- Opowiadanie: vrchamps - Kwiaty z nieba

Kwiaty z nieba

Serdecznie dziękuję Alicella i Krokus za pomoc. Bez Waszych uwag, to dalej byłoby tylko podziemie. Wyniosłem dzięki Wam dużo nauki z tego tekstu i choć samo opowiadanie nie jest jakieś wybitne, to na pewno sprawi, że w przyszłości ktoś będzie miał przy moich tekstach mniej pracy. Tak naprawdę o to chodzi. Jak to mówili chinole – każda nawet najdłuższa droga zaczyna się od małego kroku. Dzięki za towarzystwo:D. Samo opowiadanie to lekkie SCI-FI. Zapraszam wszystkich.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kwiaty z nieba

 – Hej, Cooker – powiedziała Karolina, związując zielone troczki kuchennego fartuszka.

 Karbonowa puszka zamigotała zielonym światłem, wydała z siebie kilka dziwnych zgrzytów, budząc algorytmy z uśpienia oraz programując się do pracy.

 – Jak mogę służyć? – odpowiedziała po chwili maszyna do przyrządzania jedzenia.

– Dzisiaj kotlet schabowy, mizeria i gotowane ziemniaki z koperkiem – wydała rozkaz kobieta, zerkając na telewizor, w którym leciały najnowsze informacje ze świata.

 – Przewidywany czas zakończenia procesu: trzydzieści pięć minut – poinformował komputer, chociaż Karolina dobrze wiedziała, ile zajmie czasu przygotowanie jej ulubionego posiłku.

Zwróciła się w stronę okna, przez które roztaczał się widok na Trzy Korony, górę u podnóża której spędziła dzieciństwo. W bazie danych było jeszcze wiele pięknych krajobrazów, ale to widok na oświetlone przez poranne słońce szczyty, wyłaniające się znad gęstych chmur, najczęściej widniał na krystalicznym szkle. Obraz w oknie zamigotał kilkukrotnie, po czym widok na górę od strony Sromowców Wyżnych znikł. Lidia poinformowała o wyczerpaniu kredytów na wyświetlane krajobrazy.  Ciekawe czemu ta sztuczna inteligencja najczęściej odzywa się w czasie awarii jakiegoś urządzenia, braku spłaty czynszu w wyznaczonym terminie lub informując o zabójstwach w pobliskim sektorze i radząc zamknięcie drzwi awaryjnym kodem, poprzez zbliżenie oka do skanu.

 Okno wyświetliło trójwymiarowy awatar asystenta działu reklamowego, który głosem Lidii zarecytował cennik usług. Tak naprawdę Karolina miała szczęście, dostając firmowe mieszkanie z widokiem na tętniący życiem kwadratowy plac, którego boki liczyły sobie równo po sto pięćdziesiąt metrów. Mogła trafić gorzej i za oknem widziałaby brudne uliczki o szerokości jednego metra, cuchnącą rzekę o konsystencji kisielu lub po prostu ścianę przyległego budynku, pojawiającą się zawsze w razie braku doładowania okiennego wyświetlacza.

Za oknem ludzie prowadzili rozmowy, spacerując wzdłuż betonowych ścian, przypominając trochę więźniów na spacerniaku. Dwie automatyczne czyszczarki sprzątały ulice, instruując jednocześnie z głośników przechodniów, jak dbać o czystość miasta oraz strasząc konsekwencjami.

 – Każdy, kto nie dostosuje się do zaleceń, zostanie ukarany grzywną – grzmiały złowieszczo blaszane, przestarzałe pudła. – Przypominamy, że od tygodnia w powietrzu krążą nanoroboty, które dostarczają dowody do głównego komisariatu gwardii miejskiej.

 Karolina zauważyła synka na placu. Staś miał siedem lat i uwielbiał grać w szachy, grę, w której mimo rozwoju nauki, nie używano nowinek technicznych. Ludzie kochali klasyczne szachy, a jakiekolwiek zmiany zasad powodowały tylko tęsknotę za pierwowzorem.

Kobieta uspokoiła się, widząc Stasia i odeszła od okna. Wiedziała, że za dziesięć minut Cooker, za pośrednictwem implantu w oku poinformuje chłopca o porze obiadowej. Usiadła przy stole, skupiając się na wiadomościach. Wcześniej docierały do niej słowa prezenterki: LEM, nowy napęd. Teraz jednak postanowiła posłuchać z uwagą. Dochodziła godzina czternasta.

