- Opowiadanie: Mordoc - Potęga Czasu

Potęga Czasu

Kolejna próba doprowadzenia mojej grafomanii do lepszego poziomu. Tym razem starałem się poprawić oryginalność treści, uwzględniając prawdopodobnie wszystkie wcześniejsze uwagi.

 

Zapraszam do czytania i komentowania, bo chętnie się dowiem, co jeszcze mogę ulepszyć (a trochę tego pewnie się znajdzie ;) )

 

Zmieniłem tytuł z “Czas” na “Potęga Czasu”, bo wyczytałem, że jednowyrazowy jest mało chwytliwy :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Potęga Czasu

W sali zebrali się dziennikarze, z niecierpliwością wyczekując rozpoczęcia konferencji. Kiedy miejsce na mównicy zajął mężczyzna o bulwiastej głowie i wąsie niedodającym uroku, rozmowy ucichły, a wzrok redaktorów skupił się na nim. Odchrząknął, poprawił niemodną marynarkę, rzucił okiem na kartkę i w końcu zabrał głos.

– To co dla nas jest przyszłością, dla innych oznacza teraźniejszość. I nie mówię tu o nierówności w rozwoju na świecie. Ale o czasie, czyli wciąż niezbadanym i trudnym do okiełznania zjawisku. Jednak są tacy, którzy próbują rzucić mu wyzwanie. Właśnie dla jednego z tych śmiałków zwołano tę konferencję. Osobowość roku 2072, Genialny Wynalazca, Najbogatszy Człowiek Globu i Waleczny Ekolog. To tylko nieliczne z tytułów naszego gościa. Przed państwem Ziggy Jackson! – zakończył energicznie prezenter, a następnie ustąpił miejsca przystojnemu mężczyźnie.

– Dzięki Barry, świetny z ciebie gość – powiedział Ziggy uśmiechając się w stylu gwiazd Hollywood, pokazując zadbane i nienaturalnie białe zęby. Drogiej i szytej na miarę marynarki nie musiał poprawiać, za to przejechał dłonią po krótkich, czarnych włosach. – Zanim zaczniemy, chciałbym powiedzieć, że te przydomki dla mnie nic nie znaczą. Byłem i pozostanę prostym chłopakiem z przedmieścia Londynu. A teraz zapraszam do zadawania pytań.

– Panie Jackson – zaczął młody mężczyzna w koszuli z krawatem w groszki. – W obliczu plagi, z którą mierzy się nasz świat, zaproponował pan rozwiązanie, jakim jest podróż w czasie o tysiąc pięćset lat, by uzyskać dostęp do technologii z innej epoki. Robi pan to z przyczyn ideologicznych czy też we własnym interesie?

– Jedno nie wyklucza drugiego – uśmiechnął się Jackson. – Zapoczątkowanie epoki podróży w czasie strasznie łechta moje ego, ale w moim interesie leży także, by żyć bez obawy, że któryś z moich bliskich zapadnie na śmiertelną chorobę.

– Jak pan się odniesie do teorii, że podróże w czasie są niemożliwe? Każda zmiana przeszłości spowodowałaby wykształcenie się nowej linii czasu, a więc nie dałoby się wrócić do pierwotnej. Nie wspominając o paradoksie dziadka – odezwała się kobieta w okularach.

– Ta tematyka jest mi znana, ale mój wehikuł działa inaczej, ponieważ opiera się na teorii równoległych światów. Mój plan polega na wysłaniu ludzi do najbardziej zbliżonego do naszego, którego teraźniejszość to rok 3573.

Sara wyłączyła telewizor, po czym usiadła na kanapie krzyżując ręce na piersi.

– Ja to oglądałem – zaprotestował Connor.

– Wybacz, ale nie mogłam słuchać tego bełkotu, a jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, że ty jutro bierzesz w tym udział.

– Ale kochanie – przysunął się by pogładzić jej długie, brązowe włosy. – To wielka szansa dla mnie, dla nas i naszego dziecka. Naprawdę nie chcesz zostać żoną uczestnika pierwszej ekspedycji wysłanej w przyszłość?

– Ty chyba w ogóle nie rozumiesz, o czym do ciebie mówię.

– O czym? – spytał, drapiąc się po trzydniowym zaroście.

– A o tym, że ten cały Jackson jest jakiś szemrany, a jego maszyna nie działa. Pomyśl logicznie. Gdyby podróże w czasie były możliwe, to dlaczego ludzie z przyszłości nie przybyliby do nas z pomocą?

– Pan Ziggy to ciężko pracujący człowiek, a jego plany podparte są latami badań i setkami obliczeń. Poza tym słyszałaś, że to nie są podróże w czasie, tylko międzyświatowe. A osoby z innych światów nas nie odwiedzają, bo widocznie wiedzą, że sobie poradzimy.

– A czytałeś opinie niezależnych mediów na temat Jacksona? Prawda jest taka, że dąży po trupach do celu, łamie prawa człowieka i przepłaca dziennikarzy.

– Dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat tych twoich siewców teorii spiskowych. Tylko czekam aż zaczniesz mi wmawiać, że ziemia jest płaska.

– Dobrze, rób jak uważasz – oburzyła się. – Jak coś się stanie, to będziesz mógł mieć pretensje do siebie.

– Co by się miało stać? – spytał w momencie kiedy Sara wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami.

 

* * *

 

Następnego dnia

 

– I jak tam, stary? – spytał niski mężczyzna o kręconych włosach i dziewiczym zaroście.

– To zależy, o co pytasz, Marvin – odpowiedział Connor, przystając na korytarzu, by znajomy mógł go dogonić. Obaj mieli na sobie białe kombinezony podobne do tych noszonych przez astronautów.

– Jak nastroje i ogólnie? Bo ja nadal nie mogę uwierzyć, że spośród tylu zgłoszeń akurat moje zostało wybrane. A misja już za chwilę!

– Ja się z tym oswoiłem jakoś pod koniec obozu przygotowawczego.

– Kogo chcesz oszukać? Przecież widzę, żeś niewyspany… A no tak, zapomniałem, że masz całkiem niezłą żonkę. Przyznaj, że nie dała ci pospać przed rozłąką – powiedział Marvin szturchając kolegę łokciem.

– Nie w sposób, o którym myślisz. Pokłóciliśmy się.

– Uuu, to słabo, ale nie wnikam. Ja w sumie też nie mogłem spać, ale to przez misję. Dlatego uznałem, że sobie pogram w Legendę Siedmiu Królestw. Mówię ci, stary ta nowa generacja gier wymiata. Czułem się jakbym był w środku rozgrywki jako bohater. Te wszystkie krainy wyglądały tak realistycznie, a efekty magiczne cud miód. Szkoda, że w naszym świecie nie ma magii, to by się szybciej zrobiło porządek z chorobami. Z drugiej strony moglibyśmy nie mieć okazji do podróży w czasie. A może magia istnieje, ale ktoś ukrywa ten fakt przed nami?

