- Opowiadanie: Nirred - Czarnokwiecie - Prolog

Czarnokwiecie - Prolog

Jest to nowy prolog do mojej książki. Wiem, że fragmenty nie cieszą się uznaniem, ale może tym razem zaryzykujecie?

Oceny

Czarnokwiecie - Prolog

Przez pustkę kosmosu mknęła uśpiona kometa. Z jej lodowo-skalistej, pokrytej licznymi kraterami powierzchni unosiły się obłoki gazu. Ich źródłem był powykręcany wytwór technobiologi, przypominający bezskrzydłą ważkę: biostatek, który urodził się gdzieś w odległym gnieździe-stoczni. Pożywiał się martwym, lodowym globem, uzupełniając zapasy deuteru. Dżety gazu pochodziły z dysz wylotowych na grzbiecie, którymi wypuszczał przefiltrowany zwykły wodór, zbędny dla skomplikowanego metabolizmu biostatku.

W okolicy przelatywała niewielkich rozmiarów asteroida. Biostatek zignorowałby nadlatujący kawał skały, gdyby nie duża prędkość i niebieskie światło ciągnące się za nim, wyraźna oznaka działania silnika jonowego. Biokręt skierował w stronę podejrzanego obiektu gigantyczne oko złożone; zobaczył potężny silnik, którego otaczały rozbudowane instalacje przemysłowe i masywne metalowe pokrywy silosów magazynowych.

Wydrążony kawał skały z doczepioną jednostką napędową figurował w kartotekach urzędu statystycznego Tahi jako statek transportowy AJT-241. Kursował zwykle pomiędzy kopalnią ametystu numer cztery, i główną stacją przeładunkową. Była to trasa uznawana za rutynową, pozbawioną większych zagrożeń, ale i tak czujne sztuczne inteligencje pokładowe transportowca przeczesywały otoczenie w poszukiwaniu problemów.

– Mamy coś na radarze, egonko – powiedziały programy nadzorujące czujniki.

– Niemożliwe. Za wcześnie, żeby… – kobieta urwała. – Skan aktywny! Silnik na jedną trzecią impulsu. Przygotować się na pełen impuls!

– Trwa identyfikacja celu…

Statek transportowy na tle gwiazd wydawał się nieruchomy, było to jednak tylko złudzenie. Wysoko wydajny silnik jonowy rozpędził AJT-241 do sporej prędkości, o wiele większej niż wynosił bezpieczny dla niej limit.

– Cel zidentyfikowany! Potwierdzono obecność zdziczałej biotechnologicznej jednostki. Trwa ustalanie gatunku…

– Silnik, pełen impuls! – rozkazała egonka.

– Gatunek ustalony: grabarz olbrzymi.

Zezwierzęcone sztuczne inteligencje pokładowe Grabarza uruchomiły skanery, żeby ocenić, czy cel wart jest ataku. Wiązki energetyczne bezproblemowo przeniknęły przez skalną skorupę asteroidowca, wniknęły do magazynów, i powróciły, niosąc ze sobą cenne informacje o ładunku.

Mechaniczny umysł biokrętu był idealną mieszaniną zwierzęcych instynktów i matematycznego geniuszu; nieludzki intelekt zawiadywał polaryzacją osłony rdzenia głównego, komponował skomplikowane algorytmy pól kontrolujących dysze napędowe oraz wykonywał szereg innych czynności wymagających niebywałych zdolności matematycznych. Niemniej jednak tym razem głód zwyciężył. W trzewiach jednostki uruchomiła się komora trawielnicza oraz układ wiwisekcyjny. W ułamku sekundy drapieżnik zdecydował, że ładunek jest więcej niż interesujący i przejęcie go jest sprawą priorytetową zarówno dla niego, jak i dojrzewających w nim larw. Oderwał się od skały; leciał z zawrotną szybkością, wygłodniały i dziki.

Musiał dogonić asteroidowca, ale ten uparcie oddalał się z rosnącą szybkością. Grabarz uznał, że pojedyncze trafienie w napęd sprawi, że jego ofiara straci możliwość ucieczki. Doskonale rozumiał też, że nie mógł pozwolić sobie na użycie najpotężniejszej broni, ponieważ mogłoby to zniszczyć cenny skarb.

