- Opowiadanie: ARHIZ - Cena nieśmiertelności

Cena nieśmiertelności

Kosmiczny wąż twierdzi, że poświęci wszystko dla zdobycia nieśmiertelności, nie jest jednak świadom ceny, jakiej będzie oczekiwał od niego jego nauczyciel. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Cena nieśmiertelności

Przestrzeń kosmiczna była zimna i pusta, panowała niezmącona cisza. Dwie pradawne istoty mknęły przez bezkres przestrzeni międzygalaktycznej. Jedna przypominała złotego smoka, z oczami podobnymi do malachitów i licznymi kolcami niczym inne kamienie szlachetne. Druga kojarzyła się z wężem, którego fioletowe ciało wykonano z barwionego kryształu, a długie odstające łuski skrzyły się odcieniami różu, purpury i jasnego brązu.

– Przyjacielu, Nananara-ahammylosie – kryształowy wąż krążył wokół kompana – cieszę się, że zachciałeś mi towarzyszyć w mej podróży. Wiesz, jakie to dla mnie ważne.

– Hur-zatusie – odparł smok – jak wiesz, mam nieco wolnego czasu, postanowiłem go więc dla ciebie poświęcić.

– Naprawdę trudno o słabszy żart z ust wiecznego smoka, istoty, której nie ima się czas. – Wąż obrócił się wokół własnej osi.

– Ale czy właśnie to nie dodaje mu większego uroku?

Obie istoty, choć ogromne dla wielu rodzajów śmiertelników, choć potężniejsze niż bogowie niejednego panteonu, na tle zimnego, bezkresnego kosmosu zdawały się tylko nic nieznaczącymi pyłkami. Wokół nie działo się kompletnie nic, a jedynym znakiem sugerującym, że istnieje coś poza pustką, było nikła obecność oddalonych o lata świetlne gwiazd.

– Hur-zatusie, nie powiedziałeś mi jeszcze, dlaczego chcesz spotkać tę tajemniczą istotę, którą nazywasz mentorem. – Smok sunął w przestrzeni z łapami skrzyżowanymi na piersi. – Czy chcesz z nim rozmawiać o filozofii, jak czynisz to ze mną?

– Och nie, Nananara-ahammylosie. – Kryształowy wąż tworzył wokół smoka luźny całun, obracając się przy tym niczym ruchoma osłona. – Z nikim nie pragnę rozmawiać o filozofii bardziej niż z tobą. Moje pytanie ma raczej… przyziemny charakter.

Oba stworzenia w sensie fizycznym milczały, ich konwersacja przebiegała na poziomie telepatii, typowej formy komunikacji dla wyższych istot.

– Wciąż gryzie cię koniec świata, prawda?

– Wiesz, że nie lubię, kiedy sugerujesz, że czymś się martwię. Jako istota bliska wszechmocy mam wszystko pod kontrolą – obruszył się Hur-zatus.

– Przyjacielu, wiesz, że cię znam. Wiesz, że ja wiem, że choć potęgą przewyższasz niemal wszystko, co istnieje we wszechświecie, lękasz się jednej rzeczy.

Kryształowy wąż przestał się obracać.

– Hur-zatusie – kontynuował złoty smok – lękasz się końca świata. Przygotowujesz się na to od miliardów lat, ale jeszcze nigdy nie przeżyłeś początku nowego eonu. Choć możesz nazywać się nieśmiertelnym, choć możesz krążyć po wszechświecie, tworząc i niszcząc życie, jesteś świadom jednego. Że przyjdzie taki czas, gdy wszystko tutaj umrze, wytraci energię do ostatniej iskry, a później nastąpi wielka anihilacja, po której narodzi się nowy świat. I doskonale wiesz, że dopiero wtedy okaże się, czy właściwie przygotowałeś się na przetrwanie tego procesu. Dopiero kiedy to przeżyjesz, będziesz mógł się nazwać prawdziwie nieśmiertelnym.

– Och, jak łatwo jest ci mnie oceniać ze swojej wiecznej perspektywy. Z perspektywy kogoś, kto przez pierwsze kilka tysięcy eonów nie był nawet w stanie rozróżnić, kiedy się kończą, a kiedy zaczynają – w myślach Hur-zatusa pobrzmiewała nuta rozgoryczenia.

– Prawda, taka jest moja natura – odparł smok – ale właśnie, natura. Stan wieczności jest dla mnie oczywisty. Przemijająca, krucha materia, która otacza mnie tutaj, jawi mi się jako niepojęta i obca. Sam wiesz, że nie mogę się do niej przyzwyczaić pomimo tych wszystkich eonów, które tutaj spędziłem. Ty zaś jesteś, bez obrazy, stworzony z tej kruchej materii. Z tych małych, rozpadających się, wytracających energię molekuł. I choć zarządzasz nimi perfekcyjnie, choć trwasz niezmieniony przez milenia, w twojej naturze leży zmiana i degradacja. Pragniesz nieśmiertelności, jako przyjaciel wspieram cię całym sobą, ale nie wiesz co stanie się z tobą, kiedy ją osiągniesz, kiedy prawdziwie zmienisz swoją naturę na nieśmiertelną. Jaki będziesz za pięć eonów? Za tysiąc? Za miliard? Co zrobisz, kiedy okaże się, że możesz uczynić wszystko prócz jednego, prócz pozbawienia życia siebie samego?