– Naszą magią jest nauka – podsumował Connor, a po chwili razem z Marvinem weszli do sali, w której czekała dwójka innych śmiałków. Znajdowała się tam także kanciasta, metalowa maszyna z rozsuwanymi drzwiami. Bohaterowie musieli uważać, żeby nie potknąć się o podpięte do niej przewody.

 W sąsiednim pomieszczeniu, oddzielonym szybą stał Jackson wraz ze swoją rudowłosą asystentką Grace Donnovan. Oboje mieli na sobie białe kitle.

Kiedy ochotnicy weszli do wehikułu i zajęli miejsca, Grace spojrzała na panel sterowania, nadusiła na jeden z przycisków, a drzwi od maszyny się zamknęły. Po chwili kobieta włączyła mikrofon.

– Rozpoczynam procedurę startową, sprawdzam zasilanie – powiedziała zmieniając pozycję kilku przełączników.  – Zasilanie w normie.

Wszyscy uczestnicy wyprawy siedzieli teraz z założonymi hełmami, wsłuchując się w głos Grace. Marvin widząc niepewność na twarzy Connora, mrugnął do niego, na co kolega odpowiedział uśmiechem i kciukiem w górę.

– Coś jest nie tak, wskaźniki zaczynają wariować! – powiedziała Grace.

– Wszystko jest w porządku – powiedział oschle Jackson.

– A co jeśli obliczenia nie były poprawne? – zwątpiła asystentka.

– Kontynuować! – rozkazał Ziggy. Były to ostatnie słowa, które usłyszał Connor przed hukiem i rozbłyskiem światła. Było na tyle jasno, że musiał zamknąć oczy. Gdy je otworzył, zobaczył brodatego starca pukającego w jego szybkę od kasku. 

– Wszystko w porządku? – spytał, a bohater zwrócił uwagę na jego workowate szaty. Nie tak wyobrażał sobie modę ludzi przyszłości.

– Prawdopodobnie – odpowiedział zdejmując nakrycie głowy, by zaczerpnąć powietrza. Po chwili wstał. – Moje pytanie może zabrzmieć dziwnie, ale który mamy rok?

– Pięćset trzynasty.

– Niemożliwe! – krzyknął, a następnie spojrzał w kierunku zabudowy znajdującej się w zasięgu wzroku. "Średniowieczny Londyn. Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę przeniosłem się w czasie o tysiąc pięćset lat. Zła, że w przeszłość zamiast w przyszłość. Co powinienem zrobić? Mam wiedzę, która w znaczącym stopniu przyspieszy rozwój technologii w tym świecie. Chyba powinienem zacząć od budowy maszyny parowej, a następnie zająć się rozwojem przemysłu elektrycznego. Jednak z drugiej strony przy tym poziomie edukacji ludzi, powrót do moich czasów wydaje się niemożliwy, zwłaszcza, że sam nie mam wystarczającej wiedzy na temat działania wehikułu pana Jacksona" – rozmyślał.

– Na pewno wszystko dobrze? Strasznie pobladłeś, młodzieńcze.

– Nic nie jest dobrze.

– Chętnie cię wysłucham – powiedział nieznajomy, opierając się na drewnianej lasce.

– I tak byś nie uwierzył, dobry człowieku… a tak właściwie nie dziwi cię mój ubiór?

– Nie. Legenda głosi, że wszyscy będą dziwić się przybycia wybrańca zdolnego zgładzić smoka nękającego nasze ziemie. A skoro ostrzegli, że będziemy się dziwić, to ja się nie dziwię.

– I niby ja mam być tym wybrańcem? Poza tym smoki nie istnieją, podobnie jak magia. 

– Wręcz przeciwnie smoki istnieją. Istnieje także magia, tylko trzeba w nią wierzyć.

"Świetnie, że też musiałem trafić na jakiegoś obłąkanego starca" – pomyślał, a po chwili dodał.

– Na mnie już pora.

– Zaczekaj! Nie wierzysz mi, prawda? – spytał nieznajomy, a kiedy Connor spojrzał w jego kierunku, zobaczył płomienie wyłaniające się z laski.

– Niemożliwe.

– A jednak. Tak jak widzisz, jestem czarodziejem i również ty możesz nim zostać. Mogę nauczyć cię najpotężniejszego czaru ofensywnego, czyli żółtej błyskawicy. Dzięki niemu pokonasz smoka.

– Zaraz, skoro znasz czar, którym można pokonać smoka, to dlaczego sam tego nie zrobisz?

– Ponieważ nie mam wystarczająco energii magicznej, zaś ty jako wybraniec masz jej więcej niż trzeba.

– A czy nauczyłbyś mnie czaru, która pozwala na podróż w czasie lub do innych światów?

– Nie, bo go nie znam, ale wiem, że istnieje. Dawno temu żył potężny mędrzec, protoplasta wszystkich magów. Władał mocą, o której się nikomu nie śniło. W tym także magią czasoprzestrzenną. Uznał jednak, że jest zbyt niebezpieczna, dlatego zamknął ją w zwoju i postawił na straży smoka. Ten miał za zadanie czekać na przybycie bohatera o czystym sercu. Jednak nikt taki się nie pojawił przez tysiąclecia, więc gad oszalał od czekania i zamieszkało w nim zło. Gdy go pokonasz zwój będzie twój.

"Wątpię, żebym miał czyste serce, ale jeśli wystarczy pokonać smoka, to jest nadzieja" – pomyślał, a po chwili spytał. – A czy znasz jakiś potężny czar leczący wszystkie choroby?

– Nie znam takiego, bo specjalizuję się w magii żywiołów. Jednak po drodze do Smoczej Góry znajduje się Las Wróżek. Spotkasz tam druida, a jeśli spełnisz jego żądania, to prawdopodobnie będzie skłonny cię uczyć.

– W porządku, to od czego zaczniemy nasz trening?

– To proste – powiedział starzec, a wokół jego palca wskazującego rozbłysnęła elektryczna iskra. Następnie dotknął Connora, którym aż wstrząsnęło.

– Czy to było konieczne?

– Jeżeli chcesz nauczyć się jakiegoś czaru, to musisz doświadczyć go na własnej skórze. A teraz słuchaj uważnie. Gdy zechcesz go użyć, musisz przywołać to uczucie i jednocześnie wierzyć, że ci się uda. Następnie musisz chcieć uwolnić energię. Będzie ci łatwiej ją kontrolować jeśli będziesz wskazywać ręką kierunek wystrzału. Spróbuj wskazać na tamto drzewo – polecił czarodziej, więc jego uczeń wykonał polecenie i po chwili z jego dłoni wystrzelił piorun. Drewno zaczęło płonąć, więc mag użył czaru wody, by je ugasić.

– To działa!

– Oczywiście, że działa, niedowiarku. Ostatnia rada, magia słucha siły woli czarodzieja, więc żeby stworzyć potężniejszy czar, musisz po prostu chcieć. Jak zaatakujesz z całej siły, ze smoka nic nie zostanie. A teraz ruszaj!

