- Opowiadanie: Brat Sadza - Pociągi Są Magiczne

Pociągi Są Magiczne

Pierwsza rzecz, którą tu w ogóle wrzucam. Nie mam bladego pojęcia co z tego będzie. Był czas, że wierzyłem, że coś tam być może i chyba potrzebuję odzyskać tę wiarę albo rzucić to w cholerę raz na zawsze. Ten czas był mniej więcej rok temu, kiedy za jazdę na rowerze można było oberwać parę tysięcy złotych mandatu. Właśnie wtedy powstało to, co jest niżej. Dałem do kategorii horror, ale raczej nikogo z kapci to nie wywali. Pazdro.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pociągi Są Magiczne

Kryzys twórczy dopadł mnie tak bardzo, że zdecydowałem się na zmianę miejsca.

Konieczne było zamieszkanie w jakiejś ładnej okolicy, w ładnym pensjonacie konkretnie. Niestety, z uwagi na sytuację wirusową wiązało się to z daniem właścicielowi potężnej łapówki równej mandatowi, który ten mógł otrzymać, gdyby niebiescy panowie dowiedzieli się, że kręci sobie biznes na lewo. Stawki tych cholernych mandatów wzięły się chyba z obcego układu planetarnego, więc musiałem wyłożyć sporo pieniędzy, ale przetłumaczyłem sobie, że jest to inwestycja, a mówiąc ściślej, byłem okrutnie zdesperowany. Takiej pustki w głowie nie miałem jeszcze chyba nigdy. Wyobraźnia, na której miałem szczęście zarabiać, najwyraźniej postanowiła sobie zrobić korona-ferie.

Byłem wtedy jedynym gościem. Pierwszy raz znalazłem się w sytuacji, w której lokal tego rodzaju miał więcej pracowników niż klientów. Myśl, że ten ośrodek może upaść w wyniku pandemii napełniała mnie smutkiem. Okolica była całkiem ładna, dużo zielonego, pokrywającego niewielkie wzniesienia, lasy pełne jakichś wymyślnych stworzeń, w okolicy płynął sobie strumyk, który napędzał drewniany, porośnięty glonami, młyn. Żadnego śmierdzącego asfaltu. Latarnie gasły po dwudziestej drugiej, bo nikt tu nie jeździł po nocy.

Nie licząc podstawowych czynności porannych, każdy dzień zaczynałem siedzeniem przy stoliku w recepcji, na którym stał dumnie mój biały laptop. Jego klawisze często witały się z moimi palcami po to tylko, bym kilka chwil później wyrzucał do śmieci ich ciężką pracę. Brak weny był straszny, napełniał mnie lękiem, zdenerwowaniem, agresją.

Czemu pisałem w recepcji? Właściciel pensjonatu bał się, że jeśli nie będę zadowolony z pobytu, albo, co gorsza, zarażę się wirusem, to postanowię na niego uprzejmie donieść, więc dwa razy dziennie organizował tak zwaną dezynfekcję pomieszczeń użytkowych. Polegało to na tym, że dwa razy dziennie sprzątano w moim pokoju, który w wyniku tego straszliwie śmierdział spirytusem (nie ukrywam, wodząc mnie na pokuszenie, któremu tylko cudem nie uległem). Obsługa zdawała się czekać z niecierpliwością na tę dezynfekcję najpewniej dlatego, że tylko wtedy miała cokolwiek do roboty. Bardziej męczące od pracowania jest tylko marnowanie czasu. Czułem jak jedyny uczeń, który ostatniego dnia szkoły śmiał przyjść do placówki, zmuszając wszystkich nauczycieli do pozostania w budynku.