 – Za około dziewięć minut statek kosmiczny LEM włączy napęd gwiezdny, ten wygnie czasoprzestrzeń tak, by w jednej chwili znaleźć się nad naszą galaktyką w odległości czterystu tysięcy lat świetlnych. Powinniśmy zobaczyć wtedy obraz Drogi Mlecznej w całości. Dowiemy się nareszcie, jak wyglądają ramiona naszej spiralnej galaktyki i ile ich tak naprawdę jest – wyłożył profesor Romuald Szmer, szukając zrozumienia w oczach prezenterki. 

 – Gdzie teraz znajduje się LEM? – zapytała pani redaktor, sprawiając wrażenie zupełnie nieprzygotowanej.

 – To dystans równy odległości Ziemi do Marsa, ale w zupełnie innym kierunku. –  W tym momencie wyświetlono mapy układu słonecznego, a mały trójkąt symbolizował miejsce w jakim znajduje się statek gwiezdny. – Mamy pewność, że to bezpieczna odległość by zareagować – zakończył profesor.

– Bezpieczna odległość? – Skrzywiła się kobieta w studiu.

 – Tak. – Mężczyzna spojrzał raz w jedną raz w drugą kamerę wyraźnie speszony. – Jeeest kilku Japońskich naukowców, którzy twierdzą, że takie „zabawy” – zaśmiał się pogardliwie dla użytego słowa – mogą źle się skończyć dla naszego świata.

 – Co dokładnie ma pan na myśli? 

 – Ci fantastycy uważają, że przez tunel czasoprzestrzenny, wysoko rozwinięte cywilizacje mogłyby dostać się do naszego świata, co prowadziłoby do różnego rodzaju zagrożeń. Jeśli nie ze strony obcych, to z naszego postępowania po takim szoku społecznym, kulturowym i religijnym, który na pewno miałoby miejsce…

 W tym momencie przerwano program. Zamiast wywiadu z profesorem Szmerem, odtworzono materiał, zawierający wypowiedzi amerykańskich naukowców, którzy wypowiadali się z wielkim entuzjazmem. Na ekranie pojawiły się też ujęcia z siedziby NASA, oraz aktualnych wydarzeń na statku, a także grupka kosmonautów machających do kamery, pozdrawiając ludzkość. 

 – Koniec transmisji – powiedziała Karolina, chcąc zaznać chwili spokoju.

 Telewizor wyłączył się.

 

***

 

– Szach mat – powiedział Stasiek, a „wujek” Józef podał mu rękę. – Musisz ćwiczyć, wujaszku, szachy to nie bajka – zakończył odchodząc od stołu, gdyż na jego wizjerze już wyświetliło się zdjęcie obiadu. Elektryczny impuls w mózgu chłopca dodał złudzenie zapachu pożywienia, a ten natychmiast poczuł się głodny.

 – Obiad gotowy, można odbierać – oznajmił Cooker, a kuchenny fartuszek Karoliny, zmienił kolor na czerwony.

Kobieta podeszła do elektronicznej puszki. Najpierw wyjechał jeden talerz po chwili kolejny. Podała do stołu. „Staś powinien już tu być” – pomyślała zaniepokojona. Podeszła do okna. Człowiek, którego Staś nazywał wujaszkiem przeganiał wścibskie dzieciaki, malujące sprejem czyszczącą plac maszynę. Synka nigdzie nie dostrzegła.

 – SI, pokaż obraz z oka mojego syna – wydała polecenie poddenerwowana.

– Brak dostępu – odpowiedziała, zaprogramowanym zdziwionym głosem Lidia.

– Ponów próbę. 

Nastała chwila ciszy.

– Brak dostępu – powtórzyła sztuczna inteligencja.

Po chwili Karolina była już na zewnątrz, nadal w kuchennym fartuchu. Kiedy zauważyła „Wujaszka” od razu do niego podbiegła, rozglądając się po drodze, zbyt szybko i nerwowo, by móc cokolwiek zauważyć.

– Widział pan gdzieś Stasia? – zapytała, nie siląc się nawet na “dzień dobry”.

– Właśnie skończyliśmy grać w szachy, wygrał i powiedział, że ucieka na obiad – wyjaśnił mężczyzna, widząc nasilający się strach w oczach kobiety. – Nie wrócił do domu?

– Na pewno gdzieś tu jest – uspakajała samą siebie, rozglądając się na boki.

