- Opowiadanie: Caern - Na Marsie czekamy na wiosnę

Na Marsie czekamy na wiosnę

Dużo się w ko­smo­sie dzie­je, więc i mi się pióro omsknę­ło w tę oko­li­cę.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Na Marsie czekamy na wiosnę

1.

Obraz był nie­sta­bil­ny. Pik­se­le się mie­sza­ły, frag­men­ty kadru za­mie­ra­ły, cza­sem tra­ci­ły ostrość. Z dźwię­kiem pro­ble­mów nie było, z wy­jąt­kiem kilku krót­kich prze­ste­rów.

– Mars 2 jest w bu­do­wie. To bę­dzie pięk­ne osie­dle. Nie baza, a osie­dle. Ale nie będę na to tra­cić czasu. Wszyst­kie­go do­wiesz się od Goldy. Wiesz, że to może być moja ostat­nia wia­do­mość przed ko­niunk­cją, dla­te­go opo­wiem ci o czymś na­praw­dę waż­nym.

Alice Floyd ode­bra­ła na­gra­nie w swoim domu. Wpa­try­wa­ła się w uśmiech­nię­tą twarz sio­stry z za­ci­śnię­tym gar­dłem. Zda­wa­ła sobie spra­wę, że nad­cho­dzą­ce usta­wie­nie pla­net spo­wo­du­je prze­rwę w ko­mu­ni­ka­cji na kilka ty­go­dni i było to coś, co ją prze­ra­ża­ło. Kate była na Mar­sie od trzech lat i pod­czas po­przed­niej ko­niunk­cji nie wy­da­rzy­ło się nic złego. Mimo to Alice czuła nie­po­kój.

– Güner się wresz­cie ode mnie od­cze­pił – kon­ty­nu­owa­ła Kate. – Ja wiem, że to dobre, nie­miec­kie cia­cho. Tak, wiem, mi też się chce, też mam po­trze­by. A po­wiem ci, że czeka tam na jakąś szczę­ścia­rę praw­dzi­wa ma­czu­ga. Uwierz mi, wi­dzia­łam. – Alice za­nio­sła się śmie­chem. Z ulgą przy­ję­ła zmia­nę te­ma­tu na mniej do­nio­sły.

– Ale nie z nim, o nie. Myślę, że jakby mi to wsa­dził, to nie wiem, czy my­ślał­by o mnie, czy szu­kał­by lu­stra, żeby na sie­bie po­pa­trzeć.

Kate jesz­cze przez chwi­lę opo­wia­da­ła o za­le­tach po­ten­cjal­nych mar­sjań­skich ko­chan­ków. Potem płyn­nie prze­szła do omó­wie­nia krą­gło­ści ko­le­ża­nek z misji, szcze­gól­nie Anny Da­ma­szek, zgrab­nej pani astro­bio­log. Alice śmia­ła się szcze­rze, bo jej sio­stra miała praw­dzi­wy ta­lent ora­tor­ski.

– Nie­zły z cie­bie mówca – mruk­nę­ła Alice, wy­cie­ra­jąc łzy we­so­ło­ści. Kate była nie tylko ge­nial­nym in­ży­nie­rem. Cały świat ją uwiel­biał. Każde jej słowo dzien­ni­ka­rze spi­ja­li jak miód w na­dziei na oświe­ce­nie. Nawet po­li­ty­cy mię­kli pod wpły­wem cza­ro­dziej­skie­go uroku ge­nial­nej astro­naut­ki. I to wszyst­ko mimo głę­bo­ko skry­wa­ne­go smut­ku. Tak głę­bo­ko, że mi­strzo­wie ko­smicz­nej psy­cho­ana­li­zy nigdy się nie po­ła­pa­li, że Kate pa­ła­ła do świa­ta nie­na­wi­ścią. Tylko Alice znała praw­dę o sio­strze.

– Kiedy skoń­czy się ko­niunk­cja, u nas za­cznie się wio­sna – Kate mó­wi­ła dalej. – Tem­pe­ra­tu­ra około minus stu dwu­dzie­stu. Drżę z pod­nie­ce­nia – iro­nicz­nie pod­su­mo­wa­ła Kate. – No dobra, żar­to­wa­łam. Tym razem fak­tycz­nie nie mogę się do­cze­kać. Dużo się u nas wtedy zmie­ni. Cze­ka­my na wio­snę, pa­mię­tasz?

Alice pa­mię­ta­ła do­sko­na­le. “Cze­ka­jąc na wio­snę” w ję­zy­ku sióstr ozna­cza­ło praw­dzi­wą zmia­nę i to na lep­sze. Wspo­mnie­nia zwią­za­ne z tym zda­niem były trud­ne, nie­jed­no­znacz­ne i bo­le­sne, ale tchnę­ły na­dzie­ją i nie po­zwa­la­ły za­po­mnieć o sile ich sio­strza­nej mi­ło­ści.

– Czeka mnie mnó­stwo pracy, więc nie wiem, kiedy znowu znaj­dę chwi­lę, żeby się ode­zwać – pod­su­mo­wa­ła Kate. – Ta wio­sna bę­dzie bar­dzo długa.

Kate nie opa­no­wa­ła łez i wia­do­mość za­koń­czy­ła się rzew­nym po­że­gna­niem.

– Ko­cham cię – po­wie­dzia­ła Alice do czar­ne­go ekra­nu.

 

A.

Dzie­siąt­ka astro­nau­tów za­sia­dła w mesie. Ro­bo­ty za­ję­ły się przy­go­to­wa­niem po­sił­ku, a Kate uru­cho­mi­ła pro­jek­tor.

– Wszyst­ko idzie zgod­nie z pla­nem – oznaj­mi­ła, ro­biąc zbli­że­nie na plac bu­do­wy. – Teraz naj­trud­niej­sze za­da­nie to po­kry­cie za­da­sze­nia sta­łym dwu­tlen­kiem węgla. Mamy całą wio­snę, do­pó­ki tem­pe­ra­tu­ra się nie pod­nie­sie i lód nie za­cznie ga­zo­wać. Pro­po­nu­ję za­cząć od jutra. Võ Thị Ánh, czy je­steś go­to­wa?

– Pew­nie, że je­stem – za­pew­ni­ła wiet­nam­ska mi­strzy­ni ro­bo­ty­ki. – Kiedy wy się za­ba­wia­li­ście in­ter­ne­tem, ja zbu­do­wa­łam na­stęp­ne jed­nost­ki ro­bo­cze. Mo­że­my zwol­nić z mo­je­go ze­spo­łu Aide­na. Niech się zaj­mie ko­mu­ni­ka­cją z sa­te­li­ta­mi.

– Dobry po­mysł – uzna­ła Kate.

– Po­wiedz praw­dę Võ Thị – za­gad­nął Aiden. – Po pro­stu nie chcesz mnie u sie­bie.

– Oczy­wi­ście. Draż­ni mnie twoje śpie­wa­nie.

Przez salę prze­to­czył się ser­decz­ny śmiech. Wbrew po­zo­rom, Aiden śpie­wał bar­dzo ład­nie, ale zde­cy­do­wa­nie za czę­sto.

Usta­la­jąc szcze­gó­ły roz­bu­do­wy Marsa 2, Kate czuła się jak ka­pi­tan ża­glow­ca, który wła­śnie na­bie­rał wia­tru w żagle.

– Oprócz kwe­stii tech­nicz­nych, jaki bę­dzie na­stęp­ny krok? – za­py­tał Güner.

– Są­dzi­łam, że je­ste­śmy zgod­ni?

– Je­ste­śmy. Do­sze­dłem tylko do wnio­sku, że nie­waż­ne co zro­bi­my, nasza sy­tu­acja nie ule­gnie zmia­nie. Przed nami stoją cią­gle te same za­da­nia. I te same trud­no­ści.

– Zga­dza się. Mu­si­my zro­bić wszyst­ko, żeby do­sta­wa z Ziemi nie spóź­ni­ła się.

 

2.

Przed wej­ściem do gma­chu ISA cze­ka­li fo­to­re­por­te­rzy. Ostre świa­tła kamer ośle­pi­ły Alice, a wrza­wa cha­otycz­nych pytań ją ogłu­szy­ła. Do akcji wkro­czy­ła Golda Szewe, dy­rek­tor­ka agen­cji, któ­rej po­tęż­ny głos uci­szył roz­go­rącz­ko­wa­ne to­wa­rzy­stwo.

– Alice od­po­wie na kilka pytań, ale pro­szę po kolei. – Golda wska­za­ła pierw­szą dzien­ni­kar­kę.

– Pod­czas ostat­niej od­sło­ny pro­ce­su Red Ori­gin kon­tra ISA, przed­sta­wi­ciel kor­po­ra­cji po­wie­dział, że “Elon Musk prze­wra­ca się w gro­bie, a jego spu­ści­zna zo­sta­ła zbru­ka­na”. Co o tym są­dzisz?

– Sądzę, że to gruba prze­sa­da. Pry­wat­ni kon­trak­to­rzy muszą funk­cjo­no­wać w ści­słych ra­mach praw­nych. Nie można sobie po­zwo­lić na do­wol­ność w in­ter­pre­to­wa­niu prawa.

– Praw­ni­cy Red Ori­gin ar­gu­men­tu­ją, że funk­cjo­nu­je­my w prze­sta­rza­łym sys­te­mie praw­nym, który na­le­ży do­sto­so­wać do no­wych wa­run­ków. 

– W tym punk­cie się z nimi zga­dzam, ale kie­ru­nek ich ana­liz idzie w bar­dzo złą stro­nę. Za­rów­no ja, jak i ISA sto­imy na sta­no­wi­sku, że na Księ­ży­cu pra­cu­ją lu­dzie z Ziemi, w związ­ku z czym obo­wią­zu­je ich prawo stwo­rzo­ne na Ziemi i tylko takie ma moc wy­ko­naw­czą.

– A co bę­dzie, jeśli kie­dyś po­ja­wią się lu­dzie z Księ­ży­ca? Albo z Marsa?

Alice już nie raz sły­sza­ła ten ar­gu­ment i za każ­dym razem gry­zła się w język, żeby nie od­po­wie­dzieć opry­skli­wie.

– To ar­gu­ment po­pu­li­stycz­ny – po­wie­dzia­ła spo­koj­nie. – Wa­run­ki fi­zycz­ne ziem­skie­go sa­te­li­ty nie po­zwa­la­ją na uro­dze­nie ży­we­go czło­wie­ka, że o nor­mal­nym roz­wo­ju bio­lo­gicz­nym nie wspo­mnę. To tyle, co mia­łam do po­wie­dze­nia w tej kwe­stii. Pro­szę o na­stęp­ne py­ta­nie.

– In­ter­na­tio­nal Space Agen­cy za­po­wie­dzia­ło zmia­ny w skła­dzie pią­tej misji mar­sjań­skiej. Czy pla­nu­jesz do­łą­czyć do sio­stry?

– Nie. Nigdy nie chcia­łam le­cieć na Marsa. To Kate ma­rzy­ła, by pod­bić nowy świat, nie ja. Moim miej­scem jest sala są­do­wa, a moim ży­ciem prawo ko­smicz­ne. Dodam tylko, że dy­rek­tor­ka Szewe obie­ca­ła, że do­sta­nę wresz­cie więk­sze biuro.

– De­men­tu­ję – od­par­ła jak za­wsze po­waż­na Golda.

Dzien­ni­ka­rze za­re­ago­wa­li śmie­chem i na­tych­miast po­de­rwa­li się do walki o na­stęp­ne py­ta­nie. Szewe opa­no­wa­ła zgiełk i ogło­si­ła ko­niec wy­wia­du.

– Co my­ślisz o ruchu WFTS? – prze­bi­ło się py­ta­nie z tłumu.

– Po­wie­dzia­łam, że to ko­niec – za­grzmia­ła Szewe.

– Golda, za­cze­kaj. Chcia­ła­bym od­po­wie­dzieć. – Alice zwró­ci­ła się do dzien­ni­ka­rzy i po­cze­ka­ła, aż umilk­ną.

– Mówi się, że WFTS to ruch spo­łecz­ny, który do­ma­ga się uczci­we­go po­dzia­łu dóbr zdo­by­tych w ko­smo­sie, lecz to nie­praw­da. Lu­dzie, któ­rzy ata­ku­ją rzą­do­we ser­we­ry i sa­bo­tu­ją pracę na­ukow­ców, nie za­słu­gu­ją na miano spo­łecz­ni­ków. To anar­chi­ści opła­ce­ni przez kor­po­ra­cje za­in­te­re­so­wa­ne zbi­ja­niem ma­jąt­ku na do­brach po­zy­ska­nych w prze­strze­ni ko­smicz­nej.

Na tym roz­mo­wa się skoń­czy­ła. Mimo pro­te­stów dzien­ni­ka­rzy, Alice i Golda opu­ści­ły przed­sio­nek. Błoga cisza po­łknę­ła Alice, kiedy za­mknę­ły się drzwi do kan­ce­la­rii dy­rek­tor. Praw­nicz­ka z przy­jem­no­ścią wto­pi­ła się w mięk­kość fo­te­la.

– Co tam u Kate? – za­gad­nę­ła Szewa.

Alice zre­la­cjo­no­wa­ła temat ma­czu­gi nie­miec­kie­go astro­nau­ty i tyłka pol­skiej astro­bio­log. Golda się uśmia­ła, co zna­czy­ło, że spra­wa mu­sia­ła mieć po­ten­cjał ko­me­dio­wy.

– Skoro pier­do­ły mamy za sobą, przejdź­my do naj­waż­niej­sze­go – po­sta­no­wi­ła Golda. Alice wrę­czy­ła jej plik do­ku­men­tów i po­krót­ce omó­wi­ła prze­bieg spra­wy.

– Sama wi­dzisz, że utknie­my w tym baj­zlu na wieki – pod­su­mo­wa­ła. – Red Ori­gin upie­ra się, że może sprze­da­wać z po­mi­nię­ciem Trak­ta­tu o Prze­strze­ni Ko­smicz­nej. Opie­ra­ją się na ame­ry­kań­skiej Usta­wie o Ko­smo­sie z dwa ty­sią­ce pięt­na­ste­go. Pa­ra­no­ja.

– Wiesz, że mają sze­ro­ki po­słuch w Kon­gre­sie.

– Wiem, ale nie zmie­nia to faktu, że taka ar­gu­men­ta­cja jest wy­ssa­na z palca. Każdy kraj może sobie na­pi­sać wła­sne prawo i stwier­dzić, że na­le­ży do niego to, co wy­ko­pie w ko­smo­sie. To nie zna­czy, że tak być po­win­no.

– Mu­si­my trzy­mać się linii usta­lo­nej przez agen­cję.

– Wiesz, że mam wąt­pli­wo­ści.

– Prze­cież sama pra­co­wa­łaś nad sta­no­wi­skiem ISA.

– Ja tylko wy­gła­dzi­łam to, co na­rzu­ci­ły nam rządy. Ich kon­cep­cja jest rów­nież bar­dzo da­le­ka od ide­ału.

– Spra­wa z Red Ori­gin to jedno, ale po­zo­sta­je kwe­stia WFTS.

Alice po­now­nie wes­tchnę­ła. Dry­fu­jąc w kie­run­ku tak nie­ja­snych za­gad­nień, jej or­ga­nizm do­zna­wał re­ak­cji psy­cho­so­ma­tycz­nej. Mó­wiąc wprost, chcia­ło jej się rzy­gać.

– Pu­blicz­ne mó­wie­nie, że to na­jem­ni­cy kor­po­ra­cji nie przy­spo­rzy nam zwo­len­ni­ków.

– A co in­ne­go mam mówić?

– Alice, Kon­gres po­dej­mu­je de­cy­zje jak chce, ale kiedy na ulicy ro­śnie tłum, po­li­ty­kie­rzy za­czy­na­ją się mar­twić o na­stęp­ną ka­den­cję. Na tym po­le­ga siła ru­chów od­dol­nych, wiesz o tym do­sko­na­le.

Alice po­czu­ła się zru­ga­na i za­mil­kła.

– Nie mo­żesz pu­blicz­nie się tak wy­po­wia­dać. Czy ty wiesz, co już o nas piszą? – Golda włą­czy­ła od­po­wied­nie stro­ny i po­da­ła Alice ta­blet.

In­ter­net, a szcze­gól­nie so­cjal­me­dia ofe­ro­wa­ły wiele ar­ty­ku­łów, ale żad­nych kon­kre­tów. Nie wia­do­mo gdzie i kiedy po raz pierw­szy po­ja­wi­ły się memy zwią­za­ne z “wa­iting for the spring”. Naj­czę­ściej funk­cjo­no­wa­ły one pod po­sta­cią ide­ogra­mu, który łą­czył w sobie czte­ry li­te­ry wpi­sa­ne w wi­zu­ali­za­cję mar­sjań­skie­go globu. Co miał ruch wspól­ne­go z Mar­sem, tego nie wie­dział nikt, choć teo­rii spi­sko­wych po­wsta­ło mnó­stwo. Każda ko­lej­na była wy­myśl­niej­sza i każda ko­lej­na pre­zen­to­wa­ła pod­ło­że kul­tu­ro­we jej au­to­ra. Po­ja­wi­ło się wielu in­ter­ne­to­wych wiesz­czów, któ­rzy za po­mo­cą WFTS prze­po­wia­da­li ko­niec świa­ta, ko­niec cy­wi­li­za­cji za­cho­du, wscho­du, eu­ro­pej­skiej, arab­skiej, chrze­ści­jań­skiej, is­lam­skiej, bud­dyj­skiej, tech­nicz­nej i ogól­nie ziem­skiej. W roli czar­ne­go cha­rak­te­ru naj­czę­ściej ob­sa­dza­no ISA, która ja­wi­ła się spi­skow­com jako bez­dusz­na ma­chi­na, wy­sy­sa­ją­ca ka­pi­tał z za­an­ga­żo­wa­nych państw, nie dając nic w za­mian. Dy­rek­tor­kę agen­cji czę­sto ze­sta­wia­no z Bil­lem Ga­te­sem, który po­dob­no miał czi­po­wać ludzi w celu do­ko­na­nia de­po­pu­la­cji Ziemi.

– Co za bzdu­ry. – Alice miała dość. Jej co­dzien­no­ścią był kon­takt ze zna­mie­ni­ty­mi umy­sła­mi, z naj­lep­szy­mi tech­no­lo­gia­mi, lecz przede wszyst­kim jej co­dzien­no­ścią była wizja. Wizja ludz­ko­ści zdo­by­wa­ją­cej gwiaz­dy, ludz­ko­ści wzno­szą­cej się ponad ma­łost­ko­wość, prze­zwy­cię­ża­ją­cej po­dzia­ły w celu od­kry­wa­nia tego, co nie­zna­ne. Prze­glą­da­jąc od­mę­ty in­ter­ne­tu zo­ba­czy­ła an­ty­te­zę wszyst­kie­go, co sta­no­wi­ło dla niej ja­ką­kol­wiek war­tość. 

Nagle na ekra­nie wy­świe­tlił się ko­mu­ni­kat awa­ryj­ny ser­we­ra ISA. Na­stą­pił brak łącz­no­ści z sie­cią. Alice wy­ko­na­ła stan­dar­do­we kroki, czyli od­świe­ży­ła stro­nę, zre­star­to­wa­ła ta­blet, ale po po­now­nym włą­cze­niu stan apli­ka­cji się po­gor­szył. Za­mknę­ły się wszyst­kie pa­ne­le kon­tro­l­ne i okna sys­te­mo­we. Ekran przy­brał pia­sko­wą barwę, a na jego środ­ku po­ja­wi­ło się logo “wa­iting for the spring”. Nie trze­ba było długo cze­kać, zanim za­dzwo­nił te­le­fon. Golda ode­bra­ła i jej twarz na­bra­ła po­pie­la­tej barwy.

– Ser­we­ry ISA zo­stał za­ata­ko­wa­ne – po­in­for­mo­wa­ła. – Zrób bac­kup da­nych na ja­kimś no­śni­ku fi­zycz­nym.

 

B.

We­dług umow­ne­go ka­len­da­rza mar­sjań­skie­go pla­ne­ta zna­la­zła się punk­cie dłu­go­ści sło­necz­nej zero stop­ni i za­czę­ła się wio­sen­na rów­no­noc. Przed za­ło­gą Mars 1 roz­cią­ga­ła się per­spek­ty­wa około stu dzie­więć­dzie­się­ciu wio­sen­nych soli, zanim pla­ne­ta wej­dzie w punkt dzie­więć­dzie­się­ciu stop­ni, czyli prze­si­le­nia let­nie­go. 

Kate prze­peł­nia­ła ra­dość i ener­gia. Szyb­kim ru­chem opu­ści­ła śluzę i pew­nie sta­nę­ła na grun­cie. Już dawno przy­wy­kła do trzy­krot­nie mniej­szej gra­wi­ta­cji, ale nie­zmien­nie czuła się na po­wierzch­ni Marsa jak dziec­ko na placu zabaw.

Mila Da­qu­in cze­ka­ła przy lo­to­pla­nie.

– We­dług LST zaraz bę­dzie dwu­na­sta – po­in­for­mo­wa­ła.

– Po­czą­tek wio­sny – od­rze­kła Kate z uśmie­chem.

Astro­naut­ki wsia­dły do ka­bi­ny.

– Jest dobra po­go­da, do­trze­my na miej­sce szyb­ciej niż zwy­kle.

Sil­ni­ki star­to­we wznie­ci­ły gęstą ku­rza­wę, która prze­sło­ni­ła widok na bazę. Na wy­so­ko­ści trzy­stu me­trów kom­pu­ter zi­den­ty­fi­ko­wał naj­bar­dziej opty­mal­ne ci­śnie­nie, roz­ło­żył do­dat­ko­we skrzy­dła i uru­cho­mił wir­ni­ki. Po go­dzi­nie lotu zza wzgó­rza wy­ło­nił się nie­wiel­ki kra­ter. Nad­la­tu­jąc nad miskę im­pak­to­wą, Kate z za­do­wo­le­niem przyj­rza­ła się po­stę­po­wi prac. Po­tęż­ne wy­się­gni­ki dru­ka­rek kła­dły ostat­nie war­stwy za­da­sze­nia mo­du­łów miesz­kal­nych. Drob­ne fi­gur­ki ro­bo­tów krą­ży­ły mię­dzy okrą­gły­mi bry­ła­mi, jak mrów­ki. Niby cha­otycz­nie i bez celu, ale w rze­czy­wi­sto­ści pra­co­wa­ły z ma­te­ma­tycz­ną pre­cy­zją.

– Przy­znam ci się do cze­goś – za­gad­nę­ła Mila z pięk­nym, fran­cu­skim ak­cen­tem. – Nie są­dzi­łam, że to się uda.

– Cóż, osie­dle jest więk­sze, niż po­cząt­ko­wo za­kła­da­li­śmy, ale syn­te­za pi­rok­se­nów się spraw­dza.

Lo­to­plan mięk­ko osiadł na kle­pi­sku. Gdy astro­naut­ki wy­nu­rzy­ły się z brzu­cha po­jaz­du, Kate wzię­ła głę­bo­ki wdech, jakby od­dy­cha­ła mar­sjań­skim, a nie sprę­żo­nym w za­sob­ni­ku po­wie­trzem.

– A co u two­jej sio­stry?

– Zmaga się z Red Ori­gin.

– Jak my­ślisz, co zrobi?

– To, co uzna za słusz­ne.

– Po­stą­pi zgod­nie z pra­wem?

– Za­le­ży z któ­rym.

 

3.

Golda Szewe przy­je­cha­ła do Alice w to­wa­rzy­stwie pana w gar­ni­tu­rze. Dy­rek­tor­ka miała pod­krą­żo­ne oczy i wy­glą­da­ła, jakby od mie­sią­ca nie zmru­ży­ła oka.

– To agent Jaw­nes – po­wie­dzia­ła Golda. 

– Pani Floyd – za­czął agent i prze­kro­czył próg. – Mamy nakaz prze­szu­ka­nia po­sia­dło­ści i za­re­kwi­ro­wa­nia pry­wat­nych rze­czy pani sio­stry. – Za­sko­czo­na Alice nie zdą­ży­ła za­pro­te­sto­wać. Wci­śnię­to jej w rękę pa­pier i do środ­ka wlali się agen­ci w gu­mo­wych rę­ka­wi­cach. Alice oce­ni­ła, że nakaz był zgod­ny z pra­wem.

– Co się dzie­je? Czego oni szu­ka­ją?

Wy­ja­śnie­nie nie było po­cie­sza­ją­ce.

– Czy roz­po­zna­je pani męż­czy­znę z tych fo­to­gra­fii?

Alice przyj­rza­ła się wy­dru­kom. Zo­ba­czy­ła nie­zbyt przy­stoj­ną, lecz in­try­gu­ją­cą twarz o prze­ni­kli­wych oczach. Na dwóch fo­to­gra­fiach męż­czy­zna wy­stę­po­wał w to­wa­rzy­stwie Kate.

– Tak, to zna­jo­my ze stu­diów. Mateo. Nie pa­mię­tam na­zwi­ska.

– Sánchez – uzu­peł­nił Jaw­nes. – Kiedy ostat­ni raz miała pani z nim kon­takt?

– Dawno temu. Na po­grze­bie Ana­bel­le, jeśli do­brze pa­mię­tam.

– To była part­ner­ka pani sio­stry, tak? Śmierć w wy­ni­ku sa­mo­bój­stwa.

– Tak. Zo­sta­ła zgwał­co­na, a wi­no­waj­ca unie­win­nio­ny. Mo­że­cie mi wresz­cie wy­tłu­ma­czyć, o co tutaj cho­dzi? – Nerwy Alice wi­sia­ły na wło­sku. Draż­nił ją tu­mult, jaki czy­ni­li agen­ci, prze­szu­ku­jąc dom. Nie cho­dzi­ło nawet o ba­ła­gan, a ra­czej o na­tręt­ny dźwięk otwie­ra­nych i za­my­ka­nych sza­fek.

– Alice, pa­no­wie mają po­waż­ne pod­sta­wy – pod­ję­ła Szewe – by po­dej­rze­wać, że Mateo Sánchez jest od­po­wie­dzial­ny za atak na ISA. Praw­do­po­dob­nie jest zwią­za­ny z ru­chem WFTS.

– Był wie­lo­krot­nie ka­ra­ny za cy­ber­prze­stęp­stwa. Ba­da­my wszel­kie ślady jego dzia­łal­no­ści, dla­te­go je­ste­śmy tutaj.

– Co się wła­ści­wie stało?

Szewe głę­bo­ko wes­tchnę­ła. 

– Nie jest do­brze, Alice. Stra­ci­li­śmy al­go­ryt­my lotów za­ło­go­wych. Wszel­kie wy­li­cze­nia, plany tech­nicz­ne, wszyst­ko albo znik­nę­ło z bazy da­nych, albo zo­sta­ło za­szy­fro­wa­ne.

– Prze­cież bez tego nie wy­śle­cie pią­te­go skła­du.

Golda nie mu­sia­ła po­twier­dzać.

– Pani Floyd. Alice – po­wie­dział Jaw­nes. – W ostat­nim na­gra­niu twoja sio­stra użyła sfor­mu­ło­wa­nia “cze­ka­jąc na wio­snę”.

– Prze­glą­da­cie pry­wat­ne wia­do­mo­ści?

– W tej sy­tu­acji, ko­cha­na – wy­ja­śni­ła Golda.

– Z na­gra­nia wy­ni­ka, że ma to zwią­zek z ja­kimś wy­da­rze­niem z wa­szej prze­szło­ści – pod­jął Jaw­nes. – Pro­szę mi to wy­ja­śnić.

– Mó­wi­ły­śmy to sobie za­wsze, gdy dzia­ło się coś złego. Mia­ły­śmy po kil­ka­na­ście lat, czter­na­ście, pięt­na­ście. Nie mo­gły­śmy się do­cze­kać szes­nast­ki, a nasze uro­dzi­ny wy­pa­da­ją na wio­snę, pod sam ko­niec marca.

– Dla­cze­go?

– Bo wtedy, we­dług prawa, mo­gły­śmy wresz­cie za­de­cy­do­wać, co ze sobą zro­bić. A my chcia­ły­śmy jak naj­szyb­ciej opu­ścić dom dziec­ka. Stąd się to wzię­ło, “cze­ka­jąc na wio­snę”.

Sko­ja­rze­nie z ru­chem WFTS na­rzu­ca­ło się samo, szcze­gól­nie bio­rąc pod uwagę udział Kate w misji mar­sjań­skiej. Wszyst­ko to spo­wo­do­wa­ło, że coś dziw­ne­go drgnę­ło w pier­si Alice. Jakaś brzę­czą­ca stru­na po­łą­czy­ła głowę z ser­cem i żo­łąd­kiem, do­pro­wa­dza­jąc do roz­stro­ju cały or­ga­nizm. Zmia­na wątku nie po­mo­gła się opa­no­wać.

– Opo­wiedz mi o wa­szej dzia­łal­no­ści w Civil Ri­ghts Mo­ve­ment.

– Dzia­ła­ły­śmy w CRM razem przez całe stu­dia. Dla Kate miało to wy­miar głę­bo­ko oso­bi­sty. Zre­zy­gno­wa­ła do­pie­ro, gdy do­sta­ła się do pro­gra­mu NASA. Nie miała czasu na ak­tyw­ne dzia­ła­nie. Ja mia­łam prze­rwę, gdy za­szłam w ciążę, ale szyb­ko wró­ci­łam. Po­trze­bo­wa­li do­brych praw­ni­ków. Na pewno to wie­cie.

Alice za­uwa­ży­ła, że agen­ci wy­no­szą całe kar­to­ny, wy­pa­ko­wa­ne przed­mio­ta­mi sio­stry. Jaw­nes wy­chwy­cił spoj­rze­nie i szyb­ko wy­ja­śnił.

– Re­kwi­ru­je­my pry­wat­ne rze­czy Kate, szcze­gól­nie no­śni­ki da­nych i do­ku­men­ty. Wszyst­ko zo­sta­nie pod­da­ne ba­da­niu.

– Nawet bie­li­zna?

– Cho­dzi o bio­lo­gicz­ne ślady kon­tak­tów sek­su­al­nych.

– Zwa­rio­wa­li­ście?

– Pro­szę, Alice, nie de­ner­wuj się – uspo­ko­iła Golda. – To bar­dzo de­li­kat­na sy­tu­acja. Jeśli się okaże, że do­wód­ca misji mar­sjań­skiej miała po­wią­za­nia z grupą ter­ro­ry­stycz­ną, bę­dzie­my usma­że­ni.

– A co mogą nam zro­bić? ISA to agen­cja mię­dzy­na­ro­do­wa, pod­le­ga pod ONZ.

– Zna­cjo­na­li­zu­ją nas, zanim się zo­rien­tu­je­my, jak głę­bo­ko sie­dzi­my w ba­gnie.

– Na szczę­ście to nie jest takie pro­ste, ale niech ci bę­dzie. Ostrze­gam tylko, że nie po­zwo­lę oczer­niać Kate. Mam świa­do­mość, że to źle wy­glą­da, ale nie ma do­wo­du, że Kate jest cze­muś winna. Moja sio­stra jest całym ser­cem od­da­na misji, prze­cież wiesz, Golda. – Dy­rek­tor­ka przy­tak­nę­ła. – Jest naj­lep­sza z nas wszyst­kich. Bio­rąc pod uwagę, co prze­szły­śmy w dzie­ciń­stwie, jej życie mogło po­to­czyć się zu­peł­nie ina­czej. Ale ona, za­miast ćpa­nia, wy­bra­ła dzia­łal­ność spo­łecz­ną i naukę. Nawet kiedy by­ły­śmy pra­wie bez­dom­ne, nie opu­ści­ła ani jed­nej go­dzi­ny zajęć na stu­diach. Zresz­tą, gdyby na­praw­dę było w tym coś po­dej­rza­ne­go, to NASA nie wzię­ła­by jej do pro­gra­mu.

Jaw­nes wy­słu­chał Alice uważ­nie, ale minę miał nie­prze­nik­nio­ną. 

– Wtedy nie wie­dzie­li­śmy o po­wią­za­niach Kate z Sánche­zem.

– Po­wią­za­nia, to za dużo po­wie­dzia­ne. To był ko­le­ga ze stu­diów. Nie przy­po­mi­nam sobie, żeby Kate była z nim bli­sko.

– Całe szczę­ście – sko­men­to­wa­ła Szewe.

Jaw­nes łatwo nie od­pu­ścił. Do­py­ty­wał o różne szcze­gó­ły z prze­szło­ści. A to o jakąś im­pre­zę, a to o jakiś pro­test, a to o jakiś wy­jazd. Alice od­po­wia­da­ła szcze­rze, ni­cze­go nie kry­jąc.

– Bę­dzie­my cię po­trze­bo­wać – po­wie­dzia­ła na od­chod­ne Golda – jeśli się okaże, że Kate ma­cza­ła w tym palce. O ile Kon­gres nas nie za­mknie.

– Niech spró­bu­ją.

 

C.

Kate uwiel­bia­ła ak­cent Slobo. Mimo wielu lat spę­dzo­nych w Sta­nach, in­ży­nier nigdy nie po­zbył się ty­po­wo sło­wiań­skich zmięk­czeń. Niski głos w po­łą­cze­niu z dźwięcz­ny­mi gło­ska­mi dawał bar­dzo kon­tra­sto­wy efekt. Słu­cha­jąc Slobo, Kate wy­obra­ża­ła sobie armię ma­sze­ru­ją­cych szkie­le­tów, gra­ją­cych na ko­tłach i pisz­czał­kach.

– Mak­sy­mal­nie trzy­dzie­ści sześć osób, a i to przy za­ło­że­niu, że ogra­ni­czy­my po­wierzch­nię ła­dow­ną – oznaj­mił Slobo. Kate przy­gry­zła wargę.

– Jak bar­dzo nie­kom­for­to­we to bę­dzie?

– Bar­dzo. Przy­pad­ną dwa metry kwa­dra­to­we na osobę. Przez kilka mie­się­cy bę­dzie to trud­ne do znie­sie­nia. A po­trze­bu­je­my ich tutaj w pełni formy, szcze­gól­nie psy­chicz­nej. Su­ge­ro­wał­bym znacz­ne ogra­ni­cze­nie tej licz­by.

– Czego po­trze­ba, żeby jed­nak zmie­ścić tyle osób i za­pew­nić im mi­ni­mum kom­for­tu.

– Cudu. Jeśli mają wy­ru­szyć za rok, to nie ma moż­li­wo­ści. 

Kate nie wie­rzy­ła w cuda. 

– Chyba że prze­su­nie­my po­dróż na za trzy lata – po­wie­dzia­ła.

– Tak, to by roz­wią­za­ło pro­blem.

– Ale nie damy rady cze­kać tak długo.

Slobo nie sko­men­to­wał. Jako in­ży­nier do­sko­na­le zda­wał sobie spra­wę z za­gad­nień tech­no­lo­gicz­nych, a te jasno wska­zy­wa­ły braki ma­te­ria­ło­we i ko­niecz­ność do­sta­wy z Ziemi. Sie­dzą­cy obok Aiden wsłu­chi­wał się w roz­mo­wę.

– Przy­po­mnę tylko – dodał – że koń­czy się wy­mów­ka na mil­cze­nie. Za dwa dni ko­niunk­cja bę­dzie już za nami.

– Czyli mu­si­my się szyb­ko de­cy­do­wać.

Wy­li­cza­nie opty­mal­nej ilo­ści osób przy­po­mi­na­ło Kate bu­do­wa­nie zam­ków z pia­sku. Pró­bo­wa­ła stwo­rzyć ide­al­ny kształt, ale za­wsze coś się roz­sy­pa­ło. Jak to w życiu.

 

4.

Czas prze­le­wał się za oknem, lecz w domu jakby za­marł. Le­kar­stwem na wszech­ogar­nia­ją­cy stu­por oka­za­ło się że­glo­wa­nie na fali wspo­mnień. Alice uru­cho­mi­ła lap­to­pa i za­nu­rzy­ła się w archiwalne fol­de­ry. Gdy zna­la­zła na­gra­nie z cza­sów stu­denc­kich, po­czuł przy­pływ ener­gii. Na fil­mie po­ja­wi­ła się twarz Mateo Sánche­za w to­wa­rzy­stwie Kate i in­nych stu­den­tów. Alice była wtedy na trze­cim roku prawa a Kate astro­fi­zy­ki. Razem z dzia­ła­cza­mi Civil Ri­ghts Mo­ve­ment wy­je­cha­ły do Eu­ro­py. To rzad­kie wy­da­rze­nie miało miej­sce po śród­rocz­nych eg­za­mi­nach, a wy­jazd spon­so­ro­wa­ła or­ga­ni­za­cja. Kate miała prze­ma­wiać w Hisz­pa­nii na temat dzie­dzicz­nej nędzy i wy­klu­cze­nia osób bied­nych. 

Na­gra­nie po­cho­dzi­ło z wie­czor­nej im­pre­zy na an­da­lu­zyj­skiej plaży. Alice pa­mię­ta­ła tam­ten wie­czór do­sko­na­le, szcze­gól­nie że sama go na­gra­ła. Wpierw po­pro­wa­dzi­ła ka­me­rę wzdłuż linii ho­ry­zon­tu, gdzie w od­da­li ry­so­wał się wy­bla­kły kształt afry­kań­skie­go wy­brze­ża. Słoń­ce szyb­ko za­cho­dzi­ło, za­le­wa­jąc morze po­ma­rań­czo­wą po­świa­tą. Z pra­wej stro­ny mi­go­ta­ły świa­tła Gi­bral­ta­ru, lecz tło filmu zro­bi­ło się ciem­ne i nie­wy­raź­ne, po­nie­waż w pierw­szym pla­nie po­ja­wi­ły się drżą­ce pło­mie­nie świec. Oprócz nich na sto­li­ku pię­trzy­ły się puste bu­tel­ki i po­piel­nicz­ki wy­peł­nio­ne po brze­gi nie­do­pał­ka­mi. Stu­den­ci pod­nie­śli wrza­wę i po­ma­cha­li do ka­me­ry. Alice usły­sza­ła wła­sny śmiech.

Był to rok, w któ­rym Kate roz­po­czę­ła apli­ka­cję do pro­gra­mu ko­smicz­ne­go, a pierw­sze kursy przy­go­to­waw­cze już na nią cze­ka­ły. Tam­te­go wie­czo­ru wąt­kiem prze­wod­nim było prawo, a kon­kret­nie Trak­tat o Prze­strze­ni Ko­smicz­nej ONZ. W we­so­łej at­mos­fe­rze, na­pę­dza­nej hisz­pań­skim winem, stu­den­ci roz­trzą­sa­li hi­po­te­tycz­ne sce­na­riu­sze ko­lo­ni­za­cji in­nych pla­net i do­sto­so­wa­nia ziem­skie­go usta­wo­daw­stwa na po­trze­by osad­ni­ków. Mateo był tym, który spe­ku­lo­wał o moż­li­wo­ści funk­cjo­no­wa­nia ko­mer­cyj­nych przed­się­wzięć i sprze­da­ży mar­sjań­skich su­row­ców, na­to­miast Kate bar­dzo się tym po­my­słom sprze­ci­wia­ła. Do­wo­dzi­ła, że zgod­nie z pra­wem wszyst­kie pla­ne­ty są wy­łą­czo­ne nie tylko z ju­rys­dyk­cji państw na­ro­do­wych, ale też z ka­pi­ta­li­stycz­ne­go sza­leń­stwa Zie­mian. Alice za­cho­wa­ła wtedy zimną krew i roz­wa­ża­ła wła­sne po­my­sły na ure­gu­lo­wa­nia praw­ne.

To wspo­mnie­nie spo­wo­do­wa­ło, że roz­sy­pa­ne w cza­sie dro­bi­ny fak­tów po­łą­czy­ły się w ca­łość. Alice włą­czy­ła na­gry­wa­nie i za­czę­ła mówić. Słowa od­pa­la­ły z praw­nicz­ki, jak ko­lej­ne seg­men­ty ra­kie­ty.

– My­śla­łam, że prze­ma­wia­nie na forum ONZ było naj­bar­dziej stre­su­ją­cym do­zna­niem w życiu. My­li­łam się. Wi­dzisz, Kate, za­czy­nam wąt­pić we wszyst­ko, co wtedy po­wie­dzia­łam. Za­czy­nam otwie­rać oczy na praw­dę, któ­rej przez tyle lat nie mo­głam pojąć. I wiem, co chcesz zro­bić.

Umysł Alice pę­dził w prze­strzeń, po­wo­du­jąc ogrom­ne prze­cią­że­nie. Praw­nicz­ka do­ci­snę­ła pię­ści do skro­ni.

– Byli dziś u mnie agen­ci. Py­ta­li o cie­bie. I gdyby nie to, w życiu bym się nie do­my­śli­ła, co pla­nu­jesz. Roz­ma­wia­łam z nimi szcze­rze, ale nie po­wie­dzia­łam tego, o co nie za­py­ta­li. A ja prze­cież nie za­po­mnia­łam o ni­czym. Nie za­po­mnia­łam, co ci sie­dzi w gło­wie. Za­wsze wie­dzia­łam, że mia­łaś tę drugą stro­nę. Nie wtrą­ca­łam się, bo każda z nas po­trze­bo­wa­ła swo­je­go świa­ta. Nawet nie pró­bo­wa­łam ana­li­zo­wać. Pew­nie wtedy mia­łaś kon­takt z Mateo, praw­da? Kry­łaś się z tym, ale mu­sia­ło tak być, żeby za­cho­wać ta­jem­ni­cę.

Alice za­mil­kła na chwi­lę, żeby zro­bić kilka wde­chów.

– Kate, osza­la­łaś, wiesz o tym?

Plik po­fru­nął do in­ter­ko­mu ISA. Ze wzglę­du na krach ser­we­rów, nie­pręd­ko miał się za­mel­do­wać na Mar­sie.

– I co ja mam teraz zro­bić? – Alice za­py­ta­ła samą sie­bie.

 

D.

Czer­wień mar­sjań­skie­go nieba po­wo­li gasła, a na firmamencie roz­wi­nę­ły się wątłe, bla­do­sza­re smugi. Kate wpa­try­wa­ła się w linię ho­ry­zon­tu, nad którą le­ni­wie prze­su­wał się błysz­czą­cy kształt Pho­bo­sa.

– Spo­koj­nie – po­wie­dzia­ła do sie­bie astro­naut­ka – to jesz­cze nie ozna­cza po­raż­ki.

Ko­niunk­cja do­bie­gła końca i ser­we­ry bazy Mars 1 zalał stru­mień pli­ków. W ko­mu­ni­ka­cji zna­la­zło się miej­sce na pry­wat­ne wia­do­mo­ści dla za­ło­gi.

Kate od­two­rzy­ła na­gra­nie sio­stry sze­ścio­krot­nie. Za każ­dym razem nie mogła wyjść z po­dzi­wu, że Alice tak łatwo ją roz­pra­co­wa­ła. By­naj­mniej nie było to po­cie­sze­nie. Astro­naut­ka wy­tłu­ma­czy­ła sobie nie­zde­cy­do­wa­nie sio­stry chę­cią ukry­cia praw­dzi­wych in­ten­cji przed in­ny­mi, któ­rzy z pew­no­ścią obej­rze­li jej video.

Kom­pu­ter sko­ja­rzył nadaw­cę na­gra­nia z in­ny­mi pli­ka­mi i jako na­stęp­ny do od­two­rze­nia za­su­ge­ro­wał inny film, opi­sa­ny ta­giem “Alice Floyd”. Kate wes­tchnę­łą i włą­czy­ła od­twa­rza­nie.

Na ekra­nie wy­świe­tli­ła się pełna re­por­te­rów sala są­do­wa. Przed ławą sę­dziow­ską prze­ma­wiał ad­wo­kat Red Ori­gin, grzmiąc na temat nie­spra­wie­dli­we­go trak­to­wa­nia firmy przez In­ter­na­tio­nal Space Agen­cy.

– Trak­tat wy­raź­nie stwier­dza, że jego sy­gna­ta­riu­sze muszą uni­kać wy­rzą­dza­nia szko­dy innym son­dom lub bazom. Tym samym zakaz, który ISA pró­bu­je wpro­wa­dzić, stoi w opo­zy­cji do tre­ści trak­ta­tu. Ści­sła re­gla­men­ta­cja lotów wa­ha­dło­wych mię­dzy ba­za­mi księ­ży­co­wy­mi a Zie­mią i em­bar­go na pry­wat­ny wywóz su­row­ców, w dłuż­szej per­spek­ty­wie szko­dzi in­te­gral­no­ści na­sze­go przed­się­wzię­cia. Je­ste­śmy pry­wat­nym kon­sor­cjum, któ­re­go po­wo­dze­nie za­le­ży od sprze­da­ży wy­do­by­tych na księ­ży­cu ko­pa­lin. W tym kon­tek­ście szko­dzi to na­szej bazie, która musi mieć środ­ki, aby za­pew­nić bez­pie­czeń­stwo za­ło­dze, a także umoż­li­wić pro­wa­dze­nie dal­szych badań. Takie od­gór­ne na­rzu­ca­nie przez ISA li­mi­tów jest nie­zgod­ne z kon­sty­tu­cją i za­sa­da­mi wol­ne­go rynku.

Ka­me­ry uchwy­ci­ły ka­mien­ną twarz Alice Floyd. Praw­nicz­ka za­cho­wa­ła pro­fe­sjo­nal­ny spo­kój, lecz Kate znała sio­strę do­sko­na­le. Wie­dzia­ła, że w środ­ku Alice go­to­wa­ła się z obu­rze­nia.

Sę­dzio­wie wy­słu­cha­li mowy do końca i po­pro­si­li drugą stro­nę o za­bra­nie głosu.

– W wy­po­wie­dzi mo­je­go po­przed­ni­ka zna­la­zło się tyle błę­dów i pół­prawd, że sama nie wiem, od czego za­cząć. – Alice mó­wi­ła spo­koj­nie i rze­czo­wo, uważ­nie bu­du­jąc zda­nia. – Przede wszyst­kim Trak­tat zo­stał pod­pi­sa­ny przez rządy państw na­ro­do­wych, ale to nie one re­gu­lu­ją ruch mię­dzy Zie­mią a Księ­ży­cem. Chcia­ła­bym przy­po­mnieć, że to ISA za­rzą­dza księ­ży­co­wym ko­lo­nia­li­zmem z upo­waż­nie­nia ONZ. Agen­cja po­dej­mu­je de­cy­zje zgod­nie z in­te­re­sem całej ludz­ko­ści, któ­rej przed­sta­wi­cie­la­mi są rządy. A te nie mogą wy­ra­zić zgody, aby ich rynki za­la­ły tony ko­pa­lin o nie­zba­da­nej ja­ko­ści, które nie po­sia­da­ją od­po­wied­nich ate­stów. A Red Ori­gin upar­cie od­ma­wia pod­da­nia su­row­ców ba­da­niom, jak rów­nież, przy­po­mnę, ra­kie­ty firmy nadal nie zre­du­ko­wa­ły emi­sji sadzy i tlen­ku glinu. Nasi zle­ce­nio­daw­cy nie chcą, aby na ich teren do­sta­ły się su­row­ce o nie­okre­ślo­nej ja­ko­ści, które po­cho­dzą od do­staw­cy re­gu­lar­nie uchy­la­ją­ce­go się od prze­strze­ga­nia prawa. Jest to ważne rów­nież ze wzglę­du na wol­no­ryn­ko­we zwy­cza­je, które pan tak czę­sto pod­no­sił. Ceny, które ofe­ru­je­cie są po pro­stu po­dej­rza­nie ni­skie i stąd biorą się wąt­pli­wo­ści ISA, co do ja­ko­ści to­wa­ru.

W ko­lej­nym kroku Alice pod­da­ła w wąt­pli­wość za­sad­ność ca­łe­go pro­ce­su. We­dług uzna­nia ISA, w świe­tle za­pi­sów Trak­ta­tu o Prze­strze­ni Ko­smicz­nej, wszel­kie środ­ki wy­do­by­te na innym obiek­cie ko­smicz­nym po­win­ny być dys­try­bu­owa­ne pro­por­cjo­nal­nie do wkła­du sy­gna­ta­riu­szy aktu, a pła­ce­niem fir­mom pry­wat­nym, po­win­ny zająć się rządy od­po­wied­nie dla miej­sca za­re­je­stro­wa­nia firmy.

– “Dla dobra ludz­ko­ści” – za­cy­to­wa­ła Alice.

Kate z tru­dem obej­rza­ła dwu­go­dzin­ne na­gra­nie do końca. Słu­cha­jąc ar­gu­men­ta­cji kon­sor­cjum miała ocho­tę splu­nąć. Nie­ste­ty kon­cep­cja dru­giej stro­ny też nie na­le­ża­ła do krze­pią­cych. Kate wie­dzia­ła, że jej sio­stra nie była ar­chi­tek­tem sta­no­wi­ska ISA. Za­kła­da­ło ono więk­szą kon­tro­lę rzą­dów nad prze­pły­wem su­row­ców i tech­no­lo­gii mię­dzy cia­ła­mi nie­bie­ski­mi.

– To się już dzie­je – po­wie­dzia­ła Kate, gdy w mesie spo­tka­ła Milę. – Na Księ­ży­cu zaraz za­czną sta­wiać mury. Potem będą do sie­bie strze­lać. A potem przy­le­cą z tym gów­nem do nas.

 

5.

Przed gma­chem ISA pul­so­wał ko­lo­ro­wy tłum. Nad gło­wa­mi pro­te­stu­ją­cych ster­cza­ły trans­pa­ren­ty o tre­ści czę­sto nie­cen­zu­ral­nej, lecz za­wsze do­ty­czą­cej pa­zer­no­ści kor­po­ra­cji i rzą­dów. Lu­dzie krzy­cze­li “uwol­nić Księ­życ”, “równy po­dział”, “precz z ko­smicz­nym ka­pi­ta­li­zmem”, “precz z po­li­ty­ką”. Przy­naj­mniej jed­nych i dru­gich trak­tu­ją na równi, po­my­śla­ła Alice. Oczy­wi­ście wszyst­ko od­by­wa­ło się pod sztan­da­rem WFTS, któ­re­go lo­go­ty­py ozda­bia­ły więk­szość ba­ne­rów.

– Co oni mają z tą wio­sną?

– Jeśli do­brze się orien­tu­ję, to na Mar­sie wła­śnie się za­czę­ła – od­par­ła Fran. – Sym­bo­li­ka.

– Wio­sna to zmia­na, ro­zu­miem – za­sta­no­wi­ła się Alice – ale na Mar­sie na wio­snę nie rosną kwiat­ki. Chyba, że uznać za wio­sen­ną od­mia­nę mniej­szą in­ten­syw­ność burz py­ło­wych. Albo to, że lo­do­wy dwu­tle­nek węgla mniej pa­ru­je, bo jest zim­niej.

– Alice, daj spo­kój. Na­krę­casz się. Od­re­ago­wu­jesz salę są­do­wą.

– Czego oni chcą? Że­by­śmy prawo za­stą­pi­li anar­chią?

Py­ta­nia były re­to­rycz­ne. Więk­szość tych ludzi nie miała po­ję­cia o niu­an­sach sys­te­mów praw­nych ani kon­se­kwen­cjach zmian, ja­kich się do­ma­ga­li. Więk­szość była tu po to, żeby sobie po­krzy­czeć, wy­ła­do­wać złość, albo po­de­rwać dobrą par­tię na noc. Część ak­ty­wi­stów prze­wa­la­ła się przez ka­wiar­nię, w któ­rej Alice pró­bo­wa­ła po­roz­ma­wiać z przy­ja­ciół­ką.

– Cie­szę się, że się ode­zwa­łaś – po­wie­dzia­ła Fran, gdy na stole sta­nę­ła kawa. Praw­nicz­ka wresz­cie stra­ci­ła za­in­te­re­so­wa­nie pro­te­stem.

Z Fran znała się od lat, a ich przy­jaźń miała dra­ma­tycz­ny po­czą­tek. Córka Alice umar­ła na stole ope­ra­cyj­nym, a pię­tro niżej córka Fran po­trze­bo­wa­ła no­we­go serca. For­mal­no­ści za­ła­twio­no szyb­ko i mała Lisa do­sta­ła drugą szan­sę.

– Nie od­po­wie­dzia­łaś mi na maila.

– Ko­cha­na, prze­ce­niasz moje moż­li­wo­ści – stwier­dzi­ła Fran. – Je­stem pro­gra­mist­ką, two­rzę gier­ki na so­cjal­me­dia.

– Spró­buj – na­le­ga­ła Alice.

– Gdy­bym miała zga­dy­wać, to po­wie­dzia­ła­bym, że taka akcja wy­ma­ga­ła udzia­łu kogoś ze środ­ka. Na ile się orien­tu­ję, opro­gra­mo­wa­nie, które chro­ni sieć two­jej agen­cji, jest zmien­ne. Nie da się go od­szy­fro­wać i uzy­skać do­stę­pu, bo nawet jeśli ci się uda, to za pięć se­kund kod znowu się zmie­ni, a twoje do­stę­py znik­ną. Żeby za­trzy­mać ro­ta­cję, mu­sisz mieć klucz kwan­to­wy, czyli ko­nur­ba­cję czą­stek od­po­wied­nie­go kształ­tu.

– To ro­zu­miem. Co jesz­cze?

– Tylko osoba za­lo­go­wa­na bio­me­trycz­nie może wpro­wa­dzić zmia­ny w chmu­rze. Czyli po­trzeb­ny byłby ktoś, kto ma do­stęp do sieci i upraw­nie­nia do włą­cza­nia no­wych klien­tów. Taka osoba może wcią­gnąć ha­ke­ra poza ad­ap­tyw­ne ko­do­wa­nie fi­re­wal­la. Będąc w środ­ku można na­ro­bić praw­dzi­wych znisz­czeń.

– Mó­wisz mi, że nie­moż­li­we jest wła­ma­nie się do sieci ISA, a jed­nak ktoś tego do­ko­nał.

– Mó­wi­łam ci rów­nież, że prze­ce­niasz moje moż­li­wo­ści. Je­stem za cien­ka na takie hi­sto­rie.

– Cóż, przy­naj­mniej nie­któ­re spra­wy na­bie­ra­ją sensu.

Alice chcia­ła zadać ko­lej­ne py­ta­nie, lecz wszech­świat za­de­cy­do­wał o końcu po­ga­du­szek. Te­le­fon do­stał drga­wek w naj­mniej od­po­wied­nim mo­men­cie. Po­łą­cze­nia z agen­cji nie można było od­rzu­cić lekką ręką. Szcze­gól­nie w obec­nej sy­tu­acji.

W oku­la­rze wy­świe­tli­ła się Golda Szewe, któ­rej mina, nomen omen, była mar­so­wa.

– Alice, przy­kro mi to po­wie­dzieć, ale stra­ci­li­śmy kon­takt z Mar­sem.

– To chyba żadne za­sko­cze­nie, praw­da? Trwa prze­cież ko­niunk­cja.

– Ko­niunk­cja już się skoń­czy­ła. To jakiś nowy pro­blem.

Alice za­uwa­ży­ła, że klien­ci ka­wiar­ni wpa­tru­ją się w na­ścien­ny ekran, na któ­rym pre­zen­ter mówił coś nie­zwy­kle waż­ne­go. Obok jego zmar­twio­nej twa­rzy po­ja­wił się widok na Marsa, na­gra­ny przez sa­te­li­tę jesz­cze przed ko­niunk­cją. Na dol­nym pasku ani­mo­wał się napis “mar­sjań­ska baza za­mil­kła”.

– Po­czą­tek wio­sny na Mar­sie nie przy­niósł nowej na­dziei – pre­zen­ter fi­lo­zo­ficz­nie za­koń­czył re­la­cję.

Od­dech Alice przy­spie­szył, gdy wró­ci­ła do roz­mo­wy.

– Golda, mu­si­my po­roz­ma­wiać.

– Wy­bacz, ale nie mam teraz czasu. Pro­ble­my tech­nicz­ne są…

– Golda, to nie może cze­kać. Cho­dzi o Kate. Wiem, co się dzie­je.

Dy­rek­tor agen­cji znała Alice do­brze. Trud­no po­wie­dzieć, czy się przy­jaź­ni­ły czy nie, po­nie­waż Golda uni­ka­ła za­ży­ło­ści z pra­cow­ni­ka­mi. Alice była wy­jąt­kiem. Szewe lu­bi­ła jej to­wa­rzy­stwo, a przede wszyst­kim bez­gra­nicz­nie jej ufała, co sta­no­wi­ło praw­dzi­wy ewe­ne­ment. Dla­te­go sze­fo­wa nie miała wąt­pli­wo­ści, że jeśli praw­nicz­ka uzna­ła coś za nie­cier­pią­ce zwło­ki, to mu­sia­ło takie być.

 

E.

W sali kon­fe­ren­cyj­nej pa­no­wa­ła tro­chę na­pię­ta, a tro­chę pod­nio­sła at­mos­fe­ra. Astro­nau­ci wy­glą­da­li od­święt­nie, po­nie­waż po­zwo­li­li sobie na nad­pro­gra­mo­we pra­nie i prysz­ni­ce. At­ten­bo­ro­ugh, robot me­dial­ny, przy­go­to­wał oświe­tle­nie stołu i do­pa­so­wał usta­wie­nia ka­me­ry do za­re­je­stro­wa­nia oświad­cze­nia.

– Prze­wi­du­je­my jakiś mon­taż? – za­py­tał Aiden.

– Spró­buj­my bez – za­pro­po­no­wa­ła Mila – wyj­dzie na­tu­ral­nie.

– Też tak myślę – po­twier­dzi­ła Kate. – Mamy przy­go­to­wa­ne oświad­cze­nie, ale chcia­ła­bym, że­by­śmy mó­wi­li od serca. To, co na­praw­dę my­śli­my. Niech się potem na Ziemi mar­twią.

– Wszyst­ko go­to­we – rzekł robot. – Przy obec­nym usta­wie­niu pla­net, go­to­wy plik do­trze na Zie­mię w prze­cią­gu czter­na­stu minut.

– Graj­my – po­pro­si­ła Kate.

Dzie­siąt­ka astro­nau­tów za­sia­dła za sto­łem. At­ten­bo­ro­ugh podał ko­men­dy:

– Ka­me­ra po­szła, dźwięk łącz, akcja.

– Wi­taj­cie Zie­mia­nie – za­czę­ła Kate z uśmie­chem. – Pew­nie za­sta­na­wia­cie się, dla­cze­go oko­ło­mar­sjań­skie sa­te­li­ty za­mil­kły. Oszczę­dzę wam zmar­twień i po­wiem wprost. To nasza ro­bo­ta. Prze­ję­li­śmy kon­tro­lę nad wszyst­ki­mi urzą­dze­nia­mi, które or­bi­tu­ją wokół Marsa. Wszel­kie zro­bo­ty­zo­wa­ne urzą­dze­nia na po­wierzch­ni pla­ne­ty rów­nież są w na­szych rę­kach. Nie mu­si­cie się za­sta­na­wiać, jak nam się to udało, z tego też nie bę­dzie­my robić se­kre­tu. Pełną kon­tro­lę uzy­ska­li­śmy dzię­ki po­łą­cze­niu sił z programistami ruchu WFTS. Dzia­ła­ją z nami od lat i jesz­cze długo będą dzia­łać.

– Ziem­skie agen­cje wy­wia­dow­cze z pew­no­ścią do­sta­ły wła­śnie za­wa­łu – dodał Slobo – lecz chciał­bym po­pro­sić o roz­wa­gę. WFTS nie dzia­ła na ni­czy­ją szko­dę. Jest to ruch za­an­ga­żo­wa­ny w wiel­ką zmia­nę, jaką za­mie­rza­my wpro­wa­dzić.

– Na Czer­wo­nej Pla­ne­cie za­czę­ła się wio­sna – pod­ję­ła Anna Da­ma­szek. – Jest to ważne dla re­ali­za­cji na­sze­go planu. Wa­run­ki pa­nu­ją­ce obec­nie na Mar­sie po­zwo­lą nam szyb­ciej roz­bu­do­wać Mars 2, a or­bi­tal­ne po­ło­że­nie pla­net za­bez­pie­czy nas przed re­ak­cją ziem­skich rzą­dów. A do­my­ślam się, że bę­dzie ner­wo­wa.

– Ja sądzę, że bę­dzie naj­głup­sza z moż­li­wych – od­gadł Aiden.

Astro­nau­ci wy­mie­ni­li spoj­rze­nia, jakby szu­ka­jąc po­twier­dze­nia, że na­le­ży mówić dalej. Wi­dząc pa­nu­ją­cą zgodę, do­wód­ca bazy ogło­si­ła:

– De­kla­ru­je­my su­we­ren­ność wobec ziem­skich rzą­dów i przej­mu­je­my pełną kon­tro­lę nad pla­ne­tą Mars.

 

6.

Golda przy­ci­ska­ła dło­nie do pier­si. Miała pro­blem z od­dy­cha­niem i nie mogła prze­łknąć gę­stej śliny. Alice po­da­ła jej szklan­kę wody, a potem wy­ję­ła z biur­ka pacz­kę pa­pie­ro­sów, którą nie­le­gal­nie trzy­ma­ła na czar­ną go­dzi­nę. Szewe z wdzięcz­no­ścią przy­ję­ła jedno i dru­gie.

– Zro­bi­ła do­kład­nie tak, jak po­wie­dzia­łaś – wy­dy­sza­ła.

– Słu­chaj­my dalej – po­pro­si­ła Alice.

Świat za­marł, oglą­da­jąc twarz uśmiech­nię­tej Kate Floyd. Jej słowa jak zwy­kle omi­ja­ły ba­rie­ry nawet naj­bar­dziej gru­bo­skór­nych po­li­ty­ków, któ­rzy do­świad­cza­li wła­śnie prze­bu­dze­nia w nowym świe­cie. Astro­naut­ka wy­kła­da­ła wła­sną kon­cep­cję or­ga­ni­za­cji mar­sjań­skie­go osad­nic­twa.

– Odtąd nie je­ste­śmy już ko­lo­nią. Nie bę­dzie­my pod­le­gać żad­nej ziem­skiej or­ga­ni­za­cji pań­stwo­wej, ani pry­wat­nej. Re­zy­gnu­je­my z ziem­skich praw oby­wa­tel­skich. Nasza cy­wi­li­za­cja zo­sta­nie opar­ta na war­to­ści czło­wie­ka, a naszą wa­lu­tą bę­dzie nasz rozum. Naszą struk­tu­rę oprze­my na hie­rar­chii na­tu­ral­nej a le­gi­sla­cję na pod­sta­wo­wych pra­wach czło­wie­ka. Nic wię­cej nam nie po­trze­ba.

– Przej­dzie­my teraz do kon­kre­tów? – za­py­ta­ła Mila Da­qu­in.

– Tak – po­sta­no­wi­ła Kate. – Po pierw­sze. Pod­czas na­stęp­ne­go okna star­to­we­go wy­strze­li­my ra­kie­tę, na po­kła­dzie któ­rej na Zie­mię wróci trój­ka z nas. John Shui-bian, María Gόmez i Võ Thị Ánh po­sta­no­wi­li, że nie będą kon­ty­nu­ować misji w obec­nej sy­tu­acji.

– Ja tylko wy­ja­śnię, że zga­dzam się z po­stu­la­ta­mi ze­spo­łu – wy­ja­śni­ła María Gόmez – ale po­zo­sta­nie na Mar­sie ozna­cza­ło­by po­rzu­ce­nie ro­dzi­ny. 

– Myślę tak samo – do­da­ła Võ Thị Ánh.

– Ko­lej­na spra­wa – cią­gnę­ła Kate – to piąta misja, która za rok miała wy­ru­szyć na Marsa. Razem z tym na­gra­niem, ISA otrzy­ma­ła plany prze­bu­do­wy stat­ku oraz listę dwu­dzie­stu trzech osób, które po­win­ny do nas do­łą­czyć. Są to wy­se­lek­cjo­no­wa­ne przez nas osoby, które współ­pra­cu­ją z nami w celu re­ali­za­cji idei no­we­go osad­nic­twa mar­sjań­skie­go. Do­da­je­my także har­mo­no­gram przyj­mo­wa­nia osad­ni­ków w na­stęp­nych la­tach.

– W za­łącz­ni­kach znaj­du­ją się pro­po­zy­cje do­ku­men­tów, re­gu­lu­ją­cych wy­mia­nę han­dlo­wą i tech­no­lo­gicz­ną mię­dzy Zie­mią a Mar­sem – kon­ty­nu­ował Aiden La­vo­ie. – Przy­po­mnę tylko, że nie pod­le­ga­my już ziem­skim pra­wom, a do­ku­men­ty są uprzej­mo­ścią, aby­ście tam na Ziemi cał­kiem nie po­gu­bi­li się w nowej sy­tu­acji. Prze­wi­du­je­my rów­nież re­kom­pen­sa­tę dla rzą­dów za kosz­ty po­nie­sio­ne w do­tych­cza­so­wej re­ali­za­cji misji mar­sjań­skich.

Pa­łecz­kę prze­jął Rui Cheng.

– Mo­że­cie przy­jąć nasze sta­no­wi­sko, albo wejść na drogę kon­flik­tu. Je­ste­śmy na taką ewen­tu­al­ność przy­go­to­wa­ni. Wiemy, że po­sia­da­cie wszel­kie środ­ki, by nam za­gro­zić, lecz my kon­tro­lu­je­my wszyst­kie urzą­dze­nia nie tylko na Mar­sie, ale też na Księ­ży­cu.

– Księ­ży­co­wa in­fra­struk­tu­ra ISA jest na­szych rę­kach i w każ­dej chwi­li mo­że­my wszyst­ko wy­łą­czyć – za­gro­ził Güner Kro­mer. – My pro­po­nu­je­my współ­pra­cę, tym razem na­praw­dę dla dobra ludz­ko­ści, a nie dla dobra ko­lej­nych rzą­dów, czy kor­po­ra­cji.

– Re­pre­zen­tan­tem mar­sjań­skich osad­ni­ków usta­na­wia­my moją sio­strę, Alice Floyd – do­da­ła Kate. – Oczy­wi­ście jeśli zgo­dzi się pod­jąć tej funk­cji.

Na­gra­nie trwa­ło jesz­cze kilka minut, ale do Alice nic wię­cej nie do­cie­ra­ło. Oszo­ło­mio­na opu­ści­ła biuro i me­cha­nicz­nym kro­kiem po­szła do auta. Bez trudu zi­gno­ro­wa­ła zgro­ma­dzo­nych pod jej domem ga­piów i re­por­te­rów, któ­rzy w na­pię­ciu ocze­ki­wa­li jej de­cy­zji. Ak­ty­wi­ści WFTS wy­wie­si­li wiel­ki baner gło­szą­cy “do­łącz do nas”.

Na­stał czas kawy. Alice wy­cią­gnę­ła się na ka­na­pie i uru­cho­mi­ła na­ścien­ny mo­ni­tor. W rogu ekra­nu mi­ga­ła ikona in­tre­ko­mu ISA, in­for­mu­ją­ca o pry­wat­nej wia­do­mo­ści. Pierw­szą czę­ścią pliku było na­gra­nie z Hisz­pa­nii sprzed wielu lat. Tym razem to Kate była jego au­tor­ką. W ka­drze po­ja­wi­ła się roz­we­se­lo­na Alice.

– No, to rze­czy­wi­ście wy­my­śli­łaś. Wolna pla­ne­ta Mars. Jak ty to sobie wy­obra­żasz?

– Po pro­stu sobie wy­obra­żam – od­po­wie­dzia­ła Kate z roz­bra­ja­ją­cą pew­no­ścią sie­bie.

– To jest nie­re­al­ne.

Na­gra­nie zmie­ni­ło ko­lo­ry­sty­kę i w miej­scu an­da­lu­zyj­skiej plaży, po­ja­wi­ła się pry­wat­na kwa­te­ra w mar­sjań­skiej bazie.

– Nie będę nawet uda­wać, że wiem, co my­ślisz – wy­zna­ła Kate. Wy­glą­da­ła na pełną werwy i ener­gii. – Chcę tylko, żebyś wie­dzia­ła, że cię ko­cham. Od za­wsze byłam pewna, że chcę to zro­bić. Je­dy­ne, co stało na prze­szko­dzie, to świa­do­mość, że mogę cię nigdy wię­cej nie zo­ba­czyć. Ale muszę być wier­na sobie. Wiem, że to ro­zu­miesz. W razie czego w moim nowym domu jest miej­sce dla cie­bie. Może tym razem ty też to sobie wy­obra­zisz?

Ekran zgasł, a w sa­lo­nie zro­bi­ło się cicho. Od­gło­sy z ze­wnątrz nie prze­szka­dza­ły Alice, która przez lata wy­stą­pień pu­blicz­nych wy­kształ­ci­ła ochron­ną po­wło­kę na wrzesz­czą­ce tłumy.

– Może spró­bu­ję?

 

7.

Alice za­zwy­czaj uni­ka­ła pod­nio­słe­go tonu w prze­mó­wie­niach, lecz tym razem ubra­nie słów w od­święt­ne nuty wy­da­ło jej się wła­ści­we. Sto­jąc przed Zgro­ma­dze­niem Ogól­nym ONZ, zma­ga­ła się z in­ten­syw­ny­mi uczu­cia­mi. Od­po­wie­dzial­ność, jaką na sie­bie wzię­ła, była cięż­sza niż wszyst­ko, czego w życiu do­świad­czy­ła, a mimo to czuła się do­brze. Nie miała go­to­wych roz­wią­zań, nie znała wszyst­kich od­po­wie­dzi, ale chcia­ła je po­znać i dla­te­go zna­la­zła się w tym miej­scu.

– Dla­cze­go aku­rat teraz? Z punk­tu wi­dze­nia prawa, wio­sna na Mar­sie nie wnosi nic no­we­go, ale je­stem prze­ko­na­na, że moja sio­stra wy­bra­ła ten mo­ment nie­przy­pad­ko­wo. Wio­sna to w końcu sym­bol. Sym­bol no­we­go otwar­cia i nowej szan­sy. A czym­że jest prawo, jeśli nie zbio­rem sym­bo­li i pojęć, które po­rząd­ku­ją nasze życie? Sądzę, że wraz z wio­sną, przy­szła pora na nowe otwar­cie. Nie tylko w ko­lo­ni­za­cji ciał nie­bie­skich, ale też w my­śle­niu o na­szej cy­wi­li­za­cji. Spró­buj­my więc tej mar­sjań­skiej wio­sny i za­sta­nów­my się, co do­bre­go nam przy­nie­sie.

Koniec

Komentarze

Kate czuła się jak kapitan żaglowca, który właśnie nabierał wiatru w żagle.

No niby wiem, że to żaglowiec, a nie kapitan nabierał wiatru, ale się potknąłem :-)

ale kierunek ich analiz idzie w bardzo złym kierunku.

Okej, to fragment wypowiedzi, może tak miało być. Ale brzmi fatalnie.

 

Ale ogólnie czepiał się nie będę, bo rzecz napisana jest porządnie, a prosty styl skupia uwagę czytelnika na świecie i fabule, a nie pisarskich wodotryskach. To dobrze, bo rzucasz czytającego na dość głęboką wodę i każesz mu się odnaleźć w realiach opowiadania bardziej poprzez postacie i wydarzenia, niż przy pomocy infodumpowych fragmentów. Ale robisz to skutecznie – nie zgubiłem się, nie zamotałem, zastanawiając się o co do cholery chodzi, nie skanowałem tekstu. Ba, czytałam z zainteresowaniem. 

Bo i temat ciekawy; spojrzenie na początki kolonizacji Układu Słonecznego przez pryzmat prawno-polityczny wyszło nader oryginalnie. Ba, nie tylko labirynt suchych zasad i przepisów jest tu ważny, ale przede wszystkim uwikłani w niego bohaterowie, których konstrukcja aż prosi się o rozwinięcie w dłuższej formie. Nie będę starał się dyskutować o sensowności i szansach na powodzenie ogłaszania niepodległości Marsa, bo kończysz tekst w dobrym momencie – nie wiadomo, czy projekt ma polityczną przyszłość, czy to tylko próba stworzenia utopii przez garstkę oszołomów – rzecz jest otwarta. Pozostaje lekki niedosyt, bo opowiadanie ma potencjał, że się tak wyrażę, rozwinięciowy :-)

Nie twierdzę, że to kawał znakomitej literatury, ale z pewnością bardzo dobry tekst SF.

Pozdrawiam!

 

P.S.

Tytuł do bani. Po zapoznaniu się z tekstem jest sensowny, ale tytuł ma zwracać uwagę przed zajrzeniem do opowiadania. Obecny kojarzy się z WTF, OMFG, HWDP, przepraszam, CHWDP, czy jakimś innym idiotycznym skrótem i nie zachęca do lektury. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Caern z przyjemnością zagłębiłem się w stworzoną przez ciebie historię. Dobrze mi się to czytało. Dla mnie taki poziom dialogów i motywów jest nie do osiągnięcia dlatego chylę czoła. Fajne opowiadanie!

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Dużo się w kosmosie dzieje, więc i mi się pióro omsknęło w tę okolicę.

Istotnie, Caernie, w kosmosie dzieje się to i owo, więc cieszę się, że mogłam przeczytać Twoje opowiadanie, zwłaszcza że zostało napisane w sposób zajmujący, pozwalający śledzić wydarzenia i poczynania bohaterek z rosnącym zainteresowaniem. Podoba mi się, że o sprawach mających miejsce tak na Ziemi, jak i na Marsie, dowiaduję się dzięki kontaktom głównych bohaterek – sióstr, jak się domyślam, bliźniaczek, co sprawiło, że opowiadanie, od początku czytało się świetnie, a finał okazał się bardzo satysfakcjonujący.

 Wykonanie pozostawia nieco do życzenia i mam nadzieję, Caernie, że poprawisz usterki, bo chciałabym polecić opowiadanie do Biblioteki.

 

Z ulgą przy­ję­łą zmia­nę te­ma­tu… ―> Literówka.

 

mruk­nę­ła Alice, wy­cie­ra­jąc we­so­łe łzy. ―> Raczej: …mruk­nę­ła Alice, wy­cie­ra­jąc łzy wesołości.

 

że­by­śmy się wy­ro­bi­li, zanim tem­pe­ra­tu­ry się pod­nio­są. ―> Czy tam było kilka temperatur?

 

Usta­la­jąc szcze­gó­ły roz­bu­do­wy Mars 2… ―> Czy Mars 2 nie odmienia się?

 

że nie ważne co zro­bi­my… ―> …że nieważne co zro­bi­my

 

ale kie­ru­nek ich ana­liz idzie w bar­dzo złym kie­run­ku. ―> A może: …ale kie­ru­nek ich ana­liz idzie w bar­dzo złą stronę.

 

lecz to nie praw­da. ―> …lecz to niepraw­da.

 

– Wiesz, że mają sze­ro­ki po­słuch w kon­gre­sie. ―> Jeśli mowa o parlamencie, to: – Wiesz, że mają sze­ro­ki po­słuch w Kon­gre­sie.

Ten błąd pojawia się także w dalszym ciągu opowiadania.

 

ludz­ko­ści wzno­szą­cej się ponad ma­łost­ko­wość, prze­cho­dzą­cej do po­rząd­ku dzien­ne­go ponad po­dzia­ła­mi… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Alice wy­ko­na­łą stan­dar­do­we kroki… ―> Literówka.

 

Nie trze­ba było długo cze­kać, zanim za­dzwo­nił te­le­fon. v Nie trze­ba było długo cze­kać, aby za­dzwo­nił te­le­fon.

 

Drob­ne fi­gru­ki ro­bo­tów krą­ży­ły… ―> Literówka.

 

– Opo­wiedz mi wa­szej dzia­łal­no­ści… ―> Pewnie miało być: – Opo­wiedz mi o wa­szej dzia­łal­no­ści

 

Przy­pad­nie dwa metry kwa­dra­to­we na osobę. ―> Przy­pad­ną dwa metry kwa­dra­to­we na osobę.

 

przy­po­mi­na­ło Alice bu­do­wa­nie babek z pia­sku. ―> Skąd tam wzięła się Alice? Babek z piasku nie buduje się, babki się robi/ lepi.

A może miało być: …przy­po­mi­na­ło Kate bu­do­wa­nie zamków z pia­sku.

 

Słowa od­pa­la­ły z praw­nicz­ki, jak ko­lej­ne seg­men­ty ra­kie­ty. ―> Ktoś może odpalić komuś, odpowiadając ostro i stanowczo, ale słowa nie mogą odpalać z kogoś. Wydaje mi się też, że człony rakiety odrywają się/ odpadają od niej, a nie odpalają.

 

Ze wzglę­du krach ser­we­rów… ―> Pewnie miało być: Ze wzglę­du na krach ser­we­rów

 

Agen­cja po­dej­mu­je de­cy­zje zgod­nie z in­te­re­sem całej ludz­ko­ści, któ­rych przed­sta­wi­cie­la­mi są rządy. ―> Agen­cja po­dej­mu­je de­cy­zje zgod­nie z in­te­re­sem całej ludz­ko­ści, któ­rej przed­sta­wi­cie­la­mi są rządy.

 

Cięż­ko po­wie­dzieć, czy się przy­jaź­ni­ły… ―> Trudno po­wie­dzieć, czy się przy­jaź­ni­ły

 

W sali kon­fe­ren­cyj­nej pa­no­wa­ła tro­chę na­pię­ta, a tro­chę do­nio­sła at­mos­fe­ra. ―> Chyba miało być: W sali kon­fe­ren­cyj­nej pa­no­wa­ła tro­chę na­pię­ta, a tro­chę podniosła at­mos­fe­ra.

Za SJP PWN: doniosły «mający wielkie znaczenie, odgrywający istotną rolę» podniosły «pełen powagi, dostojeństwa»

 

– Cie­szę się, że mo­że­my znowu się ko­mu­ni­ko­wać. Pew­nie za­sta­na­wia­cie się, co się stało… ―> Lekka siękoza.

 

– Na Czer­wo­nej Pla­ne­cie za­czę­łą się wio­sna… ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

thargone – cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Sądzę, że na temat technicznych aspektów kolonizacji Marsa napisano już wszystko, co się dało. Wątek prawny tego przedsięwzięcia pozostaje w tyle i mam na myśli stan faktyczny dzisiejszego prawa międzynarodowego. Większość aktów prawnych pisano w czasach, kiedy nikt nie brał na poważnie przejścia eksploracji kosmosu w ręce prywaciarzy. Nie chciałem w to również mieszać zielonych ludków (które na pewno gdzieś tam się chowają, tylko nie chcą się ludziom pokazać) i stąd koncepcja.

Co do tytułu – przyznaję bez bicia – zmagałem się z tym długo, sam nie jestem zadowolony i nadal się nad tym zastanawiam.

dawidiq150 – dzięki za dobre słowo. Być może łatwiej mi było osiągnąć satysfakcjonujący poziom dialogów i całego tekstu, ponieważ pisałem o czymś, co mnie naprawdę interesuje.

regulatorzy – historia sióstr w pierwotnej wersji tekstu była rozwinięta o jeszcze jeden wątek – eksperymentalny. Podobnie jak bracia Scott i Mark Kelly w 2016 byli obiektem badań porównawczych, tak też Alice i Kate miały również pełnić taką rolę. W końcu jednak zrezygnowałem z tego pomysłu, bo trochę mi on rozmywał relację między dziewczynami.

Dzięki za wynalezienie błędów. Dopracowałem punkty, na które zwróciłaś uwagę. Jednego tylko nie zrobiłem, mianowicie:

Słowa odpalały z prawniczki, jak kolejne segmenty rakiety.

mam z tym kłopot i nie jestem pewien, co z tym zrobić. Muszę się zastanowić. Tak czy siak, dzięki serdeczne za pomoc i cieszę się niezmiernie, że tekst Ci się podobał.

XXI century is a fucking failure!

Caernie, dziękuję za dodatkową informację o siostrach. Myślę, że dodanie tego wątku nie zaszkodziłoby historii, ale też nie uważam, żeby bez niego opowiadanie było uboższe. Mam wrażenie, że zdecydowałeś się na wariant optymalny.

 

Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne, a skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. :)

 

Z rzeczonym zdaniem faktycznie jest kłopot, bo zdaje mi się, że zależało Ci na na porównaniu słów do członów rakiety, ale nie ukrywam, że i ja nie wiem, jak to ugryźć. Przychodzi mi do głowy tylko dość oklepane porównanie, które chyba Ci się nie spodoba: Słowa padały szybko, jak wystrzeliwane z karabinu maszynowego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Opowiadanie jest dobrze napisane, a problem rywalizowania o surowce i niezależność w skali międzyplanetarnej ciekawy. Niestety, fabuła mnie nie wciągnęła, bo miałam wrażenie, że czytam tylko uzasadnienia do stanowisk obydwu stron konfliktu, zabrakło akcji. Myślę, że na mój odbiór wpłynęła też kreacja relacji między siostrami, która jest zbyt wyidealizowana. Do tego wzmianka od domu dziecka odbiera bohaterkom oryginalność, przypisując je do bardzo oklepanego schematu. 

Mam trochę sugestii technicznych, ale to tylko drobnostki.

– Güner się wreszcie ode mnie odczepił – kontynuowała Kate. – Ja wiem, że to dobre, niemieckie ciacho. Tak, wiem, mi też się chce, też mam potrzeby. A powiem ci, że czeka tam na jakąś szczęściarę prawdziwa maczuga. Uwierz mi, widziałam. – Alice zaniosła się śmiechem. Z ulgą przyjęła zmianę tematu na mniej doniosły.

– Ale nie z nim, o nie. Myślę, że jakby mi to wsadził, to nie wiem, czy myślałby o mnie, czy szukałby lustra, żeby na siebie popatrzeć.

Trudno się zorientować, kto się wypowiada. Informację o Alice dałabym w osobnym akapicie i przy drugiej wypowiedzi zaznaczyła, że to Kate nadal mówi. 

Alice wykonała standardowe kroki, czyli odświeżyła stronę, zrestartowała tablet, ale po ponownym włączeniu stan aplikacji się pogorszył.

Informację o standardowych krokach usunęłabym, wtedy zdanie byłoby płynniejsze. 

– Serwery ISA został zaatakowane – poinformowała. – Zrób backup danych na jakimś nośniku fizycznym.

zostały

Według umownego kalendarza marsjańskiego planeta znalazła się [+w] punkcie długości słonecznej zero stopni i zaczęła się wiosenna równonoc.

Już dawno przywykła do trzykrotnie mniejszej grawitacji, ale niezmiennie czuła się na powierzchni Marsa, jak dziecko na placu zabaw.

Zbędny przecinek.

– Jest dobra pogoda, dotrzemy na miejsce szybciej, niż zwykle.

Zbędny przecinek.

Silniki startowe wznieciły gęsta kurzawę, która przesłoniła widok na bazę.

gęstą

Golda Szewe przyjechała do Alice w towarzystwie pana w garniturze.

Ten “pan” tu brzmi trochę niepoważnie, lepiej byłoby napisać “mężczyzna” i ewentualnie dodać jeszcze jakiś element wyglądu, żeby był groźniejszy.

Wyjaśnienie nie było pocieszające.

– Czy rozpoznaje pani mężczyznę z tych fotografii?

Wyjaśnienie właściwie nie nastąpiło, więc ten zapis nie pasuje do wypowiedzi.

Na dwóch fotografiach mężczyzna występował w towarzystwie Kate Floyd.

Ponieważ narracja jest blisko Alice, to lepiej brzmiałoby to bez podawania nazwiska. 

– W tej sytuacji, kochana – wyjaśniła Golda.

Chyba zabrakło “tak”.

Alice uruchomiła laptopa i zanurzyła się w stare foldery. Gdy znalazła stare nagranie z czasów studenckich, poczuł przypływ energii.

Można by się pozbyć powtórzenia.

Czerwień marsjańskiego nieba powoli gasła, a na jednolitym niebie rozwinęły się wątłe, bladoszare smugi.

Tu też. 

Hej, Caern!

 

Po pierwsze i najważniejsze: bardzo mi się podobało! Czytało się lekko (mimo iż czytałem na komórce), prosty i pomysłowy podział tekstu (1, A, 2, B…) zrobił robotę, a historia może i nie była jakaś wymyślna, intryga żadna tam jakaś zawikłana, to byłem naprawdę zaciekawiony przez cały tekst.

Technicznie jest dobrze, choć w kilku miejscach zabrakło mi przecinków, zdarzyły się jakieś pojedyncze literówki. Nie wymienię, bo jak już wspomniałem, czytałem na komórce.

A tak BTW. Czytałeś lipcową “Nową Fantastykę”? Masz tu bardzo podobną konwencję, może trochę rozbudowaną, do opowiadania “Nowy wspaniały księżyć”

A teraz czepialstwo :D Zaznaczę tylko, że są to moje opinie i mimo to nie wpłynęły negatywnie na odbiór tekstu.

  1. Droga sióstr to prawdziwy “amerykański sen”. Trudny do uwierzenia. Edukacja tam kosztuje. Prędzej uwierzę, że dziecko z sierocińca zostanie magnatem naftowym, przedsiębiorcą budowlanym czy innym biznesmenem, niż kimś, na kogo trzeba się najpierw wyedukować.
  2. Na ile baza na marsie jest samowystarczalna? Ziemianie pakują w jej budowę miliardy dolarów, po czym obecni tam naukowcy mówią “a teraz mamy was gdzieś” i jeszcze dyktują warunki, jak się będą rozwijać dalej. Kosztem ziemian… No, to nie wróży dobrze. Trudno będzie o niezależność, bo to nie środowisko Ameryki Północnej, która mogła Brytyjczykom pokazać środkowy palec z brzegu Nowego Świata (uprzednio spuszczając im łomot).
  3. Deklaracja niepodległości PR-owo leży na całej linii. Słowo “hakerzy” to porażka w takiej transmisji. Miało wyjść “od serca”, moim zdaniem wyszło “z dupy”. W tym momencie walczyli o przychylność ludzkiej populacji, ale mnie by nie przekonali. Utwierdziliby mnie, że pieniądze z moich podatków poszły na bandę narwańców, która chce kolonizować marsa “bo tak im podpowiada serce”. Tacy trochę kosmiczni hippisi. Jak na taką misję doatały się osoby, które we krwi mają planowanie i organizację, a gdy przychodzi do najważniejszego momentu, idą na żywioł. To mi się nie skleiło.
  4. Pan w garniturze przeszukuje rzeczy Kate, bo jest związana z Mateo, a dlaczego nie biorą rzeczy Alice? Przecież była na tym samym wyjeździe.

Ok, chyba na tyle z przyczepów, ale jeszcze raz powtórzę – tekst jest dobry, czytałem z przyjemnością! Cóż zatem? Niech leci do gwiazd! To znaczy do biblioteki ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Alicella – przede wszystkim dzięki za zwrócenie uwagi na literówki i błędy. Nie mogę wyjść z podziwu, jak mocno można się klepnąć w czoło, gdy ktoś palcem wskaże coś, co powinno się samemu wyłapać. Z jednym tylko chciałbym się nie zgodzić.

wzmianka od domu dziecka odbiera bohaterkom oryginalność, przypisując je do bardzo oklepanego schematu

Kompletnie nie czuję tego argumentu, ponieważ na dobrą sprawę, mając kilka tysięcy lat opowiadania historii za sobą, wszystko już jest oklepane. Nie chcę polemizować, ponieważ rozmawiamy o subiektywnym odbiorze tekstu, ale w ten sposób wszystko można krytykować, bo jest oklepane.

W tym konkretnym przypadku chodziło mi o zbudowanie historii postaci, która ze względu doświadczenia życiowe jest uwrażliwiona na kwestie społeczne i w której urósł sprzeciw wobec kapitalistycznej cywilizacji ziemskiej. Stąd – w dużym skrócie – jej droga do uknucia planu zdobycia niepodległości Marsa.

XXI century is a fucking failure!

Kompletnie nie czuję tego argumentu, ponieważ na dobrą sprawę, mając kilka tysięcy lat opowiadania historii za sobą, wszystko już jest oklepane. Nie chcę polemizować, ponieważ rozmawiamy o subiektywnym odbiorze tekstu, ale w ten sposób wszystko można krytykować, bo jest oklepane.

Można i każdy tekst, który wykorzystuje oklepane motywy takie komentarze dostaje. Dużo zależy jeszcze od tego w jaki sposób autor te motywy wplecie w fabułę. Napisałam, że przypisałeś bohaterki do schematu, bo niczego nie dodałeś ponad to, co z samego stwierdzenia o wychowaniu w domu dziecka wynika. Jeśli więc nie dostarczasz czytelnikowi szczegółów, to powstaje wtedy kreacja bohatera oparta na najbardziej znanym schemacie i w efekcie postaci, które stworzyłeś tracą na oryginalności. 

Nie zgodzę się też, że wszystko jest oklepane, bo czytałam na portalu teksty bardzo oryginalne. 

W tym konkretnym przypadku chodziło mi o zbudowanie historii postaci, która ze względu doświadczenia życiowe jest uwrażliwiona na kwestie społeczne i w której urósł sprzeciw wobec kapitalistycznej cywilizacji ziemskiej. Stąd – w dużym skrócie – jej droga do uknucia planu zdobycia niepodległości Marsa.

Moim zdaniem to nie wybrzmiało, bo o przeszłości sióstr są tylko wzmianki, a poza tym doskonale się w tej kapitalistycznej cywilizacji urządziły i jedna wcale nie chce niczego zmieniać. Zostały sierotami i otrzymały pomoc, potem zdobyły świetne wykształcenie i wybrały taką drogę życiową jaką chciały, ja tu nie widzę tego doświadczenia uwrażliwiającego na kwestie społeczne.

Cześć!

 

Bardzo dobrze napisane opowiadanie. Wszystko do siebie pasuje, informacje o bohaterach i ich powiązaniach są pokazywane stopniowo w sposób pozwalający czytelnikowi wszystko zrozumieć. Ciekawa perspektywa podejścia do “podboju kosmosu” od strony prawnej, obrazowo przedstawiłeś kilka stronnictw i ich koncepcji na te kwestie. Wyszło to przekonywująco imho. Kto wie, może i tego kiedyś dożyjemy. Zgrzytów czy dziwnych sformułowań nie stwierdziłem, ale szybko wciągnęła mnie opowieść i czytałem dla przyjemności.

Bo czytanie takiego s-f to wręcz czysta przyjemność, gdyby nie fabuła, która moim zdaniem jest nieco banalna, miejscami wręcz infantylna i mocno oderwana od rzeczywistości. Mi mocno kontrastuje to z dobrze opowiedzianą i napisaną historią. Mamy tu opowieść o kolonii, która ogłosiła niepodległość na innej planecie. Zaczęło się od marzenia na plaży, zwerbalizowanego podczas studenckiej imprezy, a skończyło zrobieniem w konia wszystkich przez piękną, utalentowaną bohaterkę, która teraz stawia złemu i głupiemu światu warunki stosując politykę faktów dokonanych. Przechytrzyła rządy, złe korporacje, dosłownie wszystkich i ten spisek się udał, maja wszystkich w garści i uwaga całego świata skupia się tylko na nich… A wszystko w imię dobra ludzkości. Zapomnieli tylko ogłosić początek ery wodnika ;-)

Podsumowując: napisane super, ale sama fabuła totalnie do mnie nie trafiła. Rozumiem, że jest zbudowana z myślą o wywołanie konkretnych emocji, ale ucierpiała na tym logika i realność przedstawionych wydarzeń. Zwłaszcza takie cukierkowe zakończenie. Ale pamiętaj, to tylko moja opinia.

 

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

A te nie mogą wyrazić zgody, aby ich rynki zalały tony kopalin o niezbadanej jakości, które nie posiadają odpowiednich atestów.

To surowce mają atesty? Nie czepiam się, poważnie pytam.

 

Ceny, które oferujecie są po prostu podejrzanie niskie i stąd biorą się wątpliwości ISA, co do jakości towaru.

Ja bym się w tym momencie zastanawiała raczej nad traktowaniem ludzi, którzy dla tej firmy pracują, bo jakość to chyba nietrudno sprawdzić.

 

No, świetlanej przyszłości to Marsjanom nie wróżę. Niepodległość oparta na szantażu i – co tu dużo mówić – działaniach terrorystycznych nie wydaje mi się dobrą drogą. Choć, jeśli mam być szczera, wolę już naukowców – idealistów, niż kogoś w stylu Muska. Przy tym kończysz opko w dobrym momencie, to znaczy niczego nie przesądzasz, pokazujesz tylko problem, który w pewnym momencie może zaistnieć.

Czytało się dobrze, lubię socjo SF i, faktycznie, niewiele znam tekstów, które zajmują się kolonizacja kosmosu z prawnego punktu widzenia. IMO trochę naiwności wkradło Ci się do tekstu, choćby służby, które wcześniej nie zauważyły powiązań Kate. Ale generalnie opko zdecydowanie na plus.

Kliczek :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Caernie :) 

Dobry to był tekst, naprawdę dobry! Niesamowicie przypadł mi do gustu pomysł na zaprezentowanie początków kosmicznej kolonizacji od strony prawno-społecznej, a wyobrażenie zmagań wielkich konsorcjów upatrujących w takiej dziejowej szansie okazji do zarobku i walki o wpływy z antykapitalistycznym ruchem społecznym odebrałem za bardzo przekonywujące i skłaniające do refleksji :) Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście relacja obu sióstr, którą w większości przyjąłem bardzo pozytywnie, zwłaszcza w pierwszej części opowiadania – był to też element zachęcający do dalszej lektury. 

Do perfekcji jednakowoż brakuje: w mojej opinii było kilka momentów kulawych i nieco sztampowych. Dobrze opisywaną więź łączącą Kate z Alice zniszczyła trochę (ale tylko trochę!) bajkowa wizja ich przeszłości, oklepany dom dziecka, po czym spektakularny sukces. Podczas ogłoszenia niepodległości Marsa za ciut naiwne i dziecinne uznałem tłumaczenia astronautów, którzy zdecydowali się wracać (uważam, że na takowe nie byłoby miejsca podczas tak ważnej, wręcz dziejowej deklaracji). I wreszcie nie do końca rozumiem, dlaczego Ziemianie mieliby ulec takiemu szantażowi – trudno mi sobie wyobrazić, by na tak wczesnym etapie kolonizacji jakiegokolwiek osiedle na Księżycu czy Marsie wytrzymałoby dłuższy czas bez jakiegokolwiek wsparcia z Błękitnej Planety :P 

Mimo to lektura była przyjemna, a wykonanie bardzo dobre – widać, że tekst dopracowałeś tak bardzo, jak się dało. Myślę nawet, że to najlepsze opowiadanie, jakie w ostatnim czasie na portalu przeczytałem :D Bravissimo! 

 

Zaciąłem się tylko na kilku fragmentach:

 

Według umownego kalendarza marsjańskiego planeta znalazła się punkcie długości słonecznej zero stopni i zaczęła się wiosenna równonoc.

Pomiędzy pogrubionymi słowami chyba czegoś brakuje :D Czy miało być znalazła się w punkcie długości…

 

Czego potrzeba, żeby jednak zmieścić tyle osób i zapewnić im minimum komfortu.

W mojej opinii na końcu powinien być znak zapytania.

 

Gdy znalazła nagranie z czasów studenckich, poczuł przypływ energii.

Chyba raczej poczuła?

 

Astronautka wytłumaczyła sobie niezdecydowanie siostry chęcią ukrycia prawdziwych intencji przed innymi, którzy z pewnością obejrzeli jej video.

wideo :D

 

Jesteśmy prywatnym konsorcjum, którego powodzenie zależy od sprzedaży wydobytych na księżycu kopalin

Księżyc powinien być wielką literą.

 

Pozdrawiam!

Hej,

Twój tekst bardzo przypadł mi do gustu, rozbije nieco swoją opinię na to co mi osobiście wybrzmiało super, a co nieco mniej super:

Konflikt – bardzo podobało mi się jak zgrabnie pokazałeś dwie strony tego samego konfliktu – na płaszczyźnie geopolitycznej i osobistej. Dodatkowo obie te płaszczyzny są ze sobą zgrabnie połączone w symbiozie. Nadaje to dużej głębi oraz realności obu stronom konfliktu.

Geopolityka – w moim odczuciu wybrzmiało super. Ciężko mówi się o korporacjach, handlu, polityce tak by nie brzmieć nudno, a jednak Twoja narracja dla mnie brzmiała ciągle blisko serca fabuły, a podawane przez Ciebie informacje były nierozerwalnie z nią związane.

Siostry – szczególnie pod koniec jakoś nie byłem pewny co wybierze bohaterka i czułem jakby wynikało to z braku ekspozycji. Zabrakło mi jednej, dwóch scen więcej w nawiązaniu do relacji bohaterek by jeszcze lepiej wczuć się w ten konflikt. Może nieco więcej emocji w momencie gdy badano powiązania jej siostry, ale rozumiem, że podawanie zbyt dużo mogło odebrać z zakończenia.

WTFS – może to gdzieś przeoczyłem, a może pominąłem (wybacz opowiadanie czytałem nieco na raty więc zignoruj ten punkt jeśli się z nim nie zgadzasz), ale miałem wrażenie, że trochę zabrakło rzeczywistego roztrząśnięcia ładnej idei. Główna bohaterka w swoim zawodzie mocno stąpa po ziemi powinna moim zdaniem jakoś odnieść się jakby to mogło wyglądać. Zawiłości prawa istnieją nie bez przyczyny, wszystkie kontrakty, umowy istnieją ze swoich przyczyn, a idea, że tylko takie podstawowe prawa wystarczą jakoś mi osobiście stoi w sprzeczności z logiką osoby, która zajmuje się niuansami prawa na co dzień. Nie chodzi o to, że taka wizja musi być dla niej nieakceptowalna, ale po prostu brakowało mi tego w tekście.

 

Podsumowując jestem pod wrażeniem jak zgrabnie udało Ci się opowiedzieć o ciekawym problemie na dwóch płaszczyznach, gdzie tło wydarzeń tak zgrabnie zagrało z wydarzeniami i było ich częścią.

Pozdrawiam Serdecznie

Dragonin

 

Poruszasz interesujący aspekt kolonizacji, mimo to miejscami tekst mi się dłużył. Może dlatego, że nie lubię prawa i odbijam się od ich języka.

Sama deklaracja niepodległości chyba już była przerabiana. Tutaj odnoszę wrażenie, że trochę pośpieszyli. Ale może już Marsjan stać na autarkię, tylko tego nie pokazałeś. Bo odniosłam wrażenie, że na całej planecie mieszka garstka osób. A to za mało, żeby dyktować warunki.

Technicznie – miejscami brakowało przecinków i trafiały się powtórzenia.

Babska logika rządzi!

Mam duży problem z tym tekstem. Po pierwsze, jak napisała Finkla, decyzja wydaje się przedwczesna, skoro na Marsie zostanie 7 osób (+23, + ewentualnie koloniści w przyszłości). Ale dla mnie ważniejsze niż kwestia autarkii, jest to, że de facto zachowanie astronautów jest typowym aktem terroru. Bez jakichkolwiek solidnych atutów w ręku, dodajmy, poza chwilowym (miejmy nadzieję) zagrożeniem życia osób przebywających na Księżycu, co można rozwiązać prawdopodobnie w kilka tygodni. W tej sytuacji nawet nie umiem kibicować tym “bojownikom o wolność”, a satysfakcjonującą konkluzją byłaby dla mnie stanowcza reakcja Ziemi. Nie koniecznie brutalna – w tej sytuacji ową siódemkę, która chce tam zostać wystarczy zostawić w spokoju aż sobie wymrą bez zaopatrzenia z Ziemi. I niech im Mars lekkim będzie.

 

Na pewno opowiadanie mnie poruszyło, więc jest jakiś plus! :)

 

Generalnie czytało się dobrze, tylko po prostu nie zgadzam się na poziomie imponderabiliów. Natomiast nie do tego stopnia, co z “Lodem” Dukaja, po którym stwierdziłem, że nie mam ochoty czytać więcej tego autora ze względu na różnice historiozoficzne :D Także chętnie poznam inne teksty.

Jestem nikim, będę nikim.

Interesujące. Czytało się łatwo mimo prawniczych wstawek :) Problem ciekawy, dobrze pokazany.

 

Kiedy znalazła nagranie z czasów studenckich, poczuł przypływ energii.

poczuła

 W kolejnym kroku Alice poddała w wątpliwość zasadność całego procesu.

podała

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Łomatko, minęło parę lat, a ja w końcu zmieniłem tytuł. Okazja nadarzyła się taka, że chciałem na dniach opublikować drugie opowiadanie, luźno związane wątkami i postaciami z tym starszym.

XXI century is a fucking failure!

Nowa Fantastyka