No więc siedziałem znowu w tej recepcji. Recepcjonistka wzdychała co jakiś czas, chyba z nudów. Miałem przykre wrażenie, że robi to coraz głośniej, ale próbowałem sobie przetłumaczyć, że tak tylko mi się wydaje, że mój własny mózg chce mnie oderwać od pracy, że znowu przez to nie będę miał pieniędzy, a teraz jest kryzys a w ogóle mogłeś sobie darować tę cholerną łapówkę… Znowu westchnęła. Normalnie poczułem jak włosy wypadają mi ze zdenerwowania. Spojrzałem na nią. Ciekawe włosy, ewidentnie farbowane, bo zwykły człowiek raczej nie ma fryzury mieniącej się fioletem. Ale subtelnym fioletem, nie takim krzyczącym, że właścicielka a wściekliznę. Włosy do ramion, miła, okrągła twarz. No i tak stała i wzdychała. Gdy na nią spojrzałem uciekła wzrokiem, jak każda osoba, która podczas obserwowania kogoś napotyka jego wzrok. Ja się nauczyłem nie uciekać w takich chwilach tylko dlatego, że lubię wprawiać ludzi w zakłopotanie. To działa. To znaczy nie na wszystkich, cygańskie dzieci w tramwajach są na to odporne.

Zerkała nieśmiało. Jakby miała pięć lat, jakby coś zbroiła, jakby wiedziała, że mama będzie zła, ale wciąż uważała, że to zabawne. Z jakiegoś powodu pomyślałem, że chce porozmawiać. Ja chyba też chciałem. Pierwszy raz w życiu miałem naprawdę dosyć pisania.

Chwilę później siedziała już ze mną. Wciąż zawstydzona, dłonie położyła na złączonych grzecznie i poprawnie kolanach i wciąż unikała mojej twarzy.

– O czym pan pisze? – zapytała.

Głos miała zupełnie zwyczajny. Nie jakiś przesadnie dziecinny, ale też nie podchodzący pod męski.

– O miłości – odpowiedziałem.

– Ojej, znowu akurat o niej…

Uniosłem brwi.

– A co złego jest w miłości? – powiedziałem. – Na przykład to, że nie mam pomysłu, co o niej napisać – pomyślałem.

– To już lepiej o pociągach na przykład – wydawało się, że zignorowała moje pytanie. – O miłości to już wszystko chyba jest napisane. Co innego pociągi, o pociągach piszą niemal wyłącznie kolejarze. Kolejarze są dziwni. Zwykle mają takie dziwne, szalone oczy, włosy, które nigdy nie widziały grzebienia, brody, które wyglądają jakby ktoś wyrwał kilka kępek tych włosów i poprzyklejał je w losowych miejscach na twarzy. Dlaczego nie napisać czegoś o kolejarzach? Pociągi są magiczne. To idealny… ojej, przepraszam, nie powinnam panu mówić, o czym ma pan… – zawstydziła się i zaczęła patrzeć w podłogę.

Szkoda, zauważyłem, że ma bardzo ładne oczy. Pociągi. Czemu nie?

– Lubi pani pociągi? – spróbowałem pociągnąć dalej rozmowę.

– Dobrze mi się kojarzą – odpowiedziała, ale nie od razu. – To znaczy nie wiem czy dobrze…

– Jak to pani nie wie?

Przerwa między pytaniem, a odpowiedzią była dłuższa niż ostatnio.

– To może ja panu opowiem historię. Może się pan zainspiruje. Właściwie, jakby nie patrzeć, jest to chyba bardziej historia o tej całej miłości niż o pociągach i chyba tylko to mi się w niej nie podoba.

– Słucham zatem.

– No więc…

* * *

okazało się wtedy, że kupno biletu z lewego źródła wcale nie było taką wspaniałą inwestycją, jak na początku myślałam. Nie wpuścili mnie do pociągu, jak tylko zobaczyli ten lipny papierek. Oczywiście zrobili to w swoim stylu, rzucili kilka dziwnych nazw, a potem zaśmiali się w typowy, kolejarski sposób.

A ja zostałam sama. Na dworcu, na peronie, na walizce. To był ostatni pociąg gdziekolwiek, więc miałam w perspektywie noc pod ceglanym, dworcowym budynkiem. Ładnym budynkiem, nie powiem, ale niesmak jednak pozostawał.

Działo się to w czasach, kiedy niektórzy już dawno zapomnieli jak wygląda śnieg i mróz. Akurat ten dzień musiał być tym, w którym matka natura postanowiła nam przypomnieć czym jest biel. Nie mogła zaczekać na przykład jedną noc.

