- Opowiadanie: oruen - Sposób na sąsiadkę

Sposób na sąsiadkę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sposób na sąsiadkę

Sąsiadki z dołu to typ występujący powszechnie pod studenckim mieszkaniem. Jeśli mieszkasz na parterze, magicznie pojawiają się w piwnicy. Z reguły mają posturę stuletniego ogra i wiecznie narzekają na hałas rzekomo płynący z Twojego przytulnego mieszkanka. Sąsiadki narzekają że nie sprzątasz ze współlokatorami klatki schodowej, nawet jeśli sprzątałeś ją ledwie trzy miesiące temu. Jedynie mieszkanie w akademiku może uchronić Cię przed klątwą sąsiadki z dołu – mieszkania są regularnie sprawdzane przez wyspecjalizowane firmy pod kątem zalęgnięcia się sąsiadek (kosztuje to mnóstwo pieniędzy, dlatego czasem trzeba mieszkać zimą w pokoju bez szyb w oknach).

Naukowcy doszli do wniosku że sąsiadki z dołu nie potrzebują snu. Wywnioskowali to zastanawiając się nad motywami, jakimi kieruje się sąsiadka. Większość sąsiadek narzekała na hałas, przez który nie mogły spać, jednak zamiast wyspać się w dzień, poświęciły cały dzień na czekanie aż student będzie przechodził klatką schodową. Problem hałasu, który słyszały sąsiadki, też zaprzątnął głowy niestrudzonych badaczy. Wysnuli oni teorię, że gdy spotyka się dwóch (lub więcej) studentów, ciemna materia w kosmosie zaczyna wibrować tworząc złudzenia słuchowe, które są w stanie odbierać jedynie sąsiadki z dołu. Teoria została sprawdzona przez najwybitniejszych fizyków naszej planety i okazała się ostatecznym dowodem na istnienie ciemnej materii.

Vademecum Studenta, Rozdział 4, strona 34

 

 

Radek obudził się z potwornym bólem głowy. Oblewanie przeprowadzki na nowe mieszkanie z Polonem poszło aż za dobrze – w życiu nie poznał i zapomniał tylu nowych imion, co na wczorajszej imprezie. Zwlókł się z łóżka i potykając się o paczkę pieluch dla dorosłych (chwila, co?) ruszył chwiejnym krokiem w stronę łazienki.

Pomijając kontury męskich części ciała namalowanych mydłem na lustrze przez rozchichotane studentki i jedną bliżej nieznaną dziewczyną śpiącą pod prysznicem łazienka była w stanie idealnym. Oblał się szybko zimną wodą na rozbudzenie i wrócił do pokoju w celu ubrania bardziej stosownych rzeczy (z jakiegoś powodu obudził się w połowie wojskowego munduru). Zanim jednak zdążył otworzyć drzwi, z pokoju obok dobiegło go wołanie połączone z stekiem przekleństw, których nie powstydziłby się zespół pijanych szewców pracujących nad wzbogaceniem języka pod dowództwem Witkacego.

– Radeeeeek! Ty rozkierwoszczały grzybochlaście, chodź tutaj! – rozległo się rozpaczliwe wołanie Polona.

– Idę! – odkrzyknął.

Uch, ta polonistyka rzeczywiście odbiła mu się na psychice, pomyślał. Wyciągnął z szafy szuflę do śniegu i rozpoczął przebijać się w stronę pokoju Polona. Po piętnastu minutach ciężkiej pracy udało mu się dotrzeć do drzwi wejściowych, ale nie chciały się ruszyć. Dopiero gdy z rozbiegu uderzył w nie ramieniem wypadły z zawiasów i z hukiem wpadły do pokoju. Radek zauważył przyczynę swoich kłopotów – jednak powinien był ciągnąć za klamkę. Nie zepsuło mu to humoru, wręcz przeciwnie – poczuł nagły przypływ natchnienia do stworzenia kolejnej epickiej pieśni na gitarze.

– Jak sie bawić, to się bawić, drzwi wypieprzyć, nowe wstawić – zafałszował paskudnie wchodząc do pokoju. – Polon! Gdzie ty, do ciężkiej cholery jesteś?

