- Opowiadanie: krar85 - Czarownica i król

Czarownica i król

Mój tekst na wiedźmy po drobnych zmianach. Konfrontacja złej czarownicy i jeszcze gorszego króla. W zamku, na pełnym spisków dworze pewien śmiały władca bardzo pragnie mieć potomka. W desperacji postanawia sięgnąć po pomoc sztuki magicznej. Ufny w swą siłę i pozycję zapomina, iż jego wybawicielka również może prowadzić własną grę.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Czarownica i król

Prolog – Strażnik

 

W komnacie panował półmrok, a powietrze przenikał nieprzyjemny, kwaśny zapach ludzkiego strachu.

– Następny! – zawołał herold, zanim zdążyliśmy wrócić na stanowiska.

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Nie byłem pewien, czy powodem tego było wino, brak snu czy wyrzuty sumienia. Pewnie wszystko po trochu. Drzwi otworzyły się i w asyście zbrojnych do sali wmaszerował młody mężczyzna. Wysoki, jasnowłosy, ze sporą lutnią w dłoni.

– To ostatni na dziś? – zapytał Harek zmęczonym głosem.

Ciekawe, co robił ostatniej nocy?

– Nie, jest jeszcze jakaś stara baba – odparłem cicho. Podobnie jak on miałem dosyć tej farsy.

Młodzian dotarł już na środek sali i zaczął kłaniać się władcy oraz rycerzom.

– Najjaśniejszy panie, czcigodni panowie, przybywam na wezwanie, aby służyć…

Nawet ze swojego stanowiska przy drzwiach widziałem, że władca jest zdenerwowany. Najwyraźniej też miał dosyć. Stojący obok króla nadworny czarownik był chyba jedynym, który pokładał w tej inicjatywie jakieś nadzieje.

– Jak cię zwą? – zapytał szambelan, przerywając młodzieńcowi przemowę.

– Jestem Otto Lintz, zaklinacz strun.

– Muzykant? Ale słuch masz chyba słaby, albo rozum nietęgi, bo heroldowie wyraźnie obwieszczają, że szukamy biegłych w sztuce magicznej, a nie grajków.

Kilku rycerzy zarechotało, Otto jakby lekko zmalał. Zaczął mozolnie tłumaczyć, jaki to z niego cudotwórca i czego to jego muzyka już nie zdziałała. Opowiadał o zażegnanych waśniach, uspokojonych zwierzętach i podobnych głupstwach.

– Jestem też biegły w sztuce poznania. I chcę podjąć wyzwanie! – zakończył.

– Skoro tak, młodzieńcze, to na początek powiedz nam, o co pragnie zapytać cię król?

Chłopak znieruchomiał, widać nieprzygotowany na taki obrót spraw. Kolejny początkujący szarlatan. Szybko jednak sięgnął po lutnię i zaczął brzdąkać. Po chwili dorzucił kołysanie, które następnie przeszło w taniec. Harcował tak z przejętą miną, a ja spoglądałem na coraz bardziej srogie oblicze władcy.

Miarka przebrała się, kiedy chłopak zaczął śpiewać. Nadworny mag spoglądał błagalnie na króla, ale cierpliwość władcy się wyczerpała.

– Dosyć! – krzyknął monarcha, wstając. Młodzieniec zamarł w głupiej pozie, spoglądając błagalnie w stronę wyjścia. – Wiesz, o co chcę cię zapytać?

– Nie jestem pewien, miłościwy panie…

Jego głos był cichy i słaby, mówiąc, pochylał głowę i wbijał wzrok w podłogę. Bał się, bo zapewne kłamał podobnie jak wszyscy, którzy dotąd podjęli wyzwanie.

– Won! – rzucił z pogardą król, a następnie opadł na tron.

Chłopak zaniemówił. Strażnicy błyskawicznie chwycili go i wyprowadzili bocznym wejściem. Nie stawiał oporu. Nim drzwi zamknęły się za nimi, razem z Harekiem maszerowaliśmy już po kolejnego śmiałka.

– Następny! – zawołał herold.

Uchyliłem wielkie, dębowe wrota, a Harek gestem zaprosił kobietę do środka. Była niska, tęga i przeżyła już zdecydowanie zbyt wiele wiosen. Obwisła twarz oraz czerwony nos sugerowały zamiłowanie do wszelakich trunków. Taka żaba pijaczka, pomyślałem. Na dodatek wspierała się na lasce, więc w pierwszej chwili założyłem, że może jest zbyt odurzona, by stać o własnych siłach. Kogoś takiego nie można wpuścić na audiencję, ale nim zdążyłem ją zatrzymać ruszyła do środka dziarsko i energicznie. Ledwo dotrzymaliśmy jej kroku. Kiedy mnie mijała, na chwilę dostrzegłem oczy. Nie potrafię opisać koloru, ale natychmiast zrobiło mi się zimno.

– Jak cię zwą, kobieto? – zapytał szambelan bez entuzjazmu, wpatrując się w nowo przybyłą.

– Żaba – odparła zaskakująco dźwięcznym głosem. Mówiąc to lekko przekrzywiła głowę w moją stronę. Nie widziałem twarzy, ale miałem wrażenie, że na mnie patrzy.

Na jedno uderzenie serca wszystkie szepty umilkły, a następnie zebrani, z władcą na czele wybuchli głośnym, szyderczym śmiechem. Wszyscy, poza nadwornym magiem. Na kobiecie nie zrobiło to większego wrażenia. Stała niewzruszona, wpatrując się w króla.

– Chcę podjąć wyzwanie – rzekła, kiedy śmiechy nieco ucichły. – Heroldowie mówili, że król zapłaci sto złotych słońc za odpowiedzi.

Ktoś ponownie się zaśmiał, ale władca uciszył go skinieniem dłoni.

– Rozbawiłaś mnie, więc jestem gotów zapłacić nawet więcej, sto za każde pytanie, jeżeli znasz odpowiedzi.

– Dobrze, pytajcie więc.

Król spojrzał na szambelana.

– Na początek powiedz nam, czcigodna Żabo, o co pragnie zapytać cię król? – rzekł mężczyzna, starając się nie roześmiać.

– Łatwe, nie trzeba dużo magii, tu wystarczy głowa – odparła prawie natychmiast kobieta. – Władca chce wiedzieć to, o czym gadają po szynkach i tawernach. Ma żonę i kilka konkubin, które dały mu już kilkanaście córek, ale żadnego syna. Król chce wiedzieć, dlaczego nie ma syna – stwierdziła chłodno. – Poproszę sto złotych słońc.

Niemal natychmiast sięgnęliśmy z Harekiem po miecze, podobnie jak kilku zbrojnych stojących obok tronu. Szambelan odskoczył, jak to tchórze mają w zwyczaju.

– Spokój! – ryknął władca, podniósłszy dłoń.

W nagłej ciszy wyraźnie słyszałem bicie własnego serca.

– Właśnie zarobiłaś sto monet, Żabo. Tego właśnie chcę się dowiedzieć.

– To drugie pytanie, jak rozumiem, najjaśniejszy panie?

– Tak, i drugie sto słońc dla ciebie, jeżeli odpowiesz.

– Pozwól więc, że popatrzę na ciebie, a zaraz poznasz odpowiedź.

Ponownie zrobiło mi się zimno, kiedy kobieta w bezruchu obserwowała króla. Trwało to trochę i choć wyglądało osobliwie, nikt się nie śmiał. W końcu wiedźmą targnął dreszcz, po którym zaczęła szybko oddychać, jak człowiek wydobyty z topieli. Miałem wrażenie, że płomienie świec na chwilę zmieniły kolor.

– Ty wiesz, panie… – zaczęła, dysząc i krztusząc się. – Dobrze wiesz, dlaczego nie możesz mieć syna.

Ponownie chcieliśmy dobyć oręża, ale władca dał znak, byśmy czekali.

– Tak – odparł władca. A następnie zwrócił się do wszystkich zebranych. – Zostawcie nas. Wszyscy won! Zostają tylko mistrz Senkobar i Żaba.

 

Mag

 

Nie jest dobrze, ale z drugiej strony czego mogliśmy oczekiwać? Władca odprawił świtę i zostaliśmy sami. Król Arczułajtis, ja oraz czarownica. Brzydka i bezczelna pokraka biegła w zakazanej sztuce. Potrzebujemy kogoś władającego magią poznania, a przez ostatnie lata większość tych, którzy mieli jakikolwiek dar albo przystała do świątyni, albo spłonęła na stosie. Nie ma już wolnych magów, są jedynie nadworni mistrzowie, jak ja i kryjące się w lasach niedobitki, takie jak ona.

