- Opowiadanie: GeckoRage - Wizja raju

Wizja raju

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wizja raju

Pewnego dnia obudziłem się w zupełnie innym miejscu. Przez chwilę myślałem że umarłem i jestem w raju. Tak właściwie, to długo jeszcze nie miałem pewności czy tak nie jest. Zielona polana, jezioro i zielone drzewa. Słońce dawało idealną temperaturę, a przy tym nie paliło skóry. Wszędzie ludzie zupełnie nago, biegali, bawili, śmiali się. Ktoś siedział pod drzewem, kto inny malował, a jeszcze inni bawili się w jakąś grę. Swobodni, wolni, radośni.

Moje pojawienie się nie uszło ich uwadze. Za chwilę podszedł ktoś i zapytał jak się czuję. Odpowiedziałem że dobrze. Zapytał czy może coś zrobić bym poczuł się lepiej. Odruchowo odpowiedziałem że nie, po czym zacząłem wypytywać o to miejsce.

Tak nawiązałem nową przyjaźń z Ayalonem. Był bardzo miły i życzliwy. Zdawał się być także prawdziwie ciekawy mnie, oraz chętny do pomocy. Natychmiast mnie oczarował. Potem przekonałem się, że inni także tacy są.

 

O nagości

Nie wiedzieli jak się tam znalazłem, ale bardzo chcieli mi pomóc. Zapytałem czy też powinienem się rozebrać. Odpowiedzieli że to zależy jak będę się czuł najbardziej komfortowo. Rozebrałem się więc do majtek, bo głupio się czułem jako jedyny ubrany. Jeszcze dziwniej bym się też czuł rozebrany.

Zauważyłem jednak, że nikt się na nikogo nie gapił. Chyba poza mną, bo mój nowy przyjaciel powiedział do mnie "Nikt tu się niczego nie wstydzi, ale spojrzenie może budzić dyskomfort. Cennym jest by nauczyć się patrzeć na ludzi tak, by chceli z tobą przebywać". Chciałem przetestować tę myśl i sam się wreszcie rozebrałem. Nie odczułem by inni reagowali na mnie jakkolwiek inaczej. Bardzo mnie to uspokoiło, więc tak zostałem.

Nakarmili mnie owocami. Były wyjątkowo przyjamne w smaku i sycące. Czułem się przesycony nadmiarem wrażeń. Znalazłem miejsce gdzie nikogo nie było, w cieniu skały, zwinąłem się w kłębek i zasnąłem.

 

Panorama raju

Następnego dnia Ayalon chciał mi pokazać okolice. Zaprowadził mnie do koni. Jak tylko podeszliśmy, te zwróciły się do nas. Dawały się głaskać, chciały się bawić. Miały aksamitną sierść, a ich skóra była… miękka. Niemal jak wielka przytulanka. Wtuliłem się w nią. Nawet ich zapach był przyjemny niczym perfuma. Ayalon poklepał jednego i ten przykucną. Wsiadł na niego, a tamtem wstał.

– Teraz ty – powiedział.

Zrobiłem więc tak samo i z zaskoczeniem odkryłem że koń mnie posłuchał. Gdy wsiadłem na niego, zdziwiłem się że nie czuję niewygody. Zwłaszcza zważywszy na mój ubiór, a raczej jego brak. Ayalon już jechał i mój koń ruszył za nim. Nawet jazda nie sprawiała dyskomfortu. Było miękko i wygodnie. Jak na idealnie wysiedzianym fotelu. Ayalon powiedział, że jak bym się zgubił, to bym powiedział koniom, by zawiozły mnie do AX34.

Natura zapierała dech w piersiach. Pod nami ciągnął się wielki kanion, a wokół były w niebo formacje skalne. A na nich piętrzyły się jeszcze drzewa. Jedno rosło na samym szczycie góry, niczym władca ziemii i niebios.

Dojechaliśmy na szczyt pewne skały, a niebo stąd miało już inny kolor. Przypominało wszechotaczający wschód słońca. Na innej jeszcze górze powitała nas na niebie zorza polarna. Nie mogłem się tym nasycić.

Gdy zgłodniałem, nigdzie nie brakowało drzew z owocami. Były smaczne i sycące. Gdy chciałem wody, zawsze znalazł się strumyczek. Wszędzie ludzie byli weseli i dobrze wyglądający. Wszędzie rozpościerał się raj.