– Tutaj! – rozbrzmiał zachrypnięty głos dochodzący z balkonu – Ruszaj dupę szybciej, potrzebuję pomocy!

– O kurde, Polon, jak ty to zrobiłeś? – zapytał zaskoczony myśląc nad sposobem wyciągnięcia kumpla z opresji.

– Skąd mam wiedzieć, szybko bierz drabinę i mnie stąd wyciągnij!

– Cholera, wiem że lubisz spać w hamaku, ale rozwieszanie sobie prześcieradła między balkonami na szóstym piętrze to już przesada! – wkurzył się Radek – Skąd niby mam wziąć drabinę?

– W kuchni jest – powiedział Polon szczękając zębami – przywieźliśmy wczoraj naszym wózkiem sklepowym z jakiegoś klubu. Stawiam klina za pomoc – zaoferował się – tylko proszę, pospiesz się, jest coś koło dziesięciu stopni…

– No dobra, ale będę potrzebował pomocy żeby ją przenieść! – zaprotestował Radek.

– A nikt nie został po imprezie?

– Jakaś dziewczyna śpi pod prysznicem, ale nie wiem, kiedy się obudzi.

– Polej ją zimną wodą i zagoń do roboty!

– Sam się zagoń! – odgryzł się Radek. – Co ja kurde, chłopiec na posyłki jestem?

Spojrzał na minę Polona i złagodniał.

– No dobra, już idę … – powiedział i oddalił się w celu zorganizowania akcji ratunkowej.

Akcja przebiegła pomyślnie i po półgodzinie Polon zawinięty w koc pił ciepłą herbatę w towarzystwie zaspanej koleżanki.

– Hej, jestem Polon, a to jest Radek, mieszkamy tutaj. Jak się nazywasz? – zadbał o poimprezowe savoir-vivre i usiadł naprzeciwko.

– Marta – powiedziała dziewczyna.

– Skąd się tutaj wzięłaś? – indagował Radek

– No weź – skarcił go Polon – jeszcze ją spłoszysz… – urwał, gdy spojrzała na niego wzrokiem zdolnym przebić się przez zbrojony beton i zabić każdą osobę na tyle głupią, że myślała że to wystarczająco dobre schronienie.

– Przyszłam was ostrzec. – rozpoczęła Marta – Mieszkałam tu kiedyś i uznałam że musicie o czymś wiedzieć.

– Zatem oświeć nas, o pani – powiedział Polon i zarobił kolejne spojrzenie.

– W mieszkaniu pod wami mieszka najwredniejsza sąsiadka na świecie. To w zasadzie jedyny minus tego mieszkania, ale przyćmiewa wszystkie możliwe plusy.

– Nam powiedziano, że mieszkanie pod nami jest puste i nikt tam nie mieszka. – zaprotestował Radek.

– To samo powiedziała mi właścicielka mieszkania jak się tutaj wprowadzałam. Jednak tak jakoś po miesiącu zaczęłam podejrzewać, że pod nami mieszka jakaś dzika lokatorka. Była straszna – Martę przebiegł dreszcz – potrafiła dopaść na schodach i prawie zamęczyć na śmierć.

– Może się już wyprowadziła – przypuścił Polon – inaczej na pewno miałaby do nas pretensje, że byliśmy wczoraj głośno. W każdym razie, dzięki za ostrzeżenie.

– Nie traktujecie mnie poważnie! – przeraziła się Marta – Na waszym miejscu uciekałabym natychmiast, podarła umowę i ulotniła się po angielsku. Ja wytrzymałam tu miesiąc.

– W porządku, rozejrzymy się piętro niżej i zobaczymy co to za potwora – zapewnił Radek – Pomogłabyś nam ze sprzątaniem trochę?

– Jasne – odpowiedziała Marta.

Z generalnym ogarnięciem nie było większego kłopotu – butelki przestawiono pod ścianę, śmieci podrzucono sąsiadom na wycieraczkę, wózek sklepowy i drabinę odstawiono do szafy, a pieluchy dla dorosłych, po krótkiej sprzeczce, znalazły miejsce na balkonie.