– Przepraszam bardzo, niedługo będziemy zmuszeni panią poprosić o opuszczenie dworca. Jest już późno.

Pojawił się oczywiście znikąd, kiedy byłam zajęta gapieniem się w dobrze przemoczony od śniegu jedyny świstek papieru, jaki miałam przy sobie, czyli ten lewy bilet. Pamiętam go doskonale, miał bardzo miłą twarz, przeczącą zupełnie temu, że pracował w kolei. Najwyraźniej był tam tylko przez chwilę.

– A czy będę musiała zastosować się do tej prośby?

Powiedział, że nie, ale zasugerował też, że wybrałam sobie co najmniej średnią porę na nocleg w tym miejscu. Potem, jak gdyby nigdy nic zaprosił mnie do siebie.

Mieszkał bardzo blisko, w kolejnym ceglanym budynku, w małym, jednopokojowym mieszkaniu, w którym kuchnia i salon to było to samo. Było tam bardzo ciemno, żyrandolem była żarówka na kablu, a jedyne okno było węższe od człowieka. Powiedział, że mieszka tu tylko na chwilę, że ma coś do załatwienia.

Dał mi ciepłej herbaty. Z prądem. Wypiłam. On też wypił. Z jakiegoś powodu pomyślałam, że jest fascynujący, że ma to mityczne coś, o którym mówi każda kobieta. Inteligentne i dobre oczy – mówią, że oczy to zwierciadło duszy – skrywające jakby jakąś dziwną historię, którą, jak się okazało, miałam niebawem usłyszeć.

– Przyjechałem tu pociągiem z dziewczyną. Bardzo podobną do pani, zresztą – powiedział, po czym przeszliśmy szybko na ty. ­– Słyszeliśmy, że to ładne, małe i skromne miasteczko. Idealne żeby odpocząć od miejskiego zgiełku, a jednocześnie by nie zgłębiać się zanadto w wiejskie odosobnienie. Obydwu tych rzeczy mieliśmy dosyć, więc wsiedliśmy w pociąg i przyjechaliśmy. Chciałem się jej tutaj oświadczyć. Tak, dosłownie tutaj. Na dworcu. Może wydaje się, że to kiepskie miejsce na tego rodzaju praktyki, ale pomyślałem, że pociągi są magiczne, bo przecież są, każdy to przyzna. Umówiłem się z nią mniej więcej tam, gdzie poznałem ciebie. Chciałem być tam jakieś dziesięć minut przed nią żeby w jakiś sposób się przygotować, wprowadzić się w nastrój, oswoić się z nerwami. Nie udało mi się być wcześniej, bo to ona przyjechała wcześniej. To było zupełnie nie w jej stylu, zwykle się spóźniała. Stała przy samych torach, jakby wyczekiwała spóźnionego pociągu. Naturalnie postanowiłem podejść do niej, zaskoczyć, zapytać żartobliwie czego szuka. Nie zdążyłem. Zupełnie jakby była świadoma mojej obecności odwróciła się do mnie. Nie wiem czemu wprawiło mnie to w straszny szok, na tyle duży, że zatrzymałem się – przerwał na chwilę. – Gdybym się nie zatrzymał to… Eh… Chwilę później usłyszałem komunikat, ze nadjeżdża pociąg. Spojrzała w stronę, z której miał przybyć. Wtedy… Już wiedziałem, co się stanie. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Zacząłem biec. Wyciągnąłem rękę żeby ją chwycić… Nie zdążyłem. Rzuciła się pod koła.

Nie wiedziałam, co mam na to powiedzieć. On dodał jeszcze, że od tamtej pory ta scena śni mu się co noc, zupełnie jakby jego niedoszła narzeczona chciała żeby coś dla niej zrobił. Powiedział, że to z tego powodu tutaj zamieszkał, chciał znaleźć odpowiedź u źródła. Potem powiedział, że musi napalić w piecu i wyszedł. Przenocowałam u niego. Gdy się obudziłam nigdzie go nie było. Czekałam przez prawie pół dnia. Nie pojawił się.