Connor podziękował, pożegnał się, a następnie poszedł w kierunku wskazanym przez nauczyciela. Po jakimś czasie dotarł do lasu mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy. Biegały po nim jednorożce i latały małe ludziki o skrzydełkach nieustannie zmieniających swoją barwę.

"To musi być Las Wróżek" – pomyślał, krocząc spokojnie przed siebie i przyglądając się oknom oraz drzwiom wbudowanym w drzewa. Zatrzymał się, gdy dotarł do rosnącej przy bagnie wierzby o gabarytach domku jednorodzinnego. Ona także pełniła funkcje mieszkalną.

Siedział przed nią wiekowy mężczyzna o skórze pokrytej korą drzewną, odziany w stare szaty porośnięte mchem.  

– Cóż cię do mnie sprowadza, przybyszu? – spytał druid.

– Chciałbym nauczyć się zaklęcia, który leczy wszystko – odpowiedział Connor.

– To potężne zaklęcie, dlatego chciałbym, żebyś dla mnie wykonał jedno trudne zadanie. Czy masz w sobie na tyle odwagi, by usłyszeć szczegóły?

– Zamieniam się w słuch.

– Dobrze zatem. Chciałbym, żebyś przyniósł mi niebieski kwiat z kolcami. Rośnie zaraz za tym drzewem – powiedział wskazując na pień znajdujący się ledwo kilka metrów dalej. Connor przez chwilę pomyślał, że druid żartuje, ale jego wyraz twarzy był bardzo poważny. Dlatego bohater wykonał polecenie. – Dziękuję.

– Czy coś jeszcze muszę zrobić?

– Nie, to wszystko – powiedział starzec, a po chwili z jego ciała wyłoniła się fala zielonej energii i wsiąknęła w Connora. Bohater doświadczył przyjemnej ulgi.

– Czuję się jak nowo narodzony, nawet moje ubytki w zębach zniknęły! – powiedział z ekscytacją.

– Tak właśnie działa ten czar. Skoro doświadczyłeś go na własnej skórze, to już wiesz jak go używać.

 Wybraniec podziękował, a następnie ruszył na spotkanie ze smokiem. Po opuszczeniu Lasu Wróżek zmuszony był podążać stromą, krętą ścieżką, aż dotarł na szczyt Smoczej Góry, na którym znajdowała się pieczara potwora.

Gdy zajrzał do środka, ujrzał żółtego, skrzydlatego jaszczura śpiącego w najlepsze. Uznał, że to świetna okazja by wygrać bez walki, więc wystrzelił w kierunku smoka błyskawicę. Jednak nie przyniosło to żadnego efektu, dlatego atak powtórzył, tym razem jeszcze mocniej. W końcu się zirytował i zaczął miotał we wroga niezliczoną ilością błyskawic, lecz potwór niewzruszony spał w najlepsze.

"Chyba muszę zmienić taktykę. Skoro dysponuję czarem leczącym wszystko, to uleczę serce smoka wypleniając z niego zło" – pomyślał, a następnie wystrzelił w kierunku gada wiązkę zielonej energii. Bestia natychmiast się obudziła.

– Niech zgadnę, przyszedłeś po zwój?

– Tak, rzuciłem na ciebie zaklęcie leczące wszystko, by wyleczyć twoje serce!

– Ale ja nie miałem problemów z sercem, ani z psychiką. Za to strasznie boli mnie w grzbiecie… zaraz! Przestało, o jak dobrze, znowu mogę się swobodnie poruszać. Ta rwa kulszowa już mi się dawała we znaki. Dzięki! Jesteś inny niż pozostali ludzie. Ledwo wejdą, to żadnego dzień dobry, tylko od progu ciskają we mnie piorunami. Głupcy nawet nie wiedzą, że jestem na nie odporny. Ale to wszystko wina tego maga! On biedaków podpuszcza, a ja się niepotrzebnie wkurzam i zabijam delikwentów. I potem męczą mnie wyrzuty sumienia, że spaliłem tych, którzy dali się zmanipulować. To pewnie zemsta tego drania. Przyszedł tu kiedyś po zwój, ale wyczułem jego złe intencje, więc mu odmówiłem. Od tamtego czasu pastwi się nade mną, próbując mnie złamać. Wie, że jak mnie zabije, to zwój przepadnie, więc próbuje wydusić go ode mnie w inny sposób. Ale teraz kiedy jestem w pełni sił, mogę go pokonać – wyjaśnił smok, a po chwili w jego łapie pojawił się złoty zwój. – Jest twój. Zrób porządek w innych czasach, czy światach, a ja sobie tutaj poradzę – podsumował jaszczur i odleciał. Connor rozwinął papier, a wtedy pojawił się magiczny portal. Gdy przeszedł przez niego, ponownie znalazł się w takim Londynie, jaki znał. Pobiegł do domu na spotkanie z Sarą i uściskał ją od progu.

– Nie uwierzysz, skarbie. Byłem w przeszłości, odkryłem, że magia istnieje i nauczyłem się zaklęcia leczącego wszystko!

– Wierzę ci, kochanie! Jestem z ciebie taka dumna! 

 

* * *

 

Ziggy Jackson obgryzał paznokcie w sali sądowej. Tuż obok niego siedział ubrany w togę łysy adwokat. Jego nietęga mina zdradzała wszystko.

– Wzywam na świadka Grace Donnovan – powiedział wiekowy sędzia w okularach i peruce, a po chwili kobieta zajęła wskazane miejsce. – Proszę podać swoje imię, nazwisko, wiek oraz co panią łączy z oskarżonym i poszkodowanymi.

– Grace Donnovan, trzydzieści dwa lata. Pracowałam w sztabie oskarżonego w roli jego asystentki.

– Pouczam panią, że składanie fałszywych zeznań wiąże się z konsekwencjami prawnymi. Czy jest pani tego świadoma?

– Jestem świadoma.

– Czy strona oskarżająca ma jakieś pytanie do świadka?

– Tak wysoki sądzie – odpowiedział młody, ciemnoskóry prokurator.

– Udzielam głosu.

– Proszę opowiedzieć, jak z pani perspektywy wyglądały ostatnie chwile przed tragedią i czy ostrzegała pani oskarżonego przed możliwym niepowodzeniem.

– Aż do procedury startowej byłam przekonana o poprawności obliczeń i powodzeniu projektu. Jednak wtedy wszystkie wskaźniki zaczęły się nieprawidłowo zachowywać, więc chciałam przerwać misję, ale oskarżony nalegał, by kontynuować i doszło do wybuchu maszyny.

– Nie mam więcej pytań – powiedział prokurator.

– Czy strona broniąca ma jakieś pytania? – spytał sędzia.

– Tak wysoki sądzie.

– Udzielam głosu.