– No dobra – powiedziała Marta – to chyba na tyle. Wpadnijcie kiedyś do mnie jak będziecie mieli czas. – powiedziała z uśmiechem.

– Z chęcią – powiedział Radek i odprowadził ją do drzwi – nie zgub mi się tam po drodze! – zawołał za nią.

– Będę uważać! – odkrzyknęła.

– Uuu, stary, hormony buzują – skomentował Polon jak Radek zamknął drzwi – żeby ci się tylko uszami nie wylały.

– Wal się, następnym razem zostaniesz na balkonie. – Powiedział na odczepne Radek. – Nie powinieneś przypadkiem być na zajęciach?

– Jest piętnasta, już po zajęciach – odpowiedział Polon – ech, znowu zwolnienie trzeba drukować…

– Chwila, jak to już po zajęciach? To ty w czwartki teraz wcześniej kończysz?

– Czwartek dzisiaj? No nie, znowu pomyliłem dni, myślałem że dzisiaj wtorek mamy… – zafrasował się Polon. – Znaczy, trzeba się spakować i ruszyć cztery litery na uniwerek.

Radek zaśmiał się w duchu. Nie miał takiej frajdy od czasu gdy wmówił Polonowi podczas imprezy że nie może otworzyć lewego oka, bo przestało mu działać. Polon spędził wtedy kilka godzin z zamkniętym okiem przeświadczony, że otworzenie go skończy się tragicznie, ale w końcu Radek poczuł wyrzuty sumienia i przejechał mu ręką przed twarzą oznajmiając że właśnie dokonał regeneracji telepatycznej. Kiedy indziej Polon przykleił mu kapcie do podłogi, ale to już zupełnie inna historia.

Obaj studenci dokonali szybkiego przeglądu zeszytów, spakowali długopisy, ubrali się odpowiednio i ruszyli zdobywać wiedzę. Schodząc po schodach na piętro poniżej usłyszeli skrzek. Przyspieszyli i zdążyli zobaczyć jak drzwi rzekomo niezamieszkanego lokalu pod nimi zamykają się z trzaskiem.

– Oj, chyba jednak nam poszczęściło się sąsiadką – westchnął Radek.

– Nie czepia się, to nie mamy co narzekać. – powiedział Polon wzruszając ramionami.

– Myślisz, że jest zła za wczoraj?

– Myślę, że zaczniemy przyklejać do drzwi zatyczki do uszu przed każdą imprezą.

– Myślę, że to dobry plan.

– Myślisz?

– Zdarza mi się.

– To dobrze. – Podsumował Polon.

Zajęcia mijały Radkowi szybko, wykłady jeszcze szybciej, głównie dlatego, że na większości zmęczenie brało górę i zasypiał snem sprawiedliwego. Polon z kolei stał przed salą i klął w sobie tylko znanym języku. Ty przekramiszczony siermogrzmocie, pomyślał pod adresem Radka i z pasją kopnął walającą się na korytarzu puszkę po coli. Niespecjalnie mając cokolwiek do roboty na uniwersytecie, postanowił wrócić do domu i zbadać mieszkanie pod nimi.

Gdy wchodził po schodach, usłyszał znajomy już, nieprzyjemny skrzek i trzaśnięcie. Poprawił torbę na ramieniu i cichutko, na palcach zbliżył się do drzwi. Ponieważ nie chciał wpaść na sąsiadkę, postanowił zajrzeć przez wizjer. Nie udało mu się zauważyć nic specjalnego, nawet nie zobaczył wnętrza mieszkania – całe pole widzenia wypełniła mu krwista czerwień. Pewnie zakrywa wizjer czerwoną kartką, pomyślał i ruszył do mieszkania. Jednak z nieznanych mu bliżej przyczyn cały czas czuł się nieswojo, jakby ktoś obserwował jego plecy. Zrzucił to jednak na karb zmęczenia i ogólnego nieogarnięcia. Aby szybko sobie z tym poradzić, natychmiast po otworzeniu drzwi do mieszkania rzucił się na łóżko i zasnął. Obudził go wchodzący na korytarz Radek.