– Jesteś czarownicą – stwierdził władca, powoli wstając z tronu.

– Jestem magiem podobnie jak twój towarzysz, panie. Tylko nic mi się nie majta między nogami.

Król parsknął.

– Wiesz, jaka jest kara za czary? – zapytałem, chcąc nadać pytaniu złowrogi ton.

– Wiem i ufam, że mój pan nie wezwał mnie po to, by wydać inkwizycji.

– Wróćmy do pytań – rzekł król, stając kilka kroków od kobiety.

Czarodziejskim wzrokiem widziałem, jak delikatne, zielonkawe witki magii sondują stale mnie i władcę, ale król wyraźnie powiedział, że mam nie interweniować, dopóki nie zobaczę realnego zagrożenia. Arczułajtis pochodził ze starego, arystokratycznego rodu i podobnie jak ojciec czy dziad posiadał niespotykaną wręcz odporność na działanie wszelkiej magii. Lubił polegać na tym atucie, choć już raz się na nim zawiódł.

– Rozumiem, że wiesz już, dlaczego nie mogę mieć syna – bardziej stwierdził niż zapytał.

– Tak, panie. Twoimi oczami zobaczyłam to, co się kiedyś stało.

– I pomimo tego chcesz mi pomóc?

– Potrzebuję pieniędzy.

– Dostaniesz złoto. Wedle umowy, a nawet więcej jeżeli mi pomożesz. Czy potrafisz sprawić, by kobieta dała mi syna?

Zawahała się na moment.

– Nie panie. Zostałeś przeklęty i nie potrafię tego odczynić. Wątpię, by ktokolwiek potrafił.

Król powoli opadł na tron.

– Ale widzę pewne rozwiązanie – dodała nieco ściszonym głosem.

Władca lekko podniósł wzrok, spoglądając na kobietę.

– Rozwiązanie? – zapytałem, rzucając władcy ostrzegawcze spojrzenie.

– Tak, tej klątwy nie można odczynić, ale można się do niej dostosować. W warunkach przekleństwa jest wyraźnie zaznaczone, że dotyczy ono jedynie kobiet. Nie mówi nic o kobietach-magach.

– A to jakaś różnica? – Arczułajtis spojrzał na mnie pytająco.

– Nie poczniesz chłopca z królową, ani z żadną ze swoich konkubin – odparła. – Ale gdybyś spróbował z czarownicą, jak to powiedziałeś, to może się udać.

– Jak śmiesz! – zacząłem.

– Czekaj Senkobar! – uciszył mnie król.

Kobieta w tym momencie odrzuciła swoją laskę i wyprostowała ręce. Instynktownie przywołałem magiczną osłonę, ale szybko zrozumiałem, że czarownica skierowała magię do wewnątrz, by zmienić postać. A ściślej rzecz biorąc, by zmyć kryjącą ją iluzję. Świece na chwilę przygasły, przywołałem więc światło, by rozświetlić powstały w komnacie półmrok.

– A cóż to za czary? – zapytał władca.

W zielonkawym, magicznym świetle zobaczyliśmy piękną, nagą kobietę stojąca przed tronem. Była bardzo podobna do królowej, ale wyglądała na znacznie młodszą i zgrabniejszą. Jedyną różnicą były włosy. Monarchini była blondynką, natomiast ta tutaj miał gęste, nieludzko czerwone loki. Nie miała też żadnych widocznych skaz, znamion czy blizn. Musiała poprawić wygląd przy pomocy magii.

– Przybyłam ci służyć, mój panie – powiedziała, padając na kolana.

Czyżby to proste zaklęcie tak mocno ją wyczerpało?

– Ostrożnie, panie! – zawołałem.

– Mówisz, że możesz dać mi syna? – stwierdził, ignorując mnie.

Dostrzegłem wzbierające w królu pożądanie. Było tak wyraźne, że bez wspomagania magią też bym je najpewniej zobaczył.

– Myślę, że warto spróbować, panie – odparła, figlarnie przekrzywiając głowę.

– Zostaw nas, Senkobar – rzucił władca, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. – I dopilnuj, by wszystko zostało między nami.

– Rozkaz, panie – odrzekłem. Co mi pozostało, on już zdecydował.

Zacząłem czarować, jak tylko wyszedłem z komnaty. Najpierw sprawiłem, że żaden odgłos z sali nie był słyszany w pozostałych częściach zamku, a następnie sprowadziłem sen na strażników, rycerzy i służbę w całym skrzydle. Zadbałem także o to, by po przebudzeniu byli przekonani, że odprowadzili starą kobietę do bramy, nim posnęli na posterunkach. A potem czekałem. Kiedy wreszcie drzwi się otworzyły, pobladłem, zobaczywszy króla. Był półnagi, zlany potem i ledwo stał na nogach. Uśmiechał się szelmowsko, ale wyglądał upiornie.

– Przynieś butelkę wina oraz najlepszą suknię, godną królewskiej żony – rozkazał.

Zaprawdę, ciężka i niewdzięczna bywa dola nadwornego maga, ale przynajmniej dobrze płacą, karmią oraz nikt tu nie grozi stosem.

 

Królowa

 

Dzisiejszego wieczoru ponownie nie zaszczycił mnie swoją obecnością. Mężczyźni… W ciągu dnia widziałam go tylko dwa razy, przy śniadaniu i na obiedzie. Prawie nie rozmawialiśmy. Wiedziałam, że coś się święci, ale nie zakładałam, że będzie chciał mnie odesłać. Najpierw przyszedł jego doradca, ten stary, zgrzybiały Senkobar i bezceremonialnie zaczął grzebać w moich rzeczach, mamrocząc coś o źródle złej woli, które się tam kryje. Kompletnie zignorował przy tym fakt, że byłam w samej bieliźnie i nie raczył nawet zaszczycić mnie przelotnym spojrzeniem.

Wiem, że chce dobrze dla mnie i dla Arczułajtisa, ale odnoszę wrażenie, że to nie z powodu jednej z moich sukni nie możemy mieć syna. Czasem mam wrażenie, że czegoś mi nie mówią.

To znaczy nie mogliśmy, bo jestem pewna, że teraz będzie chłopak. Wprawdzie podejrzewam, że to nie król jest ojcem, ale jakie to ma znaczenie. Świat jest okrutny i niewrażliwy na ludzkie cierpienie. A że król musi mieć syna, więc będzie go miał. Ze mną. W sumie ten wyjazd może to nawet ułatwić. Jeżeli ponownie urodzę córkę to zwyczajnie wymienię dziecko z jedną z moich kuzynek. Tak czy inaczej krew mojej rodziny popłynie w żyłach następcy tronu.

– Sylwia! – zawołałam, leżąc w pachnącej pościeli.

Po chwili do pokoju weszła młoda, skromnie ubrana służka.

– Czym mogę służyć, pani?

– Czy wszystko, o co prosiłam, zostało już spakowane?

– Tak, pani.

– Co robi mój mąż?

– Przebywa w swojej komnacie, pani. Radzą nad czymś. Kazał przynieść tam kolację, jak i śniadanie.

Czyli dziś w nocy też raczej nie mogłam się go spodziewać. A jutro skoro świt miałam jechać do pałacu letniego, by pozostać tam aż do rozwiązania. Bo tam niby lepsze powietrze dla brzemiennej, tylko że mnie nikt o zdanie nie raczył spytać.

– Raczej piją, niż radzą. A dwórki jakiejś nie zbałamucił przypadkiem?

– Nie widziałam, pani – zawahała się lekko – ale strażnicy i służba opowiadają, że posnęli nagle.

– Senkobar…

– Też podejrzewamy, że mistrz maczał w tym palce.

– Dziękuję Sylwio, w szufladzie sekretarzyka czeka na ciebie srebrna moneta. A teraz przynieś mi wino i kieliszki. Potem zgaś światło i poczekaj, aż dzwon uderzy, wtedy postawisz w swoim oknie flakon i zapaloną świecę.

– Tak, pani.

 

Królowa i Strażnik

 

Sylwia dobrze się spisała, jak zawsze. Mój aktualny kochanek zwlekał jednak i na dodatek nie był w najlepszej dyspozycji, tłumacząc to wpływem magii Senkobara. Jak już urodzę, będę musiała zająć się tym starym grzybem. Unika mnie jak tylko może, ale jestem pewna, że to tylko pozory. Uwiodę go, a następnie sprawię, by Arczułajtis się o nas dowiedział. Jak znam mojego dzielnego męża, który zazwyczaj najpierw sięga po miecz a dopiero nieco później po rozum, to król sam rozwiąże mój problem.