– Proszę, nie wypominaj mi pochodzenia, przyjacielu – żachnął się Hur-zatus. – Może i proste molekuły stały za moim początkiem, ale jestem czymś więcej niż tylko zbitką energetycznych wiązań. Jestem Bogiem, moim przeznaczeniem jest parcie ku doskonałości. Ku wszechmocy, wszechwiedzy… ku wieczności i nieskończoności.

– Odważne słowa, przyjacielu – odparł smok – ale z tego co mówisz, ten, do którego się udajesz jest o wiele potężniejszy. Podobny do ciebie, zrodzony z kruchej materii, ale jednak wieczny. Pamiętam twoje podekscytowanie, kiedy dowiedziałeś się o jego istnieniu. Co jeśli okaże się, że może być tylko jeden wszechmocny, wszechwiedzący i wieczny Bóg?

– Ostateczna doskonałość to moje przeznaczenie i obowiązek. – Kryształowe ślepia węża rozbłysły. – Ktokolwiek stanie mi na drodze do celu, zostanie zgładzony!

– Obyś się nie zdziwił…

– Nie ma ceny, której nie zapłacę za doskonałość, przyjacielu. Chociaż gdyby kazano mi przestać z tobą konwersować, byłbym w poważnej rozterce.

– Pochlebiasz mi, Hur-zatusie.

– Jesteś jedną z nielicznych istot, która nie boi się ze mną przekomarzać, a nawet mnie drażnić.

– Jestem jedną z nielicznych istot, której nie możesz zabić. Ale chyba jest ktoś, kto drażni cię o wiele bardziej niż ja. Mam rację?

– Och, nie wspominaj mi nawet o nim. Oby śmierć cieplna go dopadła, niech zdycha w agonii przez milenia.

– Czy to aby na pewno postawa godna Boga?

– To Bóg ocenia co jest godne, a co nie. – Wąż obrócił się wokół własnej osi. – Nananara-ahammylosie, przyjacielu, dalej muszę podróżować sam. Dziękuję, że zaszczyciłeś mnie swoim towarzystwem.

– Uszanuję twój wybór, Hur-zatusie. Znasz trajektorię mojego lotu.

– Zobaczymy się niebawem.

Po tych słowa kryształowy wąż gwałtownie zmienił tor dryfu i pomknął w sobie znanym kierunku, smok kontynuował zaś swoją bierną podróż.

 

***

 

Kryształowy wąż dotarł w końcu do obłoku molekularnego, miejsca narodzin gwiazd. Nabierające mocy cząstki odbijały się w opalizujących, trójkątnych łuskach. Hur-zatus czuł, jak delikatna energia przyszłych ciał niebieskich muska jego pole magnetyczne. Po chwili wyczuł jednak coś jeszcze, kogoś jeszcze. Wąż nastroszył łuski, które rozjarzyły się wściekłą czerwienią.

– Wychodź! – zagrzmiał w telepatycznym komunikacie.

Z pobliskiego obłoku wyłonił się drugi wąż. Od czarnych łusek biła granatowa poświata.

– Znów się spotykamy, Hur-zatusie – zakomunikował przybysz.

– Obaj wiedzieliśmy, że to nieuniknione, Setehu – odparł Hur-zatus. – Kiedy ostatni raz cię widziałem, pierzchałeś przede mną niczym śmiertelnik.

– Owszem. – Drugi wąż przekręcił pogardliwie łeb. – Byłeś wtedy potężniejszy o dziesiątki rzędów wielkości. Ale teraz doskonale czujesz, tak jak ja, że jesteśmy sobie równi. A to znaczy, że ostatnimi czasy poczyniłem więcej postępów niż ty, Hur-zatusie.

– To znaczy tylko tyle, Setehu, że powinienem cię wtedy zmiażdżyć. Możesz to uznać za akt miłosierdzia z mojej strony.

– Nie widzę tam nic poza twoją krótkowzrocznością!

Czarny wąż nastroszył deltoidalne łuski, które rozjarzyły się teraz chłodnym turkusem. W odpowiedzi czerwony Hur-zatus rozświetlił się jeszcze bardziej, przyjmując barwy ostrej fuksji. Istoty zaczęły prężyć się i krążyć wokół siebie, analizując nawzajem swoje widma energetyczne i częstotliwości poziomów mocy. Trwało to krótko, sto czy dwieście lat według miary śmiertelników. Po tym czasie światło stworzeń zgasło, a łuski ułożyły się wzdłuż potężnych cielsk.