– Trzy, dwa, jeden, zero. – Dopiero teraz, dotarł do matki Stasia głos z wielkiego telebimu, rozpoczynający “Misję LEM”.

 Kobieta ruszyła dalej, rozglądając się pospiesznie. Było jej łatwiej, gdyż wszyscy stali i patrzyli na wielki ekran, porzucając dotychczasowe czynności, zainteresowani aktualnymi wydarzeniami.

W końcu, zauważyła ruch jakiegoś chłopca. To był on, biegał dookoła stołu po drugiej stronie placu i zbierał rozrzucone po betonowej podłodze pionki do gry w szachy. Karolina ruszyła w jego stronę, ale wielki huk sparaliżował jej mięśnie. Stanęła. Wszyscy, łącznie z nią, przykucnęli ze strachu.

Na niebie, jakby z ciemnej naelektryzowanej chmury, wyłaniał się majestatyczny LEM. Widok był jednak tragiczny. Połowa kosmicznego statku stała w ogniu, kolejne wybuchy rozrywały poszycie, a fragmenty tego kosmicznego potwora ciągnęły się za statkiem przypominając ogon rozżarzonej bestii.

 

***

– Co on tu robi, jak to możliwe? – krzyczał w Houston John Aaron, główny kontroler misji LEM.

 Cichy pomruk niedowierzania unosił się w sali dowodzenia jak ciężki papierosowy dym. Ekrany migotały od nadmiaru danych. Ludzie zerkali po sobie, szukając odpowiedzi na tysiące pytań, które pojawiły się w jednej chwili.

 – Czy ktoś mnie słyszy?! Zadałem pytanie! Czemu dwie minuty po starcie nasz statek kosmiczny wbija się w ziemską atmosferę, zamiast podziwiać Drogę Mleczną w całej okazałości? – Doprecyzował pytanie kontroler.

 – Dostajemy takie ilości danych, jakby LEM-a nie było dwa lata, a nie dwie minuty! – zabrzmiał anonimowy głos z końca sali.

 – Dwa lata? To niemożliwe – wykrztusił zszokowany kontroler. 

Aaron przeczytał wiadomość która wyświetliła się mu dwadzieścia centymetrów przed twarzą. Mrugnął szybko dwa razy, kasując jej treść. W tym momencie wszyscy patrzyli na niego, oczekując dalszych instrukcji.

– Ben, Jessica, za mną – powiedział sfrustrowany, wskazując palcem wybranych, po czym wyszli z sali.

Idąc korytarzem mijali spanikowanych ludzi w białych długich fartuchach. Wszyscy wokół biegali, ktoś strącił ramieniem figurkę rakiety Falcon Heavy, rakiety, która w dwa tysiące dwudziestym ósmym roku wyniosła ludzi na powierzchnię Marsa. Trzaskały drzwi, ktoś się kłócił i przekrzykiwał.

– Jest nieciekawie – wymamrotał po cichu do towarzyszy. – Jessica, powiadom prezydenta, niech postawi armię w gotowości – oznajmił Aaron, odwracając głowę do kobiety, próbując spojrzeniem, potwierdzić powagę sytuacji. – Z tunelu wyłaniają się nieznane obiekty latające.

 

***

 

Karolina podniosła się z ziemi. LEM opadał powoli, ale jednostajnie, zostawiając za sobą chmurę jaskrawego dymu – destrukcja trwała w najlepsze. Teraz statek rozdzielił się na dwie części, z których każda zaczęła spadać w innym kierunku.

 Kobietę od hipnotyzującego widoku, na chwilę oderwały krzyki ludzi, którzy wskazywali opadające kolorowe punkty.

 – Jakie piękne, widzicie?!

– Cudowne!

 – Zostawcie, one wszystkie należą do mnie! – krzyknęła jakaś kobieta i zaczęła schylać się po kolorowe przedmioty.

Karolina szybko spojrzała na ziemię. Były wszędzie, spadały z nieba powoli, najpierw jak mżawka, by po chwili zamienić się w prawdziwą ulewę. Gdy tylko zdziwienie osłabło, uśmiechnęła się, ponownie zahipnotyzowana widokiem. Zaczęła łapać je w locie, pachniały i wyglądały jak prawdziwe kwiaty. Spojrzała badawczo na innych ludzi zazdrosna, że ktoś inny zbiera ich więcej. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy dostrzegła jak inni kładą się na ziemi, porzucając dotychczasowe zajęcie i zasypiają. „ Zostanie więcej dla mnie” – pomyślała. Nagle spadający powoli kwiatek wiśni, dotknął głowy kobiety. Karolina poczuła zmęczenie, następnie straciła przytomność.