Poszłam, jak gdyby nigdy nic na dworzec. Musiałam jakoś dojechać do domu. Na ekranie z rozkładem leciał pasek z informacjami. Głupio liczyłam, że może coś o nim tam napiszą, mózg podsuwał najgorsze myśli. Martwiłam się o niego, liczyłam, że tej nocy w moim życiu rozpocznie się jakaś piękna historia. Znalazłam tylko informację, że tej nocy uderzył zupełnie nieoczekiwany mróz, że na ulicach zamarzła rekordowa liczba ludzi i to nie tylko bezdomnych. Kto by się spodziewał dwudziestostopniowego mrozu w środku marca?

* * *

– Śni mi się od tamtej pory co noc. W tych snach zawsze wpada pod pociąg. Budzę się wtedy zlana potem. Wciąż mam nadzieję, wciąż za nim tęsknię. Po jednej nocy, której nawet nie spędziliśmy razem.

Zaskoczyła mnie. Przypomniało mi się jak kiedyś opowiadaliśmy sobie z chłopakami o duchach przy ognisku. Wszystkie opowiastki, choć przerażające, były oczywiście wyssane z palca. Ta nie. To było prawdziwe. Wiedziałem to. Zapragnąłem ją pocieszyć, przytulić, nawet może więcej, dłużej… Zapragnąłem spędzić z nią całe życie. Tak po prostu. Ależ to było dziwne. Poczułem się jakby ktoś wyciągnął mnie z wody na ułamek sekundy przed utopieniem się.

Powiedziała, że musi się zająć czymś tam i po prostu poszła. Nie widziałem jej do końca mojego pobytu w pensjonacie. Kiedy ostatniego dnia przy wyjściu rozmawiałem z właścicielem zapytałem o nią, o recepcjonistkę. Opisałem ją dokładnie, niestety nie byłem na tyle przytomny, by zapytać ją o imię. Właściciel bladł coraz bardziej słysząc coraz więcej szczegółów. Z jakiegoś powodu uznał, że to na pewno jakaś dziwna podpucha i doniosę na niego do sanepidu, a jego biznes ostatecznie upadnie. Żeby mnie udobruchać oddał mi wszystkie pieniądze z łapówki. I tak bym na niego nie doniósł, ale w czasach kryzysu przyjęcia pieniędzy się nie odmawia. Mimo to nie byłem zadowolony. Wyrosło we mnie przekonanie, że nigdy nie będę w stanie związać się z inną kobietą niż fioletowo-włosa recepcjonistka.

Śniła mi się co noc, aż do dnia wyjazdu. W każdym z tych snów opowiadała mi o pociągach, a potem ginęła pod kołami jednego z nich. Budziłem się zlany potem.

– Czy w okolicy jest jakaś stacja kolejowa? – spytałem właściciela pensjonatu.

– Kiedyś była. W czasie wojny zrównano ją z ziemią.

Wpadła pod pociąg. Każdej nocy wpada pod pociąg. Aż do tej pory. Od mojego pobytu w pensjonacie w czasach pandemii minęło już osiem lat, dwieście trzydzieści trzy dni i tyle samo nocy. Recepcjonistka każdej nocy wpada pod pociąg…

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Nie znam się zbytnio na horrorach, więc zbyt wiele nie napiszę. Czy było strasznie, nie wiem. Było lekko niepokojąco i obawa nieraz wisiała między słowami, momentami zastanawiałem się, jak to się wszystko połączy, ale w zakończeniu wszystko się splotło tworząc zgrabną całość. Zdecydowanym wrogiem grozy jest tu kilka elementów humorystycznych. Wszystko jest logiczne i zrozumiałe, bohaterowie zarysowani wystarczająco, scena również, jak na tak krótka historię.

Nie do końca rozumiem, o czym to jest i co chciałaś tym tekstem pokazać, ale tu by się ktoś bardziej ogarniający grozę przydał. Napisane przyzwoicie, tylko to mi się rzuciło:

 

miał bardzo miłą twarz, przeczącą zupełnie temu, że pracował w kolei. → miał bardzo miłą twarz, przeczącą zupełnie temu, że pracował na (albo dla) kolei.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, Bracie!