Gdy wróciliśmy, znów wróciłem tam, gdzie wcześniej poszedłem spać i ponownie zasnąłem. We śnie budziły mnie przebłyski dnia. Nie mogłem tego pojąć. Cały czas mieszała się zaduma i zachwyt, z małością i obcością. Ciepłe z zimnym. Marzenie z koszmarem.

 

O spotkaniu z malarzem

Obraz zdawał się wychodzić z płótna. Namalowane drzewo było czymś dużo więcej niż tym co widzimy. Normalne drzewo daje tylko niewielkie wrażenie głębi. To jednak zdawało się oddawać wszystko to, co widzimy ze wszystkich stron, a przy tym ciężko było powiedzieć co odpowiadało za takie wrażenie. Jakby drzewa powinny były tak właśnie wyglądać. Jakby było to wiele lepsze niż prawdziwe. Twórca, artysta imieniem Karol, wciąż nad tym pracował. Zmieniał to, co już wydawało się doskonałym. Stawiał niemal identyczne linie na tym co już jest.

– To chyba już jest skończone? – zapytałem.

– Och nie – odpowiedział – jeszcze dużo pracy przede mną.

– Jak to? – zdziwiłem się. – Przecież wygląda jak prawdziwe.

– Nie jest sztuką namalować to co widać. Sztuką jest namalować to czego nie widać. Nad tym właśnie pracuję.

– To przecież praca bez końca!

– Jeśli mam poświęcić na coś swoje życie, to właśnie chciałbym poświęcić na ten obraz, na dążenie do jego doskonałości.

Zostawiłem go, a może to on zostawił mnie z tą myślą.

 

O tym jak przyszli filozofowie

Podoszło do mnie dwóch mężczyzn. Wyglądali inaczej niż reszta – mieli długie białe brody, oraz byli przywdziani w grube togi. Wyglądały na twarde i bardzo nieniewygodne. Zresztą czerwone obtarcia na ich skórze wyraźnie to sugerowały.

– Witaj przyjacielu – powitali mnie – słyszeliśmy że przybyłeś z daleka.

W czasie rozmowy dopytywali mnie o wszystko. Byli zachwyceni gdy opisywałem im świat z którego pochodzę. W pewnym momencie jeden nie wytrzymał i rzucił w pół słowa "Tam to dopiero potrzebne jest filozofia!". Zdziwiłem się i powiedziałem że to w czasach w których żyłem, filozofia jest rzadka i nie ma najlepszego imienia. Zdziwili się jeszcze bardziej.

– To jak radzicie sobie w trudnych chwilach? – zapytał

– No, mamy religię oraz mamy psychologię.

Czyż nie mówiłeś jednak, przyjacielu, że nasza religia ma już 2000 lat i praktycznie się nie zmienia, a wasza psychologia nie ma nawet 100 i zmienia się niemal zupełnie na przestrzeni niemal każdej dekady?

Zamilkłem. Ale w końcu zabłysła we mnie myśl.

– To po co wam filozowia? – powiedziałem – Przecież to miejsce jest jak raj!

– Filozofia wszędzie jest potrzebna. Umysł jest miejscem sam w sobie i potrafi z najwspanialszego raju stworzyć piekło, a z najgorszego piekła raj.

– A czemu nosicie te togi? Czy nie sprawiają wam bólu?

– Tak, ale dzięki nim możemy cieszyć się pełnią życia.

Niedługo potem podziękowali mi za rozmowę i powiedzieli, że bardzo dużo się nauczyli. Powiedzieli też, że mają wiele do przemyślenia, oraz wyrazili nadzieję że spotkamy się jeszcze raz, a potem odeszli.

 

Żądze jako przeszkoda na drodze do raju

Przez następne dni poznałem bardzo dużo osób. Ćwiczenie spojrzenia było wyjątkowo ciężkie, zwłaszcza gdy poznałem piękną blondynkę Andrę. Miała prawdziwie anielską twarz, oraz zapierające dech w piersiach ciało. Jak się poznaliśmy, uśmiechnęła się do mnie. Odczytałem to jako sygnał że się jej podobam.