Upadając na kwiatowy dywan, zobaczyła jak za mgłą i w zwolnionym tempie Stasia, który biegł z płaczem w jej stronę z wyciągniętymi rękoma.

W tym samym czasie, przysłonięte kwieciem niebo skutecznie zakryło wydostające się z czarnej, naelektryzowanej dziury, dziwne obiekty o kształcie gładkich walców.

 

***

 

– Nikt nie mówił, że koniec świata nie może być piękny – oznajmił z uśmiechem Stanisław, zdejmując z siebie partyzancki uniform.

– Nie zaczynaj znowu, proszę – strofował starszy kolega, zapalając skręta i spoglądając na przestarzałe monitory, śledząc obraz z ukrytych kamer. – Dziś dwadzieścia lat po tych wydarzeniach, każdy wie, że to było tylko złudzenie, twoja matka miała liczne obrażenia całego ciała – zakończył drastycznie, bo miał już serdecznie dosyć bajek o kwiatach z nieba, tu trzysta pięćdziesiąt metrów pod ziemią, w zimnym bunkrze, te romantyczne historyjki nie miały w ogóle znaczenia.

 – Idę do siebie. – Stanisław pokręcił głową.– Daj znać, jak znajdziesz coś do roboty na zewnątrz, potrzebuję stąd wyjść – pożegnał się, zamknął szafkę i ruszył korytarzem prosto do swojej celi.

Drzwi jego mieszkania rozsunęły się, kiedy stanął na wycieraczce. Wszedł do środka kanciapy z dwoma pokoikami. Jeden, w którym się odpoczywa i spożywa racje żywnościowe, drugi, w którym załatwia się potrzeby fizjologiczne. Miejsce zimne i wilgotne. Przyzwyczaił się.

Postanowił, że przed kolejną misją odpocznie, położy się na pryczy i zaśnie. Jedyny moment, kiedy człowiek nawet nie wie, że istnieje. Ulubiony stan w jakim można się znaleźć, stan, który zawsze wydaje się za krótki. Najpierw jednak coś co traktował prawie jak obrzęd religijny, choć do bóstw, zawsze było mu nie po drodze.

Sięgnął ręką pod metalowe łóżko i wyciągnął małe, drewniane pudełko, wielkości dłoni. Przyłożył palec wskazujący do niewielkiego szkiełka u podstawy skrzynki. Czytnik zajaśniał zielonym światłem, pokrywa pudełka kliknęła cichutko i podskoczyła lekko do góry. Na dnie, leżał mały czarny prostokącik.

Stanisław podniósł miniaturowe urządzenie, podszedł do intercomu, wsuwając w odpowiednie miejsce nośnik danych.

– Lidia, wyświetl nagranie z trzynastego marca, dwa tysiące siedemdziesiątego ósmego roku, godzina czternasta – powiedział dosadnie, opierając ręce o ścianę i opuszczając głowę z zamkniętymi oczami.

 – Trwa wczytywanie – oznajmiła SI, jakby obawiała się, że pięć sekund to czas, w którym człowiek może zanudzić się na śmierć. – Gotowe.

Stanisław obserwował to, co tamtego dnia widział mały Staś.

 Mama zbierała części rozpadającego się statku, niektóre z nich żarzyły się jeszcze, parząc jej dłonie, ale nie reagowała. Jedne przygarniała do siebie, inne wylatywały jej z rąk. Ich spojrzenia w końcu się spotkały, kiedy z wyciągniętą ręką upadała na ziemię.

Staś podbiegł do kobiety. Stanął nad martwą matką, ale bał się ją przytulić. Odłamek tkwił jeszcze w głowie Karoliny. Kałuża krwi dotarła do butów dziecka. Następnie nagranie ukazało mieszkanie Stanisława.

– Brak dostępu, brak dostępu, brak dostępu! – powtarzał uszkodzony SI w sposób, który przypominał ludzkie jąkanie.

 Obiad jeszcze parował. 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Opowiadanie bardzo pomysłowe, smutne i przerażające, aż człowiek cieszy się w głębi duszy, że żyje sobie w spokojnym świecie, z dala od takich nowinek technicznych, jak te zaprezentowane przez Ciebie. :)

Nieco dziwne wydaje mi się zachowanie Karoliny, kiedy przykucnęła wraz z innymi, bo wówczas poszukiwała przecież w panice syna i to, co działo się nad nimi, powinno spotęgować jej niepokój i nakazać tym szybciej przygarnąć do siebie ujrzane w oddali dziecko, lecz tłumaczę to sobie pewnym “upojeniem spadającymi kwiatami”, które doprowadziło jej stan umysłu do nietypowego działania. 