– Jeśli dobrze zrozumiałem, brała pani udział we wszystkich badaniach, a co za tym idzie to pani obliczenia zawiodły?

– Sprzeciw! Wysoki sądzie praca świadka nie ma tu nic do rzeczy.

– Oddalam, posłuchajmy, co świadek ma do powiedzenia.

– Tak jak mówiłam, byłam przekonana, że moje obliczenia są poprawne, ale również to ja zorientowałam się, że popełniliśmy błędy i chciałam przerwać procedurę. Gdyby Jackson mnie posłuchał, nie doszłoby do tragedii.

– Nie mam więcej pytań – westchnął adwokat.

– Wzywam na świadka Sarę Smith – powiedział sędzia, więc kobieta zajęła wyznaczone miejsce. – Proszę podać swoje imię, nazwisko, wiek oraz co panią łączy z oskarżonym i poszkodowanymi.

– Sara Smith, dwadzieścia siedem lat, jestem żoną Connora Smitha, jednego z poszkodowanych. Z pozostałymi nie mam osobistych powiązań.

– Czy strona oskarżająca ma jakieś pytanie do świadka?

– Tak wysoki sądzie. Pani Saro proszę powiedzieć, w jakim stanie jest pokrzywdzony.

– Stracił obie nogi, ma poparzenia na całym ciele i jest w śpiączce – powiedziała łamliwym głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy.

Żadna ze stron nie miała do Sary więcej pytań, dlatego wróciła do domu. O przebiegu rozprawy i wyroku dowiedziała się po kilku dniach, gdy już trochę ochłonęła.

W jednym z artykułów został opisany przebieg rozprawy oraz wyrok, który brzmiał następująco:

 

"W związku z umyślnym spowodowaniem śmierci trzech osób i poważnym okaleczeniem czwartej, Ziggy Jackson jest zobowiązany do wypłacenia czterdziestu milionów funtów odszkodowania na rzecz rodzin pokrzywdzonych oraz został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności.".

 

Całość wpisu redaktor podsumował zdaniem “Czas świetności Ziggy’ego Jacksona dobiegł końca.”.

 

Koniec

Komentarze

Czytało się wyśmienicie, ale niestety nie zrozumiałam zakończenia. Bo skoro wrócił przez portal i uściskał żonę, to gdzie stracił nogi?;)

Lożanka bezprenumeratowa

Czytało się wyśmienicie

O kurcze, tego się nie spodziewałem, dzięki :)

 

ale niestety nie zrozumiałam zakończenia. Bo skoro wrócił przez portal i uściskał żonę, to gdzie stracił nogi?;)

W pierwszej części asystentka mówi, że obliczenia były złe, a wskaźniki wariują, następnie bohater słyszy huk, a co za tym idzie doszło do eksplozji. Druga część tekstu to tak naprawdę jego “sen”. Sam sobie dośpiewał, że skoro obliczenia były złe, to się cofnął w czasie zamiast udać się w przyszłość. Rozpoznał nawet Londyn z roku 513, a przynajmniej jego własną wizję (sam miewałem takie sny, w których coś widziałem i byłem przekonany “to na pewno ta budowla/miasto”) . Pojawił się też motyw magii, o którym rozmawiał z kolegą przed katastrofą. Całość kończy się fałszywym happy endem, w końcu z druidem poszło aż za łatwo, a żona od razu we wszystko uwierzyła nie mając żadnych pytań.

Końcówka to wyjaśnienie jak jest naprawdę, czyli rozprawa sądowa, na której dowiadujemy się, że bohater tak naprawdę jest w śpiączce , a pozostali uczestnicy ekspedycji (w tym Marvin) zginęli podczas awarii maszyny, która tak naprawdę nie miała prawa działać.

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz :)

 

Edit:

Miałem jeszcze pomysł by wpleść motyw defibrylatora jak mag uczy bohatera magii piorunów, ale wtedy pewnie zakończenie zostałoby za szybko zdradzone.

Hej, Mordoc!

 

Na początek łapanka-czepianka:

Obaj mieli na sobie białe kombinezony podobne do (+tych) noszonych przez astronautów.

Tak byłoby lepiej

 

– Coś jest nie tak, wskaźniki zaczynają wariować! – powiedziała Grace.

– Wszystko jest w porządku.

– A co jeśli obliczenia nie były poprawne?

– Kontynuować! – rozkazał Jackson.

Nie wiem kto mówi pogrubione kwestie. Zapewne pierwsze Marvin, drugie Connor, ale masz dialog aż czterech osób – to zawsze jest wyzwanie, żeby to przejrzyście opisać.

 

– Wszystko w porządku? – spytał, a bohater zwrócił uwagę na jego workowate szaty.

Określanie w tekście bohatera bohaterem zawsze jest dość ryzykowne. Tutaj faktycznie masz bohatera – podróżnika w czasie, ale to też w pewnym sensie ocena narratora.

 

"Świetnie, że też musiałem trafić na jakiegoś obłąkanego starca" – pomyślał, a po chwili dodał. – Na mnie już pora.

Kwestia dialogowa na końcu już powinna pójść od nowej linii.

 

wokół jego palca wskazującego przebiegła się iskra.

może “rozbłysły iskry”, ale biegająca iskra jest hmm… dyskusyjna :)

 

– Czuję się jak nowo narodzony, nawet moje ubytki w zębach zniknęły! – powiedział z ekscytacją.

Ej, no jak się o tym dowiedział?

Edit: dobra, już wiem. To tylko sen.

 

– Bohater podziękował, a następnie ruszył na spotkanie ze smokiem. Po opuszczeniu Lasu Wróżek zmuszony był podążać stromą, krętą ścieżką, aż dotarł na szczyt Smoczej Góry, na którym znajdowała się pieczara potwora.

Niepotrzebna półpauza, to nie kwestia dialogowa. No i znów “bohater”.

 

A teraz opinia o tekście:

Jestem pod wrażeniem postępów jakie poczyniłeś. Chodzi mi głównie o kwestie techniczne – nie naciąłem się tu na nic, przy czym wywróciłbym oczami.

Co do samej historii to podzieliłeś ją na trzy części.

Pierwsza jest dobra. Jest setting, jest konflikt, rozstawiasz tropy, którymi może pójść historia. Jest odpowiednie tempo.

Drugi galopuje od chwili eksplozji. To już nie jest ok. Nie mniej jednak wszystko jest zrozumiałe, łączy się. Miałem do tej części dużo zarzutów, dopóki nie przeczytałem Twojego komentarza. Jeśli to sen, to jakoś to się daje wytłumaczyć, ale:

1. Stawiasz bohaterów w przeróżnych niespodziewanych sytuacjach i ani razu żaden nie zareagował w stylu WTF?!

2. Szkolenie na maga i wszystkie te rzeczy odbywają się jak pstryknięcie palcami, dwa powtórzenia i już: znam potężny czar, którego nie znają największe magiczne umysły.

3. Dialogi brzmią raczej sztucznie, momentami bardzo infodumpowo.

4. W ogóle anglik z naszych czasów nie dogadałby się z takim sprzed piętnastu wieków. Język angielski wykształcił się względnie niedawno, wcześniej łatwiej mieliby chociażby Francuzi, a w VI wieku? Ciężko mi nawet zgadywać.

Trzecia część jest krótsza, przez co nie ma tego wrażenia pędzącego pociągu, aczkolwiek wciąż przemykasz się przez nią po łebkach. Scena jest skrótowa, ale dajesz w niej wszystkie informacje, gdyby…

…gdybyśmy wiedzieli, że to był sen. Tego w tekście po prostu nie ma i nie do końca jest jak się tego domyślić. W dodatku okazuje się, że większość tekstu jest tylko snem, majakiem. Nie do końca wtedy chwytam co chciałeś nam przekazać.

 

Jesteś chyba fanem konkretnej fantastyki, takiej wylewającej się z kartek/monitora. To jest ok. Jeśli przy tym okiełznasz swoje miliony pomysłów, to możesz pisać naprawdę ciekawe teksty.

 

Trzymam kciuki i życzę powodzenia w następnych tekstach.

 

Pozdrawiam!

 

Edit: tytuł to zawsze rzecz nad którą warto się pochylić. Takie, które są jednym słowem czasem też mają swój wydźwięk. Mamy przecież “Potop”, “Obcy”, “To”, “Joker” itd. Ciężko tu radzić jak go wybrać, ale to jest obszar, gdzie możesz nadać opowiadaniu nieco magii, celowo sprowadzić czytelnika na zły trop itd. Najważniejsze żebyś Ty go czuł. Są autorzy, którzy od tytułu zaczynają :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus, dzięki za komentarz i za to, że jednak nie omijasz moich tekstów :)

 

Nie wiem kto mówi pogrubione kwestie. Zapewne pierwsze Marvin, drugie Connor, ale masz dialog aż czterech osób – to zawsze jest wyzwanie, żeby to przejrzyście opisać.

To miał być dialog między Jacksonem i jego asystentką, a pozostali po prostu go słyszą przez mikrofon, ale masz racje, że można się pogubić. Dodałem informację, kto co mówi. 

 

Określanie w tekście bohatera bohaterem zawsze jest dość ryzykowne. Tutaj faktycznie masz bohatera – podróżnika w czasie, ale to też w pewnym sensie ocena narratora.

Wyżej użyłem już imienia “Connor”, więc raczej nie powinienem go powtórzyć. Masz jakiś pomysł, czym zastąpić słowo “bohater”? Czy określenie “przybysz” byłoby w porządku?

 

No i znów “bohater”.

Zastąpiłem słowem “wybraniec”

 

Ej, no jak się o tym dowiedział?

Mógł wyczuć językiem, że ubytki w zębach się zasklepiły.

 

Jestem pod wrażeniem postępów jakie poczyniłeś. Chodzi mi głównie o kwestie techniczne – nie naciąłem się tu na nic, przy czym wywróciłbym oczami.

Dzięki, cieszę się, bo staram się przyswajać i wprowadzać otrzymane rady, a z tego co napisałeś, wynika, że coś zostaje w tym moim łbie szaleńca ;)

1. Stawiasz bohaterów w przeróżnych niespodziewanych sytuacjach i ani razu żaden nie zareagował w stylu WTF?!

Główny bohater tak reagował, dziwił się, że mag nie jest zdziwiony jego kombinezonem oraz, że zadanie od druida jest banalne. A bohaterowie snu nie dziwili się, bo byli bohaterami snu.

 

2. Szkolenie na maga i wszystkie te rzeczy odbywają się jak pstryknięcie palcami, dwa powtórzenia i już: znam potężny czar, którego nie znają największe magiczne umysły.

W snach wszystko jest uproszczone i często się układa łatwo. Chciałem też uśpić czujność czytelnika, żeby myślał “strasznie łatwo mu to wszystko przychodzi”, by móc zaskoczyć zakończeniem.

 

3. Dialogi brzmią raczej sztucznie, momentami bardzo infodumpowo.

Muszę nad tym popracować. Masz może jakieś wskazówki jak powinny wyglądać naturalne dialogi?

 

4. W ogóle anglik z naszych czasów nie dogadałby się z takim sprzed piętnastu wieków. Język angielski wykształcił się względnie niedawno, wcześniej łatwiej mieliby chociażby Francuzi, a w VI wieku? Ciężko mi nawet zgadywać.

Na upartego mógłbym dać jakieś urządzenie tłumaczące, ale tutaj obronię się tym, że sen kieruje się swoimi prawami :p

 

Tego w tekście po prostu nie ma i nie do końca jest jak się tego domyślić. W dodatku okazuje się, że większość tekstu jest tylko snem, majakiem. Nie do końca wtedy chwytam co chciałeś nam przekazać

Chciałem, żeby czytelnik uwierzył, że bohater przeniósł się w czasie, by na końcu zaskoczyć zakończeniem, że tak naprawdę to wszystko były tylko projekcje w trakcie stanu śpiączki.

 

Jeśli przy tym okiełznasz swoje miliony pomysłów, to możesz pisać naprawdę ciekawe teksty.

Dzięki :)

 

Trzymam kciuki i życzę powodzenia w następnych tekstach.

Łączę wyrazy wdzięczności i również pozdrawiam :D

 

tytuł to zawsze rzecz nad którą warto się pochylić. Takie, które są jednym słowem czasem też mają swój wydźwięk. Mamy przecież “Potop”, “Obcy”, “To”, “Joker” itd. Ciężko tu radzić jak go wybrać, ale to jest obszar, gdzie możesz nadać opowiadaniu nieco magii, celowo sprowadzić czytelnika na zły trop itd. Najważniejsze żebyś Ty go czuł. Są autorzy, którzy od tytułu zaczynają :)

Dzięki za radę, mam z tym często problem, czasem go akceptuję, a czasem po prostu nie. W powyższym przypadku nadal coś mi nie gra :(

 

Hej, Mordoc!

 

To miał być dialog między Jacksonem i jego asystentką, a pozostali po prostu go słyszą przez mikrofon

Teraz skumałem. Można też zamiast dawać kolejnych atrybucji dialogowych, poprzedzić wymianę zdań stwierdzeniem w stylu “słuchali wymiany zdań między….”

 

Czy określenie “przybysz” byłoby w porządku?

Myślę, że ok.

 

Mógł wyczuć językiem, że ubytki w zębach się zasklepiły.

To musiał mieć już konkretne dziury :D Tu się przyczepię, bo np. pilotów wojskowych selekcjonuje się bardzo mocno, krzywa przegroda nosowa, czy zęby w złym stanie to zazwyczaj dyskwalifikacja. Stąd myślałbym, że do podróży w czasie też będą stosować surowe kryteria. Ale to już taki mój czep.

 

Muszę nad tym popracować. Masz może jakieś wskazówki jak powinny wyglądać naturalne dialogi?