– Nasza potęga jest identyczna. Na tę chwilę walka jest bezcelowa – zakomunikowały jednomyślnie oba węże.

– Jedyna co nam pozostaje, to udać się na nauki razem – dodał Seteh.

– Z obrzydzeniem przyznaję ci rację – odparł Hur-zatus. – Doskonale wiemy, że żaden z nas nie puści drugiego samego, w obawie przez skradzeniem dodatkowego sekretu, który może pojawić się na naukach. Pójdziemy razem, by usłyszeć to samo w jednym czasie…

– A później wykorzystać to do zniszczenia cię! – Ostatnia myśl wybrzmiała jednocześnie od obu istot.

Węże ruszyły przed siebie, zanurzając się w naładowane energią obłoki. Podróżowały razem, tworząc podwójną helisę, dla nieobeznanego obserwatora mogły się wydawać przyjaciółmi. Po przemierzeniu obłoku istoty znieruchomiały. Choć przeżyły wiele, naprawdę wiele, ten widok napawał je zachwytem.

Kosmiczny krab lewitował w przestrzeni, otoczony tysiącami pasm świecącego, gwiezdnego pyłu. Jego oczy niosły w sobie światło tysięcy słońc, a mroczny karapaks przewyższał masą największą ze znanych wężom czarnych dziur. Nagromadzenie energii było tak wielkie, że krab załamywał czasoprzestrzeń, tworząc najróżniejsze artefakty, niepojęte dla śmiertelników, ale niezwykle urzekające i wzruszające dla kryształowych węży.

– Przyszliście do mnie po nauki.

Myśl kraba stała się na chwilę całym wszechświatem. Kryształowe węże poczuły, jak przenika każdą ich molekułę, każdy najsubtelniejszy potencjał energetyczny.

– Z chęcią odsłonię dla was to, czego poszukujecie – kontynuował krab. – Przeżyłem kilkaset eonów, koniec świata nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia. Jednak dla was w tej chwili byłby równoznaczny z anihilacją. Obaj macie potencjał, by wejść na wyższy poziom egzystencjonalny i stać się niepodatnymi na załamanie struktury wszechświata, ale na razie nie jesteście jeszcze gotowi na poświęcenie, które jest niezbędne dla waszej boskiej ewolucji. Nieśmiertelność ma swoją cenę, a wy nie jesteście w stanie jej zapłacić.

Urzeczenie i pokora ustąpiły ambicji. Sprowokowane węże nabrały odwagi, zaczęły wić się i stroszyć łuski.

– O wielki! – zaczął Hur-zatus. – Pochodzę ze świata wiecznych burz i przeładowań elektrycznych. Świata, gdzie niebo rozświetlało tysiąc słońc, a przeciążenia energetyczne były tak wielkie, że łuki naelektryzowanej plazmy tworzyły jeziora. Tam zrodził się mój lud. Stworzyliśmy wspaniałą cywilizację, której cuda były niepojęte dla przeciętnej istoty niższej. Jednak ja wiedziałem, że moją jedyną szansą jest zagłada moich braci. Uśmierciłem ich podstępem, by przejąć całą ich energię. Później pochłonąłem cały świat, który mnie zrodził, asymilując wszystkie jego cuda do czystej energii. To pozwoliło mi na opuszczenie mojej galaktyki i osiągnięcie podstaw boskości. Jestem bratobójcą i kanibalem, nie cofnę się przed niczym, by osiągnąć wszechmoc i nieśmiertelność.

– O wielki! –  Seteh wyskoczył przez przedmówcę. – Zrodziłem się samotnie podczas wybuchu supernowej, jednak to nie umniejsza mojej determinacji. Z czasem stałem się ważnym członkiem międzygalaktycznego sojuszu, którego byłem podporą. Moi sprzymierzeńcy i wasale darzyli mnie miłością tak wielką, że z czasem zaczęli mnie czcić jako boga. Jednak wiedziałem, że tym, co może zbliżyć mnie do prawdziwej boskości, jest czysta energia. Dlatego skazałem moich własnych wyznawców na śmierć. Zdradziłem wszystkich, nie pozostało mi już nic poza samotną drogą ku boskości.

Hur-zatus naprężył się, by kontynuować licytację, jednak nadchodząca fala mentalna kraba pozwoliła mu jedynie znieruchomieć.

