- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Thesis

Thesis

Opowiadanie napisałem “na fali”- pod wpływem inspiracji. Zajęło mi to około 70 minut. Zachęcam do komentowania i krytykowania. Jestem zupełny świeżak jeśli chodzi o pisanie fantastyki- na koncie mam jedno jedyne opowiadanie, które rozesłałem jedynie do znajomych. Miłego!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Thesis

 

 

Thesis nie miało sensu z kilku powodów. Zacznę od tego, że korporacje które nabyły tę biedną planetkę, nie miały wobec niej żadnego planu. Początkowo – po kilku latach od zakupu jej planowano zrobić na niej plantacje soji– co nie powiodło się kiedy zbadano warunki atmosferyczne i okazało się, że tutejsze słońce nagrzewa ją do temperatury około 35 ziemskich stopni i nie istnieje żadna filtracja uv pomiędzy gwiazdą a powierzchnią Thesis.

Po wtóre i najważniejsze: lokalizacja planetki była na tyle tragiczna, że nie dawało się jej użyć ani jako ośrodka handlowego ani tym bardziej jako magazynu produkcyjnego. Korpo zastanawiało się co pozostało, zaś szyszka na samej górze tejże organizacji zaczęła rozkminiać co uczynić z tym łajdactwem. To był dziewiąty rok od zakupu Thesis przez Przedsięwzięcie.

Co więc pozostało również odpadało: nie można było uprawiać tutaj roli, nie można było tu produkować maszyn ani najprostszych nawet medykamentów ze względu na toksyczną atmosferę, owady i pyłki politrandridów(drzewa). Na Thesis nie było jak komunikować innych planet, ponieważ gabaryty obszarów użytkowych nie odpowiadały normom (nie przewyższały miliona koobów per sto kilometrów kwadratowych).

Gdy korpo było już powalone na łopatki i rozważano sprzedaż planetki za przysłowiowe grosze, szyszka ze szczytu ogłosiła co następuje: Thesis zdatna jest do budowania nowych norm biznesu i staje się nowym ośrodkiem eksperymentalnych przedsięwzięć z poziomu AB200 do poziomu YZ02.

Oznaczało to mniej więcej tyle, że szyszki z Geyi będą teraz lądować na Thesis i wprowadzać nowe korporacyjne normy dla, losowo wybranych z całej Republiki Kosmicznej, pracowników aby poszerzyć pojęcie biznesu dla Przedsięwzięcia.

Zawsze uważałem Thesis za bezsensowną inwestycję– zaś po zarządzeniu wicedyrektora Przedsięwzięcia, Eckhart`a Broon`a, moje przeczucia potwierdziły się, powiedziałbym, dwukrotnie.

**

 

 

Ariadne czekała cierpliwie na swoją porcję. Usadowiła się dokładnie na środku ławki– pomiędzy filarami, których górna część wentylowała pomieszczenie.

Czekała, ponieważ pracowników było czterdziestu, zaś Ona spóźniła się na posiłek już prawie dwadzieścia minut. Nie będąc nawet pewna czy jest głodna, siedziała obserwując cienie za kotarą– z pewnością ktoś tam szykował Ariadnie przysmak.

Czekała niecierpliwie, chociaż nie wiedziała tak naprawdę co dostanie. Tak to już jest w Przedsięwzięciu. Thesis nie oferuje swoim domownikom zbyt wielu pociech– ma się wikt, miejsce do snu, zadania do wykonania i Zwierzchnika od obserwacji postępów.

Wydawać by się mogło, że to prawie jak półkolonia– lecz niestety: ktokolwiek przybył na Thesis musiał zapomnieć o swojej rodzinie i bliskich, ktokolwiek kto dołączył do Przedsięwzięcia, musiał (choćby na czas pracy) zrezygnować ze wszelkich kontaktów towarzyskich.

Gdyby tego było mało, poświęceniem również miałoby być niejako zdrowie petenta. Na planecie roiło się od kąśliwych owadów, chorobotwórczych pyłków i zarodników… już nie wspominając o toksycznych opadach.

Polisy skomunikowane były podziemnymi szlakami „ślimaków”. Tak określano pociągi przemierzające kilkaset kilometrów w przeciągu maksymalnie dwóch godzin. Nazywano je tak nie przez prędkość lecz przez kształt wnętrza no i stan sanitarny tych środków transportu.

 

**

 

 

W milczeniu ogłaszano wyniki loterii– tak jakby od niej cokolwiek zależało.

W poczekalni siedziało około piętnastu osób. Kobiety, mężczyźni, nastolatkowie– wszyscy spoceni, zmęczeni, z podkrążonymi oczami, żłopiący wodę i wpatrujący się w ekrany jak w monumenty prastarych religii.

Oczekiwano na moment przełomu. Być może– tylko być może, za jakiś mniej lub bardziej określony moment, jedno z nich wygra w loterii i wyjdzie z budynku Zarządu z kulą pełną republikańskich kredytów.

Kredyty oferowały nowe życie, na nowych warunkach– zapewniały zdrowie i długie życie dla zwycięscy i Jego/jej najbliższych. Każde z nich chciało wygrać, chociaż w głębi duszy żadne w to nie wierzyło.,,..trzask!… Na ekranie pojawiają się losowe znaki po kraa-thońsku. Światło świeci intensywniej, powodując zmęczenie oczu, w głośnikach zaczyna grać cicha muzyka połączona z dźwiękiem spadającego wodospadu– intensywnym, wyszukanym, intrygującym.

Wszyscy siedzą i patrzą na ekran– całkowicie zahipnotyzowani i każdy widzi na nim co innego. Pani po lewej stronie w kapturze obserwuje na ekranie wielki samochód 4x4, który przemierza plaże Geyi z prędkością kilkudziesięciu mil na godzinę.

Młodzian w tenisówkach widzi na ekranie młode kobiety, które biorą Go w swoje ramiona na jednej z rajskich wysep na powierzchni Planety. Z kolei młoda dziewczyna ubrana w sukienkę i biały kapelusz, obserwuje na ekranie jedynie dom i dym unoszący się z komina. Czuje zapach smażonego mięsiwa i od razu robi Jej się błogo.

Siedzą i cieszą się wizjami. Myślą, że dostaną czego chcą– lecz są pogrążeni głęboko w iluzji. Głęboko.

Nie dostaną nic– a jedynie pranie mózgu za te swoje trzy kredyty i piętnaście minut siedzenia na hali Zarządu. Tak to jest. To jest Przedsięwzięcie i to jest Thesis.

**

 

 

Stali we dwoje w pomieszczeniu zbyt ciasnym aby czuć się swobodnie. On patrzył na własne dłonie, obserwując je pilnie – tak jakby miały się nagle zmienić w coś zupełnie innego.

Ona potupywała stopami w podłoże niecierpliwie– patrząc jak kolejne piętra pojawiają się i znikają w górze.

Chciał nawiązać rozmowę, lecz próbując wymyślić temat zapętlał się we własnej niepewności i kompleksach. Spoglądała na niego co kilka pięter zastanawiając się gdzie produkują takie agregaty…

Thesis była planetą ponurą i szarą, której całą powierzchnię zajmowały kontenery, baraki i inne metalowe twory. Do przestrzeni porośniętej roślinnością miało się dostęp jedynie w wolne dni i to na kilka godzin – Zarządcy dbali o zdrowie pracowników tylko do stopnia zachowania równowagi mentalnej i somatycznej. O profilaktyce zdrowia nie było mowy.

Gdy winda zjechała już na sam dół, minęli się. Ona wyszła z pomieszczenia pierwsza i odwróciła się nieznacznie w Jego stronę– tylko na tyle aby objąć Go wizją peryferyjną. On– patrzył zafascynowany na sylwetkę, twarz, orli nos i postawę.

Skwitowała Go krótkim „ Cześć! „ , rozpoczynając znajomość, która miała ich wynieść wyżej niż najjaśniejsze gwiazdy.

**

 

 

Maszyna zawisła w powietrzu prosto przed swoimi oponentami, z mordą przypominającą pajęczą głowę z kolcami z obu stron zamiast uszu i brody. Obracała się raz w lewo, raz w prawo, momentami bezwładnie odbijając się od pola siłowego na podłożu. Zachowywała się jak na maszynę bojową całkiem przyzwoicie– lecz oponenci nie obawiali się Maszyny ani trochę. Ich przekonanie o własnej wyższości nad materią nieożywioną wypełniało serca żywym ogniem.

Zajęli miejsca po obu stronach „pajęczej głowy”– Sith długowłosy i łysawy już Mac. Trzymając swoje długofalowe generatory powoli zbliżali się do mechanicznego wroga.

Pająk wjechał w lewo i uderzył na wprost– Sith wyskoczył w górę i opierając się o wystający ze ściany pręt, przeskoczył przeciwnika. Mac sprintem wbiegał na Maszynę, lecz nie zdążył, ponieważ ta odbiła się od magnesu na podłożu i ominęła Maca z prawej strony.

Szermierze spojrzeli na siebie. W spojrzeniu tym błyskawicznym miało miejsce uzgodnienie planu.

Obydwaj, oskrzydlając Pająka z obu stron natarli. Maszyna wydała skrzypiący dźwięk i z obu stron metalowej atrapy wyskoczyły ostrza. Zaczęła wirować.

Wojownicy używając długofalowych generatorów jęli blokować natarcia wirującej „pajęczej głowy”. Wreszcie Maszyna wystrzeliła oślepiającym światłem– co zaskoczyło obydwóch kapitanów i powaliła na kolana ciosem łysawego Maca. Ten jednak zdążył przerzucić swój generator Sithowi, który wyskakując w powietrze nad Maszyną, wbił obydwa energetyczne ostrza prosto w kondensatory wroga.

Z maszyny popłynęły w powietrze fale dymu.

 

 

**

 

 

Nie wiedząc czemu, Ariadne poczuła się jednocześnie spełniona i bardzo samotna. Myślała o tych wszystkich latach spędzonych w ogniu i smole Przedsięwzięcia i tonęła w błotnisku żalu. Miała żal do siebie o niespełnione ambicje, żal o brak mężczyzny, gorycz o niedokończone szkolenia, ból o stratę czasu, który mogłaby przecież spędzić z Ojcem i Matką.

Najbardziej martwiła się o jutrzejszy dzień, który miał stać się katalizatorem nowości. Oto Ariadne zmierzy się z Polem Zwierzchnika i w zależności od ich porozumienia albo pozostanie na Thesis, albo zostawi Planetę na zawsze za sobą w iluminatorze.

Zastanawiając się co w ogóle robi w Przedsięwzięciu, zadawała sobie proste pytania : „kim byłam, zanim w to weszłam, kto mnie zmotywował do przylotu, ile udało mi się oszczędzić i wysłać rodzicom, kto mnie najbardziej rozwinął a kto mnie najbardziej ściągał w dół w tym Przedsięwzięciu”? Pytania-odpowiedzi, pytania-odpowiedzi no i pustka… i bełkot… i łaknienie ukojenia.

Ariadne leżąc na swym materacu obracała w ręku kulę informacyjno-komunikacyjną. Chciała zadzwonić do matki i ją złajać, chciała zawizjować do brata i go opieprzyć, pragnęła porozmawiać z przyjaciółką i przyznać się jej do bycia na krawędzi: nie zrobiła jednak tego. Nie zrobiła, ponieważ była zmęczona, nie zadzwoniła, ponieważ nie była dość zła: nie zawizjowała, ponieważ nie wiedziała do końca co miałaby powiedzieć.

Cierpliwie odłożyła kulę na stół i przewróciła się na drugi bok.

„ Boooże dlaczego ja nie mam morświna? „– zawyła, chowając się pod kołdrą.

Koniec

Komentarze

Jeżeli chodzi o poprawność gramatyczną i językową, musisz popracować nad interpunkcją, a także nad odmianą słów i ortografią. Już w pierwszym akapicie masz sporo błędów:

“Thesis nie miało sensu z kilku powodów. Zacznę od tego, że korporacje, które nabyły tę biedną planetkę, nie miały wobec niej żadnego planu. Początkowo – po kilku latach od zakupu - planowano zrobić na niej plantacje soji soi, co nie powiodło się. Kkiedy zbadano warunki atmosferyczne, okazało się, że tutejsze słońce nagrzewa ją do temperatury około 35 ziemskich stopni i nie istnieje żadna filtracja uv pomiędzy gwiazdą a powierzchnią Thesis”.

Masz też tendencję do budowania bardzo długich zdań, a to naprawdę niebezpieczna pułapka.

Bardzo dużym plusem jest lekkie pióro. Sam język mi nie przeszkadza. Slang wydaje się prosty, ale jednocześnie naturalny. Z pewnością tkwi w Tobie potencjał, który warto rozwijać. 

Opowiadanie napisałem “na fali”– pod wpływem inspiracji. Zajęło mi to około 70 minut.

Anonimie, i pewnikiem chwilę później je opublikowałeś. Zasada numer jeden: Tekst musi odleżeć! Przeczytaj go na chłodno raz, drugi, trzeci, w odstępach przynajmniej kilku dni, wprowadź poprawki, zastanów się, czy czegoś nie zmienić, a dopiero później myśl o publikacji. Dobra rada na przyszłość.

Piszę to, gdyż widzę, że na dzień dobry jest masa błędów. Co prawda wiele z nich jest charakterystycznych dla, jak sam siebie określiłeś, świeżaków, ale część jednak mógłbyś dostrzec, gdybyś tekst na spokojnie przejrzał. Przy takiej ilości błędów nie zwykłem ich wypisywać, więc zaznaczę grzechy główne:

 

– Liczebniki zapisujemy słownie. Zawsze (chyba, że piszesz list itp.) Przykład:

…że tutejsze słońce nagrzewa ją do temperatury około 35 ziemskich stopni i nie istnieje żadna filtracja uv pomiędzy gwiazdą a powierzchnią Thesis.

 

– Niepasujące słowa. Piszesz o kolonizacji i wielkich korporacjach, a tu trafia się taki kwiatek:

…zaś szyszka na samej górze tejże organizacji zaczęła rozkminiać co uczynić z tym łajdactwem.

 

– Mieszanie czasów, czyli brak konsekwencji w narracji.

Piszesz w większości w czasie przeszłym, natomiast wplatasz zdania typu:

Wszyscy siedzą i patrzą na ekran

Młodzian w tenisówkach widzi na ekranie młode kobiety

 

po kilku latach od zakupu jej planowano zrobić na niej plantacje soji– 

Pomijając odmianę tej nieszczęsnej soi, co żeś Ty się tak uparł na wstawianie co chwilę tych kresek między zdaniami! 

 

Nie będę się wypowiadał jeśli chodzi o warstwę SF, ale jedno ogólne przemyślenie mam:

Od początku próbujesz nam przedstawić, jaka ta planeta jest zła i bezwartościowa. Trujące deszcze, zero perspektyw itd. I teraz moje pytanie. Naprawdę sądzisz, że jakakolwiek korporacja kupiłaby taką planetę? Nie zbadali jej wcześniej przed takim przedsięwzięciem? Nie wiedzieli, na co się piszą? Jaki więc mieli cel? Nie mogę dostrzec w tym logiki…

 

Początki do łatwych nigdy nie należą, ale walcz i nigdy się nie poddawaj. Wyobraźnia jest, teraz trza szkolić warsztat. Powodzenia!

Cześć!

 

Niestety, tekst jest naszpikowany błędami i chaotyczny, więc nie dałam rady dotrwać do końca, mimo że to niecałe 10 tys. znaków. Początek jest intrygujący i uważam, że pomysł miałeś bardzo ciekawy i gdybyś go dopracował, wypadłoby to dużo lepiej. Pisanie w przedmowie, że tekst powstał w 70 minut wypada słabo, bo wysyłasz w ten sposób sygnał, że nie szanujesz czytelników, skoro nie poświęciłeś czasu, aby udoskonalić tekst. Mam nadzieję, że opanujesz swoją niecierpliwość i kolejne teksty postarasz się dopracować.

Anonimie – przeczytałam od początku do końca. Mam wrażenie, że o ile w pierwszym i może drugim “rozdziale” miałeś jakiś pomysł, to potem podryfowałeś, popuściłeś wodze wyobraźni na tyle, że ja się pogubiłam. Scenki, które przedstawiłeś, być może łączą się ze sobą w jakiś sposób, ale nie potrafię tego rozgryźć. 

Rzucasz czytelników w świat, którego nie znają, żonglujesz bohaterami, co tak naprawdę nie pozwala z żadnym z nich poczuć “więzi” i go/jej polubić. W tekście po prostu za dużo się dzieje.

 

Warsztatowo – no, jeszcze trochę pracy przed Tobą, trzeba będzie przysiąść fałdów ;)

 

Piszesz, że to Twoje początki. Warto zacząć od przedstawienia czegoś mniej skomplikowanego – najlepiej skupić się na jednym bohaterze i tworzyć historię z nim związaną. Dużo czytaj. Również tutaj, na stronie, warto zapoznawać się nie tylko z opowiadaniami, ale też z komentarzami, z których można NAPRAWDĘ wiele się nauczyć.

 

Kiedy już napiszesz opowiadanie, warto zastanowić się nad opcją betalisty – wybrane osoby będą mogły zapoznać się z tekstem, zanim zostanie on “oficjalnie” opublikowany, ich komentarzy nie będzie potem widać.

 

Pozdrawiam i witam na portalu!

 

EDIT:

Ale z tym morświnem na końcu to już pojechałeś po bandzie :D

Nowa Fantastyka