka akceptacji. Taka osoba na stanowisku decyzyjnym to zazwyczaj katastrofa. Leon to z kolei tak samo arogancki jak Marcus dupek, tylko rozsądniejszy, a jednocześnie równie irytujący i buńczuczny. No i to jego ćpanie, a potem zachowanie na haju, to coś co mocno mi zgrzytnęło. Zdecydowanie postacie to najsłabsze w moim odczuciu ogniwo Twojej opowieści.

Wierzę szczerze. Zresztą w pierwotnej wersji było chyba gorzej i byli wgl stonowani i zbyt podobni. A to o czym mówisz wynika trochę z mojej siłowej i wtórnej chęci nadania im charakteru… Także no przyznaję, że mogłem to trochę położyć i tu zamierzam jeszcze kiedyś popracować.

Na plus mogę sobie tylko dopisać, że wyszli tak jak ostatecznie próbowałem. Czyli zawiódł plan, a nie wykonanie :P

Ah, jeszcze obcy, bo oni też mają swoje miejsce – sam pomysł bardzo fajny, podobał mi się motyw, że przyszli z innego wszechświata, w którym byli już niemalże bogami, to Ci się udało. Jednak ich rozmowy z członkami załogi stacji są strasznie nienaturalne, bo zbyt ludzkie a jednocześnie infodumpowe.

A tu trochę to samo, ale może nie :P Ogólnie rozmowy z obcym miały być w pierwszej fazie infodumpowe, taki był mój na nich pomysł (może niesłuszny), bo mieli być właśnie na pewien sposób obcy, dziwni, myślący faktami, poznający świat…

A w głowie Markusa, gdzie celem była już perswazja, bardziej emocjonalni. Nwm, tak mi się wydawało. A może po prostu nie wyszło.

 

Wszystko więc rozbija się o postacie, bo gdybyś trochę więcej nad nimi popracował, dał im wyraźniejsze motywacje, to wtedy i cała reszta mocno zyskałaby; a tak, niestety, muszę patrzeć na całośc przez pryzmat relacji załogantów, z którymi mam problem, by je kupić po całości.

To traktuję jako podsumowanie Twoich uwag :P Czyli głównie bohaterowie… Jest to coś, nad czym będę pracował przy następnym tekście jako jednej z ważniejszych rzeczy :P

 

Na koniec napiszę, że mnie Twoje opowiadanie nie zmęczyło. Co więcej, kiedy w pewnym momencie postanowiłem przerwać na moment, żeby wyskoczyć na papierosa, sprawdziłem sobie z ciekawości, ile jeszcze tekstu mi zostało do przeczytania. Miałem świadomość tych prawie 50k znaków. I zdziwiłem się, że jestem przy samym końcu, że zostało mi może z 4k znaków. A to oznacza, że nie odczułem tej długości, którą pewnie odczułbym przy tekście, który by mi nie leżał :)

No, to jest spora odmiana, bo ponoć mój poprzedni (poważny) tekst potrafił męczyć :)

 

Dobra, kończę i tylko napomknę jeszcze, że kliknę bibliotekę akonto, mając nadzieję, że poprawisz te usterki, które Ci pokazałem, oraz przeskanujesz tekst raz jeszcze, starając się wyłapać pozostałe i dokonać potrzebnych zmian.

To co podałeś to poprawiłem, przejrzeć postaram się jeszcze, choć niekoniecznie dzisiaj. Zresztą trochę pracy mam w tygodniu na uczelni, ale w weekend na pewno jeszcze przelecę.

Dziękuję Ci Outta za uwagi, dałeś mi tu ładny materiał do myślenia i pracy :)

 

Asylum,

 

Kłania się w pas neuronauka, czyli funkcjonowanie człowieka i mózgu zostało, oględnie rzecz ujmując, położone. Moim zdaniem nie przemyślałeś tej sprawy, skupiając się na aspektach fizycznych w kategoriach, nazwijmy je pokrótce elementami astronomii i teorii względności, głównie szczególnej, choć i o grawitacji wspomniałeś.

No tak. Kiedyś, a propos uprawiania fizyki, jeden z wykładowców został zapytany czy możemy wyjść z zajęć bo XXX (powód nieistotny, chodziło o godziny dziekańskie i grunt, że nie chodziło fizykę). No i odpowiedział nam, że nie, bo powinniśmy zajmować się rzeczami poważnymi :P

Nie podzielam jego opinii, ale akurat tu fizykę (ogólnie rozumianą) chciałem umieścić na pierwszym miejscu. Nie wiem czy więcej było STW niż OTW, ale chciałem pisać o tym, co znam, więc wybór tego nacisku pochodził właśnie stąd :P Neuronauk rzeczywiście nie zgłębiałem i postawiłem na pewne uproszczenia i moją pewnie-nie-do-końca-poprawną intuicję.

 

za mało przestrzeni roboczej, jakby skompresować nie można było

No nie wiem, informatykiem nie jestem, o kompresji miałem, nazwijmy to, dziesięciominutową przebieżkę, ale sądzę, że i ono ma swoje ograniczenia :P Bo kompresja polega na podmienianiu powtarzających się ciągów znaków, ale w końcu i tu skończy się pole do optymalizacji.

 

No i potem jest komentarz dotyczący Neuralinku… Na razie nie mogę się odnieść za bardzo merytorycznie, bo musiałbym na spokojnie przeczytać, zrobić research, odnieść się… Dziś nie mam czasu, ale obiecuję, że wrócę do tego. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz; nie chcę podejmować merytorycznej dyskusji na temat, o którym jeszcze mało wiem :P

Powiem więc tylko, że na wykładzie z kognitywistyki mówili mi o mózgu jako o uniwersalnej maszynie Turinga i że interpretuje się poznanie przez algorytmy i przetwarzanie informacji. Więc – tak sobie mówiłem – rzecz powinna się sprowadzać do dostarczenia odpowiednich sygnałów wejściowych, i to niezależnie od wewnętrznej struktury mózgu, które traktuję jako “zamknięte pudełko wykonujące obliczenia”.

To tak, żeby powiedzieć coś mądrego, ale to pewnie spore uproszczenie i niekoniecznie bardzo korespondujące z tym co pisałaś. Ale wrócę do tego, jeszcze wrócę.

 

Wieku (?) chyba z poprzedniego tysiąclecia, milenium. ;-) Mamy 3094, pewnie raczej myślałby w kategoriach tysiąclatek, bo zawszeć to przełom taka graniczna data, przypomnij sobie nasz dwutysięczny.

No nie wiem, ja żyję w kategorii wieków ledwie dwadzieścia lat po zmianie tysiąclecia :P No i jednak dopóki życie ludzkie będzie trwało w kategoriach dziesiątków lat, to myślenie o milleniach (które są, nomen omen, kawałem czasu) wydaje mi się duuużo bardziej nienaturalne :p

 

Ręcznie, swoimi zmysłami sterowali, patrzyli, reagowali przy tym poziomie rozwoju technologii? Dalej też… ręcznie wpisał kilka linijek kodu i… sprawdził/weryfikował oprogramowanie. Przecież to niemożliwe, za długi czas reakcji. 

Mea culpa. Coś w tym jest, kod niekoniecznie pisali ręcznie, ale jak musieli w międzyczasie ze sobą rozmawiać… No racja, racja.

 

Jak to odciętym, przecież nie mają tam osobnej serwerowni, do której mogą się udać piechotą i ręcznie się podłączyć? Gdzie ta separacja? Jeśli się połączą nawet z jedną częścią repozytorium odłączoną od innych to przecież sami się z nią połączą, co nie, a i oni przez Neuralinka mają wejście do reszty? Poza tym w reszcie siedzi też wirus, a dróg i sposobu komunikacji wirusa ze sobą samym nie znają, więc pomysł na izolację jest czysto mechaniczny. Prosty, więc niby ok, ale oni nie oni nie żyją w niezależnym środowisku, to jest stacja. Każde podłączenie, kontakt z systemem wywołuje “zawirusowanie”, jeśli drogą jest no właśnie, co przenosi? Dlaczego chcą tylko odizolować rozmowę przez nich przeprowadzaną? W zasadzie mają już przechlapane. 

I ta komunikacja przez tablet, no weź. :p Czy oni rzeczywiście uważają, że dzika sztuczna SI siedzi w repozytorium (?) i użyje tępego, prostego narzędzia komunikacji, kiedy ma możliwość bezpośredniego połączenia przez ów Neuralink. Naprawdę, zakładasz, że wszystko musi być połączone na kabel, że prymitywne oprogramowanie tabletu oraz dane na nim zachowane, np. piksele zdjęć zrozumie obca forma życia? A w dodatku potem wdają się z czystą inteligencją informacyjną (swoją drogą to też nie wiem, o co chodzi z tą inteligencją – nasz sposób zapisywania danych?) w pogawędkę na temat pozyskiwania energii. Rozmowa bardzo naiwna i nieprawdopodobna. 

Hmmm… Hmmm… Trochę chaotycznie piszesz i próbuję się przedrzeć, jakie są wątpliwości. No ogólnie dane trzeba gdzieś fizycznie trzeba przechowywać, na jakichś komputerach, a kwestia korzystania z danych/kontaktu wymaga połączenia. No i fizycznego, dane przecież nie są bytem same w sobie, tylko je przenosimy przez, nwm, stany elektronu, fotonu etc. No i śmiejesz się, że wszystko musi być na kable połączone, ale szczerze mówiąc, to musi :P Oczywiście kwestia tego, że nie musi być kabel koncentryczny, może to być strumień fotonów, elektronów, cokolwiek. Ale koniec końców nie ma innej opcji, jakoś sygnał musisz przenosić, bo inaczej to zacznie się robić z tego magia. A na ogół wszystkie cząstki można zablokować :P

A korzystanie z tabletu… “kiedy ma możliwość bezpośredniego połączenia przez ów Neuralink” no to czy ma, to kwestia tego czy i jak zablokujemy te możliwości (jak wyżej) :P Jak zablokujemy i udrożnimy drogę tylko do staromodnej technologii, która nie jest z kolei połączona ze stacją/Neuralinkiem/niczym (jest online), no to do tej stacji/Neuralinku/niczego się nie dostanie. Bo nie ma drogi.

Nie wiem czy to o to chodzi, późna jest pora, jutro rano będę najwyżej załamywał się czemu tak bredzę :P I z resztą komentarza/uzupełnieniem obecnego też przyjdę jutro, bo na razie wzywa sen.

 

krar,

 

miło mi, będę z niecierpliwością czekał :P

Слава Україні!

Asylum, part II

 

Jakimi wspomnieniami, czego Oni mogli doświadczać i w jaki sposób. O, a tutaj można byłoby sporo pofantazjować. <3

Bałem się tam wchodzić, bo jednak za daleko od historii głównej i nie chciałem rozwodnić/znudzić. Poza tym wyszło by jeszcze, że nie mam tam nic ciekawego do opowiedzenia ;p

 

Podsumowując, potencjał jest, historia jest, konstrukcja opka też, lecz reakcje ludzkie i gadżety niewiarygodne. Ciekawe rzeczy fizyczne właściwie są w tle, a z ludzkich – po cholerę załoga miała tam siedzieć bez podmianek, takie zesłanie, czy co; po co tam i czy gdzieś tę energię ze Stacji przesyłali, coś z nią robili, czy magazyn, lecz nie wiadomo po co, choć to akurat bardzo interesujące;  napisałeś, tylko że Markus miał usprawnić, choć jednocześnie coś badał – co i po co.

No, reakcje ludzkie na pewno, gadżety pewnie też, szczególnie ta neurobiologia :P Ale nie tylko.

A po co siedzieli… Padło tam chyba kilka zdań, że energię wydobywają z czarnej dziury. Potem się ją magazynuje i przesyła, pewnie w jakiejś fizycznej już formie. A Markus, jak to naukowiec, fizykę tam miał badać :P Ale rozumiem, że niejasne było, więc to sobie dopisuję do listy przewin.

 

Dla mnie, rzeczy są science niekoniecznie wtedy, gdy grubo przeskakują obecną naukę, bo przełomy są możliwe, lecz decyduje to jak zachowują się ludzie w przyszłości, jakie problemy będą rozwiązywać, jakie mogą mieć kłopoty i jak je będą rozwiązywali, czy tak samo czy inaczej, reszta jest wyobraźnią za wyjątkiem rzeczy dowiedzionych, powszechnie znanych i akceptowanych przy obecnych pomiarach, teoriach (choć z teoriami już so-so, pociągłe coś możemy zobaczyć w zupełnie innym oświetleniu).

No tak, koniec końców samą naukę mógłbym opisać w publikacji albo książce popularnonaukowej.

Wolałabym abyś osnuł historię na paradoksie bliźniaków, na pozyskiwaniu energii.

A tam, nie wiem czy to jest takie interesujące :P

U ciebie mamy porządną fizykę i hasające ludzkie “małpy” (nie uwłaczając im). Kurcze, ostro ględzę, wiem. :p

Nie no, koniec końców pewnie masz rację :p I te gadżety, które nie są zawsze do końca przemyślane i pewnie parę dziur tam spokojnie można się poszukać.

Literacko popatrz na pierwsze opko Q; w którymś Marasowym też pojawiła się czarna dziura i osobliwość; fizyk, choć – moim zdaniem niepotrzebnie je uprościł w wersji wrzuconej na forum, mógł się jeszcze trochę z nim pozmagać, bo w pierwotnej wersji imho było lepiej oddawało zamysł; w programistycznych – PFa, NWMa, oraz pięknych sygnałowych – stna, gapy, Belatrix, master-of-orion, o matko przypomina mi się coraz więcej, bo i Cobold, i skoneczny i Szyszkowy, Tsole i wielu innych… Dobrze skończę na tym, bo za dużo szufladek z użyszkodnikami mi się otwiera, gdy dochodzi magia słowa, wrażliwości, horroru i wszystkiego naraz. Technika, ludzkość, literackość, koncept. 

No, to na pewno spojrzę. Dziękuję za taką ładną polecajkę :)

 

Trochę się szczypałam, czy wstawić, czy może odpuścić. Skąd decyzja, żeby jednak – tak? Nie zakładaj, że Twoi czytelnicy nie znają fizyki, może być tak i tak, warto dbać o stronę fizyczną (choć bez przesady) i ludzką (również wyważyć), nic nie daje przewagi. Tajemnica połączenia. Fizycy są cholernie ludzcy, przychodzi z czasem, choć nie zawsze. O, skończę już.

No, ja się tam cieszę ogólnie, że wstawiłaś, będę miał trochę (dużo) rzeczy do przemyślenia no i tak… Dziękuję :D

Слава Україні!

Cieszę się, że odpowiedziałeś. W ogóle się nie załamuj, bo pomimo niedociągnięć opowiadanie mnie wciągnęło, o czym świadczy chęć napisania komentarza, no i jego horrendalna długość. ;-) Tekst ma bardzo dobre momenty i czytając, co rusz żałowałam, że nie poszedłeś w którąś z widocznych odnóg, nie rozwinąłeś ciut więcej. Neuronauka jest moim konikiem, więc się nie przejmuj. I choć wolałabym, aby pogląd, że mózg to komputer czy, że wystarczy podrażnić konkretny neuron, aby wywołać jakiś efekt, przestał być tak popularny, zapewne trzeba z tym poczekać – musi minąć jeszcze trochę lat.

Końcówkę komentarza pisałam w dużym niedoczasie, więc obawiam się, że chaos może być spory (taka rozmowa samej ze sobą i jednocześnie z Twoim tekstem – co jest możliwe, a co nie połączone z wykluczaniem i szukaniem jakichś opcji rozwiązań). Przejrzę późnym wieczorem tę końcówkę i spróbuję dodać edytkę, o co mi chodziło, ale już jednym zdaniem!

I ja skarżę do biblio, za potencjał, fantastykę i kilka fajnych pojęć w środku tekstu.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie no, to raczej było porównanie się do czytelników

Jak na forum literackie, mamy nadreprezentację fizyków. :P

 

Ha! To symulator spadania, więc on obserwuje je z dołu. Czyli on zwalnia, czyli to co na górze przyspiesza – no, czyli sondy właśnie.

No, teraz rozumiem, co miałeś na myśli. :)

 

A nie jest już linijkę wyżej? Ja tak zawsze listy piszę, tzn. jak stawiam przecinek po przywitaniu to dalej piszę z małej… Ktoś też mi tak już pisał, więc zdziwiłbym się mocno.

W sumie masz rację, nie zwróciłem uwagi.

 

Niestety nie, fizyka zabrania przekazywania informacji szybciej niż prędkość światła :P Splątanie kwantowe też tak działa. W skrócie: badając stan splątany możesz na podstawie jednej cząstki dowiedzieć się o stanie drugiej, ale nie możesz wpłynąć na pomiar. Czyli wynik z perspektywy drugiej strony będzie również zupełnie losowy… Chyba, że przekażesz mu informację o swoim wyniku. Tylko przekazanie informacji tradycyjną drogą trwa dokładnie prędkość światła.

To się wymyka mojemu pojmowaniu.

Dlaczego?

Czytałem kiedyś przykład obrazujący teorię splątania tj.:

Obserwator A na jednym końcu galaktyki ma pudełko, w którym znajduje się obracająca się moneta splątana z inna obracająca się monetą, która jest w pudełku na drugim końcu galaktyki u obserwatora B.

Jeśli A zajrzy do pudełka i wypadnie orzeł to wie, że w moneta w pudełku obserwatora B spadnie reszką do góry.

I to na razie jest zrozumiałe. Tylko wydawać by się mogło, że w momencie, kiedy obserwator A spowoduje, że wypadnie reszka (wpłynie na monetę) – to u obserwatora B musi wypaść orzeł. Mylę się?

No, mylę się, tylko zupełnie nie kumam tych wyjaśnień o konieczności zastosowania klasycznego kanału (czyli ograniczanego prędkością światła) do przesyłu informacji przez splątanie – ponoć ta informacja przesyłana tradycyjnie ma być instrukcją do odczytania informacji uzyskiwanej w splątaniu. Ale jeszcze nie spotkałem się z wyjaśnieniem, które przyjąłbym za fakt, a nie zrzucił na karby ograniczeń ludzkiej wiedzy i technologii.

…a jeszcze jak weźmiemy do tego, że mogą być splątane cząsteczki, które nie istnieją w tym samym czasie, to już w ogóle głowa pęka.

 

Hmmm… Nie myślałem o tym w ten sposób. W sumie interesujący pomysł.

Czyli jak zawsze wyobraźnia prowadzi mnie na jakieś inne tory.

 

Jak nie jakieś uzupełnienie tego, to w marcu pewnie będę mógł wrzucić wtedy-pewnie-odrzucony tekst z PFFN.

Ja od nowego roku zabieram zie za tekst na PFFN.

Jeszcze brakuje mi tylko pomysłu, researchu i fabuły.

 

No i najpierw Ty Geki mógłbyś załatwić tą zapowiedzianą kontynuację Planety Wody :P

Jaką zapowiedzianą? Eeee… ja zawsze pisałem, że może będzie kontynuacja. :P

I może nawet coś napisze, w sumie po twoim komentarzu coś mi tam świta do napisania – to zalezy do wielu czynników, m.in. od tego, kiedy będzie konkurs na folkhorror i innych – ale wrócę do pomysłu, co go miałem.

Tylko on już będzie mniej hard sci-fi. Nie wiem, czy wszyscy przyjmą z huraoptymizmem lekką zmianę klimatu.

 

Drugim elementem, którego użyłem, była dylatacja czasu i paradoks bliźniąt.[…]No i to powoduje, że technologia, której używają, nie pochodzi z XXX wieku, tylko z XXVIII. A może nawet z XXVII, bo przecież budowa takiej jednak wielkiej stacji powinna zająć sporo, sporo czasu.

W pełni mnie przekonałeś*.

Szkoda, że nie umieściłeś tego w tekście, bo myśle, że byłoby bardzo wartościowym rozbudowaniem świata przedstawionego i przy okazji odpadłoby wiele zarzutów co do tekstu. Dla mnie realnie podwyższyłoby jego wartość.

*coś podobnego było w Hyperionie przed wymysleniem teleportów, więc tak podejrzewałem.

 

W sumie chciałbym jeszcze się odnieśc do twojego tekstu, bo zerknąłem na komentarze innych uzytkowników i chciałbym zaznaczyć, że o ile nie polubiłem żadnej z postaci, to ich konstrukcja mi się podobała i kupuję taką reakcję na “nowego” po latach zamknięcia gdzieś na peryferiach cywilizacji.

Nie uszczegółowiłes wielu rzeczy, ale nie uważam, że to był błąd i tak samo nie uważam, by rekwizyty były niewiarygodne – nawet jeśli niewiarygodne jest to ręczne klepanie kodu.

Mój odbiór tekstu był bardzo dobry i nie sądzę, że potrzebuje on wielu poprawek – wręcz przeciwnie.

To, z czym bym się zgodził, to:

po co tam i czy gdzieś tę energię ze Stacji przesyłali, coś z nią robili, czy magazyn, lecz nie wiadomo po co, choć to akurat bardzo interesujące;  napisałeś, tylko że Markus miał usprawnić, choć jednocześnie coś badał – co i po co.

To bardzo ważny detal. Też byłem trochę zawiedziony, że nie pociągnąłeś tego wątku dalej.

 

I w sumie tu jest pies pogrzebany. Ten tekst nie potrzebuje poprawek – on potrzebuje być dłuższy. :P

A to dlatego, że był tak dobry, że chce się więcej. :)

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

A co do sfery – chyba wykonanie sfery wokół całej gwiazdy jest niewykonalne i jak już pojawiają się rozważania, to raczej myśli się o sondach, układających się w pierścienie, jakieś bąble… Dużo nazw chyba się pojawiło i uznałem, że sondy są tu najbezpieczniejsze :P

OK. Przyjmuję do wiadomości :) A pierścień Nivena byłby możliwy?

 

Na plus mogę sobie tylko dopisać, że wyszli tak jak ostatecznie próbowałem. Czyli zawiódł plan, a nie wykonanie :P

Skoro wyszli, jak chciałeś, to oznacza, że nie trafiłeś nimi w moje gusta <ulubiona_emotka_baila>

 

To traktuję jako podsumowanie Twoich uwag :P Czyli głównie bohaterowie

Zdecydowanie bohaterowie. I to nawet nie chodzi o to, że oni są źle zbudowani, tylko, że nie pasują mi ich charaktery. Wydają się strasznie rozchwiani, co kłóci się z moim wyobrażeniem o osobach odpowiedzialnych za zarządzanie stacją energetyczną, czyli pewnie cholernie drogim sprzętem :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Asylum,

no, do załamania to jeszcze mi daleko :P ale dzięki za słowa otuchy. O neuronauce jeszcze sobie poczytam, a na pewno powtórzę sobie Twój wywód.

A jeśli chodzi o komentarz, to ogólnie końcówkę zrozumiałem, poza tym jednym miejscem, którego nie… Czyli tych z tabletem i okolicami.

 

Geki,

To się wymyka mojemu pojmowaniu.

Dlaczego?

Czytałem kiedyś przykład obrazujący teorię splątania tj.:

Obserwator A na jednym końcu galaktyki ma pudełko, w którym znajduje się obracająca się moneta splątana z inna obracająca się monetą, która jest w pudełku na drugim końcu galaktyki u obserwatora B.

Jeśli A zajrzy do pudełka i wypadnie orzeł to wie, że w moneta w pudełku obserwatora B spadnie reszką do góry.

I to na razie jest zrozumiałe. Tylko wydawać by się mogło, że w momencie, kiedy obserwator A spowoduje, że wypadnie reszka (wpłynie na monetę) – to u obserwatora B musi wypaść orzeł. Mylę się?

No, mylę się, tylko zupełnie nie kumam tych wyjaśnień o konieczności zastosowania klasycznego kanału (czyli ograniczanego prędkością światła) do przesyłu informacji przez splątanie – ponoć ta informacja przesyłana tradycyjnie ma być instrukcją do odczytania informacji uzyskiwanej w splątaniu. Ale jeszcze nie spotkałem się z wyjaśnieniem, które przyjąłbym za fakt, a nie zrzucił na karby ograniczeń ludzkiej wiedzy i technologii.

Hmmm… Najprościej chyba stan splątany wyjaśniać innym porównaniem, to znaczy nie do monet, a do butów. Masz but lewy, masz but prawy i rzucasz je losowo w dwie strony. Jak sprawdzisz jeden i okaże się lewy, to drugi musi być prawy. I nie ma tu miejsca na interwencję.

W praktyce jest zupełnie inaczej, ale to jest zupełnie nietrywialne i dowiedzenie się tego zajęło około 30-40 lat od odkrycia mechaniki kwantowej. I na tym najprostszym poziomie tak można to traktować.

 

A jakby to Cię nie przekonało, to są inne argumenty, już bardziej wiążące się z Szczególną Teorią Względności.

Pierwszy jest taki, że mechanikę kwantową można wyprowadzić z STW. Zrobili to w zeszłym roku bodaj Dragan i Ekert. I jeśli STW zakazuje przekraczania prędkości światła, a mechanika kwantowa jest efektem działania STW, to nie może mechanika kwantowa pozwalać na przekroczenie prędkości światła.

Drugi argument jest taki, że przekazanie informacji szybciej niż światło wiązałoby się z możliwością przesłania informacji w przeszłość. Umiałbym to prosto pokazać na rysunku, więc jak będziesz chciał, to może kiedyś to rozrysuję… No i fizycy nie lubią cofania się w czasie, bo zaburza im relację przyczyna → skutek. W każdym razie jeśli to jest prawda, to wprowadzając szybsze przekazywanie informacji musiałbym pozwolić na przesyłanie informacji w przeszłość i strasznie skomplikowałoby opowiadanie :P

 

Ja od nowego roku zabieram zie za tekst na PFFN.

Jeszcze brakuje mi tylko pomysłu, researchu i fabuły.

Czyli w zasadzie wszystkiego xD

Ale co rusz sypiesz opowiadaniami około-SF (choćby ostatnio “Normalność to…”, niby cyberpunk, ale nie wymagają chyba dokładnie hard SF), więc na pewno coś wymyślisz :)

 

Jaką zapowiedzianą? Eeee… ja zawsze pisałem, że może będzie kontynuacja. :P

I może nawet coś napisze, w sumie po twoim komentarzu coś mi tam świta do napisania – to zalezy do wielu czynników, m.in. od tego, kiedy będzie konkurs na folkhorror i innych – ale wrócę do pomysłu, co go miałem.

Tylko on już będzie mniej hard sci-fi. Nie wiem, czy wszyscy przyjmą z huraoptymizmem lekką zmianę klimatu.

Nie wiem czy wszyscy, ale ja na pewno przyjmę i taką :P Chociaż jak nie hard SF to zastanawiam się, co w takim razie (chyba nie ten folkhorror? xP)

 

W sumie chciałbym jeszcze się odnieśc do twojego tekstu, bo zerknąłem na komentarze innych uzytkowników i chciałbym zaznaczyć, że o ile nie polubiłem żadnej z postaci, to ich konstrukcja mi się podobała i kupuję taką reakcję na “nowego” po latach zamknięcia gdzieś na peryferiach cywilizacji.

No to dobrze. Teraz będę miał problem z rozbieżnymi opiniami… Ale coś z tego wyciągnę (mam nadzieję), na becie miałem z nimi problemy, więc czuję, że to nie jest moja mocna strona tak czy inaczej.

 

Szkoda, że nie umieściłeś tego w tekście, bo myśle, że byłoby bardzo wartościowym rozbudowaniem świata przedstawionego i przy okazji odpadłoby wiele zarzutów co do tekstu. Dla mnie realnie podwyższyłoby jego wartość.

To bardzo ważny detal. Też byłem trochę zawiedziony, że nie pociągnąłeś tego wątku dalej.

Ok, faktycznie przy tym pomijaniu opisywania tła pominąłem chyba za dużo.

I w sumie tu jest pies pogrzebany. Ten tekst nie potrzebuje poprawek – on potrzebuje być dłuższy. :P

A to dlatego, że był tak dobry, że chce się więcej. :)

No nic. Może jak już się przetarłem z dłuższym tekstem, to może następnym razem będzie łatwiej i starczy mi sił na więcej :P

 

Outta,

 

OK. Przyjmuję do wiadomości :) A pierścień Nivena byłby możliwy?

Tzn. nie byłyby możliwe dlatego, że nie ma zwykle materii na ich zbudowanie, nawet jakby rozwalić wszystkie planety w takim Układzie Słonecznym. Dlatego się go tnie i buduje fragmenty (sondy, bąble, pierścienie).

Pierścienie Nivena… Wikipedia mówi, że potrzeba by 20 mas Jowisza, więc tak średnio z materiałem. Ale jakby umieścić je bliżej Słońca, to prędzej. Z drugiej strony wtedy miałbyś więcej promieniowania słonecznego, które dla życia i wody byłoby niedobre. Ja bym powiedział, że można, ale raczej wokół jakiegoś słabszego karła (białego, czerwonego, brązowego).

 

Zdecydowanie bohaterowie. I to nawet nie chodzi o to, że oni są źle zbudowani, tylko, że nie pasują mi ich charaktery. Wydają się strasznie rozchwiani, co kłóci się z moim wyobrażeniem o osobach odpowiedzialnych za zarządzanie stacją energetyczną, czyli pewnie cholernie drogim sprzętem :)

No, rozumiem. Myślałem sobie, że poza sytuacją nie do przewidzenia (jak w opowiadaniu) to siedzieliby i tylko przeglądali stan techniczny. Z drugiej strony rozumiem, że aż do przesady to pociągnąłem (albo może to tak wyglądać) i być może trochę poszedłem na skróty…

No nic, następnym razem przynajmniej lepiej to przemyślę. Dzięki jeszcze raz :)

Слава Україні!

Postanowiłem nominować tekst do piórka.

Poniżej uzasadnienie:

– Tekst prezentuje kawałek dobrej fantastyki naukowej, której ostatnio brakuje.

– Mankamenty techniczne, które autor systematycznie koryguje, nie przeszkodziły mi przemknąć przez tekst w zawrotnym tempie, praktycznie bez przystanków. Można zwracać uwagę na drobne niedociągnięcia (taka dola korektora), ale zawsze trzeba mieć gdzieś z tyłu głowy, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Korekta niedociągnięć ma służyć przede wszystkim temu, żeby wzrok szybciej poruszał się po tekście, a człowiek lepiej przyswajał informacje. W moim wypadku tekst obronił się sam, mimo pewnych problemów.

– Tekst wywołuje dyskusje (dawno nie pamiętam tak ciekawej wymiany myśli pod tekstem, ostatnio chyba przy Oumuadua, które piórko dostało, bardzo słusznie swoją drogą). 

– Tekst daje się zapamiętać, nie wylatuje z głowy natychmiast po przeczytaniu

– W moim odczuciu nie prezentuje poziomu niższego, niż większość tekstów “piórkowych”

 

Sądzę, że to wystarczy. Ostatecznie to tylko nominacja, zadecydują inni. Ale trzeba dać im szansę.  

Silver, powiem ci, że się nad tym mocno zastanawiałem, ale przekonały mnie twoje argumenty, zwłaszcza argument ostatni. Myślę, że warto dać tekst pod głosowanie, więc dorzucam swój mały jeden punkcik. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Czyli w zasadzie wszystkiego xD

Tak, dokładnie tak. 

 

Ale co rusz sypiesz opowiadaniami około-SF (choćby ostatnio “Normalność to…”, niby cyberpunk, ale nie wymagają chyba dokładnie hard SF), więc na pewno coś wymyślisz :)

To tylko pretekstowa fantastyka. :P

 

No nic. Może jak już się przetarłem z dłuższym tekstem, to może następnym razem będzie łatwiej i starczy mi sił na więcej :P 

W ramach pokuty rozwiniesz te wątki w kontynuacji. 

 

Nie wiem czy wszyscy, ale ja na pewno przyjmę i taką :P Chociaż jak nie hard SF to zastanawiam się, co w takim razie (chyba nie ten folkhorror? xP)

Raczej sci-fi, ale mniej hard. 

Namówiłeś mnie, zaczynam myśleć nad kontynuacją – to nie znaczy, że powstanie (szybko) bo to zależy od konkursów, ale… drugi tekst na tytuliki mam, do grudnia czekam na informacje, że mój tekst ja Wiedźmy został odrzucony, a potem na informacje, że mój tekst wysłany do NF nie przeszedł*, więc czas się za coś zabrać. 

* ale i tak jestem z niego zadowolony, nawet jeśli jest nieczytalny, bo dopełniłem w nim wszystkie koncepcje/idee, które mnie frapowały od Bena jak i nie wcześniej

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Miś przeczytał opowiadanie i część komentarzy. Właściwie rozbawiła go ta dyskusja rozpętana w komentarzach. Tak naprawdę jeszcze mało wiemy o ludzkich mózgach i działaniu ludzi, o czarnych dziurach i innych osobliwościach, a skłonni jesteśmy ‘walczyć’ o swoje racje i przekonania na bazie/nad opowiadaniem nie mającym chyba za zadanie ‘pogłębiania’ wiedzy. 

Każdy z nas był samą świadomością, wyzwoloną z cielesnych oków.

oków?

U Koali mogłoby być, że uszów ;)

Known some call is air am

???

Hej

Solidny kawał tekstu. Wydaje mi się, że dobrze przygotowany pod kątem SF ale ekspertem nie jestem więc musisz tu polegać na innych. W każdym razie wydawał mi się mocno autentyczny, więc albo wiesz o czym piszesz, albo dobrze udajesz, co w sumie w literaturze wychodzi na to samo :)

Przeczytałem raczej dosyć szybko. Może nie porwało mnie straszliwie, ale jak na niekrótki tekst było w porządku. Ogólnie pomysł wydawał mi się dobry. To odnośnie czego mam najwięcej uwag to bohaterowie. Wydawali mi się nieco przerysowani i momentami mocno jednostronni. Może tacy mieli być, ale kilka razy zwróciłem na to uwagę i wydawało mi się że był to najsłabszy element tekstu.

Było trochę rzeczy do poprawy. Wydaje mi się, że sporą część już opisano, ja dodam kilka uwag poniżej.

Niemniej jednak dobry tekst, który czytałem z zaciekawieniem.

 

Poniżej uwagi subiektywne do rozwagi lub odrzucenia:

 

Irij spali, unosząc się w powietrzu.

Tu pewnie wyjdę na ignoranta, ale czy oni nie powinni być jednak do czegoś przytwierdzeni? Rozumiem nieważkość ale łóżka latające w powietrzu?

 

Niebo nad tobą zmienia się.

Może lepiej

Niebo się zmienia nad tobą

 

Był wciąż ubrany w wojskowy garnitur; medale na piersi pobrzękiwały z każdym krokiem.

– Jak naukowczyna? – Leon dosiadł się do stołu i spojrzał na Markusa. – Skąd przyleciałeś, co?

Tutaj dwie sprawy, trochę dziwne wydało mi się ubieranie się w garnitur na odległej stacji. Rozumiem, że chodziło o pewną uroczystość czy podkreślenie statusu niemniej jednak jakoś wydało mi się to dziwne. Druga sprawa to ta nazwa naukowczyna. Wydała mi się nienaturalna.

 

Zasalutował szyderczo i wyszedł z mesy. 

Zastanawiałem się jak się salutuje szyderczo i nie wiem :)

 

starej generacji tablet

Może lepiej

tablet starej generacji

 

– Wzięliśmy go prosto na statek. – Porucznik Kłyczko pokazywał kolejne zdjęcia, naturalnie opisujące historię. – Zamknęliśmy w piwnicy, bo tam się zwykle lęgną szkodniki, nie? A potem…

I to jest jeden z fragmentów tekstu gdzie wyszło mi to przerysowanie postaci.

 

– Ej! – jęknął Diego.

– Ty skurwielu! – nie wytrzymał Markus i zerwał się z fotela, gotów zabić Leona na miejscu.

Porucznik spojrzał na niego z rozbawieniem i pokazał kolejne zdjęcie; tym razem swoje, na którym trzyma jedno z odnóży Szkodnika, obtoczone w tej samej pomarańczowej mazi. Markus, którego oczy zaszły już mgłą, dopadł porucznika i wyprowadził lewy sierpowy, wybijając mu kilka zębów. Popłynęła krew. Następnie złapał go za przedramię, ścisnął i wykręcił rękę. Wzmocniony o siłę egzoszkieletu, o mało nie złamał w ten sposób kości. Leon w porę obił go tabletem i wyślizgnął się.

– Słuchajcie, jest sprawa. – Głos kapitana Pereza się załamywał. – Odbieramy sygnał z czarnej dziury.

Czy tu nie powinno być jakiegoś przeskoku? Najpierw walczą a tu nagle gość mówi że jest sprawa? Poza tym czemu on go bił tabletem? :)

 

Wzmocniony o siłę

Może lepiej

Wzmocniony siłą

 

– Znasz się na tym – ni to spytał, ni to stwierdził Diego.

To ni to mi dziwnie zabrzmiało.

 

– Hello world! – odezwał się obraz szczura.

A to mi zabrzmiało jak kiepski żart informatyka :P

 

Konsternacja sięgnęła zenitu.

Czyli że co? Wywaliło liczniki konsternacji :P

 

– Jak mówiliśmy, nasz świat jest o wiele starszy i umiera.

Czy oni o tym już wcześniej mówią gdzieś? Bo jakoś miałem wrażenie że po raz pierwszy o tym słyszę. Ale może jestem nieuważny.

 

Usuwanie obcego Leon zaczął od odłączenia komputera od mesy. Ekran, z którego mówił do nich obcy

Blisko siebie

 

– Sk… skąd… wies?

wiesz

@Koala – chodzi mi o to, że Ci dobrze patrzy z oków, a z uszów też sympatycznie wyglądasz ;) :D

Known some call is air am

że nie musi być kabel koncentryczny, może to być strumień fotonów, elektronów, cokolwiek. Ale koniec końców nie ma innej opcji, jakoś sygnał musisz przenosić, bo inaczej to zacznie się robić z tego magia. A na ogół wszystkie cząstki można zablokować :P

Tak, właśnie tak myślałam, czyli kabla w sensie fizycznym być nie musi, może być bluetooh (u Ciebie byłoby d.b. zaawansowane). I dorzućmy do tego "Dziką" Inteligencję Informacyjną, Stację Kerr-152 (z repozytoriami) oraz końcówki odbiorcze, czyli komputery, tablet oraz ludzi z wejściem do Neuralinku. W momencie wirusowania (założenie – zapomnijmy, ale tylko na krótką chwilę to, co napisałam o neuronauce i mózgu, przyjmując, że człowiek to też zestawy uporządkowanych danych/stanów podlegających cyklicznym pomiarom, co mogłoby być świadomością subiektywną/"osobowością") ludzie byli podłączeni, więc Stacja ma dostęp do wszystkiego, więc wirus jest wszędzie, co najwyżej nie w takiej ilości w jakiej mógłby być, gdyby załadował się cały (koncepcję "Dzikiej" II masz masz osobową, w każdym razie kompletną już nawet w kawałku, vide zakończenie). Konkludując, nie widziałam możliwości zabezpieczenia się przez tablet, bo on wirus jest w ludziach i tablecie. Cała przestrzeń Stacji jest nim zainfekowana, tam nie ma bezpiecznego zewnętrza i są cholernie od niej zależni.

I jeszcze pozostaje kwestia "Dzikiej" II, jeśli ma fizyczną naturę sygnału, który przyjęła Stacja, bez kłopotu może przez wejście Neuralink załadować się do mózgu człowieka, chyba że koncepcja mózgu jest jest inna i człowiek może być tym zewnętrzem. :p

 

Spodobała mi się Twoja koncepcja Inteligencji Informacyjnej, różnych stanów kwantowo nieprzewidywalnych czastki, które dopiero po wielu setkach próbach pokazuje miejsce, nawet takie książki są popełniane o kwantowej teorii świadomości, lecz neuronaukowcy krótko je recenzują – brednie, ale Twoje opko to sf. :-) 

A teraz przypomnij sobie (!), że mózg człowieka nie jest rodzajem zaawansowanego komputera, z choćby nie wiem z iloma warstwami. 

 

Było więcej niż jedno zdanie, czasem nie da się skondensować. :p

 

Za nominacją do piórka nie będę, bo nie chcę propagować myślenia o mózgu jako komputerze, no i językowo, zdaniowo jeszcze kuleje według moich kryteriów, ale życzę powodzenia!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Silver, Geki,

dzięki :D Sam nie sądzę, żeby zawojował scenę piórkową, ale miło, że doceniacie moją pracę i wgl :) Szczególnie dwa ostatnie punkty podnoszą na duchu, a czy fantastyki naukowej nam brakuje ostatnio to nie wiem, przecież wyzwanie już trzema lepszymi tekstami obrodziło, i to nie tak dawno :P

 

W ramach pokuty rozwiniesz te wątki w kontynuacji. 

Na pewno. Żeby teraz tylko ta kontynuacja powstała :P

 

Namówiłeś mnie, zaczynam myśleć nad kontynuacją – to nie znaczy, że powstanie (szybko) bo to zależy od konkursów, ale…

:D

Zapisałem, więc teraz się nie wykręcisz.

 

do grudnia czekam na informacje, że mój tekst ja Wiedźmy został odrzucony, a potem na informacje, że mój tekst wysłany do NF nie przeszedł*, więc czas się za coś zabrać. 

Myślę, że się zaskoczysz ;)

 

Koalo,

O pewnych rzeczach wiemy mało, ale o innych sporo, a prawdy trzeba bronić :P

oków?

https://sjp.pwn.pl/sjp/okowy;2494730.html

 

Edwardzie,

To odnośnie czego mam najwięcej uwag to bohaterowie. Wydawali mi się nieco przerysowani i momentami mocno jednostronni. Może tacy mieli być, ale kilka razy zwróciłem na to uwagę i wydawało mi się że był to najsłabszy element tekstu.

I to jest jeden z fragmentów tekstu gdzie wyszło mi to przerysowanie postaci.

To już kolejny komentarz w tej sprawie, więc nie będę się szerzej rozpisywał, ale… no tak :) Koniec końców wyszedł mój brak rzetelnego i przemyślanego rozplanowania od samego początku.

Tutaj dwie sprawy, trochę dziwne wydało mi się ubieranie się w garnitur na odległej stacji. Rozumiem, że chodziło o pewną uroczystość czy podkreślenie statusu niemniej jednak jakoś wydało mi się to dziwne. Druga sprawa to ta nazwa naukowczyna. Wydała mi się nienaturalna.

Garnitur – ok. Warunki niby ziemskie, ale rozumiem; kontekst i wgl. Naukowczyna… Hmmm… No mogę podmienić, ale to już jutro, na coś bardziej naturalnego. Chociaż mi się podobała nazwa :P

Tu pewnie wyjdę na ignoranta, ale czy oni nie powinni być jednak do czegoś przytwierdzeni? Rozumiem nieważkość ale łóżka latające w powietrzu?

Spójrz np. jak śpią w Międzynarodowej Agencji Kosmicznej. Latające łóżka niekoniecznie, raczej w czymś ala-śpiwory.

A poza tym… przytwierdzanie łóżek nie miałoby chyba jakiegoś dużego sensu poza przyzwyczajeniami z Ziemi.

Czy tu nie powinno być jakiegoś przeskoku? Najpierw walczą a tu nagle gość mówi że jest sprawa? Poza tym czemu on go bił tabletem? :)

Hmmm… No trochę tam nienaturalnie wyszło, to prawda. Można niby rozdzielić, ale to już trochę większa ingerencja… Zastanowię się na spokojnie czy i jak to zrobić.

A to mi zabrzmiało jak kiepski żart informatyka :P

Ech… Z jednej strony dobrze, z drugiej źle że kiepski :P

Czyli że co? Wywaliło liczniki konsternacji :P

I to źle? :O Zenit w pwn to “najwyższy stopień intensywności czegoś”, więc nie wiem… Ale ja się nie znam dobrze na języku polskim, temu dopytuję.

Czy oni o tym już wcześniej mówią gdzieś? Bo jakoś miałem wrażenie że po raz pierwszy o tym słyszę. Ale może jestem nieuważny.

“Nasz wszechświat liczy już ponad bilion lat.” Chociaż w wyróżnionym przez Ciebie fragmencie rzeczywiście mógłbym dodać kropkę, bo o umieraniu nie mówił.

wiesz

Wolałem wies, żeby podkreślić trochę jak traci panowanie nad głosem/językiem. Czyli specjalnie wstawiłem tak jak jest.

 

Resztę uwag już wykorzystałem, dziękuję za przeczytanie i komentarz :D

 

EDIT: ASYLUM

 

A widzisz, to już rozumiem. Ja założyłem, że te repozytoria/serwery naukowe/jak tam je nazwałem są oddzielone od stacji i służą jako składowisko danych niepotrzebnych do funkcjonowania codziennego (czyli wirtualne książki, artykuły, wyniki badań etc.). I do takiego przedmiotu nie trzeba utrzymywać relacji dwustronnej, tzn. nie ma powodu na poziomie planowania, żeby oprogramowanie przeszukujące te serwery miało możliwość bezpośredniego ingerowania w mechanizmy stacji.

 

Spodobała mi się Twoja koncepcja Inteligencji Informacyjnej, różnych stanów kwantowo nieprzewidywalnych czastki, które dopiero po wielu setkach próbach pokazuje miejsce, nawet takie książki są popełniane o kwantowej teorii świadomości, lecz neuronaukowcy krótko je recenzują – brednie, ale Twoje opko to sf. :-) 

No widzisz, a fizycy mówią, że może mieć sens :) Nawet mój dobry znajomy się chciał tym zajmować :P I czytał jakieś publikacje, nie pamiętam już nazwiska, ale miało to jakieś podstawy naukowe rzeczywiście wiarygodne.

 

Że mózg nie jest komputerem to już zapamiętam :) Dzięki jeszcze raz za wyjaśnienie i ogólnie za pobyt tu, tzn. pod tekstem :P

Слава Україні!

I to źle? :O Zenit w pwn to “najwyższy stopień intensywności czegoś”, więc nie wiem… Ale ja się nie znam dobrze na języku polskim, temu dopytuję.

Zastosowanie słowa jest poprawne. Raczej chodziło mi o to aby pokazać ich zdziwienie. Czyli np. napisać, że popatrzyli na siebie zdezorientowani marszcząc brwi. Czyli to słynne show don’t tell :)

To stwierdzenie o zenicie byłoby w porządku w rozmowie bohaterów, ale nie kiedy opisujesz scenę., moim zdaniem No bo wtedy ja muszę sobie wyobrażać i tłumaczyć co to oznaczało w rzeczywistości, że konsternacja sięgnęła zenitu, zdziwili się, zaskoczyli coś powiedzieli? Wolałbym abyś opisał jak się dziwią a nie powiedział, że się zdziwili :)

Cześć!

 

Bardzo przyjemne opowiadanie. Zacznę od rzeczy, które bardzo mi się spodobały. Sensowne nasycenie fizyką i zachęta do jej poznawania, bez zbędnych detali czy całek, ale za to z dużo ilością smaczków i be głupot (przynajmniej na ile sam mam o tym pojęcie, przybysze zza horyzontu doskonale – imho – pasuję do hard s-f, jako element prognostyczny). Znam wiele osób, które czytają s-f “do pierwszego space fiction” i mam wrażenie, że twój tekst by przeczytały do końca. W pigułce pokazałeś kilka elementów kosmicznego futuryzmu – elektrownie na dżetach czarnych dziur, sfery Dysona, znalazło się tez miejsce dla komputerów kwantowych… I wszystko to miało swoje uzasadnienie w fabule i wpływ na wydarzenia. Ktoś może zarzucić infodump, moim zdaniem wyważyłeś to prawidłowo.

Dobry pomysł na inwazję sygnału, choć bardzo zdawkowo to pokazałeś (jak odbierany sygnał, nie znając systemu operacyjnego, instrukcji był w stanie zainfekować system, ale to tylko takie czepialstwo, sensowna i dopuszczalna ilość fiction imho). Ale za to wyszło w miarę dynamicznie, bo dało rade odczuć położenie bohaterów. Trochę cyfrowej grozy, nieco głosu z nieba, robi robotę. Zastanawiam się ciągle nad motywem eksterminowanej rasy i powiązania tego z resztą tekstu. Rozumiem, że jest to zarzewie konfliktu między bohaterami, ale wygląda nieco sztucznie – dwóch ludzi na odległej stacji pierze się po gębach w imię zniszczonych stworzeń, nieco sztuczny idealizm imho. Dodatkowo mam wrażenie, że ten wątek nie został w pełni wykorzystany czy zamknięty, bo poświęciłeś mu dużo miejsca, a następnie temat zniknął. Początkowo dobrze zbudowałeś napięcie, sugerując że obcy są w istocie inną formą zniszczonych “szczurów”, ale nie pojechałeś na tym zbyt daleko, sugestie szybko zniknęły (albo nie wyłapałem, że tak jest faktycznie).

Bardzo spodobały mi się początkowe relacje z nieznanym, napięcie, oczekiwanie, ale zanim się to na dobre rozkręciło, niemalże uciąłeś temat. Po zejściu narkotyków jarhead natychmiast wietrzy spisek i idzie się uzbroić i już wiadomo, jak się to skończy. Trochę zbyt szybko to rozwiązałeś imho, zabrakło grozy.

Bohaterów pokazałeś dobrze i mocno ich zróżnicowałeś, iście wybuchowa mieszanka charakterów, dosłownie. Ktoś może się przyczepić, że są to sami mężczyźni, ale to twój tekst i ty decydujesz.

 

Tyle póki co, pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Koalo,

no i masz odpowiedź na pytanie :)

 

Edwardzie,

ok, teraz rozumiem. Ogólnie tam obok jest kilka zdań opisujących nerwowe reakcje (odruchy wymiotne, drżące ręce), dlatego nie czułem takiej potrzeby. Rzeczywiście to rzuca się w oczy? :P

 

krarze,

(przynajmniej na ile sam mam o tym pojęcie, przybysze zza horyzontu doskonale – imho – pasuję do hard s-f, jako element prognostyczny)

Tu miałem wątpliwości w sumie, bo chyba takich przybyszy powinny wypluć tzw. “białe dziury”, a w przypadku czarnych problem jest taki, że coś wyrzuconego zacznie tam od razu wracać, bo grawitacja…

 

Zresztą białe dziury też powinien zbadać jakiś SF-owiec. I nie tylko! Są teorie, że w środku czarnej dziury potrafi się stworzyć nowy wszechświat (zajmował się tym np. Nikodem Popławski), są takie, gdzie osobliwość wystaje poza horyzont zdarzeń, można poczytać o paradoksie informacyjnym, są grawastary… Dziwię się, że tak mało jest tekstów o takich tematach :P

 

W pigułce pokazałeś kilka elementów kosmicznego futuryzmu – elektrownie na dżetach czarnych dziur, sfery Dysona, znalazło się tez miejsce dla komputerów kwantowych… I wszystko to miało swoje uzasadnienie w fabule i wpływ na wydarzenia. Ktoś może zarzucić infodump, moim zdaniem wyważyłeś to prawidłowo.

No, to dobrze :D Taki był gdzieś mój pierwszy cel w tym tekście.

 

Zastanawiam się ciągle nad motywem eksterminowanej rasy i powiązania tego z resztą tekstu. Rozumiem, że jest to zarzewie konfliktu między bohaterami, ale wygląda nieco sztucznie – dwóch ludzi na odległej stacji pierze się po gębach w imię zniszczonych stworzeń, nieco sztuczny idealizm imho.

Ponoć niejedna rodzina potrafi się kłócić przy kolacji wigilijną o politykę ;) Zakładałem, że tam doszło coś więcej, taka niechęć od pierwszego wejrzenia (tak np. Leon też mówi o Markusie od razu “jajogłowy”, “naukowczyna” i nabija się niekoniecznie z powodu Szkodników, którzy są tylko jednym z elementów jego relacji). Ale fakt, trochę idealizmu było, głównie u Markusa, może za dużo.

 

Dodatkowo mam wrażenie, że ten wątek nie został w pełni wykorzystany czy zamknięty, bo poświęciłeś mu dużo miejsca, a następnie temat zniknął. Początkowo dobrze zbudowałeś napięcie, sugerując że obcy są w istocie inną formą zniszczonych “szczurów”, ale nie pojechałeś na tym zbyt daleko, sugestie szybko zniknęły (albo nie wyłapałem, że tak jest faktycznie).

Hmmm… To fakt, że można to było bardziej pociągnąć. I że nagle znika. Może jakoś w ten sposób “namówić” Markusa do pomocy, wyszłoby pewnie wiarygodniej? Albo przynajmniej bardziej przepleść…

Ale może, niczym wytrawny reżyser netflixowego serialu, szykuję już sobie grunt pod kontynuację*? :P

Bardzo spodobały mi się początkowe relacje z nieznanym, napięcie, oczekiwanie, ale zanim się to na dobre rozkręciło, niemalże uciąłeś temat. Po zejściu narkotyków jarhead natychmiast wietrzy spisek i idzie się uzbroić i już wiadomo, jak się to skończy. Trochę zbyt szybko to rozwiązałeś imho, zabrakło grozy.

No tak, czyli trochę klimat się rozmył, trochę mogłem dalej rozbudować… Tak trochę sam myślałem, ale sił/chęci mi nie starczyło przy tak długim tekście. Ale rozumiem.

Bohaterów pokazałeś dobrze i mocno ich zróżnicowałeś, iście wybuchowa mieszanka charakterów, dosłownie. Ktoś może się przyczepić, że są to sami mężczyźni, ale to twój tekst i ty decydujesz.

Niektórzy mieli z nimi problem, dla innych są dobrzy… Sprawa się komplikuje.

A że sami mężczyźni… Jakieś zamierzenie w tym miałem, ale chyba już nie pamiętam :P Na pewno nie chciałem tym razem robić mieszanej załogi, bo pamiętałem Twoje słuszne sugestie spod tekstu na PFFN.

Слава Україні!

Witaj.

Jestem pod wielkim wrażeniem opisów naukowych, pojęć fizycznych oraz całej fantastyki, zawartej w Twoim opowiadaniu. Czytałam, jak znakomity kryminał.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Miło mi :)

Слава Україні!

Hi, hi, a Ty dalej swoje o "kablach". :p Jak już taki elaborat popełniłam, wrzucę jeszcze jedną komcię.

Ja założyłem, że te repozytoria/serwery naukowe/jak tam je nazwałem są oddzielone od stacji i służą jako składowisko danych niepotrzebnych do funkcjonowania codziennego (czyli wirtualne książki, artykuły, wyniki badań etc.). I do takiego przedmiotu nie trzeba utrzymywać relacji dwustronnej, tzn. nie ma powodu na poziomie planowania, żeby oprogramowanie przeszukujące te serwery miało możliwość bezpośredniego ingerowania w mechanizmy stacji.

Repozytoria oddzielone, dobre sobie, a o ostatniej awarii fejsa słyszałeś? Nie myśl w kategoriach osobnych przestrzeni, tj. bibliotek i operacji, a już zwłaszcza na gruncie sf. To może być jednaka przestrzeń. Co ulegnie zniekształceniu, zostanie zajęte przez wirusa nie zależy od naszego przyporządkowania, lecz charakterystyki wirusa – "co bierze w jasyr". Co z końcówkami odbiorczymi – to zależy od infekcji i naturalnie Twojej koncepcji "Dzikiej" II i w ogóle mechanizmu funkcjonowania Stacji. Dzielisz na posłuszne hard i soft, tj. materiał i oprogramowanie, dzielisz jedno i, w zasadzie, drugie, niestety wszystkie mogą potencjalnie oddziaływać na siebie, gdy myślisz kwantowo i niejako na dziko. xd Zaczynają być wspólną czasoprzestrzenią. Dzisiaj może jeszcze nie są współzależne, a przynajmniej nie na "sztywno, twardo" – nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Np. skąd biorą się chmury internetowe, czyli nasze wirtualne dyski, skąd Internet: szkielet sieci miejscowych i obejmujących cały świat LAN i WAN (kontynentalnie – kable światłowodowe położone na dnie oceanów), ostatnie komórkowe LTE 4G i 5G to infrastrukturalnie anteny coraz gęściej rozmieszczone i sieć transportowa (światłowody plus routery). Do tego musi dojść soft: wspólny protokół, oprogramowanie końcówki, wykupienie usługi – itd itp.

Piszesz, bardzo silnie opierając się na dniu dzisiejszym. I to w zasadzie jest okejka, jednak zauważ, że wprowadzasz elementy przyszłościowe w skali niewyobrażalnej: Stację w pobliżu czarnej dziury pozyskującą energię z jej "zapadania" i zakładasz, że osoby i końcówki łączą się na kabel (bez uzasadnienia dlaczego) w dobie powszechnego korzystania z bluetootha, bez sprowadzenia tej technologii do jakiegoś zminiaturyzowanego czipa i określenia poziomu dostępności (ingerencji i sposobu wykorzystania) końcówek odbiorczych czy ludzi. Sam piszesz w odpowiedzi na komentarze, że użyłeś słowa "sonda", bo materii układu słonecznego by nie starczyło na sferę Dysona (słusznie). 

Człowiek, w Twojej koncepcji mózgu jako komputera, nie mógłby się odciąć, jest częścią systemu, podobnie jak każda końcówka, chyba że wprowadzimy jakieś ograniczenia. Cała resztę można złamać, hakersko, a mamy do czynienia z “Dziką” II.

No widzisz, a fizycy mówią, że może mieć sens :) Nawet mój dobry znajomy się chciał tym zajmować :P I czytał jakieś publikacje, nie pamiętam już nazwiska, ale miało to jakieś podstawy naukowe rzeczywiście wiarygodne.

O:o, sporo fizyków, nawet bardzo znanych niekiedy oddaje się rozmyślaniom dotyczącym czegoś tam jeszcze i zbacza ze ścieżki redukcjonizmu do materii i badań naukowych. To chyba nieodparta potrzeba (ewolucyjna) ludzi – poszukiwanie tego, że jednak jesteśmy jako ludzkość wybrani, że jest wyższy sens we wszechświecie i wielkim wybuchu (cholernie streszczam, sorry).  W ostatniej książce bardzo dobrego filozofa Nagela “Kosmos i świadomość” też taka myśl jest silnie obecna, choć rozprawia o teleologoczności i że subiektywizm nie przeszkadza w naukowych dociekaniach. Książka trudna, miejscami ok, czasem mętna. W ogóle przenoszenie kwantowości na świadomość to lipa, ale im dłużej żyję, tym jestem łagodniejsza w osadach i po prostu mówię, dobra, dajcie dowody, nie przesłanki. Po czym rozsiadam się na kanapie, kupiłam wygodną, aby móc to robić i otwieram popcorn. :) Poczekamy, zobaczymy. Wcinam popcorn.

Że mózg nie jest komputerem to już zapamiętam :) 

Wspaniale, bo żadne dane tego nie potwierdzają, raczej my naśladujemy naturę lub oddajemy się domysłom pozaewolucyjnym. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć ponownie!

 

Tu miałem wątpliwości w sumie, bo chyba takich przybyszy powinny wypluć tzw. “białe dziury”, a w przypadku czarnych problem jest taki, że coś wyrzuconego zacznie tam od razu wracać, bo grawitacja…

Niby tak, ale imho “białe dziury” byłby już elementem nieco przesycającym utwór. Trzeba by wytłumaczyć co to jest, jak działa i tekst stałby się przeciążony aspektami naukowymi. A tak jest dobrze, nie przekraczasz granicy, jak i załatwiasz pewne kwestie przez “fiction”, na które też jest tu miejsce.

Zresztą białe dziury też powinien zbadać jakiś SF-owiec. I nie tylko! Są teorie, że w środku czarnej dziury potrafi się stworzyć nowy wszechświat (zajmował się tym np. Nikodem Popławski), są takie, gdzie osobliwość wystaje poza horyzont zdarzeń, można poczytać o paradoksie informacyjnym, są grawastary… Dziwię się, że tak mało jest tekstów o takich tematach :P

Tak, tylko to grozi pójściem w zbyt naukowy tekst, ale próbuj, masz wiedzę i zacięcie, trzeba szukać niszy. O czarnych dziurach słyszał każdy, i większość fanów s-f z chęcią o tym przeczyta, a grawastar czy paradoks informacyjny to ciekawy temat (ale śmierdzi całkami, więc trzeba to przystępnie pokazać, hmm…)

No tak, czyli trochę klimat się rozmył, trochę mogłem dalej rozbudować… Tak trochę sam myślałem, ale sił/chęci mi nie starczyło przy tak długim tekście.

Pamiętaj, że nad tekstem warto pracować. Może teraz, może kiedyś zrobisz z tego cos nieco dłuższego, bo punktów zaczepienia jest sporo.

Niektórzy mieli z nimi problem, dla innych są dobrzy… Sprawa się komplikuje.

A że sami mężczyźni… Jakieś zamierzenie w tym miałem, ale chyba już nie pamiętam :P Na pewno nie chciałem tym razem robić mieszanej załogi, bo pamiętałem Twoje słuszne sugestie spod tekstu na PFFN.

Kwestia gustu. Skoro opinie różne, to nie jest źle. O samych mężczyznach napisałem tak “z dystansem” (ktoś mnie kiedyś zjechał za brak balansu płci wśród bohaterów znaczących) ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Asylum:

Repozytoria oddzielone, dobre sobie, a o ostatniej awarii fejsa słyszałeś? Nie myśl w kategoriach osobnych przestrzeni, tj. bibliotek i operacji, a już zwłaszcza na gruncie sf. To może być jednaka przestrzeń. Co ulegnie zniekształceniu, zostanie zajęte przez wirusa nie zależy od naszego przyporządkowania, lecz charakterystyki wirusa – "co bierze w jasyr". Co z końcówkami odbiorczymi – to zależy od infekcji i naturalnie Twojej koncepcji "Dzikiej" II i w ogóle mechanizmu funkcjonowania Stacji. Dzielisz na posłuszne hard i soft, tj. materiał i oprogramowanie, dzielisz jedno i, w zasadzie, drugie, niestety wszystkie mogą potencjalnie oddziaływać na siebie, gdy myślisz kwantowo i niejako na dziko. xd Zaczynają być wspólną czasoprzestrzenią. Dzisiaj może jeszcze nie są współzależne, a przynajmniej nie na "sztywno, twardo" – nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Np. skąd biorą się chmury internetowe, czyli nasze wirtualne dyski, skąd Internet: szkielet sieci miejscowych i obejmujących cały świat LAN i WAN (kontynentalnie – kable światłowodowe położone na dnie oceanów), ostatnie komórkowe LTE 4G i 5G to infrastrukturalnie anteny coraz gęściej rozmieszczone i sieć transportowa (światłowody plus routery). Do tego musi dojść soft: wspólny protokół, oprogramowanie końcówki, wykupienie usługi – itd itp.

Piszesz, bardzo silnie opierając się na dniu dzisiejszym. I to w zasadzie jest okejka, jednak zauważ, że wprowadzasz elementy przyszłościowe w skali niewyobrażalnej: Stację w pobliżu czarnej dziury pozyskującą energię z jej "zapadania" i zakładasz, że osoby i końcówki łączą się na kabel (bez uzasadnienia dlaczego) w dobie powszechnego korzystania z bluetootha, bez sprowadzenia tej technologii do jakiegoś zminiaturyzowanego czipa i określenia poziomu dostępności (ingerencji i sposobu wykorzystania) końcówek odbiorczych czy ludzi. Sam piszesz w odpowiedzi na komentarze, że użyłeś słowa "sonda", bo materii układu słonecznego by nie starczyło na sferę Dysona (słusznie). 

Człowiek, w Twojej koncepcji mózgu jako komputera, nie mógłby się odciąć, jest częścią systemu, podobnie jak każda końcówka, chyba że wprowadzimy jakieś ograniczenia. Cała resztę można złamać, hakersko, a mamy do czynienia z “Dziką” II.

Hmm… Nie będę się tu zawzięcie bronił, bo też nie poświęciłem temu dużo czasu na etapie planowania. Ale mam wrażenie, że Ty też za łatwo ulegasz postrzeganiu przez dzisiejszy świat. Fakt, że dzisiaj wszystko się miesza, cały facebook, chmury itd. To wszystko wciąż na pewnym poziomie jest hard– i software, fakt, że granica w pewnym stopniu się zaciera, bo żyjemy niejako “wewnątrz” tego całego systemu, wszystko staje się mniej jasne, bo optymalizujemy itd. Ale to nie znaczy, że wszystko i wszyscy będziemy w tą stronę iść i wszystko co tworzymy będzie się zmieniało w jeden, wielki organizm. Tzn. może, ale nie musi :P

I tu ta awaria facebooka jest równie dobrym argumentem, co kontrargumentem. Przecież to pokazuje, jak to wszystko jest wątłe i narażone na drobne urazy :P A jak mamy dane, z których korzystamy okazyjnie, to nie ma potrzeby jej dointegrować do całego systemu. Przecież i dzisiaj mamy jeszcze dużą dystrybucję płytową, chociaż teoretycznie wszystko dałoby się już w internecie sprzedawać i działają platformy streamingowe. Zresztą krytyka wszystkich takich platform/innych steamów dokładnie na polu zawodności i nietrwałości też gdzieś się przebija.

I znowu piszesz nie-kable, fuj-kable, a potem posiłkujesz się bluetoothem, który kablem jest i zablokować go jest trywialne :P

A te wszystkie wielkie konstrukcje, które pokazuję, nie są tak naprawdę szczególnie skomplikowane, tzn. technicznie pewnie byłyby do wykonania nawet dzisiaj (i zresztą Dysona nie robi w końcu ludzkość).

Także no, bronić jakoś strasznie się też nie chcę, ale na to chciałem trochę zwrócić uwagę, żeby uważać ze zbyt łatwym osądem jak to będzie.

 

O:o, sporo fizyków, nawet bardzo znanych niekiedy oddaje się rozmyślaniom dotyczącym czegoś tam jeszcze i zbacza ze ścieżki redukcjonizmu do materii i badań naukowych. To chyba nieodparta potrzeba (ewolucyjna) ludzi – poszukiwanie tego, że jednak jesteśmy jako ludzkość wybrani, że jest wyższy sens we wszechświecie i wielkim wybuchu (cholernie streszczam, sorry).  W ostatniej książce bardzo dobrego filozofa Nagela “Kosmos i świadomość” też taka myśl jest silnie obecna, choć rozprawia o teleologoczności i że subiektywizm nie przeszkadza w naukowych dociekaniach. Książka trudna, miejscami ok, czasem mętna. W ogóle przenoszenie kwantowości na świadomość to lipa, ale im dłużej żyję, tym jestem łagodniejsza w osadach i po prostu mówię, dobra, dajcie dowody, nie przesłanki. Po czym rozsiadam się na kanapie, kupiłam wygodną, aby móc to robić i otwieram popcorn. :) Poczekamy, zobaczymy. Wcinam popcorn.

No tak, w fizyce jest zresztą tak dużo nieprzypadkowego przypadku (gdyby odpowiednie stałe sprzężenia różniły się o 20 liczbę po przecinku, to świat wyglądałby inaczej/nie wyglądał), że w coś wierzyć nieraz trzeba. Boga, teorię antropomorficzną albo jakąś wyższą symetrię…

O przenoszeniu kwantowości na świadomość to nie wiem czy lipa, ta praca, o której słyszałem, wykrywała jakieś różnice między dwoma izotopami któregoś atomu w mózgu, które klasycznie powinny działać tak samo… Szczegółów już nie pamiętam, może podpytam i coś podeślę.

 

krar,

 

Tak, tylko to grozi pójściem w zbyt naukowy tekst, ale próbuj, masz wiedzę i zacięcie, trzeba szukać niszy. O czarnych dziurach słyszał każdy, i większość fanów s-f z chęcią o tym przeczyta, a grawastar czy paradoks informacyjny to ciekawy temat (ale śmierdzi całkami, więc trzeba to przystępnie pokazać, hmm…)

Wiesz co, myślę, że jakby wybrać jeden naukowy element, to da się go rozwinąć i sensownie wytłumaczyć, gdzieś w tle do reszty historii. Byle nie przesadzić i nie pisać na raz o tym wszystkim :P

 

Pamiętaj, że nad tekstem warto pracować. Może teraz, może kiedyś zrobisz z tego cos nieco dłuższego, bo punktów zaczepienia jest sporo.

W sumie nigdy opublikowanych tekstów znacznie nie zmieniałem, ale może to faktycznie jakieś dziwne przyzwyczajenie…

Przekonałeś mnie, postaram się tu jeszcze wrócić i może coś dodać/zmienić. Ale na większe potrzebuję czasu, bo wolę coś nowego póki co napisać albo poczytać :P

Слава Україні!

Hej, Golodh!

 

Na początek to co złapałem:

– Hej Diego Perez,

Przydałby się przecinek, albo nawet kropka po “Hej”

A tam kajuty. Choć, pokażę ci twoją.

Pewnie “chodź” ;)

Leon poruszył się niespokojnie i szepnął o tym kapitanowi.

„Psst! Diego! Poruszyłem się niespokojnie!” XD

– Jak się tu niby(+,) kurwa(+,) dostaliście?

Tak, wiem. „Kurwa” sama w sobie jest przecinkiem ;)

– Noż! – Kłyczko

Podwójna spacja za drugą półpauzą.

W tym samym momencie wpadł do środka i wycelował w Markusa, który – zajęty lecącą maszyną – nie zdążył go zestrzelić.

Może „zastrzelić”. Zestrzelenie może odnieść się do drona, albo samolotu/statku kosmicznego, ale do człowieka pasuje średnio.

 

A teraz mięso ;)

Ja to betka jestem w SF, jedyne jakie czytam to właśnie teksty z wyzwania (choć “Planeta Woda” wciąż jest w kolejce) i może pojedyncze inne teksty z portalu. Były pojedyncze momenty, gdzie “science” mnie nieco znudziło/zdezorientowało, ale chyba obyło się bez wpływu na główną historię, a ta jest dla mnie najważniejsza.

Wyszła świetnie! Nie wiedziałem co jest dobre, a co złe; ostatecznie wiem jedynie, że złem była niezgoda – mocne to, z przesłaniem, takie ludzkie. Wielki, WIEEELKI plus! Zadziwiające jest jak jedno ziarno, co do którego nie wiemy czy nie jest chore, może wpłynąć na ludzkie umysły.

Zawsze w dyskusji może być to, co uznajemy za Hard SF – tutaj popłynąłeś baaardzo daleko naprzód, przez co dla mnie ocena między hard’em, a zwykłym SF nieco się rozmywa. Niemniej jednak realia zarysowałeś ciekawie – nie ma łączności bez granic – są czysto fizyczne ograniczenia prędkości w przekazywaniu informacji, co wyraźnie wybrzmiewa z tekstu. To dodaje kilka punktów do “hard’a” :P

Innych opinii zbytnio nie czytałem, ale gdzieś tam mi mignęło, że akcja rozwija się powoli – to fakt. Jak już chwyciło, to trzymało, ale wcześniej nieco pełzało.

Dobre to było. Wcześniej czytałem tylko Twój księżniczkowy tekst i ten jest zupełnie inny – za to też chylę czoła! Nie jest łatwo operować na dwóch różnych biegunach.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Także no, bronić jakoś strasznie się też nie chcę, ale na to chciałem trochę zwrócić uwagę, żeby uważać ze zbyt łatwym osądem jak to będzie.

i ja nie będę się strasznie broniła. xd Osąd jak osąd, masz rację, choć u Ciebie ta toporność biła trochę  po oczach, bez urazy. 

O przenoszeniu kwantowości na świadomość to nie wiem czy lipa, ta praca, o której słyszałem, wykrywała jakieś różnice między dwoma izotopami któregoś atomu w mózgu, które klasycznie powinny działać tak samo… Szczegółów już nie pamiętam, może podpytam i coś podeślę.

O, to zdecydowanie podeślij przy okazji, jeśli się nadarzy, bo tu akurat mam wyjątkowo silny pogląd na tę sprawę.. Może da radę go wzruszyć? Wiesz, najbardziej cenię dowody, eksperymenty replikowalne, a i teoria sprawdzona, znaczy wyliczenia.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

 Krokusie,

Wyszła świetnie! Nie wiedziałem co jest dobre, a co złe; ostatecznie wiem jedynie, że złem była niezgoda – mocne to, z przesłaniem, takie ludzkie. Wielki, WIEEELKI plus! Zadziwiające jest jak jedno ziarno, co do którego nie wiemy czy nie jest chore, może wpłynąć na ludzkie umysły.

Super :D Tym bardziej się cieszę, że (poza całym innych rzeczy) to tą warstwę historii i jakiegoś, powiedzmy, przesłania/morału miało stanowić właśnie to :P Więc no, jestem zachwycony, że trafiło :D

Zawsze w dyskusji może być to, co uznajemy za Hard SF – tutaj popłynąłeś baaardzo daleko naprzód, przez co dla mnie ocena między hard’em, a zwykłym SF nieco się rozmywa. Niemniej jednak realia zarysowałeś ciekawie – nie ma łączności bez granic – są czysto fizyczne ograniczenia prędkości w przekazywaniu informacji, co wyraźnie wybrzmiewa z tekstu. To dodaje kilka punktów do “hard’a” :P

No tak, chociaż to wynikało też z ograniczeń fizyki… W każdym razie wszystkie te detale świata, nawet jeśli (jak już mnie przewałkowali inni :P) trochę topornie robione, to starałem się wyciągać i tworzyć w zgodzie z fizyką. Więc miałem nadzieję, że będzie to hard; przynajmniej w ramach idei, chociaż faktycznie ta prędkość informacji chyba wybrzmiała najlepiej.

Innych opinii zbytnio nie czytałem, ale gdzieś tam mi mignęło, że akcja rozwija się powoli – to fakt. Jak już chwyciło, to trzymało, ale wcześniej nieco pełzało.

Zapamiętam. Trochę też się tego bałem, ale chciałem trochę zarysować bohaterów (albo raczej nie chciałem, ale było to potrzebne :P) i być może dało się to zrobić później, żeby nie dłużyło na początku, i to mi nie wyszło.

Dobre to było. Wcześniej czytałem tylko Twój księżniczkowy tekst i ten jest zupełnie inny – za to też chylę czoła! Nie jest łatwo operować na dwóch różnych biegunach.

A bo widzisz, to raczej zasługa tego księżniczkowego, którym chciałem trochę “przełamać” schematy. Ten tekst też był trochę nowy, ale jednak jak wcześniej coś pisałem, to raczej bliższe SF.

 

No także dziękuję za lekturę i komentarz; cieszę się, że podeszło mimo nie-bycia-fanem-SF :P Widziałem też, że w wątku nominacyjnym zgłosiłeś tekst, więc chyba należą Ci się drugie podziękowania :) Niby trochę z dystansem podchodzę do tego, ale załatwienie mi dziewięciu merytorycznych komentarzy mądrych ludzi to duża sprawa :D

I przeczytaj koniecznie “Planetę Wodę”, też fajny tekst, chyba nawet bardziej w klimacie takiego klasycznego hard SF :)

 

Przydałby się przecinek, albo nawet kropka po “Hej”

Była, jestem pewien. Pewnie wredne chochliki ją ukradły :P

„Psst! Diego! Poruszyłem się niespokojnie!” XD

xD

 

Asylum,

 

No to prawda, że trochę topornie :P

 

Co do prac – kolega mówi, że nie ma dokładnego artykułu, ale podał nazwisko (Matthew P. A. Fisher) i mówi, że zajmuje się tym bardzo (choć nie tylko tym) i bez problemu da się znaleźć.

Wygrzebałem więc jego profil w Google Scholar: https://scholar.google.com/citations?user=E1D80tUAAAAJ&hl=en

I jakiś przykładowy artykuł: https://scholar.google.com/citations?view_op=view_citation&hl=en&user=E1D80tUAAAAJ&cstart=100&pagesize=100&citation_for_view=E1D80tUAAAAJ:SpbeaW3--B0C

Albo ten: https://scholar.google.com/citations?view_op=view_citation&hl=en&user=E1D80tUAAAAJ&cstart=20&pagesize=80&citation_for_view=E1D80tUAAAAJ:e84hm74t-eoC

 

Nie ręczę za nie, sam jeszcze nie czytałem, ale ilość cytowań do dziś rośnie, więc jakieś prace się dzieją w tym kierunku. Pierwszy wygląda na bardziej przeglądowy, drugi to chyba to, o czym wspominałem. Może znajdziesz coś ciekawego ;)

Слава Україні!

Tak, już rozumiem (Penrose z mikrotubulami, Fisher ze spinami). Dusza na poziomie kwantowym. Spokojnie poczekamy, aż obkupią się badaniami, wtedy z chęcią zmienię pogląd. Dziękuję za linki. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

" – Tu mamy mesę."

" Markus potrzebował odpocząć od reszty załogi

– nadmiarowe spacje przed akapitem.

 

"przerwał ostro Markus. – Żaden poważny fizyk"

"– To jeden wielki przekręt"

"– Kłyczko schował twarz w dłoniach"

– pewnie edytor wytnie z komentarza, ale w tekście jest podwójna spacja.

 

"Powinniśmy przygotować zabezpieczenia. Najlepiej zostawić tylko jedno źródło komunikacji, i to w jakimś mało ważnym urządzeniu, najlepiej odciętym od stacji. Nic nie pobierać…"

– odbiór danych JEST pobieraniem.

 

"Potrafiliśmy tworzyć nowe planety z samego pyłu"

– po co, skoro byli już niematerialni? (tu się trochę czepiam, bo rzecz do obronienia, choćby pod katem nauki lub rozrywki)

 

"Tam wiesz, przesadzili"

-> sam wiesz

 

Napisane sprawnie, miejsce ciekawe, akcja w porządku choć przyznam, ze dla mnie to “zwykła biblioteka”, nie mniej, ale i nie więcej.

Niektóre rzeczy trochę nie pasują, np. fizyczny neuralink za tysiąc lat (do obronienia, gdyby np. był w międzyczasie jakiś trudny do pozbycia się problem, wypadki, nowy rodzaj dziury bezpieczeństwa itp., ale nie zostało to zasygnalizowane), czy motyw z tym, że walka na końcu nie zaczęła się od razu od wrzucenia empa (też do obronienia – szaleństwo atakującego). Czy wreszcie brak zasygnalizowania na końcu, że przecież obcy gdzieś tam w stacji częściowo pozostali (smażenie elektroniki nie wyszło poza kajutę, a dane w międzyczasie były poza kajutą zbierane – czyli nawet przy podziale zasobów stacji, ograniczona forma obcego gdzieś tam się rozlała). To jednak rzeczy, które można uznać za poświęcone dla usprawnienia akcji – bo koniec końców mimo elementu science, dominuje tu właśnie pokierowanie wszystkim tak, by na końcu pojawiła się właśnie akcja.

 

 

– po co, skoro byli już niematerialni? (tu się trochę czepiam, bo rzecz do obronienia, choćby pod katem nauki lub rozrywki)

No tak, z takim zamysłem to pisałem :P

 

fizyczny neuralink za tysiąc lat (do obronienia, gdyby np. był w międzyczasie jakiś trudny do pozbycia się problem, wypadki, nowy rodzaj dziury bezpieczeństwa itp., ale nie zostało to zasygnalizowane)

Inni też zwracali mi na to uwagę… Niby jakieś argumenty miałbym do obrony (poza wypadkami mógłbym się kłócić czy rozwój techniczny będzie przez tysiąc lat jednolity, czy jednak myli nas perspektywa dzisiejszych czasów; albo że rozwój kosmiczny przesuwa priorytety gdzie indziej…), ale to powinno wynikać chyba z tekstu.

A tak po prawdzie, to też trochę z tym zaniedbałem.

czy motyw z tym, że walka na końcu nie zaczęła się od razu od wrzucenia empa (też do obronienia – szaleństwo atakującego).

Hmmm… Wyszedłem z założenia, że to dość niebezpieczne – bo powoduje uszkodzenie elektroniki – i lepiej to zostawić w zapasie.

Plus szaleństwo trochę też.

Czy wreszcie brak zasygnalizowania na końcu, że przecież obcy gdzieś tam w stacji częściowo pozostali (smażenie elektroniki nie wyszło poza kajutę, a dane w międzyczasie były poza kajutą zbierane – czyli nawet przy podziale zasobów stacji, ograniczona forma obcego gdzieś tam się rozlała).

Hmmm… Może w jakiejś formie bardziej niegroźnej. Ta główna część, tak wyszedłem z założenia, została usunięta przez Leona.

 

To jednak rzeczy, które można uznać za poświęcone dla usprawnienia akcji – bo koniec końców mimo elementu science, dominuje tu właśnie pokierowanie wszystkim tak, by na końcu pojawiła się właśnie akcja.

Tak, to też gdzieś mi siedziało z tyłu głowy :P

 

Dziękuję Wilku za lekturę i długo wyczekiwany (przeze mnie) komentarz :)

 

 

Слава Україні!

Bardzo mi się podobało opowiadanie :) Obrazowo i fajnie postacie (strasznie mnie irytował Leon, co znaczy, że był dobrze stworzony).

 

Jest kilka momentów, co do których mam wątpliwości, np. fakt, że dość szybko obca cywilizacja opanowała nasz język i sposób myślenia oraz z taką łatwością była się w stanie porozumieć z członkami załogi.

 

Nie jest to jednak w żadnym wypadku błąd, a raczej różnica w poglądach, bo ja osobiście raczej mam podejście lemowskie do problemu kontaktu z obcą cywilizacją i sądzę, że byłby bardzo utrudniony a może i niemożliwy w ogóle. Jednakże, w Twoim opowiadaniu taka wizja obcych ładnie się wpasowała.

 

Dodatkowo, plus za zakończenie.

 

Uwielbiam hard sf i jestem dość wybrednym czytelnikiem, ale Twoje opowiadanie mnie zaciekawiło. :)

 

Zapraszam do lektury mojego opowiadania Agora (również w klimatach hard sci fi, choć w totalnie innej konwencji).

 

Pozdrówki,

KO

 

Hej,

cieszę się z Twojej wizyty :) Tym bardziej, skoro jesteś wybrednym czytelnikiem hard SF :P

Jeśli chodzi o opanowanie języka i sposobu myślenia… Ogólnie też podzielam opinię, że problem kontaktu będzie problemem i nie wiem czy to czysto lemowskie podejście (raczej panuje konsensus, że tak powinno być :P). Ale w tym wypadku założyłem, że superinteligencja pozwala pokonywać takie przeszkody i opracować zrozumienie języka na podstawie sporej ilości danych.

 

A Agorę już czytałem i nawet zamieniliśmy pod nią zdanie ;)

Слава Україні!

Bardzo porządny, solidny tekst SF, w klasyczny sposób (w sensie stylistycznym i narracyjnym) poruszający równie klasyczne dla SF problemy (wojna kosmiczna, ludzkość jako agresor, Pierwszy Kontakt). Spójny fabularnie, sensownie poprowadzona narracja, wiarygodne postacie, generalnie dobrze się czytało. Na Piórko IMHO nie wystarczy – może właśnie ze względu na pewną przewidywalność i formy, i treści – ale tekst jest udany, a autor ma spory potencjał i pewnie jeszcze nieraz nas miło zaskoczy.

ninedin.home.blog

Kolejny tekst z wyzwania Marasa i kolejny niezły.

 

Zacznę od zalet. Jest klimat SF, klasyczna space opera. Opowiadanie nie nudzi, akcja jest wartka, konstrukcja przyzwoita, element hard mamy w postaci czarnej dziury oraz tego co się wokół / w niej / za nią dzieje. Sprzedałeś to na tyle sprawnie, że nie przeszkadzało, choć miałem świadomość, że to jednak fikcja. Kreacja świata ciekawa.

Ogólnie jestem usatysfakcjonowany z lektury. Podobało mi się.

 

Teraz kilka elementów, które odbiły się na odbiorze, i przez które nie mogę z czystym sumieniem tego tekstu wyróżnić:

 

1. Scena pierwszej bijatyki i kontaktu. Nie zagrał tutaj timing, nie zbudowałeś też wystarczającego napięcia, by go można było rozładować opisywaną walką. Coś nie zaskoczyło mi w tej scenie. Do tego  pierwszy kontakt następuje akurat w tym momencie, gdy się biją. Za dużo wszystkiego w tym samym czasie. Rozumiem, że chciałeś twista w środku dynamicznej sceny, ale to przejście od walki do kontaktu nie wyszło najlepiej.

 

2. Scena wzruszenia się Markusa przy rozmowie z obcymi. Tutaj również mi zabrakło wcześniejszej emocjonalnej podbudowy. Pokazujesz, że Markus płacze, słysząc o smutnym losie obcej cywilizacji, że przejmuje się tym strasznie, ale ja jako czytelnik nie kupiłem tego. Dostałem tylko obraz płaczącego gościa. Nie wiedziałem, czy płacze, bo jest wrażliwcem, czy ma jakieś wewnętrzne powody, że ta sytuacja go poruszyła. Brakuje mi tu elementu, który to wzruszenie uwiarygodni. Bo w tej scenie pokazujesz, że bohater płacze, ale nie idzie za tym ładunek emocjonalny.

 

3. Styl – generalnie dobrze się czyta tę Twoją pisaninę, jakkolwiek z jednym wyjątkiem. W kwestiach dialogowych masz nieładną tendencję do wstawiania partykuł na końcu zdań pytających: „co nie”, „tak”, „nie”, „co”, „prawda” . Rozumiem, że intencją było, aby dialogi brzmiały naturalnie, i owszem, są ludzie, którzy namiętnie takowe partykuły przed pytajnikami stosują, ale raz, że jest to nieładne literacko i nieładne w ogóle (nawet czytałem kiedyś artykuł, że jest to nagminne u osób niepewnych siebie, które w trakcie wypowiedzi, muszą się upewniać, że słuchacz się z nimi zgadza), dwa, że zwyczajnie masz tego za dużo. Naliczyłem chyba z kilkanaście takich zdań.

Nawet sprawdziłem, czy to czasem nie jest cechą jednego z bohaterów, ale nie, wszyscy trzej mają tę manierę. Warto więc popracować, by na przyszłość tego unikać lub stosować w sposób kontrolowany.

 

4. Kreacja bohaterów – zbyt przerysowani, zbyt jednostronni, zalatuje od nich stereotypami.

Porucznik – trep, bezrefleksyjny, okrutny, cham, hołdujący zasadzie: chłop żywemu nie przepuści.

Naukowiec – przerysowany w drugą stronę, łyka wszystko co mu obca cywilizacja wciska bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego i poczucia zagrożenia.

Kapitan – niezdecydowana ciućma bez własnego zdania… jakim cudem on w ogóle został kapitanem z takim charakterem?

 

5. Język używany przez obcą cywilizację. Tutaj też wiarygodność została zachwiana. Bo ta obca cywilizacja bardzo łatwo przyjęła sposób mówienia Ziemian, w tym stosowanie języka potocznego. I o ile języka mogli się nauczyć z przejętych danych, to dlaczego jest to akurat język potoczny, a nie literacki lub techniczny? Przecież, aż się tu prosiło, by w jakiś sposób zaznaczyć w mówionym języku tę ich inność.

 

Ocena: 5.15/6

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Ninedin,

chyba faktycznie wyszło nieco (może i bardzo?) przewidywalnie. Ale dobrze w takim razie, że mam potencjał :D Chociaż z drugiej strony wiele takich się też marnuje, więc zobaczymy, czy coś z tego będzie :P

 

Chrościsko,

1. Fakt, wyszło trochę za nieschludnie.

2.Hmmm… Chodziło o zwyczajne wzruszenie tym, co uważa za piękno. I częściowy, rodzący się już wpływ obcego, więc w pewnym sensie to nie była naturalna reakcja, albo nie miała być zupełnie naturalna. Ale może za dużo w głowie zostało, a może faktycznie zabrakło tu lepszego uzasadnienia.

3. Popracować to chyba zbyt duże słowo. Pewnie od tak *pstryk* mogę po prostu przestać to pisać na końcu wypowiedzi :P I szczerze mówiąc nie wiedziałem, że to nieładne, więc po prostu przestanę :)

Z początku chciałem faktycznie wyróżnić bohatera, potem trochę się to rozmyło i faktycznie zostało jak jest, czyli tak sobie.

4.Dobrałem tak charaktery postaci i pod tą historię i pod to, co chciałem nią opowiedzieć. W takim razie musiał to być niecelny wybór i sam pewnie na drugi raz zdecydowałbym się na coś innego… Fakt, że brak mi trochę czy to wprawy, czy doświadczenia i nie zawsze wiem, które decyzje mogę podjąć dobrze. No i trochę zabrakło planowania, bo de facto na becie tworzyłem charaktery. Następnym razem, mam nadzieję, wyjdą mi lepiej postacie :)

5. A o tym też pomyślałem, nawet wcieliłem to w życie i próbowałem nadać bardziej naukowy ton. To znaczy, że mi po prostu nie wyszło.

 

Dziękuję Wam obojgu za lekturę i komentarz, nawet jeśli częściowo wymuszony nominacją :D Daje mi to wciąż do myślenia, jakieś wnioski już powyciągałem. Myślałem, że po tylu czytelnikach nic nowego się nie dowiem, a jednak… :)

Слава Україні!

Witaj, Golodh!

Czytałem z zainteresowaniem, gdzie ta historia mnie zaprowadzi i po skończeniu stwierdzam, że nie jestem usatysfakcjonowany. Ale po kolei.

Irytujących bohaterów sobie stworzyłeś, którzy ponadto nie wyróżniają się między sobą zbytnio (jasne, jeden jest żołnierzem, inny naukowcem, itd, ale ich sposób mówienia czy sposób zachowania sprawiały, że długo zlewali mi się w jedno). Do tego szybko okazało się, że jest ich troje, bo dwóch reprezentuje jedną ze skrajności w podejściu do obcych ras, a trzeci to takie słodko-naiwne “sam nie wiem, czego chcę”. Aż mi się przypomniał finał trylogii Mass Effect (jeśli nie grałeś, to gorąco polecam!), gdzie odjechana historia wspaniałego uniwersum sprowadzała się w zasadzie do wyboru zakończenia (w dużym skrócie) przez poparcie jednego z poglądów analogicznych do postaw Twoich bohaterów. No w obu przypadkach poczułem rozczarowanie.

Warstwa science wydaje się porządna i niech świadczy o tym gorąca dyskusja w komentarzach. Nie zagłębiałem się w te wywody, a i nie czuję się na siłach oceniać rzetelności użytych sformułowań, bo zwyczajnie z fizyki jestem noga i biorę ten tekst z całym bogactwem inwentarza. Zaznaczyć jednak muszę, że jakkolwiek techniczny język potrafił przykuć moją uwagę, chociażby w tłumaczeniu jak bezpiecznie zablokować obcych (i tutaj rewelacyjne mrugnięcie oczkiem, że coś się święci!), tak było też kilka dłużyzn, zwłaszcza, gdy ktoś wchodził, siadał i włączał to, to i tamto.

Jak na cywilizację 2,5 poziomu, różnice w codzienności ludzkości nie wyglądają na zbyt spektakularne. Zaczęło się z grubej rury symulacją doznań na żądanie, ale później ten futuryzm czułem dużo słabiej. Kosmitów podróżujących przez czarne dziury, poziomu nie wiadomo jakiego, też nie odebrałem jako przesadnie zaawansowanych. Rozmawiają z bohaterami jak ludzie, nie ma żadnych barier ani problemów w komunikacji. Wygląda to jak jakiś skam. :p

Najciekawiej wypadła rasa Shu i jej krótka, tragiczna historia. Szkoda, że było o niej tak niewiele, choć jak na wątek wyłaniający się jedynie gdzieś spomiędzy wersów, z cudzych przekazów i fragmentów dzieł – wyszło naprawdę fajnie. Zastanawiam się, czy kontakt z tak zaawansowaną cywilizacją, na jaką postawiłeś, przypadkiem Cię nie przerósł. Czy historia o eksterminacji Shu nie wypadłaby wiarygodniej. Może w sequelu/prequelu?

Finał jest taki, że w sumie nic z niego nie wynika. Kto miał rację w sporze załogi? Jakie były intencje przybyszów zza czarnej dziury? Czy oni w ogóle byli stamtąd? Otwarte zakończenia dają satysfakcję, jeśli rzuci się na tyle dużo poszlak, że czytelnik może sobie sam dopowiedzieć czy dospekulować pewne kwestie. Tu mi tego zabrakło. Nie bardzo z czego mam pospekulować, a autor nie zdecydował się opowiedzieć za żadnym konkretnym rozwiązaniem. Szkoda.

Poględziłem trochę, ale ostatecznie czytadło zaserwowałeś porządne. Tylko, moim zdaniem, do ideału mu jeszcze nieco zabrakło.

O fizyce dyskutować nie będę, bo widzę, że znasz się zdecydowanie lepiej :) Podobały mi się jednak zabawy czasem, choć przyznam, że mój mózg stanowczo protestował i musiałam go mocno przekonywać, że się da, bo to kompletnie nieintuicyjne ;) Dla mnie istotne jest to, że rozumiałam, co czytam i nie musiałam co minutę przerywać w celu konsultacji z wujkiem Guglem :) No i czytało mi się dobrze, choć przyznam, że pod koniec nie do końca czułam się usatysfakcjonowana.

Wplotłeś w swoją opowieść wspomnienia o wojnie z Shu, i dwa różne punkty widzenia na to, co się wówczas zdarzyło. Dodatkowo na tym wątku budujesz budujesz swoich bohaterów; Leon – weteran, przekonany, że mieli wówczas rację i Marcus – młody, zapalczywy pacyfista, też absolutnie przekonany o swojej racji. Obaj są równie niesympatyczni i trudno się z którymś utożsamić. Tym bardziej, że jako autor nie precyzujesz, która ze stron w tym sporze ma rację. Jako czytelnik nie mam zielonego pojęcia, czy Shu byli tylko niewinnymi ofiarami, czy też faktycznie coś było na rzeczy. Artykuły, które cytujesz mogą być tendencyjne. Choć oczywiście rozkaz całkowitej eksterminacji jakiegoś gatunku jest tu mocną przesłanką tego, że rację mają Ci, którzy wojnę nazywają Zagładą.

I teraz w apogeum konfliktu pomiędzy wyznawcami dwóch skrajnych interpretacji historii, na scenę wkraczają obcy. I oczywiście Leon jest przeciw, a Markus za. A Ty właściwie nie precyzujesz, co tam zaszło. Czy obcy byli przyjaźnie nastawieni, jak chciał Markus, czy raczej groziło ludzkości śmiertelne niebezpieczestwo. A sprawę komplikuje dodatkowo mocne przerysowanie postaci. Bo w sumie można tę historię interpretować na wiele sposobów.

1. Rację miał Leon i obcy przybyli, by zawładnąć naszym Wszechświatem. Są manipulantami, chcą zniszczyć ludzkość, by zdobyć życiową przestrzeń. Ale jeśli Leon miał rację w tej kwestii, to może miał też rację w kwestii Shu. Może rzeczywiście to nie była zagłada, a obrona.

2. Rację miał Markus, obcy są przyjaźni. I miał też rację w kwestii Zagłady.

3. Obcy są najeźdźcami, a agresja, chęć podporządkowania sobie innych, a w ostateczności zmiecenie owych innych z powierzchni ziemi, bądź innej planety nie są właściwe jedynie rodzajowi ludzkiemu, ale każdej świadomej istocie. Ale to by oznaczało, że również Shu nie byli miłującymi pokój bezbronnymi ofiarami, bo skoro wszyscy są be, to oni także.

I przyznam, że ta niepewność, co chciałeś opowiedzieć mocno mi przeszkadza, dlatego w głosowaniu piórkowym będę na NIE.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Poruszasz ciekawe problemy – zagłady obcej rasy. I to od razu pokazujesz różne opcje; my ich, oni nas… Kto miał rację?

Z jednej strony, niehumanitarnie jest odmówić pomocy rozbitkom. Z drugiej – głupio wpuścić obcych, którzy bez oporów przyznają się, że energię z własnego wszechświata już wyssali, bo nie mogli się powstrzymać. Interesujący dylemat moralny.

Dla mnie straszne jest, że co najmniej dwie osoby czują się uprawnione do podejmowania decyzji w imieniu całej ludzkości. No, co dupki. A żadna nie pomyślała, żeby przesłać jakikolwiek raport z pierwszego kontaktu. Nieważne, że dojdzie po kilkudziesięciu latach.

Trochę mam wahań.

Wiek profesora – OK, Markus nadal jest młody, dylatacja czasu, te rzeczy… Spoko. Ale od jego startu dla profesora minęło mniej więcej 30 lat. I nadal żyje, a nawet jest aktywny zawodowo?

Serwery wrzucone do czarnej dziury. Jeśli dobrze zrozumiałam, piszesz, że nigdy nie spadną poniżej horyzontu zdarzeń. Nie znam się, więc się wypowiem. Wydaje mi się, że ich materia owszem, spadnie poniżej. To tylko ich obraz zostanie – fotony uwięzione w studzience grawitacyjnej. Gdyby było, jak piszesz, to żadna czarna dziura nie mogłaby nic pochłonąć i z biegiem milionów lat na powierzchni horyzontu z rozmaitych śmieci, pyłów i gazów utworzyłaby się niezła planetka z zabójczą grawitacją.

Zachowanie ludzi wydaje mi się dziwne. Rozumiem, że to faceci, ale żeby zacząć się bić? I w ogóle od pierwszego wejrzenia nieustannie sobie dogryzać? Obaj zachowują się jak idioci. Są skazani na swoją obecność jeszcze długo długo (a przynajmniej mają prawo tak myśleć), więc może nie warto uprzykrzać sobie życia od samego początku?

Obcy wrzuceni do czarnej dziury. Czy to im zrobi krzywdę? Oni przecież już tam byli i raz wyleźli.

No właśnie – jak się wydostali z czarnej dziury? Nawet jako informacja, przekaz, cokolwiek…

Akcja żywa, postacie barwne, czytało się przyjemnie.

Jestem na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Zacznę od podziękowań za lekturę i komentarze :) Bardzo miło mi gościć kolejnych czytelników ^^

 

…I trochę zbiorczego wyjaśnienia co do kwestii interpretacji tekstu. W pewnym sensie specjalnie nie chciałem się opowiadać za żadną z tych kwestii (nie poczuwałbym się zresztą do podejmowania tak mocnych kroków; wydaje mi się, że odpowiedź zależy przede wszystkim od moralności, którą się kierujemy – i odpowiedź dla wielu ludzi może być inna; niezależnie od moich przekonań). Moim celem – i to pewnie też rzutowało przy wyborze tak znielubianych bohaterów – było raczej skrytykowanie nie konkretnych postaw, a ogólnej niegotowości do podjęcia dialogu i próby wypracowania rozwiązania. Trochę odnosząc się przy tym do wszystkiego, co dzieje się (a prędzej – działo się w czasie pisania tekstu) w naszym kraju.

Rozumiem, że mogłem to przeprowadzić w zły sposób i niezdarnie, tak, że ta interpretacja z tekstu wynikać nie musi – ale poczułem się w odpowiedzialności opowiedzieć o pomyśle.

 

Teraz więc, ze spokojnym sumieniem, przechodzę do szczegółów:

 

MrB,

tak było też kilka dłużyzn, zwłaszcza, gdy ktoś wchodził, siadał i włączał to, to i tamto.

To zdecydowanie źle… Może spytałbym, gdzie były te dłużyzny, przyjrzałbym im się?

 

Jak na cywilizację 2,5 poziomu, różnice w codzienności ludzkości nie wyglądają na zbyt spektakularne. Zaczęło się z grubej rury symulacją doznań na żądanie, ale później ten futuryzm czułem dużo słabiej. Kosmitów podróżujących przez czarne dziury, poziomu nie wiadomo jakiego, też nie odebrałem jako przesadnie zaawansowanych. Rozmawiają z bohaterami jak ludzie, nie ma żadnych barier ani problemów w komunikacji. Wygląda to jak jakiś skam. :p

Przyznaję, to trochę położyłem. Powiedzmy, że przerosła mnie tak odległa perspektywa :P

Najciekawiej wypadła rasa Shu i jej krótka, tragiczna historia. Szkoda, że było o niej tak niewiele, choć jak na wątek wyłaniający się jedynie gdzieś spomiędzy wersów, z cudzych przekazów i fragmentów dzieł – wyszło naprawdę fajnie. Zastanawiam się, czy kontakt z tak zaawansowaną cywilizacją, na jaką postawiłeś, przypadkiem Cię nie przerósł. Czy historia o eksterminacji Shu nie wypadłaby wiarygodniej. Może w sequelu/prequelu?

Może. Powiedzmy, że jest to gdzieś na liście “do napisania”, ale póki co nie mam ani pomysłu, ani czasu :P

Finał jest taki, że w sumie nic z niego nie wynika. Kto miał rację w sporze załogi? Jakie były intencje przybyszów zza czarnej dziury? Czy oni w ogóle byli stamtąd? Otwarte zakończenia dają satysfakcję, jeśli rzuci się na tyle dużo poszlak, że czytelnik może sobie sam dopowiedzieć czy dospekulować pewne kwestie. Tu mi tego zabrakło. Nie bardzo z czego mam pospekulować, a autor nie zdecydował się opowiedzieć za żadnym konkretnym rozwiązaniem. Szkoda.

Tu jeszcze dodam, że samo zakończenie mogło być trochę niesatysfakcjonujące, bo postawiłem na, nazwijmy to, widowiskowość. Może właśnie trzeba było lepiej to przemyśleć i rozplanować w kwestii tego, co chciałem opowiedzieć…

Tu chyba przerosła mnie długość tekstu (wcześniej pisałem tylko ok. 2 razy krótsze), który powstawał do tego szybko, w chaosie i licznych poprawkach… Cieszę się, że w ogóle coś z tego wyszło :P

Poględziłem trochę, ale ostatecznie czytadło zaserwowałeś porządne. Tylko, moim zdaniem, do ideału mu jeszcze nieco zabrakło.

Chociaż tyle :P Zresztą poniekąd to dobrze, bo gdybym już teraz powstał ideał, to jak mógłbym się dalej rozwijać? :P

 

Irko,

O fizyce dyskutować nie będę, bo widzę, że znasz się zdecydowanie lepiej :) Podobały mi się jednak zabawy czasem, choć przyznam, że mój mózg stanowczo protestował i musiałam go mocno przekonywać, że się da, bo to kompletnie nieintuicyjne ;) Dla mnie istotne jest to, że rozumiałam, co czytam i nie musiałam co minutę przerywać w celu konsultacji z wujkiem Guglem :) No i czytało mi się dobrze, choć przyznam, że pod koniec nie do końca czułam się usatysfakcjonowana.

No to dobrze ^^ Fakt, że świat jest bardzo nieintuicyjny, chociaż po pewnym obyciu ta nieintuicyjność staje się… intuicyjna :P

Artykuły, które cytujesz mogą być tendencyjne. Choć oczywiście rozkaz całkowitej eksterminacji jakiegoś gatunku jest tu mocną przesłanką tego, że rację mają Ci, którzy wojnę nazywają Zagładą.

Dodałbym też, że ja zazwyczaj w ciemno uwierzyłbym w artykuły naukowe :P Chociaż pewnie mogą być trochę tendencyjne.

 

Finklo,

 

Dla mnie straszne jest, że co najmniej dwie osoby czują się uprawnione do podejmowania decyzji w imieniu całej ludzkości. No, co dupki. A żadna nie pomyślała, żeby przesłać jakikolwiek raport z pierwszego kontaktu. Nieważne, że dojdzie po kilkudziesięciu latach.

Pomysł padł, ale tak jak padło w tekście – to kilkadziesiąt lat. Możliwość reakcji rzecz jasna zerowa, więc – tak mi się wydaje – to nie tylko kwestia tego, że czują się uprawnione do podjęcia decyzji w imieniu ludzkości. Bo zdaje się, że mogą być do tego zmuszone.

 

Wiek profesora – OK, Markus nadal jest młody, dylatacja czasu, te rzeczy… Spoko. Ale od jego startu dla profesora minęło mniej więcej 30 lat. I nadal żyje, a nawet jest aktywny zawodowo?

Fakt, myślałem o tym. Chciałem to zrzucić na lepszą medycynę, ale nie zasygnalizowałem. Mea culpa.

 

Serwery wrzucone do czarnej dziury. Jeśli dobrze zrozumiałam, piszesz, że nigdy nie spadną poniżej horyzontu zdarzeń. Nie znam się, więc się wypowiem. Wydaje mi się, że ich materia owszem, spadnie poniżej. To tylko ich obraz zostanie – fotony uwięzione w studzience grawitacyjnej. Gdyby było, jak piszesz, to żadna czarna dziura nie mogłaby nic pochłonąć i z biegiem milionów lat na powierzchni horyzontu z rozmaitych śmieci, pyłów i gazów utworzyłaby się niezła planetka z zabójczą grawitacją.

To jest dobre pytanie. Mogę spytać znawców, tzn. osoby zajmujące się Ogólną Teorią Względności.

Natomiast to co mi się wydaje – z tych najprostszych wzorów wynikałoby, że to nie jest efekt pozorny, bo wyraz na dylatację czasu grawitacyjną to* t’=1/sqrt(1-R/r))t, gdzie r to odległość od środka masy, R to promień Schwarzshilda, a t to czas zjawiska bez pola grawitacyjnego. W każdym razie jak zbliżasz się do horyzontu zdarzeń, to odległość dąży do promienia horyzontu zdarzeń (promienia Schwarzshilda) i czas obserwowany dąży do nieskończoności.

W praktyce oczywiście nie jest tak prosto, bo to chyba rozwiązania tylko dla nierotującej czarnej dziury, a Kerr-152 – jak zresztą wskazuje nazwa – akurat rotuje… Ale intuicja moja jest taka.

A czy spadnie za horyzont – ano spadnie. W układzie odniesienia spadającego nie poczuje on dylatacji, to i spadnie sobie bez żadnych problemów, a nawet nie zauważy przekroczenia horyzontu zdarzeń. Po prostu inaczej to wygląda z zewnątrz, tzn. tylko tam zastygnie w czasie.

Kwestia planetki – to nie jest takie proste też z tego względu, że grawitacja nie działa liniowo i trwałe formowanie się stabilnych struktur jest trudne. A w praktyce wydaje mi się, że coś takiego powstaje, tzn. tym poniekąd jest dysk akrecyjny.

 

Obcy wrzuceni do czarnej dziury. Czy to im zrobi krzywdę? Oni przecież już tam byli i raz wyleźli.

No właśnie – jak się wydostali z czarnej dziury? Nawet jako informacja, przekaz, cokolwiek…

A to jest bardzo dobre pytanie. Tu wkroczyłem w teren bardziej fi niż sci i już tłumaczę tą pokrętną logikę.

No bo na ogół wyleźć z czarnej dziury się nie da z wiadomych względów. Czysto formalnie powinni wyleźć z białej dziury, której jednak nie mogłem umieścić w tekście, bo białych dziur zwyczajnie nie obserwujemy. Dlatego założyłem, że kluczowe znaczenie ma wspomniana egzotyczna materia (ta o ujemnej masie, która służy do stabilizowania mostu Einsteina-Rosena – ponoć zresztą pojawia się w jakichś rozwiązaniach teorii strun…). Uznałem więc, że użycie jej do stabilizacji mostu powoduje powstanie w sposób wykraczający poza teorię względności wyjścia z innej czarnej dziury i pokonanie jej grawitacji (być może w sposób bardziej przypominający łamanie prędkości światła przez WARP, jak ktoś próbował kiedyś opisywać – ogólnie to jest fi w 100%).

Kluczowe, uznałem, jest jednak to, że konieczne jest użycie tej egzotycznej materii.

W przypadku wrzucenia obcych w dół – nie dysponują już nią, są wszak tylko informacją. Nie mogą ustabilizować, są tylko skazani na rosnącą grawitację, palenie przez dysk akrecyjny i postępującą dylatacją czasu, która nie pozwoli im zrobić nic groźnego (bo “spowolni ich”), a w końcu spadnie za horyzont zdarzeń. Szczerze mówiąc czarna dziura to na ogół jedna z najskuteczniejszych metod niszczenia rzeczy i nie wymagająca – poza transportem – żadnego wysiłku energetycznego. I każda informacja, która wpadnie do czarnej dziury, znika na zawsze…

Zachowanie ludzi wydaje mi się dziwne. Rozumiem, że to faceci, ale żeby zacząć się bić? I w ogóle od pierwszego wejrzenia nieustannie sobie dogryzać? Obaj zachowują się jak idioci. Są skazani na swoją obecność jeszcze długo długo (a przynajmniej mają prawo tak myśleć), więc może nie warto uprzykrzać sobie życia od samego początku?

A to, przyznaję, położyłem :P Trochę zawiedli mi bohaterowie, trochę planowanie, trochę wyobrażanie… Rozumiem błąd i wyciągnę wnioski.

 

 

* – z wikipedii. Angielskiej.

 

 

Слава Україні!

Cześć!

 

Warstwę naukową zdecydowanie da się odczuć w tym tekście, to co mnie zastanawia to jednak sposób podróżowania, bo Marcus przylatuje na stację, ale potem z tekstu wynika, że 30 lat świetlnych jest trudne do pokonania i nawet przesłanie informacji (motyw z listem) stanowi problem, ale oni przecież jakoś wysyłają raporty.

Bardzo mi się podobał pomysł zarówno na Shu jak i przybyszów z czarnej dziury. Jednak scena kontaktu i zachowanie bohaterów jest dla mnie trochę nieprzekonujące. Chyba zabrakło tu napięcia, powagi sytuacji. W pewnym momencie oni wszyscy zwariowali, albo raczej zostali zmanipulowani przez obcych, tak mi się przynajmniej wydaje.

Od samego początku bohaterowie pałają do siebie nienawiścią i dla mnie to jest nieco przerysowane. Zarówno okrucieństwo Leona jak i idealizm Marcusa. 

Opowiadanie mi się podobało i przeczytałam z przyjemnością. Mam trochę sugestii technicznych.

Kapitan odkroił i połknął kawałek baraniny.

Troszkę mi zgrzyta ten opis, bo chyba jednak najpierw pogryzł ten kawałek.

Jego pobyt na stacji, o czym teraz przekonał się nawet dobitniej, był raczej zesłaniem, niż nagrodą.

Młodzi, szczególnie ci z uniwersytetu al-Rahmy, nie mieli czego szukać w Siłach Zbrojnych.

A to chyba nazwa własna miała być.

– Spadałeś kiedyś na czarną dziurę? – zagadywał kapitan.

Dwie wypowiedzi dalej powtarzasz ten czasownik. Można by troszkę urozmaicić.

– zagadywał dalej Diego, pomiędzy kolejnymi kęsami wykwintnych potraw.

Mnie to nie wygląda na dopowiedzenie.

– Skąd przyleciałeś, co?

Tu się zawiesiłam, bo “co” nie wzmacnia tego pytania, jakby nie pasowało tu logicznie. Ja bym raczej zasugerowała taki zapis: – To może powiesz, skąd przyleciałeś, co?

– Leon! – szepnął kapitan. – Uspokój się!

Chyba chodziło o taki “wściekły” szept, ale może warto się zastanowić, czy jednak nie zmienić czasownika.

Diego odłożył wpół opróżnioną miskę, sięgnął do niewielkiego otworu w stole i wyciągnął kilka cieniutkich kabli.

A to wyzwanie jest ;), ale w tym znaczeniu skłaniałabym się ku formie “na wpół”.

Zamknął się w swojej kajucie; nie zdejmując egzoszkieletu podłączył go do ładowania i ułożył wygodnie w łóżku.

To brzmi, jakby egzoszkielet ułożył na łóżku, a chyba nie o to chodziło.

Ale samo wylanie żalów na papier poprawiło mu samopoczucie.

Mnie to troszkę zgrzytnęło, no bo to jednak daleka przyszłość.

Wzmocniony siłą egzoszkieletu, o mało nie złamał w ten sposób kości.

Leon w porę obił go tabletem i wyślizgnął się.

On go okładał tym tabletem, czy to literówka jest?

– Słuchajcie, jest sprawa. – Głos kapitana Pereza się załamywał. – Odbieramy sygnał z czarnej dziury.

Czy dobrze rozumiem, że kapitan podłączony do neurolinku nie widział bójki? Bo to trochę dziwne, że nie zareagował.

Nawet nie wyobrażał sobie[+,] co to mogło być.

To powiedziawszy[+,] usadowił się wygodnie w fotelu i wziął kilka oddechów.

Najeźdźca, jak o nim na razie myśleli, mógł wyświetlić swoje zdjęcie lub awatar dla ułatwienia komunikacji.

awatara

Duży okrąg, w którego środku powoli zbierały się dwie duże kropki, coraz bardziej przypominające oczy.

– Potrzebujemy czasu, żeby to… przemyśleć. – stwierdził.

– Dobrze. – Wytarł czoło z potu.

Raczej odwrotnie.

– Noż! – Kłyczko schował twarz w dłoniach. Chciało mu się płakać od słuchania pseudo-ideowych bredni.

Mnie to się wydaje niespójne z kreacją postaci.

Przez większość tekstu zastanawiałam się, czy wyjaśnisz, jak sprawa z Shǔ naprawdę wyglądała. Najpierw, po stereotypie, obstawiałam, że młody ma rację. Potem, że to nie może być tak oczywiste i pewnie prawda leży po stronie Leona. Bardzo mi się podoba, że ostatecznie wyszło bardzo ludzko: cholera wie i czytelnik nie dostaje odpowiedzi. Fajnie to rozegrałeś, utrzymując konflikt, który stanowił jasne tło dla bieżącej sprawy przybyszy zza dziury.

Nawiązania naukowe fajne, wbrew zapowiedziom większość zrozumiałam (a przynajmniej mi się tak wydaje). Nie jestem w stanie zweryfikować, czy nie zapodajesz nam tu jakichś bzdur fizycznych, ale tekst w odbiorze, jak na hard sci-fi, uważam za dość przystępny dla laików, co też na plus.

Podoba mi się motyw genialnej cywilizacji, która musiała salwować się ucieczką – napisałam kiedyś twór oparty na delikatnie, ale naprawdę delikatnie, podobnym założeniu.

Postaci masz żywe, mocno osadzone w świecie i uważam, że to dobrze, że nie próbujesz na siłę podkręcić ich liczby. Trzy osoby w zupełności wystarczyły do przedstawienia opowieści.

Jeśli chodzi o sprawy techniczne, kilka potknięć się zdarzyło, ale raczej drobnych. Gdyby nie fakt, że do tekstu dotarłam za późno, poważnie rozważałabym nominację piórkową. Na szczęście tekst i tak takową otrzymał. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej Wam :)

 

Alicello,

Warstwę naukową zdecydowanie da się odczuć w tym tekście, to co mnie zastanawia to jednak sposób podróżowania, bo Marcus przylatuje na stację, ale potem z tekstu wynika, że 30 lat świetlnych jest trudne do pokonania i nawet przesłanie informacji (motyw z listem) stanowi problem, ale oni przecież jakoś wysyłają raporty.

Widzisz, mam pewne przemyślenia po tekście i jednym z nich jest to, że pewne rzeczy za mało/źle potłumaczyłem; także w zakresie fizyki.

Ogólnie słusznie myślisz. Takie raporty trafiałyby do sztabu po tak samo długim czasie (tychże 30 latach) i w przyszłości może to być istotny problem komunikacyjny.

 

Bardzo mi się podobał pomysł zarówno na Shu jak i przybyszów z czarnej dziury. Jednak scena kontaktu i zachowanie bohaterów jest dla mnie trochę nieprzekonujące. Chyba zabrakło tu napięcia, powagi sytuacji. W pewnym momencie oni wszyscy zwariowali, albo raczej zostali zmanipulowani przez obcych, tak mi się przynajmniej wydaje.

Fakt :) Długie teksty jeszcze mnie przerastają, realistyczne oddanie reakcji bohaterów – również i myślę, że te problemy złożyły się na to, że jest w ten sposób źle wykonane.

 

Od samego początku bohaterowie pałają do siebie nienawiścią i dla mnie to jest nieco przerysowane. Zarówno okrucieństwo Leona jak i idealizm Marcusa. 

Z jednej strony tak, z drugiej dobrałem ich charaktery w miarę intencjonalnie, więc rozumiem uwagę i pewnie drugi raz inaczej bym rozplanował bohaterów (i znowu – tworzenie bohaterów to wciąż moja pięta achillesowa), natomiast ciężko mi bardziej merytorycznie coś dodać :P

 

Uwagi okazały się celne co do jednej, więc je powprowadzałem… Poza reakcją kapitana na bójkę, na którą potrzebowałbym bardziej przebudować scenę, a chwilowo trochę nie mam na to czasu, a tą odrobinę co mam, wolę poświęcić na coś innego… Ale jak znajdę i nie zapomnę, to postaram się wrócić.

Dziękuję za nie, lekturę i komentarz :)

 

Verus,

 

No, cieszę się, że podszedł Ci tekst :D Tym bardziej, że podobają Ci się te rzeczy, o których gdzieś tam myślałem przy planowaniu; czyli delikatne przemilczenia w sprawie Shu (w zasadzie jakiś obiektywny przebieg zdarzeń miałem w głowie, ale uznałem, że skoro mamy różnych bohaterów i piszę z ich perspektywy, to nie będę rozstrzygał :P ) oraz tej przystępności nauki (która, nawiasem mówiąc, powinna być pozbawiona błędów w zakresie przynajmniej fizyki/astronomii ;) ).

Pomysł genialnej cywilizacji… No tak, chodziło mi to od jakiegoś czasu po głowie. Widziałem nawet kiedyś jakieś wyliczenia ile bitów informacji można otrzymać z gwiazd z obserwowalnym wszechświecie, na ile żyć się to przekłada i jakieś myśli na temat takiego ostatecznie ostatecznego końca też mi się gdzieś obijają. Doszedł do tego trwający kryzys klimatyczny i tak mi to się zgrało :D

A co do postaci, to jakoś sobie umiłowałem liczbę 3. Jak w starożytnych dramatach :P

No i ten, miło mi :) Dziękuję za przyjście i cieszę się, że się przy tekście dobrze bawiłaś.

 

 

 

Слава Україні!

Widziałem nawet kiedyś jakieś wyliczenia ile bitów informacji można otrzymać z gwiazd z obserwowalnym wszechświecie, na ile żyć się to przekłada i jakieś myśli na temat takiego ostatecznie ostatecznego końca też mi się gdzieś obijają.

Jakbyś miał to gdzieś pod ręką, chętnie też bym poczytała. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

To była chyba "Superinteligencja" Nicka Bostroma, gdzieś mam na pewno, ale raczej w weekend uda mi się znaleźć

Слава Україні!

Okeeej. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

10^58 ludzkich żywotów, nie wiem czy interesują Cię detale tego oszacowania? :P

Слава Україні!

Trochę interesują, więc pewnie sobie przeczytam. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Czytało się to jednym tchem! Stylistą nie jestem i nie doszukałem sie większych problemów w tej kwestii, ale nie stawiałbym siebie za eksperta. Pytanie jakie mi sie nasunęło podczas czytania to, czy owa "cywilizacja" nie była bardziej inwazyjna i złowroga niż to, jak postrzegała ludzi. No bo wyobraźmy sobie, oddzielenie od ciała wraz z "dobrem technologii"… a jeżeli ktos nie chcialby tego? Teatr trzech aktorów, świetna rzecz. Jednoczesnie w tekscie nigdzie nie zasugerowaleś żeby Markus był aż tak słaby, aby nie proadzil sobie z grawitacją, bardziej wydawało mi się, że jest w pewien sposób niepełnosprawny. Fizyka bardzo spoko, wszystko na swoim miejscu.

Niech twe słowa będą poparte czynem.

Hej Manczkinie, cieszę się z kolejnego czytelnika; bardzo miło mi, że wpadłeś i zostawiłeś komentarz ^^

 Czytało się to jednym tchem! Stylistą nie jestem i nie doszukałem sie większych problemów w tej kwestii, ale nie stawiałbym siebie za eksperta.

O, to się cieszę, że nie przeszkodziło w lekturze, bo ja akurat z perspektywy czasu w pierwszej (albo drugiej) kolejności popracowałbym właśnie nad stylem :P

Pytanie jakie mi sie nasunęło podczas czytania to, czy owa "cywilizacja" nie była bardziej inwazyjna i złowroga niż to, jak postrzegała ludzi. No bo wyobraźmy sobie, oddzielenie od ciała wraz z "dobrem technologii"… a jeżeli ktos nie chcialby tego?

Hmmm… Myślę, że to akurat trochę odbiega trochę od meritum sprawy, a nawet powiedziałbym, że to rozważania spokojnie na osobne opowiadanie, albo i książkę :)

Ale myślę, że to tylko pozorny problem. Gdyby ktoś chciał nieść, nazwijmy to, szczęście absolutne, to mógłby tak ukształtować przyszłość, że byłoby miejsce dla każdego: i dla tych, którzy chcą żyć w wielkim systemie, i dla tych opierających się zmianom. Przy zasobach całego Wszechświata stać nas na wszystko :P

A poza tym przedstawione istoty superinteligentne mogłyby takich niechętnych zachęcać, nawet w pozytywny sposób :P

 

Jednoczesnie w tekscie nigdzie nie zasugerowaleś żeby Markus był aż tak słaby, aby nie proadzil sobie z grawitacją, bardziej wydawało mi się, że jest w pewien sposób niepełnosprawny.

Hmmm… Napomknąłem chyba, że pobyt w kosmosie doprowadził do degeneracji mięśni czy coś takiego… Myślałem że starczy, ale to faktycznie można było trochę uwypuklić :P

Fizyka bardzo spoko, wszystko na swoim miejscu.

No oczywiście, że na miejscu :D

Слава Україні!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

^^

Слава Україні!

Nowa Fantastyka