Z boku drapieżnika wysunął się laser mikrofalowy. Zdziczałe sztuczne inteligencje obliczyły dokładną dawkę promieniowania potrzebną do wyłączenia napędu, pozostało tylko poczekać chwilkę, aż statek znajdzie się w zasięgu wiązki. Laser nie był zbyt dobrą bronią do walki w kosmosie, o wiele lepiej sprawdzały się kierowane pociski kinetyczne, lub wysokoenergetyczne emitery tachionowe; biokrent nie chciał jednak zamienić swojego celu w chmurę szczątków.

– Wykryto wzrost promieniowania w systemach uzbrojenia agresora – zameldowała sztuczna inteligencja asteroidowca. – Przygotować się na bezpośrednie trafienie…

Automat przerwał w połowie zdania.

– Ostrzeżenie! Sygnatura skoku nadświetlnego w zasięgu minuty świetlnej!

Nagle, znikąd pojawił się kolejny obiekt. Jego przybyciu towarzyszyło intensywne światło, które emitowała przestrzeń wokół jednostki – Ognie Szczecińskiego, wyraźna oznaka użycia napędu nadświetlnego. Wystarczyła chwila, by sztuczne inteligencie nacierającego na asteroidowca molocha oceniły, że nie miały szans z nowym uczestnikiem starcia; biokręt był bestią nieokiełznaną i dziką, a nie głupią, ponieważ dowodziły nim programy dalece przewyższające intelektem człowieka. Obrócił się i uruchomił silnik na pełnym impulsie, ale zabrakło kilku sekund.

Nowo przybyła jednostka wyglądała jak latające dzieło sztuki. Prosty, dyskowaty kadłub pokrywały misterne zdobienia i symbole. Szczególnie rzucał się w oczy motyw liścia paproci, ciągnący się wzdłuż śródokręcia i owijający się wokół zespołu ciężkich baterii plazmowych, które krótko po przybyciu otworzyły ogień.

– Bezpośrednie trafienie w biokręt! – zameldowała niemal radośnie sztuczna inteligencja asteroidowca. – Napęd wrogiej jednostki wyłączony… Kolejna salwa. Przygotować się na falę uderzeniową!

Transportowiec obrócił się, by szok termiczny nie spowodował poważnych uszkodzeń w delikatniejszych podzespołach asteroidowca. Eksplozja rdzenia energetycznego tak potężnej jednostki jak Grabarz mogła zamienić sekcje mieszkalno-kontrolne transportowca w żużel, zwłaszcza, jeśli doszło by do niej w niewielkiej odległości. 

Po chwili okazało się, że była to zbędna ostrożność. Biokręt nie eksplodował, jedynie bezwładnie unosił się w przestrzeni kosmicznej, starając się rozpaczliwie zatamować wycieki mechalimfy i powstrzymać wielonarządową niewydolność organizmu.

Tajemniczy gość tymczasem zbliżył się do asteroidowca, który rozpoczął procedurę hamowania.

– Rychło w czas – skomentowała dowodząca transportowcem kobieta. – Mają wyczucie, skubane…

W tym momencie asteroidowiec wyłączył urządzenie lokalizacyjne. Krótko potem zniknął z radarów Centrum Kontroli Lotów o godzinie 15:24. Nie odpowiadał na wezwania.

Raport o utracie kontaktu z AJT-241 trafił do Centrali Policyjnej Układu Tahi.

Koniec

Komentarze

Mniam mniam pyszne, czekam na danie główne

Hej,

 

przeczytałam, bo ostatnio trochę siedzę w klimatach sci-fi i open space. 

 

Na początek kilka kwestii technicznych. Uciekło parę przecinków, parę pojawiło się w złych miejscach.

 

Trochę tego za dużo:

Mechaniczny umysł biokrętu był idealną mieszaniną zwierzęcych instynktów i matematycznego geniuszu; jego nieludzki intelekt zawiadywał polaryzacją osłony rdzenia głównego, komponował skomplikowane algorytmy pól kontrolujących dysze napędowe, oraz wykonywał szereg innych czynności wymagających niebywałych zdolności matematycznych. Nie mniej jednak tym razem głód zwyciężył. W jego trzewiach uruchomiła się komora trawielnicza, oraz układ wiwisekcyjny. W ułamku sekundy drapieżnik zdecydował, że ładunek jest więcej niż interesujący i przejęcie go jest sprawą priorytetową zarówno dla niego, jak i dojrzewających w nim larw. Oderwał się od skały; leciał z zawrotną szybkością, wygłodniały i dziki.

Trzeba odmienić

Musiał dogonić asteroidowiec

Literówki

 

– Wykryto wzrost promieniowanie w systemach uzbrojenia agresora

Nowo przybyła jednostka wyglądał jak latające dzieło sztuki.

Można skreślić jego:

 

Jego prosty, dyskowaty kadłub pokrywały misterne zdobienia i symbole.

Powtórzenia + literówka w SI

 

Jego prosty, dyskowaty kadłub pokrywały misterne zdobienia i symbole. Szczególnie rzucał się w oczy motyw liścia paproci, ciągnący się wzdłuż kadłuba i owijający się wokół zespołu ciężkich baterii plazmowych, które krótko po przybyciu otworzyły ogień.

– Bezpośrednie trafienie w kadłub biokrętu! – zameldowała niemal radośnie sztuczna inteligecjia asteroidowca.

 

To prolog, więc trudno ocenić, nie czytało się źle, ale sci-fi jest specyficznym gatunkiem i dużo tutaj naukowych lub okołonaukowych terminów, więc przez to trudniej mi sobie wyobrazić, jak to wszystko wyglądało. Chętnie przeczytałabym dalszą część, aby zobaczyć, w jaką stronę pójdzie historia

Wielkie dzięki za wytknięcie powtórzeń!

Jeśli dobrze kojarzę tytuł to druga wersja wstępu. Spodobało mi się wprowadzenie zdziczałego biokrętu (biookrętu?) poprzednia była za długa i składała się z samych powtórzonych obrazów zagłady. Wczoraj w czasie snu biostatek zdradził mi że nie cierpi planetoid. Nie zawierają ani ciężkiej wody ani metanu o pokładach wodoru nie wspominając co innego komety, są pyszne.

Hej, Nirred!

 

Moją opinię znasz, to nie będę się powtarzać. Czytam teraz ten początek i jakoś mi się to nie zgadza.

Przez pustkę kosmosu mknęła planetoida. Z jej lodowo-skalistej, pokrytej licznymi kraterami powierzchni unosiły się gejzery gazu. Ich źródłem był powykręcany wytwór technobiologi, przypominający bezskrzydłą ważkę: biostatek, który urodził się gdzieś w odległym gnieździe-stoczni.

Czyli planetoida to jest ten lodowy glob, który pożera biostatek? Drugie zdanie jest mylące, bo to tak jakby ten gaz wydobywał się z powierzchni planetoidy, a potem się okazuje (chyba), że ze statku, który planetoidę wcina.

Słowo gejzer tu nie pasuje, może obłoki gazu.

 

I jeszcze łapanka po poprawkach fabularnych.

Biokręt skierował na nadlatujące ciało niebieskie gigantyczne oko złożone; zobaczył potężny silnik, którego otaczały rozbudowane instalacje przemysłowe i masywne metalowe pokrywy silosów magazynowych.

Skierował w stronę nadlatującego.

Statek to nie jest ciało niebieskie. Rozumiem, że chcesz pokazać, że biostatek jeszcze nie wie, że to asteroidowiec, ale to niepotrzebne zamieszanie.

– Mamy coś na radarze, egonko – powiedziały programy nadzorujące czujniki do dowodzącej statkiem kobiety.

Dziwacznie brzmi ta liczba mnoga. A dowodząca kobieta nie może być kapitanem? I lepiej ją przedstawić przy jej wypowiedzi, a nie wciskać tutaj.

komponował skomplikowane algorytmy pól kontrolujących dysze napędowe, oraz wykonywał szereg innych czynności wymagających niebywałych zdolności matematycznych.

Nie mniej jednak tym razem głód zwyciężył.

Niemniej

W trzewiach jednostki uruchomiła się komora trawielnicza, oraz układ wiwisekcyjny.

Trawienna? Zbędny przecinek.

Grabarz olbrzymi.

Jeśli to ma być gatunek, to zapis małą literą. A jeśli nazwa własna to “olbrzym” też wielką literą.

Wystarczyła chwila[+,] by sztuczne inteligencie nacierającego na asteroidowca molocha oceniły,

 Obrócił się, i uruchomił silnik na pełnym impulsie, ale zabrakło kilku sekund.

 zwłaszcza, jeśli doszło by do niej w bliskiej odległości.

Eksplozja rdzenia energetycznego tak potężnej jednostki jak Grabarz mogła zamienić sekcje mieszkalno-kontrolne transportowca w żużel, zwłaszcza, jeśli doszło by do niej w bliskiej odległości. 

doszłoby

Lepiej: niewielkiej odległości.

 Biokręt nie eksplodował, jedynie bezwładnie unosił się w przestrzenni kosmicznej,

przestrzeni

Nowa Fantastyka