– Czuję wasze emocje, waszą ambicję. – Myśli kraba ponownie zdawały się być całym wszechświatem. – Wasza zachłanność jest tak wielka, że niemal roznosi wasze piękne, kryształowe łuski. Sprawia, że drżą i jarzą się gniewem oraz błyskają nienawiścią. Przy waszym poziomie mocy myśl jest równoznaczna z istnieniem, jesteście w stanie kreować i niszczyć światy. Myślicie, że potrzebujecie więcej mocy, tymczasem blokada leży w waszym myśleniu. – Kosmiczny krab otworzył szczypce, które zaczęły bić nieopisywalnym blaskiem – A oto, jaka jest cena nieśmiertelności Tylko umysł wypełniony nieskończonym współczuciem jest w stanie osiągnąć swój pierwotny stan, stan doskonałości. Wtedy boska forma, którą tak bardzo chcecie osiągnąć, stanie się prostą konsekwencją, niemal skutkiem ubocznym.

Mentor rozjaśniał jeszcze bardziej, a jego szczypce rozwidliły się do ilości stu tysięcy. Wyglądał teraz jak nieopisywalny kosmiczny kwiat.

– Oto, co musicie zrobić. Wyzbyć się wszelkiej wrogości i traktować z miłującą dobrocią każdą istotę we wszechświecie. Wliczając w to was. Obdarz największego wroga najszczerszą miłością, a osiągniesz nieśmiertelność.

Nagle światło zniknęło. Nie było już wspaniałego kraba ani gwiezdnych obłoków. W przestrzeni kosmicznej dryfowały jedynie dwa półprzytomne kosmiczne węże, palone od środka przez wzajemną nienawiść, pozbawione sił przez utraconą nadzieję na zdobycie życiowego celu.

 

Koniec

Komentarze

ARHIZ witaj! Opowiadanie przypadło mi do gustu. Jest tu coś nowego i oryginalnego. A przesłanie jak najbardziej mądre i sprawiające, że tekst wartościowy. Warsztatowo niestety nic nie ocenię bo sam jestem noga.

 

Pozdrawiam.

 

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150, dzięki za komentarz. Pomyślałem, że trochę Theravady w kosmosie nie zaszkodzi ;) 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Cześć!

 

Podobało mi się :) i naprawę wciągnęło, choć nie ma tu za wiele akcji, a są głównie filozoficzne rozważania. Stworzyłeś ciekawe istoty i nadałeś im wyraziste charaktery. Morał jest dość prosty, ale agresja węży sprawia, że nie jest monotonnie. Bardziej pasowałby tu tag fantasy niż sci-fi. Moim zdaniem tekst zasługuje na bibliotekę, bo jest pomysłowy i dość dobrze napisany.

Mam parę sugestii technicznych, ale to drobnostki.

Przestrzeń kosmiczna była zimna i pusta, panowała niezmącona cisza. Dwie pradawne istoty mknęły przez bezkres międzygalaktycznej pustki.

Powtórzenie

Jedna przypominała złotego smoka, z oczami podobnymi do malachitów i licznymi kolcami niczym inne kamienie szlachetne.

To “inne” bym wyrzuciła.

– Naprawdę trudno o słabszy żart z ust wiecznego smoka, istoty, której nie ima się czas[+.] – wąż obrócił się wokół własnej osi.

Wąż

Obie istoty, choć ogromne dla wielu rodzajów śmiertelników, choć potężniejsze niż bogowie niejednego panteonu, na tle zimnego, bezkresnego kosmosu zdawały się tylko nic nieznaczącymi pyłkami.

To bym usunęła.

Z nikim nie pragnę rozmawiać o filozofii bardziej niż z tobą. Moje pytanie ma nieco bardziej… materialny charakter.

Powtórzenie

Pragniesz nieśmiertelności, jako przyjaciel wspieram cię całym sobą, ale nie wiesz[+,] co stanie się z tobą, kiedy ją osiągniesz, kiedy prawdziwie zmienisz swoją naturę na nieśmiertelną.

Jestem Bogiem, moim przeznaczeniem jest parcie ku doskonałości. Ku wszechmocy, wszechwiedzy… ku wieczności i nieskończoności.

“Bóg” zapisany wielką literą odnosi się do religii monoteistycznych, moim zdaniem bardziej pasowałby zapis małą literą.

– A później wykorzystać to do zniszczenia cię – ostatnia myśl wybrzmiała jednocześnie od obu istot.

Zapisałabym to wielka literą i z kropką na końcu wypowiedzi.

Kosmiczny krab lewitował w przestrzeni kosmicznej, otoczony tysiącami pasm świecącego, gwiezdnego pyłu.

Powtórzenie

Alicella, dziękuję za komentarz, cieszę się, że się podobało. Zawsze mam problem z wybraniem czy fantasy czy sci-fi… i zazwyczaj mnie poprawiają, że powinno być na odwrót. ;) Za kwestie techniczne wezmę się jutro, dziś odniosę się tylko do kwestii Boga. Imię Hur-zatus znaczy tyle co “Eheje-Aszer-Eheje”, według jego samego jest on jedynym prawdziwym Bogiem – stąd użycie wielkiej litery zwłaszcza, kiedy mówi sam o sobie. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Cześć, ARHIZ.