– O stary, ale historia! – Krzyknął Radek zaraz po przekroczeniu progu. – Popytałem tu i ówdzie, i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy na temat naszej sąsiadki.

– Na przykład? – Zapytał Polon wychodząc z pokoju i przecierając oczy.

– Na przykład to, że nikt nie wie jak się nazywa, nigdy nie wychodzi z mieszkania poza czasem kiedy kogoś ochrzania i potrafi skrzeczeć jak papuga której wyrywają pióra!

– Też mi coś – sarknął Polon – brzmi to jak każda sąsiadka z którą jak dotąd miałem do czynienia.

– Jest też coś jeszcze – nie przestawał mówić Radek – spotkałem Martę i mówiła mi że nasza droga koleżanka z dołu jest albinoską. Czaisz to? Jest blada jak wampir, a oczy ma w kolorze taniego truskawkowego wina. Co z tobą?

– A, nic takiego – powiedział Polon, który przed chwilą poczuł jakby do żołądka wpadła mu kula lodu -nie wyspałem się przez ciebie! – Rzucił obrażonym tonem – A za ten numer ze zmianą wtorku na czwartek zapłacisz mi krwią!

– Znaczy, mam odpalać komputer i gramy na multi w strzelankę?

– Turniej ma być! Zamierzam ośmieszyć cię przed całym Internetem! – pieklił się Polon.

– No no, już, spokojnie, spokojnie – powiedział pojednawczym tonem Radek – wtorek czy czwartek, w sumie co to dla ciebie za różnica? Wiesz co? Zwiększam stawkę. Gramy do góry nogami, kto będzie miał dość lub zemdleje, przegrywa!

– Przywiązujemy się do haków na suficie?

– Powaliło cię? Tak możemy robić tylko jak jest ktoś kto nas pilnuje.

– To co, standardowo na kanapie?

– Tak jest!

I ruszyli do walki.

Poza ledwo uchwytną atmosferą niepokoju następne dni nie przyniosły niczego nowego. Drzwi piętro niżej ciągle zamykały się z trzaskiem jak tylko zaczynali schodzić po schodach, zatyczki do uszu znikały, a od czasu do czasu dało się słyszeć skrzek. Polon, mając dość tej nieznośnej atmosfery, postanowił zaopatrzyć się w egzemplarz Vademecum Studenta.

– Patrz, tutaj piszą, że sąsiadki można usuwać jak się zalęgną pod twoim mieszkaniem.

– Podają jakieś sposoby? – zapytał Radek.

– Niestety nie, ale podają numer do wyspecjalizowanej firmy i konsultanta do spraw sąsiadek.

– No weź, co ci w sumie ta sąsiadka szkodzi? Nie narzeka, nie każe klatki schodowej sprzątać, nie opowiada o swojej rodzinie jak cie dorwie na klatce schodowej – wyliczył – coś ty się tak uparł?

– Prowadzi z nami wojnę psychologiczną – powiedział Polon – za chwilę jej to nie będzie wystarczać i znajdziemy się na celowniku. Lepiej działać póki jeszcze czas, potem może być za późno.

– Fatalista. – skomentował Radek – Ale niech ci będzie, zadzwonić nie zaszkodzi. To jak?

– Dzwonię.

Polon wyciągnął komórkę i wprowadził numer z książki do pamięci telefonu, po czym przycisnął zielony przycisk. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się konsultant.

– Desąsiadkozacja, słucham.

– Witam – rozpoczął Polon – mam problem z sąsiadką z dołu.

– Rozumiem, jak mogę panu pomóc?

– Czy może pan podpowiedzieć jak mam się pozbyć kłopotu?

– To zależy od stadium rozwoju sąsiadki. Świeżo po wylęgnięciu, stadium larwalne czy pełna postać?

– Nie rozumiem o czym pan mówi… – zbaraniał Polon.

– To może niech pan po prostu opisze sąsiadkę i powie wszystko, co pan wie na jej temat.

– Hmm, obecnie co tylko znajdę się przy jej mieszkaniu, słychać dziwny skrzek, z całą pewnością ma czerwone oczy, ponoć jest albinoską, nie wychodzi, trzaska drzwiami jak schodzimy schodami…

– Pan mieszka na ulicy Rolnej?

– Tak, a skąd pan wie? – zapytał zaskoczony Polon.

– Cóż, jakby to ująć… Otóż niestety nieszczęśliwie pan trafił. Nie wszystkie sąsiadki to ludzie. Zgodnie z prawami natury w mieszkaniu pod mieszkaniem studenckim musi być jedna wredna sąsiadka. Czasami jednak natura nie może wypełnić niczym pustki pod studenckim mieszkaniem i wtedy, żeby miał kto narzekać, inne sąsiadki wskakują w istnienie. Są one o wiele bardziej niebezpieczne od takich normalnych sąsiadek, potrafią dosłownie zamęczyć i zanudzić człowieka na śmierć. Co więcej, pod pańskim mieszkaniem ponad dwadzieścia lat temu zalęgła się sąsiadka z rodziny ursae, czyli niedźwiedziowatych. Jest to jedyny okaz w kraju, uchodzi za najniebezpieczniejszy na świecie – tłumaczył konsultant – jedyna rada, jaka mi przychodzi do głowy, to uciekać stamtąd czym prędzej. Zanim zorientowaliśmy się jaki to gatunek, straciliśmy dwie ekipy desąsiadkujące.

– Jak to, straciliście? – nie zrozumiał Polon.

– Nieprzyjemnie jest mi o tym mówić, ale ta sąsiadka może przejść w dowolne stadium rozwoju w każdej chwili. Nasze ekipy są wyspecjalizowane pod kątem konkretnego stadium, i najnormalniej w świecie nie dały rady jej sile nudząco – pretensyjnej. Żaden członek tych ekip nie był już w stanie pojawić się w biurze. – powiedział z żalem konsultant.

– Znaczy co, mamy po prostu się poddać?

– O, mieszka pan ze współlokatorem? To lepiej, wtedy sąsiadce trudniej jest rozpocząć wojnę psychologiczną. Ale wracając do pańskiego pytania – tak, poddać się i uciekać.

– Cóż, hmm, w takim układzie chyba nic innego nam nie zostaje. Dziękuję za radę.

– Proszę bardzo – powiedział konsultant i rozłączył się.

– I co, i co? – zapytał Radek widząc że Polon odkłada telefon – Coś chyba rozmowa nie poszła…

– Ano nie, nie poszła. Według nich mamy uciekać stąd czym prędzej.

– Poddamy się ot tak, bez walki?

– Oczywiście że nie – zaperzył się Polon – będziemy walczyć do ostatniej kropli wódki!

– Myślisz, że da się ją namówić na partyjkę w strzelankę?

Polon obrzucił Radka spojrzeniem, którego nauczył się kilka dni temu od Marty.

– Nie masz lepszych pomysłów?

– Może zajrzymy do książki?

– Czemu nie, może przyjdzie nam coś do głowy.

 

(…) Jak łatwo zrozumieć, sąsiadki przyprawiają każdego studenta o nielichy ból głowy porównywalny jedynie z bólem szczęki po próbie odgryzienia kapsla od butelki piwa. Brać studencka od lat pracuje nad problemem sąsiadek i dopiero niedawne przełomowe badania studentów Wyższej Szkoły Otwierania Piwa Bananem i Rodzynkami (WSOP, BRO) postawiły kamień milowy w sztuce radzenia sobie z nimi. Publikujemy wyniki tych badań, aby żyło się lepiej i dostatniej. (…) Przede wszystkim trzeba zrozumieć strategię sąsiadki. Większość sąsiadek łapie swoje ofiary na klatce schodowej i zamęcza je potokiem słów (gdy biedny student cierpi na delikatny ból głowy po wcześniejszym kulturalnym spotkaniu z kieliszkiem wina, to potok słów przebijający się przez czaszkę niemalże zabija). Jakim cudem sąsiadce udaje się prawie za każdym razem złapać studenta? Nad tym pytaniem zastanawiali się studenci WSOP, BRO. Po kilkuset przechadzkach klatką schodową doszli do wniosku że sąsiadki muszą cały czas siedzieć przy wizjerze i kontrolować klatkę schodową, następnie błyskawicznie wyślizgnąć się z domu jak tylko zobaczą że nadchodzisz. Wielu może zapytać – skąd wiedzą że to akurat student? Rozpoznają go po podkrążonych oczach, chodzie zombie i tym, że cały czas trzyma się za głowę. Dlatego należy ograniczyć wychodzenie z domu dzień po kulturalnym spotkaniu, najlepiej zaprosić znajomego żeby przyszedł do domu i wystawić go sąsiadce. To dość wredne zagranie, ale możesz się przecież z nim umówić że za każdy zebrany ochrzan dostanie piwo. Koniecznie zaproś kogoś niepijącego, nie będzie tak cierpiał jak ktoś po imprezie, no i piwo będzie dla Ciebie. Dlatego zwalczajcie problem u podstaw – zamiast bawić się w skradankę na klatce schodowej zrozumcie dyskomfort, jaki odczuwają sąsiadki – i przywieście im na drzwiach na taśmę klejącą jednorazowe zatyczki do uszu (koszt to ok 2 zł w pobliskiej aptece). To pomoże uniknąć problemów dla obu stron. Możecie też spróbować zaprosić sąsiadkę na spotkanie, ale ostrożnie, okazuje się że mają naprawdę mocną głowę (autor nie omieszkał sprawdzić i potwierdza). Pozdrawiamy niestrudzonych badaczy z WSOP, BRO, którzy poświęcili rok czasu na swoje badania.

 

– Za dużo tutaj nie ma, ani nie wiemy czym się sąsiadki żywią, ani jak można je zwalczać. – naburmuszył się Radek. – Poza tym numer z zatyczkami mamy już wypróbowaliśmy i nic to nie dało – zasmucił się – może naprawdę powinniśmy się poddać?

– Takiego, poddać się – warknął Polon – to nasze cholerne mieszkanie i żadne sąsiadki niedźwiedzie, małpie czy tygrysie nie dadzą nam rady!

– No to co proponujesz? Nie chcę siać defetyzmu, ale nie mamy jak z nią walczyć, bo nic o niej nie wiemy. – zasępił się Radek.

– Więc musimy ją poznać. – zarządził Polon – Ubieraj buty, wpadniemy do niej z wizytą.

Po chwili, trzęsąc się z ekscytacji stali pod odrapanymi drzwiami. Radek uważnie przyjrzał się drzwiom i zajrzał przez wizjer – oczywiście nie zobaczył nic poza głęboką czerwienią. Po chwili postanowił zapukać, jednak nim jego ręka dotknęła drzwi, te otworzyły się gwałtownie.

– Dzień dobry – powiedzieli studenci.

– Nie wiem czy taki dobry – zaskrzeczała staruszka o czerwonych oczach – wszystko mnie dzisiaj boli, szczególnie krzyż, czuję takie pulsowanie…

Studenci natychmiast poczuli, jak staruszka wysysa ich siły życiowe. Jednak zaprawieni w bojach imprezowych byli w stanie wytrzymać duże ubytki energii.

– Wejdźcie do środka – powiedziała sąsiadka zaskoczona faktem że w ogóle się jeszcze trzymają na nogach – przygotuję wam herbatki.

Studenci weszli do mieszkania i na wyraźne zaproszenie sąsiadki usiedli na kanapie. W środku pachniało świeżo wypraną odzieżą, a na suszarce wisiała bielizna wielkości spadochronu.

– Nie patrz na to – syknął Polon do Radka – to na pewno jakaś śmiercionośna broń. Na wszelki wypadek nie dotykaj niczego, dobra?

Radek tylko pokiwał głową. Czując ciągły ubytek sił wyciągnęli przygotowany wcześniej na taką okazję napój energetyczny wymieszany z wódką w proporcjach jeden do jednego. Wychylili pierwszą butelkę jednym haustem, czując, jak ożywcze ciepło rozchodzi się po organizmie, a procenty dodają im śmiałości.

– Mam was, wy hałaśliwe hultaje! – powiedziała sąsiadka wchodząc do pokoju. Oczy błyszczały się krwistą czerwienią, a na twarzy malował się uśmiech drapieżcy.

– Ojej… znaczy, zaraz przyniosę herbatkę – powiedziała wyraźnie zdezorientowana – słodzicie?

Uśmiechnęła się sympatycznie.

– Nie, dziękujemy, damy radę bez cukru. Usiądzie pani z nami?

– No usiądę, usiądę, co zrobić, zmęczona, stara kobieta jestem…

– Ma pani bardzo ładne zdjęcia na ścianie – rozpoczął rozmowę Polon – musi mieć pani bardzo liczną rodzinę.

– Och nie, to moje trofea.

– Słucham?

– Och, kiedyś przyszło tu kilku takich i chcieli żebym sobie poszła, ale po pięciu minutach wyczołgali się stąd. Mieli takie zdjęcia w portfelach, teraz to moje trofea. Nie mieli siły ze mną rozmawiać, wyobrażacie sobie? – uśmiechnęła się paskudnie.

– Absolutnie sobie tego nie wyobrażamy – powiedział Polon nonszalancko popijając herbatę.

Radek, który ledwo trzymał się rzeczywistości, spojrzał na Polona z podziwem. Niby wiedział, że Polon odpada jako ostatni na imprezach, ale nie spodziewał się w nim aż takich pokładów energii. Szybko dolał sobie napoju energetycznego do herbaty i wypił jednym haustem. Szturchnął współlokatora w umówiony sposób, dając tym samym sygnał że ma dość. Polon natychmiast dopił swoją herbatę.

– Cóż, było nam bardzo miło i z chęcią odwiedzimy panią jeszcze raz – powiedział – czy możemy przyjść pojutrze?

– Ależ oczywiście, zapraszam – powiedziała sąsiadka i uśmiechnęła się złowrogo. – Odprowadzę was do drzwi.

Radek dopiero za drzwiami poczuł się dobrze. Od teraz żadna noc przed egzaminem pełna zakuwania mnie nie przerazi, pomyślał. Spojrzał na Polona, wyglądającego na tryskającego energią.

– Jak ty to robisz? – zapytał współlokatora.

– Jak robię co? – nie zrozumiał Polon

– Jak udało ci się nie zemdleć, gdy mówiła o bolących stawach? Ja mam wrażenie, że wtedy mi się film urwał…

– No, wtedy było kiepsko. Ale przynajmniej poznaliśmy wroga i możemy rozpocząć działania wojenne.

– Masz jakiś pomysł? – Zapytał Radek. Białe myszki prowadziły go po schodach, a przygrywające im na akordeonach miniaturowe słonie skakały wesoło na pobliskim parapecie. Mam halucynogenną sąsiadkę, przebiegło mu przez myśl.

– Mam. Ale prześpij się najpierw, wyglądasz jakbyś miał zaraz paść ze zmęczenia.

Radek obudził się kompletnie zdezorientowany.

– Spałeś dwadzieścia godzin – poinformował go Polon.

– Co?

– Dwadzieścia godzin – powtórzył Polon i wstał z krzesła – ostro cię wymęczyła ta sąsiadka.

– Uch… ciężko było, to fakt. Jakim cudem udało ci się tak długo utrzymać na nogach? Ja myślałem że zaraz tam padnę.

– Przełączyłem się w tryb sesji.

– Kurde, przecież też mogłem tak zrobić… ale mniejsza o to. Jaki masz plan?

– Potrzebujemy dużo energii, więc musimy się najeść, wypić po kilka kaw i pójść do niej przełączeni w tryb sesji egzaminacyjnej.

– Jak długo możesz się uczyć w takim trybie?

– Ze cztery dni non stop, a ty?

– Też mniej więcej tyle. I to jest nasz genialny plan?

– Wiesz, czym się żywią sąsiadki?

Radek pokręcił głową.

– Wygląda na to, że sąsiadki żywią się energią. Więc niech się zapcha, zobaczymy co się stanie.

– Cóż – powiedział Radek – Lepszy taki plan niż żaden.