 

Z technicznych:

wysoko rozwinięte cywilizacje, mogłyby dostać się do naszego świata – bez przecinka

Elektryczny impuls w mózgu chłopca, dodał złudzenie – też

kuchenny fartuszek Karoliny, zmienił kolor na czerwony. – też

wielki huk, sparaliżował jej mięśnie. – też

wypowiedzi Amerykańskich naukowców – małą literą

Józef podał mu rękę . – bez spacji

próbując spojrzeniem , potwierdzić – też

destrukcja trwała w najlepsze . – też

Najpierw wyjechał jeden talerz po chwili kolejny – brak przecinka

Człowiek, którego Staś nazywał wujaszkiem przeganiał wścibskie dzieciaki – też

tu trzysta pięćdziesiąt metrów pod ziemią, – też

powiedział, ze ucieka na obiad – literówka

Wszyscy w wokół biegali – też

trzy, dwa, jeden, zero. – wielką literą

Warto pod tym kątem przejrzeć cały tekst, bo sporo jest podobnych usterek.

 

Pozdrawiam i gratuluję Ci tak bardzo interesującego, niezwykłego opowiadania. :)

 

 

 

Pecunia non olet

Hej, Bruce. Dziękuję za miłe słowa. Jak będę miał czas, odrazu biore się za poprawę.

Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)

Pecunia non olet

Wydarzyło się tyle rzeczy jednocześnie, że nie jestem pewna, czy wszystko należycie pojęłam. Najbardziej nie wiem dlaczego uszkodzony LEM nagle znalazł się nad miastem i na oczach wszystkich rozleciał się na kawałki? Dlaczego ludzie widzieli kwiaty? Czy LEM napotkał inną cywilizację?

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, ale mimo usterek opowiadanie zaciekawiło i czytało się nie najgorzej.

 

zwią­zu­jąc zie­lo­ne sznur­ki ku­chen­ne­go far­tusz­ka. ―> Raczej: …zwią­zu­jąc zie­lo­ne troczki ku­chen­ne­go far­tusz­ka.

 

Jak mogę słu­żyć? ―> Czym mogę słu­żyć?

 

Zwró­ci­ła się w stro­nę okna, przez które roz­ta­czał się widok na Trzy Ko­ro­ny… ―> Czy widok na pewno roztaczał się przez okno, czy może: Zwró­ci­ła się w stro­nę okna, na którym roz­ta­czał się widok na Trzy Ko­ro­ny

 

czysz­czar­ki sprzą­ta­ły ulice, in­stru­ując jed­no­cze­śnie prze­chod­niów z gło­śni­ków, jak dbać… ―> Czy dobrze rozumiem, że przechodnie byli z głośników?

Proponuję: …czysz­czar­ki sprzą­ta­ły ulice, przez głośniki in­stru­ując prze­chod­niów, jak dbać

 

Lu­dzie ko­cha­li kla­sycz­ne sza­chy, gdzie ja­kie­kol­wiek zmia­ny zasad… ―> Gdzie to zaimek zastępujący określenie miejsca, a szachy nie są miejscem.

Proponuję: Lu­dzie ko­cha­li kla­sycz­ne sza­chy i ja­kie­kol­wiek zmia­ny zasad

 

Ko­bie­ta uspo­ko­iła się, wi­dząc Sta­sia i od­da­li­ła od okna. ―> Co kobieta oddaliła od okna?

Proponuję: Ko­bie­ta uspo­ko­iła się, wi­dząc Sta­sia i odeszła od okna.

 

mały trój­kąt sym­bo­li­zo­wał miej­sce w jakim znaj­du­je się… ―> …mały trój­kąt sym­bo­li­zo­wał miej­sce, którym znaj­du­je się

 

Je­eest kilku Ja­poń­skich na­ukow­ców… ―> Dlaczego taki zapis?

 

za­śmiał się po­gar­dli­wie dla uży­te­go słowa… ―> Śmiejemy się do kogoś, z kogoś/ czegoś, ale nie dla kogoś/ czegoś.