Tutaj rada jest zazwyczaj taka sama: wsłuchaj się w to jak ludzie rozmawiają: na ulicy, w autobusie, w sklepie. Do tego polecam np. podcast Ewy Madeyskiej, jest jeden odcinek o sztuce dialogu, choć do odsłuchania polecam wszystkie. Na pewno znajdziesz ją w necie.

 

Wszystkie moje czepy, które wypunktowałem bronią się właśnie tym, że to jest sen. Żeby ten sen jakoś uwiarygodnić może rozdziel tekst asteryskami (***) w miejscu, gdzie dochodzi do eksplozji, a samą eksplozję przedstaw tak, żeby czytelnik wiedział, że bez szwanku nie da się stamtąd wyjść. Wtedy chociaż podejrzenie by mi przez myśl przeszło.

 

Chciałem, żeby czytelnik uwierzył, że bohater przeniósł się w czasie, by na końcu zaskoczyć zakończeniem, że tak naprawdę to wszystko były tylko projekcje w trakcie stanu śpiączki.

Ok, to jeśli jedyne co chciałeś to mnie zaskoczyć, to duża szansa, że wyjdę nieusatysfakcjonowany. Oprócz historii jaką chcesz opowiedzieć, spróbuj określić co chcesz powiedzieć. To może być banał: “wojna jest zła”, “nauka musi iść w parze z odpowiedzialnością”, “nie ma ładniejszych kwiatów niż krokusy”. A potem spróbuj zrobić tak, żeby to motto wybrzmiało między wierszami, żeby czytelnik sam to odczytał. Jesteśmy ciekawi jak na to patrzysz, możemy się nie zgadzać itd. ale jako czytelnicy chcemy właśnie tekstów o czymś, a nie tylko dla samej rozrywki (choć takie też mogą być dobre).

 

Mam nadzieję, że choć któraś wskazówka się przyda :)

 

Pozdrawiam i powodzenia!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć!

Ten pomysł jest dużo bardziej złożony i ciekawszy niż poprzedni tekst. Miałam tylko takie wrażenie, że trochę za szybko goniłeś z akcją. Niezbyt dobrze wypadają te długie rozmyślania bohatera. Moim zdanie robisz postępy, ten tekst czytało mi się przyjemniej niż poprzedni. 

Dzięki, Krokus wszystkie wskazówki się przydadzą :)

Chyba najbardziej istotne, że w powyższym tekście zapomniałem o poincie, morale.

nie ma ładniejszych kwiatów niż krokusy

Aż się uśmiechnąłem :)

 

 

Tu się przyczepię, bo np. pilotów wojskowych selekcjonuje się bardzo mocno, krzywa przegroda nosowa, czy zęby w złym stanie to zazwyczaj dyskwalifikacja. Stąd myślałbym, że do podróży w czasie też będą stosować surowe kryteria. Ale to już taki mój czep.

Podczas pisania przeszło mi przez myśl, że takie osoby powinny być wysportowane itp. Początkowo planowałem zrobić z Marvina niskiego grubaska, ale porzuciłem ten wątek właśnie z powyższych przyczyn, choć nie byłem pewien, czy uznać, że są restrykcje u Jacksona, czy nie więc ten wątek trochę olałem. Wygląd Marvina wobec tej zasady miał być neutralny, ale pisząc o zębach Connora już o tym zapomniałem. A mogłem napisać, że jakaś stara blizna mu się zagoiła, ale nie pomyślałem :(

 

 

Cześć, Alicella, dzięki za przeczytanie moich wypocin i komentarz.

Miałam tylko takie wrażenie, że trochę za szybko goniłeś z akcją.

To chyba któryś raz z rzędu, kiedy czytam tego typu opinię pod moimi tekstami, więc muszę na to zwrócić uwagę. Mogłabyś mi napisać czym to się objawia i jak to poprawić?

 

Niezbyt dobrze wypadają te długie rozmyślania bohatera.

Chodzi Ci o poniży fragment, tak?

"Średniowieczny Londyn. Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę przeniosłem się w czasie o tysiąc pięćset lat. Zła, że w przeszłość zamiast w przyszłość. Co powinienem zrobić? Mam wiedzę, która w znaczącym stopniu przyspieszy rozwój technologii w tym świecie. Chyba powinienem zacząć od budowy maszyny parowej, a następnie zająć się rozwojem przemysłu elektrycznego. Jednak z drugiej strony przy tym poziomie edukacji ludzi, powrót do moich czasów wydaje się niemożliwy, zwłaszcza, że sam nie mam wystarczającej wiedzy na temat działania wehikułu pana Jacksona"

Chodzi o to, że ogólnie z czegoś takiego zrezygnować czy po prostu źle to napisałem? Chciałem napisać ze dwa zdania o tym, co bohater planuje zrobić trafiając do nowego świata.

Moim zdanie robisz postępy, ten tekst czytało mi się przyjemniej niż poprzedni. 

To super, cieszę się :) Pamiętam, że ostatnio zwracałaś uwagę na opisy, czy zatem w tym tekście wypadają lepiej? 

 

Pozdrawiam :)

 

Edit:

Dodałem coś w deseń pointy/morału. 

Niestety nie wiem, czy pasuje w tej formie.

Cześć!

 

To chyba któryś raz z rzędu, kiedy czytam tego typu opinię pod moimi tekstami, więc muszę na to zwrócić uwagę. Mogłabyś mi napisać czym to się objawia i jak to poprawić?

Wrażenie bardzo szybkiego tempa wynika, moim zdaniem, z dwóch powodów, po pierwsze, masz tu prawie same dialogi, a po drugie, bohaterowi idzie za łatwo. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko dzieje się w jego wyobraźni, ale to nie wyklucza trudności. Akcję zwolniłby też opis emocji bohatera, bo przecież on nie wie, że śni więc powinien się bać, mieć jakieś rozterki, wspomnieć ukochaną itp.

 

Chodzi o to, że ogólnie z czegoś takiego zrezygnować czy po prostu źle to napisałem? Chciałem napisać ze dwa zdania o tym, co bohater planuje zrobić trafiając do nowego świata.

Zrezygnować albo podzielić i przeplatać z narracją, bo myśli są jak błyski, intensywne i krótkie. 

Pamiętam, że ostatnio zwracałaś uwagę na opisy, czy zatem w tym tekście wypadają lepiej? 

Opisy postaci, zwłaszcza ubioru, nadal nie są idealne, ale widzę, że próbujesz znaleźć złoty środek. W poprzednim tekście były zbyt ogólne i nie stanowiły podstawy dla wyobraźni (zwłaszcza opis król), tutaj są konkretniejsze.

 

Dodałem coś w deseń pointy/morału. 

Moim zdaniem nie wypada to dobrze. Morał jest skuteczny wtedy, gdy czytelnik sam go odkrywa, a nie dostaje w formie podsumowania na końcu. 

 

 

 

Mordoc,

 

Nie, to nie weszło dobrze. Nikt nie lubi być moralizowany. W morale, czy mottcie tekstu chodzi głównie o to, żeby z Twój tekst skłonił czytelnika do takich przemyśleń. To nie może być takie nachalne.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ok, to wywaliłem.

 

Jakby ktoś był ciekawy, co tam było:

 

Czas ma wiele imion: chwila, okres, wiek, przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, życie. Na temat jego potęgi ludzie dyskutują od dawna. Mawia się, że to pieniądz, leczy rany i ucieka, a jedynie szczęśliwi go nie liczą.

Ziggy za wszelką cenę próbował okiełznać samo zjawisko przy pomocy umysłu i pieniędzy, więc resztę życia spędzi w więzieniu. Connorowi już w młodym wieku spieszno było do sukcesów i złudnych okazji, dlatego także poniósł konsekwencje. Sara planowała uczynić swe życie szczęśliwym okresem, jednak nie na wszystko miała wpływ. Teraz pozostało jej cieszyć się pojedynczymi chwilami i łudzić, że nadejdzie dzień, w którym jej mąż odzyska przytomność.

Nikt tak naprawdę nie wie, ile czasu mu zostało, jednak każdy zastanawia się jak go spędzić. Szanujmy każdą chwilę i starajmy się mądrze dysponować czasem, bo to nieprzewidywalne zjawisko jeszcze nie raz nas zaskoczy. Zwłaszcza że to najważniejszy zasób, jakim człowiek dysponuje, ponieważ gdy się kończy, umieramy.

Hej Alicella,

dzięki za rady. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, ale jakoś zlał mi się Twój komentarz z moim i go przeoczyłem :(

Cześć!

 

Dziś będzie krótko, bo jestem na wyjeździe (jutro postaram się wpaść na dłużej).

Przeczytałem i mam mieszane uczucia. Całkiem spodobał mi się pomysł oraz mnogość wykorzystanych motywów. Tylko że akcja dzieje się w mocno nierównym tempie i przypomina grę komputerową. Bohater przed lotem beztrosko rozmawia z towarzyszem o jakiś bzdetach, przenosi się w przyszłość, dostaje questa, natychmiast rusza go wykonać, w międzyczasie side-quest, który potem okazuje się być kluczowy.

Końcówka trochę mnie zaintrygowała, jak rozumiem, to on do kolejnego świata wrócił, ale jej rozegranie mogłoby być nieco lepiej wytłumaczone imho (nie jestem pewien, czy dobrze ją odbieram)

Postaram się wpaść na dłużej jutro albo we wtorek.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Krar85,

już spieszę z wyjaśnieniami. W pierwszej części Sara opowiada Connorowi o tym, że podróże w czasie są niemożliwe, a pan Jackson jest podejrzanym i parszywym typem. Jednak narzeczony ignoruje ostrzeżenia kobiety. 

Następnie mamy rozmowę przed wyprawą, w której pojawia się motyw gry i magii. Dalej dowiadujemy się, że obliczenia są nieprawidłowe i powinno się przerwać procedurę.

Bohater budzi się w innych czasach, ale zamiast w przyszłości, znalazł się w średniowieczu. Myśli jak wrócić do swoich czasów i wszystko idzie mu podejrzanie łatwo. Na końcu jest rozprawa sądowa, w której dowiadujemy się z zeznań asystentki Jacksona, że maszyna nie działała, więc 3 uczestników zginęło, a jeden jest w śpiączce. Tym w śpiączce jest właśnie Connor, dlatego cała przygoda w średniowieczu, to po prostu projekcja senna podczas śpiączki.

Szczerze mówiąc opowiadania typu: to był tylko sen nie cieszą się jakimś specjalnym wzięciem. Jako czytelnik czuję się trochę oszukana, kiedy ktoś opowiada mi jakąś historię, a na koniec stwierdza, że to był tylko sen.

I właściwie nic nie osiągnąłeś, bo i po przygodach bohatera, zbrodnia Jacksona wypada blado.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka_Luz, dziękuję za opinię. 

 

Jako czytelnik czuję się trochę oszukana, kiedy ktoś opowiada mi jakąś historię, a na koniec stwierdza, że to był tylko sen.

Częściowo taki był cel, żeby nabrać czytelnika. Na początku ustami Sary zarysowałem, że podróże w czasie są niemożliwe. Podobnie jak w przypadku reporterki, która mówi o liniach czasowych. Gdyby nie ta konwencja i zbrodnia Jacksona, opowiadanie byłoby tylko o tym, że bohater znalazł się w utartej przygodzie ze świata fantasy. 

Cześć, Mordocu :) Jest to bodaj pierwsze opowiadanie Twojego autorstwa, z jakim mam do czynienia, toteż nie mogę ocenić, czy są postępy, czy też nie. Napiszę po prostu o wrażeniach, jakie towarzyszyły mi w trakcie lektury.

Zacznę od minusów, których, niestety, odnalazłem więcej. Po pierwsze nielogiczności, które mocno zbijały mnie z pantałyku. Na początku mamy prezentera w niemodnej marynarce i niezbyt przyjemnej aparycji – czy prezenterem nie powinna być osoba atrakcyjniejsza wizualnie? :D Ale to drobnostka, bo chwilę potem bohater przenosi się do średniowiecznego Londynu, który rozpoznaje ot tak, chociaż świat powinien wyglądać kompletnie inaczej i wywołać ogromną dezorientację. Rozmawia z lokalnym starcem bez żadnych przeszkód, chociaż jestem przekonany, że byłyby ogromne kłopoty z komunikacją. Na dodatek starzec opowiada mu o istnieniu magii, a Connor przyjmuje ten fakt bez żadnych pytań, czy choćby śladu zdziwienia. Postarałbym się na Twoim miejscu w przyszłości popracować nad tym aspektem opowiadanych historii, usiłuj przekonać czytelnika, że przedstawione wydarzenia są wiarygodne (jakkolwiek dziwnie to brzmi w odniesieniu do fantastyki :p). 

Kolejna sprawa: wszystko przychodzi bardzo łatwo. Potężny czar ofensywny to kwestia kilku minut i już pierwsza próba kończy się sukcesem. Poważny quest dla druida to kwestia zerwania kwiatka rosnącego za drzewem i już. Starcie ze smokiem – nie mogło pójść lepiej :P Oczywiście wydarzenia te tłumaczy fakt, iż wszystko było majakiem pogrążonego w śpiączce Connora, ale pojawia się kolejny problem: poczułem się rozczarowany, że większość opisanych wydarzeń tak naprawdę nie miała miejsca! Nie jestem fanem opisywania snów i, jak się zdaje, mało kto jest.

Historia przywodzi na myśl grę MMORPG. Mag, który mówi nauczę cię najsilniejszego czaru ofensywnego, żółtej błyskawicy, quest dla druida… Prawdę powiedziawszy, niespecjalnie przepadam za przenoszeniem mechaniki gier komputerowych do fantastyki ;p

A teraz plusy. Widać, że starałeś się zaskoczyć czytelnika i podwójne zakończenie niesie ze sobą pewien potencjał. Miałeś zamysł, a to bardzo ważne i dobrze rokuje na przyszłość ;) Początek intrygujący i zachęca do dalszej lektury, a wątpliwości wyrażane przez Sarę w trakcie rozmowy z Connorem podsuwają czytelnikowi pomysł, że coś pieprznie i nie pójdzie kolorowo – budzi to ciekawość. 

Wykonanie nie jest złe. Wprawdzie zdarzają się wpadki, brakuje trochę przecinków, ale na pewno nie jest to grafomania i nie powinieneś być dla siebie tak surowy, jak w przedmowie. 

Pisz dalej, próbuj, widzę u Ciebie potencjał :D Chętnie przeczytam kolejny Twój tekst.

 

Nie robiłem dokładnej łapanki, ale kilka rzeczy wypisałem:

 

a następnie zrobił miejsce przystojnemu mężczyźnie.

Zrobił miejsce brzmi fatalnie. Może ustąpił miejsca przystojnemu mężczyźnie?

 

Sara wyłączyła telewizor, po czym usiadła na kanapie krzyżując ręce na klatce piersiowej.

To chyba nie do końca błąd, ale klatka piersiowa bardziej kojarzy mi się z mężczyzną. Czy nie prościej byłoby krzyżując ręce na piersi?

 

– 513.

Grace Donnovan, 32 lata

Sara Smith, 27 lat,

Liczebniki zapisujemy słownie. Pięćset trzynaście, trzydzieści dwa, dwadzieścia siedem :D

 

Pozdrawiam!

Cześć AmonRa, dzięki za wizytę i komentarz :) 

Na początku mamy prezentera w niemodnej marynarce i niezbyt przyjemnej aparycji – czy prezenterem nie powinna być osoba atrakcyjniejsza wizualnie?

To zależy. Prezenter może być po prostu charakterystyczny, żeby ludzie łatwo go kojarzyli ewentualnie można pójść w drugą stronę, czyli kogoś, kto nie skradnie całego show. W tym przypadku gwiazdą programu był Jackson. A samego prezentera po prostu wzorowałem na tym panu:

https://i.chzbgr.com/full/6713550336/h78662653/mrpotato-head-totally-looks-like-steve-harvey

 

na pewno nie jest to grafomania i nie powinieneś być dla siebie tak surowy, jak w przedmowie. 

Dzięki za komplement :) Ale chyba z dwojga złego lepiej w tę stronę, niż w arogancję :D

Ale taki też mam charakter, że dopóki coś nie będzie idealne, to nie będę zadowolony.

 

Pisz dalej, próbuj, widzę u Ciebie potencjał :D Chętnie przeczytam kolejny Twój tekst.

Dzięki, to miło z Twojej strony :D Jeden tekst opublikuję niebawem (może nawet dzisiaj). Napisałem go w miniony weekend, ale uznałem, że dam mu trochę poleżeć. Konwencja zupełnie inna.

 

Liczebniki zapisujemy słownie. Pięćset trzynaście, trzydzieści dwa, dwadzieścia siedem :D

Aj, to już gapiostwo z mojej strony, już w jednym opowiadaniu zwrócono mi uwagę (chyba Regulatorzy to była), że liczebniki zapisuje się słownie. Na swoją obronę mam jedynie, że nie byłem pewien, czy roku też to dotyczy, więc guglałem i wydawało mi się, że można liczbowo. W przypadku wieku kobiet chyba wyobraziłem sobie coś w deseń protokołu. Ale tak się tylko tłumaczę, bo już poprawiłem, podobnie jak te fragmenty o piersiach i ustępowaniu miejsca. Dziękuję za zwrócenie uwagi i sugestie :)

 

 

Co do tekstu, to tak jak zauważyłeś chciałem zaskoczyć czytelnika. Po drodze dawałem jakieś wskazówki (wątpliwości Sary, rozmowa z Marvinem o magii). Wcześniej miałem koncepcję, żeby przenieść bohatera (który ma naukowe podejście i spróbuje za pomocą wiedzy stopniowo odtwarzać technologię swoich czasów, by zbudować wehikuł czasu i wrócić) do średniowiecza i zetknąć go z magią, w którą nie wierzy. Później jednak uznałem, że ciekawsze będzie jeśli na końcu okaże się, że rzeczywistość jest zupełnie inna, dlatego też wszystko, co działo się we śnie było mocno uproszczone. W końcu we śnie interpretujemy rzeczywistość po swojemu. Mi przykładowo kilka razy śniło się, że oglądałem jakieś budowle w USA, wiedząc, że to Stany, mimo iż nigdy tam nie byłem, a i geograficznie konkretne obiekty są w rzeczywistości w innym miejscu i otoczeniu.

 

Ogólnie to nie pierwsza negatywna opinia na temat użycia snu w ten sposób, dlatego postaram się w przyszłości tego unikać, a przynajmniej w celu zwiedzenia czytelnika, bo dla rozwoju bohatera zapewne da się to jakoś lepiej wykorzystać :)

 

Bardzo dziękuję za opinię i do zobaczenia wkrótce. Widziałem, że jesteś jurorem nowego konkursu. Na pewno wezmę w nim udział, a za jakiś czas zajrzę też pewnie do Twojej twórczości :)

 

Również pozdrawiam :D

 

Hej!

 

Tym w śpiączce jest właśnie Connor, dlatego cała przygoda w średniowieczu, to po prostu projekcja senna podczas śpiączki.

To tego kompletnie nie złapałem. Założyłem, że bohater trafił do jakiegoś cudownego, fantastycznego świata, w którym wszystko szło po jego myśli. Trochę zabrakło tu jakiś naprowadzeń: może snów, albo symboliki. Bo sama rozmowa przed to trochę za mało (przynajmniej dla mnie) Kolejna sprawa, że ten świat wydaje się być zbyt spójny, jak na projekcję świadomości. Moje sny są zazwyczaj niespójne, a tu mamy prostą, liniowa fabułę.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krar! 

Moje sny są zazwyczaj niespójne, a tu mamy prostą, liniowa fabułę.

To ja miewam i spójne i niespójne. Wiele razy śniło mi się, że nagle jestem nie wiadomo jak silny, mogę biec i biec bez zmęczenia albo podciągać się na drążku, niemalże w nieskończoność. Dlatego w tym przypadku także bohaterowi szło łatwo, bo po prostu chciałem, żeby czytelnik tak myślał “phi nudne, idzie mu łatwo”, żeby na końcu dostać zaskoczenie, że to jednak fikcja.

W każdym razie to opowiadanie okazało się kolejnym nieudanym eksperymentem, ale przynajmniej wyciągnąłem jakieś wnioski :)

 

Również pozdrawiam :D

Nowa Fantastyka