Przespali się kilka godzin, wypili kawy, usiedli naprzeciwko siebie i zaczęli powtarzać:

– Pojutrze egzamin… pojutrze egzamin…

– Radek, do cholery, z życiem! Musisz w to uwierzyć!

– Pojutrze egzamin… pojutrze egzamin… o cholera, pojutrze egzamin! – Zawył Radek i złapał za najbliższą książkę. Polon natychmiast mu ją wyrwał i z całej siły przywalił mu nią w głowę.

– Nie możemy się uczyć, póki nie pójdziemy na herbatkę!

– Racja… – wymamrotał Radek – herbatka…

Polon spojrzał na niego z niesmakiem. On się chyba regularnie uczy, pomyślał. Jego tryb sesji jest kompletnie niestabilny. Przymknął na chwilę oczy i jak je otworzył, był gotów. Wyszli na korytarz i zamknęli za sobą drzwi. Cóż, naszym atutem jest fakt, że Radek wygląda na łatwy cel, przeszło mu przez głowę.

Znaleźli się pod drzwiami i, oczywiście, zanim zdążyli zapukać sąsiadka pociągnęła za klamkę. Tym razem wejście do domu nie zrobiło na nich żadnego wrażenia, gadka o stawach wydawała się interesująca, a sąsiadka z czasem wyglądała na bardziej i bardziej zdesperowaną.

– Widzę, że teraz przysłali profesjonalistów – powiedziała w końcu mierząc ich złowrogim spojrzeniem – ale to i tak wam nie pomoże!

Jej twarz stężała, oczy zabłysły i zaczęła Pobór.

– Ta herbatka jest doprawdy doskonała, czy mogę prosić o jeszcze jedną? – zapytał uprzejmie Polon.

– A, tak. Herbatka. Już przynoszę. – oczy sąsiadki jarzyły się niczym węgle. Przynosząc dolewkę zwiększyła Pobór do granic swoich możliwości.

Okna otworzyły się gwałtownie, żarówki przygasły, herbatka wystygła (fakt ten studenci przyjęli z żalem),a mieszkanie ogarnął mrok. Widać było tylko żarzące się ślepia sąsiadki rosnące z każdą chwilą. Wokół bloku zaczęły spadać z nieba kompletnie wyczerpane ptaki, a ludzie w mieszkaniach padali na podłogę bez zmysłów. Radek dłubał w nosie. Gorejące ślepia spojrzały na niego, a on uśmiechnął się przepraszająco i wytarł rękę w kanapę. Tego było za wiele. Sąsiadka zawyła potępieńczo i zapadła się w sobie. Po chwili wyskoczyła z istnienia z cichym pyknieciem.

Mieszkanie zaczęło się zmieniać. Wszystko stało się przezroczyste, i meble, jeden po drugim, zaczęły się dematerializować. Studenci rzucili się biegiem do coraz mniej wyraźnych drzwi i w ostatniej chwili udało im się wybiec na klatkę schodową. Po chwili znane im, odrapane drzwi zniknęły i zostały zastąpione przez solidny kawałek muru.

– No Radek, udało się! – zaśmiał się Polon – Świetny miałeś pomysł na tę sąsiadkę!

– Pomysł? O co ci chodzi? – nie zrozumiał Radek.

Polon tylko machnął ręką.

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Sympatyczna humoreska na dobry początek dnia.

szczękając zębami - przywieźliśmy wczoraj -> ...zębami. - Przywieźliśmy...     I dalej podobnie.
Hmm.. docodzę do wniosku, że nie opanowałeś techniki dialogów, bo raz dobrze, a raz źle ;p

Lekkie i zabwne, fajne to Vademecum Studenta :D
Idę zrobić herbatkę.

Podzielam zdanie przedmówców. Bardzo, bardzo, bardzo przyjemny tekst!

Uwielbiam te opowiadania o Polonie i Radku. Cóż mogę powidzieć... chcemy jeszcze więcej! :)

oczywiście miało być "powiedzieć".

Dobre. Uśmiałem się.

Ech życie studencie, szkoda że mam to już za sobą :) Ja co prawda nie miałem problemu sąsiadki, ale rozumiem sytuację. Humor świetny :)

Nowa Fantastyka