 

Z nikim nie pragnę rozmawiać o filozofii bardziej niż z tobą. Moje pytanie ma nieco bardziej… materialny charakter.

 

Słyszałeś może o materializmie? To obecnie dominujący pogląd filozoficzny.

 

Oba stworzenia w sensie fizycznym milczały, ich konwersacja przebiegała na poziomie telepatii, typowej formy komunikacji dla wyższych istot.

Nawet jeśli chciałyby pogadać paszczą, to miałyby pewien problem z dotarciem do odbiorcy. No, ale dobrze, że to zaznaczasz.

 

Po tych słowa kryształowy wąż gwałtownie zmienił tor dryfu i pomknął w sobie znanym kierunku, smok kontynuował zaś swój bierny dryf.

Wiesz, jak można zmienić kierunek poruszania się w kosmosie? Wiem, że to potężny wąż, ale tak czy siak nie wystarczy, że się przekręci.

 

Trwało to krótko, sto czy dwieście lat według miary śmiertelników.

Lat ziemskich, znaczy według ludzi?

 

 Nagromadzenie energii było tak wielkie, że krab załamywał czasoprzestrzeń, tworząc najróżniejsze artefakty, niepojęte dla śmiertelników, ale niezwykle urzekające i wzruszające dla kryształowych węży.

Co znaczy, że krab “załamywał czasoprzestrzeń”? Czy tworzył te artefakty ex nihilo?

 

Myśl kraba stała się na chwilę całym wszechświatem.

Mam rozumieć, że “wszechświat” był wiecznym “wszechświatem” z krabem w środku, ale na chwilę stał się myślą kraba?

 

Myśli kraba ponownie zdawały się być całym wszechświatem.

Zdawały się czy stawały się, bo to zasadnicza różnica.

 

Tylko umysł wypełniony nieskończonym współczuciem jest w stanie osiągnąć swój pierwotny stan, stan doskonałości.

Co to – pierwotny stan umysłu? Wiem, że się czepiam, ale bardzo chciałbym wiedzieć.

 

Wyzbyć się wszelkiej wrogości i traktować z miłującą dobrocią każdą istotę we wszechświecie.

A co, jeśli “miłująca dobroć” oznacza natychmiastową anihilację? Po co biedne, śmiertelne istotki mają się męczyć i cierpieć? Nie lepiej przyśpieszyć ich przeznaczenie? Z miłością, bez wrogości.

 

Masz trochę niezgrabności. Rzucił mi się w oczy brak kropki. Usunąłbym kilka moim zdaniem zbędnych zaimków. Ale w gruncie rzeczy to niezły tekst. Przydałoby się nad nim popracować, pracy nie ma dużo, ale tego typu kosmetyka, przynajmniej mnie, okropnie męczy. Mam nadzieję, że ktoś Ci pomoże.

Niestety nie rozumiem treści, znaczy raczej wiem, co się działo, ale nie wiem, o czym jest opowiadanie. Nie wiem, kim jest smok i czemu miał służyć – oprócz prezentacji postaci – pierwszy dialog. Dlaczego wąż nazywa siebie “Bogiem”? (Przeczytałem Twoje wytłumaczenie, ale ono mi się nie klei, bo czemu Bóg miałby pobierać nauki od ogromnego kraba? Przy okazji, smok wydaje mi się ciekawszą postacią, szkoda, że nagle znika). Mam kilka pytań: Czym są eony? Czy to Twój “wszechświat”, czy masz na myśli nasz? Jak myśl kraba mogła być “wszechświatem” z będącym w nim materialnym krabem, którego myśl była jednocześnie “wszechświatem”, a w tym “wszechświecie” był krab, którego myśl…

Jedyna myśl, którą potrafię wyciągnąć z tekstu, to: bądź dobry (cokolwiek to znaczy), a wtedy będziesz żył wiecznie. Przyznam, że gdzieś już to słyszałem.

Choć nie przepadam za filozoficznymi dysputami i wolę opowiadania z żywszą akcją, to muszę wyznać, że Cenę nieśmiertelności czytało się całkiem przyjemnie, a finał wybrzmiał należycie i zrozumiale.

 

– Ale czy wła­śnie to nie do­da­je mu do­dat­ko­we­go uroku? ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

było nikłe świa­tło od­da­lo­nych o lata świetl­ne gwiazd. ―> Jak wyżej.

 

je­stem czymś wię­cej niż tylko zbit­kiem ener­ge­tycz­nych wią­zań. ―> Zbitka jest rodzaju żeńskiego, więc: …je­stem czymś wię­cej niż tylko zbit­ką ener­ge­tycz­nych wią­zań.

 

– Nie ma ceny, któ­rej nie za­pła­cę dla do­sko­na­ło­ści, przy­ja­cie­lu. ―> – Nie ma ceny, któ­rej nie za­pła­cę za doskonałość, przy­ja­cie­lu.

Płacimy za coś, nie dla czegoś.

 

zmie­nił tor dryfu i po­mknął w sobie zna­nym kie­run­ku, smok kon­ty­nu­ował zaś swój bier­ny dryf. ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

– Wy­chodź! – Za­grzmiał w te­le­pa­tycz­nym ko­mu­ni­ka­cie. ―> – Wy­chodź! – za­grzmiał w te­le­pa­tycz­nym ko­mu­ni­ka­cie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się i klikam bibliotekę. Przede wszystkim za oryginalny pomysł i za bardzo ciekawe i solidnie wykreowane postacie.

Rozważania filozoficzne też na plus. Zakończenie ładnie pasuje do reszty.

Ja tylko jedną rzecz chciałem napisać. Ciekawy jest ten zabieg o telepatycznej rozmowie, ale wprowadziłbym to jakoś bardziej… hmmm… delikatnie, subtelnie?

Oba stworzenia w sensie fizycznym milczały, ich konwersacja przebiegała na poziomie telepatii, typowej formy komunikacji dla wyższych istot.

Zdaje mi się, że w którejś ze swoich książek Terry Pratchett opisał rozmowę drzew, a potem spuentował ją bardzo zabawnie.

 

Pozdrawiam serdecznie,

dantes

Nie jest łatwo napisać tekst, zawierający filozoficzne rozważania, który dobrze się czyta. Tobie się udało. Może za sprawą wyrazistych bohaterów, a może jasnego przesłania, w każdym bądź razie mi się :)

Klik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czy streszczenie w przedmowie jest niezbędne? Co prawda nie zdradza zakończenia, ale…

Barwny tekst, z rozmachem.

Rozmowa w pierwszej części mocno infodumpowa. Oba byty już to wszystko doskonale wiedzą, ale powtarzają na użytek czytelnika. Druga część ciekawsza. Końcówka mi się spodobała.

Babska logika rządzi!

Wymowa bardzo pozytywna, Jakoś tak mi się skojarzyło z Pratchetem i Kung Fu Pandą, może przez te zwierzęce nawiązania.

MImo, że mało pokazywania a dużo dialogów i opisywania, to czytało się dobrze.

Kliczka dam.

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Całkiem fajne. Największy plus za klimat, który trzymasz od początku, zresztą warsztatowo moim zdaniem stoi całkiem dobrze (po drodze złapałem 2 powtórzenia, jedno chyba z “elektrycznym”). Widać też, że masz wszystko przemyślane, kreacje postaci pasują pod fabułę, a zakończenie i przesłanie – choć może niezbyt zaskakujące, to na pewno ładnie spinają tekst.

Biblioteka zdecydowanie zasłużona.

Слава Україні!

Doskonale wiemy, że żaden z nas nie puści drugiego samego, w obawie przez skradzeniem dodatkowego sekretu, który może pojawić się na naukach, Pójdziemy razem, by usłyszeć to samo w jednym czasie…

Zamień przecinek na kropkę między tymi zdaniami.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Na wstępie dziękuję za przyjęcie do biblioteki. Wybaczcie, że odpisuję z poślizgiem. ;)

 

Alicella

Poprawiłem tekst zgodnie z Twoimi sugestiami. Mam tylko wątpliwości w zdaniu "Jedna przypominała złotego smoka, z oczami podobnymi do malachitów i licznymi kolcami niczym inne kamienie szlachetne." – usunięcie wyrazu "inne" sprawi, że zdanie będzie sugerować, że malachit nie jest kamieniem szlachetnym. Nie wiem jak, zareaguje na to międzynarodowa federacja kruszców i inne organizacje. ;)

"Obie istoty, choć ogromne dla wielu rodzajów śmiertelników, choć potężniejsze niż bogowie niejednego panteonu, na tle zimnego, bezkresnego kosmosu zdawały się tylko nic nieznaczącymi pyłkami." – tutaj chodziło mi o wskazanie dwóch parametrów, wielkości [Nananaraahammylos ma wysokość ok. 40 metrów, Hurzatus ciągnie cię na dobre 300] i potęgi [chodzi głównie o koncepcje bogów tworzone przez wspomnianych śmiertelników].

 

 

Palaio

 

Dzięki, że wpadłeś. ;)

Jasne, materializm to jedna z teorii filozoficznych, a gdy zabrnie się jeszcze w ten staroindyjski, dopiero robi się ciekawie. Faktycznie wyrażenie niegodne istoty nieśmiertelnej. Może "przyziemny"? Nadal nieco małostkowo, ale ciut lepiej. Co myślisz?

Gadanie paszczą rzeczywiście nie należy w kosmosie do najprostszych, zwłaszcza gdy nie dzieje się to dawno temu w odległej galaktyce. W ostateczności można samemu generować falę wraz z ośrodkiem. To byłoby ciekawe.

