- Opowiadanie: dawidiq150 - Zaginiony w lesie

Zaginiony w lesie

Ogromne podziękowanie dla Alicelli, która mi pomogła, bo miałem masę błędów. Bez niej to byłby zwykły kicz.

Opowiadanie jest krótkie, proszę jeśli przeczytacie zostawcie komentarz!

 

Alicella jeszcze raz bardzo ci dziękuję :)))

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Zaginiony w lesie

Władysław mieszkał w starej, rozpadającej się czynszówce na czwartym piętrze. Większość mieszkańców była, tak jak on podstarzała, w tym również jego sąsiad Ryszard, z którym znali się prawie pół wieku. Teraz obaj byli owdowiali i schorowani. Władysław miał za sobą dwa zawały. Równie dobrze mógł umrzeć wcześniej ze starości. Ryszard natomiast miał złośliwego raka mózgu.

Codziennie chodzili na mszę do kościoła modlić się o uzdrowienie. I właśnie wybiła osiemnasta. Władysław opuścił mieszkanie i po zrobieniu kilku kroków stanął przed drzwiami sąsiada. Zadzwonił i odczekał chwilę. „Dziwne” – pomyślał. Zadzwonił ponownie i gdy nie było odzewu, zaczął się denerwować. Wrócił do swojego mieszkania i wziął z półki zapasowy klucz do domu przyjaciela. Ponownie podszedł do drzwi naprzeciwko i otworzył je. Przeszedł korytarz i znalazł się w dużym pokoju. Ujrzał Ryszarda siedzącego na krześle i trzymającego długopis. Jego głowa spoczywała na stole. Twarz wykrzywiał dziwny grymas bólu, a oczy miał szeroko otwarte.

Władysław ze ściśniętym żalem sercem podbiegł i potrząsnął ciałem przyjaciela. Następnie sprawdził mu puls. Ryszard nie żył. Przeżegnał się, a potem pospiesznie wrócił do swojego mieszkania i wezwał pogotowie. Czekając na ambulans usiadł i gorzko zapłakał.

Lekarze, którzy przybyli stwierdzili zgon. Ciało zostało zabrane do kostnicy. Władysław natomiast zainteresował się dokumentem, który spisywał sąsiad. Zabrał go ze sobą i niezwłocznie zaczął czytać…

 

&&&

 

Historia ta zdarzyła się pięćdziesiąt dwa lata temu, kiedy miałem dwadzieścia sześć lat. Dlaczego spisuję ją dopiero teraz? Wyjaśnię to na końcu.

Cierpiałem wtedy na schizofrenię, a także otyłość. Przy wzroście metr osiemdziesiąt ważyłem sto osiemnaście kilogramów. Miałem więc problemy z kondycją. Razem z rodzicami wyjechaliśmy na tygodniowy wypoczynek do dobrze znanego nam już ośrodka. Od pięciu lat co roku przybywaliśmy tam, gdyż miejsce było bardzo urokliwe.

Wielką polanę, gdzie znajdowało się około sześćdziesięciu od dwu do czteroosobowych chatek otaczał z trzech stron las. W odpowiednim okresie miejsce było rajem dla grzybiarzy.

Przejdźmy jednak do konkretów mojej opowieści.

Z powodu otyłości nie przepadałem za spacerami. Zamiast tego lubiłem całymi godzinami czytać. Jednak postanowiłem sobie, że w czasie wypoczynku codziennie zrobię godzinny spacer, co miało sprzyjać odchudzaniu, które ciągle sobie postanawiałem.

Więc gdy w drugi dzień pobytu tata zaproponował mi taki spacer po lesie, zgodziłem się pod warunkiem, że ma nie trwać dłużej niż godzinę. To taki głupi upór, który jest moją wadą, bo przecież chodziło o moje dobro.

Mama została w domku, a my ruszyliśmy w stronę lasu. Myślałem sobie, że tata poprowadzi mnie jakąś uczęszczaną leśną drogą, których było tu wiele. Okazało się jednak, że miał inne plany. Wszedł w zarośla i zaczął przedzierać się przez nie w poszukiwaniu grzybów. A ja bardzo niezadowolony musiałem podążać za nim.

Wypomniałem mu, że mnie oszukał. On jednak odpowiedział tylko „nie rób z siebie dziada”. Potem przez pewien czas chodziliśmy po surowym lesie. Byłem zły.