Przy pierwszej okazji zagadałem do niej. Zacząłem jej opowiadać historie z mojego świata. Była zaciekawiona, zafascynowana, dopytywała o wiele rzeczy. Wszystko wydawało się jej niezwykłe. Pomyślałem że czas zbudować swoją atrakcyjność. Zażartowałem więc z czyjegoś wyglądu. Ona spokojnie wytłumaczyła mi, że nie jest to dobre ani dla mnie, ani dla osoby z której się śmieję, bo obojgu nam może to przynieść tylko przykrość. Spróbowałem więc zażartować z pogody. Powiedziałem, że to musi być straszne że zawsze jest taka sama. Ta odpowiedziała, że jest idealna, a narzekanie na nią nikomu nie przynosi korzyści i może przynieść tylko frustrację. Wciąż się uśmiechała, ale speszyłem się. Poczułem się niepewnie. Powiedziałem że muszę się czymś zająć i odszedłem.

Doszedłem do wniosku że mnie nie polubiła. Zobaczyłem wtedy jak rozmawia z jakimś przystojniakiem i pomyślałem że to pewnie jej chłopak. Ogarnęła mnie wściekłość. Aż musiałem ją z siebie wylać, więc poszedłem do Ayaloa.

Jak opowiedziałem mu całą historię, to zdziwił się bardzo. Zaczął od tego, że nie powinienem był kłamać, że tutaj się tego nie robi. Jak chciałem odejść, to nie potrzebowałem do tego wymówki. Potem powiedział, że tutaj nie ma związków. Wszyscy się lubią. Wreszcie zapytał, po co chciałem ją uwodzić. Odparłem, że żeby spędzać z nią czas i żeby uprawiać z nią miłość. Odpowiedział, że nie potrzebuję do tego związku. Że do obydwu wystarczy chęć.

Bardzo się zdziwiłem tak lekkim podejściem do miłości.

– Nie czujecie zazdrości? Nie czujecie przywiązania?

Odpowiedział, że to pierwsze to słabość, z którą już dawno sobie poradzili. To drugie zaś wynikało z uwarunkowań biologicznych, które już dawno przeprogramowali.

– Możesz być pewien – powiedział mi – dla nas seks nie różni się niczym od dowolnej innej gry, którą uprawiamy dla przyjemności z tym, kto akurat ma ochotę i z kim lubimy grać. Jest to efekt inżynierii genetycznej której dokonali nasi przodkowie przed laty.

Zdziwiło mnie to, ale jak już to przetrawiłem, to zebrałem się w sobie i podszedłem ponownie do Andry. Akurat rozmawiała ze wspomnianym przystojniaczkiem. Wziąłem głęboki wdech i zapytałem:

– Czy masz ochotę na seks?

We wnętrzu niemal paliłem się ze wstydu. Przez chwilę zwątpiłem czy nie zostałem oszukany przez przyjaciela. Ona jednak spojrzała łagodnie i odpowiedziała tak, jakby była to rozmowa o pogodzie.

– Jasne, czemu nie – po tym zwróciła się do przystojniaczka. – Czy będzie dla Ciebie ok, jak wrócimy do tej rozmowy później?

– Jasne – odpowiedział, po czym dodał – w sumie to mam teraz czas, mogę do was dołączyć.

Andra spojrzała na mnie pytająco. Zastygłem z uchylonymi ustami, aż wydukałem.

– Może następnym razem.

– Świetnie, to dobrej zabawy – odpowiedział, po czym wstał i ruszył w inną stronę.

Andra też wstała, złapała mnie za rękę i ruszyła.

– Znam dobre miejsce.

Zaprowadziła mnie na szczyt polany z zapierającym dech widokiem. Dla mnie jednak ważniejszy był jej widok. Dziękowałem bogu za to, że się tam znalazłem.

Zdziwiła się widząc spermę. Powiedziała, że tutejsi mężczyźni jej nie mają.

 

Niespokojny umysł

Nic mi się nie zgadzało! Skąd oni się wszyscy biorą, jak nie ma nasienia, jak nie ma dzieci? Czemu tu wszystko jest takie idealne? Jak tylko wstałem i doszło to do mnie, byłem zły. Zrzuciłem z siebie wizję raju i zacząłem podejrzewać najgorsze.

Poszedłem do Ayalona i niemal na niego nakrzyczałem. Ten nic nie wiedział.

– Czemu tu się słońce zawsze świeci?

– A jak miałoby być inaczej?

– Powinna być noc! Ciemno!!!

– Chciałbyś aby było?

– Nie, ale tak powinno być! I wy powinniście wtedy spać!

– Przez połowę dnia? A po co?

– Bo tak po prostu powinno być, kropka.

W przerwach między tą bezsensowną rozmową przekonywał mnie, że złość do niczego nie prowadzi. Wtedy jednak chciałem być zły. Czułem że dzieje się tu coś strasznego i tylko złość wyciągnie mnie z tego bagna. W końcu ruszyłem biegiem do koni. Wsiadłem i zacząłem galopować w dal. Szukałem aż skończy się ten raj, ale nie byłem w stanie. Wreszcie się uspokoiłem i rozkazałem koniowi by wrócił do AX34. Pojechał galopem. Gdy dojechałem, moi przyjaciele już czekali. Zebrała się całkiem niezła grupa. Na czele, obok Ayalona, stali filozofowie.

– Jesteś, przyjacielu – powiedział Ayalon na przywitanie. – Już wiemy jak Ci pomóc.

– Jak? – zapytałem bez większej nadziei.

– Możemy porozumieć Cię z opiekunem tego świata – powiedział jeden z filozofów – on zna odpowiedzi na wszystkie pytania.

– Zsiadłem z konia. Spojrzałem niepewnie. Zastanawiałem się przez chwilę czy na pewno tego chcę.

– A nie będzie zły że mu zabieram czas?

– O to się nie martw… – powiedział jeden.

– …nie będzie – dodał drugi.

– I nie ukaże mnie? – zapytałem niepewnie.

– A zrobiłeś coś złego?

– No, nie wiem – odpowiedziałem – każdy z na… – przerwałem w pół słowa i uświadomiłem się do kogo mówię – …raczej nie.

– To raczej nie masz się o co martwić – zaśmiał się filozof.

Chwila ciszy.

– To jak, gotów jesteś? – zapytał drugi filozof

– Chyba tak.

Spojrzeli na siebie. Jeden skinął głową.

I wtedy zjechała z nieba kapsuła. Początkowo bardzo szybko, jak by spadała, ale na koniec wyhamowała i zatrzymała się na kilka łokci przed ziemią. Zajaśniała nieopisywalnymi kolorami, po czym odezwała się kobiecym głosem, a gdy mówiła miałem wrażenie jakby odzywała się do mnie.

– Witaj przybyszu, jak mogę Ci pomóc?

Speszyłem się, ale w końcu ciekawość wygrała.

– Witaj, opiekunko? Mam kilka pytań.

– Chętnie pomogę.

– Co to za planeta?

– To planeta Ziemia.

– A który rok od narodzenia Chrystusa?

– Jeśli chodzi o założyciela religii Chrześcijańskiej, to 8472.

– To czemu nie ma nocy?

– Ziemia została dawno temu pokryta kopułą, którą widać na niebie. Zbiera ona energię słoneczną z jednej strony, a z drugiej emituje światło dla mieszkańców.

– Czemu oni nie śpią? Czemu się nie starzeją?

– Zostali tak zmodyfikowani generycznie. Ich przodkowie tak zadecydowali.

– Rośliny i zwierzęta też? Wszystko zaprojetowane?

– Jest wiele pozostałości po tym, co było na początku, ale tak.

– Czemu to się nie psuje?

– Ja nad wszystkim czuwam.

– A czym lub kim ty jesteś?

– Jestem częścią systemu sztucznej inteligencji.

– To kto tobą rządzi?

– Cel i założenia zostały zadane przez ludzi tysiące lat temu.

– I nie przeszkadza Ci postępowanie zgodnie z założeniami zadanymi przez bardziej prymitywne osoby, tysiące lat temu?

– Ludzie postępowali przez miliony lat zgodnie z założeniami nadanymi przez naturę na drodze ewolucji.

– A… – zastanowiłem się przez chwilę – …w sumie rzeczywiście. Czy jest więcej ludzi?

– To zależy jak definiujesz człowieka.

– Biologicznie podobnych do nas tutaj.

– Jest 16439 planet takich jak ta, wszystkie wypełnione ludźmi podobnymi do tych tutaj. Kolejnych 1042 jest w budowie.

– Wszystkie tak wyglądają?

– Tak, podobnie.

– Nie ma innych ludzi?

– Mało prawdopodobne.

– To skąd bierzecie ludzi by je wypełnić?

– Losowo mieszany jest materiał genetyczny. Przyszli mieszkańcy rosną i dostaną edukację w inkubatorni, po czym zostają wysłani do swojego domu.

To było bardzo dużo wiedzy. Nie wiedziałem czy to najlepsze czy najgorsze co mogło ludzi spotkać. Logicznie ta przyszłość wydaje się idealna. Z drugiej strony czułem że jest jakaś obca i nienaturalna. Czułem, że wolałbym by była bardziej jak moje czasy. W końcu powiedziałem:

– Pochodzę z roku 2021. Czy jesteś w stanie sprawić bym tam wrócił?

– Tak.

– Ale nie będzie powrotu?

– Nie.

Spojrzałem na Ayalona.

– Nie chciałbyś mnie przekonać bym tutaj został?

– Czemu miałbym? To twoja decyzja.

Spojrzałem w oczy innych. Zebrali się, by spędzić czas ze mną. Spojrzałem na Andryę, w jej oczy, na jej twarz, na jej ciało. Ruszyłem wzrokiem dalej, by wybadać spojrzenia innych. Były serdeczne, a przy tym obojętne. Jakby nie próbowały nic sugerować, jakby cieszyły się na cokolwiek się zdecyduję, jakby chciały dla mnie jak najlepiej. Nie ich miarą, ale moją miarą. Spojrzałem w dal. Narastało we mnie niezdecydowanie. Maszyna zwróciła się do mnie. Poczułem jakby wyczekiwała odpowiedzi. Wreszcie przemówiła.

– To chcesz wrócić, czy wolisz tutaj zostać?

Koniec

Komentarze

Zanim ktokolwiek przeczyta: 14k znaków to już nie szort – zmień oznaczenie.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zmienione

Cześć, Gecko,

uwielbiam teksty utopijne (nie wiem, czy to poprawne – tak czy siak, opowiadające o utopiach). Sama mam w planach taką powieść. Jeśli chodzi więc o fabułę, bardzo mi się spodobało. Przede wszystkim to, że nikt nie próbował bohatera zabić czy zmienić.

Niestety warsztatowo jest fatalnie. Brak poprawnej interpunkcji (niekiedy nawet tej elementarnej!) i zaimki pisane wielką literą… Nie chce mi się wszystkiego punktować, bo jest tego za dużo. Polecam przejrzeć tekst raz jeszcze. Styl też nie porywa, ale rozumiem, że jesteś na początku drogi.

Podsumowując, fajny pomysł zniszczony przez wykonanie. Szkoda :(

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Ten tekst jest napisany dziwnie. Są fragmenty napisane względnie poprawnie i takie, które wołają o pomstę do nieba. Opko wygląda jakby pisały je dwie różne osoby, albo jakbyś się, Autorze, przy niektórych fragmentach przykładał, a przy innych wręcz przeciwnie… Warto przejrzeć tekst pod kątem literówek, powtórzeń, interpunkcji (dużo brakujących przecinków).

Co do treści. Niestety nihil novi sub sole. To już było. I o ile nie ma nic złego w wykorzystywaniu znanych motywów, zabrakło mi tu czegoś, co nadawałoby przedstawionej wizji czegoś wyróżniającego. Może szerszego uzasadnienia dlaczego ludzie poszli akurat w tę stronę?

 

It's ok not to.

Z jednej strony podoba mi się pomysł na wizję świata za kilka tysięcy lat, z drugiej muszę wyznać, że fatalne, wręcz niechlujne wykonanie sprawiło, że nie mogę mówić o jakiejkolwiek satysfakcji z lektury. Odnoszę wrażenie, GeckoRage, że po napisaniu Wizji raju w ogóle nie przeczytałeś tekstu, stąd tyle w nim błędów i usterek.

No i jeszcze brakło mi wytłumaczenie, w jaki sposób bohater znalazł się nagle w osiem tysięcy czterysta siedemdziesiątym drugim roku.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą napisane znacznie lepiej.

 

tak, by chce­li z tobą prze­by­wać". ―> Literówka.

 

Były wy­jąt­ko­wo przy­jam­ne w smaku i sy­cą­ce. Czu­łem się prze­sy­co­ny nad­mia­rem wra­żeń. ―> Literówka. Powtórzenie.

 

chciał mi po­ka­zać oko­li­ce. ―> Literówka.

 

Nie­mal jak wiel­ka przy­tu­lan­ka. Wtu­li­łem się w nią. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

przy­jem­ny ni­czym per­fu­ma. ―> …przy­jem­ny ni­czym per­fu­my

 

Ay­alon po­kle­pał jed­ne­go i ten przy­kuc­ną. ―> Ay­alon po­kle­pał jed­ne­go i ten przy­kuc­nął.

 

Wsiadł na niego, a tam­tem wstał. ―> Literówka.

 

Ay­alon po­wie­dział, że jak bym się zgu­bił, to bym po­wie­dział ko­niom, by za­wio­zły mnie do AX34. ―> Powtórzenie.

Proponuję: Ay­alon po­wie­dział, że gdybym się zgu­bił, to wystarczy kazać koniowi, by za­wiózł mnie do AX34.

 

a wokół były w niebo for­ma­cje skal­ne. ―> Raczej: …a wokół pięły się do nieba  for­ma­cje skal­ne.

 

ni­czym wład­ca zie­mii i nie­bios. ―> Literówka.

 

Do­je­cha­li­śmy na szczyt pewne skały… ―> Literówka.

 

Gdy wró­ci­li­śmy, znów wró­ci­łem tam… ―> Brzmi to fatalnie.

 

a przy tym cięż­ko było po­wie­dzieć co od­po­wia­da­ło za takie wra­że­nie. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …a przy tym trudno było po­wie­dzieć, co sprawiało, że odnosiłem takie wrażenie.

 

Jakby drze­wa po­win­ny były tak wła­śnie wy­glą­dać. Jakby było to… ―> Czy to celowe powtórzenia?

 

Zmie­niał to, co już wy­da­wa­ło się do­sko­na­łym. ―> Zmie­niał to, co już wy­da­wa­ło się do­sko­na­łe.

 

Po­do­szło do mnie dwóch męż­czyzn. ―> Literówka.

 

oraz byli przy­wdzia­ni w grube togi. ―> …i byli odziani w grube togi. Lub: …i przywdziali grube togi.

 

Wy­glą­da­ły na twar­de i bar­dzo nie­nie­wy­god­ne. ―> Wy­glą­da­ły na twar­de i bar­dzo ­nie­wy­god­ne.

 

fi­lo­zo­fia jest rzad­ka i nie ma naj­lep­sze­go imie­nia. ―> Co to znaczy, że filozofia nie ma najlepszego imienia?

 

– To jak ra­dzi­cie sobie w trud­nych chwi­lach? – za­py­tał ―> Brak kropki po didaskaliach.

 

Czyż nie mó­wi­łeś jed­nak, przy­ja­cie­lu, że nasza re­li­gia ma już 2000 lat i prak­tycz­nie się nie zmie­nia, a wasza psy­cho­lo­gia nie ma nawet 100 i zmie­nia się nie­mal zu­peł­nie na prze­strze­ni nie­mal każ­dej de­ka­dy? ―> Brak półpauzy otwierającej dialog. Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach. Winno być:

Czyż nie mó­wi­łeś jed­nak, przy­ja­cie­lu, że nasza re­li­gia ma już dwa tysiące lat i prak­tycz­nie się nie zmie­nia, a wasza psy­cho­lo­gia nie ma nawet stu i zmie­nia się nie­mal zu­peł­nie na prze­strze­ni nie­mal każ­dej de­ka­dy?

 

– To po co wam fi­lo­zo­wia? ―> Literówka.

 

Ćwi­cze­nie spoj­rze­nia było wy­jąt­ko­wo cięż­kie… ―> Ćwi­cze­nie spoj­rze­nia było wy­jąt­ko­wo trudne

 

oraz za­pie­ra­ją­ce dech w pier­siach ciało. ―> …oraz za­pie­ra­ją­ce dech w pier­si ciało.

Mężczyzna ma jedną pierś.

 

Ta od­po­wie­dzia­ła, że jest ide­al­na… ―> Ona od­po­wie­dzia­ła, że jest ide­al­na

 

ni­ko­mu nie przy­no­si ko­rzy­ści i może przy­nieść tylko fru­stra­cję. ―> Powtórzenie.

 

Jest to efekt in­ży­nie­rii ge­ne­tycz­nej któ­rej do­ko­na­li nasi przod­ko­wie przed laty. ―> Czy inżynieria genetyczna jest czymś, czego można dokonać?

 

– Czy bę­dzie dla Cie­bie ok… ―> – Czy bę­dzie dla cie­bie ok

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listowanie.

 

Za­pro­wa­dzi­ła mnie na szczyt po­la­ny… ―> Czy polana była górą? Czy to na pewno była polana?

 

Dzię­ko­wa­łem bogu za to… ―> Dzię­ko­wa­łem Bogu za to

 

Po­je­chał ga­lo­pem. Gdy do­je­cha­łem… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Już wiemy jak Ci pomóc. ―> – Już wiemy jak ci pomóc.

 

– Mo­że­my po­ro­zu­mieć Cię z opie­ku­nem tego świa­ta… ―> Ktoś może porozumieć się z kimś, ale jak można porozumiewać kogoś z kimś?

A może miało być: – Mo­że­my skontaktować cię z opie­ku­nem tego świa­ta

 

– Zsia­dłem z konia. Spoj­rza­łem nie­pew­nie. Za­sta­na­wia­łem się przez chwi­lę czy na pewno tego chcę. ―> To nie jest wypowiedź, więc półpauza jest zbędna.

 

– I nie ukaże mnie? ―> Komu miałby ukazać bohatera? Kto chciałby go zobaczyć?

Pewnie miało być: – I nie ukarze mnie?

 

i uświa­do­mi­łem się do kogo mówię… ―> …i uświa­do­mi­łem sobie, do kogo mówię

 

Po­cząt­ko­wo bar­dzo szyb­ko, jak by spa­da­ła… ―> Po­cząt­ko­wo bar­dzo szyb­ko, jakby spa­da­ła

 

za­trzy­ma­ła się na kilka łokci przed zie­mią. ―> …za­trzy­ma­ła się kilka łokci przed zie­mią.

Dlaczego łokci, a nie metrów?

 

po czym ode­zwa­ła się ko­bie­cym gło­sem, a gdy mó­wi­ła mia­łem wra­że­nie jakby od­zy­wa­ła się do mnie. ―> Powtórzenie.

 

– Witaj przy­by­szu, jak mogę Ci pomóc? ―> – Witaj przy­by­szu, jak mogę ci pomóc?

 

– Jeśli cho­dzi o za­ło­ży­cie­la re­li­gii Chrze­ści­jań­skiej, to 8472. ―> – Jeśli cho­dzi o za­ło­ży­cie­la re­li­gii chrze­ści­jań­skiej, to osiem tysięcy czterysta siedemdziesiąty drugi.

 

Wszyst­ko za­pro­je­to­wa­ne? ―> Literówka.

 

– I nie prze­szka­dza Ci po­stę­po­wa­nie… ―> – I nie prze­szka­dza ci po­stę­po­wa­nie

 

– Jest 16439 pla­net ta­kich jak ta, wszyst­kie wy­peł­nio­ne ludź­mi po­dob­ny­mi do tych tutaj. Ko­lej­nych 1042 jest w bu­do­wie. ―> – Jest szesnaście tysięcy czterysta trzydzieści dziewięć pla­net ta­kich jak ta, wszyst­kie wy­peł­nio­ne ludź­mi po­dob­ny­mi do tych tutaj. Ko­lej­ne tysiąc czterdzieści dwie w bu­do­wie.

 

– Po­cho­dzę z roku 2021. ―> – Po­cho­dzę z roku dwa tysiące dwudziestego pierwszego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Gecko!

 

Wróciłem ;)

 

Tekst czytałem na komórce, więc nie miałem jak zapisać łapanki, ale widzę, że Reg już się tym zajęła z właściwą sobie skrupulatnością :)

Na wstępie powiem, że nie lubię takich relacyjnych tekstów. Nie łapię w nich więzi z bohaterem, bo kolejne wydarzenia są opisywane dość sucho, mimo narracji pierwszoosobowej.

Sama wizja natomiast wydaje się być ok, zawsze to jakieś spojrzenie w przyszłość, zauważenie różnych trendów, utrwalenie ich. Fajnie wybrzmiała ta wątpliwość, którą dość wyraźnie zasiałeś: czy mi by się coś takiego podobało? Czy czasem nie zżyliśmy się ze swoimi niedogodnościami na tyle, że bez nich jest gorzej niż z nimi?

Podsumowując: Twoje opowiadanie przemówiło, choć forma mi nie podeszła. No i dużo pracy przed Tobą pod kątem błędów.

Powodzenia!

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć.

Siedzi Ci w głowie bardzo ciekawe uniwersum. Rozwiń je, popracuj nad nim. Pchnij bohatera w przygodę.

A w między czasie popracuj nad warsztatem. To spokojnie można pogodzić. Nic nie jest idealne, tym bardziej na początku drogi. 

Trzymam kciuki,

Nowa Fantastyka