– Więc będziemy mieć syna? – spytał, kiedy dzwony obwieściły dwie godziny do północy.

– Tak, ale nikt się o tym nie dowie.

– I on zostanie królem?

– Tak, pół świata będzie się mu kłaniać, a ty będziesz go strzegł, by rządził długo i szczęśliwie.

– Wolę strzec ciebie – odparł, obejmując mnie. Niby prosty chłopak, a potrafi okazywać zainteresowanie kobiecie.

– Przyrzeknij.

– Będę cię strzegł, moja królowo.

– Przyrzeknij, że jego będziesz strzegł.

– Mianujesz mnie rycerzem?

– To zależy, jak dzielnie będziesz walczył. – Wyrwałam się z jego uścisku, ale nie na długo.

Zaprawione afrodyzjakiem wino zrobiło swoje i ponownie mogliśmy się oddać miłosnym igraszkom.

– A co to za przesłuchania mój maż urządza? – zapytałam, kiedy dzwony obwieściły godzinę do północy.

– Szuka remedium – odparł, wyciągając się na łożu. – Ale z dzisiaj nic nie pamiętam, czarownik musiał coś zrobić, bo obudziłem się, stojąc w pełnej zbroi. Harek miał tak samo.

– Nie przejmuj się – odparłam. – Jutro opuścimy ten żałosny zamek przynajmniej na kilka miesięcy. Liczę, że w letnim pałacu odzyskasz wigor.

– Nie boisz się, że ktoś się czegoś domyśli.

– Jak będziesz tyle gadał, to sama cię wydam.

Więcej już nie gawędziliśmy. Senkobar może i jest starym grzybem, ale ten polecony przez niego afrodyzjak, to iście cudowny wynalazek.

 

Mag i Król

 

Staliśmy na szczycie wysokiej wieży, kiedy dzwony obwieściły północ. Gdzieś w dole czarownica okryta iluzją właśnie wymykała się z zamku. Padał lekki, chłodny deszcz, ale Arczułajtis nie życzył sobie, bym osłonił go przed kaprysami pogody. Król, bosy i półnagi, stał z butelką wina w dłoni, spoglądając na pogrążone we śnie miasto.

– Jak myślisz, uda się tym razem? – zapytał niespodziewanie.

Sposób mówienia sugerował wyraźnie, że jest pijany.

– Niebawem się przekonamy, wasza wysokość.

Gdzieś na północy kilka błyskawic przecięło niebo.

– Daruj sobie tytuły, jesteśmy tu sami. Uda się?

– Nie znam się na klątwach tak dobrze, jak ta… kobieta. Rzeczywiście, przy warunkowaniu zaklęć trzeba dokładnie określić, kiedy i jak magia ma działać. Każde słowo czy znak ma tu znaczenie. Według starych ksiąg, magowie to też ludzie, ale należy się do nich odnosić osobno podczas zaklinania. Czytałem kiedyś przednią rozprawę…

– Ona powiedziała – przerwał mi, jak zwykle – że ty też jesteś czarownicą. Tylko że masz, te no.

– To prosta kobieta, panie! Chociaż włada magią i wie dużo o klątwach, to tylko zwykła czarownica.

– Wiem, ostrzegałeś mnie. Ale jest diabelnie piękna, ma znacznie mniej dokładnie tam, gdzie moja żona ma za dużo i znacznie więcej tam, gdzie moja żona ma za mało.

– To magia, panie. Zauroczyła cię w jakimś stopniu!

Roześmiał się, kiwając przy tym lekko na boki.

– Mnie nie można zauroczyć. Zaufaj mi, kiedy tylko zrobi, co do niej należy, inkwizycja się nią zajmie.

Byłem nadwornym magiem, drugim po władcy na dworze, a pomimo tego zawsze truchlałem, słysząc o zbrojnym ramieniu świątyni.

– Myślisz, że nikt się nie zorientuje? Jest podobna do królowej, nie przeczę, ale jeżeli jutro rano orszak opuści zamek, a wieczorem twoja żona pojawi się jak gdyby nigdy nic, sama, bez dam i to w dodatku odmieniona, z czerwonymi włosami… Ludzie zaczną szeptać.

Król długo milczał, wpatrując się w ciemność.

– Ludzie są głupi i boją się mnie, a włosy można zafarbować. Skoro już o królowej mowa, to co ona teraz robi?

– Śpi.

– Z kim?

– Sama – odparłem. – Wcześniej igrała z tym strażnikiem, ale chłopak nie był dzisiaj w formie. Mam coś z tym zrobić?

– Nie! – rzucił, lekko się chwiejąc, a następnie cisnął butelką w mrok.

Posłałem za nią zaklęcie telekinetyczne, by nie zrobiła nikomu krzywdy.

– Ja mam swoją Żabę, niech i ona ma kogo tam chce.

– Taki los królów – zacząłem ostrożnie.

– Ja to zmienię, Senkobarze! Zrobię z tym porządek, razem zrobimy. Ja, ty i mój syn! Podbijemy państwo świątynne na północy i tych przeklętych Mercitów, którzy chcą doprowadzić do wojny domowej. A potem zaprowadzimy pokój. Zniesiemy niewolnictwo i ten archaiczny feudalizm! Wystarczy mi dekada, by…

Pijackie sny o potędze. A jutro znów każe wybatożyć służącą, jeżeli rosół nie pomoże na kaca.

Na północy ponownie coś błysnęło. Zbliżała się burza, trzeba było wracać.

– Późno już, panie. Chodźmy spać.

– Słusznie mówisz, jutro też jest dzień!

Król wygłosił jeszcze kilka podobnych mądrości, które wpajałem mu od lat, wysikał się na odchodne i zeszliśmy do komnat.

 

Czarownica

 

Do zamku wślizgnęłam się potajemnie, pod płaszczem utkanym z najprzedniejszej iluzji, jaką widziałam. Senkobar świetnie zna się na zwodniczej magii. Z tego, co słyszałam o życiu arystokracji, wcale mnie to nie dziwi. Zapewniłam króla, że postaram się zafarbować włosy, ale tylko lekko zmieniłam ich kolor. Chcę, by wyraźnie widzieli, że coś jest nie tak, żeby zaczęli szeptać.

Dopiero przed drzwiami do sali audiencyjnej, w której zupełnym przypadkiem miała czekać pozostała w zamku część dworu, zrzuciłam z siebie zaklęcie i w sukni królowej weszłam do środka. Ucztujący zaniemówili, kanclerz koronny upuścił nawet kufel z wrażenia.

– Co tu robisz, czy coś się stało? – zapytał król, prostując się energicznie.

Bez słowa podbiegłam i objęłam go, szepcząc do ucha tak, jak się umówiliśmy.

– Zdrada? – zapytał cicho, ale tak, by przynajmniej połowa zebranych usłyszała go, po czym ryknął – Zdrada! – A głos jego odbił się echem od kamiennych ścian. – Podnieść mosty, opuścić kraty, kto żyw, do broni!

Podziałało, po zaledwie kilku chwilach na sali pozostali jedynie dwaj zbrojni, ja z królem i oczywiście Senkobar, którego mój pan ma w zwyczaju trzymać blisko. Inaczej bym to rozegrała, ale dzięki tej małej maskaradzie przynajmniej zyskaliśmy czas.

– Musisz mi niezwłocznie o wszystkim opowiedzieć – rzekł władca, nalewając wina. – Ale nie tutaj, chodźmy do twoich pokoi.

Poszliśmy więc, ale niewiele rozmawialiśmy. Król szybko stracił zainteresowanie wymyślaniem historii dla dworzan. Musieli dodać coś do wina, bo władca był pełen wigoru i dopiero wieczorem, kiedy dźwięk rogu zapraszał na kolację, bez słowa wyjaśnienia zeszliśmy do sali. Rozmowy przy wielkim stole natychmiast umilkły. Władca zachowywał się, jakby nic się nie stało. Kazał każdemu zdać raport odnośnie tego, jak dobrze zamek przygotowany jest do ewentualnej obrony, a następnie ogólnikowo powiedział, że zdrajcy zostaną ukarani, a dwór poinformowany o wszystkim w swoim czasie. Przywilej bycia królem. Niezbyt elokwentne, ale po takiej nocy jak wczoraj, większość ludzkich mężczyzn wymyśliłaby coś zdecydowanie głupszego.

Tak więc zamieszkałam na zamku, udając królową, i zaczęłam poznawać uroki lepszej strony życia. Ludzie z początku unikali mnie, a służba wyraźnie się bała, ale chyba byłam milsza od oryginału, bo prędko wszystko zaczęło wracać do normy, wierząc słowom nadwornego maga. Nie licząc faktu, że teraz prawie cały czas spędzałam z królem.

– I jak podoba ci się zamkowe życie? – zapytał któregoś dnia o poranku, kiedy wyszłam na balkon.

– Jest jak w bajce, panie.

– Jak żyłaś, zanim do mnie przyszłaś?

Westchnęłam, lekko przekrzywiając głowę. Dobrze wiedział już, że to oznaczało, że mnie zdenerwował.

– Żyłam jak czarownica, w cieniu, na krawędzi świata, walcząc o byt i uciekając przed wiecznie głodną inkwizycją…

– Przepraszam! – przerwał, przeciągając się. – Zapomnij o tym. Chciałabyś tu zostać?

Czyżby ktoś się tu zakochał? No ale jak to, król w czarownicy?

– Zostać? – zapytałam z uśmiechem, udając zdziwienie.

– Jak już dasz mi syna.

– Ale królowa?

– Królowa to moja sprawa. Nie martw się.

O tak idioto, to będzie twoja sprawa. Jak wreszcie wróci, zrobi się ciekawie.

 

Mag i Król

 

– Co prości ludzie mówią? – zapytał król, popijając młodego wina.

Było już dobrze po północy. Siedzieliśmy w wieży, przygotowując zjazd szlachty, który miał zacząć się za kilka dni. Na wschodnim pograniczu wybuchły jakieś niepokoje i zdaniem Arczułajtisa należało temu szybko zaradzić. Gdyby król czytał raporty, zamiast używać życia ze swoją nowa kochanicą, wiedziałby, że to raczej nie spontaniczny podjazd pomniejszego barona, a seria przemyślanych i zorganizowanych rajdów. Moim zdaniem wyglądało to przynajmniej na przygotowanie do poważnej wyprawy łupieżczej, ale co ja tam wiem. Jestem jedynie nadwornym magiem, łaskawie ocalonym z rąk nieubłaganych inkwizytorów.

– Plotkują, panie. Ale same głupstwa jak zazwyczaj. Głównie o kobietach, podatkach i spiskach, choć pojawiła się też pogłoska, że to nie jest prawdziwa królowa…

– Kto ją rozpowszechnia?

Zawahałem się.

– Ja, tak jak kazałeś.

– Ktoś w nią wierzy?

– Niezbyt, trudno powiedzieć, ludzie gadają. Obecnie najbardziej popularna jest inna wersja, że jeden z dowódców wojskowych planował porwać królową i zgłosić pretensje do tronu, ale twoja – przełknąłem ślinę – wierna żona zbiegła, a zdrajca wraz z orszakiem ucieka na wschód.

– Głupie, ale jeśli działa to dobrze. Rozpowiadajcie, niech szpicle ruszą w miasto.

Król dopił wino i zamknął księgę, którą przeglądał, przypominając sobie heraldykę poślednich rodów.

– To na dzisiaj wszystko, Senkobarze. Dobranoc.

Wstał, wziął butelkę i ruszył do wyjścia.

– Panie – zacząłem. – Rozumiem, że jesteś ostatnio zajęty, ale chciałem z tobą szczerze pomówić.

– To twoja wina – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Ta twoja przyprawa do wina to demon, a nie afrodyzjak. Ubyło mi z dziesięć lat, przybyło…

– Panie! – krzyknąłem. – Wybacz, ale boję się o ciebie.

– Czemu? Jestem szczęśliwy jak nigdy.

– Chodzi o tę kobietę, o Żabę. Ona ma na ciebie wpływ!

– Jaką Żabę!? Ona jest królową.

Zamarłem, ale nie było czasu się dziwić. Zdobyłem jego uwagę, trzeba było działać.

– Właśnie o to mi chodzi, panie. Ludzie nie plotkują o królowej, bo coraz częściej mówią o tobie.

– I dobrze. Kupili jej szybki powrót, banda idiotów!

– Szepczą, że się zmieniłeś. Przestałeś jeździć na polowania, urządzać turnieje i przyjmować poddanych. Spędzasz z królową prawie cały czas, zabierasz ją nawet na narady i zaznajamiasz ze wszystkimi sekretami królestwa. To… Nieroztropne.

– Gadasz, bo kilka razy i ciebie zaskoczyła bystrością niewieściego umysłu.

– Nie przeczę, że jej rady bywają cenne, ale przecież ona jest…

– Jest królową, pamiętaj o tym!

Widziałem, jak jego ręka odruchowo powędrowała do pasa. Nie nosił w zamku broni, ale nawet bez niej zadusiłby mnie gołymi rękami.

– Wybacz – zreflektował się. – To pewnie przez to. – Wskazał na butelkę. – Kiedyś tego nie potrzebowałem.

Pokiwałem głową.

– Jej nie można ufać. Udaje pokorną, mówi jak prosty człowiek, wzbudza pożądanie, ale obawiam się, że to jedynie maska. Ona coś kombinuje. I jeszcze te włosy.

– A co one mają do rzeczy?

– Są niczym ogień, musiała je kiedyś zmienić magicznie, a to niełatwa sztuka. A teraz kręci, że nie może ich nawet zafarbować. To mi się nie podoba, ona coś knuje. Przeglądałem stare księgi o – przełknąłem ślinę – kobietach-magach żyjących w dziczy. W ich tradycji takie włosy to symbol zemsty. Zacząłem się więc zastanawiać, bo skoro ona wie, dlaczego nie możesz mieć syna…

– Zamilcz! – krzyknął, ale po chwili spoważniał. – Zakochałem się w czarownicy, a nie taki był plan!

– A czy ona zakochała się w tobie? Bo obawiam się, że teraz to ona realizuje jakiś swój plan, panie! – fuknąłem lekko obrażony.

Czy wreszcie zamierzał mnie posłuchać? Milczał chwilę, patrząc w oczy.

– Zaczniemy od tego. – Wskazał na butelkę. – Przygotuj mi coś, co sprawi, że się odkocham. Tylko żeby trunek nie stracił pozostałych… Właściwości.

– Tak, panie – odparłem, uśmiechając się w duchu.

 

Czarownica i Mag

 

Lato spędziłam na zamku. Od czasu, kiedy moja ciąża stała się widoczna, król nieco się uspokoił i nie musiałam już spędzać z nim każdej chwili. Poznałam całą budowlę i pracującą w niej służbę, nauczyłam się praw oraz obyczajów panujących w tym dziwnym miejscu. Zaczęłam również wymykać się do biblioteki, kiedy nikt nie patrzył. Senkobar również często ostatnio znikał, co bardzo mnie cieszyło, bo władca nareszcie mógł słuchać wyłącznie moich rad.

Biblioteka okazała się nieopisaną skarbnicą wiedzy. Odnalazłam tu wiele ksiąg, które zostały zakazane, kiedy wpływy świątyni urosły na tyle, że wprowadzono inkwizycję. Bestiariusze, demonariusze, traktaty o roślinach leczniczych, czterech sokach i dwunastu elementach sztuk magicznych. Kto by pomyślał. Kiedy nadejdzie czas, będę musiała pamiętać, by ocalić to miejsce. Księgi to jedyne prawdziwie wartościowe przedmioty w tym gnieździe żmij.

 

 

Królowa

 

Dłonie drżą coraz bardziej, ilekroć otwieram kolejny list od Sylwii. Czy jestem już tak stara, czy też brzemię i wybryki mojego męża tak na mnie działają? Siedzę tu, w ogrodzi letniego pałacu, grzejąc się w słońcu i popijając zioła, a mimo to robi mi się zimno, kiedy czytam kolejne zdania.

Najpierw myślałam, że dziewczyna zwyczajnie kłamie lub oszalała, ale wszystkie inne płatne uszy zdają się potwierdzać jej wersję. Oto na zamku przebywa kobieta, która wygląda jak ja, żyje z królem i w dodatku jest przy nadziei. A czcigodny Arczułajtis łasi się do niej, coraz więcej pije i zapowiada, że będzie mieć syna.

Poczekaj gagatku, czyżbyś zapomniał, czyi lennicy posadzili cię na tronie… Przedstawię sprawę ojcu oraz braciom, najwyższy czas zebrać ludzi i wracać do stolicy, jak tylko urodzę.

 

Czarownica

 

– Widzę, że mój syn rośnie, jak na drożdżach – stwierdził z aprobatą król, kiedy jak co wieczór pieścił moje ciało. – Służki mówią, że jeszcze nie widziały by…

– U nas to normalne – przerwałam, oplatając go nogą – czarownice mają dużo spraw na głowie i rodzą dużo szybciej, niż zwykłe kobiety. Trzy księżyce i gotowe.

Był zaskoczony, choć bardzo go to ucieszyło. Pominęłam przy tym fakt, że chłopiec będzie również znacznie szybciej rósł i za ledwie kilka lat będzie dorosły. Postanowiłam, że mój pan dowie się tego w swoim czasie.

– Coś cię martwi, kochany? – zapytałam, widząc, że żądza nie płonie w nim tak bardzo jak jeszcze kilka dni wcześniej.

– Polityka – odparł krótko, wyswobadzając się niezgrabnie z mojego uścisku. Alkohol chyba wreszcie zaczynał mu szkodzić. – Pogranicze płonie, chłopi się buntują, a Mercia żąda przywilejów handlowych. Nie mówmy dziś już o tym.

Polityka… Chyba zaczął się martwić pogłoskami, że chłopów podburzają bracia jego żony, a prawdziwa królowa podobno szykuje się do powrotu.

 

***

 

Urodziłam, jak zaplanowałam, w dzień przesilenia. Władca cieszył się jak dziecko i nie trzeźwiał przez dwa dni. Ogłosił święto i zapowiedział turniej rycerski. Czystym zbiegiem okoliczności, królowa urodziła tego samego dnia i według listu, który posłaniec przyniósł na zamek kilka dni później, oficjalnie szykowała się do powrotu na zamek. Czyżby plotki, które rozsiewałam, dotarły i do niej?

Król posmutniał wielce, przeczytawszy wiadomość. Był tam też dalszy ciąg, coś o pogłoskach docierających do monarchini, ale władca zachował to dla siebie. Jego sprawa, to on będzie się z tego tłumaczył. Próbowałam go pocieszyć, ale świństwo, którym szprycował go nadworny mag chyba przestało działać. Podczas turnieju rycerskiego zachowywał pozory, ale ptaki i owady, które były moimi uszami, szeptały do snu, że ludzie stają się coraz bardziej niespokojni. Władca ucztował zapamiętale, jedząc i pijąc jak najwięcej. Udawał zadowolonego, ale było wyraźnie widać, że dzieje się coś niedobrego. Wieża kłamstw, którą tak beztrosko razem budowaliśmy, zaczynała wreszcie chwiać się w posadach. Po mieście rozniosła się już bowiem wieść, że oto królowa, ta prawdziwa, wraca do miasta z wojskiem oraz nowo narodzonym księciem.

 

***

 

Przyszedł wieczorem, ale tym razem bez butelki w dłoni, za to z magiem u boku. Senkobar wyglądał na niezwykle spiętego i skoncentrowanego. Założył najozdobniejszą z szat bitewnych i wspierał się na kosturze ze smoczej kości. Zapytałam beztrosko, czy chcą zobaczyć księcia, kiedy ten śpi.

– Do świtu musisz stąd zniknąć – rzekł gniewnie król, pokazując mi jednocześnie pękaty mieszek, który trzymał w ręce. – Pięćset złotych słońc plus dwie przepiękne, czarne perły. Dużo więcej, niż początkowo obiecałem. Po chłopca zaraz przyjdzie mamka, która się nim zaopiekuje.

– Ależ panie, przecież jestem królową – odparłam, robiąc najbardziej nieporadną minę, jaką potrafiłam i jednocześnie eksponując dekolt.

– Ani słowa więcej! – krzyknął, odwracając wzrok. – Zrobiłaś swoje. Teraz odejdź!

– Czas na ciebie, niewiasto – rzekł Senkobar z udawaną powagą, tak że omal się nie roześmiałam.

– Ale przecież mówiłeś, że mnie kochasz, mój panie. Że wszystkie te inne, nawet twa czcigodna żona, się nie liczą. A ja dałam ci syna. Syna!

Całkowitym przypadkiem, dziecko obudziło się, kwiląc cicho. Zastanawiałam się, czy król mnie teraz uderzy, czy też padnie mi do stóp. Zaskoczył mnie, bo przez chwilę trwał w bezruch, tocząc zapewne jakąś wewnętrzną walkę, a następnie usiadł na ziemi i bezceremonialnie zaczął płakać. Takiego obrotu spraw nie przewidziałam. Władza i wino zdecydowanie niszczą ludzi.

– Kiedyś dławiłeś bunty, prowadziłeś armie i marzyłeś o władzy nad światem, a teraz boisz się powrotu własnej żony? Co z ciebie za król!? A może to o to chodzi? – wskazałam na włosy. – Chcesz, to będę taka jak ona.

Pstryknęłam palcami. Moje czerwone loki zmieniły się nagle w jasne, proste włosy. Jednocześnie dodałam sobie nieco lat, by jak się tylko da naśladować monarchinię.

– Tak lepiej? – zapytałam z ironią.

Dziecko płakało coraz głośniej. Spojrzał na mnie osłupiały, a następnie zwrócił się do maga.

– Senkobar, zabierz ja stąd. Natychmiast!

– Po tym wszystkim? – roześmiałam się. Nadworny mag zrobił krok do przodu, przygotowując się do walki. – Nawet nie potrafisz tego zakończyć. Wyręczasz się innymi jak zwykła niedojda! Przychodzisz do mnie w nocy, jak złodziej i pragniesz kupić dziecko jak rzecz! Wstyd, wielki Arczułajtisie! Wstyd i hańba!

– Jestem królem, a to jest mój syn! Należy do mnie! – ryknął niespodziewanie, wstając. Teraz zauważyłam wyraźnie, że był lekko pijany. Mogłam się tego spodziewać.

Sprawiłam magicznie, że płacz malca stał się dla nich jeszcze głośniejszy.

– To jest również mój syn i widzę, że muszę poszukać lepszego miejsca dla niego.

Ponownie pstryknęłam palcami, lecz tym razem stałam się na powrót Żabą. Niską, brzydką istotą o nazbyt rumianej twarzy. Runy ochronne i inne magiczne znaki, które przez ostatni dni pieczołowicie kreśliłam na ścianach i meblach, zapłonęły karmazynowym blaskiem.

Nadworny mag nie zaatakował, ale roztoczył magiczną osłonę nad sobą i królem. Władca rzucił się na mnie z rykiem, ale bez większych problemów uskoczyłam, podstawiając mu przy tym nogę. Rozpłaszczył się na podłodze, miotając przekleństwami.

Po raz ostatni pstryknęłam palcami. Uniosłam do góry ręce, które zaczęły natychmiast pokrywać się piórami. W jednej chwili moja twarz stała się dziobem, a nogi krótkimi, ptasimi łapami o wielu palcach zakończonych szponami.

– Senkobar! – wrzeszczał król, starając się wstać.

Mag jednak tylko obserwował mnie, milcząc, z łańcuchem zaklęć gotowych do użycia. Mógł mnie spopielić, zamienić w kamień lub uśpić, ale zamiast tego patrzył jak urzeczony, jak wznoszę się, miarowo machając skrzydłami. Jak majestatycznie podlatuję do kołyski i ostrożnie chwytam szponiastymi łapami leżącego tam znów spokojnie chłopca.

– Nie mogę nic zrobić, panie! – rzucił nadworny czarownik, sapiąc i dygocąc. – Utrzymam osłonę, ale te runy rozpraszają mą moc, to ty musisz ją dopaść, bo inaczej ucieknie.

Król zdołał jedynie unieść wzrok i z nienawiścią w oczach obserwował jak wyfruwam w mrok nocy.

– Bywaj, panie! – Krzyknęłam jeszcze na pożegnanie. – Na otarcie łez mogę cię zapewnić, iż sprawiedliwości wreszcie stanie się za dość. Nie minie dziesięć wiosen, nim twój własny syn zrzuci cię z tronu. Kiedyś, przeszukując pobojowisko, znalazłeś umierającą czarownicę. Błagała cię, byś skrócił jej cierpienie, ale ty wolałeś się zabawić, a po wszystkim oddałeś ją w ręce swoich wojów, którzy okrutnie sobie z nią poczynali.

Po tych słowach odleciałam. Chłopiec śmiał się, kiedy szybowaliśmy w mroku. Nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo podobałam mu się w tej postaci.

 

Epilog – Mag i Czarownica

 

Wiedźma uciekła, zabierając ze sobą księcia. Król zaczął pić jeszcze więcej i zamiast zbierać armię, zabarykadował się w dolnych komnatach, co nie uszło uwadze dworu oraz królowej, która powróciła do zamku następnego dnia. Turniej przerodził się najpierw w regularną bijatykę, a ta wywołała rozruchy w całym mieście. Trzeba było użyć wojska, by przywrócić ład. Tydzień czasu zajęło mi zapanowanie nad tym bałaganem. Straty były duże, bo nie spieszyłem się zbytnio, a na koniec i tak wszyscy mi dziękowali. Zaczęto nawet szeptać, że należy mianować mnie namiestnikiem.

Późnym popołudniem, kiedy królowa uczyła się niełatwej sztuki bycia matką, a kanclerz koronny negocjował z królem warunki otwarcia komnaty, miałem wreszcie chwilę spokoju. Poszedłem najpierw do biblioteki, a następnie prosto do wysokiej wieży, w której teraz nikt poza mną nie bywał. Wszyscy jakoś o niej zapomnieli. Kocham te magiczne zabezpieczenia, nawet zamków nie trzeba zakładać, a i tak wszyscy omijają zaklęte miejsce. Z książką pod pachą skierowałem się prosto do byłej sypialni króla, w której teraz mieszkał kto inny.

Siedziała na łożu, pod postacią kobiety o czerwonych włosach i przeglądała księgę z kilkuletnim, mogłoby się wydawać, dzieckiem na kolanach. Chłopiec nie miał jeszcze miesiąca, zapewne będzie już młodzieńcem, kiedy spadnie śnieg. Ucieszyła się na mój widok.

– Nareszcie jesteś, Senkobarze.

– Wybacz, musiałem wypić piwo, którego nawarzyliście. Jak się miewa nasz książę?

– Znam już szesnaście liter, wuju – odparł podekscytowany malec. – I potrafię liczyć do stu!

– Zdolny jesteś, to bardzo dobrze. – Pogłaskałem go po głowie.

– Nie domyślają się? – zapytała z nutą obawy w głosie.

– Skądże, pod latarnią najciemniej, a książę powinien mieszkać w zamku! Są zajęci sobą, knuciem i walką o władzę. Podaję im też przeróżne kombinacje eliksirów, by zbyt dużo nie mędrkowali. Trochę tego, mężnieją, trochę tamtego, niewieścieją.

– Żałosne, jak tak można? – zarechotała.

Ja również się roześmiałem.

– Są jak zwierzęta, ufają mi i to ich zgubi. A ty przepięknie go rozegrałaś. Zakochał się i całkowicie stracił czujność.

– Męska naiwność nigdy nie przestanie mnie fascynować – rzuciła wyzywająco, jak na prawdziwą czarownicę przystało. – Wszak rzekłam mu przecież, iż widziałam, co kiedyś zrobił. A on natychmiast zapomniał o tym, kiedy tylko zrzuciłam odzienie.

– Wystarczy szczypta magii – odparłem. – A ty w tym całym zamieszaniu zapomniałaś złota – rzekłszy to wręczyłem jej mieszek.

– Faktycznie, gapa ze mnie – roześmiała się. – To pewnie przez to – dodała, wskazując na brzuch. – W najkrótszą noc w roku urodzę kolejnego syna. A potem jeszcze kolejnego. Tak jak przewidziałeś, mieszanka jego i mojej krwi czyni cuda.

– Będę miał brata? – zapytał chłopiec, który wyraźnie przysłuchiwał się naszej rozmowie.

– Będziesz mieć wielu braci i wiele sióstr, z których wyrośnie pokolenie zdolnych magów i czarownic. W twoich żyłach płynie stara, szlachecka krew. Wojna domowa, która najpewniej wybuchnie na wiosnę, stworzy dogodne warunki, by was uczyć i szkolić w arkanach zakazanej sztuki. Trochę to potrwa, ale za kilka lat powinniście być już w stanie zmierzyć się z inkwizycją i wygrać. A wtedy wróci stary porządek, a ja i twoja matka zajmiemy należne nam miejsce.

Chłopiec wpatrywał się we mnie z rozdziawioną buzią, nie zrozumiał chyba wszystkiego, ale jego oczy zdradzały, że szczerze fascynuje go ta perspektywa.

– Będę magiem jak ty, wuju? – zapytał.

– Lepiej. Będziesz królem czarodziejów. A my zadbamy, by twoje rządy trwały po kres czasów.

Koniec

Komentarze

Witaj Krar85!

 

Podobało mi się to opowiadanie! Bardzo lubię pokazywanie wydarzeń ze zmieniającej się perspektywy – każda z postaci miała swoje cele i nieco inaczej interpretowała wydarzenia. Do końca nie byłem pewien, co knują czarodzieje i czytałem z zainteresowaniem. Początkowo sądziłem, że królowa będzie słabą kobietą, której zakochany w wiedźmie król łatwo się pozbędzie, ale okazała się mieć silne koneksje rodzinne i odegrała istotną rolę w intrydze. Od króla, oprócz żądzy i parcia na szkło, możnaby wymagać nieco więcej rozumu, szczególnie, że chyba miał już swoje lata, ale wiadomo, że królowie bywali różni, a i magia zapewne swoje robiła. Dobrze też pokazałeś podwójną grę maga, niby wycofanego, ale przez cały czas kontrolującego sytuację.

Wyróżniłbym początkową scenę, w której pojawił się grajek, a potem tajemnicza Żaba – ta scena wyjątkowo mi się podobała.

Zgłaszam do biblioteki.

 

a seria przemyślanych i zorganizowanych rajdów

Nie jest to zbyt dosłowne przeniesienie z angielskiego?

kiedy moja ciąża stała się widoczne,

Widoczna?

– Skądże, pod latarnia najciemniej

Pod latarnią.

 

 

– Przynieś butelkę wina oraz najlepszą suknię, godną królewskie żony – rozkazał.<– chochlik zjadł j

Interesujące przedstawienie działań różnych osób z ich punktów widzenia, zamiarów tych osób i sposobów ich realizacji. Wprawdzie przedmowa jest trochę spojlerem, ale zakończenie zaskakuje. Czyta się dobrze. klik.

Cześć kronos.maximus

 

Podobało mi się to opowiadanie! Bardzo lubię pokazywanie wydarzeń ze zmieniającej się perspektywy – każda z postaci miała swoje cele i nieco inaczej interpretowała wydarzenia.

Cieszy mnie, że tekst się spodobał. Celem ćwiczenia było właśnie pokazanie takiego miksu perspektyw i punktów widzenia.

Początkowo sądziłem, że królowa będzie słabą kobietą, której zakochany w wiedźmie król łatwo się pozbędzie, ale okazała się mieć silne koneksje rodzinne i odegrała istotną rolę w intrydze.

Równowaga musi być, a królowa jak bumerang. Zawsze wróci (z wojskiem, jeżeli trzeba)

Dobrze też pokazałeś podwójną grę maga, niby wycofanego, ale przez cały czas kontrolującego sytuację.

Twist musi być, a szara eminencja to idealny kandydat na prawdziwego władcę marionetek.

Wyróżniłbym początkową scenę, w której pojawił się grajek, a potem tajemnicza Żaba – ta scena wyjątkowo mi się podobała.

Od tej sceny powstał cały tekst (a nawet ktoś powiedział mi, że reszta z tego wyrasta). Miło słyszeć, że zapada w pamięć, tak miało być!

Zgłaszam do biblioteki.

Dzięki! Błędy poprawione.

Nie jest to zbyt dosłowne przeniesienie z angielskiego?

Możliwe, ja coraz bardziej przesiąkam angielskim. Pomyślę nad tym jeszcze…

 

 

 

Czołem, misiu

 

Wprawdzie przedmowa jest trochę spojlerem, ale zakończenie zaskakuje.

Zdecydowanie tak, ale tak sobie myślałem, że może będzie ciekawiej, jak czytelnik będzie – do pewnego stopnia – wiedział od początku, co się stanie. Nie wiem, czy bez tego próg wejścia nie byłby zbyt wysoki.

Chochlika pogoniłem. Dziękuję z lekturę i klika.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Piętrowa intryga dworska. Pewnie niełatwo być królem (a dobrym to już prawie niemożliwe), ale co sobie facet poużywał to jego. Prawda to, że księgi to najbardziej wartościowe przedmioty w domostwie. Bida, kiedy jest ich tam trzy na krzyż, w tym dwie kolorowanki. I grzech ich nie czytać, jeśli już tam są… Mógł sobie władca paru kłopotów przyoszczędzić.

Babska logika rządzi!

Bardzo porządne, solidne klasyczne (chwilami lekko dark) fantasy, jakiego brakuje mi na przykład na łamach NF. Zgrabnie konstruujesz intrygę, postacie piszesz filmowo cyniczne, ale wiarygodne w tej, konwencji, fabuła wciąga, a efekt zaskoczenia twistem związanym z pochodzeniem Żaby powiększa sprawne użycie przez ciebie różnych narratorów. Zdecydowanie udany tekst.

ninedin.home.blog

Cześć Finkla

 

Dzięki za klika i komentarz. Królem zapewne niełatwo być, zwłaszcza jak wszyscy wokół spiskują i starają się używać władcy do swoich celów.

Mógł sobie władca paru kłopotów przyoszczędzić.

To byłby zdecydowanie dobry kierunek, by rozbudować ten temat. Dodać przypowieść o zbawiennej sztuce uczenia się na błędach innych, która jednak “nie grozi” bohaterom, bo z czytaniem im nie po drodze.

Może kiedyś…

 

 

 

Cześć ninedin

 

Bardzo porządne, solidne klasyczne (chwilami lekko dark) fantasy, jakiego brakuje mi na przykład na łamach NF.

Miło słyszeć. Czyżbyś coś sugerowała? ;-)

Wielkie dzięki za przeczytanie i za klika. W tekście z pewnością jest kilka tematów do poprawy, ale cieszy udany odbiór w obecnej formie.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dobre, z zaskakującym zakończeniem. Fajne spojrzenie z różnych punktów widzenia. Trochę oszukujesz czytelnika w pierwszej partii relacjonowanej przez maga ;) Ale dzięki temu wychodzi intryga jak się patrzy :)

Dobrze się czytało, wciągnęło.

– Jestem magiem podobnie jak twój towarzysz, panie. Tylko nic mi się nie majta między nogami.

:D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, krarze!

Zaprezentowałeś tu fajny, lekko humorystyczny styl w połączeniu z ciekawą narracją. Lubię takie rzeczy. No i ładnie poprowadziłeś fabułę, chociaż nie powiem, aby mnie ona urzekła. Pewnie kwestia gustu.

Za minus uważam, genezę klątwy, liczyłem na coś, hmm, bardziej pomysłowego. Poza tym jakoś mało przekonuje mnie zdrada nadwornego maga. Tak mnie ona zaskoczyła, że musiałem czytać ten fragment drugi raz. Ale zaskoczyła w takim sensie, że jakby nie widzę do niej, tej zdrady, wielkich podstaw. Ja wiem, że inkwizycja i tak dalej, ale może przydałoby się coś bardziej osobistego?

Padał lekki, chłodny deszcz ale

Zabrakło przecinka przed "ale".

obserwowała w króla

Niepotrzebne "w".

 

I na koniec tak się zastanawiam, dlaczego mag nie rozpoznał płci dziecka prawdziwej królowej. Piszesz, że królowa przewiduje, że będzie to chłopiec, a przecież pewnie mogliby sprawdzić. Choć w sumie nie wiem, czy miałoby to istotny wpływ na fabułę.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć Irka

 

Trochę oszukujesz czytelnika w pierwszej partii relacjonowanej przez maga ;)

Ale tylko trochę ;-)

Dobrze się czytało, wciągnęło.

Bardzo mnie to cieszy. Robię przymiarki do czegoś nieco dłuższego w podobnych klimatach i potrzebowałem sprawdzić pewne rozwiązania (a także chciałem wreszcie “pozbyć się z głowy” tego tekstu) Wielkie dzięki za wizytę i za klika!

 

 

 

Cześć Atreju

 

No i ładnie poprowadziłeś fabułę, chociaż nie powiem, aby mnie ona urzekła.

Mnie też nie urzeka ;-) Opowiadanie wyrosło wokoło pierwszej sceny i powstawało dosyć szybko, przez co reszta nie jest – imho – tak dobra jak początek. Z racji limitu pewne wątki nie zostały należycie ukazane (nie dałem rady tak zwięźle oddać perspektywy królowej, bardzo zgrubnie pokazałem przemianę króla i rzuciłem tylko kilka okruchów ukrytej motywacji Senkobara). Może kiedyś jeszcze do tego wrócę, bo to jest “kafelek” nieco dłuższej historii.

Za minus uważam, genezę klątwy, liczyłem na coś, hmm, bardziej pomysłowego.

Każde okrucieństwo i wywołana nim nienawiść jest dobra, nie chciałem tego udziwniać na siłę. Proste czasy, proste motywacje ;-)

Ale zaskoczyła w takim sensie, że jakby nie widzę do niej, tej zdrady, wielkich podstaw. Ja wiem, że inkwizycja i tak dalej, ale może przydałoby się coś bardziej osobistego?

Zbyt mało tych okruszków dałem… ;-(

I na koniec tak się zastanawiam, dlaczego mag nie rozpoznał płci dziecka prawdziwej królowej.

Bo nie miało to znaczenia. Król i mag wiedzieli już, że król nie może mieć syna z kobietą. Król się łudził, ale z czasem zrozumiał i dlatego szukał rozwiązania.

Wielkie dzięki za lekturę i komentarz.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć krar,

Dobry kawał klasycznego fantasy. Czytało się sprawnie, większych błędów technicznych nie dostrzegłem. 

Podobało mi się to przeskakiwanie pomiędzy perspektywami. Jak na dwór przystało, każdy miał swoje powody i plany, które przeplatały się się i nie wiedziałem, kto ostatecznie w tym wyścigu będzie górą, więc zakończenie zaskoczyło. Podoba mi się niejednoznaczność postaci – tak jak w przypadku króla, który wydawał się całkiem dobrym władcą, tak też miał swoje za uszami. 

Idę zgłosić do biblioteki.

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Podobało się: Dużo mocnych stron, na czele z Żabą i Senkobarem którzy stanowią główny tandem opowiadania.

Nie podobało się: Nie spodziewałem się przenośnej fabryki. To nie jest złe ale szybko może przerodzić się w chaos. Ale to może arogancja niektórych postaci?

 

Gratuluje i pozdrawiam!

Cześć Sagitt

 

Dobry kawał klasycznego fantasy

;-)

Podobało mi się to przeskakiwanie pomiędzy perspektywami.

Zamarzyło mi się pokombinować z czymś takim. A dwór to dobry grunt, by pokazac sprzeczność interesów i zakulisowe rozgrywki.

Podoba mi się niejednoznaczność postaci – tak jak w przypadku króla, który wydawał się całkiem dobrym władcą, tak też miał swoje za uszami. 

Ludzie są ludzie, nie mamy dobrych i złych a jedynie spektrum odcieni szarości. Wielkie dzięki za przeczytanie, komentarz i klika.

 

 

Hej Olgierd

 

Cieszy mnie, że bohaterowie przypadli Ci do gustu. Przenośna fabryka i całe zakończenie to zapowiedź rychłych zmian oraz zemsty. Co z tego wynikło, to już temat na kolejny tekst ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Bardzo mnie to cieszy, Anet ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć!

 

Tym razem Twoje opowiadanie podobało mi się nieco mniej, niż to zwykle bywało. Pozostanę chyba fanem krara w wersji sci-fi/takiej jak w “Trzech Jeźdźcach”.

Ale czy “Czarownica i król” to tekst zły? Absolutnie nie! Wśród plusów jednym tchem wymienić mogę mnogość wiarygodnych, trójwymiarowych postaci (dla mnie b. ważny aspekt), dobrze skonstruowaną intrygę, a także finalny plot twist z wiadomo którą postacią (spoilery to zbrodnie). To są elementy, które dla mnie stanowią fundamenty Twojego opowiadania i możesz się nimi bronić przed każdą marudą.

Co zatem sprawiło, że ostatecznie podobało mi się mniej? Przede wszystkim uważam, że za mało miejsca poświęciłeś motywom czarownicy. Według mnie nie wybrzmiały one z taką siłą, z jaką powinny. Zamiast tego poczułem rozczarowanie, że chodziło “tylko” o zemstę. Razi też moment, w którym dochodzi do wyjawienia przyczyn postępowania wiedźmy. Mam trochę alergię na ujawnianie przez “złoczyńców” istoty ich planów, motywów lub ambicji w kulminacyjnym momencie, np. w chwili ucieczki po pojedynku. Tutaj więc miałeś ode mnie dodatkowego minusa, który dla innych w ogóle może nie być wadą.

Druga rzecz, to brak określonego klimatu, w którym można by się zanurzyć. Okej – mamy dwór, mamy zamek, mamy wspomnianą pokątnie Mercię, chyba przypadkowo nazwaną tak, jak historyczne królestwo na Wyspach Brytyjskich, bo nie dopatrzyłem się innych podobieństw. I na tym koniec. Tym samym nie pozwoliłeś mojej wyobraźni pracować, tworzyć jakichś sprecyzowanych obrazów w głowie. Tak to przynajmniej czułem.

“Wybijaczem” z immersji był także mix imion, każde z innej parafii. Tu mamy Arczułajtisa (cały czas przed oczyma pojawiała mi się twarz Jagny Marczułajtis), tu pospolitą, polską Sylwię, tam zaś Senkobara. Ja rozumiem, że nie wszyscy muszą mieć imiona francuskie, angielskie czy tureckie, ale tutaj ta mieszanka wydała mi się bezładna.

Od strony technicznej jest nieco literówek, niezgrabnostek i chyba jakiś zgubiony podmiot raz się wkradł. Poczekaj jednak na niezastąpioną Reg – ja czytałem wczoraj i nie starczyło mi czasu na łapankę.

Powyższe nie zmienia faktu, że Twój tekst nadal jest solidną opowieścią, która może satysfakcjonować i w większej części satysfakcjonowała również mnie. Gdyby trzeba Ci było bibliotecznego klika – klikałbym. A że jesteś już w bibliotece, zostaje mi tylko powiedzieć, że czekam na Twoje kolejne teksty :)

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

 

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Cześć, krar. 

Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Za największy plus uważam postacie, bo każda miała jakiś cel. Podziwiam, że udało ci się wywołać taki efekt, w krótkiej historii. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

fmsduval

 

Tym razem Twoje opowiadanie podobało mi się nieco mniej, niż to zwykle bywało. Pozostanę chyba fanem krara w wersji sci-fi/takiej jak w “Trzech Jeźdźcach”.

Raz jabłka, raz gruszki. Mam nadzieje, że jeszcze uda mi się skrobnąć coś, co przypadnie Ci do gustu;-) A to jest takie “klasyczne” fantasy.

Ale czy “Czarownica i król” to tekst zły? Absolutnie nie!

;-)

Przede wszystkim uważam, że za mało miejsca poświęciłeś motywom czarownicy. Według mnie nie wybrzmiały one z taką siłą, z jaką powinny. Zamiast tego poczułem rozczarowanie, że chodziło “tylko” o zemstę.

Tu generalnie zabrakło nieco podłoża, ale ja bym tego wszystkiego nie upchnął w takim limicie.

Mam trochę alergię na ujawnianie przez “złoczyńców” istoty ich planów, motywów lub ambicji w kulminacyjnym momencie, np. w chwili ucieczki po pojedynku. Tutaj więc miałeś ode mnie dodatkowego minusa, który dla innych w ogóle może nie być wadą.

Zabrakło nico przesłanek… Ale znowu, z czegoś musiałem zrezygnować. Wychodzi na to, że to materiał na nieco dłuższą formę.

“Wybijaczem” z immersji był także mix imion, każde z innej parafii. Tu mamy Arczułajtisa (cały czas przed oczyma pojawiała mi się twarz Jagny Marczułajtis)

W końcu to fantasy, można miksować, ale faktycznie zabrakło tu pokazania głębszego rysu otaczającej ich rzeczywistości oraz kolei losów, które doprowadziły do zaistniałej sytuacji.

Wielkie dzięki za wizytę i komentarz!

 

 

Młody pisarz

 

Opowiadanie bardzo mi się spodobało.

Bardzo mnie to cieszy.

Za największy plus uważam postacie, bo każda miała jakiś cel.

Jak to na dworze, każdy tam coś knuje (zazwyczaj jak wygryźć resztę, nim go/ją inni wygryzą)

Wielkie dzięki za komentarz i dobre słowo!

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, hej,

 

jakoś nie poskładała mi się ta historia w logiczną całość, porwana narracja z perspektywy kilku osób też nie pomogła. Być może dlatego, że zabrakło tutaj klasycznego podziału na dobrych i złych, a przyczyny klątwy i “zemsty” czarownicy też wypłynęły dopiero gdzieś na końcu, wykrakane przez kruka niosącego w szponach dziecko.

Intryga też jakoś tak fikuśnie została ukryta w tej narracji pierwszoosobowej, w kontekście finału czuję, że coś tutaj zostało ponaciągane ;) No bo kiedy dokładnie mag skumał się z czarownicą? Od samego początku? W takim razie skąd takie narracyjne uwagi jak “Brzydka i bezczelna pokraka biegła w zakazanej sztuce.” Jest to dla mnie trochę niezrozumiałe. IMHO narracja trzecioosobowa, albo z perspektywy innych postaci, może bardziej pobocznych dla fabuły (strażnika, służącej, koniuszego) lepiej by zagrała.

Dodatkowo – praktycznie nie ma tutaj “dobrych bohaterów”, nie czułem prawie żadnych emocji, nie miałem komu kibicować. Bohaterowie nie rozwijali się, nie nabywali nowych umiejętności, nie stawali przed wyzwaniami, które ich zmieniały i czyniły lepszymi lub gorszymi. A ja lubię kiedy bohater się rozwija i można mu kibicować. 

Być może zabrakło znaków, bo to chyba pod limit pisane. Ale zasadniczo widzę, że jak na razie jestem jedynym marudą, więc…

Na koniec dodam, że faktycznie całość dobrze napisana i technicznie się broni. Czytało się bez potknięć/problemów a historia zasadniczo płynęła. 

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć BK

 

Być może dlatego, że zabrakło tutaj klasycznego podziału na dobrych i złych, a przyczyny klątwy i “zemsty” czarownicy też wypłynęły dopiero gdzieś na końcu, wykrakane przez kruka niosącego w szponach dziecko.

To opko ma pokazywać dwór, a więc politykę. A to jest – imho – świat, w którym brakuje pozytywnych bohaterów. Pisząc ten tekst przekonałem się, jak trudno jest ciekawie i przystępnie podać dworską intrygę.

No bo kiedy dokładnie mag skumał się z czarownicą? Od samego początku?

Tak wynika z tekstu.

Jest to dla mnie trochę niezrozumiałe. IMHO narracja trzecioosobowa, albo z perspektywy innych postaci, może bardziej pobocznych dla fabuły (strażnika, służącej, koniuszego) lepiej by zagrała.

Niestety, ale kilka takich chochlików się zachowało. Pierwotnie napisałem tekst bardzo szybko – chyba w jeden, długi dzień i koncept ewoluował w trakcie. Z kolei jak go poprawiałem przed publikacją na NF, to wprowadziłem nieco zmian i nie wszystko się spina. Za długo miałem to rozgrzebane, wychodzi na to, że nie powinienem pisać więcej niż jednego opka na raz ;-)

A ja lubię kiedy bohater się rozwija i można mu kibicować. 

Też to lubię i muszę dopisać do listy na ścianie, co by nie zapomnieć o tym w kolejnych opkach. Ja lubię łotrów, przez duże Ł, ale w ich natłoku muszę wrzucać jakieś rodzynki (najlepiej wiodące)

Na koniec dodam, że faktycznie całość dobrze napisana i technicznie się broni.

Urrra, są jakieś pozytywy. Wielkie dzięki za lekturę i komentarz. Przepraszam, że późno odpisuję, ale wakacje nie pozwalają na normalny poziom aktywności na portalu. Ale jeszcze tylko kilka dni…

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Podobało mi się, chociaż narracja pierwszoosobowa ze zmianą narratora w trakcie lektury stanowiła pewne utrudnienie.

Pomysł na plot-twist wydał mi się bardzo dobry, ale przydałoby się lepsze podprowadzenie tzn. pokazanie wcześniej pewnych zasad przedstawionego świata zanim zaczną działać.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Podobało mi się, chociaż narracja pierwszoosobowa ze zmianą narratora w trakcie lektury stanowiła pewne utrudnienie.

Wiem, ale tak był tez cel ćwiczenia. Mogłem przekonać się, jak trudno jest coś takiego napisać, by zrobić to zwięźle i ciekawie. Kiedyś może do tego wrócę.

Pomysł na plot-twist wydał mi się bardzo dobry, ale przydałoby się lepsze podprowadzenie tzn. pokazanie wcześniej pewnych zasad przedstawionego świata zanim zaczną działać.

Zdecydowanie, zabrakło tego podłoża, zbytnio skupiłem się na bohaterach. Urok pisania pod limity (o ilu to rzeczach trzeba pamiętać…)

Wielkie dzięki a lekturę i dobre słowo.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka