W sali zebrali się dziennikarze, z niecierpliwością wyczekując rozpoczęcia konferencji. Kiedy miejsce na mównicy zajął mężczyzna o bulwiastej głowie i wąsie niedodającym uroku, rozmowy ucichły, a wzrok redaktorów skupił się na nim. Odchrząknął, poprawił niemodną marynarkę, rzucił okiem na kartkę i w końcu zabrał głos.
– To co dla nas jest przyszłością, dla innych oznacza teraźniejszość. I nie mówię tu o nierówności w rozwoju na świecie. Ale o czasie, czyli wciąż niezbadanym i trudnym do okiełznania zjawisku. Jednak są tacy, którzy próbują rzucić mu wyzwanie. Właśnie dla jednego z tych śmiałków zwołano tę konferencję. Osobowość roku 2072, Genialny Wynalazca, Najbogatszy Człowiek Globu i Waleczny Ekolog. To tylko nieliczne z tytułów naszego gościa. Przed państwem Ziggy Jackson! – zakończył energicznie prezenter, a następnie ustąpił miejsca przystojnemu mężczyźnie.
– Dzięki Barry, świetny z ciebie gość – powiedział Ziggy uśmiechając się w stylu gwiazd Hollywood, pokazując zadbane i nienaturalnie białe zęby. Drogiej i szytej na miarę marynarki nie musiał poprawiać, za to przejechał dłonią po krótkich, czarnych włosach. – Zanim zaczniemy, chciałbym powiedzieć, że te przydomki dla mnie nic nie znaczą. Byłem i pozostanę prostym chłopakiem z przedmieścia Londynu. A teraz zapraszam do zadawania pytań.
– Panie Jackson – zaczął młody mężczyzna w koszuli z krawatem w groszki. – W obliczu plagi, z którą mierzy się nasz świat, zaproponował pan rozwiązanie, jakim jest podróż w czasie o tysiąc pięćset lat, by uzyskać dostęp do technologii z innej epoki. Robi pan to z przyczyn ideologicznych czy też we własnym interesie?
– Jedno nie wyklucza drugiego – uśmiechnął się Jackson. – Zapoczątkowanie epoki podróży w czasie strasznie łechta moje ego, ale w moim interesie leży także, by żyć bez obawy, że któryś z moich bliskich zapadnie na śmiertelną chorobę.
– Jak pan się odniesie do teorii, że podróże w czasie są niemożliwe? Każda zmiana przeszłości spowodowałaby wykształcenie się nowej linii czasu, a więc nie dałoby się wrócić do pierwotnej. Nie wspominając o paradoksie dziadka – odezwała się kobieta w okularach.
– Ta tematyka jest mi znana, ale mój wehikuł działa inaczej, ponieważ opiera się na teorii równoległych światów. Mój plan polega na wysłaniu ludzi do najbardziej zbliżonego do naszego, którego teraźniejszość to rok 3573.
Sara wyłączyła telewizor, po czym usiadła na kanapie krzyżując ręce na piersi.
– Ja to oglądałem – zaprotestował Connor.
– Wybacz, ale nie mogłam słuchać tego bełkotu, a jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, że ty jutro bierzesz w tym udział.
– Ale kochanie – przysunął się by pogładzić jej długie, brązowe włosy. – To wielka szansa dla mnie, dla nas i naszego dziecka. Naprawdę nie chcesz zostać żoną uczestnika pierwszej ekspedycji wysłanej w przyszłość?
– Ty chyba w ogóle nie rozumiesz, o czym do ciebie mówię.
– O czym? – spytał, drapiąc się po trzydniowym zaroście.
– A o tym, że ten cały Jackson jest jakiś szemrany, a jego maszyna nie działa. Pomyśl logicznie. Gdyby podróże w czasie były możliwe, to dlaczego ludzie z przyszłości nie przybyliby do nas z pomocą?
– Pan Ziggy to ciężko pracujący człowiek, a jego plany podparte są latami badań i setkami obliczeń. Poza tym słyszałaś, że to nie są podróże w czasie, tylko międzyświatowe. A osoby z innych światów nas nie odwiedzają, bo widocznie wiedzą, że sobie poradzimy.
– A czytałeś opinie niezależnych mediów na temat Jacksona? Prawda jest taka, że dąży po trupach do celu, łamie prawa człowieka i przepłaca dziennikarzy.
– Dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat tych twoich siewców teorii spiskowych. Tylko czekam aż zaczniesz mi wmawiać, że ziemia jest płaska.
