- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Historia Kogoś Tam

Historia Kogoś Tam

Cokolwiek co zostało napisane można nazwać obiektywnym/subiektywnym zdaniem.
Za błędy nie przepraszam ja tego nie pisałem, tylko ja. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Historia Kogoś Tam

 

Stoję przed progiem upadku, jak mogę być tak samotny. Tyle ludzi przechodzi obok mnie, patrzę na nich i zastanawiam się, jak oni to robią. Jedyne, co widzę to twarze spoglądające na mnie z dołu. Jak mogę być aż tak samotny? Zaczyna się kolejny dzień, jak oni mogą po prostu próbować, zrzucić z widoku te wszystkie okropności. Życie jest tak smutne. Chciałbym myśleć inaczej. Jestem zgubiony na bycie nieznanym. Nie tylko dla innych, lecz dla siebie samego. Nie rozumiem mojej osoby. Jak można żyć samemu? Tyle twarzy, gdy nań spoglądałem, pragnąłem, by mnie zmieniły, zmieniły moje życie.

Niestety, jestem swoim własnym wynalazkiem. Więc potrzymaj mnie proszę. Wezmę dłuższą drogę powrotną, byś mógł mnie złapać. Ale to wszystko jest jak proch w moim umyśle. Szukam czegoś, czego nie mogę znaleźć, czego, nie znajdę. Schowam się w uliczce, poczekam na ratunek. Ale on przyjdzie? Nie nadejdzie, zwolnij, zatem. Za każdym razem słyszę bym wstawał, próbował dalej. Znaleźli mnie, całego w brudzie i błocie. Zmieszany z odpadami i krwią, krwią płynącą z mojej głowy.

Historia się nie kończy, nigdy nie ma końca. Po śmierci nie ma nicości. Jest coś. Być może przeżywanie przeszłości, przeżywanie własnego raju. Jedno jest pewne. Chciałem zostać wyciągnięty ze studni. W oleju gęstym topiący się wyciągałem rękę w stronę światła. A krzyczałem jedynie, uratuj mnie, uratuj. Przeszłość wróciła, kim chciałem być? Jakie piękne marzenia miałem? Czym tak naprawdę byłem? Tyle myśli sprawiało, że czułem jeszcze większy ból niż za życia. Zapaliłem świeczkę. A tłum zastanowił się gdzie i jak działa się akcja.

Pragnienie śmierci. Nie ma miejsca ani czasu. Nie ma osoby ani istot. Jest tylko nieskończoność strumienia myśli. One zawsze z nami pozostaną. Myślenie jest tak bolesne. Skazani nań jesteśmy po kres końców. Jest los gorszy, niż ciągłe rozmyślanie nad tym, co jeśli, a co gdyby? Nabierałem tempa, przedzierałem się przez tłum. Abym został usłyszany przez rodziców. Chciałem ich zawsze mieć. To potworne nie mieć rodziny. Być samemu od początku, do końca. Jak sobie poradzić? Moje życie przestało coś znaczyć. Nigdy nic nie znaczyło. Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Chciałbym zrozumieć siebie, chciałbym zostać zrozumiany.

Docieram do latarni, w górach zakrytej przez gęste, szare chmury. Moja historia nieskończona. Mój cel wiadomy. Chcę by się skończyła. Więc zakop mnie, pogrzeb mnie. Wiesz jak to jest, musieć iść do przodu, myśleć tylko, dlatego że nie znasz innej alternatywy? Jakaś siła zmusza cię byś ciągnął swoją historię, tak czułem się za życia. Jak widać, po śmierci nie jest inaczej. Nigdy nie brałem łatwych ścieżek. Zawsze chciałem zobaczyć, usłyszeć. Ale były tylko rzeczy, których niedane mi było poczuć, wiedzieć jak to jest. A słyszałem, choć zaczynałem nie chcieć słyszeć. Od innych jak to i tamto. A w mojej głowie tylko dudniło, czemu ja też tak nie mogę? Jakaś potężniejsza siła domagała się ode mnie odpowiedzi, których nie znałem. I te uczucie, te samo jak te, które teraz mi towarzyszy, gdy spoglądam na sam szczyt latarni.

Różne spojrzenie. Tak… Nic nie może być czymś. Żadna rzecz nie może być rzeczą. Człowiek nie jest człowiekiem. Życie nie istnieje. Są tylko nieznane nam siły, prowadzące nami jak na wystawie kukiełek. Gdybyś tylko tam był, być może byś mnie uratował. Ale tak, kogo miałem poza sobą? I gdy wejdzie się głęboko w siebie.

Na szczycie latarni podłoże zniknęło. Chodziłem po chmurach, oglądając piękne, gigantyczne góry. Stworzone przez naturę. Czy to, co do ciebie czułem nie miało znaczenia? Czy mógłbyś mnie pokochać? Tylko kłamałeś i kłamałeś. Wiedziałeś jak zostawić mnie złamanego. Z czasem, kłamstwa stały się prawdą. Pomyśl, jak o nas kłamałeś. Jestem tobą, a ty mną. Chciałeś pokochać siebie. Ale nie było to możliwe, kłamałeś. Teraz zobacz, co ze mną się dzieje. Myślę wciąż o nas. Warto kochać siebie samego? A co jeśli sami stworzymy siebie? Co jeśli z ‘ja’, stanie się ‘my’? Udawaj, udawaj i kłam. Dobrze znasz odpowiedź.

Kolejny koszmar. Będzie trwał póki obaj nie padniemy. Koniec nie nadejdzie, nie wiem jak umrzeć. Ty nie wiesz jak umrzeć. Przyznam, że boje się życia, które mógłbym mieć zamiast tego, co teraz. Ciągle na nogach, zawsze w strachu, smutku i niepewności. Czemu nienawidzimy tego, czego nie możemy zmienić? Czemu chcemy wszystkiego? Ja chce tylko spokoju, nie chce myśleć. Bo przyjdzie koszmar… Przyjdzie czerwone niebo, deszcz krwi, wszystkiego, co znałem. Założę koronę z cierniami, zakuję kończyny do ściany. Poczekam, poczekam. To tylko koszmar. Wracaj do spania.

Lubię spać, mogę przeżyć tyle fajnych rzeczy, gdy śpię. Mogę kogoś przytulić, mogę, mogę nie być sam. Mogę mieć kogoś poza sobą/tobą.

 

Zbliża się, jest coraz bliżej.

Zostanę ukrzyżowany, utopię się krwią.

Wyrwą mi kości z nóg.

Wbiją w zęby.

Połamią ręce.

Chcę płakać.

 

Obudź śpiącego, swój umysł. Zrzucony z chmur, przywiązany do krzesła. Wracam do rzeczywistości. Nie jest ona lepsza. Wstydzę się przyznać, kim jestem. Chciałbym otworzyć oczy i zobaczyć to, czego nie mogę. Sztylet w brzuchu, nie jest jeszcze koniec. Jest nas trzech prawda? Kim jest mój kat? Nie przyznam, że chciałbym otworzyć umysł, polecieć w kosmiczne przestrzenie. Stworzyć planety, światy, istnienia. Przebił mi czaszkę, następnie upadł w cierpieniach.

Wzgórze, bliskie śmierci. Runy, inkantacje, demony i potwory. Strach. Pojawił się Behemot a z nim Belzebub wraz ze swym legionem krwiożerczych much. Wskazali mi drogę, drogę spowitą ogniem piekielnym. Zemdlałem, usłyszałem bulgotanie, nagie demonice kąpały się w moim brzuchu. Rozciętym, kapiącym krwią we wszystkie strony. Wodospad czerwieni okrył dusze pod nami. Wyszły ze mnie, a ja obudziłem się przeszyty w żelaznej dziewicy.

W stronę ognia piekielnego. Przedostatni krok przede mną, nie byłem gotowy. Czułem jednak, że docierałem do kresu mojej historii, w końcu mogłem umrzeć. Wyszedłem podziurawiony, byłem martwy, mnie nie bolały rany. Ciebie zaś na pewno. Ognie krwiste wyłoniły się ze wszystkich stron, stapiając moją skórę. Co to była za ekstaza! Ściekające mięso, jak z ciętej, martwej świni. Więcej! Więcej! Organy zaczęły wybrzmiewać, dzwony uderzać, czułem jak wybucha mi głowa. I ta ropa, ta cielista ciecz, krew, topiące się organy z mojego ciała. Uwolnij mnie z tej śmiertelnej formy! Spadłem. Cisza. Jedynie cicha melodia w moich uszach. Kocham cię! Teraz rozumiesz! Teraz wiesz, o co mi chodziło! Rozumiesz siebie?! Mój szkielet obgryzły bestie, wydające paskudne odgłosy, wyżerania wnętrzności. Masowej orgii, chlupotania krwi i bebechów. Piękna agonia, piękna melodia.

Wieczny Lament.

Po tym wszystkim, nastąpić miał koniec. Już nie bałem się. Zostałem ukrzyżowany. Moja śmiertelna powłoka wróciła, lecz mnie już tam nie było. To byłeś ty! Tylko i wyłącznie ty. Żałosne stworzenie przygniecione gwoździami do drewna. Splątany cierniem, dźgany włócznią. Patrzyłeś na potwora, jakim jesteś, on stał się twym katem. Będziesz cierpieć do końca swojej historii. Zgubiony w mrocznej ciszy. Po co mieć oczy w nicości. Zamykasz ciąg cierpienia. Nigdy nie kochany, nigdy niezrozumiany, zawsze samotny, zawsze z liną na szyi, żałosny na tyle by nie móc spaść.

W nieskończonym niczym, u kresu kosmosu, poza zasięgiem jakiegokolwiek bóstwa. Nie zostaniesz usłyszany. Cierpienie, na jakie skazałeś mnie i inne byty. Nie zasługujesz na powietrze. Będziesz oddychać własnym smrodem. Demon Templariusz, ślepy, głuchy, nie odpuści. A teraz finalnie.

 

Samobójstwo

-.– – -.-. …. .– –

-.-. .. .

 

 

Czuję, że powinienem napisać coś więcej. Chciałbym wytłumaczyć, co właśnie miało miejsce.

Mam tylko jedno do powiedzenia.

Wiodę smutne życie. Uważam, że życie na podstawie faktów jest smutne.

Najprostszy powód, życie jest ograniczone niemożliwym.

Chciałbym mieć skrzydła i polecieć zwiedzać świat.

Jednak jest to nie możliwe.

Ale czy jest to powód do smutku?

Tak, ale to nie znaczy, że trzeba się smucić.

Ja nie potrafię.

Więc będzie mi smutno.

Nasze życie jest podróżą, być może nie tak fascynującą jak w świecie fikcji.

Ale jest.

Głowa do góry, jest nas dużo :)

Koniec

Komentarze

Witaj, Anonimie.

Miło znowu Cię widzieć. :)

Inteligencja ponownie przebija przez cały Twój tekst. :)

Zerknij raz jeszcze na całość, bo jest tam sporo usterek technicznych, które utrudniają czytanie.

I pamiętaj – wspomniane przez Ciebie skrzydła ma każdy, trzeba tylko umieć je rozwinąć. :) Ty przecież umiesz. :)

 

Pozdrawiam. ;)

 

Cóż, Anonimie, pewnie masz dużo do powiedzenia, ale zaprezentowana forma strumienia myśli, niestety, zupełnie do mnie nie przemówiła.

Może pokusisz się o napisanie prawdziwego opowiadania?

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

 

Tyle twa­rzy, gdy nań spo­glą­da­łem… ―> Nań znaczy na niego, a Ty piszesz o twarzach, więc winno być: Tyle twa­rzy, gdy na nie spo­glą­da­łem

 

Wezmę dłuż­szą drogę po­wrot­ną… ―> Jak można wziąć drogę?

 

My­śle­nie jest tak bo­le­sne. Ska­za­ni nań je­ste­śmy po kres koń­ców. ―> Piszesz o myśleniu, które jest rodzaju nijakiego, więc: Ska­za­ni na nie je­ste­śmy po kres koń­ców.

 

któ­rych nie­da­ne mi było po­czuć… ―> …któ­rych nie­ da­ne mi było po­czuć

 

I te uczu­cie, te samo jak te… ―> I te uczu­cie, tak samo jak te

 

siły, pro­wa­dzą­ce nami jak na wy­sta­wie ku­kie­łek. ―> Można prowadzić kogoś, ale nie można prowadzić kimś.

 

Jed­nak jest to nie moż­li­we. ―> Jed­nak jest to niemoż­li­we.

No cóż, nie lubię takiego strumienia myśli, najczęściej jest zrozumiały tylko dla autora.

Cześć!

 

Nie bardzo wiem, co przeczytałam. I nie znalazłam w tekście żadnego elementu, który mogłabym skomentować. Nie ma tu fabuły, kreacji świata ani bohaterów, więc nawet trudno to nazwać opowiadaniem. Mnie to przypomina zbieraninę przypadkowych zdań.

 

Cześć!

 

Strumień świadomości to zdecydowanie nie moja bajka. Żeby pisać w ten sposób, trzeba mieć albo coś bardzo ciekawego do powiedzenia, albo być mistrzem słowa, metafor, stylu etc. Tu nie odnalazłem ani jednego, ani drugiego. Jest zaś sporo zdań, które nie mają, moim skromnym zdaniem, jakiegokolwiek sensu (np.: Wodospad czerwieni okrył dusze pod nami. Wyszły ze mnie, a ja obudziłem się przeszyty w żelaznej dziewicy.).

 

Pozdrawiam!

 

Nowa Fantastyka