Potężne węże zmieniają dryf siłą woli. Założenie, nierozwinięte w tym tekście, jest takie, że myśl = energia = materia. Oczywiście chowam się tutaj za zasłoną niejasności i ograniczoności ludzkiego umysłu, działania tak potężnych istot to z naszej perspektywy często niewyjaśnialne cuda, choć dla samych istot są to proste sprawy.

"Lata według miary śmiertelników" – obawiam się, że Ayanańskich, tam rok jest nieco dłuższy niż u nas. ;) Nie widzę sensu dla tak krótkiego tekstu wprowadzać dodatkowych informacji tylko dlatego, by tam były. Dlatego postawiłem na bliżej nieokreślonych śmiertelników.

"Co znaczy, że krab “załamywał czasoprzestrzeń”? Czy tworzył te artefakty ex nihilo?" – zapewne łatwiej byłoby to wyjaśnić odpowiednio dobranym, telepatycznym strumieniem świadomości. Znaczy to, że w konsekwencji właściwości kraba odbiorca, czyli węże, mogły zarejestrować znaczne odstępstwa od czasoprzestrzeni, jaką postrzegają zazwyczaj. Czy krab tworzył artefakty ex nihilo? Na pewno powstawały w konsekwencji jego właściwości, trochę jak piana która powstaje, kiedy ktoś szybko płynie w wodzie. Nie nazwałbym więc tego "ex nihilo".

"Mam rozumieć, że “wszechświat” był wiecznym “wszechświatem” z krabem w środku, ale na chwilę stał się myślą kraba?" – Nie do końca, możliwe, że podchodzisz do mojego tekstu zbyt literalnie. Chodzi o perspektywę Hur-zatusa. Myśli kraba w pewnej chwili subiektywnie zaczęły być przez niego postrzegane jako wszystko, co istnieje, jedyne, co istnieje. Czyli krab sprawił, że świadoma percepcja Hur-zatusa została całkowicie skupiona na jego telepatycznym sygnale. Echo tego stanu pobrzmiewa czasem w stwierdzeniu "jest dla mnie całym światem", czyli to jest dla mnie najważniejsze, nie liczy się nic poza tym. Oczywiście u Hur-zatusa było to przeżycie o wiele bliższe dosłowności niż w przypadku np. zauroczenia u nastolatka. ;)

"Zdawały się czy stawały się, bo to zasadnicza różnica." – zdawały się dla Hur-zatusa, tak to percepował.

"Co to – pierwotny stan umysłu? Wiem, że się czepiam, ale bardzo chciałbym wiedzieć." – w filozofiach i religiach Dharmicznych pierwotny stan umysłu jest doskonały, wiecznie szczęśliwy, przepełniony miłującą dobrocią. Miłująca dobroć to stan, w którym życzy się każdej czującej istocie, by była szczęśliwa i wolna od cierpienia.

"A co, jeśli “miłująca dobroć” oznacza natychmiastową anihilację? Po co biedne, śmiertelne istotki mają się męczyć i cierpieć? Nie lepiej przyśpieszyć ich przeznaczenie? Z miłością, bez wrogości." – to jest dobre pytanie. Założenie jest takie, że każda istota może osiągnąć urzeczywistnienie, czyli stan wiecznej szczęśliwości niezależnej od warunków, w których się znajduje. Czyli więcej korzyści przyniesie pomaganie im w rozwoju niż zgładzenie ich. Dwa, że zakładając jeszcze istnienie reinkarnacji, zabicie ich nie pomoże w żaden sposób, a dodatkowo przyniesie więcej cierpienia. Ale tak, można wyobrazić sobie założenie, w którym anihilacja będzie najlepszym rozwiązaniem. Przykładowo sytuacja, kiedy: "życie to wieczne cierpienie [radość jest mniejsza niż ból], z którego nie można się wydostać inaczej, niż przez śmierć".

Eon to, według założenia, czas trwania jednego wszechświata. Czyli czas od powstania wszechświata, przez jego istnienie aż do jego zniszczenia [np. wskutek śmierci cieplnej]. Założenie jest takie, że światy są cykliczne. Podczas jednej z moich rozmów z profesorem Meissnerem, stwierdził, że takie odrodzenie się wszechświata byłoby możliwe w przypadku spotkania fotonu z falą grawitacyjną. Wiadomo, że nie jest to zaawansowana fizyka teoretyczna [musiałbym np. wykazać stosowne równania na popracie mojej tezy], ale dla mnie wystarczy. ;)

Trudno mi powiedzieć, czy akcja dzieje się w naszym świecie, czy może raczej w naszym świecie z mojej perspektywy. Motyw smoka Nananaraahammylosa poruszam dość często, cały "Upadek Pierwszych Świątyń" to historia opowiadana jego "oczami" ;) "Cena nieśmiertelności" to jeden z moich nielicznych tekstów, który ma wymowę religijną. Najpopularniejsze nurty dharmiczne to dzinizm, buddyzm czy joga w ujęciu Patańdzialego.

Gdy tworzyłem Hur-zatusa, czerpałem z koncepcji Boga Biblii i Koranu. Podczas lektury tych dzieł, raczej wbrew interpretacji wyznawców, Bóg jawił mi się nie tyle jako istota doskonała, co pragnąca się taką stać. To zaowocowało koncepcją nieco próżnego kosmicznego węża, którego celem życiowym jest stać się istotą wieczną, wszechwiedzącą i wszechmocną, ale jednocześnie ograniczonym "ziemskimi" problemami, jak egoizm, lęki, pragnienia, sympatie i antypatie, czyli to, co według wschodnich systemów filozoficznych stanowi przeszkodę w rozwoju duchowym i wyjściu poza cielesność [czyli także śmiertelność].

Mam nadzieję, że nie przynudziłem. ;)

 

Reg

Dobrze wiesz, że zawsze z niecierpliwością wyczekuję Twojego komentarza. Tym bardziej cieszę się, że tekst przypadł do gustu. :)

Sugerujesz, że zbitka też była kobietą?

 

katia72

Cieszę się, że się podobało. :)

 

dantes

Dzięki za komentarz. :) Masz rację, dość mało subtelnie i nikt raczej tak nie rozmawia. To tak, jakby ludzie podczas pogawędki mówili, że używają fal dźwiękowych. Chciałem jednak uniknąć niedomówień. :)

 

Irka_Luz

Dzięki! :)

 

wilk-zimowy

Nie mam pojęcia, było miejsce, to wpisałem. Może jakoś je zmodyfikować?

 

Finkla

Dobrze Cię widzieć. :) Tak to jest z kosmicznymi bytami, żeby sobie pogadać, trzeba najpierw powtórzyć te wszystkie banały dla śmiertelników. A może to taka ichnia gra wstępna? ;)

 

BasementKey

Dzięki. ;) Myślę, że bliżej będzie jednak do Kung Fu Pandy. ;)

 

Golodh

Dzięki. ;) Powtórzenia, powtórzenia. Jestem pewien, że ich wcześniej nie było. :)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

usunięcie wyrazu "inne" sprawi, że zdanie będzie sugerować, że malachit nie jest kamieniem szlachetnym.

Technicznie rzecz biorąc, to nie uznajemy malachitu za kamień szlachetny. Nie każdy minerał w ładnym kolorze jest szlachetny.

Babska logika rządzi!

Obszerna odpowiedź, przeczytałem, ale niestety już zdążyłem kompletnie zapomnieć, o czym było Twoje opowiadanie. Może, skoro się tak natrudziłeś, przeczytam je jeszcze raz, by sobie przypomnieć i szczerze odpowiem, czy wszystko mi wyjaśniłeś. I może uda mi się to zrobić wcześniej niż za pół roku. ;)

Choć z grubsza patrząc, wydaja mi się, że zaserwowałeś w swoim opowiadaniu taki misz-masz, który mnie przerósł. Jak pewnie zauważyłeś, mam prosty umysł.

Odniosę się tylko do tego fragmentu:

Eon to, według założenia, czas trwania jednego wszechświata. Czyli czas od powstania wszechświata, przez jego istnienie aż do jego zniszczenia [np. wskutek śmierci cieplnej]. Założenie jest takie, że światy są cykliczne. Podczas jednej z moich rozmów z profesorem Meissnerem, stwierdził, że takie odrodzenie się wszechświata byłoby możliwe w przypadku spotkania fotonu z falą grawitacyjną. Wiadomo, że nie jest to zaawansowana fizyka teoretyczna [musiałbym np. wykazać stosowne równania na popracie mojej tezy], ale dla mnie wystarczy. ;)

Dziś już wiem o teorii Rogera Penrose’a – Konforemna Kosmologia Cykliczna – która zakłada odradzanie się Wszechświata. I Penrose ma dla niej pewną podstawę teoretyczną, która sprowadza się do skracania nieskończoności (które, jak pewnie wiesz, są niefizyczne), ale nic mi nie wiadomo, by nowy eon (Penrose rzeczywiście używa tej nazwy zapożyczonej od gnostyków) następował w przypadku spotkania fotonu z falą grawitacyjną. Teoria zakłada, że w końcu we Wszechświecie zostaną tylko cząsteczki bez masy. I gdy zostaną tylko one, to czas, jako że nie ma względem czego go mierzyć, przestanie mieć znaczenie. I w tym momencie – uważa Penrose – zastosowanie będzie miała geometria konforemna, a że nie będzie już skali, to ten stan – zimny i rzadki – będzie równoważny stanowi gęstemu i gorącemu. No i nastąpi to, co nazywamy Wielkim Wybuchem.

Wiem też, że Krzysztof Meissner współpracuje z Penrosem i bardzo ciekawi mnie, co miał na myśli. Czy możesz mi to przybliżyć?

Nowa Fantastyka