– Dobrze, rób jak uważasz – oburzyła się. – Jak coś się stanie, to będziesz mógł mieć pretensje do siebie.
– Co by się miało stać? – spytał w momencie kiedy Sara wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami.
* * *
Następnego dnia
– I jak tam, stary? – spytał niski mężczyzna o kręconych włosach i dziewiczym zaroście.
– To zależy, o co pytasz, Marvin – odpowiedział Connor, przystając na korytarzu, by znajomy mógł go dogonić. Obaj mieli na sobie białe kombinezony podobne do tych noszonych przez astronautów.
– Jak nastroje i ogólnie? Bo ja nadal nie mogę uwierzyć, że spośród tylu zgłoszeń akurat moje zostało wybrane. A misja już za chwilę!
– Ja się z tym oswoiłem jakoś pod koniec obozu przygotowawczego.
– Kogo chcesz oszukać? Przecież widzę, żeś niewyspany… A no tak, zapomniałem, że masz całkiem niezłą żonkę. Przyznaj, że nie dała ci pospać przed rozłąką – powiedział Marvin szturchając kolegę łokciem.
– Nie w sposób, o którym myślisz. Pokłóciliśmy się.
– Uuu, to słabo, ale nie wnikam. Ja w sumie też nie mogłem spać, ale to przez misję. Dlatego uznałem, że sobie pogram w Legendę Siedmiu Królestw. Mówię ci, stary ta nowa generacja gier wymiata. Czułem się jakbym był w środku rozgrywki jako bohater. Te wszystkie krainy wyglądały tak realistycznie, a efekty magiczne cud miód. Szkoda, że w naszym świecie nie ma magii, to by się szybciej zrobiło porządek z chorobami. Z drugiej strony moglibyśmy nie mieć okazji do podróży w czasie. A może magia istnieje, ale ktoś ukrywa ten fakt przed nami?
– Naszą magią jest nauka – podsumował Connor, a po chwili razem z Marvinem weszli do sali, w której czekała dwójka innych śmiałków. Znajdowała się tam także kanciasta, metalowa maszyna z rozsuwanymi drzwiami. Bohaterowie musieli uważać, żeby nie potknąć się o podpięte do niej przewody.
W sąsiednim pomieszczeniu, oddzielonym szybą stał Jackson wraz ze swoją rudowłosą asystentką Grace Donnovan. Oboje mieli na sobie białe kitle.
Kiedy ochotnicy weszli do wehikułu i zajęli miejsca, Grace spojrzała na panel sterowania, nadusiła na jeden z przycisków, a drzwi od maszyny się zamknęły. Po chwili kobieta włączyła mikrofon.
– Rozpoczynam procedurę startową, sprawdzam zasilanie – powiedziała zmieniając pozycję kilku przełączników. – Zasilanie w normie.
Wszyscy uczestnicy wyprawy siedzieli teraz z założonymi hełmami, wsłuchując się w głos Grace. Marvin widząc niepewność na twarzy Connora, mrugnął do niego, na co kolega odpowiedział uśmiechem i kciukiem w górę.
– Coś jest nie tak, wskaźniki zaczynają wariować! – powiedziała Grace.
– Wszystko jest w porządku – powiedział oschle Jackson.
– A co jeśli obliczenia nie były poprawne? – zwątpiła asystentka.
– Kontynuować! – rozkazał Ziggy. Były to ostatnie słowa, które usłyszał Connor przed hukiem i rozbłyskiem światła. Było na tyle jasno, że musiał zamknąć oczy. Gdy je otworzył, zobaczył brodatego starca pukającego w jego szybkę od kasku.
– Wszystko w porządku? – spytał, a bohater zwrócił uwagę na jego workowate szaty. Nie tak wyobrażał sobie modę ludzi przyszłości.
– Prawdopodobnie – odpowiedział zdejmując nakrycie głowy, by zaczerpnąć powietrza. Po chwili wstał. – Moje pytanie może zabrzmieć dziwnie, ale który mamy rok?
– Pięćset trzynasty.
– Niemożliwe! – krzyknął, a następnie spojrzał w kierunku zabudowy znajdującej się w zasięgu wzroku. "Średniowieczny Londyn. Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę przeniosłem się w czasie o tysiąc pięćset lat. Zła, że w przeszłość zamiast w przyszłość. Co powinienem zrobić? Mam wiedzę, która w znaczącym stopniu przyspieszy rozwój technologii w tym świecie. Chyba powinienem zacząć od budowy maszyny parowej, a następnie zająć się rozwojem przemysłu elektrycznego. Jednak z drugiej strony przy tym poziomie edukacji ludzi, powrót do moich czasów wydaje się niemożliwy, zwłaszcza, że sam nie mam wystarczającej wiedzy na temat działania wehikułu pana Jacksona" – rozmyślał.
– Na pewno wszystko dobrze? Strasznie pobladłeś, młodzieńcze.
– Nic nie jest dobrze.
– Chętnie cię wysłucham – powiedział nieznajomy, opierając się na drewnianej lasce.
– I tak byś nie uwierzył, dobry człowieku… a tak właściwie nie dziwi cię mój ubiór?
– Nie. Legenda głosi, że wszyscy będą dziwić się przybycia wybrańca zdolnego zgładzić smoka nękającego nasze ziemie. A skoro ostrzegli, że będziemy się dziwić, to ja się nie dziwię.
– I niby ja mam być tym wybrańcem? Poza tym smoki nie istnieją, podobnie jak magia.
– Wręcz przeciwnie smoki istnieją. Istnieje także magia, tylko trzeba w nią wierzyć.
"Świetnie, że też musiałem trafić na jakiegoś obłąkanego starca" – pomyślał, a po chwili dodał.
– Na mnie już pora.
– Zaczekaj! Nie wierzysz mi, prawda? – spytał nieznajomy, a kiedy Connor spojrzał w jego kierunku, zobaczył płomienie wyłaniające się z laski.
– Niemożliwe.
– A jednak. Tak jak widzisz, jestem czarodziejem i również ty możesz nim zostać. Mogę nauczyć cię najpotężniejszego czaru ofensywnego, czyli żółtej błyskawicy. Dzięki niemu pokonasz smoka.
– Zaraz, skoro znasz czar, którym można pokonać smoka, to dlaczego sam tego nie zrobisz?
– Ponieważ nie mam wystarczająco energii magicznej, zaś ty jako wybraniec masz jej więcej niż trzeba.
– A czy nauczyłbyś mnie czaru, która pozwala na podróż w czasie lub do innych światów?
– Nie, bo go nie znam, ale wiem, że istnieje. Dawno temu żył potężny mędrzec, protoplasta wszystkich magów. Władał mocą, o której się nikomu nie śniło. W tym także magią czasoprzestrzenną. Uznał jednak, że jest zbyt niebezpieczna, dlatego zamknął ją w zwoju i postawił na straży smoka. Ten miał za zadanie czekać na przybycie bohatera o czystym sercu. Jednak nikt taki się nie pojawił przez tysiąclecia, więc gad oszalał od czekania i zamieszkało w nim zło. Gdy go pokonasz zwój będzie twój.
"Wątpię, żebym miał czyste serce, ale jeśli wystarczy pokonać smoka, to jest nadzieja" – pomyślał, a po chwili spytał. – A czy znasz jakiś potężny czar leczący wszystkie choroby?
– Nie znam takiego, bo specjalizuję się w magii żywiołów. Jednak po drodze do Smoczej Góry znajduje się Las Wróżek. Spotkasz tam druida, a jeśli spełnisz jego żądania, to prawdopodobnie będzie skłonny cię uczyć.
– W porządku, to od czego zaczniemy nasz trening?
– To proste – powiedział starzec, a wokół jego palca wskazującego rozbłysnęła elektryczna iskra. Następnie dotknął Connora, którym aż wstrząsnęło.
– Czy to było konieczne?
– Jeżeli chcesz nauczyć się jakiegoś czaru, to musisz doświadczyć go na własnej skórze. A teraz słuchaj uważnie. Gdy zechcesz go użyć, musisz przywołać to uczucie i jednocześnie wierzyć, że ci się uda. Następnie musisz chcieć uwolnić energię. Będzie ci łatwiej ją kontrolować jeśli będziesz wskazywać ręką kierunek wystrzału. Spróbuj wskazać na tamto drzewo – polecił czarodziej, więc jego uczeń wykonał polecenie i po chwili z jego dłoni wystrzelił piorun. Drewno zaczęło płonąć, więc mag użył czaru wody, by je ugasić.
– To działa!
– Oczywiście, że działa, niedowiarku. Ostatnia rada, magia słucha siły woli czarodzieja, więc żeby stworzyć potężniejszy czar, musisz po prostu chcieć. Jak zaatakujesz z całej siły, ze smoka nic nie zostanie. A teraz ruszaj!
Connor podziękował, pożegnał się, a następnie poszedł w kierunku wskazanym przez nauczyciela. Po jakimś czasie dotarł do lasu mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy. Biegały po nim jednorożce i latały małe ludziki o skrzydełkach nieustannie zmieniających swoją barwę.
"To musi być Las Wróżek" – pomyślał, krocząc spokojnie przed siebie i przyglądając się oknom oraz drzwiom wbudowanym w drzewa. Zatrzymał się, gdy dotarł do rosnącej przy bagnie wierzby o gabarytach domku jednorodzinnego. Ona także pełniła funkcje mieszkalną.
Siedział przed nią wiekowy mężczyzna o skórze pokrytej korą drzewną, odziany w stare szaty porośnięte mchem.
– Cóż cię do mnie sprowadza, przybyszu? – spytał druid.
– Chciałbym nauczyć się zaklęcia, który leczy wszystko – odpowiedział Connor.
– To potężne zaklęcie, dlatego chciałbym, żebyś dla mnie wykonał jedno trudne zadanie. Czy masz w sobie na tyle odwagi, by usłyszeć szczegóły?
– Zamieniam się w słuch.
– Dobrze zatem. Chciałbym, żebyś przyniósł mi niebieski kwiat z kolcami. Rośnie zaraz za tym drzewem – powiedział wskazując na pień znajdujący się ledwo kilka metrów dalej. Connor przez chwilę pomyślał, że druid żartuje, ale jego wyraz twarzy był bardzo poważny. Dlatego bohater wykonał polecenie. – Dziękuję.
– Czy coś jeszcze muszę zrobić?
– Nie, to wszystko – powiedział starzec, a po chwili z jego ciała wyłoniła się fala zielonej energii i wsiąknęła w Connora. Bohater doświadczył przyjemnej ulgi.
– Czuję się jak nowo narodzony, nawet moje ubytki w zębach zniknęły! – powiedział z ekscytacją.
– Tak właśnie działa ten czar. Skoro doświadczyłeś go na własnej skórze, to już wiesz jak go używać.
Wybraniec podziękował, a następnie ruszył na spotkanie ze smokiem. Po opuszczeniu Lasu Wróżek zmuszony był podążać stromą, krętą ścieżką, aż dotarł na szczyt Smoczej Góry, na którym znajdowała się pieczara potwora.
Gdy zajrzał do środka, ujrzał żółtego, skrzydlatego jaszczura śpiącego w najlepsze. Uznał, że to świetna okazja by wygrać bez walki, więc wystrzelił w kierunku smoka błyskawicę. Jednak nie przyniosło to żadnego efektu, dlatego atak powtórzył, tym razem jeszcze mocniej. W końcu się zirytował i zaczął miotał we wroga niezliczoną ilością błyskawic, lecz potwór niewzruszony spał w najlepsze.
"Chyba muszę zmienić taktykę. Skoro dysponuję czarem leczącym wszystko, to uleczę serce smoka wypleniając z niego zło" – pomyślał, a następnie wystrzelił w kierunku gada wiązkę zielonej energii. Bestia natychmiast się obudziła.
– Niech zgadnę, przyszedłeś po zwój?
– Tak, rzuciłem na ciebie zaklęcie leczące wszystko, by wyleczyć twoje serce!
– Ale ja nie miałem problemów z sercem, ani z psychiką. Za to strasznie boli mnie w grzbiecie… zaraz! Przestało, o jak dobrze, znowu mogę się swobodnie poruszać. Ta rwa kulszowa już mi się dawała we znaki. Dzięki! Jesteś inny niż pozostali ludzie. Ledwo wejdą, to żadnego dzień dobry, tylko od progu ciskają we mnie piorunami. Głupcy nawet nie wiedzą, że jestem na nie odporny. Ale to wszystko wina tego maga! On biedaków podpuszcza, a ja się niepotrzebnie wkurzam i zabijam delikwentów. I potem męczą mnie wyrzuty sumienia, że spaliłem tych, którzy dali się zmanipulować. To pewnie zemsta tego drania. Przyszedł tu kiedyś po zwój, ale wyczułem jego złe intencje, więc mu odmówiłem. Od tamtego czasu pastwi się nade mną, próbując mnie złamać. Wie, że jak mnie zabije, to zwój przepadnie, więc próbuje wydusić go ode mnie w inny sposób. Ale teraz kiedy jestem w pełni sił, mogę go pokonać – wyjaśnił smok, a po chwili w jego łapie pojawił się złoty zwój. – Jest twój. Zrób porządek w innych czasach, czy światach, a ja sobie tutaj poradzę – podsumował jaszczur i odleciał. Connor rozwinął papier, a wtedy pojawił się magiczny portal. Gdy przeszedł przez niego, ponownie znalazł się w takim Londynie, jaki znał. Pobiegł do domu na spotkanie z Sarą i uściskał ją od progu.
– Nie uwierzysz, skarbie. Byłem w przeszłości, odkryłem, że magia istnieje i nauczyłem się zaklęcia leczącego wszystko!
– Wierzę ci, kochanie! Jestem z ciebie taka dumna!
* * *
Ziggy Jackson obgryzał paznokcie w sali sądowej. Tuż obok niego siedział ubrany w togę łysy adwokat. Jego nietęga mina zdradzała wszystko.
– Wzywam na świadka Grace Donnovan – powiedział wiekowy sędzia w okularach i peruce, a po chwili kobieta zajęła wskazane miejsce. – Proszę podać swoje imię, nazwisko, wiek oraz co panią łączy z oskarżonym i poszkodowanymi.
– Grace Donnovan, trzydzieści dwa lata. Pracowałam w sztabie oskarżonego w roli jego asystentki.
– Pouczam panią, że składanie fałszywych zeznań wiąże się z konsekwencjami prawnymi. Czy jest pani tego świadoma?
– Jestem świadoma.
– Czy strona oskarżająca ma jakieś pytanie do świadka?
– Tak wysoki sądzie – odpowiedział młody, ciemnoskóry prokurator.
– Udzielam głosu.
– Proszę opowiedzieć, jak z pani perspektywy wyglądały ostatnie chwile przed tragedią i czy ostrzegała pani oskarżonego przed możliwym niepowodzeniem.
– Aż do procedury startowej byłam przekonana o poprawności obliczeń i powodzeniu projektu. Jednak wtedy wszystkie wskaźniki zaczęły się nieprawidłowo zachowywać, więc chciałam przerwać misję, ale oskarżony nalegał, by kontynuować i doszło do wybuchu maszyny.
– Nie mam więcej pytań – powiedział prokurator.
– Czy strona broniąca ma jakieś pytania? – spytał sędzia.
– Tak wysoki sądzie.
– Udzielam głosu.
– Jeśli dobrze zrozumiałem, brała pani udział we wszystkich badaniach, a co za tym idzie to pani obliczenia zawiodły?
– Sprzeciw! Wysoki sądzie praca świadka nie ma tu nic do rzeczy.
– Oddalam, posłuchajmy, co świadek ma do powiedzenia.
– Tak jak mówiłam, byłam przekonana, że moje obliczenia są poprawne, ale również to ja zorientowałam się, że popełniliśmy błędy i chciałam przerwać procedurę. Gdyby Jackson mnie posłuchał, nie doszłoby do tragedii.
– Nie mam więcej pytań – westchnął adwokat.
– Wzywam na świadka Sarę Smith – powiedział sędzia, więc kobieta zajęła wyznaczone miejsce. – Proszę podać swoje imię, nazwisko, wiek oraz co panią łączy z oskarżonym i poszkodowanymi.
– Sara Smith, dwadzieścia siedem lat, jestem żoną Connora Smitha, jednego z poszkodowanych. Z pozostałymi nie mam osobistych powiązań.
– Czy strona oskarżająca ma jakieś pytanie do świadka?
– Tak wysoki sądzie. Pani Saro proszę powiedzieć, w jakim stanie jest pokrzywdzony.
– Stracił obie nogi, ma poparzenia na całym ciele i jest w śpiączce – powiedziała łamliwym głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy.
Żadna ze stron nie miała do Sary więcej pytań, dlatego wróciła do domu. O przebiegu rozprawy i wyroku dowiedziała się po kilku dniach, gdy już trochę ochłonęła.
W jednym z artykułów został opisany przebieg rozprawy oraz wyrok, który brzmiał następująco:
"W związku z umyślnym spowodowaniem śmierci trzech osób i poważnym okaleczeniem czwartej, Ziggy Jackson jest zobowiązany do wypłacenia czterdziestu milionów funtów odszkodowania na rzecz rodzin pokrzywdzonych oraz został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności.".
Całość wpisu redaktor podsumował zdaniem “Czas świetności Ziggy’ego Jacksona dobiegł końca.”.