 

Na początek trochę łapanki:

Czułem (+się) jak jedyny uczeń

Gdy na nią spojrzałem uciekła wzrokiem, jak każda osoba, która podczas obserwowania kogoś napotyka jego wzrok.

Powtórka.

Było tam bardzo ciemno, żyrandolem była żarówka na kablu, a jedyne okno było węższe od człowieka.

Bylica pospolita ;) nielubiana, nawet jeśli jest wypowiedzią jednego z bohaterów.

 

Kurka, chwilę wcześniej przygotowałem komentarz z kilkoma jeszcze błędami, ale mi się nie dodał i zniknął :(

 

A tu kilka słów ode mnie:

chyba potrzebuję odzyskać tę wiarę albo rzucić to w cholerę

Pisanie tak nie działa, że napiszesz pierwszy tekst i od razu Zajdel albo śmietnik. Jak się za to bierzesz, to szykuj się na ciężką pracę ;) trochę jej na pewno przed Tobą.

“Pociągi…” są nieco niedopracowane, mam wrażenie, że chciałeś zabrzmieć jakbyś snuł opowieść koledze przy piwie, ale to nie do końca działa w literaturze (albo inaczej: trzeba to zrobić naprawdę dobrze).

Dialogi są jeszcze dla mnie nieco sztuczne, ale sam mam z tym problem, więc nie dam żadnej złotej rady.

Co innego pociągi, o pociągach piszą niemal wyłącznie kolejarze. Kolejarze są dziwni. Zwykle mają takie dziwne, szalone oczy, włosy, które nigdy nie widziały grzebienia, brody, które wyglądają jakby ktoś wyrwał kilka kępek tych włosów i poprzyklejał je w losowych miejscach na twarzy. Dlaczego nie napisać czegoś o kolejarzach? Pociągi są magiczne.

Ten fragment jest świetny! Wprowadziłeś fajny klimat, ale chyba nie do końca go potem wykorzystałeś. A szkoda :)

Na horrorach, podobnie jak Krar, nie do końca się znam, więc tutaj już nie powiem nic więcej, ale na końcu wszystko się ze sobą łączy.

Także nie rzucaj tego w cholerę, tylko bierz się do pracy i pisz. Dokształcaj się, szukaj o tym informacji i każdy kolejny tekst na pewno będzie lepszy!

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj.

Opowiadanie dość długo nie bardzo pasowało mi do horroru, raczej do dramatu, nawet psychologicznego. Poznając jednak całą treść, zmieniłam zdanie, bo wyobraziłam sobie przeniesienie Twojego tekstu na ekran. Po dopracowaniu wielu szczegółów można z tego stworzyć super horror, bo pomysł jest świetny. Trochę przypominał mi w niektórych miejscach “Ring”, trochę “(Pokój) 1408”, czasem nawet “Lśnienie” czy “Sekretne okno”.

 

Z technicznych jest sporo spraw do poprawy, ale widzę, że Krokus Ci je już wskazał. 

 

Twórz, działaj, bo masz styl i doskonałe pomysły! Powodzenia! 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, Bracie!

Nie nazwałbym Twojego opowiadania horrorem. Owszem, było lekko niepokojące, ale atmosferę grozy skutecznie zepsuł fakt, iż wszystkie wydarzenia nastąpiły w opowieści recepcjonistki, która z kolei mówiła o innej opowieści.

Dobry horror powinien być oparty na niedopowiedzeniu, które było u Ciebie, ale zawędrowałeś w nim trochę za daleko. Nie zdołałem odszukać w tekście odpowiedzi na pytanie, dlaczego każda z tych osób nagle przestaje wyobrażać sobie życie bez tej przypadkowo spotkanej drugiej osoby, która następnie znika. Nie wiem, dlaczego recepcjonistka w snach bohatera wpadała pod pociąg – czy była duchem tej dziewczyny, która popełniła samobójstwo? Przestraszony właściciel pensjonatu trochę to zasugerował :P Tak czy siak, chyba nie wszystko zrozumiałem, ale może to moja wina.

Zwróć również uwagę w kolejnych opowiadaniach na potencjalne nielogiczności. Dlaczego właściciel pensjonatu utrzymywał cały personel, skoro nikt do jego przybytku nie przyjeżdżał? :D To tylko pogłębia jego problemy finansowe, a zasygnalizowałeś, że ma spore. W naszych pandemicznych warunkach pracodawcy wysyłali ludzi na postojowe albo po prostu redukowali załogę. 

Styl masz bardzo nierówny. Fajnie wyszły dialogi i niektóre opisy, w innych momentach miałem wrażenie, że jest kulawo. Na pewno dobry punkt wyjścia na przyszłość i warto szlifować warsztat. 

A, i nie pisz w przedmowie “Raczej nikogo to z kapci nie wywali” :D Nie rób sobie takiej antyreklamy.

 

Garść uwag technicznych:

 

Konieczne było zamieszkanie w jakiejś ładnej okolicy, w ładnym pensjonacie konkretnie.

A czemu nie po prostu a konkretnie w ładnym pensjonacie?

 

Takiej pustki w głowie nie miałem jeszcze chyba nigdy. Wyobraźnia, na której miałem szczęście zarabiać, najwyraźniej postanowiła sobie zrobić korona-ferie.

Powtórzenie. Może Takiej pustki w głowie nie doświadczyłem jeszcze chyba nigdy. Wyobraźnia…

 

Pierwszy raz znalazłem się w sytuacji, w której lokal tego rodzaju miał więcej pracowników niż klientów.

Nie gra mi słowo lokal. Zgodnie z SJP lokal to mieszkanie, pomieszczenie użytkowe albo zakład gastronomiczny lub rozrywkowy. Może lepsze będzie miejsce?

 

Okolica była całkiem ładna, dużo zielonego, pokrywającego niewielkie wzniesienia, lasy pełne jakichś wymyślnych stworzeń, w okolicy płynął sobie strumyk, który napędzał drewniany, porośnięty glonami, młyn.

Powtórzenie. Dodatkowo unikaj używania takich sformułowań jak jakichś, bo stwarzają wrażenie bylejakości, jakby nie chciało Ci się nic o tych wymyślnych stworzeniach napisać :D Lepiej wcale zrezygnować z tego słowa. 

 

Nie licząc podstawowych czynności porannych, każdy dzień zaczynałem siedzeniem przy stoliku w recepcji, na którym stał dumnie mój biały laptop.

Tutaj nie jestem pewny, ale czy nie będzie poprawniej na recepcji?

 

Właściciel pensjonatu bał się, że jeśli nie będę zadowolony z pobytu, albo, co gorsza, zarażę się wirusem, to postanowię na niego uprzejmie donieść, więc dwa razy dziennie organizował tak zwaną dezynfekcję pomieszczeń użytkowych. Polegało to na tym, że dwa razy dziennie sprzątano w moim pokoju, który w wyniku tego straszliwie śmierdział spirytusem

Powtórzenie. Nie ma sensu dwa razy pisać, że dwa razy dziennie. Już to wiemy :D

 

Czułem (+się) jak jedyny uczeń, który ostatniego dnia szkoły śmiał przyjść do placówki, zmuszając wszystkich nauczycieli do pozostania w budynku.

 

No więc siedziałem znowu w tej recepcji. Recepcjonistka wzdychała co jakiś czas, chyba z nudów.

Powtórzenie. Może pracownica zamiast recepcjonistki? 

 

Normalnie poczułem(+,) jak włosy wypadają mi ze zdenerwowania.

Ale subtelnym fioletem, nie takim krzyczącym, że właścicielka a wściekliznę.

Literówka. 

 

Gdy na nią spojrzałem(+,) uciekła wzrokiem, jak każda osoba, która podczas obserwowania kogoś napotyka jego wzrok.

To znaczy nie wiem(+,) czy dobrze…

To był ostatni pociąg gdziekolwiek, więc miałam w perspektywie noc pod ceglanym, dworcowym budynkiem

To trochę brzmi, jakby miała spać pod ziemią, pod fundamentami xD Może pod ceglanymi ścianami dworca?

 

Działo się to w czasach, kiedy niektórzy już dawno zapomnieli(+,) jak wygląda śnieg i mróz.

Śnieg i mróz nie wygląda, tylko wyglądają :)

 

Mieszkał bardzo blisko, w kolejnym ceglanym budynku, w małym, jednopokojowym mieszkaniu, w którym kuchnia i salon to było to samo. Było tam bardzo ciemno, żyrandolem była żarówka na kablu, a jedyne okno było węższe od człowieka.

Byłoza. Do przeredagowania.

 

Nie udało mi się być wcześniej, bo to ona przyjechała wcześniej.

Co byś powiedział na: NIe udało mi się być wcześniej, bo to ona przyjechała jako pierwsza?

 

zupełnie jakby jego niedoszła narzeczona chciała(+,) żeby coś dla niej zrobił.

 

Gdy się obudziłam(+,) nigdzie go nie było.

Z jakiegoś powodu uznał, że to na pewno jakaś dziwna podpucha i doniosę na niego do sanepidu, a jego biznes ostatecznie upadnie.

Jakiegoś, jakaś i niego, jego. Moim zdaniem jakaś i jego do wywalenia :D

 

Pozdrawiam!

 

A ja dopiero teraz zobaczyłam, że komentowałam opowiadanie Brata Sadzy, piszącego o sobie w Przedmowie w rodzaju męskim, który nazwał siebie kobietą. surprise

Pecunia non olet

Bruce, też miałem niezłą zagwozdkę, ale chyba portal z automatu oznacza wszystkich jako kobiety, jeśli w trakcie rejestracji nie zostanie wybrana płeć ;) Ośmielę się wyrazić podejrzenie, iż autor jest mężczyzną, ale poczekajmy na wyjaśnienie tej zagadki. 

AmonRa:

Bruce, też miałem niezłą zagwozdkę, ale chyba portal z automatu oznacza wszystkich jako kobiety, jeśli w trakcie rejestracji nie zostanie wybrana płeć ;) Ośmielę się wyrazić podejrzenie, iż autor jest mężczyzną, ale poczekajmy na wyjaśnienie tej zagadki. 

 

Aaa… teraz rozumiem. Dopiero czytając Twój wpis zobaczyłam, że tam jest w profilu podpis: “kobieta” i się nieco przeraziłam, czy czasem nie napisałam w swoim komentarzu pomyłkowo do Brata w rodzaju męskim, ale głowę bym wcześniej dała, że czytałam wstęp Mężczyzny. Kojarzę, że takie zdarzenia miały tu już miejsce, zatem pewnie to rzeczywiście automatyczne przypisanie. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Mili przyjaciele, dziękuję Wam za wszystkie opinie i wytykanie błędów – o to mi chodziło, będę miał teraz motywację żeby coś podziałać z tym. Co do wątpliwości związanych z moją płcią: zupełnie nie wiedziałem, że przy rejestracji się ją gdzieś wybiera xD Może to przeoczyłam, przyznam szczerze, że szata graficzna tej strony średnio mi odpowiada, więc będę sobie tu jako kobieta (chyba, że kiedyś zamarzy mi się to zmienić) Pozdrawiam :D

Uff, to kamień z serca, bo nie popełniłam gafy i ciągle pisałam komentarz, myśląc o Tobie jako o Mężczyźnie. 

Powodzenia w pisaniu! :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć!

Odnosząc się do przedmowy powiem nie rzucaj, bo masz całkiem dobry zmysł pisarski tylko nad warsztatem musisz porządnie popracować. Ten tekst to za mało na horror, a rozmowa z duchem jest tematem bardzo popularnym, ale udało Ci się fajnie zbudować głównego bohatera i nadać mu indywidualny styl. 

Nic mi się tu kupy nie trzyma i to począwszy od pensjonatu z pełna obsługą, otwartego dla jednego gościa, przez pracę pisarza w recepcji, zamiast w wynajętym pokoju – nie satysfakcjonuje mnie wzmianka o utrzymywaniu reżimu sanitarnego, bo w tych okolicznościach podobne zabiegi powinny być przeprowadzane także w recepcji, a może i w całym pensjonacie – aż po opowieść recepcjonistki i kolejarza.

Nie pojmuję dlaczego dziewczyna nabyła fałszywy bilet, dlaczego nie kupiła prawdziwego biletu? O ile wiem, do pociągu może wejść każdy, nawet bez biletu i nabyć go u konduktora, więc nie wiem dlaczego kolejarze nie pozwolili dziewczynie wsiąść do wagonu.

Nie klei mi się też opowieść pana kolejarza – skoro on i jego dziewczyna podjęli decyzję o przeniesieniu się do rzeczonego miasteczka i, jak mówi: Przyjechałem tu pociągiem z dziewczyną. – to jak to się stało, że dziewczyna była na peronie przed nim?

Zastanawiam się też, skąd recepcjonistka wzięła opis tak dziwacznego wyglądu kolejarzy? Widziałam w życiu mnóstwo panów pracujących na kolei i ich wygląd miał się nijak do tego, co mówiła dziewczyna.

No cóż, nie mogę powiedzieć, że to była satysfakcjonująca lektura. Żałuję też, że zapowiedzianego horroru było tu tyle, co kot napłakał.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Szkoda też, że usterki wskazane przez wcześniej komentujących nie zostały poprawione.

 

w ja­kiejś ład­nej oko­li­cy, w ład­nym pen­sjo­na­cie… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Staw­ki tych cho­ler­nych man­da­tów wzię­ły się chyba z ob­ce­go ukła­du pla­ne­tar­ne­go… ―> Skąd przekonanie, że w obcym układzie planetarnym wystawia się mandaty?

 

dużo zie­lo­ne­go, po­kry­wa­ją­ce­go nie­wiel­kie wznie­sie­nia… ―> Raczej: …dużo zie­leni po­kry­wa­ją­cej nie­wiel­kie wznie­sie­nia

 

lasy pełne ja­kichś wy­myśl­nych stwo­rzeń… ―> Na czym polegała wymyślność stworzeń?

 

w oko­li­cy pły­nął sobie stru­myk… ―> A może, aby uniknąć powtórzenia z początku zdania: …nieopodal pły­nął stru­myk

Zaimek jest zbędny.

 

La­tar­nie gasły po dwu­dzie­stej dru­giej, bo nikt tu nie jeź­dził po nocy. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: La­tar­nie gasły po dwu­dzie­stej dru­giej, bo nocą nikt tu nie jeź­dził.

 

przy sto­li­ku w re­cep­cji, na któ­rym stał dum­nie mój biały lap­top. ―> Czym objawiała się duma laptopa stojącego na stoliku?

 

No więc sie­dzia­łem znowu w tej re­cep­cji. Re­cep­cjo­nist­ka wzdy­cha­ła… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: No więc sie­dzia­łem znowu w re­cep­cji. Pracująca tu dziewczyna wzdy­cha­ła

 

Na przy­kład to, że nie mam po­my­słu, co o niej na­pi­sać – po­my­śla­łem. ―> Przed myśleniem nie stawiamy półpauzy. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

Ko­le­ja­rze są dziw­ni. Zwy­kle mają takie dziw­ne… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Wła­ści­wie, jakby nie pa­trzeć, jest to chyba bar­dziej hi­sto­ria… ―> Wła­ści­wie, jak by nie pa­trzeć, jest to chyba bar­dziej hi­sto­ria

Sprawdź co znaczy jakbyjak by.

 

To był ostat­ni po­ciąg gdzie­kol­wiek―> To był ostat­ni po­ciąg dokądkolwiek

 

– Prze­pra­szam bar­dzo, nie­dłu­go bę­dzie­my zmu­sze­ni panią po­pro­sić o opusz­cze­nie dwor­ca. Jest już późno. ―> Skoro opowieść recepcjonistki piszesz kursywą, to dialogi także, wszak należą do opowieści.

 

w jakiś spo­sób się przy­go­to­wać, wpro­wa­dzić się w na­strój, oswo­ić się z ner­wa­mi. Nie udało mi się być… ―> Siękoza.

 

niż fio­le­to­wo-wło­sa re­cep­cjo­nist­ka. ―> …niż fio­le­to­wowło­sa re­cep­cjo­nist­ka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pogubiłam się. Masz tu opowieść z trzeciej ręki nie bardzo wiem o czym.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka