- Opowiadanie: idzi212 - Święte krowy ( Wstęp i rozdział I )

Święte krowy ( Wstęp i rozdział I )

Polak, Rosjanin, Niemiec i Żyd muszą zamieszkać razem w jednej kamienicy. Co może pójść nie tak?

Oceny

Święte krowy ( Wstęp i rozdział I )

Ciekawy to był rok. 1938. W tymże roku w jednej kamienicy zamieszkali Polak, Rusek, Żyd i Niemiec. Niecodzienne to sąsiedztwo, zajmujące mieszkania w jednej z najpiękniejszych kamienic w reprezentacyjnej części miasta. Wszyscy wywodzili się z wyższych sfer, Polak potentat przemysłowy, Żyd uzdolniony kupiec, Rusek potomek szlachty carskiej, wygnany z kraju po rewolucji bolszewickiej, Niemiec niegdyś wielki właściciel ziemski na południu Rzeszy z kraju uciekł przed hitleryzmem. Jak to się stało że mieszkają razem?

Batalia między nimi o kamienicę trwała okres długi, każdy z nich chodził do burmistrza że to właśnie on jest najlepszym wyborem, że to on będzie najgodniejszy. Burmistrz złote serce posiadający, chodzący idealista nie dawał się przekupywać żadnemu z nich, wszyscy pomimo swych usilnych starań byli w jego oczach równi, bo wszakże są ludźmi, a według dekalogu dobrego człowieka ludzie nie dzielą się na narodowości czy wyznania, dzielą się jedynie na mądrych i głupich, dobrych i złych. Burmistrz był zmęczony całą tą sytuacją, o której głośno było w całym mieście, aj głośno! Nie było dnia bez burdy na ulicach,wydawać by się można każdy obywatel znalazł swoje stronnictwo w tym konflikcie. Wrzawa, kłótnie a i rękoczyny znalazły się w harmonogramie dnia dotychczas spokojnego miasteczka. Każda strona wystawiała swe zbrojne ramię, zazwyczaj uzbrojone w sztachety i plac pod samą kamienicą momentalnie zmieniał się w pole bitewne. Policja czuła się bezsilna wśród tłumu, wszystko spoczęło na biedną głowę miasta, który odczuwał, że jeśli sytuacji nie załagodzi, to ta głowa w niedługim czasie oddzielić się może od reszty wcale nie tak starego ciała.

Po paru nieprzespanych nocach, prawie na skraju obłąkania burmistrz wezwał do siebie świętą czwórkę i tak im rzekł:

,,Alboście zamieszkacie wszyscy czterej, albo nikt nie dostanie”

Wielkie oczy najpierw nawiedziły ich twarze, potem zdziwienie doszło również do ust. ,,Ale jak to wszyscy czterej, mości włodarzu? Przecie to krew się poleje, jak to tak Niemiec z Ruskiem pod jednym dachem, a i jeszcze Polak i Żyd z własnymi zawiściami!”

,,A w tym to już wasza gestia żeby do czegoś takiego nie doszło, inaczej pogonię w diaboły całą czwórkę z miasta.” Tak im opowiedział, po czym wyprosił i sądząc, że sprawa jakoś się rozwiąże polubownie, otworzył wykwinty koniak chowany na specjalne okazje na spodzie sekretarzyka.

Oczywiście nie było mowy żeby od razu tam zamieszkali, najpierw wieść się rozniosła po mieście o kuriozalnej decyzji włodarza, poszczególne stronnictwa broniły placu pod kamienicą, jeżeli oponent choćby zbliżył się do wejścia w mig zostawał odpychany, zwyzywany etc. Obrońcy zmieniali się co chwila, bo zaraz przychodziło inne stronnictwo, szarpało się z tym które akurat przy kamienicy siedziało i to oni stawali się obrońcami interesów swojego kandydata. Całe miasto żyło tą sprawą, sytuacja przerodziła się w swoistą wojnę gangów, burdy w barach gdy tylko ktoś poruszył ten temat stały się chlebem powszednim. Burmistrz już odchodzący od zmysłów zebrał pod kamienicą ponownie całą czwórkę, która nie baczyła na przejmującą przemowę burmistrza o wzajemnym miłowaniu bliźniego, zajęci byli przekupywaniem siebie nawzajem.Włodarz wtem pokazał swą bezwzględność i ryknął na nich: ,,Macie pięć minut na zajęcie swych mieszkań, albo kamienicę zburzyć każę i postawię park!’’

Czterech furiatów spoglądało to na rozjuszonego burmistrza czerwonego na twarzy, to na kamienicę wokół której zaczęli chodzić ludzie ubrani w kombinezony robocze, spoglądający ciekawsko na fundamenty budynku, wskazujący palcem na ozdobniki które głośno mówili że trzeba zdjąć przed rozbiórką. Czterej panowie jak jeden mąż rzucili się do drzwi i zarezerwowali swoje kwatery. Parter zajął Niemiec, ceni sobie funkcjonalność, pierwsze piętro zajął Żyd bo miało najwięcej otwartej przestrzeni, drugie piętro zajął Polak bo miał z balkonu piękny widok na swoją fabrykę a trzecie, ostatnie Rusek, bo miało dużo okien skierowanych na wschód.

Burmistrz uradowany zakończeniem waśni wrócił wesoły do ratusza, spokój ponownie zapanował w mieście. Oczywiście nie w całym, bo w kamienicy święta wojna dopiero się rozpoczęła.

 

I wojna balkonowa

 

Czerwona kamienica, pamiątka po carskich zaborcach miała rozległy balkon na każdym piętrze, więc tylko Niemiec mógł się poczuć pokrzywdzony że jakim prawem on na parterze takowego nie posiada. Ale nic nie mówił, nie przeszkadzało mu to. Problem dotyczył trójki powyżej.

Każdy balkon był skierowany na główny plac miasta, który służył jako targowisko mieszczanom. Pierwsza wojna balkonowa wybuchła zaraz po otrzymaniu kwater, gdy Polak, Żyd i Rusek nie mogli znieść siebie nawzajem gdy wychodzili na balkon, przekrzykiwali się, grozili, wołali dobrych ludzi z ulicy o pomoc. Po jakimś czasie wypracowano kompromis, oczywiście to burmistrz musiał wyjść z inicjatywą. A brzmiał on tak:

Od godziny ósmej do dwunastej balkon mógł zajmować Rusek, bo jest niepracujący więc nikomu nie zaszkodzi podczas tych godzin. Od dwunastej do szesnastej na balkon mógł wyjść Polak, który akurat o tejże godzinie wracał z fabryki, a od godziny szesnastej do dwudziestej Żyd, który o szesnastej zamykał sklep. Po godzinie dwudziestej tylko jedna osoba mogla przebywać na balkonie, a miało być to ustalane między sobą. O ile plan do godziny dwudziestej spisywał się, tak po dwudziestej nie doszło do porozumienia. Rusek uwielbiał wieczorami palić drewnianą fajkę spoglądając na wschód, więc uważa że to dla niego powinien przypadać balkon po limitowanych godzinach. Z kolei Żyd uwielbia patrzeć na zachód słońca i to jemu ma przypadać balkon, Polak kocha patrzeć nocą na swoją fabrykę więc czemu mają mu to odbierać?

Burmistrz miał już dosyć ingerowania w sprawy jednej kamienicy gdy ma na głowie całe miasto, tak więc samemu trzeba było zasiąść i rozwiązać spór. Ustawili skromny stolik na parterze, terenie neutralnym i postanowili razem siedzieć tak długo, aż znajdą rozwiązanie.

Tony fajek spalonych, krzyki, groźby i wyzwiska dzięki którym Rusek urozmaicił swoje polskie słownictwo doprowadziły do zawarcia umowy. Najpierw Rusek z żydem uznali, że skoro żyd uwielbia zachody słońca to dostanie czas do dwudziestej pierwszej, na co nie zgodził się Polak, wszakże miał już balkon bez przerwy od czterech godzin, dlaczego ma dostać kolejną? Potem Polak z Żydem uznali że Rusek może lamentować z fajką w ustach o utraconym domu po zachodzie, więc powinien dostać ostatni, na to samo zwrócił uwagę Rusek przypominając że Polak uwielbia patrzeć nocą na fabrykę. Zirytowany Niemiec dołączył się do dyskusji i jako bezstronny zaproponował to co następuje; gdy dni są dłuższe, a słońce zachodzi późno pierwszą godzinę dostaje Żyd żeby mógł wylegiwać się w słońcu, drugą dostaje Rusek dla swych lamentów przy ostatnich promieniach słońca, a trzecią, gdy słońca nie ma horyzoncie Polak, by mógł patrzeć nocą na fabrykę. Gdy nastanie jesień i zima, kolejność jest jest taka jak pierwotnie: Rusek, Polak, Żyd. Każdy po godzinie.

Niechętnie podają sobie dłonie na zgodę i już mają odchodzić, gdy polak wykrzykuje:

– Hola Hola! W życiu nie uwierzę przez słowo dane przez Żyda i Ruska, dwa psubraty! Umowę spisać!

– Moje słowo jest warte więcej niż całe twoje nazwisko rodowe i fabryka razem wzięta! – Wykrzyknął Rusek plącząc polski z pojedyńczymi rosyjskimi słowami.

– Racja, racja, umowa rzecz święta. – Dodał Żyd.

– Wołać Niemca na adiutanta! – Wykrzyknął Rusek. Na odpowiedź protegowanego na stanowisko nie było trzeba długo czekać, zaraz rozległy się niemieckie przekleństwa przebijające się przez drzwi, na które zareagował Żyd jako jedyny znający niemiecki, otworzył on usta i wytrzeszczył oczy, nigdy wcześniej nie słyszał tak piekielnych słów padających z ust człowieka.

– Ja ci zaraz Niemca dam moskalu jeden. Wołać po miejskiego skrybę. Gońca poślę natychmiast.

– A skąd pewność mamy że skryba nie przekupiony i nie spisze umowy z kruczkami? Może i nas jeszcze z balkonu obedrzesz? – Spytał Rusek.

– Dobrze powiedział, dobrze powiedział. – Zaaprobował słowa Żyd wskazując nań palcem.

Kolejne piętnaście minut upłynęło na krzykach, wyzwiskach, doszło nawet do rękoczynów, Polak zaczął szarpać Żyda za pejsy i bródkę uznając to za zabawne, Rusek nadeptywał polakowi na lśniące eleganckie lakierki, brudząc je kurzem a Żyd udawał jak mógł że go tutaj nie ma dopóki właśnie Polak nie zaczął go molestować. Niemiec by nie narazić się na uczesnictwo w bójce wyszedł przez okno na zewnątrz by zawołać dzielnicowego do oddzielenia tych wariatów bijących się pod jego drzwiami.

Pojawili się wkrótce na miejscu panowie w niebieskich mundurach, pomachali grożąco pałką przed nosami wszystkich trzech, zaapelowali o spokój i wyszli.

– To i narobiliście! – Wykrzyknął Polak gdy upewnił się że policjanci są już daleko, za daleko by słyszeć – Policja w mojej kamienicy! Co sąsiady pomyślą, matko jedyna….

– Twoja kamienica? Ha, niedoczekanie! Twoje ino drugie piętro! – Wykrzyknął Rusek. Żyd w tym czasie gdzieś się ulotnił.

– Coś jeszcze mi zarzuć a w kabanich podskokach do mateczki Rosyji wrócisz. – Czerwony na twarzy Polak groził palcem.

Wtem w drzwiach wejściowych pokazuje się Żyd z miejskim skrybą.

– Skończmy to waćpany, bo jutro z rana sklep otwieram. – Powiedział niezwykle spokojnie. Wszyscy znowu usiedli przy stoliku, skryba spisywał wszystko co było dotychczas ustalone, bez żadnych kruczków i podpunktów, potem cała trójka podpisała się pod tym. Żyd najbardziej po lewo kartki, ładnym małym pismem, Polak pośrodku drukowanymi literami, a Rusek najbardziej po prawo literami tak wielkimi, że nie zmieściły się w jednej linii. Podpisano święty rozejm parterowy.

Zaiste problemem jest to, że rozejm jedno, utrzymanie drugie.

Koniec
Nowa Fantastyka