Może: …śmiechem wyraził pogardę dla użytego słowa

 

– Co do­kład­nie ma Pan na myśli? ―> – Co do­kład­nie ma pan na myśli?

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. 

 

po takim szoku spo­łecz­nym, kul­tu­ro­wym i re­li­gij­nym, które na pewno mia­ło­by miej­sce… ―> Piszesz o szoku, który jest rodzaju męskiego, więc:… po takim szoku spo­łecz­nym, kul­tu­ro­wym i re­li­gij­nym, który na pewno mia­ł­by miej­sce

 

ma­te­riał, za­wie­ra­ją­cy wy­po­wie­dzi ame­ry­kań­skich na­ukow­ców, któ­rzy wy­po­wia­da­li się… ―> Brzmi to fatalnie.

Może: …ma­te­riał, za­wie­ra­ją­cy wy­po­wie­dzi ame­ry­kań­skich na­ukow­ców, któ­rzy komentowali

 

jakby LEMa nie było dwa lata… ―> …jakby LEM-a nie było dwa lata

 

nie dwie mi­nu­ty!- za­brzmiał… ―> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Dwa lata ? To nie­moż­li­we… ―> Zbędna spacja przed pytajnikiem.

 

Aaron prze­czy­tał wia­do­mość jaka wy­świe­tli­ła się… ―> Aaron prze­czy­tał wia­do­mość, która wy­świe­tli­ła się

 

Mru­gnął szyb­ko dwa razy po­wie­ka­mi, ka­su­jąc jej treść. ―> Zbędne dopowiedzenie – czy mógł mrugnąć inaczej, nie powiekami?

Proponuję: Mru­gnął szyb­ko dwa razy, ka­su­jąc jej treść.

 

wska­zu­jąc pal­cem na wy­bra­nych… ―> …wska­zu­jąc pal­cem wy­bra­nych

Palcem wskazujemy coś, nie na coś.

 

Wszy­scy w wokół bie­ga­li… ―> Wszy­scy wokół bie­ga­li

 

wy­nio­sła ludzi na po­wierzch­nie Marsa. ―> Literówka.

 

 – Zo­staw­cie, one na­le­żą wszyst­kie do mnie! ―>  – Zo­staw­cie, one wszyst­kie należą do mnie!

 

„ Zo­sta­nie wię­cej dla mnie” ―> Zbędna spacja po otworzeniu cudzysłowu.

 

zdej­mu­jąc z sie­bie swój par­ty­zanc­ki uni­form. ―> Brzmi to fatalnie – czy zdejmowałby z siebie cudzy uniform?

Wystarczy: …zdej­mu­jąc par­ty­zanc­ki uni­form.

 

Czyt­nik za­świe­cił się zie­lo­nym świa­tłem… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Czyt­nik zajaśniał zie­lo­nym świa­tłem

 

kiedy z wy­cią­gnię­tą ręką upa­da­ła na zie­mie. ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dziwne masz pytania. Czy napotkał inną cywilizacje?:) Przecież w tekście wspomniałem o tym w dwóch miejscach. Jak to się stało że LEM znalazł się nad miastem? Tak się kończy zaginanie czasoprzestrzeni:) Dlaczego widzieli Kwiaty? To na pewno za sprawą obcej cywilizacji:D Ale jak widać, dzieci były odporne na omamy:D

Vrchampsie, może i dziwne są moje pytania, ale uwierz mi – czasem trudno skupić uwagę na czytanej treści, skoro co rusz rozpraszają mnie liczne błędy i usterki. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak właśnie myślałem, że to był powód:)

Hmm, nie wiem, co Ci napisać. Jest tu jakiś pomysł, ale nie został dostatecznie rozwinięty. W kontakcie z Obcymi postawiłeś na zbiorową halucynację, bardzo ładną i udaną zresztą, ale to właściwie wszystko. Czy Obcy wciąż tam są? Czy zawładnęli Ziemią? A może tylko uczynili ją niezdatną do życia? Czy ktoś z nimi walczy? Pokazałeś obrazek, narobiłeś apetytu, a potem zabrałeś książeczkę i poszedłeś sobie z placu zabaw. Tak się nie robi, to nieładnie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przepraszam:)

Cześć!

Kreacja świata jest niepełna i dużo tu niedopowiedzeń, ale mimo to podobał mi się ta historia. Czytając początek, nie przypuszczałam, że będzie to opowieść o zagładzie.

Dzięki wielkie.

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Szalejesz Anet :)

Nowa Fantastyka