Kiedy biłem się z myślami, próbując podjąć decyzję, co mam zrobić, kilkanaście metrów dalej, między drzewami, zauważyłem asfaltową drogę. Ucieszyłem się i postanowiłem zostawić tatę w gęstym lesie, skoro tak bardzo tego pragnął, a samemu wrócić. Nie wiedziałem jednak, w którą stronę iść. Krzyknąłem więc: „Tu jest droga, ja wracam! Powiedz, gdzie mam się kierować”. Padła lakoniczna odpowiedź „skręć w prawo i czekaj na mnie”.

Nieco zmęczony, ale już w lepszym humorze ruszyłem. Szedłem i szedłem przypatrując się przyrodzie, aż dotarłem do rozwidlenia dróg. Na prawo ciągnęła się asfaltowa droga i znajdowała się duża polana. To tu miałem czekać, ale byłem przekonany, że gdy pójdę prosto wrócę do ośrodka.

Zły na tatę nie miałem zamiaru czekać. Ruszyłem przed siebie.

Szedłem i szedłem coraz bardziej zmęczony. W pewnym momencie po prostu musiałem odpocząć. Cały byłem zlany potem. Usiadłem więc na pobliskim pniaku. Po kilku minutach zmartwiony wstałem i podjąłem dalszą wędrówkę.

Chwilę później mina mi jeszcze bardziej zrzedła, bo przede mną za pokonanym zakrętem droga wznosiła się niezwykle stromo. Bardzo zmęczony usiadłem na jakimś powalonym drzewie by nabrać sił. Od tej pory robiłem to często. Wezbrała we mnie złość na tatę, jednak od razu się zganiłem. Odpoczywałem kilka minut i ruszyłem by wspiąć się na górę.

Z każdym krokiem miałem coraz mniej sił i marzyłem by położyć się na łóżku. Przez głowę przeszła mi myśl, by walnąć się plackiem na ziemi, tu i teraz.

Jakaż była moja rozpacz, gdy na szczycie pagórka droga skończyła się. Dalej rosła tylko trawa a za nią las. „To są jakieś jaja” – pomyślałem – „Mam się wrócić? Taki kawał drogi?”

A i tak nie wiedziałem, w którą stronę mam potem iść.

Mój umysł podsunął mi jedno sensowne wyjście; iść szlakiem, który zaznaczono dwoma zielonymi paskami na drzewach. Tu go nie było, jednak pamiętałem, że wcześniej mijałem drzewa tak oznaczone. Zawróciłem więc, szukając oznaczeń na pniach.

Nogi miałem tak zmęczone, że prawie odmawiały mi posłuszeństwa. A schodzenie ze stromej góry również było niewygodne.

Kilkanaście minut później znalazłem znak – dwa zielone paski. Ruszyłem dalej turystycznym szlakiem. Od wyjścia na nieszczęsną wyprawę minęło już około trzech godzin.

Szedłem już nieco spokojniejszy, bo przynajmniej zdążam do jakiegoś pewnego celu. Nagle, odczułem jakby porażenie prądem o niskim natężeniu. Następnie coś wciągnęło mnie do przodu niczym magnes. Nie trwało to dłużej niż dwie sekundy.

Otoczenie całkowicie się zmieniło. Zamiast lasu i ścieżki ujrzałem oddalony o kilkanaście metrów, nowocześnie i dziwnie wyglądający, niewysoki, niebieski budynek.

Spojrzałem za siebie i ujrzałem białą ścianę. Biegły po niej pionowe, czerwone żyły. Dotknąłem ściany i wyczułem gładką, twardą powierzchnię, która lekko pulsowała.

Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie się znajdowałem i co się ze mną stało.

Na podłożu nie było ani asfaltowej drogi, ani rosnącej trawy. Zamiast tego położono tu biały marmur.

Przez głowę błyskawicznie przebiegały mi różne myśli, a także targały mną silne emocje. Radość, że wreszcie odpocznę, ciekawość, że trafiłem do jakiejś tajnej placówki badawczej. Strach, czy jestem tu pożądany.

Nagle w budynku podniosły się wielkie drzwi wyglądające jak garażowe, a na zewnątrz wyszły dwa osobniki o dziwnej budowie. Byłem pewien, iż nie pochodzą z Ziemi.

Istoty te były dużo większe od ludzi. Na moje oko każda z nich musiała ważyć ze dwieście pięćdziesiąt kilogramów. Nieczłekokształtne natomiast na pewno inteligentne. Kształtem przypominały trochę pająka a trochę ośmiornicę. Poruszały się na sześciu muskularnych nogach.

Wielki nieco opasły tułów z tyłu posiadał długą, ruchliwą szyję kończącą się kulą o wielkości kokosa, która jak się domyślałem po budowie musiała być narządem wzroku.

Istoty miały po pięć rąk, z których każda kończyła się czymś w rodzaju szczypców z setką małych przyssawek po wewnętrznej stronie. Od tułowia odchodziły cztery wijące się i długie na pół metra odnogi. Na każdej z tych odnóg znajdował się narząd o wielkości arbuza przypominający ludzki mózg.

Zaciekawiło mnie, że mózgi były chronione przez coś w rodzaju kasku, w którym odbijały się promienie słońca. Kask ten wyglądał jakby nie należał do organizmu. Zgadywałem, że jest sztuczny.

Skóra stworzeń była we wszystkich kolorach tęczy i to właśnie ubarwienie różniło ich między sobą.

Przedziwne istoty pchały w moją stronę duży wózek, wydając przy tym dziwne odgłosy. Byłem pewny, że prowadzą rozmowę. Gdy zbliżyli się na odległość metra, z niewielkiego urządzenia przymocowanego do wózka rozległ się mechaniczny głos: „Nie obawiaj się”.

Jeden ze stworów podniósł rękę, w której trzymał dziwny przyrząd i skierował go w moją głowę. Poczułem powiew zimna i momentalnie odpłynąłem.

Gdy się obudziłem stwierdziłem, że czuję się bardzo dobrze, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Byłem jak nowo narodzony. Ten błogi stan nie trwał długo, gdyż zorientowałem się, co ze mną robią.

Wisiałem pionowo w powietrzu, nagi i w niewiadomy sposób unieruchomiony, w obszernym pokoju o białych ścianach. Nie było tu nikogo żywego. W pomieszczeniu brzęczały komputery i maszyny, których przeznaczenia nie znałem, a których było tu naprawdę wiele. Na podłodze leżało moje ubranie. W całe ciało powbijane miałem dziesiątki cieniutkich igieł, które miały na końcach migającą czerwone diody. Wokoło mnie pracowała maszyna posiadająca kilkanaście ramion. Co kilka sekund niektóre diody na igłach zapalały się na niebiesko, wtedy jedno z ramion zbliżało się i wymieniało igłę na identyczną, z tym, że dioda migała teraz na zielono.

Wymienione igły trafiały do kilku tak samo wyglądających pojemników. Nie wiem ile czasu minęło, na pewno mniej niż mi się wydawało. W końcu zabieg się skończył i mechaniczne ramiona wyjęły ze mnie wszystkie igły. Przeraziłem się nie na żarty, gdy rozpoczął się następny zabieg o wiele gorszy. Jedno z ramion zamieniło teraz końcówkę do chwytania igieł na niewielką mechaniczną piłę następnie maszyna rozpoczęła otwieranie mojej czaszki. Do mózgu wszczepiono mi niewielką kosteczkę. Następnie zamknięto czaszkę. Muszę zaznaczyć, że cały czas nie czułem żadnego fizycznego bólu.

W czasie tej operacji oglądałem coś jeszcze bardziej niezwykłego niż to co zdarzyło się do tej pory. W pomieszczeniu znajdowało się jakieś specjalistyczne łóżko albo może lepiej pasuje określenie stół operacyjny. Mechaniczne ramiona, które bezproblemowo mogły poruszać się po całym pomieszczeniu dzięki szynom zamontowanym na suficie, nad czymś cały czas pracowały. W pewnym momencie zrozumiałem, że jest to ludzki szkielet. Musiała to być niezwykle zaawansowana technologia. Gdy szkielet był gotowy, maszyna zaczęła nakładać tkankę, następnie tworzyła narządy. Na końcu nowy człowiek został obleczony w skórę. Zszokowany zrozumiałem, że patrzę na moją wierną kopię. Replikacja zakończyła się. Teraz mechaniczne ramiona zmieniły końcówki na długie na kilkadziesiąt centymetrów igły, które wbiły w nagie ciało. Coś zostało wstrzyknięte, a potem nastąpiło, jak przypuszczam, porażenie prądem, mój sobowtór zaczął drżeć i po chwili otworzył oczy. Igły wysunęły się, a na rękach i nogach zamknęły unieruchamiające zatrzaski. Sobowtór zaczął kręcić głową, lustrując otoczenie, jego twarz zdradzała rosnące przerażenie.

– Wypuście mnie! Co chcecie ze mną zrobić? – krzyczał, a gdy zauważył mnie przeraził się jeszcze bardziej.

– To niemożliwe! – ton głosu i zachowanie miał identyczne jak moje. To było jak film, na którym mnie nagrano.

Maszyna zrobiła mu zastrzyk i momentalnie zasnął.

Zostałem uwolniony i upadłem na podłogę. Do pokoju wszedł osobnik innej rasy niosąc ze sobą pudełko, które wcześniej do mnie przemówiło.

– Nie musisz rozumieć tego co się tutaj stało – ponownie usłyszałem nieludzki mechaniczny głos – Ważne byś wiedział, że gdy spróbujesz o tym komuś powiedzieć urządzenie, które wszczepiliśmy ci do mózgu uszkodzi go i umrzesz. Wracaj do swoich. Twój mózg miał pewien niewielki defekt i w ramach rekompensaty za twój stres naprawiliśmy go. A teraz się ubierz.

W głowie miałem natłok myśli, to wszystko było nieprawdopodobne. Ale faktycznie psychicznie czułem się lepiej. Gdy wykonałem polecenie przedziwny osobnik wycelował w moją głowę ten sam przyrząd co wcześniej. Poczułem powiew zimna i zasnąłem.

Obudziłem się na ścieżce w lesie. Rozpoznałem miejsce po charakterystycznym wielkim kamieniu leżącym w pobliżu. Wstałem i ruszyłem prędko z powrotem. Pamiętałem, że ścieżka wznosiła się, gdy tu szedłem teraz więc miałem iść w dół.

Spojrzałem na zegarek. Od momentu wejścia do lasu z tatą upłynęło ponad pięć godzin. Byłem pewny, że mnie szukają.

Minęło czterdzieści minut jak zostałem odnaleziony. Tak kończy się moja opowieść.

Już nigdy nie cierpiałem na schizofrenię, oczywiście próbowałem opowiedzieć o tym, co przeżyłem, ale zawsze traciłem przytomność, gdy tylko chciałem to zrobić.

Teraz mam siedemdziesiąt osiem lat i niedługo umrę, mam bowiem złośliwego raka mózgu. W czasie pisania tego tekstu miałem różne psychiczne dolegliwości takie jak senność, depresja, natręctwa, ale dobrnąłem do końca. Czuję jednak, że to już koniec.

Koniec

Komentarze

Dawidzie, ponad dwanaście tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy przepraszam nie chciałem nikogo wprowadzić w błąd. Zawsze jestem uprzejmy :)

Jestem niepełnosprawny...

Nie masz za co przepraszać, Dawidzie. To przecież tylko taka pomyłeczka. I wiem, ze jesteś uprzejmy – nie wyobrażam siebie, aby mogło być inaczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy ty również jesteś uprzejma. Duże litery zabiły w oczy. Ale efekt ten był tak krótki, że nie pamiętam co poczułem.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, dawidzie.

Miałem przerwę od Twoich tekstów, ale jedno rzec muszę z całą pewnością: 

Czynisz postępy.

Mimo, że nadal trafiają się chropowate i toporne zdania, że nadal niektóre konstrukcje nie ułatwiają czytania, to w ogólnym rozrachunku czyta się to już o wiele luźniej niż kiedyś. Technicznie też nie ma tragedii, jak to miało miejsce w innych, dawnych Twoich tekstach, choć tutaj nie wiem ile to jest Twoją sprawką, a ile Alicelli, której dziękujesz.

A teraz narzekanie.

Fabularnie nie zaserwowałeś niczego nowego. Porwanie przez obcych, eksperymenty, stworzenie klona. Może jedynie rekompensata w postaci uleczenia choroby jest ciekawym elementem, tylko szkoda, że wcześniej ta choroba nie gra w tekście większej roli, bo tak całość ładnie by się spinała.

Zaczynasz od perspektywy Władysława, który w zasadzie nie odgrywa żadnej znaczącej roli w tekście. Jest wprowadzeniem do tego, abyś mógł przytoczyć treść listu. Treść, która zajmuje większą część opowiadania. Nie jestem przekonany, czy to najlepszy sposób opowiadania historii. To czysto subiektywna uwaga, ale generalnie nie jestem w stanie zaangażować się emocjonalnie w wydarzenia, które są opisywane w formie listu/dziennika/pamiętnika etc. Tak przy okazji: Ryszard nie mógł opowiedzieć o tym, co go spotkało, ale przecież mógł to opisać, skoro zrobił to tuż przed śmiercią. Dlaczego więc nie napisał o tym wcześniej?

No i jeszcze jeden aspekt. Trochę dużo miejsca poświęca w tym liście mozolnej wędrówce przez las, która po pierwsze miejscami już trochę nudzi, a po drugie nie ma większego znaczenia (z perspektywy tego, który opowiada) dla opowiadanej historii. 

Raz jeszcze zaznaczę, że widać progres w Twoim pisaniu, więc walcz dalej. I nigdy nie daj się obezwładnić wątpliwościom.

Pozdrawiam!

Realuc dzięki!!! Niezwykle się cieszę z takiej oceny. Ja może trochę wyjaśnię. Otóż sytuacja opisana w tekście zdarzyła się naprawdę :))) Oczywiście nie mam na myśli spotkania z obcymi tylko zagubienie w lesie. I obiecałem rodzicom, że zrobię z tego opowiadanie. Dlatego zależało mi by opisać jak chodziłem po lesie.

Odnośnie do fabuły to mam wątpliwości czy wszystko zostało zrozumiane (bo dla Alicelli też nie było to oczywiste) po co była replikacja? Otóż szlak na drzewach wabił ludzi, którzy potem byli kopiowani przez obcych by badania nad ludźmi mogły być tajemnicą. itd. Tak to sobie obmyśliłem :)

 

Jeszcze raz dzięki!!!

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Władysław mieszkał w starej, rozpadającej się czynszówce na czwartym piętrze. Większość mieszkańców była, tak jak on podstarzała, w tym również jego sąsiad Ryszard, z którym znali się prawie pół wieku. Teraz obaj byli owdowiali i schorowani.

Powtórzenia.

 

Większość mieszkańców była, tak jak on podstarzała, w tym również jego sąsiad Ryszard

Przecinek w złym miejscu – powinien być przed, a nie po “podstarzała. Przed “w tym” zamiast przecinka dałbym półpauzę.

 

Ryszard nie żył. Przeżegnał się, a potem pospiesznie wrócił do swojego mieszkania i wezwał pogotowie.

Niby nie żył, a jeszcze się przeżegnał. ;)

Musisz poprawić podmiot.

 

Lekarze, którzy przybyli stwierdzili zgon. Ciało zostało zabrane do kostnicy. Władysław natomiast zainteresował się dokumentem, który spisywał sąsiad. Zabrał go ze sobą i niezwłocznie zaczął czytać…

Zbędne, bo wynika z kontekstu.

I po co te trzy kropki na końcu?

 

W czasie pisania tego tekstu miałem różne psychiczne dolegliwości takie jak senność, depresja, natręctwa, ale dobrnąłem do końca. Czuję jednak, że to już koniec.

Powtórzenia.

 

No, muszę przyznać, że się wciągnąłem.

Prosta opowiastka, styl trochę kanciasty, ale nadaje to temu opowiadaniu charakter czegoś w podobnie internetowej pasy.

Skróciłbym początek, tj mnie wstęp wydaje się zbędny, a wydłuża moment przejścia do właściwej akcji i może być trochę nużący. Dalej już jest lepiej, mimo, że wiadomo gdzie nas tekst zaprowadzi i jak się skończy, to i tak jest przyjemny. Fajnie, że pokazałeś zdarzenie, a nie dałeś wyjaśnienia – czasem lepiej poprzestać na tajemnicy.

Drazniło mnie tylko “tata” w ustach kilkudziesięciolatka – myśle, że raczej używałby słowa “ojciec”, ale nie będę się upierał.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Gekikara ależ się cieszę, kolejny pozytywny komentarz :))) dzięki!!!

 

Pozdrawiam!!!

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, opisałeś wydarzenie dość tajemnicze, ale też zajmujące i pobudzające wyobraźnię. Każdy z nas spacerował w lesie, patrzył na drzewa, szukał grzybów, słuchał ptaków i skupiał się na przyrodzie, i nikomu nawet do głowy nie przyszło, że mógłby doświadczyć spotkania podobnego temu, które było udziałem Ryszarda.

Jak zwykle podziwiam Twoją wyobraźnię, a i wykonanie znajduję coraz lepsze. :)

 

od dwu do czte­ro­oso­bo­wych cha­tek… ―> …od dwu- do czte­ro­oso­bo­wych cha­tek

 

Potem przez pe­wien czas cho­dzi­li­śmy po su­ro­wym lesie. ―> Co to jest surowy las?

 

który za­zna­czo­no dwoma zie­lo­ny­mi pa­ska­mi na drze­wach. Tu go nie było, jed­nak pa­mię­ta­łem, że wcze­śniej mi­ja­łem drze­wa tak ozna­czo­ne. Za­wró­ci­łem więc, szu­ka­jąc ozna­czeń na pniach. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Sze­dłem już nieco spo­koj­niej­szy, bo przy­naj­mniej zdą­żam do ja­kie­goś pew­ne­go celu. ―> Sze­dłem już nieco spo­koj­niej­szy, bo przy­naj­mniej zdą­żałem do ja­kie­goś pew­ne­go celu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:))) regulatorzy czekałem na twoją ocenę, oj jak się ogromnie cieszę, że jest pozytywna!!! Silnie odbiłem się od dna :) Długo miałem bardzo słabe teksty. Powiem ci, że ja odczuwam, że mi się lepiej i łatwiej pisze. Kiedyś napisałem zdanie – źle, poprawiłem – źle, znowu zmieniłem – źle. I byłem nieszczęśliwy. Bardzo ci dziękuję!

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, bardzo się cieszę, że robisz postępy, a ponieważ wiem, że się starasz i wciąż pracujesz nad sobą, są tego efekty. Życzę Ci dużo wytrwałości i sukcesów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Dawid!

 

To zdecydowanie najlepsze z Twoich opowiadań, które miałem okazję przeczytać. Przede wszystkim historia budzi zainteresowanie. Wstęp jest zachęcający (mi koncepcja odnalezienia zapisków przypadła do gustu), a dalsza część trzyma ten dobry poziom (nie nudzi przede wszystkim, nawet jeżeli są to ograne motywy). Bohater na plus. Narracja pierwszoosobowa spełniła zatem swoje zadanie. :-)

 

Poniżej kilka uwag technicznych:

 

Czekając na ambulans (+,) usiadł i gorzko zapłakał.

 

– zabrakło przecinka.

 

Wielką polanę, gdzie znajdowało się około sześćdziesięciu od dwu do czteroosobowych chatek (+,) otaczał z trzech stron las.

 

– brakujący przecinek

 

Potem przez pewien czas chodziliśmy po surowym lesie.

 

– to tylko sugestia, ale ten surowy las deczko mi jednak zgrzyta. ;-)

 

Szedłem już nieco spokojniejszy, bo przynajmniej zdążam do jakiegoś pewnego celu.

 

Szedłem już nieco spokojniejszy, bo przynajmniej zdążałem do jakiegoś pewnego celu.

 

Nagle, odczułem jakby porażenie prądem o niskim natężeniu.

 

– przecinek po nagle jest zbędny.

 

Kask ten wyglądał (+,) jakby nie należał do organizmu.

 

– a tu trzeba postawić.

 

W czasie tej operacji oglądałem coś jeszcze bardziej niezwykłego niż to (+,) co zdarzyło się do tej pory.

 

– i tu.

 

– Nie musisz rozumieć tego co się tutaj stało.Ponownie usłyszałem nieludzki mechaniczny głos.

 

– proponuję ww. zmiany.

 

Ważne byś wiedział, że gdy spróbujesz o tym komuś powiedzieć (+,) urządzenie, które wszczepiliśmy ci do mózgu (+,) uszkodzi go i umrzesz.

 

– brakuje przecinków.

 

Gdy wykonałem polecenie (+,) przedziwny osobnik wycelował w moją głowę ten sam przyrząd co wcześniej.

 

– przecinek.

 

Pamiętałem, że ścieżka wznosiła się, gdy tu szedłem (+,) teraz więc miałem iść w dół.

 

– przecinek.

 

Minęło czterdzieści minut (+,) jak zostałem odnaleziony.

 

– i tu.

 

Pozdrawiam!

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

Długo się zastanawiałem, jednak postanowiłem oddać głos biblioteczny na to opowiadanie i chce napisać dlaczego.

Pomysł nie jest oryginalny, a fabuła prosta jak drut. Są nawet spore dysproporcje między tym, co niezbyt ważne (wstęp i przedstawienie bohatera), a tym co istotne (akcja w lesie), jednakże, mimo to…

Podróż przez las jest wydana bardzo dobrze. Czytając to opowiadanie, widziałem ten las. Podobnie sprawa ma się z obcymi. Spodobał mi się pomysł na nich, choć troszkę absurdalny, ale to właśnie czyniło go takim dziwacznym i zapamiętywalnym. Podobało mi się zakończenie tj miejsce, w którym obcy nie decydują się niczego tłumaczyć.

A przede wszystkim podobało mi się to, jak konsekwentnie realizowałeś plan tego opowiadania – widać, że miałeś pomysł, wiedziałeś, co chcesz napisać i to realizowałeś. Nie ma tu urwanych wątków (przymykam oko na ten początek z kamienicą) i przypadkowych rozwiązań.

Opowiadanie – jak pisałem – jest bardzo proste i może te wszystko, co wymieniłem, nie przeważyłoby o kliku, ale szale przeważył ten klimat creepypasty, który lubię. Wiele takich tekstów w internetach się czytało.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

FilipWij dziękuję!!! Niezmiernie się cieszę. Też uważam, że to jest najlepsze moje opowiadanie :)))

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

 

Gekikara ale super!!!!!!!! Brak mi słów, ogromnie się cieszę!!! Jest dobrze!!! Wszystko jest dobrze…!

Jestem niepełnosprawny...

Hej, Dawid!

 

Przeczytałem na komórce, stąd nie będzie łapanki, tylko sama opinia.

Tekst zaplanowany, od pierwszych słów wiedziałeś co i jak.

Z przyczepów:

Do mózgu wszczepiono mi niewielką kosteczkę.

Skąd to wiedział? Ciężko by mu było zajrzeć do wnętrza własnej głowy. Kostka odgrywa później ważną rolę, ale jednak sposób w jaki się o niej dowiaduje jest… wątpliwy ;)

 

Nawiązując do tego, zacząłem się zastanawiać na ile jest to rak mózgu, a na ile właśnie wspomniana kostka? To się jakoś zazębia?

Jest jeszcze sporo do poprawy, ale względem “Odrodzenia…” jest już lepiej.

 

Zatem działaj dalej!

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus dzięki :)))

 

Rak mózgu mógł być spowodowany jakimś może magnetycznym działaniem kostki, ale Ryszard umarł z jej powodu. Z tym, że po takim czasie kostka nie zabiła go od razu. Zdążył spisać swoją przygodę.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Zainteresowało… a to całkiem ważne. Popracowałabym nad stylem, ale dobrze się czytało i kliknę bibliotekę, bo… abstrahując od warsztatu, fabuła, mimo że prosta, wciąga…

Konsekwentnie podążałeś obraną drogą i na plus Ci to wyszło :)

katia72 dziękuję!!! Bardzo wiele to dla mnie znaczy :))) Powiedziałem rodzicom i wszyscy się cieszymy.

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidzie ;)

No, no, ciekawe opowiadanie Ci wyszło. Znaczy się, pomysł nie należy do najoryginalniejszych na świecie, a styl pozostawia trochę do życzenia (niektóre zdania brzmią dziwnie i brakuje sporo przecinków), ale podpisuję się obiema rękami pod opiniami przedmówców – tekst naprawdę wciąga i wywołuje zainteresowanie. Bardzo dobrze wyszedł Ci opis drogi przez las, na plus budowanie napięcia, a zapowiedź wyjaśnienia na samym końcu, dlaczego ta historia zostaje opowiedziana dopiero teraz, utrzymuje uwagę czytelnika i naprawdę chciałem dowiedzieć się, o co chodzi :D Krótko mówiąc, lektura niedługa, ciekawa, satysfakcjonująca i dostarczyła mi rozrywki. 

Zastanawiam się jedynie nad zapowiedzią kosmitów – “jeśli spróbujesz komuś o tym powiedzieć, urządzenie uszkodzi twój mózg i umrzesz”. Bohater wspomina, że próbował podzielić się tym doświadczeniem wcześniej, ale za każdym razem tracił przytomność, a w trakcie pisania pożegnalnego listu wprawdzie doznał różnych nieprzyjemności, ale jednak zdołał przekazać całą wiadomość, a dopiero potem umarł :P Czyli kosmici albo kłamali, albo ich urządzonko nie działało jak należy, albo ktoś spartaczył robotę! 

Wstępu też w sumie mogłoby nie być, ale jest na tyle niedługi, że mnie nie boli ;)

Po chwili zastanowienia doszedłem też do wniosku, że polecę Twoje opowiadanie do Biblioteki. Robisz postępy, serio, masz coraz lepszy warsztat, a swoje historie opowiadasz w sposób coraz bardziej zajmujący. Bardzo mnie cieszy Twój literacki rozwój! :)

 

Odpoczywałem kilka minut i ruszyłem by wspiąć się na górę. Z każdym krokiem miałem coraz mniej sił i marzyłem by położyć się na łóżku. Przez głowę przeszła mi myśl, by walnąć się plackiem na ziemi, tu i teraz.

Na Twoim miejscu starałbym się unikać zdań o podobnej konstrukcji tak blisko siebie. Tutaj masz coś tam coś tam, by… coś tam coś tam, by… coś tam coś tam, by… Czytelnik wchodzi w dziwny rytm i nie jest to przyjemne doświadczenie :D Można to samo napisać trochę inaczej, na przykład Odpoczywałem kilka minut i ruszyłem, wspinając się na górę. Z każdym krokiem miałem coraz mniej sił i marzyłem o łóżku. Przez głowę przeszła mi myśl, że mógłbym walnąć się plackiem na ziemi, tu i teraz.

 

Szedłem już nieco spokojniejszy, bo przynajmniej zdążam do jakiegoś pewnego celu.

Czy nie powinno być zdążałem? Czas się pomieszał ;P

 

Pozdrawiam!

AmonRa dzięki!!!!!!!

 

No faktycznie jest tam pewien brak logiki. Ale nie będę już zmieniał tego bo jeszcze zepsuję. Kurcze ale się cieszę. 

 

Muszę coś powiedzieć na temat osoby, która zrobiła betę. Alicella bardzo, bardzo mi pomogła. Zapraszam do czytania jej tekstów bo są naprawdę dobre.

 

Ogromnie się cieszę. Życzę powodzenia. Tym bardziej, że choroba mi nieco odeszła :))))) Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, to świetna wiadomość, że choroba ustępuje :) Trzymam mocno kciuki, żebyś cieszył się dobrym zdrowiem i wszystko było jak najlepiej!

Pozdrawiam!

Ktoś mi kiedyś powiedział, że w pisaniu wcale nie chodzi o to, by napisać historię piękną językowo, piękną warsztatowo. Rzecz w tym, by napisać ciekawą historię. A robi się jeszcze sympatyczniej, gdy zgrany już na tysiąc sposobów motyw dostaje nowe brzmienie.

Przyznam, że do końca czytania nie powiązałem tej opowieści z gościem, który wyzionął ducha. Czuję się usatysfakcjonowany.

Jeśli chodzi o styl, potykałem się, co chwilę, ale to może być kwestia gustu W tajemnicy smiley Ci napiszę, że właśnie z powodu gustu odłożyłem na bok “Grę o tron” Martina. Tekst mnie męczył. Dziwne, prawda? A jednak.

Najważniejsze, że się starasz. Pracujesz, masz pomysły i szukasz oparcia wśród innych ludzi. 

Dołączam się do trzymających kciuki.

ManeTakelFares :))) Bardzo się cieszę. Tak właśnie zauważyłem, że ludziom podobają się takie teksty, które jakby to powiedzieć nie są oczywiste.

 

Serdecznie pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hmmm. Nie bardzo wiem, jak komentować, bo tekst wygląda na bardzo osobisty. Często widać, że dajesz swoim bohaterom coś z siebie, ale w tym opowiadaniu jest tego wyjątkowo dużo. A ja nie chcę się w to ładować z butami, żeby czegoś czasem nie skopać.

Robisz postępy.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Moim zdaniem największym atutem tej historii jest to, że kosmici nie są typowymi ufoludkami i nie pragną zniewolić ludzkości, tylko prowadzą badania. Do tego są nawet zdolni do wdzięczności, którą okazują, lecząc bohatera. Udało Ci się też zbudować napięcie podczas tej wędrówki przez las.

Przeczytałem. Pomysłowe. Dobre ufoludki. Pozdrawiam

Idzie Ci coraz lepiej :)

Przynoszę radość :)

Hej dawidiq150

Trochę zalegało mi to opowiadanie w kolejce. No, ale jestem :)

 

Może sama fabuła mnie nie powaliła i inne Twoje pomysły/opowiadania, pod tym względem podobały mi się bardziej, ale to jest zdecydowanie lepiej napisane. Gratulacje :)

Miło mi się ten tekst czytało, pozdrawiam :)

Dzięki!!!

 

To opowiadanie jest na faktach. Tak naprawdę było, że zgubiłem się w lesie. Ktoś z rodziców wpadł na pomysł bym napisał historyjkę. To było naprawdę łatwe dopisać jedynie trochę o obcych. Ale Alicella mi bardzo pomogła, bo w tamtym czasie pisałem dużo gorzej.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka